Stan Tyra
19 listopada
Nie zbawiamy naszych dusz tylko je odkrywamy. Nie próbujemy siebie uświęcać – nasze dusze są przebudzane. Już jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, po prostu nie wiemy o tym. Wyzwaniem jest zaufanie. Ufać, że jestem jedno z Bogiem, bez względu na swoje własne starania ku uświęceniu jest bardzo upokarzające dla ego. Stąd też pojawia się pokusa taka sama jak u Ewy: jak mogę stać się podobny(a) do Boga.
Jeśli przylgniemy do niego to pozytywny obraz siebie samego jest równie
uzależniający jak negatywny. Jezus powiedział, że błogosławieni ubodzy w duchu. Cała nasza duchowość polega na odpuszczaniu; własnego poczucia bezpieczeństwa, dobrej reputacji i samo-rozwojowych projektów, które nazywamy swoim własnym ja. Doszedłem do przekonania, że religia jest najczęściej najbezpieczniejszym miejscem, w którym można uniknąć Boga, ponieważ Bóg chce poprowadzić nas ku poddaniu siebie, podczas gdy religia często uczy nas kontrolowania siebie.
Aby spotkać się z naszymi demonami, które kuszą nas do tego, abyśmy
wykazywali swoją tożsamość przez osiąganie sukcesów, musimy zostać
poprowadzeni na pustynie. W przeciwnym razie będziemy używać ewangelii do ukoronowania siebie, zamiast uwolnić siebie do uwalniania innych.
Podobnie jak w przypadku Mojżesza; niewolnik nie może uwolnić niewolników. Z miejsca niewinności i słabości musimy być
„spławieni” w dół rzeki do miejsca wolności, gdzie nasza tożsamość jest
potwierdzona. Tylko wtedy możemy prowadzić ludzi do wolności.
20 listopada
Wydaje się, że zbyt często kiepska religia produkuje bądź wspiera
dogmatyczną nieustępliwość, uprzedzenia i ciasną umysłowość,
nietolerancję i religijnie ukrywany gniew i nienawiść, a to wszystko w
imieniu Jezusa. Stwarza to irytujące problemy, a nie pokój, nadzieję i
miłość na jakimkolwiek poziomie. Duchowa ścieżka, którą nazywamy
dobrą, staje się tak niebezpieczna i dzieląca.
To przejście z nieświadomego zaufania do zagorzałych, zadowolonych z
siebie wniosków zlikwidowało jakąkolwiek ścieżkę do przebudzonej
przemiany. Skutek jest taki, że duchowość została zdegradowana z
globalnej społeczności do plemiennego zaufania do myśli o Bogu, których
trzymamy się, do idei, które polerujemy i których bronimy jakby to one
były boskie. Rzeczywiście, możemy je nazwać niezawodnymi. Zamiast
zachowywać nasze myśli w pokorze i uczyć się odkrywać prawdę i żyć
W niej, żyjemy w iluzji, że POSIEDLIŚMY prawdę.
Zrównanie przekonań z wiarą, trywializowanie duchowości przez
zredukowanie jej do umysłowego procesu jest słabym substytutem relacji.
Wygląda na to, że jesteśmy zdeterminowani do tego, aby zredukować
Ostateczną Tajemnicę do teologicznego wniosku. Gdy Bóg zostanie
zastąpiony myślami i ideami i podsumowany doktrynalnymi przekonaniami,
przepada przemiana i to, co transcendentne.
Czy nie jest więc dziwne, że ogromna część tego Świata myśli, że
„chrześcijańska” duchowość jest co najmniej przereklamowana, o ile
nie są to kompletne brednie.
21 listopada
Przyczyny tego, że chrześcijaństwo stało się na Zachodzie nieistotne
są skomplikowane. Pierwszą może być założenie, które mówi, że bycie
dobrym chrześcijaninem jest tożsame z autentyczną przemieniającą podróżą.
Powinno to być widoczne, że być dobrym chrześcijaninem w żaden sposób nie czyni nikogo dobrą jednostką ludzką, a jeszcze mniej kogoś podobnego do Chrystusa. Stworzona przez siebie świętość nigdy nie wyda
spójności, a rytualne praktyki autentyczności.
Modyfikacja zachowań jest słabym substytutem świętości czy
spójności, a chodzenie do kościoła, dawanie dziesięciny, rytualistyczne modlitwy i studium biblijne tak naprawdę rozpraszają jakąkolwiek autentyczną podróż, ponieważ skupiają na tym, co zewnętrzne i jest to wymuszane przez plemienne zawstydzanie. Wszystko to nie jest niczym innym, jak tylko zewnętrznym podporządkowaniem się normom zachowania kościoła, denominacji czy instytucjonalnemu systemowi wierzeń.
