Stan Tyra
10 lutego
Wskazuje się na nas, że przed nami zawsze stoi zaproszenie do życia lub śmierci, i że stale powinniśmy wybierać życie. Jest to ten sam wybór, co między dwoma drzewami w ogrodzie. Śmierć jest w dualistycznym umyśle, a życie w niedualistycznym, kontemplacyjnym. Jeśli oko serca jest zdrowe (pojedyncze/skupione) ciało jest pełne światła. Jeśli jest rozdwojone, panuje wielka ciemność. W jakiś sposób wydaje nam się, że jeśli wybierzemy jedno i drugie, śmierć i życie, dobro i zło to z tego przyjdzie życie. Nie przychodzi.
W taki sam sposób musi być przeżywana Biblia, życie i śmierć – wybierz życie. Dla mnie jest oczywiste, że wielu tych ludzi, którzy nazywają siebie „pro-life” (za – życiem) jest po prostu za-porodem. Aby być za-życiem konieczne by było opuszczenie dualistycznej teologii Boga, który jednych kocha, a innych potępia.
Dopiero po Reformacji zachodni kościół stał się tak totalnie dualistyczny. Po wydaniu Biblii na papierze, drukowane słowa stały się ważniejsze od prawdy, przekonania (wierzenia) ważniejsze niż podróż doświadczenia, a ciało ważniejsze od ducha.
Wcześniej radykalnymi fundamentalistami byli ci, którzy byli fundamentalni jeśli chodzi o podróż i doświadczenia życia. Rozumieli to, że to właśnie życie prowadzi cię do nowego sposobu myślenia, a nie wymyślanie nowego sposobu życia. Postrzegali duchowość jako coś pierwszego i najważniejszego, skierowanego do nich bezpośrednio.
Po Biblii, wzrosło w niepohamowany sposób zapotrzebowanie na plemienny konformizm ludzi, ponieważ założyli, że mogą mówić za Boga, bez potrzeby rzeczywistego poznania Boga. Jeśli chodzi o większość teologii i doktryny jest to prawdą do dziś.
Jestem również zdumiony tym, że kiedy Jezus prowadzi nas do dualistycznych wyborów, jak ten z przykładu o wielbłądzie i uchu igielnym oraz „nie możecie służyć równocześnie Bogu i mamonie”, nagle nie chcemy tego. Tam zaś, gdzie mówi bardzo niewyraźnie bądź nic nie mówi, my dochodzimy do absolutnie pewnych wniosków! Mamy tendencję do tworzenia doktryny wokół wielu rzeczy, o których Jezus w ogóle nie wspomniał, a ignorować to, co powiedział całkowicie wyraźnie.
Jeśli o mnie chodzi to przytłaczające przesłanie Krzyża, i to czemu muszę ufać każdego dnia, jest takie, że Jezus nigdy nie robił ani z Siebie, ani z nikogo innego ofiary. Wiem dobrze, że jeśli będę w stanie żyć w ramach doświadczania tej prawdy, nie tylko będę rzeczywiście wolny, lecz będę wolny, aby uwalniać innych. Jezus powiedział: „nikt nie może mi tego życia odebrać, sam je daję…” (J 10:18). Robienie ofiary z siebie i z innych to gra na polu całkowicie niedojrzałego ego . NIE MA W TYM NICZEGO duchowo przemieniającego. Jest to zajmowanie się zewnętrzną częścią kubka, nigdy wewnętrzną.
Niestety, przyjęte jest to, że większość ludzi wykrzykuje przesłanie ofiary. Wyrażana przeze mnie wściekłość nigdy nie uznaje istnienia stałego stanu wewnętrznej wściekłości, która nie jest w stanie zmienić warunków zewnętrznych, bez względu na to jak bardzo jestem przekonany, że może. Prawda jest tak, że dopóki nie przestanę wierzyć w kłamstwo, że jestem ofiarą, będę ofiarą czegoś lub kogoś. Innymi słowy: nawet gdyby istniała tylko jedna rasa bądź jedna religia, ludzie nadal byliby ofiarami. Jest to wniosek, który płynie z serca zanim będzie postrzegany/rozumiany jako moje okoliczności. Jezus pokazał nam drogę, a my po prostu wolimy inną. Jak to działa w twoim przypadku, hę?
Continue reading