Stephen Crosby
W materialistycznej chrześcijańskiej kulturze, w której mózgi zostały wyprane przez fałszywą ewangelię prosperity-błogosław-mnie, idea cierpienia jako część normalnego chrześcijańskiego życia jest równie obca jak boczek na bar mitzvah.
Wydaje się, że z jednej skrajnej strony jesteśmy w stanie gloryfikować cierpienie podobnie jak średniowieczni biczownicy, znosząc przeciwnika jako zasłużony duchowy bagaż. Z drugiej strony, skoro Bóg istnieje po to, aby dawać nam wygodne życie i bogactwo, jeśli tylko wystarczająco pilnie przestrzegamy Jego zasad to można myśleć, że, jeśli przeżywamy to wszystko, co śmie zakłócać naszą pogoń za „dobrym życiem” osobistego pokoju i szczęśliwości, jest to diabła robota. W obu przypadkach jest to błąd. Zdroworozsądkowa i zrównoważona teologia i praktyka cierpienia jest rzadkością. Jestem chrześcijaninem od bardzo dawna, a niewiele słyszałem na temat cierpienia w tym czasie. Dlaczego? Bo to się nie „sprzedaje”.
Idea kształtowania nas na obraz Chrystusa może ekscytować nas, jeśli sądzimy, że oznacza to dostęp do większej ilości błogosławieństw. Jeśli kształtowanie na Jego obraz przede wszystkim zwiększa nasze korzyści, wchodzimy w to na całego. Smakowitą propozycją jest też mieć charakter bardziej podobny Jego charakteru i być za to szanowanym, oraz to, aby kroczyć po ziemi jak superman czyniąc znaki i cuda, i być za to cenionym. Sale konferencyjne i skarbony są zapychane głoszeniem o jednym lub drugim. O wiele mniej ekscytujące jest zastanowić się nad ludzkim cierpieniem, któremu towarzyszy żal i współudział w Jego cierpieniu. Głoś ten uzasadniony aspekt ewangelii i kształtowania na Jego obraz, a usłyszysz swój własny głos, odbijający się echem po ścianach.
Jest to nie tylko wspólnota Jego cierpienia, lecz także współudział w Jego cierpieniu, jednego wierzącego z drugim. Chodzi tu o utożsamianie się z cierpiącym, a nie „o odprawianie obowiązku modlitwy za cierpiącą osobę” i podążanie dalej swoją szczęśliwą drogą. Możemy intelektualnie zgadzać się z tą prawdą i odprawiać zasadę czy obowiązek, ale nie dopuszczać do siebie dotyku intensywnego uczucia, z czym wiążą się następstwa tej zasady w postaci relacji.
To jak korzystamy z prawdy może być wykorzystane jako tarcza, która chroni nas przed dotknięciem naszej istoty sytuacją kogoś innego. Nie chcemy odczuwać bólu cierpienia, więc wykorzystamy opanowanie biblijnych zasad jako szczepionka przeciwko osobistemu przeżywaniu nieprzyjemności wszelkiego rodzaju.
Pierwszym przejawem życia, miłości i służby potwierdzonym przez naszego Pana było UTOŻSAMIENIE: On stał się jednym z nas i odczuwał nasz ból. Chcemy głosić prawdę z odległości, ponieważ „znamy Biblię”. Chcemy wrzucać 'biblijny wgląd’ na obszar cierpienia kogoś innego z bezpiecznej odległości. Troska, która nic nie kosztuje, nie jest w ogóle troską. To jakiś romantyzm, zwiedzenie, samoobrona.
Nasza rola jako nowotestamentowych kapłanów ma dwa aspekty: mamy być równocześnie blisko związani z cierpiącym i z Panem. Każdy z tych aspektów oddzielnie nie wystarcza, nie dostaje do standardów Jego Królestwa. Samo utożsamienie się z cierpiącym może doprowadzić do beznadziei i rozpaczy. Samo utożsamienie się z Panem może doprowadzić do klinicznej sterylności i emocjonalnego odcięcia się, braku utożsamienia. W tym drugim przypadku, można mieć wrażenie, że jest wiara i wierność, lecz jest to dalekie od życia które pokazał Chrystus.
Jeśli ktoś tonie to nie może mu pomóc osoba, która tonie obok! Niemniej jeśli ktoś jest poza zasięgiem rzuconego koła ratunkowego, tylko ktoś, kto potrafi pływać, może mu pomóc, wskakując do wody. Jeśli nie chcesz zostawić brzegu i wskoczyć w okoliczności drugiej osoby, nie chcesz podjąć tego ryzyka, to cała twoja naziemna wiedza o pływaniu, jakkolwiek dobra, jest bezużyteczna. Rzucenie komuś koła ratunkowego niesie ze sobą niewielkie koszty, małe ryzyko i jest słabą inwestycją. Wskoczenie tuż obok potrzebującego jest wcieloną miłością.
Jeśli nie odczuwamy obciążenia losem innych, aby z nimi dźwigać ciężary to nie może być mowy o wspólnocie w cierpieniu. Gdy nosimy nasze ciężary nawzajem to nie decydujemy oczasie naszej „wspólnoty” wraz z nimi w cierpieniu. Gdy jeden cierpi wszyscy cierpią. Gdy płaczemy z tymi, którzy płaczą, gdy smucimy się ze smucącymi się, gdy pocieszamy tą pociechą, która sami zostaliśmy pocieszeni, pozostajemy z nim i tak długo, jak długo ich to dotyka.
