Wiara, która nic nie kosztuje

Judah's lion

1Krn 21: 23-25
Wtedy Ornan odpowiedział Dawidowi: Weź je sobie, a pan mój, król, niech uczyni z nim, co mu się podoba. Patrz, oto oddam woły na ofiarę całopalną, młockarnię na drwa, a pszenicę na ofiarę z pokarmów; wszystko to daję! Lecz król Dawid odpowiedział Ornanowi: Nie tak! Lecz ja chcę kupić je za pełną cenę wartości, tego zaś, co twoje, nie wezmę dla Pana, aby złożyć mu ofiarę całopalną za darmo. Zapłacił więc Dawid Ornanowi za to miejsce sześćset sykli złotem.

Lu 14:27-28
Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim. (28) Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie?

W Księdze Kronik widzimy mężczyznę, który chce podobać się Bogu, przez to, że daje Dawidowi to, co potrzebne do złożenia ofiary. Jednak Dawid, choć jego grzechy były liczne, był mężem według serca Bożego. To jest paradoks zwany łaską. Dawid bardzo pragnął dać Bogu ofiarę, lecz nie ofiarowałby mu czegoś, co otrzymał za darmo. Byłby z tego tylko ogień, lecz nie było by prawdziwego uwielbienia. Tak naprawdę byłby to obcy ogień.

W Ewangelii Łukasza Duch Święty prezentuje nam krzyż jako miarę ludzkiej ofiary dla Chrystusa. Duch korzysta z wyrazu „koszt” tak, że odnosi się to do naśladowania Jezusa. Rzadko kiedy słyszymy to słowo dziś nawet w kościele, lecz jest ważną częścią prawdziwego uczniostwa. Jeśli jest integralną częścią chodzenia za Jezusem i jeśli jest rzadko wspominany w kościele to jak wielu z nas rzeczywiście naśladuje Jezusa? Jeśli nie ma krzyża i nie ma żadnych kosztów to którego Jezusa naśladujemy.

Zbawienie jest z łaski przez wiarę w skończone działo Jezusa, Odkupiciela, który wylał swoją krew, aby wkupić nas z naszych grzechów. Jeśli jest to prawdą to co z kosztem? Gdzie w naszej teologii jest wyraz „koszt”, jeśli Jezus zapłacił za to wszystko? Jest to interesujące jak i niebezpieczne pytanie. Jest niebezpieczne, ponieważ może okazać się jak bardzo płytki, sztuczny, a nawet nieskuteczny jest ten rodzaj chrześcijaństwa, które przyjęliśmy w ramach upadłej, hedonistycznej kultury. Można to powiedzieć bardziej dramatycznie: być może ten nowy gatunek chrześcijan skonstruował nową, fałszywą markę wiary, która, podobnie jak woda, płynie tylko w dół i stara się znaleźć najłatwiejszą drogę. Taka kombinacja różnych składników jest podróbą i mirażem, który może satysfakcjonować tylko religijne ciało. Podnieście swoje oczy: mamy z tym do czynienia wszędzie wokół nas.

Poprzez cały Nowy Testament i całą służbę Chrystusa na ziemi grzesznicy byli wzywani do pozostawienia swego poprzedniego życia i pójścia za Jezusem. Zawsze miało to głębokie konsekwencje i kosztowało ludzi nie tylko czas i majątki, lecz często kosztem było ich życie. W ciągu następnych stuleci historii kościoła wierzący byli wzywani do życia pełnego poświęcenia i wyrzeczenia siebie. Lecz dziś, mężczyźni i kobiety mogą twierdzić, że wierzą w Jezusa zupełnie nie wspominając niczego o ofierze. Mogą brać udział w tych samych rozrywkach co świat, mogą zaciągać długi, aby spełnić te same pożądliwości co świat, mogą żyć bez modlitwy tak samo jak niewierzący, mogą mówić z nienawiścią i w poczuciu własnej sprawiedliwości, starać się o pieniądze i powodzenie, napychać szafy najnowszą modą, mogą żyć nieco ponad lub ledwo w ramach środków, i mogą przeżywać emocje uwielbienia i to wszystko bez jakichkolwiek kosztów.

