O opuszczaniu i trzymaniu się

Kevin T. Bauder

Choć ten artykuł nie jest na temat małżeństwa, mimo wszystko chce zacząć rozważanie kluczowego tekstu z Biblii, który zajmuje się małżeństwem. Ten tekst, który pierwotnie pojawia się w Księdze Rodzaju 2:24, jest cytowany autorytatywnie zarówno przez Jezusa (Mk 10:7-8) jak i Pawła (Ef. 5:31). Zasadniczo daje nam definicję małżeństwa: mężczyzna musi opuścić swego ojca i matkę, musi być wiernie oddany swojej żonie a ci dwoje muszą być jednym ciałem.

Ostatnie zdanie jest, oczywiście, ogromnie interesujące. Wskazuje na biblijny opis właściwego korzystania z ludzkiej seksualności zgodnie z jego świętym i niezanieczyszczonym celem. Jakkolwiek bogaty w teologiczne i etyczne implikacje, nie jest moim celem w tej chwili.

Nie jest nim również środkowe zdanie, które daje nam zwięzłą biblijną definicję małżeństwa. Ewidentnie, jest to oddanie siebie sobie nawzajem w wiernym poświęceniu, które przemienia jednostkę w męża, żonę. Choć mamy tutaj do czynienia z otwartym wyrażeniem się na temat męskiej strony tego oddania, to że kobieta jest równie oddana jest tutaj powszechnie przyjmowane jako pewne. To oddanie definiuje jednostkę jako małżeńską posiadłość (używam tego terminu rozmyślnie -1Kor. 7:4-5) drugiej ludzkiej istoty. Aby oddanie mogło spełniać tą rolę, musi być uczynione publicznie, aby było poważne i wiążące, musi przybierać formę przysięgi.

Niemniej, jak powiedziałem, nie jest to moim głównym celem. Implikacje tego zdania są zarówno interesujące jak i etycznie niezbędne, zasługują na obronę i rozwinięcie. Mimo wszystko, moim obecnym celem nie jest zajmowanie się tego rodzaju podejściem. Zamiast tego chce zbadać pierwsze zdanie, które stwierdza, że mężczyzna ma opuścić swojego ojca i matkę.

Ten nakaz wydaje się dziwaczny, jeśli umieści się go w społecznym kontekście Starego Testamentu. Bardzo młodzi mężczyźni nie opuszczali ojca i matki, a co najmniej nie natychmiast. Choć może nas to wprawiać w zakłopotanie, nie powinno to pochłonąć nam więcej czasu zastanawianie się nad brakiem występowania miejsc dotyczących poligamii i rozwodu w Starym Testamencie. Wydaje się, że te społeczne zwyczaje pozostawały daleko w tyle za środkowym zdaniem biblijnego nauczania na temat małżeństwa, nawet wśród ludzi Bożych. Nie byłoby zaskakujące, gdy i inne socjalne zwyczaje pozostawały daleko w tyle za biblijnym ideałem wyrażonym w pierwszym zdaniu. Jaki jest ideał? Co znaczy ten tekst, gdy mówi, że mężczyzna ma opuścić swego ojca i swoją matkę? Po pierwsze, na co warto jest zwrócić uwagę, „ojciec i matka” prawdopodobnie stanowią odpowiednik wszelkich niemałżeńskich relacji. Ponieważ relacja dziecka do rodziców jest naturalnie najbliższą ludzką więzią, degradacja tej relacji pociąga za sobą degradację wszystkich innych.

Po drugie: ten tekst wyraźnie wymaga degradacji. O ile mężczyzna z pewnością ma nadal czcić ojca i matkę (ponieważ jest to Boże moralne prawo), nie traktuje priorytetowo swoich rodziców. Jego życie nie kręci się wokół nich, nie jest od nich zależny, może żyć swoim własnym życiem, które nie wymaga już ich nieustannej obecności i wsparcia. Jest w stanie zaspokoić nie tylko siebie samego, lecz rodzinę, nie potrzebuje, aby mu mówiono, co ma robić, lecz raczej korzysta ze swego własnego rozsądku, cieszy się własnymi sukcesami i uczy się konsekwencji własnych błędów.

Bardzo dobra analogia znajduje się w opisie duchowej dojrzałości (Ef. 4:13-16). Dziecko jest niestałe i łatwo je wykorzystać, a dorosła osoba posiada zdrowy osąd i dzięki swojej unikalnej roli ma swój wkład do uporządkowanego funkcjonowania większej całości. Taka osoba nie tylko wie, co jest prawdą, lecz również wie jak ją wyrazić.

