(Temat może dla nas uboczny, ale ta japońska mentalność (świecka przecież) zrobiła na mnie wrażenie i to w takim kontraście,… dokonałem trochę skrótów, aby nie zanudzać ale zostawić istotę -tłum.)
Neil Cole
Czytałem dziś rano gazetę i uderzył mnie kontrast między dwom artykułami. Ten kontrast mówi o obecnym stanie kościoła we współczesnej Ameryce i mówi o czymś, co, jak sądzę, wkrótce pojawi się jako poważna pozbawiająca sił choroba w kościele.
Pierwszy artykuł zajmował się kilkoma emerytowanymi obywatelami Japonii, którzy utworzyli zespół nazwany „Skilled Veterans Copr”. Stworzyli go jako wolontariusze, aby wejść do atomowej elektrowni w Fukushima i wykonać kilka niezbędnych napraw, aby młodsi pracownicy nie musieli tego robić. Najmłodszy w tej grupie ma 60 lat a najstarszy 78. To są prawdziwi bohaterzy. Pomyśleli, że nie zostało im dużo życia, jak młodszemu pokoleniu i odczuli na sobie odpowiedzialność, ponieważ korzystali z pracy tej nuklearnej elektrowni przez dłuższy czas. Dodają również to, że ich komórki reprodukują się w zwolnionym tempie, więc zajmie więcej czasu wykształcenie się raka i ewentualna śmierć z tego powodu, a oni i tak szybciej umrą. Prawdą jest, że chcą poświęcić swoje własne życie, aby pokolenie ich dzieci nie musiało tego robić. Strona internetowa wzywająca wolontariuszy stwierdza: „To jest naszym obowiązkiem wobec następnego pokolenia i tego, które przyjdzie po nich”.
Drugi artykuł zajmował się podejrzeniem, że zostało przegłosowane odejście Roberta H. SHuller’a z rady dyrektorów Chrystal Cathedral. Później kościół wydał oświadczenie, w którym stwierdzono, że nie zostało to przegłosowane, ale że nie jest już członkiem z prawem głosu. Nota nie informuje, że to syn Shullera (który kilka lat temu został usunięty z kościoła), był autorem pierwotnego komentarza, co wskazuje na to, że w Chrystal Catherdral ciągle jest pełen dramaturgii, nawet bez bożenarodzeniowego widowiska (to przytyk do praktyki tego kościoła, gdzie chwalono się tym, że zorganizowano bożenarodzeniową szopkę za 600.000$ z autentycznymi zwierzętami, aktorami, fruwającymi aniołami itd… -przyp. tłum.)
Tak jak kościół ten był prekursorem fenomenu mega kościołów, tak jest, moim zdaniem, on znakiem obrazującym nadchodzący problem, którym amerykański mega kościoły muszą się zająć i to szybko. Kilka lat temu Shuller odszedł na emeryturę zostawiając kościół w rękach swego syna. Niedługo później syn został zwolniony, a jego miejsce w kościele zajęła córka Shullera. Frekwencja spadała do tego stopnia, że teraz trudno jest znaleźć publiczność w czasie telewizyjnych pokazów, ponieważ jest tak dużo pustych siedzeń. Co bardziej uderzające niż słabe uczestnictwo to wysokie długi i brak finansowych zasobów. Ten kościół doszedł do bankructwa, wysprzedaje swoje mienie i robi wszystko co tylko możliwe, aby utrzymać się na powierzchni, równocześnie gwałtownie tonąc.
Co mają wspólnego te dwa artykuły? Odchodzące na emeryturę przywództwo jest odpowiedzialne za wychowanie i wprowadzenie następnego pokolenia. W jednym przypadku ojcowie reagują bohaterską ofiarą na rzecz swoich dzieci i wnuków, a drugim przypadku starsze przywództwo nie przygotowuje właściwie następnego pokolenia i pozostawia tonący statek w rękach skonfliktowanego rodzeństwa, podczas gdy 84 letni ojciec nadal usiłuje, na ile tylko może, trzymać władzę aż do chwili, gdy ostatecznie zostaje zmuszony do odejścia.