Grzesznik wychodzi do przodu po dobrze naoliwionym zaproszeni, któremu towarzyszy emocjonalna muzyka, dociera do pierwszej ławy, gdzie spotyka go dobrze wyszkolony pracownik, który prowadzi go przez sprytny program, który ma doprowadzić do wyznania wiary. Czy usłyszałeś, co powiedziałem? Pracownik jest szkolony w sztuce doprowadzania grzesznika do wyznania wiary. Nie ma miejsca na usługę Ducha, bez względu na to, w jakim miejscu jest serce tego grzesznika, ów pracownik jest w stanie odpowiedzieć na wszelkie pytania i ulżyć wszelkim jego obawom, a na koniec ogłosić mu, że jest „zbawiony” i przejść do chrztu i członkostwa w kościele. Policzyć koszty? Żartujesz? To jest szkoła ewangelizacji Eli Whitney (Twórca linii montażowej do masowej produkcji – przyp. tłum.).

Nie jest to jednak nowotestamentowa ewangelizacja, nie na tym polega bycie świadectwem Chrystusa. Jest to wielopoziomowy marketing wprowadzony do ewangelizacyjnych warunków. Dokładnie ta sama metodologia wyprodukowała zachodni ewangelikalny kościół, który pochłonięty jest samym sobą i korzysta ze wszystkich delicji otaczającej upadłej kultury, a jednak wyznaje, że naśladuje Jezusa. Nie sądź nawet przez chwilę, że tylko dlatego, że jesteś przeciwko modlitwie grzesznika, nauczaniu Joela Osteena czy innych, jesteś odporny na pułapki tej kultury.
Jakie są jednak nasze koszty naśladowania Jezusa? Co złożyliśmy w ofierze, aby stać się Jego uczniami? Otwieramy nasze religijne walizki, pakujemy się w podróż do nieba, po czym zamykamy walizkę i żyjemy życiem, które nie zwraca w tej kulturze ciemności niczyjej uwagi. Czy jesteśmy radykalni? Proszę, ledwo można nas zauważyć nie licząc certyfikatu członkostwa kościoła, który mamy w ręce, bądź tej chwili, gdy wycofujemy autem spod domu w niedzielne poranki. Tak naprawdę to chodzenie do „kościoła” jest naszym najbardziej widocznym dowodem chrześcijaństwa. Ta podróż zaczyna się w miękkich klimatyzowanych pomieszczeniach i kończy się w jeszcze bardziej miękkich i lepiej klimatyzowanych pomieszczeniach. Po wytrzymaniu kilku przyjemnych godzin, powracamy do naszego życia, które nic nas nie kosztuje, nie licząc tych samych kosztów, które ponoszą sąsiedzi: pieniędzy na liczne kulturalne urządzenia, które przecież musimy mieć.

Ach, takie to życie jest, tylko czy jest to Jego życie? Gdy Jezus mówił o niesieniu krzyża, co mówił do tych, którzy chcieli iść za Nim w 2013 roku? Gdy mówił o przeliczeniu kosztów, jakie koszy miał na myśli? Słyszymy te słowa tak rzadko, że nie idzie już za tym jakiekolwiek praktyczne zastosowanie. W tych dniach, gdy ewangeliczni mogą pławić się w szambie polityki i bagnie bogactwa oraz prosperity, a równocześnie ogłaszać swoje doktrynalne wierzenie w Jezusa, wszystko to, co mówi o kosztach, wydaje się takie eteryczne i tak filozoficzne, pozbawione jakiegokolwiek realnego czy konkretnego kształtu. Jest za to religijny szalony pokaz, który stał się osobliwością nawet dla tej upadłej kultury, a który nie wywołuje ani przekonania o grzechu, ani prześladowań.

Wymyśliliśmy więc na własny użytek pewien rodzaj prześladowań, które sugerują, że jesteśmy prześladowani niemiłym słowem za to, że trzymamy się naszych moralnych standardów. Tak, kościół kocha odgrywać rolę męczennika i obstajemy uparcie przy prawdzie. Samo zaś znaczenie wyrazu „prawda” zostało oderwane od Jezusa tak, że teraz reprezentuje kilka moralnych rzeczowników wyrytych w prawie i czytanych w obozach wyborczych. Słyszymy o sprawie gejów, o aborcji, socjalizmie, ziemskiej wolności i w obronie tych spraw możemy iść nawet na kompromis z ostateczną prawdą Ewangelii. Możemy zbratać się z tymi, którzy nie wierzą w Jezusa Biblii i, dopóki ich referencje są lepsze od naszych, usprawiedliwiać ich herezje. Tak więc, jedyna prawda, która ma znaczenie w wieczności, Ewangelia, może być posadzona w ostatniej ławie, podczas gdy my prowadzimy wielką grę polując na jakieś akty prawne czy starając się o jakąś konserwatywną większość w rządzie.

A teraz, powiedz, proszę, gdzie tu jest jakiś koszt? Grzesznicy nie sprzeciwiają się nam z powodu Jezusa, oni po prostu zajęli przeciwną stronę w moralnej sprzeczce demokratycznego społeczeństwa. Oni krzyczą, my krzyczymy, oni głosują, my głosujemy, oni krytykują, my krytykujemy, oni narzekają, my narzekamy, oni mają swoje wybory liderów, my mamy swoje wybory liderów. Oni organizują, my organizujemy. Cóż za szaleństwo brać udział w tych wszystkich światowych bezużytecznych grach i twierdzić, że niesie się krzyż? Po siedzeniu przed telewizorem, czy pracy nad oszczędzaniem pieniędzy, bądź zajmowaniem konserwatywnego miejsca, sugerujemy, że nasz czas poświęcony Bogu jest ofiarą bądź wyrzeczeniem się siebie. Bądźmy jednak szczerzy, dziś już nikt nawet nie sugeruje, że składa ofiarę czy wyrzeka się siebie, dopóki nie wyrzeka się luksusu pewnych grzechów.

A tak naprawdę, co należy do kosztów ponoszonych przez prawdziwego ucznia Jezusa Chrystusa? Odpowiedzią jest: wszystko.

Lu 14:33: Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim:.

Ruszaj więc i zaprezentuj swoją nieomylność i referencje dosłownej interpretacji, lecz kto tak naprawdę wierzy w te słowa literalnie? Podchodzimy do tego rodzaju słów z egzegetycznym schematem, zaczynającym się od preambuły: „on nie mógł mieć tego na myśli”, oraz listą rzeczy, których prawdopodobnie nie mógł mieć na myśli. Zamiast zaczynać od literalnej wszechstronnej interpretacji i wykonania swojej pracy z powrotem, doprowadziliśmy te słowa do tego, żeby pasowały do naszej kulturalnej mody i w istocie wypatroszyliśmy je. Zatem, powtórzmy, takie wersy otrzymują małe rólki na srebrnym ekranie zwanym kazalnicą, a gdy już się to zdarzy to ich ostrze zostaje tak dobrze zaokrąglone, że raczej łagodzi niż przekonuje.

Miliony wyznających wierzących wypełni kościelne „nabożeństwo” w niedzielę rano, oferując Bogu to, co ich nic nie kosztowało, a tak naprawdę najbardziej kosztowne rzeczy, które zachodni kościół ma do zaoferowania Bogu to ich opłaty hipoteczne i wypłaty dla pracowników.

Lu 14:33 Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim.

Wyraz „wszystko” musi być ponownie zdefiniowany, zmanipulowany oraz zawężony tak, aby był doktrynalnie rozsądny. Kiedy coś takiego ma miejsce to mamy pozbawione kosztów i krzyża chrześcijaństwo, które przyjmuję całą chwałę niebios, lecz nie akceptuje żadnej ofiary na ziemi.
Pewnego dnia zobaczymy dokąd to zawiedzie ludzi.