Nieuniknione jest to, że głównym zadaniem tego opuszczenia ojca i matki jest nauczenie się niezależnego poglądu. O ile rada własnych rodziców powinna być mile widziana na każdym poziomie życia, to dorosła osoba nie potrzebuje polegać na swoich rodzicach (czy innych autorytetach), które mają mu mówić, co ma robić – może i podejmuje samodzielnie, mądre wybory.

Innymi słowy: mężczyzna nie jest gotowy do małżeństwa – w rzeczywistości, nie jest mężczyzną – dopóki nie potrafi samodzielnie myśleć. Nie jest gotowy do małżeństwa dopóki nie potrafi zatroszczyć się o siebie; nie jest gotowy, dopóki nie potrafi zatroszczyć się o swoją rodzinę. Nie jest do tego gotowy, dopóki musi chronić się pod dachem swoich rodziców czy pozawalać rodzicom myśleć za niego. Nie jest gotowy do małżeństwa dopóty, dopóki nie jest dojrzały na tyle, aby rozpoznać wagę małżeńskiej przysięgi i poziom oddania, który przeprowadzi go aż do samego końca.

Właśnie takie jest znaczenie tego, że mężczyzna ma opuścić swego ojca i matkę, lecz co z kobietą? Czy od niej wymaga się opuszczenia ojca i matki? W pewien sposób odpowiedź na to pytanie mieści się w tym samym tekście. Gdy Mojżesz pisał Rdz. 2:24, mężczyźni zazwyczaj nie zamieszkiwali w domach swoich żon, lecz to żony udawały się, aby mieszkać ze swymi mężami, zatem, oczywiście, opuszczały one również swoich ojców i matki.

Niemniej taka odpowiedź może nie być zadowalająca. W jakiś sposób głupi pewien pogląd na poddanie kobiety zatoczył szeroki krąg wśród niektórych współczesnych chrześcijan. Ci drodzy święci uważają, że kobieta (w każdym wieku) ma pozostać w domu pod autorytetem ojca, dopóki nie wyjdzie za mąż, kiedy to ten autorytet jest przenoszony na jej męża.

Spróbujcie powiedzieć to Lidii. Ta Boża kobieta prowadziła dokładnie takie niezależne życie i miała własny rozum, jaki powinien charakteryzować mężczyznę, który opuścił swego ojca i matkę. Żyła swym własnym życiem, podejmowała własne decyzje i sama się utrzymywała. Ponieważ była w stanie właśnie tak żyć, mogła poszczyć się osiągnięciem wspaniałego dobra dla sprawy Pańskiej przez służbę apostoła Pawła.

Największa służba, jaką mogą rodzice dać swoim dzieciom to przygotować ich do niezależnego istnienia. Boży rodzice będą trenować swoje dzieci w osądzaniu samych siebie, decydowaniu za siebie, samodzielnym życiu i samodzielnym zaopatrywaniu siebie. Chwile, które rodzice najbardziej powinni cenić to nie te, w których ich dzieci są najmilsze i najbardziej zależne, lecz te, w których te dzieci najbardziej demonstrują swoją rozwijającą się mądrość w niezależnym działaniu.

Oczywiście, zawsze istnieje ryzyko, że dziecko, które myśli samodzielnie może myśleć inaczej od swoich rodziców. Może przyjąć inną perspektywę, obyczaje i standardy. Rozwiązaniem nie jest jednak myśleć za dzieci, lecz instruować je, aby myślały jasno, osądzały mądrze i właściwie kochały. Dorosły, który tylko powtarza rodzicielskie komunały nadal zachowuje się jak dziecko. Wszyscy chrześcijańscy rodzice chcą, aby ich dzieci chodziły w prawdzie, lecz nie wolno nam próbować osiągać tego celu kosztem skazywania naszych dzieci na stałą niedojrzałość. Jest to równie złe, jak tamto.

Pod koniec tego artykułu, chciałem coś wyznać. Nawet najbardziej uważni czytelnicy będą usprawiedliwieni sądząc, że pisałem głównie o rodzinnych relacjach. Niemniej jednak istotą całej mojej dyskusji było przyciągnięcie uwagi ku pewnej dynamice, która powinna charakteryzować przywódców i członków kościoła ( czy, być może bardziej właściwie, przywódców para kościołów i ich członków). Tak, ale tymczasem wykorzystałem już całe dostępne miejsce przeznaczone na te artykuły i nie postawiłem nawet jednego wniosku dotyczącego relacji w kościele czy para kościele.

Możecie zgadnąć jakie one mogą być?

продвижение

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 5]

One comment

  1. Aby czynić uczniów Jezusa, dojrzałych do samodzielnego myślenia, zrezygnowania z bycia „karmionym butelką” i wzięcia odpowiedzialności za swój wzrost w Chrystusie – oto jeden z wniosków i postulatów 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *