Category Archives: Tyra Stan

Stan_8/9.04.2019

Stan Tyra
Często pastorzy, duchowni i liderzy najbardziej opierają się ewangelii, łasce i wszelkiej mowie o prawdziwej wolności, ponieważ jeśli zostaniesz „rzeczywiście wolny” to nie będziesz więcej potrzebował ani ich, ani ich systemu. Zachowanie miejsca pracy i władzy mocno wpływa na to, żeby utrzymywać ludzi zniewolonych i zależnych. Jest to „faraon”, który musi cię wypuścić. Jeśli kościół ma kiedykolwiek stać się czymś więcej niż jest i tym do czego został „wywołany” (Ecclesia) musi mieć odwagę i cierpliwość do tego, aby pozwolić ci na to, abyś poszedł każdą konieczną dla ciebie drogą, ze wszystkim tego konsekwencjami, ryzykiem i skandalem, który to tworzy. Oczywiście, podejmiesz kilka naprawdę paskudnych decyzji! Każdy to robi, choć niewielu się do tego przyznaje, a szczególnie ci z „kościelnego systemu”. Dlaczego mamy uważać, że to co zrobiliśmy do tej pory jest tak okropne?

Podobni do Ojca syna marnotrawnego, musimy być gotowi na to, aby czekać na tego kto wyruszył w odkrywczą podróż, pełną ryzyka i naszpikowaną błędami. Czy jest to jednak błędem? Czy podróż Syna Marnotrawnego skończyła się tym, że odkrył błąd Ojca? Nie sądzę. Wygląda na to, że błędem było pozostanie w domu i uważanie siebie za mądrego i świętego, jak to się stało w przypadku jego starszego brata.

Powtarzam to stale: tylko ludzie, którzy szczerze upadli zrozumieją: powodzenie niewiele nas nauczy. Upadki i niepowodzenia są wspaniałymi nauczycielami. Używam terminu „szczery upadek”, ponieważ większość funkcjonująca w religijnych systemach będzie uważała to za zwykłe niepowodzenie,: „ach, Boże, jestem niczym, a ty jesteś wszystkim!! Jestem tylko żałosnym grzesznikiem!” Niemniej, szczerze mówiąc, większość tak naprawdę nie uważa siebie za zwykłego białego konia, który potknął się i upadł w błoto, i potrzebuje tylko religijnego oczyszczenia. Tacy przecież wiedzą, kim jest prawdziwy grzesznik, i to nie oni.

Siedzenie w ławkach i maszerowanie wzdłuż przejścia między ławkami uczy nas niewiele, podczas gdy grzech jest wielkim instruktorem. Uczymy się znacznie więcej z bólu niż z przyjemności i o wiele więcej z wypuszczenia z rąk, niż z trzymania w zaciśniętej pięści. Zadaniem każdej prawdziwej duchowości jest posłanie cię w tą podróż, gdzie spotkasz się z prawdą, a nie po prostu wyuczysz się na pamięć wersów. Tu nie liczy się podróż innych ludzi – tylko twoja. Tylko ludzie, którzy odbyli podróż są wystarczająco cierpliwi, miłosierni i przebaczający, i wysyłają ciebie na twoją własną odkrywczą podróż. Ci zaś, którzy przeciwstawiają się temu, abyś udał się w nią, to ludzie, którzy nigdy nie byli na żadnej podróży, nie zostali przemienieni i nie są w stanie być dla ciebie zachętą ku przemianie. Nigdy nie będą celebrować twojej podróży, lecz staną z boku, wskażą palcem, zaszufladkują, potępią i oskarżą, równocześnie uważając siebie samych za sprawiedliwych i świętych.

Continue reading

Stan_07.04.2019

Stan Tyra

Większość z nas przeżywa całe swoje życie w stałym strumieniu świadomości, nieustannym przepływie idei, obrazów i uczuć. W każdej chwili trzymamy się tych idei, obrazów i przekonań, aż do skrajności, w której to nie my je mamy, ale one nas – uczucie panuje nade mną. Musimy odkryć kim jest ta osoba, która ma te odczucia, kim jestem ja za tymi wszystkimi myślami i uczuciami? Zdałem sobie sprawę z tego, że większość ludzi nigdy nie spotkało się z tą osobą, którą rzeczywiście są.