Większość mega kościołów w Ameryce jest prowadzona przez dynamicznych pastorów założycieli. Ci przywódcy starzeją się i w wielu przypadkach są już w wieku emerytalnym, lecz ciągle prowadzą tak, jakby byli nieśmiertelni. Tak nie jest i jeśli nie wzbudzą następnego pokolenia i nie przekażą pałeczki również będą świadkami tego jak ich służby usychają i umierają podobnie jak w Chrystal Catherdral.
Większość tych starszych przywódców ma dzieci, które same dorosły do pozycji przywódców, całkiem podobnie jak u Shullerów. O ile niektórzy z nich dobrze sobie poradzili z uwalnianiem swoich synów, innym tak dobrze nie poszło. Szczerze mówiąc jest to trochę szokujące, że tak wielu umieściło synów na swoich miejscach, jakby to była jakiegoś rodzaju królewska monarchia czy prywatny rodzinny biznes. Billy Grahama zastąpił syn Franklin. Jerry Fallwell został zastąpiony przez syna, wpływy Charlesa Stanley’a są teraz przyćmiewane przez Andy’ego, choć nie zawsze to przekazanie szło gładko. Tak naprawdę, wiele z tych sukcesji nie poszło dobrze, tak jak w przypadku fiaska Shuller’a. Tuż o rzut kamieniem od Chrystal Catherdral jest Calvary Chapel of Costa Mesa gdzie senior Chuck Smith zmaga się ze sprawami sukcesji, a z tego co słyszałem jego syn, również pastor i autor wielu książek, nie jest już brany pod uwagę.
Należy oddać im to, że wychowali swoje dzieci tak, że idą za Panem i prowadzą kościoły i za to należy im się cześć, lecz problemem jest to, że sposób w jaki ten kościół jest budowany nie daje się dobrze przekazywać dalej. Przywódca, który może zbudować mega kościół nie jest tym typem przywódcy, który z łatwością radzi sobie z przekazywaniem służby innym i tutaj leży problem.
Osobiście uważam, że sukcesja nie jest rzeczywistym problemem, lecz jest symptomem większego problemu. Problem stanowi to, że przywództwo z poprzedniego pokolenia nie przekazuje dobrze pałeczki, ponieważ trzyma ją przy sobie zbyt długo. Sławni nauczyciele nie wydają następnego pokolenia nauczycieli, lecz raczej trzymają się swoich wpływów, co buduje zależności nie dających reprodukcji.
[…]
Jednym z ważnych fragmentów Pisma, które mogliśmy czytać dziesiątki razy, lecz nigdy nie zastanawialiśmy się nad nim w świetle stanu dzisiejszego przywództwa, jest proste stwierdzenie Pawła w liście do Filipian, gdzie pisze:
„Przeto, umiłowani moi, jak zawsze, nie tylko w mojej obecności, ale jeszcze bardziej teraz pod moją nieobecność byliście posłuszni; z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie. Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie” (Flp. 2:12-13).
Dobrze znamy te słowa. Były głoszone, słyszane czy czytane jako przesłanie na temat pracy nad swoim zbawieniem i tego, co to znaczy. Jak często jednak poświęcaliśmy czas aby zastanowić się nad pierwszym zdaniem skierowanym do tego kościoła, który, jak się okazuje, miał się lepiej pod nieobecność Pawła, niż w czasie jego obecności. To jest, przyjacielu, wspaniałe oświadczenie i być może nawet jest oskarżeniem przeciwko obecnemu typowi przywództwa, jakie obowiązuje w większości kościołów.
Nie potrzebny jest nam plan sukcesji, jakby współcześni przywódcy byli tak cenni, żebyśmy musieli spędzać godziny czy dni, starając się wymyślić, jak ich zastąpić innymi dynamicznym przywódcami, którzy są równie podatni na te same słabości. To czego rzeczywiście nam potrzeba to przywódców z sercem ofiarnym, którzy są bardziej zainteresowani duchowym powodzeniem swoich duchowych dzieci niż własnym i którzy będą prowadzić kościół w taki sposób, aby inni mieli nawet większe uprawomocnienie do przywództwa niż to poprzednie przywództwo. Bardziej od sukcesji potrzebna nam jest ofiara podobna do tej, którzy złożyli ojcowie z Japonii.раскрутка