Fruech Rick
„Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim. Dobrą rzeczą jest sól; jeśli jednak sól zwietrzeje, czym ją przyprawić? Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz ją wyrzucają. Kto ma uczy do słuchania, niechaj słucha” (Lu14: 33).
Jako że zorganizowany kościół odsuwa się coraz dalej i dalej od Chrystusa i Jego nauczania, koniec wszystkiego jest bliski, a wierność wyznających chrześcijaństwo jest boleśnie sprawdzana. Jednak większość ewangelicznej społeczności została tak zaszczepiona i odurzona fałszywą religią, którą nazywają chrześcijaństwem, że wszystko, cokolwiek przypomina ostrzeżenie, traktuje jak ekstremizm. Współczesna wersja chrześcijaństwa ma wiele aspektów, które służą za zderzak i uniemożliwiają zarówno wierzącym jednostkom jak i kościołowi jako całości, na jakąkolwiek głębszą i autentyczną ocenę.
O ile wyznający chrześcijaństwo, którzy znaleźli cudowną wspólnotę w swoich lokalnych kościołach, krzyczą na swoje dzieci, że ulegają presji rówieśników, sami zostali złapani w ten sam sposób. Dobrą wspólnotą jest kręg ludzi charakteryzujących się podobnym co ty cechami, mających jakieś socjalno-ekonomiczny pokrewieństwo oraz posiadających jakiś kościelny twór, który podoba się twoim dzieciom. Nie dajmy się zwodzić w tej sprawie. Większość ewangelicznych kościołów stara się budować takie towarzyskie więzi, ponieważ przywództwo wie, że to właśnie takie relacje będą wzrastać i utrzymywać członkostwo.
Mamy do dyspozycji mnóstwo książek, które służą pomocą lokalnemu ewangelicznemu przywództwo w tym, jak budować tego rodzaju rodzinną atmosferę i poczucie przynależności. Sporo z tych książek przeczytałem i stawiają one ewangelię i głoszenie Bożego Słowa na uboczu. Kościół może wzrastać i być budowany bez jakiejkolwiek prawdziwej ewangelii czy wzywania do ofiarnego uczniostwa. Wątpisz w to? Wyciągnij Yellow Pages, a znajdziesz tego mnóstwo. Wymyśl jakąś sprytną reklamę, znajdź przyjaznych ludzi usługujących w poszczególnych grupach wiekowych, stwórz kompetentną dalszą pomoc dla gości, głoś przyjemne i odpowiednie do potrzeb kazania i już masz zadatki na wzrastający kościół. Niektóre z tych elementów powinny być częścią kościoła, lecz gdy te środki stają się celem, a ewangelia Jezusa Chrystusa i stałe wzywanie do ofiarnego służenia Zmartwychwstałemu Chrystusowi przestaje istnieć to masz klub, a nie zgromadzenie wyrzekających się siebie uczniów Jezusa Chrystusa.
Ze środka tych ewangelicznych klubów najtrudniej jest wyplątać czyjeś ego. Pojawiające się początkowo w twojej społeczności wątpliwości co do autentyczności Biblii szybko rozpływają się w miłości i czułości jaką żywisz do ludzi i bardzo często do kaznodziei. Dodatkowy opór przeciwko jakiejkolwiek zmianie powoduje sama myśl o tym, czego będzie wymagało odejście. Utrzymywanie status quo, równocześnie przyznając, że przecież nie ma doskonałych kościołów, jest dobrze znaną ścieżką. Tak naprawdę to widzisz w swojej własnej społeczności wielu oddanych wierzących, którzy biorą w niej udział i nawet poważne potraktowanie myśli o odejściu jest niewypowiedzianym oskarżeniem ich. A poza tym, twoje dzieci są tutaj od lat i mają wielu przyjaciół. Widzisz, wszystko się sprzeciwia nawet postowi i modlitwie, aby szukać Bożej woli.
Sama perspektywa nieznanego odstrasza i Duch Święty nie ma swobody wprowadzenia Bożej woli w tej dziedzinie. Może się wydawać, że jesteś osądzający i ekscentryczny czy nawet ekstremistyczny. Masz tak wiele dobrych relacji, które będą zagrożone jeśli obecny stan kościoła poddasz badawczemu spojrzeniu Biblii. W rzeczywistości, Duch może pokazywać pewne rzeczy w twojej własnej duchowej drodze, które mogą wymagać pokuty.
Jest jeszcze sprawa pokory. Pozwólcie, że podzielę się swoim osobistym doświadczeniem. Odkryłem, że prawdziwa i szczera pokora jest niewiarygodnie trudną do uchwycenia cechą. Kiedy już zobaczyłeś te rzeczy, które są zdecydowanie przeciwne nauczaniu Jezusa tak wyraźnie, że miałeś odwagę mówić o nich, wtedy wkraczasz na teren bitwy, gdzie rzadko szuka się pokory. Często wypowiadałem prawdę w duchu sprawiedliwości własnej, nawet jeśli to, co mówiłem, było prawdą. Jest to wielki paradoks, z którym tylko Jezus był sobie w stanie radzić. Napominanie, które oskarża przywódców kościoła nie skłania do pokory, a tak naprawdę jest krwawym gruntem do wynoszenia się i aroganckiej dumy.
