Category Archives: Tyra Stan

Stan_03.02.2019

Stan Tyra 
Najpowszechniejszą pokusą we współczesnym chrześcijaństwie jest korzystanie z przynależności do właściwej grupy i wierzenie we właściwe rzeczy jako substytutu osobistego spotkania i przemieniającej życie transformacji. Ewangelia może być tajemnicza, lecz nie jest skomplikowana! Jestem tak zmęczony pytaniami typu: „jak zrobić...” Właśnie dlatego nic nie wiemy o wierze. Niewiedza i brak pragnienia wiedzy mogą być twoim kluczem do radykalnej przemiany.
Nie ma żadnego „tajemnego” moralnego kodu/przykazania na poznanie i podobanie się Bogu, czy tego, co śmiesznie nazywamy ”zbawieniem”, ponad to, że bardziej kochasz, stajesz się bardziej miłosierny, współczujący i przebaczający. Tyle!!! Takie jest pozbawione religii chrześcijaństwo w swym najbardziej autentycznym doświadczeniu.
Małe dusze nie są w stanie poznać wielkiego Boga bezwarunkowej miłości i objęcia wszystkich, a wielkie dusze nigdy nie są zadowolone z małego Boga miłości warunkowej, wyłączenia i oddzielenia. Największym oknem na wszystko są pęknięcia na wszystkim i błędy każdego. Wolimy „wypełniać te pęknięcia” i naprawiać słabości, ponieważ, zamiast przyjąć to za boskie zaproszenie do miłości, uważamy szpary i pęknięcia za „grzech”. Religia wydała ludzi mających intelektualną wiedzę, lecz nie znających Boga. Być może takie poznanie jest pewnego rodzaju „kitem” z własnego wyboru, którym wypełnia się te wszystkie irytujące szpary.
Duchowość bez pokory nie ma w sobie miłości, zatem prowadzi ludzi do ogromnego nadęcia ego i zwiedzenia. Chęć poznania to w rzeczywistości żądanie poznania, co prowadzi do tego, że człowiek uważa się za kogoś szczególnego, będącego na wyższym moralnym gruncie. Ma to głęboki narcystyczny urok dla ego. Nie tylko mamy tu do czynienia z fałszywymi motywacjami, lecz jest to najpewniejszy sposób na uniknięcie Boga, przy równoczesnym obfitym gadulstwie o Bogu i zrytualizowanym zachowaniu.
Wielką ironią wiary jest to, że sprawi, że będziesz czuł się kochany, szczególny i wybrany, lecz papierkiem lakmusowym autentyczności tego jest to czy zdajesz sobie sprawę z tego, że dotyczy to również wszystkich innych? Jeśli jest to w jakikolwiek sposób elitarne, to nie pochodzi od Boga.

Stan_18/19.12.2018

Stan Tyra
18.12
Większość z nas mogłaby powiedzieć, że kochamy Jezusa i czcimy Go jako chlubę naszej wiary. Niemniej, wydaje się, że bardzo niewiele nauczyliśmy się z Jego życia. Często używamy Jego imienia, lecz zazwyczaj tylko w kontekście kilku okazji: urodzin, śmierci, zmartwychwstania, a i te zdarzenia mamy tendencję spłycać tak, aby pasowały do bardzo małego patrzenia na życie. (Używamy również Jego imienia, aby pokonać ból spowodowany uderzeniem młotkiem w palec.) Wydaje się, że ci, którzy wykrzykują Jego imię najczęściej, zarówno w kościele jak i gdzie indziej, są często najbardziej nieznośni i nie poddający się przemianie.
Musimy wrócić do Jezusa SPRZED chrześcijaństwa, bo w przeciwnym razie nie będziemy mieli niczego solidnego na czym można budować. Będzie się tworzyć fantazyjnych Jezusów, których można kształtować według naszego podobieństwa i obrazu, zamiast odwrotnie. Musimy wrócić do historycznego Jezusa i zwrócić uwagę na całe Jego życie, a nie na te części, które towarzyszom świętom. Podobnie jak skorupiaki przyczepione do statku, przypięliśmy Jezusowi lata przypuszczeń i przekonań.
Czy prawdziwy Jezus wstanie? Kim jest Jezus? Musimy zatrzymać się i pozwolić Mu mówić za siebie przez Pismo, a przestać mówić za Niego, ponieważ to, co ogłosiliśmy o Nim to są w rzeczywistości takie skorupiaki, które Go ukryły, a nie ujawniły.
Zanim odwiedzimy historycznego Jezusa w jakikolwiek znaczący sposób, musimy zrezygnować z naszej potrzeby doskonałej jasności i dokładności. Musimy również przyjąć to, że Jego historia to nasza historia w całości. Ostatecznie, nie istnieje coś takiego jak całkowicie obiektywny punkt widzenia na cokolwiek, co dotyczy Jezusa. Każdy punkt widzenia jest patrzeniem z jakiegoś miejsca.

