2.07.2018
Brian Zahnd
Brian Zahnd
12 lipca 2018
Brian Zahnd
Jest to mój wstęp do nowej wspaniałej książki Keitha Giles’a „Jesus Unbound.
Jako współcześni chrześcijanie jesteśmy jak dzieci z rozbitego domu. Pięć wieków temu, zachodni kościół przeszedł przez gorzki rozwód, który podzielił europejskich chrześcijan i ich spadkobierców na odseparowane katolickie i protestanckie rodziny. Fakt, że renesansowy kościół rozpaczliwie potrzebował reformacji nie zmienia tego, że wraz z reformacją przyszło wstrętne pęknięcie, które rozdzieliło dzieci kościoła między katolicką matkę a protestanckiego ojca. W tej ugodzie rozwodowej (aby pchnąć tą metaforę nieco dalej) Katolicka Mama miała długą historię, bogatą tradycję czy magisterium, a Biblia musiała stać się dla protestantów wszystkim – i protestanci zrobili z nią t, co najlepsze.
Przez pięć stuleci protestanccy naukowcy i teolodzy prowadzili w biblijnych tłumaczeniach, nauce i interpretacji, dając chrześcijańskiemu światu takie znakomitości jak: Martin Luther, John Calvin, Jacob Arminius, John Wesley, Karl Barth, C.S. Lewis, Dietrich Bonhoeffer, T.F. Torrance, Walter Brueggemann, Stanley Hauerwas, Fleming Rutledge, Richard Hays, N.T. Wright, żeby wymienić tylko kilku. Niemniej, wraz z Sola Scriptura jako buntowniczym wojennym zawołaniem ,przyszła pokusa do umieszczenia na Biblii większej wagi, niż ona może unieść, bądź, co gorsza, pokuszenie do ubóstwienia Biblii i uczynienia z niej bałwana. Stawało się to coraz bardziej prawdą między fundamentalistycznym klerem i zgromadzeniami, które podejrzliwie patrzą na wyższe wykształcenie i nie chcą czytać Biblii z pomocą biblijnych naukowców takiej skali jak: Brueggemann, Hays, and Wright. Tak więc, pozorując, że „biorą Biblię taką, jaka jest” ci fundamentaliści czytają ją przez grube okulary kulturalnych, językowych, politycznych i teologicznych założeń – przez interpretacyjne okulary, których istnienia nie są świadomi.
Doprowadziło to do całkowicie współczesnego osobliwego protestanckiego problemu biblizmu. Biblizm jest metodą interpretacji, która prowadzi do „płaskiego czytania tekstu”, gdzie każdy wers jest sam w sobie „słowem Bożym” i niesie ze sobą taki sam autorytet, jak każdy inny. W efekcie biblizm próbuje z Biblii zrobić głowę kościoła. Tam gdzie, katolicy błądzą udzielając ostatecznego autorytetu papieżowi, protestanccy zwolennicy biblizmu błądzą przekazując skrajny autorytet Biblii. Chrześcijanie powinni wyznawać, że jedynie Chrystus jest głową kościoła.
Zmartwychwstały Chrystus powiedział do uczniów: „Wszelka władza na niebie i ziemi został mnie dana”. N.T. Wright przy swoim poczuciu humoru przypomina nam, że Jezus nie powiedział: „Wszelka władza/autorytet na niebie i ziemi została dana księdze, który wy, chłopaki, napiszecie”. Ironią biblizmu jest to, że przy swych wszystkich twierdzeniach o udzieleniu ostatecznego autorytetu Biblii, w rzeczywistości umożliwia on czytelnikowi bycie swoim własnym prywatnym autorytetem. Jeśli więc nie lubisz wyraźnego wezwania Jezusa do etyki nieużywania siły, zawsze możesz odwołać się do wojen Jozuego i Dawida, aby odwołać rozkaz Kazania na Górze. W taki sposób wykorzystuje się Jozuego do przebicia Jezusa. Być może bardziej inteligentnym sposobem ignorowania przykazań Chrystusa jest cytowanie odmiennego rozdziału i wersu. W ten sposób, czytając Biblię jako płaski tekst i wybierając potwierdzające teksty dowodowe, możesz uzyskać poparcie Biblii niemal w każdej sprawie – w tym podbojów i ludobójstwa, utrzymywania kobiet jako własności oraz instytucji niewolnictwa. Takie nadużywanie Biblii ma swoją długą i dobrze udokumentowaną historię.
Jednym z głównych problemów biblizmu jest to, że zawodzi w pokazaniu żywotnego rozdziału między Biblią, a chrześcijaństwem. Chrześcijańska wiara jest żywym drzewem zakorzenionym na gruncie Pisma. Nie można usunąć drzewa z gruntu, w którym jest zakorzeniony i oczekiwać, że przetrwa; lecz nie możemy uważać, że drzewo i ziemia są tym samym! Nie są.