Pozytywne myślenie jest równie uzależniające jak negatywne myśli, jeśli tylko przylgniemy do nich. Dlatego Jezus powiedział, że „błogosławieni w duchu”. Ci, którzy są ubodzy w duchu, nie karzą siebie samych za negatywny obraz, ani nie chronią swego pozytywnego obrazu siebie. Prawdziwa duchowość prowadzi nas poza miejsce, w którym potrzebny nam jest jeden z tych obrazów. Jeśli nie musimy dowodzić niczego czy chronić czegokolwiek, jesteśmy wolni od siebie samych i uwolnieni od innych. Podobnie jak Jezus, wychodzimy z tego kryzysu tożsamości (pustynia) w mocy.

W 8 rozdziale Ewangelii Łukasza znajduje się historia Gerazeńczyka, który nie nosił ubrań i mieszkał między grobowcami. Fascynujące jest dla mnie to, że gdy ten człowiek spotkał Jezusa prosił go, mówiąc: „Proszę, nie dręcz mnie”. Wydaje się, że już był dręczony. Chcę krótko skomentować tą wspaniała opowieść pełną objawienia: gdy brak wolności ( dosł.: „niewolność” – przyp. tłum.) to wszystkim, co jest nam znane, wolność może wyglądać na dręczenie. Wyuczyliśmy się niewolnictwa w miejscu śmierci (groby) i wolność oznacza, że musimy podjąć odpowiedzialność za to, kim staliśmy się. Zniewolenie oznacza, że zawsze jest ktoś, kogo można oskarżyć o naszą sytuację.

Jeśli przyjmiemy projekcje jakie inni na nas kierują, stajemy się po pewnym czasie ich wizją dla nas. Gdy Jezus uwolnił tego mężczyznę, ludzie w mieście nie byli zbyt szczęśliwi z tego powodu, rozzłościli się i obawiali się dwóch rzeczy. Po pierwsze: wpłynęło to na ich kieszeń (stracili stado świń). Po drugie: nie mieli już kogo zawstydzać, ani oskarżać! Współ-zależność polega na tym, że wzajemnie usiłujemy wiązać i krępować siebie nawzajem swoimi myślami, uczuciami i projekcjami. Z chwilą, gdy został uwolniony od tego „legionu” (ogólnik, bez szczególnej nazwy) przybranych projekcji, Jezus wysłał, aby uzdrowił źródło – ludzi w mieście.

Egoistycznie nastawione ego chce prywatnego zbawienia, niezależnego od innych, lecz prawdziwe zbawienie uwalnia cię tak, żebyś uwolnił innych. Tak naprawdę niewielu z nas rzeczywiście chce zbawienia. Chcemy wolności w Chrystusie tylko dopóty, dopóki nie wpływa to na naszą kieszeń, zbierając nasze „świnie”, nie każe nam kochać i przebaczać ludziom, którzy nas związali, dopóki nie jest szargana nasza reputacja i nie wymaga to od nas wyjścia z grobów (dobrze znanych miejsc). Dla wielu cmentarz na długo przed śmiercią, zanim się tam fizycznie dostaną, staje się zadowalającym miejscem zamieszkania.

Nigdy nie zapominajmy, że to religijni ludzie nazwali Jezusa „diabłem” (J 8:48) – nie prostytutki czy celnicy. Ci nie oskarżali Go to, że jest Belzebubem. To pobożni „kościelni” ludzie, którzy chcieli zachować bezpiecznie swój własny obraz siebie, zachować swoją teologię i ustrzec kościelny system.
Odizolowanie ciebie na cmentarzu ich własnych oskarżeń i projekcji wydaje się logiczne, ponieważ w ten sposób mogą cię tam trzymać w bezpiecznej odległości, równocześnie określając mianem grzesznika, heretyka i kogoś pochodzącego od diabła.

