Stephen Crosby
Moje pierwsze doświadczenia z chrześcijaństwem wiążą się z przypadkiem chrześcijańskiego idiotyzmu. Chrześcijański idiotyzm jest mieszaniną szczerości, ignorancji, żarliwości i sprawiedliwości własnej. Wraz z żoną, Ritą, spędziliśmy 13 lat w ekstra separatystycznej grupie, gdzie wszystko było grzechem oprócz oddychania i to też tylko między 10 a 12 w niedziele. Oczywiście, przesada, lecz niewielka! Ze szczerego lecz sprowadzonego na manowce zrozumienia, byliśmy trenowani jak unikać zatrucia, które z całą pewnością przychodzi gdy przebywamy z nie-wierzącymi. Dotyczyło to również członków rodziny. Uczono nas, abyśmy kontaktowanie się z niewiernymi pozostawili baptystom. Uczono nas również, że baptyści i inni głoszą „nominalną ewangelię”, lecz my głosimy „głębsze rzeczy Boże”. Przede wszystkim Biblia mówi (westchnienie – zmora tekstów dowodzących i fanatycznej typologii!) że poganie wejdą do światłości naszego poznania. Tak więc, jeśli więc będziemy tylko świecić wystarczająco jasno, nie musimy martwić się o mieszanie się z nieobmytymi masami ludzkości. Bóg przyprowadzi ich do nas.
Mieliśmy takie mądre jednozdaniowe powiedzenie: „Baptyści złapią ryby, lecz my zrobimy z nimi porządek”. Umysł mi drętwieje na samą myśl o tym, lecz taka jest prawda. Jest to nie tylko koszmarnie zła teologia, lecz również pewna recepta na złe relacje. Jakkolwiek toksyczne to było, nie mogę oskarżać wyłącznie mojego chrześcijańskiego idiotyzmu o to co inni robili mi czy czego mnie uczyli. W tym przesłaniu moje osobiste złamanie odnajdowało sens zdrowia i elitaryzmu. W każdym razie, nie wiedziałem wiele lepiej. Bałem się konfrontacji z liderami. Chciałem tej społeczności również jako potrzebę umyślonego przez siebie uspołecznienia. Jak w powiedzeniu: „Bo do tanga trzeba dwojga”. Gdyby moja dusza nie była w tak silnej potrzebie, nie przełknąłbym tej przynęty. To był duchowy lepiec, toksyczne przesłanie łapiące na haczyk duszę, która nie ma się dobrze.
Znaczyło to, o ile w ogóle możliwe: żadnych uroczystości rodzinnych (urodzin, rocznic), żadnych świąt. Uczono nas, że jeśli nie jest możliwe unikanie takich obchodów, powinniśmy niechętnie to znieść, jak rzucenie mało znaczącego gestu mętom ludzkości, które były poniżej naszej duchowej wspaniałości. Jak przypuszczam, mój chrześcijański idiotyzm spowodował ogromne szkody w sporej rodzinie, szczególnie wśród rodzeństwa żony.
Od odrzucenia do uzdrowienia
Rita była jednym z dwanaściorga dzieci. Jej ojciec porzucił rodzinę, gdy najmłodsze z nich było niemowlęciem. Mając prawne pełnomocnictwa na swoich starych rodziców, sprzedał ich dom, wykopał ich na ulicę, zabrał wszystko, co mieli i zaczął żyć bez związku z inną kobietą. Spłodził z nią jeszcze kilkoro dzieci – żaden chłopiec z plakatu dla synów czy ojców. Rodzina w ciągu jednej nocy przeszła ze stanu zamożnych właścicieli restauracji do podopiecznych opieki socjalnej. Na koniec tego wszystkiego matka Rity zmarła z powodu raka w dzień Bożego Narodzenia i zobowiązała przedśmiertnie Ritę, aby zaopiekowała się rodzeństwem. W ciągu jednej nocy z siostry stała się matką jedenaściorga – rodziny niewiele młodszej od niej samej. Należy powiedzieć, że takie zdarzenia dają mnóstwo możliwości do zadawania sobie nawzajem głębokich ran.
Połącz to teraz ze znacznie późniejszym naszymi własnymi małżeńskimi problemami, toksyczną świętością naszego pierwszego kościoła i nie powinno dziwić, że skutkiem było 30 lat wyobcowania relacji.
Przenosimy się szybko do przodu przez 43 lata łaski Bożej i pracy Jego przemieniającej miłości w naszym życiu.
Siedem czy osiem lat temu odwiedzaliśmy kogoś w Dallas, w stanie Teksas. Jedna z młodszych sióstr Rity mieszkała tam. Rita miała niewielką nadzieję by dotrzeć do niej, ale spróbowała. Zaczął się trudny i szczery oraz dojrzały proces wzajemnej pokuty, przebaczenia i zrozumienia. W tym czasie nie mieliśmy jeszcze pojęcia o tym, że za siedem czy osiem lat przeprowadzimy się do Teksasu, na miejsce odległe dosłownie 20 minut od siostry! 30 lat alienacji usunięte! Została odzyskana siostra i przyjaciółka plus geograficzna bliskość! Również starsza siostra Rity dołączyła się do przeprowadzki w ten rejon. Usłyszała o odnowieniu relacji między młodszymi siostrami.