19.12.
Wierzę, że literalne traktowanie Pisma jest największą przeszkodą na drodze do przebudzonej przemiany. Biorąc pod uwagę to, co Jezus mówi, że wszystko wskazuje na Niego i że to On jest dokładnym objawieniem Ojca takie podejście jest tym bardziej zdumiewające. Wygląda na to, że każda grupa jest absolutnie pewna, że ma rację i każda twierdzi, że podchodzi literalnie.
Jak to jest, że gdy jakaś grupa twierdzi, że już jest w tym kręgu, że należy do zbawionych, oświeconych, odkupionych, zaakceptowanych przez Boga – a wszyscy inni nie – to ci wszyscy, którzy tak twierdzą, zawsze są częścią tej grupy, która jest tym wszystkim „objęta”? Czy kiedykolwiek słyszałeś kogoś, kto by głosił tezę o nielicznych wybranych po czym twierdził, że do nich nie należy? 😆
Ci, którzy twierdzą, że Biblia jest Bożym „literalnym” słowem, powinni wyjaśnić, dlaczego jest tak wiele sprzeczności w niej? Nawet Mateusz, Marek, Łukasz i Jan nie widzą wszystkiego w taki sam sposób! Jeśli uważamy siebie za tych, którzy literalnie podchodzą do Słowa to powinniśmy przyznać, że pisma są literalnie wypełnione różnymi ludzkimi perspektywami. Do diabła, nawet Piotr i Paweł nie mogli zgodzić się w pewnych sprawach.
Czy zamiarem Pisma jest stworzenie uniformizmu, czy objawienie miłości Ojca do całego stworzenia? Historia Wieży Babel mówi nam o tym, co On o tym sądzi.
Spędziłem czas z ateistami i rozmawialiśmy o tym bogu, w którego oni nie wierzą. Szybko musiałem zgodzić się, że ja również nie wierzę w takiego boga. Gdy więc, słyszymy te religijne oskarżenia, że ktoś „odrzucił Jezusa” to powinniśmy najpierw zapytać: „którego Jezusa”? Niektórzy Jezusowie powinni być odrzuceni.

Stan_15-17.12.2018

Stan Tyra
15.12
Czytasz mój post dlatego, że masz jakieś pytania, które pozostają bez odpowiedzi. Niektóre z nich da się wyrazić słowami, inne nie, ale wiesz, że są takie. Nic bardziej frustrującego jak próbować dotrzeć do odpowiedzi, kiedy nawet nie wiesz jakie męczy cię pytanie.
Ludzie często zadają mi pytania, ponieważ są przekonani, że jeśli dostaną odpowiedź, rozwiąże to im boskie puzzle, które usiłują poskładać. Często, o ile w ogóle odpowiem, słyszę: „Lecz…” po czym następuje lista zastrzeżeń. Innymi słowy: sprzeciwiam się twojej odpowiedzi a następne pytanie powoduje, że twoje poprzednie odpowiedzi są niepełne i prawdopodobnie nieprawdziwe.
Jesteśmy tak zdeterminowani, aby znaleźć „TĄ odpowiedź”, że zapominamy o tym, co nas do tego doprowadziło – pytanie. Pęd do świętej odpowiedzi prowadzi nas następnie do nadmiernego analizowania siebie, to jest do miejsca, w którym każde zdanie zaczyna się od „Ja”. „Ja nie rozumiem..” „Ja nie łapię tego…” „Ja mam zamieszanie”, „Ja muszę wiedzieć….” Słowa, na które czekam, to: „Ja rezygnuję”. O ile to możliwe, zrobię co się tylko da, aby zamieszać ci jeszcze bardziej w nadziei, że właśnie to zrobisz – zrezygnujesz. Zrezygnujesz z odpowiedzi, a pozwolisz na to, aby te pytania prowadziły cię w podróży.
Autoanaliza nie oświeciła nikogo. Tak naprawdę to jej stałe towarzystwo, porównawcza analiza, pojawiają się szybko i jakiekolwiek odkrycie Boga staje się niemożliwe, ponieważ już nie szukasz więcej na Boga, lecz szukasz odpowiedzi i wniosku, które drapie egoistyczne swędzenie, które uważasz za boskie.
Oto pytanie do rozważenia na dziś: opisz, co wiesz o Bogu z doświadczenia. Innymi słowy: napisz kim jest Bóg ale tak, jakbyś nie mógł wykorzystać żadnej z informacji, których nauczyłeś się o Bogu z Biblii czy kościelnych nabożeństw