Stan_06.05.2019

Stan Tyra

W trzecim rozdziale Księgi Wyjścia znajdujemy pierwszy i najlepszy opis odkupienia: Bóg obiecuje szczególną ziemię mlekiem i miodem opływającą, której nie stworzyłeś, ani nie możesz sobie przypisać za nią uznania. To szczególne miejsce, zwane Ziemią Obiecaną, nazywamy duszą. Nie zbawiasz swej duszy, lecz podróżujesz ku niej i odkrywasz ją. Nie idziesz tam, aby uczynić ją świętą, lecz uświadamiasz sobie fakt, że zawsze była miejscem świętym, od chwili gdy wyszedłeś z Boga.

Główną sprawą jest zaufanie. Jest to „pozwolenie” Bogu na to, aby, bez mojego udziału, bez zarabiania i zasługiwania, dał mi samego Siebie. Jakkolwiek cudowne to jest, jest to bardzo upokarzające dla ego. Tak więc, kusi nas, aby znaleźć sposoby i metody budowania własnych osiągnięć godności, bądź tworzenia „przyczyn” (iluzji „giganta”), które stają nam na przeszkodzie, aby wejść do tego specjalnego miejsca. Może uda się zamieszkać w pobliżu bez wiary. To taki krótki podskok z pozycji dziecka Bożego na pozycję szarańczy. Chcemy przeciwnika, którego możemy pokonać naszymi własnymi siłami, aby udowodnić, że warci jesteśmy, aby tam się znaleźć.

Wszystko zamieniamy na transakcję „kupna i sprzedaży” z Bogiem i jest to jedna z tych przyczyn, które powodują, że jesteśmy tak bardzo uzależnieni od kościoła jako instytucji. Nie przyjmujemy do wiadomości tego, że jesteśmy w pełni kochani przez Boga, który niczego nie oczekuje w zamian.

Przestań szukać „ziemi”, na której nie ma wrogów. Czy zwróciłeś kiedykolwiek uwagę na to, że Bóg dał im tą ziemię, na której było 5 wrogich ludów? Pięć jest liczbą łaski. Jest oczywiste, że potrzebujesz kilku wrogów, którzy pomogą ci odkrywać łaskę, ponieważ gdyby tak nie było, to Bóg nie pozostawiłby ich tam. Czemu by, zamiast chęci pokonania czy zniszczenia ich, nie przebaczyć im i nie patrzeć na to, czego uczą nas o iluzjach, strachu i wierze?


Stan_05.04.2019

Stan Tyra

Jeśli chodzi o moje poprzednie komentarze dotyczące trzech „kwasów”, przed którymi ostrzegał nas Jezus – faryzeuszy, saduceuszy i Heroda – chciałbym dziś nieco więcej wyjaśnić.

Reprezentują one religię sprawowaną według prawa, politykę oraz Świątynię. Współcześnie może to dla nas brzmieć tak: zachowania opierające się na fundamentalizmie, polityka oraz „kościół” jako instytucja. Ludzie, którzy dużo zainwestowali w któryś z nich, bądź wszystkie, mają wielkie trudności z odkryciem swojej tożsamości i życia w jej centrum. Wymagania tych systemów choć są dobrze ukryte to wywierają wielki wpływ, na cały „bochenek”, na ciebie i twoje życie. Nieustannie domagają się więcej, oczekują więcej, nawet jeśli nie jest to wypowiedziane.

Im bardziej projektujemy pragnienia naszych dusz na rzeczy bądź ludzi, tym bardziej rozczarowani i zniechęceni stajemy się, aż w końcu otoczą nas cynizm i zgorzknienie. Wtedy poszukujemy bardziej stymulujących doświadczeń, co wpędza nas w jeszcze silniejsze uzależnienie i współuzależnienie. Szczęście i zadowolenie zawsze są „robotą od wewnątrz”.

