John Fenn
Witajcie.
Mam już swoje lata i pamiętam okres kiedy kuchenki mikrofalowe były wprowadzane na rynek, pamiętam też pierwszy raz, kiedy zobaczyłem jak to działa. Była to wtedy bardzo droga nowość i tylko nieliczni znajomi z tych najbogatszych, którzy zbliżyli się do nas po odejściu taty, dysponowali tą nową technologią. Byli nam tak bliscy, że my, dzieciaki, nazywaliśmy ich „wujkiem Del i ciocią Betsy”.
Mieli pięcioro dzieci, w podobnym wieku do naszej czwórki. Najstarszy syn,Trip, było w moim wieku i był moim dobrym przyjacielem. Tak naprawdę to nie miał na imię Trip, lecz dano mu imię po jego dziadku i ojcu, był więc trzecim, więc „triple”, z czego zostało „Trip”. Gdybyście wiedzieli jak miał naprawdę na imię, nie dziwiło by was to, że wolał być „Trip”.
Mieli duży dom ze schodami z każdej strony domu prowadzącymi do pełnej piwnicy, gdzie zazwyczaj bawiliśmy się. Jedne schody wewnątrz prowadziły do kuchni. Nigdy nie zapomnę pobytu tam owego dnia. Ciocia Betsy zdecydował zrobić nam na lunch kanapki BLT (bacon, lettuce, tomato – boczek, sałatka, pomidor), podsmażając boczek w mikrofali. Kilkukrotnie wymawiałem się od zabawa, aby wyjść na górę i obserwować, co się dzieje. Nie mogłem uwierzyć w to, że można było położyć boczek na papierowym talerzyku, przykryć papierową chusteczką, nacisnąć przycisk i po kilku minutach otrzymać „smażony” boczek. Wyjaśniała mi to kilka razy, ponieważ myślałem, że na pewno coś pominąłem – to nie może być TAK łatwe! Stałem tam i obserwowałem smażenie kilku kawałków boczku od początku do końca, by mieć pewność, że ciocia Betsy nie żartuje.