Continue reading

Stan_13/14.12.2018

Stan Tyra


13 grudnia

Bardzo często cytuję stwierdzenie Richarda Rohr’a: „myślenie nie spowoduje nowego sposobu życia, to życie wprowadza nas do nowego sposobu myślenia” (dosł.: „we do not think ourselves into a new way of living; we live ourselves into a new way of thinking”). Jest to bardzo silne stwierdzenie, które idzie w poprzek wszelkiej religijnej przeładowanej retoryce i opisuje nowy bukłak, który potrzebuje trwalej przemiany. Bez tego nowego zbiornika, wewnętrzna zawartość bezskutecznie „rozlewa się”. Każde spotkanie czy objawienie potrzebuje nośnika, ponieważ szybko staje się mętne, zniekształcone i nie nadaje się do tego, aby się nim podzielić.
Edukatorzy zgadzają się coraz bardziej co do tego, że wykłady i czytanie są najmniej skutecznymi formami nauczania. Są to metody intelektualne, bardzo bierne i pozostawiają ego w jego zwykłej, obronnej postawie, zasadnicze nietknięte. Dopóki naszego ego siedzi w fotelu pilota, nic rzeczywiście nowego czy wyzywającego nie jest dopuszczane.
Na potrzeby głębokiej przemiany musimy znaleźć się w integrującym przeżyciu (podróży), która wymaga bezpośredniego doświadczenia, emocjonalnego ryzyka, wyjścia z własnej bezpiecznej strefy wraz z ludźmi, którzy są spoza naszego zwykłego kręgu przyjaciół.
Musimy mieć nieco rozszerzony poziom duchowego widzenia bo, w przeciwnym razie, nic tak naprawdę nie zmieni się na głębszym poziomie. W ciągu kilku chwil od podjęcia nowej idei, szybko wracamy do starych przyjaciół, dobrze zużytych pytań, schematów odpowiedzi oraz wcześniejszych wniosków. Zaproszenie zbyt często zostaje opanowane przez dobrze bronione fałszywe ego, tak, jakbyśmy nigdy nic nowego nie zobaczyli, nie usłyszeli.
To, co nowe i odmienne zawsze jest zagrożeniem. Dopóki nie pojawi się coś wystarczająco mocnego, co zmieni nasz punkt widzenia i rzuci wyzwanie naszym założeniom, rzadko kiedy przechodzimy do nowego miejsca. Ciężko nam przyłączyć się do Adama i Sary: „wyjdź z ziemi swojej i od rodziny do nowej ziemi, którą ci pokażę” (Rdz 12:1-2). Chcemy znać odpowiedzi na wszystkie nasze pytania, aby niepotrzebna była wiara.