Wygląda na to, że im bardziej pragnienia naszych dusz są projektowane na zewnątrz, tym mniej miewamy miłości i mądrości, ponieważ zarówno rzeczy jak i ludzie stają się jednostkami konsumpcyjnymi. Stale pytamy: „co ten system, czy osoba, mogą mi zaoferować, bądź co mogą dla mnie zrobić”? To tak, jakbyśmy mieli zawsze gotową listę potrzeb i wyceny każdego i wszystkiego. Nawet z Boga uczyniliśmy konsumenta i posiadłość własnego ego. Jak niedojrzałe dziecko stale wrzeszczymy: „ja” lub „moje”!!! Ja wierzę, mój kościół, moje wyjaśnienia, ja myślę, ja potrzebuję, ja chcę, mnie mi i moje!!

Jezus nauczał, że w królestwie to inni są na pierwszym miejscu, powiedział nam, abyśmy kochali ludzi i używali rzeczy. Wydaje się, że staliśmy się całkiem sprawni w kochaniu rzeczy i używaniu ludzi.

Stan_04.04.2019

Stan Tyra

Nigdy nie będziesz wolny, dopóki nie uwolnisz się od siebie samego, a żaden system czy to religijny, czy polityczny nie jest wstanie nauczyć nas takiej wolności. W rzeczywistości są to systemy nazwane „kwasem Heroda i faryzeuszy”, których, jak nam polecono, mamy unikać. Być może dlatego właśnie Jezus stale pyta: „czy Syn Człowieczy, gdy przyjdzie, znajdzie wiarę na ziemi?” (Łk 18:8)

Tak rzadko można spotkać kogoś, kto nie ufa jakiegoś rodzaju systemowi. Zbyt łatwo dajemy się kupić przez systemy oferujące nam szybkie i łatwe rozwiązania. Chcemy, aby Jezus zabrał od nasz brak poczucia bezpieczeństwa.
Będąc w miejscu wiary nigdy nie jestem pewien tego, że jestem totalnie pewien. To właśnie w miejscu wiary, a nie pewności, wzrastam w mądrości. Nie zapominajmy o tym, że to duch religijnej pewności zabił Jezusa. Zdumiewające jest dla mnie to, że za każdym razem, gdy Jezus kogoś uzdrowił, mówił: „Twoja wiara uzdrowiła cię”, a nigdy nie powiedział: „twoja poprawna doktryna uzdrowiła cię”.

Zrobiliśmy z Jezusa religię jako przeciwieństwo do „naśladowania” Go po drodze w dół ku pokorze, która staje się mostem pojednania (Ef 2:13-18), które pozwala ludziom z obu strony chodzić po nas. Zawsze rozjemcy są ukrzyżowani, ponieważ nie wybierają żadnej ze stron. Tak więc, droga krzyża wygląda jak niepowodzenie w przeciwieństwie do udanego kościelnego nabożeństwa.

Pierwsze przykazanie mówi o tym, że nie mamy czcić bałwanów. Bałwany to próby wyjaśnienia, które dają nam poczucie absolutnej racji a zatem zachęcają do czczenia tychże wyjaśnień. W ten sposób buduje się z Jezusa Totem, co jest przeciwieństwem naszej drogi, a co z kolei buduje „kościół” wielbiący idee.

Stan_03.04.2019

Stan Tyra

O ile katolicy nadmiernie podkreślają wagę Marii o tyle protestanci zignorowali ją, sprowadzając do historycznej postaci, o której mówią w Boże Narodzenie. Ani jedni, ani drudzy nie zwracają uwagi na to, co ona nam objawia „poza zasłoną” teologii. Była wielkim Archetypem, która pokazuje każdemu z nas jak począć, nosić i zrodzić pojawienie się Chrystusa.

Jej reakcja musi być naszą reakcją, ponieważ mówi wszystko doskonale. W tym wszystkim chodzi o opróżnienie i podatność na nauką z postawą „umysłu początkującego”, który jest gotowy dać sobie spokój z tym, co rodzina, religia i przywódcy mają do powiedzenia o jej Bogu. To, w jaki sposób to zrobiła, jest obowiązkowe dla całej ludzkości. Oświecenie czy zbawienie nie jest czymś, co robimy, jest to coś, co jest „nam uczynione”, jeśli zrobimy na nie miejsce, poddając się.

Nikt, nie tylko Maria, ani ja, ani ty, nigdy nie będziemy przygotowani na Wcielenie, choćby system naszych wierzeń i religijna działalność mówiły co innego. Jeśli Maria wierzyła w nauczanie rabinów mówiące, że Bóg przychodzi w słowie, w Torze (dla nas Biblii), przykazaniach, kościelnych nabożeństwach i moralności to nic nie przygotowało jej na uwierzenie, że Bóg mógłby przyjść w ciele, w niej i być przez nią zrodzony na ten świat.

Wcielenie nie miało nic wspólnego z teologią czy jakimkolwiek systemem wierzeń. Tu chodziło o pokorę i bezbronność/podatność, a nic z tego nie znajduje się w głowie. Ta kobieta powiedziała: „tak”, aby Jezus mógł być objawiony światu. Im bardziej kościół będzie wychodził ze swej teologicznej głowy, a wchodził w kobiecą duszę, tym szybciej będzie w stanie być obecny w tej „nagłej” chwili, aby przyjąć, począć Chrystusa, nosić Go aż do odpowiedniego terminu dla świata. Żadne studia nad Chrystusem, wiara w Niego czy walka o Niego, lecz tylko Chrystus, którego możemy spotkać, kochać i być przez niego kochani.

Stan_02.04.2019

Pierwszym świadkiem zmartwychwstania nie jest mężczyzna, lecz kobieta uważana za „grzesznicę” –
Maria Magdalena! Ooo!! Być może historia zmartwychwstania była czymś więcej niż zmartwychwstaniem tylko Jezusa! Być może było to również zmartwychwstanie kobiecej twarzy Boga. Nie zapominaj, że Bóg uczynił człowieka na swój obraz jako „kobietę i mężczyznę”, początkowo w jednym ciele. Przez pierwsze tysiąc lat kościoła Maria uważana była nie tylko za apostoła, lecz za „apostoła apostołów” – fakt wyraźnie widoczny we wszystkich czterech ewangeliach. To objawienie nie brzmi dobrze w kościelnym klubie oldbojów.

Maria, matka Jezusa, rodzi Jezusa i wychowuje go do wieku dojrzałego, jest przy Jego ukrzyżowaniu. Kto następnie jest pierwszy obecny przy zmartwychwstaniu? Inna kobieta, też Maria. Ona to zostaje „posłana” (co jest znaczeniem wyrazu „apostoł”), aby powiedzieć uczniom o zmartwychwstaniu. Ci zaś nie chcą słuchać bądź nie traktują jej poważnie. Chodzi mi o to: „Gdyby to była prawda to my (jego mężczyźni)- nam powiedziano by o tym najpierw”.

Gdzie Jezus uczył o wartości obmywania stóp? Kolejna Maria!! Maria z Betanii. Wydaje się, że Bóg używa stale kobiet, aby ruszyć nas poza intelektualną ewangelię mocy/władzy ku empirycznej ewangelii bezwarunkowej miłości, czułości, emocji, pasji i poddania.

W tym wszystkim chodzi mi głównie o to, abyśmy zwrócili uwagę na kobiecą twarz Boga. Myślę, że właśnie dlatego „Chata” była tak kontrowersyjna . Bóg, którego w istocie swej niewiary odrzuca każdy ateista to zawsze typ męski. Odrzucają „człowieka boga”, gniewnego, karzącego, niemiłosiernego i nie winię ich za to. Jeśli chodzi o takiego „boga” również jestem ateistą. Często powtarzam: „gdyby jakaś matka zarządzała piekłem, nie byłoby tam nikogo”. Tylko Bóg podobny do Zeusa może zapełniać piekło.

Bóg w czasie naszej podróży objawia nam Boga w różny sposób. Czasami musi być przyjacielem, czasami Ojcem, lecz w chwilach największych porażek i bólu Bóg objawia się jako ona, w obecności kobiecej, matczynej troski. Dla większości jest to to pierwsze spotkanie, na którym zakochujemy się w Bogu. W takiej chwili matczynego współczucia nie ma się czego obawiać. Mamy do stracenia wyłącznie fałszywy obraz Boga, który nam dobrze nie służy.