Przejrzyj tylko blogi, a szybko dostrzeżesz obraźliwą i sprawiedliwą we własnych oczach retorykę. Jeśli rzeczywiście chcemy iść za Jezusem należy tego unikać. Lecz musisz nieustannie strzec swoich własnych motywacji i postaw. Nie ma tutaj pozycji, na której możemy powiedzieć: „dotarłem”. Ta podróż, jeśli kroczy się nią właściwie, często wymaga pokuty, często doświadcza bólem, pewnymi wątpliwościami i łzami. Nie jest to łatwa ścieżka, lecz ta, po której On kroczył. Jeśli szukasz potwierdzenia wartości własnej to nie wolno ci nawet zastanawiać się nad opuszczeniem drogi, którą kościół stale idzie.
Nie jest to jednak sprawa dotycząca jakichś pomniejszych czy nawet głównych kompromisów; sięga znacznie głębiej niż to. W rzeczywistości rozdziera sam materiał wiary. Tak, jest to biblijnie przekonujące, że główny nurt kościoła ewangelikalnego pozostawił wiarę i obecnie jawnie praktykuje hybrydową formę chrześcijaństwa, która bierze pogańskie i hedonistyczne zasady, stosuje je zarówno w praktyce jak i w doktrynalnych fundamentach, a to, co pozostało zupełnie nie składa się z tej wiary, lecz z całkowicie innej wiary. Niezłe twierdzenie, prawda?
Niemniej, aby ktokolwiek w ogóle zastanawiał się nad takim stwierdzeniem, potrzebny jest proces pracy Ducha i ten proces nie zaczyna się od skatalogowania grzechów kościoła. Wierzcie mi, zaczyna się od tego, że Duch stawia lustro przed waszymi własnymi grzechami, a wielu nie jest w stanie znieść takiego widoku, więc szybko wracają do komfortu współczesnego kościelnego lasu. W końcu przecież przecież nadal wierzą w Jezusa i wspierają misje. Nawet wierzą w literalne piekło. Cóż więc za wielki problem? Widzisz, wyłącznie Duch może otworzyć serce, aby zobaczyło te rzeczy, których nie da się zobaczyć przy pomocy logiki, i które muszą być widziane bez porównania z ewangeliczną społecznością. Musi to być dostrzeżone w biblijnym podsumowaniu, my zaś jesteśmy nastawieni na patrzenie poprzez okulary porównywania, które dopuszczają, a nawet przyjmują niedoskonałości i niedociągnięcia. Jednak te niedoskonałości i przywary są tak poważne i głębokie, że nie tylko są przeciwne nauczaniu Jezusa, lecz stanowią podstawę do stałego oddalania się od Jego nauczania, które jest bezpośrednio pod wpływem upadłej otaczającej kultury.
Te dni ostateczne stanowią realne i namacalne wyzwanie dla każdego pojedynczego wierzącego. Można pójść na tak wiele kompromisów i łatwych ścieżek, że miliony za milionami idą w swego rodzaju religijnej mgle i nieświadome tego, że Duch wzywa naśladowców Jezusa do świętej komory Jego obecności, która jest w istotny sposób odcięta od kościelnych norm. Jakże jednak często takie słowa nie pozostawiają wiele myśli i solidnego namysłu. Innymi słowy: wywołuje to kilka przelotnych myśli, lecz rzadko kiedy powodują one zmieniające życie oddanie. Przytłaczająca większość naprawdę zbawionych wierzących swoje świadectwo ma z przeszłości, lecz niczego realnego w teraźniejszości. Przeżycia, które zdarzyły nam się w tych pierwszych dniach wystarczają i nawet nie bierzemy pod uwagę tej możliwości, że ten sam Duch, który zmienił nas wtedy, chciałby uczynić w nas cud metamorfozy również dziś.
Rzm 12:1 „Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza. A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe„.
Gdybyśmy mieli do dyspozycji tylko te dwa wersy oraz J 3:16, czy nie sprowokowałoby nas to do wyjścia daleko poza to, z czym mamy do czynienia obecnie? Kiedy był ostatnio taki czas, że Duch głęboko zmienił twoje serce, kiedy życie ponownie zostało zmienione w widoczny sposób? Kiedy po raz ostatni cierpliwie szukałeś oblicza Chrystusa i mocy Ducha po to, aby kształtował twoje serce na wzór Swojego? Większość członków kościoła uważałoby te słowa za jakiegoś rodzaju duchowe trele-morele. Kto ma uszy niechaj słucha.
Czy chciałbyś, czy mógłbyś choćby tylko moment zastanowić się nad tym, że w wierze Chrystusa chodzi o coś znacznie więcej niż obecnie jest dostępne? Czy mógłbyś choć na chwilę zatrzymać się i pobawić się myślą, że Chrystus chciałby zmienić twój kurs? Poświeć czas i odpowiedz na takie pytanie: Czy jest w twoim wnętrzu płonące pragnienie pełniejszego poznania Go? A jeśli nie ma tego silnego pragnienia w tobie to co jesteś gotów zrobić, aby je zyskać? Czy jesteś gotowy stanąć przed Zmartwychwstałym Chrystusem?
Jaka część twojego serca należy całkowicie do Jezusa a jaka należy do rzeczy i trosk obecnego świata? Są to sprawy dotyczące wieczności, które zostały przysłonięte przez ogromne wpływy tego materialnego świata. Jak wiele czasu nam pozostało tylko Bóg wie, lecz być może nadal masz do dyspozycji to, co się nazywa „dzisiaj”. Tak, w tych dniach ostatnich odzywa się wezwanie, lecz może nie są to dni ostatnie, lecz ostatni dzień.
SUPER ARTYKUŁ!!!!!!!!!