Z trwogą podjęła szansę i zgodziła się spotkać W całym szeregu przyjemnych, lecz niezobowiązujących, odbudowujących powiązań ta siostra i jej mąż przeżyli przemieniające życie spotkanie z Chrystusem.
MSZA KATOLICKA… POWAŻNIE?
Z radości nawrócenia siostra Rity zapytała jej czy nie poszłaby z nią na katolicką mszę! No, chwila! Dla konserwatywnych chrześcijan, takich jak my, katolicy są podejrzani – o ile w ogóle są chrześcijanami. Rita zgodziła się. Wzięła udział w pełnym nabożeństwie (poza komunią) i obserwowała swoją siostrę płaczącą z radości, że zostały pojednane i że mogły dzielić wspólne przeżywanie Chrystusa. Rita poszła dalej; zdecydowała się kupić siostrze bardzo drogi, grawerowany różaniec z okazji jej nowych narodzin. Takie coś nigdy nie miałoby miejsca w czasach naszego chrześcijańskiego idiotyzmu. Przede wszystkim chodzi mi o to, jak można zachęcać kogoś tkwiącego w „fałszywej religii” i wyrazić poparcie dla „niebiblijnych praktyk”? Powiem ci. Gdy miłość przymusza cię, gdy troska o inną jednostkę ludzką zaczyna przerastać twoją własną potrzebę rzekomej doktrynalnej czystości, gdy miłość zwycięża nad idiotyzmem, gdy miłość jest najwyższą cnotą, szczytem twojej wewnętrznej hierarchii prawdy, nie tylko łatwo coś takiego zrobić, lecz jest to oczywiste. Miłość nigdy nie zawodzi.
Ten podarunek w postaci różańca popchnął wszystko do przodu, jest to coś, co siostra Rity będzie cenić na zawsze. Powiedziała, że jest to najlepsza rzecz, jaką ktokolwiek dla niej zrobił! Wyobraź sobie to – tą przemieniającą i uwalniającą moc człowieczej dobroci – miłość wyłącznie na rzecz miłości, nie wymagające odwzajemnienia, ani zgodności w doktrynie. Jezus, aby nas zdobyć, gotów był pójść do stajni, na krzyż i do grobu. Jak daleko my jesteśmy w stanie pójść? Korzyść płynącą z tej historii jest taka: za jeden zakup obalone 30 lat rozdzielenia sióstr, przywrócona relacja oraz siostrzane szczęście na zawsze dla wszystkich. Przemyślenia nad tą cudowną rodzinną historią doprowadziły Ritę do ujęcia całej dynamiki tych zdarzeń w jednym celnym zdaniu:
„Bogu zajęło 30 lat, aby doprowadzić mnie do takiego stanu poczucia bezpieczeństwa, a ich przygotować na to wszystko”.
W tym prostym zdaniu zawarte jest uniwersalne przesłanie. Chrześcijański idiotyzm jest niebezpieczny – stwarza zagrożenie – jest trujący. Chrześcijański idiotyzm oddziela ludzi od siebie nawzajem, jest zdradą Pana i Ewangelii, którą głosimy. Jan ujął to w następujący sposób: „Kto nie kocha, nie zna Boga. Jeśli cierpi (bądź cierpiał) twój brat z powodu chrześcijańskiego idiotyzmu nabierz otuchy. Nie trać nadziei. Nie pal za sobą mostów relacji. Nigdy nie wiesz, kiedy Boża cudowna, przemieniająca łaska i miłość dotrze do ciebie i/lub kogoś innego. Czy nie taka jest natura gwałtownej, uszczypliwej łaski? Starożytnym celtyckim symbolem Świętego Ducha jest dzika gęś. Myśl stojąca za takim symbolem Bożej łaski, danej przez Ducha Świętego, jest to, że nie jest ona ani przewidywalna, ani nie poddaje się kontroli.
Stephen Crosby
Stephanos Ministries.
www.stevecrosby.org.
CWRm
Raczej przykre stwierdzenie rzeczywistości, w której się samemu tkwiło, a wielu tkwi obecnie.
Czy fakt, że znajdzie się sporo ludzi, którzy przez takie podejście nie chcą mieć nic do czynienia z Bogiem,
bo ich odrzuca, nie jest jednak czynieniem krzywdy? A przecież ci właśnie są zwykle najgłośniejsi.
Za czasów Pawła też tacy byli, o których apostoł napisał, że „należałoby pozatykać usta” im.
Przykre kpiny z wierzących ludzi , którzy nikomu krzywdy nie robią.
Rozumiem, że kilkanaście lat w sekcie może spowodować takie szkody, że katolicyzm przy tym wydaje się igraszką. Ale podarować różaniec to jak kupować pijakowi skrzynkę wódki – jasne że się ucieszy, ale chwalić się tym?
My lubimy kupować na prezenty Biblię, albo coś neutralnego. Bo prezenty są fajne, okazywanie miłości cudowne, tylko właśnie bez tytułowego „chrześcijańskiego idiotyzmu”.