Kiedy byłem w średnim wieku (30, 40 lat) przyjaźniłem się z mężczyzną po sześćdziesiątce. Pomógł mi pohamować moje najgorsze skłonności. Pokazał mi perspektywę na wiele rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Miał szersze wejrzenie w te sprawy ponieważ przeżył znacznie więcej (naturalnych, duchowych, teologicznych, „kościelnych” doświadczeń) życia niż ja. Nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj, gdyby nie jego wpływ.
Widzę jak wielu młodzieńców czyni w mediach społecznościowych zamaszyste wypowiedzi o bezwzględnej pewności, i jest mi przykro z tego powodu. Często to twierdzenia są kłopotliwe i czynione z bardzo ciasnej perspektywy. Ci ludzie tak po prostu nie znają innych wszechświatów, możliwości i „odpowiedzi”, które istnieją poza ich osobistym doświadczeniem i relacjami z rówieśnikami.
Jeśli masz dwadzieścia, trzydzieści lat i jedynym głosem, który słyszysz to kabina pogłosowa twojego własnego pokolenia to nie jest to dobre miejsce. Znajdź kogoś z siwizną na głowie, komu możesz zaufać (i komu będzie zależało wyłącznie na twoim dobru) i bywaj z nim często. Nie masz na tyle obszernej perspektywy, aby twierdzić to, co twierdzisz.
Działa to w obie strony; ci z siwymi włosami potrzebują energii, żywotności, pasji i siły młodzieży. Bez niej zaskorupilibyśmy się we własnym przeświadczeniu i opierali każdej zmianie, reformie, innowacji.
Potrzebujemy siebie nawzajem. Nie jest to opcja – jest to coś, co podtrzymuje życie.
Moi rówieśnicy wiedzą to i mogą zaświadczyć, że często modlę się gorliwie o to, abym nie spędził ostatnich dni otoczony wyłącznie przez własne pokolenie. Modlę się o boskie powiązania z młodymi mężczyznami i kobietami.
Zdarzyło mi się
być raz na spotkaniu, gdzie, mając wówczas ponad 60 lat, byłem
najmłodszy! Serce mi zamarło. Nie ma w czymś takim przyszłości i
byłem zasmucony. Nic, co wtedy usłyszałem nie miało żadnej
wartości dla żadnego trzydziestolatka, którego znałem.
Pomieszczenie było pełne starych, siwych mężczyzn, którym ciągle
wydawało się, że jest 1970 rok, a my jesteśmy jakoś „duchowo
ważni” ze względu na „objawienie, które niesiemy”. Było to
zbiorowisko duchowej i kulturalnej nieprzydatności, duchowego
egalitaryzmu i dyskryminacji młodego wieku!
Było to równie
smutne co patetyczne.
Wierzę, że nie ma możliwości otrzymania pełnego objawienia Jezusa w jakiejkolwiek formie „zasilosowania”: rasy, płci, klasy społecznej czy wieku. Trzy pierwsze stanowią gorący temat we współczesnej kulturze. To ostatnie ma znamiona epidemii i często jest ignorowane: mnóstwo energii poświęca się na pierwszych trzech, zero na czwartym. Znam wielu, którzy uważają siebie oświeconych w dziedzinie teologii, duchowości, rasy, płci i klasy, a którzy są (być może nieświadomie) wiekowymi bigotami.
Nie sądzę, aby to był przypadek, że do wywołania epokowej zmiany potrzeba było, aby nastoletnia dziewczyna nosząca w swym łonie obietnicę, której wypełnienie miało przemienić świat, musiała mieć za partnerkę starszą krewną, również noszącą w swym łonie obietnicę.
Jest to przesłanie dla tych, którzy chcą usłyszeć go. Bóg sam siebie określił Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. Jest to przesłanie dla tych, którzy chcą je usłyszeć.
Obyśmy zechcieli zwrócić uwagę i przeżyć coś lepszego… razem.