Category Archives: Książki

Kilka książek przetłumaczonych w całości

Duch Faryzeusza_2

Część Pierwsza

Najpierw  źdźbło…

Pewien młody człowiek nie był jeszcze wielkim kaznodzieją, jak inni. Żadnych owoców dla tych, którzy chcieliby to zbadać, żadnych otaczających go tłumów gdy mówi, ani uczniów łapiących każdego jego słowo. Był pewny tylko tego, że został „powołany” i to od młodości, lecz wydawało się, że nie ma dla niego miejsca. Nikt nie dzwonił, aby zaprosić go do usługi i nieliczni tylko interesowali się jego życiem. Być może było tak dlatego, że nigdy nie czuł się wygodnie w tej służbie straszenia ludzi piekłem i nie mając tego „znaku”, nie mógł sprzedawać ani kupować na religijnym rynku. Czy też, po prostu, dotąd nie powiedział ani nie zrobił nic godnego uwagi.

W każdym razie nie był wysoko ceniony w tym małym zgromadzeniu.

Pewnego dnia z opatrzności Bożej został wyznaczony według uznania pastora jako jeden z czterech młodych usługujących, aby przemawiać na specjalnym spotkaniu dla lokalnego zgromadzenia.

W międzyczasie zaczęły się młodemu mężczyźnie przydarzać różne zaskakujące rzeczy.

Dostał pocztą pamflet, przeczytał go i został bardzo poruszony słowami tam zawartymi. Faktycznie, okazał się być katalizatorem rozbudzającym jego ducha. Choć nie rozumiał tego, co się działo wiedział, że było to zarówno przerażające jak i radosne.

Weźmy na przykład Biblię. Nie miała już takiego znaczenie „potem” jakie miała ‘przedtem”. Nowe myśli i koncepcje zaczęły się kształtować w jego umyśle i to takie, które nie były porównywalne z obowiązującą konwencją i tradycjami.

Faktycznie niektóre z nich były całkiem nieortodoksyjne i czuł, że nie odważyłby się mówić o nich z kimkolwiek, a jednak czuł, że nie może ich utrzymać więc, w końcu, szukał przyjaznego ucha. Lecz dziwne brzmienie objawienia nie było wystarczająco standardowe i nie podzielił się tym z nikim.

W końcu nadszedł czas owego specjalnego spotkania. Z pośród tych czterech, którzy zostali wybrani, nasz młody człowiek był tak naprawdę brzydkim kaczątkiem. Jeden z tych młodzieńców był bratem całkiem znanego ewangelisty. Inny był synem szanowanego, starego sługi ewangelii. Trzeci był wzorem cnót, pięknym, młodym mężczyzną, znakomitym mówcą, uzupełnianym przez piękną narzeczoną.

Kontrast był widoczny.
Nasz młody przyjaciel nie miał takich referencji.

Jednak, gdy nadszedł jego czas coś się z nim stało. Coś niewiarygodnego i trudnego do wytłumaczenia. Jego słowa nie były, jakby to mógł sobie ktoś wyobrazić widząc nowicjusza, wątłe i kulawe. Zupełnie nie. Nie było nerwowości w jego sposobie mówienia i ani odrobiny strachu. Było tak, jakby ktoś lub coś podawał mu myśli i przedstawiał idee, przedstawiał ilustracje, których on osobiście nie znał.

Strumień płynął nadal.

W końcu, po jakiejś godzinie, stary, szorstki pastor klepnął go w ramię i powiedział:

– Nie możesz tego wszystkiego wygłosić w jeden wieczór.

Po spotkaniu wydarzyło się wiele rzeczy.

Niektóre błogosławione, inne będące przekleństwem, a jeszcze inne po prostu dziwne.

Nasz młody przyjaciel nie był już więcej „nikim”.

Został zauważony.

Liczono się z nim.

Nie był już więcej „ukryty w taborze”.

Następny król

Pycha jest chorobą bogaczy.

O ile król Saul bardzo się starał to król Nebukadnesar doprowadził sprawę do końca. Jestem pewien, że go pamiętasz. Rządził nad całym królestwem babilońskim przez wiele lat. To, co się przydarzyło jemu w czasie panowania jest fascynującą historią i pełną objawienia.

W przeciwieństwie do innych, którzy podjęli walkę z Bożym ludem, on okazał się zwycięzcą.

No, ostatecznie, na krótkim dystansie. Zwrócił się przeciwko Judzie podczas panowania Jehojakima, obległ Jerozolimę i zdobył ją, po czym wziął do niewoli, uprowadził do Babilonu kilku szczególnych młodzieńców. Byli wśród nich Daniel oraz Szadrach, Meszach i Abednego (Brzmi jak zespól rockowy, nie?).

Była to grupa młodzieńców, wybranych spośród wziętych do niewoli, aby służyli wielkiemu królowi, Nebukadnesarowi. Jak się okazało, nie pasowali oni zbyt dobrze do babilońskiego społeczeństwa. W szczególności nie brali udziału w klękaniu przed obcymi bogami. Faktycznie, odmówili tego, dzięki czemu mamy tą wspaniałą historię o ognisty piecu i Czwartym Mężu, który pojawił się wśród nich.

W tym czasie nasz przyjaciel, Nebukadnesar, dowiedział się nieco o mocy Tego, który był zaangażowany w sprawie ognistego pieca. Rzeczywiście, jeśli wsłuchasz się uważnie w to, co powiedział natychmiast po tym wydarzeniu, to mógłbyś nawet wnioskować, że się nawrócił i stał się prawdziwym wierzącym. Posłuchajmy bardzo zszokowanego monarchy:

Nebukadnesar, król, do wszystkich ludów, plemion i języków, które mieszkają na całej ziemi: Pokój wam! Postanowiłem oznajmić o znakach i cudach, których na mnie dokonał Bóg Wszechmogący:

Jakże potężne są jego cuda! Jego królestwo

jest królestwem wiecznym,

a Jego władza z pokolenia w pokolenie.

No, wydaje mi się, że jest to całkiem konkretny wyraz uznania, jak na kogoś, kto dopiero co, ustawił swój własny „złoty posąg” i straszył śmiercią każdego, kto się przed nim nie skłoni! Niemniej czasami (może to zauważyłeś) nawrócenie wywołane przerażeniem trwa tylko tyle ile przerażenie.

I tak było z naszym przyjacielem.

Wkrótce po tym strachu (i całkiem elokwentnej przemowie) leżąc na swej kanapie zaczął przeżywać dziwne sensacje związane ze snem. W tym śnie zobaczył wielkie drzewo. Nie jakieś szczególnie przerażające samo w sobie, lecz musiało być w tym coś strasznego, przynajmniej dla króla, ponieważ Pismo mówi nam, że był faktycznie przerażony i wezwał Daniela, aby mu sen wyłożył jeśli potrafi. Daniel, w przeciwieństwie do królewskich wróżbitów i czarowników, dał sobie z tym radę. A taka była interpretacja snu, jaką Daniel przekazał królowi Nebukadnesarowi:

Drzewo, które widziałeś, które rosło i było potężne, którego wysokość sięgała nieba, a było widoczne na całej ziemi, którego liście były piękne, a owoc obfity, które miało pokarm dla wszystkich, pod którym mieszkały zwierzęta polne, a w jego gałęziach gnieździły się ptaki niebieskie – to jesteś ty, królu: rosłeś i stałeś się potężny, twoja wielkość urosła i sięga nieba, twoja władza rozciąga się aż po krańce ziemi.

Wow!

To jesteś ty, królu. To jest twój sen. Wzrosłeś (miłe prawda?) i stałeś się potężny. A twoja wielkość sięga teraz samego nieba!
Wow!

Nie wspominając o tym, że twoje królestwo sięga krańców ziemi.

(O, Ten Daniel, mógłby zinterpretować wszystkie moje sny).

Dobrze, niemal cały czas. Zdaje się, że posłanie ma dalszy ciąg:

P.S. jest taki drobiazg:
Podobnie jak drzewo, które widziałeś, upadniesz: „wypędzą cię spośród ludzi, mieszkać będziesz ze zwierzętami polnymi i jak bydło trawą karmić cię będą,; będzie cię zraszać rosa niebieska, siedem wieków przejdzie nad tobą, aż poznasz, że NAJWYŻSZY MA WŁADZĘ NAD KRÓLESTWEM LUDZKIM I ŻE DAJE JE KOMU CHCE.