Ostatecznie, to wszystko, co wymieniłem wyżej, zachęca ludzi do ukrycia
się wewnątrz religijnej mgły, zaślepia ich na świat wokół i odrzuca
współczucie, przebaczenie i bezwarunkową miłość, czym Jezus
obejmował wszystkich.
Z chwilą, gdy utożsamiasz się ze „swoim” plemieniem, tracisz wszelkie zaciekawienie i zainteresowanie tym, co może być poza. Zamiast być
obecnym dla ludzkości, uważamy inność ludzi albo za zagrożenie, albo
coś godnego pogardy.
Im bardziej jakakolwiek religijna praktyka kładzie nacisk na
doskonalenie i stawianie się dobrym chrześcijaninem, tym bardziej
izolują się jego „członkowie” i tym mniej autentyczna podróż ma
miejsce. Jedyne co pozostaje to pozoranctwo i wymuszone na sobie ukrywanie się, nawet jeśli się tego wyrzeka. Pozostaje wówczas pytanie: „gdzie jesteś?”
22 listopada
Życie zajęte zmaganiem, aby być dobrym chrześcijaninem torpeduje szczerą obecność wobec siebie, innych i Boga. Bycie obecnym wymaga ciszy i
wewnętrznej przestrzeni, a ludzie zajęci próbami dodania sobie „tych
wszystkich rzeczy” żyją tak pełnym i hałaśliwym życiem, że taka
obecność staje się niemożliwa. Znam tak wielu ludzi, którzy są tak zajęci
pogonią za duchowym błogosławieństwem, objawieniem, że brak im wewnętrznej przestrzeni i ciszy, przez co nie są w stanie być obecni wobec
czegokolwiek poza ich pragnieniami. W ten sposób, nie zauważając tego,
moje pragnienie Boga staje się moim bogiem. Jest to bardzo zwodnicze
miejsce, ponieważ wygląda na tak duchowe.
Jeśli chrześcijańska duchowość zachęca cię do tego, abyś umieścił swoje wierzenia w centrum swego duchowego życia, staje się najlepszym wypadku
niestosowna, a w najgorszym bałwochwalcza. Jeśli taka duchowość
sprowadza duchowe praktyki do listy powierzchownych religijnych zadań
ogranicza również twój potencjał. Głęboka i autentyczna duchowość w całości jest związana z życiem i nie zgadza się na izolację wśród
religijnych miejsc czy praktyk. Jest to takie miejsce, do którego należy
wszystko oraz wszyscy, nic nie jest marnowane; nawet te chwile, które są
uważane za najgorsze. Tak naprawdę to mogą być miejsca największej
przemiany.
Niemożność wykonania wszystkiego co się chce, bądź co się mówi, że
trzeba, aby stać się dobrym chrześcijaninem, wydaje wyłącznie poczucie
winy bądź arogancję. Poczucie obowiązku może utrzymywać cię w
chodzeniu do kościoła, lecz wyłącznie pragnienie i cisza może utrzymać cię w otwartości na Boga i autentyczną przemianę. Poczucie winy może
motywować do religijnego zachowania, lecz podróż odkrywania i upadania woli doprowadzi cię do autentyczności.
23 listopada
Duchowość nabywania i posiadania jest wielkim niebezpieczeństwem i
źródłem rozpraszania, ponieważ sprawia, że podróż kręci się
wyłącznie wokół „zdobywania” wglądu, zrozumienia i doświadczeń. Dla innych jest to mistrzostwo duchowych praktyk czy zdobywania duchowej sprawności.
Niestety, są to tylko duchowe posiadłości i szybko stanie się z nimi
to, co z posiadłościami się dzieje; posiądą nas.
Podejście do duchowego życia z nastawieniem „potrzeby” czegokolwiek
szybko prowadzi do tego, „co JA muszę zrobić…” z naciskiem na
„ja”.
Wtedy, podobnie jak Marta, szybko uciekamy do naszej religijnej kuchni i
zaczynamy przygotowywać kanapki, których Jezus nigdy nie wymagał. To
wywołuje obciążenie, zamiast lekkości, związanie, a nie autentyczną
wolność, osądzających krytyków, a nie niosące życie byty.
Te załączniki po prostu przenoszą nas z więzienia poznania do więzienia potrzeby wiedzy i potrzeby działania.
Autentyczna duchowość nie jest przywiązana do niczego, w tym również
do zrozumienia, wyjaśnień, doświadczeń, nawyków, dyscyplin czy
przekonań. W wierze chodzi o chęć uznania naszej fundamentalnej niezdolności do poznania czegokolwiek co boskie. Dlatego nazywa się to
tajemnicą. Przemiana dzieje się „w nas” w czasie podróży, a nie
dlatego, że zbudowaliśmy świetny plan samo-pomocy do duchowego oświecenia. Przemiana wyrasta z pustki, a nie z pełni.
Nie „chwytamy” boskich spraw, to one nas „chwytają”.
Pełnia sprawia tylko tyle, że szybko stajemy się pełni siebie.