14.11
Myślę, że jednym z powodów tego, że Jezus narodził się w żydowskiej rodzinie jest to, że tradycyjni Żydzi ze względu na historię są ludźmi obcującymi z doświadczeniem. Innymi słowy: możesz spytać Amerykanina, który nigdy nie był we Francji, jaka jest Francja, a on opisze ją: „no, wspaniałe jedzenie, Wieża Eiffla, wspaniałe muzea sztuki” itp. Kiedy jednak w tym samym kontekście zapytasz prawdziwego Żyda, odpowie: „nie wiem, nie byłem we Francji”. Czują, że nie jest właściwe opisywać cokolwiek, czego nie przeżyli.
Pisma zostały napisane w takim właśnie doświadczalny kontekście i nigdy ich zamiarem nie było zrobienie z nas biblijnych intelektualistów. Zrobiliśmy tak po to, aby uniknąć autentycznego doświadczenia i przemiany. To dlatego Jezus wzywał uczniów, aby szli za Nim, a nie siedzieli, zapamiętywali i recytowali.
Wielu ludzi, mających dobre zamiary, siada co tydzień w kościołach, a niewiele, o ile w ogóle, ma wspólnego z podróżą doświadczenia. Są przekonani, że jeśli usłyszą i uwierzą to będzie to prawdą. W końcu, „Kościół” to wiara w przekonania, które są prawdziwe bądź fałszywe, czyż nie? Religia to udział w nabożeństwach, prawda? Ludzie słuchają idei i osądzają je jako prawdziwe lub fałszywe – albo je „lubią”, albo nie. Niemniej, rzadko kiedy skutkiem jest powstawanie jakiejkolwiek nowej „praktyki” czy zmiany schematów naszych zachowań.
Podróż przemiany nie ma nic wspólnego z wiarą w poszczególne idee! To nie prośba o to, abyś uwierzył lub przestał wierzyć w jakieś doktryny czy dogmaty. To powiedzenie: „Tak, spróbuj tego!” – wyłącznie w ten sposób możesz cokolwiek „wiedzieć”. Wielu czyta moje posty i całkowicie się z nimi zgadza lub nie zgadza, lecz bardzo nieliczni próbują czegoś nowego, niewielu zmienia cokolwiek szybko – przeważnie po prostu cieszy ich czytanie tego lub znikają ku kolejnemu zastawowi „nowych” idei.
Musisz tego spróbować, przejść się tam, zmienić strony, wyjść z bezpiecznej strefy, nawiązać nowe kontakty, odpuścić sobie swoje stare role i dobrze broniony obraz samego siebie. Tylko wtedy będziesz mógł przeżyć swoja drogę do nowych sposobów myślenia i przestać próbować wymyślać sposób na nowe drogi życia. Nowy sposób myślenia przed nowym doświadczeniem jest trudny i niebezpieczny.
Nie jestem w stanie powiedzieć wam jak wielu ludzi latami słuchało mojego nauczania, czytało moje książki czy codzienne posty i nigdy nie spróbowało niczego nowego. To mnie zasmuca. Niemniej, jestem zachęcony przez tych nielicznych, którzy robią krok wiary i idą tam, gdzie nigdy nie chodzili. Ludzie często proszą o mnie o polecenie jakiejś książki, wideo czy cokolwiek, a i tak nigdy do tego nie podchodzą. Poprosiłem niektórych z moich największych krytyków, aby obejrzeli „Chatę”. Inwestycja zwykłej 1.5 godziny. Większość natychmiast odmawia lub mówi: „OK” i nigdy tego nie robi. Mówi mi to o tym, że bardziej kochają własne argumenty niż podróż doświadczenia. Wygląda na to, że boimy się tego, że coś może się faktycznie okazać prawdziwe, a czego my nie chcemy uznać za takie i sporo zrobiliśmy, aby prawdą nie było. Inni są po prostu apatyczni i leniwi. Kiedy nigdy nie odbyło się żadnej podróży, łatwiej jest rościć sobie prawo do elitarnej wyższości.

Jednostka, która coś przeżyła, nigdy nie znajdzie miłosierdzia u tego, kto dysponuje tylko religijnym rozumowaniem.

Stan_11,12.12.2018

Stan Tyra
11 grudnia
Zniesiecie kolejny post na temat fałszywego ego? Wiem, wygląda na to, jakbym mnóstwo o tym mówił, lecz może nie ma nic ważniejszego do omówienia. Poza tym, wielu nowych czytelników przyłącza się codziennie i może też muszą o tym usłyszeć po raz pierwszy.
Prawdziwe „ja” to takie, którym jesteś i zawsze byłeś zgodnie z boskim obrazem i podobieństwem. Połączenie tego, co ludzkie z tym, co boskie, było i jest Bożym wyborem, i oznacza właśnie „być w Chrystusie” a dla nas oznacza być „nowym Adamem” i Ewą. To jest właśnie ta tożsamość, do której odrzucenia fałszywe ego znajduje mnóstwo powodów, ponieważ czuje się wobec niej niewłaściwe, niegodne i z tego powodu nazywamy je fałszywym. Wyłącznie prawdziwe ego wierzy w dobrą nowinę Ewangelii.
Mówię o tym tak dużo, ponieważ większość chrześcijan nigdy była uczona o ich wiecznej Jedności z Bogiem. Przeważnie byliśmy nauczani o naszym oddzieleniu od Boga, a cała odpowiedzialność za to zjednoczenie była kładziona na naszej zdolności do podjęcia właściwej decyzji, ignorując słowa: „nie wy mnie wybraliście, lecz Ja was wybrałem”.
Owo fałszywe ego to cała świadomość, jaka została nam po opuszczeniu Ogrodu. Nie oskarżaj Adama i Ewy, taką samą podróż WSZYSCY musimy iść. Musieliśmy stworzyć to fałszywe ja po to, aby pomogło nam wystartować. „Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały…” Największym problemem z fałszywym ego jest to, że za bardzo go cenimy a zatem traktujemy go zbyt poważnie. Stale przemija i ostatecznie umrze. Każde fałszywe ego „zegnie kolano”. To temu fałszywemu ego Jezus powiedział: „Odejdź ode mnie, nigdy cie nie znałem”. Wyłącznie prawdziwe ego jest wieczne. Wszyscy cierpimy z powodu błędnej tożsamości.

12 grudnia
Bardzo wolno uczymy się zrzucać wyprodukowaną przez siebie tożsamość, a odkrywać prawdziwe i wieczne „ja”. Podobnie jak Jakub często określamy nasz powrót do domu i powtórne odkrycie jako: „zawsze tu byłeś, a ja nie wiedziałem o tym”.
Upraszczając; to fałszywe ego jest odłączonym i autonomicznym ego – w tym sensie ono nawet nie istnieje. Chrześcijaństwo nazwa ten stan odłączenia „grzechem”. Fałszywe ego czuje niemal nieustanny wstyd i poczucie winy, strach i z natury brak mu poczucia bezpieczeństwa, a zatem ubiera się na różne sposoby. Jest to ostateczne „okrycie”. Nigdy nie będziesz zadowolony ani nigdy nie znajdziesz się wewnątrz stworzonego przez siebie ego.
To prawdziwe ego charakteryzuje komunia i głębokie zadowolenie w tych dziedzinach, w których nie chodzi o twoje życie. Życie dotyczy ciebie. Nie znaczy to, że nigdy nie zrobisz kroku czy dwóch wstecz, lecz to, że nigdy nie będziesz już usatysfakcjonowany tym mniejszym obrazem. Prawdziwe ego nie może być również zranione, ponieważ nie musi niczego udowadniać czy chronić. Gdy nie masz wobec ludzi oczekiwań, które sam tworzysz, aby zadowolić swoje własne egoistyczne potrzeby, możesz żyć życiem wolnym od urazy. Tylko wtedy możesz mówić: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Jezus nigdy nie grał roli ofiary, ani nie obwiniał.
Prawdziwym celem religii jest prowadzić cię ku doświadczeniu swego prawdziwego ja. Wyłącznie dojrzała religia jest przygotowana i na tyle cierpliwa, aby reorganizować, uzdrawiać i łączyć ponownie nas z tym wielkim obrazem tak, aby kiedy mówisz, że kochasz Boga, mówisz, że kochasz wszystko, bez wyjątków.

Stan_10.12.2018


Stan Tyra
Niektórzy ludzie są zdeterminowani, aby dojść do jakiegoś wniosku, nawet takiego najbardziej przebudzonego rodzaju. Chodzi mi o to, że wszędzie mamy do czynienia z pewną siebie arogancją. Od nabożeństwa najbardziej legalistycznego kościoła do takiej przypadkowej rozmowy szukających. Niektórzy, przebudzenie bądź nie, myślą, że ich niezbite komentarze w jakiś sposób nagle sprawią, że kurz osiądzie na całej dyskutowanej tajemnicy. Czasami brzmi to dla mnie jakby było do tego dodane: „Ach! Czyż nie wszyscy o tym wiedzą?”
Staram się zawsze utrzymywać rozmowę tak prostą, otwartą i tajemniczą jak to tylko możliwe, lecz często pojawia się komentarz „wniosek”, którego celem jest zakończyć rozmowę tak, jak to jest przedstawione w ostatecznym słowie, ostatecznej odpowiedzi i wspaniałym podsumowaniu. Przedstawia się to jako: „Jeśli zrozumiałeś, co powiedziałem, nigdy więcej nie będziesz miał co do tego pytań”.

Moi czytelnicy! Nie zwracajcie uwagi na tego typu reakcje. Wiem, że dla niektórych stało się to powodem do większego wstydu tak, jakby wszyscy z wyjątkiem was, inni „łapali, o co chodzi”, no i czemuż to ja nie mogę dojść do „mądrego” wniosku w żadnej sprawie. Zapewniam was, jesteście w znacznie większej podróży do mądrości, niż ten, kto dotarł do miejsca zadowolonej z siebie odpowiedzi. Gdyby ci ludzie byli tak „oświeceni”, nie próbowaliby dawać ostatecznej odpowiedzi, lecz dali ważniejsze pytanie i zachętę do szukania, bądź, podobnie jak Jezus, przyłączyliby się do was w drodze do Emaus i zadali więcej pytań prowadzących do miejsca komunii i odkrycia.

Jezusowi w czterech Ewangeliach zadano bezpośrednio bądź pośrednio 183 pytania, z czego odpowiedział wprost na trzy. TRZY!!! Inni zignorował, odpowiedział innym pytaniem, zmienił temat, opowiedział jakąś historię bądź dał jakieś wizualne wsparcie, aby wyrazić swoją opinię. Niektórym powiedział, że było to złe pytanie, ujawniając ich hipokryzję, pokazał dokładnie przeciwny wniosek, bądź skierował pytanie w inną stronę. On sam zadał 307 pytań! Tak więc, zadano mu 183 pytania, osobiście zadał ich 307, a odpowiedział bezpośrednio na 3. To powinno powiedzieć nam sporo o wadze pytań.

Zdumiewa, patrząc na to, że kościół stał się oficjalną automatyczną sekretarką udzielającą odpowiedzi i bardzo pewnych siebie programów „zarządzania grzechem”. Większość nauczania Jezusa nie przeszła by współczesnego ortodoksyjnego sprawdzianu w Watykanie, na konwencji Południowych Baptystów ani w żadnym religijnym biurze. Większość Jego nauczania była tak elastyczna i otwarta na błędną interpretację (co powinno być dla nas wszystkich oczywiste), że zostałby nazwany a najlepszym przypadku „relatywistą”, a w najgorszym – „diabłem”, jak to było za Jego czasów.

Ewangelia nie jest łamigłówką, którą rozwiązujesz, lecz podróżną doświadczenia, gdzie wiara jest twoim jedynym absolutem, co samo w sobie jest sprzecznością.

A oto klip z SNL (rozrywkowy program Saturday Night Live) pokazujący jak to wielu chce zyskiwać przewagę nad kimś, bez względu na to, co ktoś inny mówi, a często przychodzi mi to do głowy, gdy czytam niektóre komentarze.
Nawet bez znajomości języka po kilku chwilach łatwo domyślić się, o co chodzi (przy. tłum.).

https://tinyurl.com/yd95pfo6

Stan_7,8.12.2018

Stan Tyra

7 grudnia

Już zbyt długo jesteśmy zadowoleni z denominacyjnej prawdy, naukowej prawdy, racjonalnej prawdy, osobistej prawdy itp. Niemniej jednak, prawdziwa duchowość, aby znaleźć Wielką Prawdę znajdującą się ponad i poza wszelkimi mniejszymi plemiennymi prawdami, potrafi odciąć się od tego wszystkiego, równocześnie z tego korzystając. To właśnie sprawia, że autentyczna duchowość staje się wywrotowa i groźna dla wszelkich systemów władzy i kontroli, ponieważ zawsze mówi: „tak, a jest coś jeszcze więcej!”

Musimy odsuwać się od plemiennego myślenia i patrzeć nie na życie własnymi oczyma, lecz większymi niż własne. Żadna grupa nie ma patentu naprawdę i mądrość, lecz mogą posiadać ich fragmenty. Grupa, która ma najwięcej to ta, która szanuje wszystkie inne części, a szczególnie te, które wydają się najbardziej niegodnej szacunku (1Kor 12:23). Autentyczna duchowość rozumie i szanuje Boga wszędzie, a nie tylko w sobie czy własnej grupie.

Utożsamienie się z „naszą” grupą ma potężną moc, ponieważ pozwala nam ukryć się przed Bogiem i innymi wewnątrz dużej „duchowej” grupy. Podobnie jak było z Adamem i Ewą w ogrodzie, czujemy się mali, nieznaczący i źle nam bez okrycia, a grupy są prze szczęśliwe z tego, że mogą nam tego „okrycia” udzielić. Musisz tylko stracić swą tożsamość, a za swoją przyjąć grupową. Po jakimś czasie będziesz myślał, że ty jesteś grupą, a grupa tobą. Być „jedno” z grupą wydaje być bardziej wartościowe niż być „jedno” z Ojcem.

Największym problemem z plemiennością i grupowym myśleniem jest taki, że stanowi ono tarczę ochronną przed większą prawdą. Uczy się nas tego, że jeśli jakaś idea pochodzi z „poza” grupy, powinniśmy jej natychmiast oprzeć się, bronić naszej własnej i nawet nie zastanawiać się na inną myślą, jako czymś godnym uwagi.

Plemienne myślenie daje nam uczucie kochania i przynależności, ponieważ w ten sposób jest się w pewnym stopniu „wewnątrz” „mojej” grupy. Teraz mogę być skrajnie egocentryczny, osądzający a nawet gwałtowny wobec innych grup, równocześnie nazywając to cnotą czy świętym aktem dla Boga. Moje ego trzyma się dobrze strzeżone, równocześnie uważam się za kochającego, wielkodusznego a nawet poświęcającego się.

8 grudnia

Takie plemienne ego pozwala nam ujść bez szwanku, i to w imię lojalności, biblijnej precyzji i wierności. Właśnie z taką mentalnością Jezus konfrontował się, gdy powiedział: „słyszeliście, że powiedziano wam, miłuj bliźniego, a miej w nienawiści przeciwnika” (Kapł. 19:18). Mówił o głoszonej za sprawą biblijnej wierności sprawiedliwości własnej. Dodał: „LECZ, ja wam powiadam miłujcie nieprzyjaciół” (Mt 5:43-44). Jezus rozpoznaje powszechną taktykę ego ukrywania się pod biblijną poprawnością, co pozwala usprawiedliwiać postawę osądzania, nienawiści i przemocy. Większość religii nie posiada takiej mądrości.
Wyłącznie ego postrzega bitwy ninja jako święty akt dla Boga. „Ja jestem Pawłowy”, Ja Kefasowy”, a „ja Apollosowy”. Zmień nazwy na baptystyczny, katolicki, zielonoświątkowy czy cokolwiek innego a niedojrzałe ego pozostanie niezmienione.

Musimy nauczyć się rozpoznawać autorytet ponad naszą własną grupą i akceptować to, że ludzie mogą słyszeć Boga poza naszym własnym językiem i religijnymi definicjami (Dz 2:6). Punktem początkowym musi być dla nas globalność, tak jak to było z Bogiem: „Bóg tak umiłował świat…”, a to obejmuje wszystkich i wszystko.

Mania prześladowcza religijnych grup nie różni się niczym od politycznej czy terrorystycznej, nawet jeśli zbiera się pod strzelistą wieżą. Jej przesłaniem jest wykluczenie i jest postrzegana jako koniec sama w sobie.

W jakiś sposób całkowicie zignorowaliśmy miłość jako pierwszy i jedyny motyw czegokolwiek, co jest święte. Jest to jedyne źródło życia, prawdy i pokoju. Pamiętaj, każdy kto nie miłuje, nie zna Boga (1J 4:16).