Mówiąc prosto Biblia i chrześcijaństwo nie są synonimami. Tak, są połączone, lecz są czymś odrębnym. Pismo jest glebą; chrześcijańska wiara jest żywym drzewem. Są ze sobą połączone, lecz nie są tym samym. Tak więc, jeśli Biblii zakłada, że niewolnictwo jest zarówno znośną jak i nieuniknioną instytucją (p. Ef 6:5) i nawet jawnie stwierdza, że niewolnik jest własnością właściciela (p. Wyj 21:21), to nie znaczy to, że takie jest stanowisko chrześcijaństwa w tej sprawie.
Chrześcijaństwo nie jest sługą Biblii – chrześcijaństwo jest sługą Chrystusa! Z gleby Pisma wyrasta dojrzała chrześcijańska wiara, która nie tylko może,lecz wymaga sprzeciwiania się wszelkim formom niewolnictwa w imieniu Jezusa. Zakorzenione w glebie Słowa chrześcijaństwo jest w stanie tworzyć etyczne gałęzie sprawiedliwości zwanej abolicją. Od chwili zamknięcia kanonu Pisma, grunt chrześcijańskiej wiary jest niezmienny, lecz to nie przeszkadza żywej chrześcijańskiej wierze wzrastać, zmieniać się, rozwijać się i dojrzewać w czasie. Oczywiście, to jak wzrasta i zmienia się często będzie sprawą żarliwej debaty w ramach kościoła; a głęboko podzielona natura kościoła pogarsza stan komplikacji tego problemu. Mimo wszystko, aby zrozumienie chrześcijaństwa jako żywego drzewa zakorzenionego w glebie Słowa, pozwala kościołowi wzrastać w nowy i odkupieńczy sposób w ramach Bożego moralnego Wszechświata. Powiedzieć, że chrześcijaństwo jest na zawsze zakorzenione w Piśmie, a jednak oddzielne od Pisma, jest zarówno konserwatywne jak i postępowe.
Konserwatywne w tym, że uznaje nienaruszalność Pisma, a równocześnie w tym, że czyni żywotne rozróżnienie między żywą wiarą, a historycznym tekstem. Twierdzenie zaś, że chrześcijańska wiara jest jednym i tym samym z Biblią jest fundamentalistycznym błędem i całkowicie nie do utrzymania. Na przykład: widziałem jak „biblicyści” byli zapędzani w róg usiłując bronić Biblii, mówiąc: „czasami niewolnictwo jest dobre”. Jest to biblizm w najgorszej formie. Alternatywą dla współczesnego nieprawowiernego biblizmu jest starożytna ortodoksja, która mówi to, co kościół zawsze mówił: Jezus Chrystus jest tym prawdziwym Słowem Bożym. Biblia jest słowem Bożym tylko w przedostatnim (drugorzędnym?) sensie. Biblia jest inspirowanym i kanonizowanym świadectwem Słowa Bożego, którym, jest Jezus Chrystus – Słowo uczynione ciałem. Wyłącznie Jezus Chrystus jest tym nieomylnym i niezawodnym, doskonałym Słowem Bożym. Nie odnosząc się najpierw do Chrystusa a następnie do kościoła nie możemy nawet wyjaśnić w jaki sposób Biblia powstała. Wskrzeszony z martwych Chrystus polecił kościołowi nieść świadectwo Ewangelii na cały świat. W trakcie wykonywania tego nakazu Chrystusa kościół zebrał, uporządkował i kanonizował pisma, które stały się Nowym Testamentem. Nie zaczynamy jednak od Biblii – zaczynamy od Jezusa i kościoła? Dlaczego? Ponieważ Jezus jest Panem, a nie Biblia. Chrześcijanie czczą Jezusa, a nie Biblię. Jezus jest głową kościoła, a nie Biblia.
Czytając „Jesus Unbound” [Jezus uwolniony]: Jak to się dzieje, że Biblia uniemożliwia nam słyszenie Słowa Bożego” niektórzy czytelnicy mogą uważać Keitha Gilesa za kontrowersyjnego. Twierdzę, że tak nie jest. Podejście Gilesa do Biblii nie jest czymś nowym czy nowoczesnym – jest to sposób w który czytali Biblię ortodoksyjni ojcowie kościoła w stuleciach, gdy kształtowało się chrześcijaństwo. To współczesny fundamentalistyczny biblizm powinien być uważany za kontrowersyjny i ostatecznie odrzucony jako heretycki. Rozumiem również, że takie podejście do Biblii jest domniemaną pozycją odziedziczoną przez większość amerykańskich ewangelików i właśnie dlatego książka Gilesa jest tak pomocna i ważna. Gdy więc zaczniesz czytać „Jesus Unbound” bądź pewien, że jesteś na twardym gruncie – trzymaj Biblię blisko, ponieważ jako miłośnik Pisma, Giles będzie odnosił się do niej stale i wciąż. Zarówno autor, Keith Giles, jak i „Jesus Unbound” są solidnie umocowani w Biblii.
BZ