Trzeba, abyśmy zrozumieli dwie rzeczy: po pierwsze: zrozumienie naszego „przydziału” (Ga 6:2: w Wersji Króla Jakuba prawo = przydział ) do noszenia ciężaru, po drugie: Duch Święty daje nam siłę do tego w ten sposób wypełniając nasz 'przydział’ w Chrystusie. W jednym sensie, my zrzucamy nasze troski na Niego, lecz w innym, my nosimy ciężary innych. Wyłącznie Duch może zarządzać tym poprzez nas. Mam dane tylko tyle łaski, ile On nam przydziela, lecz ten przydział BĘDZIE trwał przez całe moje życie. Nigdy nie wyrośniemy z dojrzewania w Chrystusie, a raczej ten przydział do noszenia ciężaru zarówno w jakości, jak i głębokości, prawdopodobnie będzie wzrastał w miarę dojrzewania (Ga 6:1-2). Jest to część rzeczywistego, a nie filozoficznego, usługiwania „jedni-drugim” i nie jest to bardzo popularne.
Nie musimy szukać cierpienia i przeciwności. Boże uchowaj! To jest dziwactwo! Niemniej, musimy to sobie raz na zawsze ustalić, że, w taki czy inny sposób, staną one na naszej drodze. Musimy nauczyć się raz na zawsze, że bez względu na występujące okoliczności, nie o nas tu chodzi. Jeśli dobrze mi idzie to nie o mnie tu chodzi, jeśli cierpię, to dalej nie o mnie chodzi! Tu chodzi o Chrystusa i Jego odkupieńcze cele dla mnie w Jego królestwie. Jeśli tylko potrafimy rzeczywiście zrozumieć i pojąć to, odkryjemy dużo pokoju, opanowania, owocu, królestwa, a znacznie mniej pytań bez odpowiedzi typu: „Dlaczego ja, Panie?”
_____________________________________
Copyright 2013, Dr Stephen R. Crosby http://www.swordofthekingdom.com
http:/www.badchurchexperience.com.Udziela się zgody na kopiowanie, przekazywanie czy dystrybucję tego artykułu jeśli niniejsza uwaga zostanie zachowana na wszystkich duplikatach, kopiach i linkach referencyjnych. Na druk w celach komercyjnych czy w jakimkolwiek formie przeznaczonej dla mediów należy uzyskać zgodę. Kontakt: stephrcrosby @ gmail.com.
Służba utrzymuje się z dobrowolnych ofiar naszych partnerów i tych, którzy wierzą w przesłanie radykalnej łaski w rozumieniu Nowego Przymierza. Jeśli ten artykuł jest błogosławieństwem dla ciebie, przemyśl z modlitwą czy nie zachciałbyś wesprzeć nas przez PayPal. Dziękujemy, niech was Bóg błogosławi..
Drogi Sewen,
autorowi chodziło o pewien wycinek rzeczywistości kościelnej: wymazywanie istnienia cierpienia z życia chrześcijanina (cierpienie jest dowodem naszej małej wiary, bądź Bożego niezadowolenia z nas – jednym słowem musieliśmy zgrzeszyć) i fakt, że jesteśmy gotowi pomodlić się, nawet 5 razy o niepełnosprawne dziecko naszej drogiej siostry J. ale zupełnie nie jesteśmy gotowi do przychodzenia do niej 2 x w tyg, by narąbać drewna do pieca czy umyć jej łazienkę… Szczególnie, gdyby to miało trwać 10 czy 20 następnych lat… :/
Przeczytałem ten artykuł kilka razy i nie mogę dojść do tego ,o co tak naprawdę chodzi autorowi?
Od początku ,od kiedy Jezus stał się moim Panem i Zbawicielem, stał się w moim życiu autorytetem do naśladowania. Tak więc w sytuacjach niejednoznacznych zadaję sobie pytanie „Co by na moim miejscu uczynił Jezus”? Nigdy nie zawiodłem się gdy wybrałem Jego drogę.
Autor tego artykuły na początku rozprawia się z żyjącymi w prospericie ,potem z tymi ,którzy ew,. chcą chodzić w Bożej Mocy i tak naprawdę sugeruje nasze uczestnictwo w cierpieniach innych podając mierne przykłady z Biblii.
Zastanówmy się zatem nad tym jaka była postawa Jezusa wobec cierpienia innych.
A gdy się przybliżał do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową, a wiele ludzi z tego miasta było z nią. (13) A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz. (14) I podszedłszy, dotknął się noszy, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań. (15) I podniósł się zmarły, i zaczął mówić. I oddał go jego matce.
Posłały więc siostry do niego, mówiąc: Panie, oto choruje ten, którego miłujesz……………………… i rzekł: Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz. (35) I zapłakał Jezus. (36) Rzekli więc Żydzi: Patrz, jak go miłował.
Czy nasz udział w cierpieniu ma ograniczyć się tylko do tego ,ze potrzymamy kogoś za rękę ?
Przyniesiemy kwiatki i trochę słodyczy do szpitala?
Czy może „odprawimy modlitwę ” mając w nosie czy osoba ta wyzdrowieje?
A może warto wziąć przykład z Jezusa?
Nie negować faktu iż właśnie Jezus powiedział:” Tym ,którzy uwierzyli takie znaki towarzyszyć będą…………… na chorych ręce kłaść będą a ci wyzdrowieją.
Nie negować potrzeby posiadania Darów Ducha Św ,aby móc służyć innym , gdy Ap. Paweł mówi „USILNIE” starajcie się o dary.
Nie odwracać się od potrzebujących ,ponieważ nie mieszczą się w składzie „zborowej elity”
Udział w cierpieniach to na pewno nie biadanie nad stanem cierpiącego ,lecz mój aktywny udział w wyzwoleniu cierpiącego z jego cierpienia. .
Przykład do naśladowania” JEZUS CHRYSTUS
On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was.
Czy stać nas na to?