раскрутить сайт

Click to rate this post!
[Total: 4 Average: 5]

2 comments

  1. Fruech pisze sporo o odpowiedziach na problemy współczesnego kościoła.
    Myślę, że nastepny artykuł, pt.: Twójkrzyż, należy do nich.

  2. Kolejny artykuł, na którego treść należałoby odpowiedzieć ” Tak Bracie !!!
    Amen !!!
    Lecz w takim momencie stajemy się jak pacjenci lekarza, do którego przychodzimy po pomoc a ów lekarz ogranicza się tylko do stwierdzenia choroby.
    Czy na pewno to jest rola lekarza?
    Czy ów lekarz nie powinien raczej przepisać nam konkretnych leków na naszą chorobę byśmy mogli wyzdrowieć?

    Kiedy pewnego razu poszedłem do lekarza z bólem żołądka, a była to już kolejna wizyta, ponieważ poprzednie leki nie przyniosły efektu.
    Ów pan popatrzył spod okularów , mówiąc :
    „Mówi pan, że przepisane przeze mnie leki nie pomagają panu???
    I otworzywszy szufladę swojego biurka pokazał mnóstwo leków, mówiąc :
    „Ja zażywam te same leki , które panu przepisałem i mi pomagają , a panu nie???

    Podobnie zachowują się „duchowi lekarze” stwierdzający „chorobę w Kościele”.
    Otwierają szufladę zwaną BIBLIĄ , nie wnikając w to co mówi do nich „pacjent”, aplikują mu leki, które jak twierdzą im pomagają.
    Inną odmianą owych „lekarzy ” są ci, którzy sami będąc „chorzy ” radzą innym by nie lekceważyli choroby.
    A może w tym momencie należy powiedzieć STOP ???
    Może trzeba zwrócić uwagę i powiedzieć „Lekarzu ulecz siebie samego” ?
    Najdziwniejsze jest to, że wszystkie „dobre rady” płyną ze źródeł, które zatruły dzisiejsze chrześcijaństwo.
    Cały zachodni kościół opływający w dobra tego świata, nie ma pojęcia o cenie jaką płaci się za prawdziwą wiarę w Chrystusa.
    A jednak z całą premedytacją poucza wszystkich wokół, jak nie należy postępować .
    Czy nie przypomina to historii biblijnej, w której Jezus poucza uczniów tymi słowami?

    (1) Wtedy Jezus przemówił do ludu i do uczniów swoich tymi słowy: (2) Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. (3) Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią.

    Jedno w tym wszystkim jest pewne !!!!
    Są choroby nieuleczalne, których owocem jest śmierć.
    Taką właśnie chorobą jest grzech.
    Zatem jedynym rozwiązaniem dla pozbycia się tej choroby jest ŚMIERĆ !!!
    A co potem ?
    NOWE NARODZENIE Z WODY I DUCHA !!!
    Wszystkie „leki ” jakie aplikują dziś Kościołowi „samozwańczy duchowi lekarze”, to morfina uśmierzająca ból, a nie uzdrowienie.
    To „placebo „, które mąci w umysłach ludzi .
    Nie ma bowiem lekarstwa na tą chorobę ani pieniędzy, za które można by to lekarstwo zakupić.
    Ponieważ jedynym rozwiązaniem jest ŚMIERĆ !!!
    A zatem , to kosztuje wszystko co posiadasz!!!
    Jeśli jednak przystaniesz na owe „zastępcze środki” to wiedz, że końcem tego jest zawsze ” Śmierć „, lecz w tym przypadku to WIECZNE ODŁĄCZENIE OD BOGA !!!

    Każdy nas podejmuje decyzję własnego życia.
    Jeśli zaufamy Bogu, On gwarantuje nam życie wieczne, ponieważ za nasze grzechy śmierć poniósł Jezus i my przechodzimy ze śmierci do żywota.
    Zatem każdy z nas musi narodzić się na nowo w Jezusie Chrystusie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.