(Myślę, że po tych słowach zmieniłbym zdanie o zatrudnieniu Daniela).

Wielki król Nebukadnesar, potężny i mocny.

Masz potęgę i masz królestwo.

Wielkość, która sięga niebios.

Królestwo, które sięga krańców ziemi.

Jeden drobny problem. Coś, o czym twoi doradcy zapomnieli ci wspomnieć lub czego nie zrozumieli.

Coś, czego jeszcze nie pojąłeś, nawet przy całej twojej wielkości.

Coś elementarnego.

Coś podstawowego.

A jest to fakt że:

Najwyższy panuje nie tylko w niebie, lecz również na ziemi!

Wszędzie, tam gdzie chodzi o panowanie i królestwa, to wszystko należy do Niego (jak napisał psalmista) i to On rozdziela każdemu jak chce. Jak to sam ostatnio stwierdziłeś:

jest królestwem wiecznym,

a Jego władza z pokolenia w pokolenie.

Być może powinieneś puścić sobie jeszcze raz tą taśmę!

Lecz zrozumiesz to, o wielki królu Nebukadnesarze. Poznasz miłosierdzie Boga a Jego nieskończona łaska doprowadzi cię do miejsca pokuty. Wtedy twoje „królestwo” będzie pewne dla ciebie,

GDY BĘDZIESZ WIEDZIAŁ, ŻE TO NIEBIOSA RZĄDZĄ!

O,…
Później. . .
Rok mija i rok przeminął a król zapomniał o śnie i jego interpretacji. Powiedziałem, że zapomniał, bo faktycznie musiał zapomnieć, ponieważ któregoś dnia: „przechadzał się król po pałacu królewskim w Babilonie i odezwał się król i rzekł: Czy to nie jest ten wielki Babilon, który zbudowałem na siedzibę króla dzięki potężnej mojej mocy i dla uświetnienia mojej wspaniałości?

O, chłopie. Nawet ja wiedziałem, że to nie tak.

Oczywiście: „Gdy jeszcze słowo to było na ustach króla, zagrzmiał głos z nieba: „Oznajmia ci się, królu Nebukadnesarze, że władza królewska zostaje ci odjęta. Będziesz wypędzony spośród ludzi, …., aż poznasz, że (uwaga, konkluzja na teraz i na wieki) Najwyższy ma władzę nad królestwami ludzkimi i że je (panowanie, moc i władzę) daje TEMU KOMU ZECHCE”.

I tak się stało.

W tej samej godzinie spadł sąd.

Wielki król został wypędzony na pola.

Jego ciało było zraszane deszczem z niebios.

Jego włosy urosły jak u orłów pierze.

Jego paznokcie jak u ptaków pazury.

Wiele dni minęło.

A wtedy, dokładnie tak jak powiedziano:

A po upływie dni ja, Nabukadnesar, podniosłem oczy ku niebu; a gdy znowu rozum mi powrócił, wtedy błogosławiłem Najwyższego, a Żyjącego wiecznie chwaliłem i wysławiałem, gdyż jego władza jest władzą wieczną, a jego królestwo z pokolenia w pokolenie. A wszyscy mieszkańcy ziemi uważani są za nic, według swojej woli postępuje z wojskiem niebieskim i z mieszkańcami ziemi. Nie ma takiego, kto by powstrzymał jego rękę i powiedział mu „co czynisz?
O, tak!

W tym czasie (lubisz szczęśliwe zakończenia?) powrócił mi rozum i dostojność i powróciła mi moja okazałość na chwałę mojego królestwa; moi doradcy i moi dostojnicy szukali mnie i znowu przywrócono mnie do godności królewskiej, i dano mi jeszcze większą władzę. Teraz ja, Nebukadnesar, chwalę, wywyższam i wysławiam Króla Niebios, gdyż wszystkie jego działa są prawdą i jego ścieżki są sprawiedliwością. A TYCH ZAŚ (tego się właśnie nauczyłem) KTÓRZY PYSZNIE POSTĘPUJĄ, MOŻE PONIŻYĆ.
O jej!

…tych, którzy pysznie postępują może poniżyć”.

Następnie kłos…

Nasz młody przyjaciel nie ruszył do przodu, lecz od czasu do czasu był zapraszany, aby mówić do różnych grup wierzących. Ciągle nie był zbytnio „wzorem” dla trzody, będąc w tym czasie oddzielonym od kościoła swojej młodości i od małżonki swojej młodości.

Lecz miał przychylność pastora pewnej denominacyjnej grupy i wiedział, że ta przychylność faktycznie została mu „dana”, skoro on i pastor mieli dość różne poglądy doktrynalne jak i większość członków grupy, z powodu których wątpliwości pastor zaprosił młodzieńca do dzielenia się słowem w pewien niedzielny wieczór.

W powietrzu wisiało pewne napięcie, którego przyczyna jest dość zrozumiała. Pastor, zastanawiał się już po raz drugi (a może nawet trzeci) nad roztropnością zaproszenia tego młodzieńca i był pod wielkim ciężarem. Nagle, tak jak siedział w pierwszym rzędzie, rzucił się na kolana i zaczął gorliwą modlitwę.

Kaznodzieja widząc to, uświadomił sobie bardzo fundamentalny problem, który wkrótce wyrósł do bardzo zasadniczego pytania, tj., Czy będzie w stanie dalej kontynuować?

I wtedy zdarzyła się najdziwniejsza rzecz.

Zanim pastor mógł się nad tym zastanowić i wybrać właściwy kierunek działania (a powinien być jakiś), młody człowiek opuścił głowę. Lecz zamiast modlitwy z jego ust wypłynęły wyraźne i jasne słowa:

– Duchu związania – krzyczał – Jezusa znasz, Pawła znasz i mnie znasz! W imieniu Jezusa Chrystusa opuść to miejsce!

Jak wam się to podoba jako wprowadzenie do kazania?

Cokolwiek to był, zadziałało. Pastor, zmieszany na twarzy, wstał z kolan i usiadł na swojej ławce.

A młody człowiek głosił!

A ludzie reagowali!

A dziwne i niezwykłe rzeczy towarzyszyły głoszeniu Słowa tej nocy!

Skutki jakie to wywarło na społeczności były natychmiastowe. W ciągu miesiąca zmuszono pastora do rezygnacji a niemal połowa zgromadzenia odeszła wraz z nim.

Oczywiście młody kaznodzieja, który był katalizatorem tego poruszenia był razem z nimi. Spotykali się w domach dopóki nie mogli znaleźć bardziej stałego miejsca. Rozwijali się w swoim duchu, ból odejścia został złagodzony przez nowe, ekscytujące poznanie, które zostało im dane. Trzeba powiedzieć, że byli w znacznym stopniu uzależnieni od swojego nowego przyjaciela i doradcy, który wydawał się wiedzieć więcej o tym, co się działo z nimi niż oni sami. I tak to szło. Doktryny zmieniły się i nowe zrozumienie zostało udzielone. I zawsze to ten młody człowiek był instrumentem zmian. Po wielu dniach i niewielu trudnościach postawiono nową kaplicę i uformowane nowe sojusze.

Na czele z młodym kaznodzieją.

Zgodnie z poradą i konwencją młodego człowieka.

Oczywiście, pastor nadal był nominowaną głową kościoła lecz przekazał sprawy stanu duchowego młodemu słudze i objawieniu Ducha. Był to dziwny i ekscytujący czas dla wszystkich, a szczególnie dla młodego proroka, który wreszcie dotarł do swojego miejsca.

On był przywódcą!

Ludzie szanowali jego opinie i szukali jego porady!

Jak słodkie w smaku i świetne uczucie!

I wtedy….

Nie było nic niezwykłego tej szczególnej nocy. Co prawda było przygotowywane szczególne spotkanie, kazalnicę mieli zajmować goście, lecz mieli tu być tylko przez chwilę. Poza tym, on sam ich zaprosił i niewielu ośmielało się kwestionować jego wybór w tych sprawach.

Niemniej znalazło się kilka osób, którym sprawiło kłopoty to, co jeden z odwiedzających powiedział poprzedniego wieczoru. Przyszli więc wcześniej do kościoła, poprosili swego młodego lider na bok i pytali go o to, co myśli na ten temat, a on udzielił im rady.

Najwyraźniej usatysfakcjonowani członkowie weszli do kaplicy, aby się przygotować na wieczorne nabożeństwo.

Lecz młody człowiek nie był zadowolony. Coś zaczęło go niepokoić. Była to myśl, że być może nie miał w 100% racji udzielając takiej odpowiedzi. Czy faktycznie, tam głęboko, „wiedział”, że to co im powiedział było prawdą?

Dobrze i miło jest być liderem, lecz czy nie można być również „ślepym” liderem? Z pewnością duchowe prowadzenie niesie za sobą olbrzymią odpowiedzialność wobec tych, których się prowadzi. Myślał więc, rozważał, pytał Boga w czasie całego zgromadzenia tej nocy, a gdy zostało poczynione wezwanie do modlitwy, ukląkł wraz z innymi. Inni jednak po chwili wrócili na swoje siedzenia, a on trwał dalej. Wkrótce nastał czas zakończenia zgromadzenia, lecz nie dla młodego sługi. On się nie poruszył. Nagle wstał, lecz zamiast wrócić na swoje miejsce wybiegł tylnym wyjściem na pola poza kaplicę.

Gdy w końcu niektórzy członkowie wszyli szukać go i natrafili na dziwny widok. Tam w ciemności siedział na ziemi ich lider. Z rękami uniesionymi w stronę nieba i łzami spływającymi po twarzy wydawał się modlić. Gdy podeszli bliżej odkryli, że nie modli się lecz śpiewa delikatnie jakąś dziwną pieśń, której nigdy wcześniej nie słyszeli.

Ach, wielki lider.

Mojżesz, który wyprowadził ich z ich osobistego Egiptu.

Siedząc na ziemi śpiewał delikatnie przez łzy:

„O, Panie, weź mnie na swoje kolana i ucz mnie Panie ciebie, jestem tylko małym dzieckiem!”

Następny król

Nie chcę się czepiać królów w ten sposób . Oni po prostu dostarczają nam najwyraźniejszego obrazu, symbolizują skrajne pozycje władzy na ziemi i przez całą Biblię są używani, aby wskazywać i ilustrować prosty fakt, że Najwyższy nie jest zbyt chętny do dzielenia się swoją chwałą z kimś innym.

W rzeczywistości to nie ma znaczenia czy ktoś jest królem, czy nie. Człowiek po prostu musi nieustannie pamiętać o tym, że jeśli tam jest (jakakolwiek pozycja autorytetu i władzy jest zajmowana) to tylko przez miłosierdzie Boże i służy dla przyjemności Najwyższego, który prawdziwie „rządzi królestwami ludzkimi i daje je komu zechce”.

Ponieważ tylko wtedy, gdy człowiek dojdzie do wniosku, że jest nadzwyczajną jednostką i Bóg ma wielkie szczęście mając go w swojej drużynie, woda mętnieje a uczucia kierują się ku sobie.

Zauważ teraz, że król Nebukadnesar nie powiedział, że Najwyższy rządzi tylko w królestwie Judy czy Izraela, lecz „w królestwach ludzkich”. On sam będąc królem Babilonu z pewnością zaliczał się do jednego z królestw ludzkich.

Podobnie jak był nim jeden z królów, o których czytamy w Nowym Testamencie.

Inny czas, inne miejsce, inny król.

Herod Agrypa.

Wielki król, którzy panował nad ziemią palestyńską zaraz po śmierci Syna Człowieczego.

Piotr miał z nim trochę problemów.

Jakub miał z nim trochę problemów.

Lecz Piotr został uwolniony z jego rąk dzięki interwencji anioła Pańskiego.

Herodowi nie podobało się to za bardzo.

Za to podobała mu się bardzo owacja, jaką otrzymał pewnego dnia, gdy ludzie z Tyru i Sydonu przyjechali złożyć mu hołd. Jak czytamy: „W oznaczonym dniu Herod odziany w szatę królewską, zasiadł na tronie i w obecności ludu wygłaszał do nich mowę; Lud zaś wołali (niezłe musiało być to przemówienie): Boży to głos, a nie ludzki”.

Nie zamierzam teraz dochodzić tego czy ludzie, którzy przyszli zobaczyć wielkiego króla w tym szczególnym dniu, byli szczery czy nie. To, co jest dla mnie zrozumiałe i wynika z Pisma to fakt, że skutek dla króla był fatalny.

W tej samej chwili poraził go anioł Pański, za to, że nie oddał chwały Bogu; potem stoczony przez robactwo wyzionął ducha”.

Inny czas, inne miejsce, inny król,

który nie rozumiał tego, że choroba pn.: „pycha-stanu” nie należy do tych, które się leczy w taki sposób: – „weź dwie aspiryny i wezwij mnie rano.” Często, jak w tym przydku jest śmiertelna.

… Boży to głos, a nie ludzki...”

Oczywiście, nie po raz pierwszy takie stwierdzenie zostało poczynione ani nie było ono ostatnie. My, religijne typy zawsze ubóstwiamy nasze postacie stojące w autorytecie. Idziemy za nimi na pustynię. Opuszczamy nasze żony/mężów dla nich. Poświęcamy nasze dzieci dla nich. Jeśli chodzi o wydanie sądu pokłaniamy się im. Sprzedajemy nawet farmy rodzinne po to, aby kupić udziały w ich snach. Całkiem literalnie powierzamy nasze dusze ich opiece.

Ponieważ „…Boży to głos, a nie ludzki…

Lecz człowiek pozostaje człowiekiem i to wszystko.

Czy to będzie król czy doradca, nauczyciel szkółki niedzielnej, prorok, pastor czy papież.

Człowiek jest tylko człowiekiem i to wszystko.

Czasami, oczywiście, my królowie i doradcy, itp., zwyczajowo zapominamy o tym prostym fakcie. Czasami ta linia podziału zostaje zamazana.

Któregoś dnia w Listrze nasz przyjaciel Paweł wraz z towarzyszem Barnabą spotkali się z takim samym pokuszeniem jak Herod, tj. wyniesienie do bóstwa przez ich wielbicieli. Różnica jest taka, że o ile Herod dał tylko porządne przemówienie to oni zrobili coś znacznie bardziej dramatycznego. Powiedzieli do człowieka, który od urodzenia był kaleką: „WSTAŃ NA SWOJE NOGI”…co on natychmiast zrobił…i chodził… i skakał z radości!

Jak to się ma do sprawy bóstwa?

Z pewnością ci, którzy byli świadkami tego cudu (publiczność czasami to będzie oglądać) chciała zrobić z nich obu bogów i zaczęli krzyczeć: „bogowie w ludzkiej postaci zstąpili do nas!”

Oferowali im nawet boskie imiona jak Zeus i Hermes, a kapłan przyprowadził woły i wieńce, aby złożyć im ofiarę.

Oops. W tej części kraju chłopaki mogli nieźle sobie podziałać.

Lecz, dzięki Bogu, Paweł i Barnaba nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Faktycznie, Paweł i Barnaba, zupełnie nie tak jak Herod (i prawdopodobnie większość z nas), byli tym trochę wstrząśnięci. Rozdarli swoje szaty, wbiegli między lud krzycząc: „Ludzie, co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy…

My również jesteśmy ludźmi…

Nie bogami – ludźmi.

Tak Herodzie Agrypo, byłeś królem, być może nawet wielkim królem w twoich własnych oczach, lecz powinieneś lepiej wiedzieć i nie przyjąć takiego rodzaju wyrazów uznania:

… Boży to głos, a nie ludzki…

Nie. Jesteś zwykłym człowiekiem, podobnie jak reszta z nas.

Lecz dziękujemy ci, Herodzie Agrypo.
Nie umarłeś na próżno.

A my, którzy zawsze szukamy „ludzkiej czci”, dziękujemy ci.

Twoja postawa ostrzega nas.

Twój przykład poucza nas.

…a potem pełne zboże w kłosie

Nasz młody przyjaciel miał problem.
Tym problemem było to, że był „religijnym” człowiekiem.

Problem, który dzielił wespół tysiącami współczesnych mu, którzy, jak mówi Pismo, „narodzili się pod zakonem”. W konsekwencji jego zachowanie zostało wykształcone przez ten system. Nigdy w życiu nie przeżył siódmego rozdziału Listu do Rzymian w zawiązku z czym rozumiał niewiele lub wcale ów „inny zakon”, który apostoł odkrył jako działający w swoich członkach.

Był zaznajomiony z prawem moralnym, ordynacjami i przykazaniami, lecz niewiele wiedział o tym, co przy okazji dzięki tym przykazaniom mogło bardzo dobrze spowodować u religijnego człowieka atak.

Lecz on się uczył, a jego edukacja trwała, jak wkrótce miał odkryć.

Któregoś dnia, przechadzając się po pewnej ulicy pewnego miasta usłyszał głos. Nie słyszalny głos, na pewno (a może tak?), lecz tak wyraźny i przynoszący przesłanie tak jasne dla niego jak gdyby ktoś stał koło niego i zapytał go o godzinę. Posłanie było proste samo w sobie:

– Źle poszedłeś!

Prosto, prostolinijnie. Nie mówiąc, że zaskakująco.

– Źle poszedłeś!
Widzicie, nasz młody przyjaciel „odpowiedział na wezwanie” kilka lat wcześniej. „Głosił i nauczał” i trzymał się sam Słowa (no, przynajmniej, robił, co mógł). I nie jest tak, że nie było owoców. Były. Faktycznie wielu nazywało go błogosławionym. Lecz zgodnie z tym, co powiedział głos, nadal nie był właściwie „wychowany” i właśnie znajdował się w trakcie małej reedukacji.

W bardzo krótkim czasie znalazł się w samym środku koszmaru. Rozpętało się piekło jakiego każdy religijny człowiek boi się bardziej niż czegokolwiek innego. Takie, które doprowadziło naszego przyjaciela Pawła na krawędź desperacji. „Nędzny ja człowiek, któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?

Opss, takie jedno, piekło ludzkiej słabości.

Miejsce, w którym usuwany jest żywopłot.

I tak właśnie było. Był wiedziony od jednego miejsca do drugiego. Jego moralna słabość dobrze wyraził poeta: „pomysły poleciały, zostawiając mu informację, że się zasiedziały’. Czuł się zagubiony. To, co służyło mu jako wyróżnik tj. jego chrześcijański charakter, rozpłynęło się na jego oczach.

To właśnie nazywa się procesem wychowawczym, prawda?

Minęły lata. Ostatni szlachetny impuls padł. Robił to czego nienawidził i nie był w stanie osiągnąć tego, co chciał.

Nie było też tak, jakoby młody człowiek nie rozumiał miłosierdzia Bożego.

Rozumiał. Naprawdę rozumiał; nie tylko słyszał o nin lecz otrzymał objawienie o niej, lecz to było wtedy, a teraz było teraz. To było wtedy, gdy inspirowane myśli przepływały swobodnie, ptaki śpiewały i słońce świeciło. Teraz było teraz, przy zanikających językach, nieudanych proroctwach i moralności ograbionej z jej czci.

Lecz, zdumiewające, coś innego działo się. Ze śmierci, bardzo powoli, zaczęło pojawiać się życie. Z odległego korytarza swej duszy, odzywał się nikły głos. Były to, jak to później odkrył, jakby pierwsze pobudzenia „lepszej nadziei” opartej na „lepszych obietnicach”.

Ten młody człowiek nie był ignorantem wobec faktu, że znajdował się w stanie upadku, jeśli tu był błąd. Podobnie jak Dawid przed nim, on sam wyścielił sobie „łoże w piekle”. O, mógł oskarżyć o coś Boga, o porzucenie na przykład, lecz instynktownie wiedział, że byłoby to również głupie. To jego własne usta kłamały i jego stopy zmierzały „drogami przestępców”.

Wiedział, że byłoby źle oskarżać Boga.

Nie wiedział jednak, że w tym wszystkim co robił i gdzie był tj. ścieląc sobie łoże w piekle, był z nim Bóg, nawet tam. To szczęśliwie odkrył.

Jakkolwiek by nie patrzeć było to niewiarygodne doświadczenie.

Ktoś mógłby przypuszczać wiele rzeczy jeśli chodzi o to doświadczenie. Mógłby ktoś przypuszczać, że młody człowiek po prostu odpadł z powodu słabości charakteru i wylądował w korycie niemoralności. Ktoś inny widząc jak to było, w pewnym sensie zapowiedziane, mógł powiedzieć, że to doświadczenie było przeznaczona jako terapia szokowa i antidotum na religijna naturę. W tym wszystkim, ktoś mógłby dalej przypuszczać, że Wielki Lekarz wiedział, co ma zrobić przepisał właściwy środek, który, oczywiście, w przypadku młodego faryzeusza zmniejszył uścisk pychy i zarozumiałości. Jakkolwiek bolesne i intensywne było to doświadczenie, końcowy wynikiem miało być zgniecenie pysznego ducha, a pobudzenie prawdziwej pokory.

Z pewnością!

Poza tym, że okazało się to nie być wcale takie proste.

Nasz młody przyjaciel, pomimo wszystkiego co się wydarzyło, pozostał bogatym człowiekiem.

Słyszał rzeczy, których inni nie słyszeli; wiedział to, czego inni nie widzieli. „Miał” rzeczy wartościowe, których inni nie mieli, co jest w końcu opisem bogacza. Jeśli chodzi o objawienie, to ciągle, pomimo swej obecnej sytuacji, myślał o sobie jako o kimś, kto znajduje się na innym (wyższym) miejscu niż pozostali. To trzecie niebo było (i jest) tak interesującym miejscem.

Tak więc doświadczenie trwało nadal. Oto znajdował się w samym środku moralnego upadku, ciągle będąc bogatym i dumnym człowiekiem. Oczywiście nie myślał tak o sobie. Ciągle miał na tyle siły, aby schować się przed „swym własnym ciałem”.

Lecz oto znów się to zdarzyło…

Ponieważ nie było wielkiego zapotrzebowania na jego szczególny rodzaj służby, młody człowiek musiał znaleźć sobie świeckie zatrudnienie. Pracując w dziale zaopatrzenia pewnej firmy ubezpieczeniowej, nadzorował pracę swoich dwóch asystentów. Jeden z nich był młodzieńcem, który śmiało mógł być nazwany „poganinem”, który w najmniejszym stopniu nie był religijnym człowiekiem. Wydawał się być jednym z tych, których zupełnie nie obchodzą takie sprawy czy coś takiego jak Bóg jest, czy nie itd. Nieustannie wymieniał swoje seksualne wyczyny a jego świat był bardzo zredukowany, lub tak wyglądał, do różnych zmysłowych przyjemności, które mógł z niego wydusić.

Drugi asystent był starszym i całkiem religijnym człowiekiem. W swej aktówce wraz ze śniadaniem nosił stare wydanie Biblii Króla Jakuba. Choć nie usługiwał w żadnym formalnym sensie, wydawało się, że sprawiał mu radość prestiż jaki, w szczególnych okolicznościach socjalnych, należał się kaznodziei.

To, można być tego pewnym, nasz młody przyjaciel zauważył. Lecz Żyd i Samarytanin nie szli razem. Między faryzeuszem i celnikiem ciągle jest ustawiona przepaść (przynajmniej w umyśle faryzeusza). Po prostu robi swoją robotę, myślał sobie.

To, czego oczywiście wiedzieć nie mógł to fakt, że to wszystko było ukartowane. Ten religijny człowiek z tanią aktówką i Biblią Króla Jakuba.

Lecz tak było .

Było faktycznie.

Był też wyznaczony czas na to, aby bomba dostarczona przez aniołów odpaliła w twarz młodego bogacza. Z pewnością, któregoś dnia to się stało.

. . KA . . BLUUUUUU. . MMMM. . !

Tego dnia byli tylko w trójkę w biurze. Nasz młody przyjaciel, jego religijny asystent i kobieta zatrudniona w firmie, która zatrzymała się tutaj po materiały biurowe. Podczas jej pobytu tutaj nasz młody człowiek zaangażował się w rozmowę, religijną oczywiście. Bo, choć był bardzo daleko od tego, co uważał za dobre chrześcijaństwo, po prostu nie mógł powstrzymać się od rozmawiania o tym, co ciągle było najważniejszą częścią jego życia.
Tak więc rozmawiali sobie, nasz młody przyjaciel i młoda kobieta. Właśnie skończył interpretację pewnego szczególnego fragment znalezionego w Piśmie. Nasz religijny człowiek z Biblią Króla Jakuba przysłuchiwał się również i, Boże pomóż mu, zrobił następującą uwagę:

– Nie sądzę, aby ten fragment miał takie znaczenie.

Oh!
Nie miał pojęcia, co zrobił.

Przez chwilę fale szoku spowodowanego tą niezgodą obmywały umysł i emocje młodego człowieka i całe piekła zwaliło się na głowę!

Nagle bez jakiegokolwiek ostrzeżenia jego twarz wykrzywiła się i krzyknął w stronę człowieka z aktówką:

– TY ŚMIESZ UCZYĆ…. MNIE?

O, mój Boże.

Wyraz przerażenia przemknął przez twarz młodej kobiety, co widząc młody człowiek zdał sobie natychmiast sprawę z tego, co się stało i wiedział, że nie było to proste okazanie złego humoru czy dowód na jego złe maniery. Nie. To zapiał kur:

– Jesteś człowiekiem.

Straszliwy smutek spadł na niego. Oto stał, emocjonalny bankrut, moralny grunt usuwał mu się spod nóg, a jednak był ciągle przemawiającym duchowo, bogatym człowiekiem; ciągle poddanym temu szczególnemu duchowi pychy i arogancji, który podchodzi bogaczy. Faktycznie było to coś więcej niż słabość. To było poddanie się, podporządkowanie, jak gdyby inny duch otrzymał dostęp do jego zdolności i mógł się zamanifestować jak chciał.

Jaki inny duch? Nie jakiś tam duch, lecz z pewnością szczególny.

I wtedy przypomniał sobie.

Inny czas i inne miejsce.

Właśnie Jezus uzdrowił człowieka, który był „ślepy od urodzenia” i ten człowiek, czego można się było spodziewać, był prze szczęśliwy. Jego przyjaciele radowali się z nim, jego rodzice i jak się zdaje wszyscy poza faryzeuszami. Byli dość sceptyczni i zaczęli kwestionować fakt, że był w ogóle niewidomy. Zapewnieni przez jego rodziców, że faktycznie urodził się ślepym i że coś nadzwyczajnego zdarzyło mu się, ostatecznie wezwali go, aby jeszcze dokładniej przyjrzeć się sprawie………. ……….

W szczególności pytali go w jaki sposób stało się to, że widzi.

Powiedział im.

Nazarejczyk postąpił według pewnego rytuału, który spowodował to, że w jakiś sposób jego oczy zostały otwarte. Jego świadectwo nie wydawało się dobre faryzeuszom. Poradzili mu, aby raczej „oddał chwałę Bogu” niż człowiekowi Jezusowi, ponieważ było dla nich oczywiste, że on (Jezus) był grzesznikiem. Tamten odpowiedział im klasycznym wersem: „Czy jest grzeszny czy nie, tego nie wiem. TO jedno wiem, że byłem ślepy, a teraz widzę!

Słowa jego świadectwa były w ich uszach wystarczająco złe, skoro widzieli w Jezusie zarówno heretyka jak i grzesznika, lecz następne stwierdzenie byłego ślepca było zupełnie nie do przyjęcia dla nich:

– Gdyby ten (Jezus) nie był z Boga, nie mógłby nic uczynić.

Tego było po prostu za wiele. Świadectwo to jedna rzecz, lecz próba radzenia doradcom jest czymś zupełnie innym. Teologia to było ich poletko i wyłącznie ich. Pogardliwie „odpowiedzieli mu:

– Ty będziesz ( śmiesz) uczyć nas?

w taki właśnie trudny sposób nasz przyjaciel odkrył, że duch faryzeizmu jest nadal bardzo żywy, ma się dobrze i ciągle manifestuje swoją obecność na tej ziemskiej planecie.

Część Trzecia

продвижение сайта запросам

Duch Faryzeusza 3

My Trzej Królowie

Saul, wielki król i wybraniec Boga, który nie rozumiał tego, że być wybrańcem Bożym nie uodparnia na efekty tej choroby..

…lecz teraz twoje królestwo nie utrzyma się...”

Nebukadnesar, wielki król Babilonu, który nie wiedział, że pycha i zarozumiałość nie będą tolerowane, nawet w „królestwie ludzkim”. Ten, który stawia siebie naprzeciw Wielkiego Boga Niebios będzie wezwany do rozliczenia, bez względu na to czy będzie przyjacielem czy wrogiem, Izraelitą czy Babilończykiem. Dopóki cała ziemia nie zrozumie, że „Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i daje je komu zechce”.

Nebukadnesar… osądzony, skarcony i przywrócony do władzy.

I jeszcze Herod Agrypa, który troszczył się o Żydów, lecz nie uznawał Boga Żydów. Jego postawa wobec ziemskich królów, których ulubionymi zaimkami są „Ja” i „Moje”.

Dekret: Światła dla Heroda Agrypy gasną.

Jedno stracone królestwo.

Jedno stracone królestwo lecz odrestaurowane, po przyjęciu posłania.

Jedno stracone życie.

LEKARSTWO

Czasami leczenie jest radykalne, czasami konieczna jest operacja, a czasami jest to proces, lecz, dzięki łasce Bożej i wzrastającemu poznaniu, choroba może być zatrzymana a rak uleczony.

Były takie czasy, gdy tak nie było. Były takie czasy, że gdy ją dostałeś, to już ją miałeś.

Uporządkuj swój dom, zostaw srebra cioci Idzie i zaciągnij rolety.

Dzięki Bogu i badaniom naukowym już tak więcej nie jest.

Jest tylko jeden warunek wstępny – zachoruj we właściwym czasie. Badaj siebie samego. Zwracaj uwagę podejrzany guzek czy niewyjaśnioną słabość i jeśli okaże się, że po prostu złapałeś tą śmiertelną chorobę, to, ze względu na Boga i siebie samego, natychmiast (jeśli nie prędzej) oddaj się w ręce kogoś, Kto wie co z tym zrobić.

Niekoniecznie trzeba gonić tego mordercę. Nie jest też tak, żeby nauki medyczne zrobiły w tej dziedzinie jakiś postęp lub/czy zdolności lekarzy znacznie wzrosły. Nie. Po prostu wzrosło poznanie. Ten, który kontroluje przepływ ludzkiej wiedzy, świeckiej czy duchowej, przełączył zawór w pozycję „otwarte”.

Jest to tak proste.

I tak jest również z nami, którzy idziemy za tyłu. Nie jest wypisane na kamieniu, że my, ludzie tego pokolenia, zwyciężymy tego, który dotąd zwyciężał nas. My nie dotarliśmy do jakiegoś złotego wieku, gdzie wszelkie tajemnice zostały nam odkryte i nad nami rozległo się ostatnie słowo objawienia.

Nie.

Zbyt dużo wzięliśmy na siebie, jeśli tak myślimy. Nie. Po prostu, dzięki łasce Bożej, dotarliśmy do miejsca, w którym zostało nam przekazane zrozumienie.

To jest ten czas, to jest ta chwila.

Nie osiągnęliśmy niczego wielkiego czego nikt inny nie osiągnął. Nie jesteśmy jakąś szczególną odmianą, ani super duchową rasą.

Nie! Nie! Nie!

Jeśli będziemy uparcie trwać w takich myślach, to poginiemy jak ludzie.

Lecz jest lekarstwo.

Dzięki Bogu, jest lekarstwo.

Dzięki łasce Bożej

… innego fundamentu nikt położyć nie może…

Ktoś powiedział, że każde przebudzenie zaczyna się od Listu do Rzymian. Nie mogę mówić za wszystkich, lecz jestem świadomy tego przebudzenia, które trwa nieustannie we mnie i, jeśli chodzi o mnie, ten człowiek miał rację. Chwila, w której zapomnę, że to wielkie zbawienie zostało mi udzielone „z łaski przez wiarę” staczam się. Zaczynam trapić się i dusić, i myśleć o tych wszystkich rzeczach, które „powinienem” i potępiam siebie samego za wszystkie te rzeczy, które robię, a których robić „nie powinienem”.

Wracam w koleiny religii!

Lecz, gdy Paweł szepce do mnie lub Marcin Luter budzi się w moich myślach, ożywam. Moje ramiona, które uschły, moja głowa, która opadła, moje miękkie kolana otrzymują nową siłę. Znów wszystko jest w porządku między mną a Tym „który ma moja duszę”.

Jeśli zostaną zburzone fundamenty, cóż pocznie sprawiedliwy?

To pytanie zostało postawione przez Dawida w 11 Psalmie.

Odpowiedź jest prosta:

Zbuduj je ponownie!

Chwyć łopatę, stwórz nową formę i zamów cement! Ponieważ ten dom nie może być zbudowany, jak powtarzam, ten dom nie może być zbudowany na żadnym innym fundamencie. Bez względu na to czy mieszkasz w pobliżu morza czy w głębi doliny czy na szczycie gór, NIE MOŻESZ DOSTAĆ SIĘ „STĄD, TAM” INACZEJ JAK TYLKO PRZEZ ŁASKĘ BOŻĄ.

Zupełne podstawy!

Przedszkolny program nauczania!

Wiem.

Lecz jest to pierwsza zasada, którą się wyrzuca, gdy statek napotyka na wzburzone morze.

I wtedy, wy sprawiedliwi, co zrobicie? Radzę, przypomnijcie sobie poprzednie dni i bez względu na to jak często fundament był niszczony, ustawiaj go ponownie i ponownie, i ponownie. Nie pozwól na to, aby ktokolwiek zabrał ci twoja koronę. Nie pozwól na to, aby jakikolwiek wykonawca przekonał cię, że on ma lepszy plan. Nie pozwól na to, aby jakikolwiek dostawca sprzedał ci gorszy materiał. Ponieważ ta budowa sięga samych niebios. To musi być solidne!

To jest takie proste, zdumiewająca łaska Boża. A może było? Dopóki my religijni ludzie nie położyliśmy na tym swoich łap.

Prosta sprawa.

Sprawa suwerenności Boga.

Sprawa, że „to nie ten, który biegnie, lecz Bóg, który okazuje miłosierdzie”.

Również pewna nadzieja i szczególne dziedzictwo.

Niezasłużona „przychylność”.

Co Baptyści myśleli o wiecznym bezpieczeństwie.

Czy też, mieli wybory któregoś dnia: Bóg głosował na mnie i wygrałem!

Czy też, „człowiek nigdy nie wspina się, lecz jest unoszony”.

Prosta sprawa.

Może była…

Teraz to jest już węzeł gordyjski. Nie wspominając o tym, że zostało przywłaszczone przez kogoś, kto upiera się przy swoim prawie do rozparcelowania tego dla kilku, to jest, dla tych, którzy zasługują. Plaga panująca w domu (ich i naszym); oni (czy my), każdy, kto zamienia łaskę Bożą na jakąkolwiek subtelną formę prawa lub legalizmu.

Od takich, jak tylko szybko to jest możliwe, abyś sam tego nie zrobił, odwróć się!

Lecz fundamenty, skoro zostały one zburzone, wymagają nieco czasu na ponowną odbudowę. Trochę potu, trochę łez i czasu.

Doświadczenie jest najlepszym nauczycielem. Objawienie, samo w sobie, nie dokona tego.

Pokolenia „nauczycieli i członków zarządów” wzbudzały strach legalistyczną religią: „nie dotykaj, nie próbuj, nie bierz”, w naszych umysłach i duszach. Tak bardzo, że my niezmiennie (i instynktownie) myślimy w terminach „robienia” czegoś (a to „coś” różni się od grupy do grupy) jak gdyby musiało być „coś” co możemy dla Boga zrobić, a co spowoduje, że On zwróci swój wzrok na nas, a nie gdzieś w okolicy.

Po prostu nie jesteśmy zadowoleni z bezpłatnego daru Bożego!

Nasz młody marzyciel został złapany przez taką propozycję. Któregoś dnia, nagle, w samym środku smutku, zdarzyło mu się coś dziwnego. Został przeniesiony przez Ducha Bożego do innego wymiaru. Przez co najmniej trzy dni chodził i mówił jak nigdy dotąd. Nic nie mogło go poruszyć, absolutnie nic. Został po prostu przeniesiony w swym duchu do innego miejsca. Pokój, radość, opanowanie, zadowolenie. Stała i konsekwentna świadomość!

Po trzech dnia, nagle, gdy siedział czekając na siostrę, którą zabierał na spotkanie modlitewne, chwała ustąpiła. Nasz młodzieniec natychmiast spanikował i wołał do swojego Boga usiłując desperacko przywrócić przeżycie.

Tak długo czekał na obietnicę „odpocznienia” duszy. Miał nadzieję wbrew nadziei, że to doświadczenie może być znakiem zakończenia stracha, zwątpienia i niepewności.

A teraz…?

Teraz czuł się jak astronauta nagle wepchnięty w ziemską atmosferę. Nagle znowu uświadomił sobie wszystkie te rzeczy, które szarpały człowiekiem, nawet wierzącym. Był bardzo zmartwiony i wołał… dlaczego?

Dlaczego to niebiańskie uczucie opuściło go?

To wtedy zadał pytanie, które (wcześniej czy później) każdy religijny człowiek musi zadać, a które ujawnia więcej na temat jego podstawowych pojęć o relacji z Bogiem, niż cokolwiek innego:

– Co takiego zrobiłem źle?

Co takiego zrobiłem, co nie spodobało się tobie i co spowodowało, że wziąłeś na mnie odwet?

– Co takiego zrobiłem źle?

Gdy przyszła odpowiedź, była naprawdę bardzo dziwna:

– Nie zrobiłeś nic złego.

Po czym padło pytanie dla młodego człowieka:

– A co zrobiłeś „dobrego”? Tzn. co takiego dobrego uczyniłeś, co przede wszystkim doprowadziło ciebie do tego niesamowitego przeżycia?

No, to było dość trudne pytanie. Trudne pytanie, na które nie miał odpowiedzi. Faktycznie nie mógł myśleć absolutnie o niczym, co mógł zrobić a co mogło zobowiązać Boga wobec niego. Nie zrobił niczego „dobrego”!

I tak doszedł do zrozumienia: wzloty i upadki jego świadomości nie miały nic do czynienia z osobistym cnotami czy religijnymi aktami. Miały raczej do czynienia z Suwerennym Bogiem! Było mu dane (to niesamowite przeżycie) przez łaskę Bożą i zabrane przez łaskę Bożą.

Błogosławione niech będzie imię Pańskie!

Wiem, że dla większości z nas nie jest to znane terytorium i, choć może słyszeliśmy już o tym, to mieszkanie, chodzenie i rozmawianie w tej ziemi znaczy coś zupełnie innego.

Dlaczego?

Ponieważ większość z nas nadal woli nasze zbawienie (jak to pokazuje telewizja komercyjna) w starym stylu – lubimy „zarabiać” na nie.

Ponownie: dlaczego?
To proste: Zarabianie na zbawienie wprowadza „nas” na scenę. Daje nam poczucie kontroli nad sytuacją. Trudno się pogodzić z faktem gdy ktoś nam mówi że my nad tym mamy mało wpływu lub wcale. Lecz nasz duma ma z tym wiele do czynienia, z tym…. „my”…. osobiście. Im więcej siebie wszczepimy w proces odkupienia, tym więcej pola oddajemy Niszczycielowi. Faryzeusz w świątyni był przekonany, że jego osobiste działania były szczytem ważności u Boga. „Ja” to robię, powiedział, i „Ja” robię tamto. „ja poszczę dwa razy w tygodniu, Ja daję dziesięcinę ze wszystkiego co posiadam. Lecz to wszystko zostało ustawione przez pierwsze słowa, które wypowiedział:

– Boże, dziękuję ci, że nie jestem taki jak inni ludzie.

O, mój Boże.

Jestem tak szczęśliwy, że nie jestem jak inni ludzie tzn. Ja jestem inny!

To właśnie mit inności czyni nas tak podatnymi, ponieważ jeśli byśmy faktycznie byli „inni” (lepsi) to jest stąd tylko jeden krok do przypuszczenia, że w jakiś sposób my przyczyniliśmy się do tej „inności”.

Po prostu musieliśMY zrobić coś, co zarekomendowało nas u Boga.

Gdy krzak zapłoną, MY zwróciliśmy się, prawda?

Gdy Mistrz zawołał, MY odpowiedzieliśmy, prawda?

A teraz, gdy już zwróciliśmy się i odpowiedzieliśmy na wezwanie, jesteśMY „inni” (lepsi) od innych.\

Prawda?

I tak mówią wszyscy faryzeusze z przeszłości i obecnie.

– Dziękuję ci, Boże, że nie jestem taki jak inni ludzie.

Lecz gdy pojawia się łaska Boża, TO ZUPEŁNIE INNA SPRAWA! Chciałbym, aby Bóg sprawił, aby wszyscy ludzie zrozumieli ten prosty fakt. Niech Bóg, który przez tysiąclecia cierpiał z powodu połowicznej postawy ludzi wobec wykonania Jego świętej woli i osiągnięcia Jego dobrych celów na ziemi, da im w końcu zrozumieć, że gdyby chciał, aby to było zrobione dobrze, musiałby to zrobić Sam. W pismach proroka Izajasza, Pan mówi o tych dniach:

Rozglądałem się wokół, lecz żadnej pomocy, dziwiłem się bardzo, ale nikt Mnie nie wsparł. Pośpieszyło Mi na pomoc moje własne ramie, podtrzymywała Mnie moja zapalczywość…;

Nie, to nie było tak, że On nie szukał kogoś do pomocy. Szukał. Kogoś, kto stanąłby koło niego. Z pewnością tyli tam prorocy, do wypożyczenia. Byli mędrcy i jasnowidze….

O, mój Boże.

Być może nie będziesz w stanie rozpoznać ani docenić tego smutku zawartego w prostym zdaniu:

„i dziwiłem się bardzo, lecz nikt mnie nie wspomógł”.

Dopóki nie dojdziesz tego sam; dopóki ty, również, nie rozejrzysz się wokoło, a później, ostatecznie w środku siebie – w drogi główne i poboczne twojego własnego umysłu. Dopóki masz moc, aby próbować, szturchać, trącać i badać twoje własne tajemne pragnienia i ukryte motywacje. Być może wtedy odkryjesz dlaczego Bóg już odkrył to, że faktycznie nie ma nikogo, kto by go wsparł, „nikogo, kto dobrze czyni”.

Nie,

Ani jednego.

A ty i ja nie jesteśmy wyjątkami od tej reguły.

Nikt, kto (prawdziwie) szuka Boga. Nie istnieje żaden heros bez swych słabości. Żaden idol bez glinianych nóg. Jest to odkrycie, które cię zasmuci i jest to smutek, który pozostanie z tobą przez całą podróż. Szczególnie z tobą wtedy, gdy TY będziesz zmuszany stale i wciąż do powrotu do „fontanny”, która została otwarta w „domu Dawida” z powodu grzechów (twoich) i nieczystości (twoich).

Jest to głęboki żal, który zawsze mówi:

– O, Boże, jak mi przykro, że mnie tam nie było, gdy Ty szukałeś kogoś, kto by stanął przy tobie. Serce pęka mi, że nie znaleziono we mnie dostatecznie cnoty, siły i odwagi.

Lecz nie było i nie ma! Na Boga, posłuchaj tego! Nie trzeba rewidować starego tekstu. Nie ma potrzeby zwoływać nowych poszukiwań. Nie było i nie ma człowieka, który spełniłby Boże wymagania.

Faktycznie, On przerwał poszukiwania już dawno temu. On już nawet się nie dziwi. Ponieważ Jego Własne Ramie, wspomogło Go. Dla ciebie i dla mnie, i dla każdego człowieka żyjącego na powierzchni Ziemi.
Lecz, ty mówisz, że musi być coś, co mogę zrobić. Jakieś zadanie mogę wykonać. Jakiś plan spłaty mogę zastosować. Nie, mój przyjacielu, łaska Boża mówi: nie.

Nie ma nic. To nie jest stare przymierze, lecz nowe. To nie jest przymierze, które wymaga, lecz to, które daje. Jest napisane…

Darem Bożym jest żywot wieczny”.

Możemy mówić o wierze (i będziemy) lecz wiara nie jest czymś, co człowiek ma (z siebie) i daje Bogu w zamian za zbawienie. Nie. Wiara jest raczej darem, który Bóg daje człowiekowi po czym otrzymuje z powrotem do niego. „Co masz, czego byś nie dostał?”

Skąd wzięliśmy pomysł, że mamy coś wartościowego (z nas samych), co musimy wymienić z Bogiem? Nie, takie myśli są próżne. „Błogosławieństwo, błogosławię cię” – nie jest warunkowym przymierzem, a jednak możemy je w taki sposób traktować.

Nie, to jest absurd, aby się chlubić, nieprzyzwoite, aby się przechwalać i głupie, aby ufać sobie samemu, lecz ci, którzy są opanowani przez ducha faryzeizmu czynią te trzy rzeczy. Dopóki łaska Boża prawdziwie nie „pojawi się” dla nas, nigdy nie będziemy w stanie odrzucić samych siebie i oddać w ręce Tego, który czyni wszystko, zgodnie ze „Swoją wolą”.

Dopóki to się nie zdarzy, nigdy nie będziemy w stanie wejść do „odpocznienia wiary”, lecz będziemy nieustannie chcieć, pragnąć, panikować i trapić się, modlić się i domagać…. wszystko oprócz zaufania.

Lecz łaska Boża, która „objawiła się wszystkim” – pojęło ją niewielu a pojmie wielu. Tylko wtedy, będziemy w stanie uciec przed przekleństwem myślenia o sobie „lepiej” niż powinniśmy. Tylko wówczas będziemy rzeczywiście wiedzieć, że „my sami” mamy niewiele lub wcale do czynienia z otrzymywaniem zbawienia tak wielkiego i świętego, że nigdy nie przyszłoby do nas inaczej jak tylko w wyniku suwerennego dzieła Najwyższego Boga.

I cóż „oddamy Panu” za tak niewysłowione korzyści tego faktu?

Niewiele

Ej, wiem, że zawsze męczymy Boga, aby nam ustanowił jakąś formę odpłaty, lecz jest to głupie i bezużyteczne. Tak wielkie zbawienie nie może być nabyte złotem ani srebrem, potem ani krwią, ani łzami.
Kropka.

Może być przyjęte, można się nim radować, cieszyć, lecz nigdy nabyć!

Lecz „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył” jak to ujął Dawid. Możesz po prostu (jak to w końcu Dawid został zmuszony zrobić) „wziąć kielich zbawienia” z rąk twojego Boga. Lecz taki sposób akceptacji jest obcy dla religijnego człowieka. Jest prosty… zbyt prosty.

Zapomnij o rekompensacie, Jack! Nie dzieje się w tobie nic, co nie byłoby przez Boga zasiane, przez Boga podlane i przez Boga zebrane. Dlaczego więc w imię niebios udajemy, że jest inaczej/

Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was, Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił

I jest tak, że zrozumienie ratuje nas, łagodzi, tworzy antyciało dla zarozumiałości. Och, wiem to gorzka pigułka, lecz możemy ją przełknąć.

Stare Przymierze może zostać anulowane a nowe ratyfikowane, a gdy tak się stanie, Bóg będzie infiltrował duszę, podcinał ludzkie ego i podkreślał przekonanie, że zawsze jest się kuszonym do tego, aby mieć je na własnych zasadach.

Cierń w ciele

Nigdy nie było w historii człowieka tak obdarowanego jak ten. Był starannie wyselekcjonowanym następca samego Syna. To tak, jakby Ten, który wstąpił do nieba zrozumiał, że wszystkie miłe słowa i nadzwyczajne wydarzenia jego krótkiej służby nigdy nie byłyby niczym więcej niż plamką na radarze życia, gdyby nie przyszedł po Nim ktoś i nie udokumentował tego. O, ludzie znali go jako wielkiego nauczyciela i obdarowanego mówcę. Tak, był cudotwórcą i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Po prostu zapytaj mężczyznę, który był ślepy od urodzenia czy kobiety, która miała krwotok.

Lecz te wszystkie rzeczy były czasowe i wskazane w tym czasie. Gdy efekty znikły to co wtedy? Inni ludzie będą rodzili się ślepi, inne kobiety będą dotknięte jak ta, które dotknęła się skraju Jego szaty.

Kto zatrzyma ich krwotok?

O co w tym wszystkim chodzi, Alfie?

Czy walczymy tylko z czasem, czy jest to coś więcej?

Kiedy już umarł ostatni Jego uczeń a Jego imię jest tylko przypisem na stronie historii, to co wtedy?

O co w tym wszystkim chodzi, Pawle?

Tak samo było z cudowną łaską Bożą, która okryła męża zwanego Saulem z Tarsu, znanego później jaki apostoł Paweł. Był wybrany aby iść i zanieść ewangelię. I tak zrobił i wszyscy z tego korzystamy. On, bardziej niż ktokolwiek inny, przekazał nam „resztę historii” jak to napisał nasz przyjaciel Mr. Harvey.

On wyjaśnił. On umieścił w kontekście. On zinterpretował, on napisał referencje. On wyjaśnił „dlaczego” i „po co”. On, również, w trakcie tego wszystkiego, poszedł nieco za daleko ze swoją własną ważnością.

O tak.
Któregoś dnia coś się go uczepiło i, zupełnie nie tak jak żmija, która mu się kiedyś uczepiła ręki na wyspie Malta, to coś nie chciało odpaść.

Im silniej wstrząsał, tym silniej się zaciskało. W końcu rozpoznał fakt, że nie jest w stanie poradzić sobie z tą sytuacją sam. Poszedł więc bezpośrednio do Tego, który go nigdy nie zawiódł, do samego Boga. Ukląkł, ukorzył się i złożył prośbę.

Niemniej, gdy powstał z kolan, problem nadal pozostawał z nim. Więc ponownie padł na kolana. Tym razem był już poważny.

– Boże, – powiedział – to mnie naprawdę wkurza a ja wiem, że ty nie chcesz, aby twój najważniejszy człowiek był niepokojony przez takie coś. Proszę, Boże, zabierz to!

Nic.

Żadnej odpowiedzi.

Więc jeszcze raz na pokład. Ze wzrastającym zaniepokojeniem szukał uwolnienia. Z tym samym wynikiem.

Nic.

Dopiero później ujawnił (do Koryntian) dokładnie to, co zaszło między nim samym a jego Bogiem w czasie tego krytycznego okresu jego życia.

Nie, Bóg nie dał mi uwolnienia, którego szukałem od niego, lecz On dał mi zrozumienie. A tego, przede wszystkim, potrzebowałem. Dał mi do zrozumienia, że moje osobiste „ja” jest kapryśne, zawodne, a przede wszystkim, żądne próżnej chwały.

Zresztą choćbym i chciał się chlubić,..

Na zewnątrz, ostatecznie, jest tak wiele do chwalenia się. Faktycznie mógł pozostawić swoich współczesnych w cieniu. Przede wszystkim to on (a nie oni) przebył tą podróż do duchowego wymiaru, który nazwał „Trzecim Niebem”. To również jemu zostało powierzone przesłanie niesamowitej łaski Bożej i skuteczności krzyża Chrystusa.

O tak.

Wyciągnij z lamusa swoją mądrość, Pawle! Pokaż nam swoje głębokie zrozumienie duchowych spraw.

Z pewnością takie ćwiczenie zamknęłoby usta tych, którzy sprzeciwiają się tobie i tych tak zwanych apostołów, którzy uparcie niepokoją te drogocenne maleństwa których zrodziłeś w Panu. Rzeczywiście, dlaczego nie zrobisz tego, Pawle?
Jego odpowiedź?

Zresztą choćbym i chciał się chlubić, nie byłbym głupcem” (tłum. z ang. – przyp. tłum)

….nie byłbym głupcem

Dlaczego?

Ponieważ nauczyłem się tego jak nie być i o to właśnie chodziło w tym całym epizodzie, który wam opowiedziałem. Miałem problem. O, nie wiedziałem, że mam problem, lecz miałem.

Problem?

Samochwalstwo! Pycha! Próżna chwała!

Rozwiązanie?

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą”.

Nie, On (Bóg) nie dał mi uwolnienia, lecz dał mi zrozumienie. I co cały ten ból i cierpienia spowodowane przez „posłańca Szatana” i słabości sprawiły? Bóg miał na to odpowiedź. A było nią:

Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.

O, mój Boże!

Moja moc bowiem w (twojej) słabości się doskonali.

Nie jest zupełnie oczywiste, że apostoł był podatny w dziedzinie duchowej pychy. Faktycznie, nawet najbardziej drobiazgowy badacz mógłby przeoczyć znaki. Umniejszał swoje zasługi (lub z pewnością tak to wyglądało) i wielokrotnie czynił rozróżnienie między tym, co on miał do powiedzenia w jakieś sprawie, a co Bóg na ten sam temat.

Niewiele wskazuje na to, że Paweł mógł być troszkę pełen „siebie” i myśleć o „sobie” więcej niż powinien.

Lecz tak było.

Tak robił.

Tak więc Wielki Lekarz wezwał go na wizytę. Zdiagnozował jego chorobę i przepisał leczenie:

Wyniosłość. Duma z siebie i twoich osiągnięć. Zarozumiałość.

To jest nie tak z tobą, Pawle i natychmiast potrzebujesz pomocy.

Tak więc, przez łaskę Bożą, została mu udzielona pomoc a jego duchowy stan naprawiony. Coś, co było absolutnie niezbędne. Coś, co dostarczyło antidotum na tego pysznego ducha, który miał najechać na niego, zniszczyć go i jego skuteczność jako sługi Najwyższego.

Stare lekarstwo – „cierń w ciele” – w niektórych przypadkach, jak u naszego przyjaciela Paweł, bardzo skuteczne. Oczywiście, ten Lekarz, inaczej niż inni, potraktował pacjenta z pełnym zaufaniem.

– Widzisz, Pawle, tą mała niebieską tabletkę? Gdy więc zmiesza się ona z kwasami w twoim żołądku, nastąpi reakcja chemiczna, która wywoła pewne szczególne zmiany metaboliczne, itd.

A pacjent, w tym przypadku nasz przyjaciel Paweł, zobaczył i zrozumiał, i choć była to dla niego gorzka pigułka do przełknięcia, przełknął. Im lepiej rozumiał ten proces, tym bardziej gorliwie stosował leczenie Podstawowym zrozumieniem to było, oczywiście, że: „(Moja) moc bowiem w (twojej) słabości się doskonali”. Ponieważ w duchowym wymiarze polaryzacja jest odwrócona. Ponieważ odwrotnie niż w teorii p. Darwina dotyczącej form życia na ziemi, w duchowym wymiarze, to „słaby” przeżywa, a nie „mocny”!

Jeśli jesteś zaangażowany na górze na platformie i tryskasz całą tą charyzmą, moc i siła wychodzą wszystkimi twoimi porami, to rzeczywiście coś się dla ciebie dzieje… to jest tu, na ziemi. Lecz w niebie, powiedzmy, to całe twoje przedstawienie dalekie jest od pożądania.

Nie, niewielu widzi różnicę, lecz Ja zobaczę i ciągle nienawidzę „dumnego wzroku”, a nieszczęście zwane „koroną pychy” ciągle działa.

Nasz przyjaciel przyjął diagnozę i podjął leczenie. Gdy już raz pojął zasadę, która tu działa, zaangażował się dobrowolnie a nawet z radością. Jego podstawowa postawa była taka, że jeśli to jest potrzebne, Panie, daj. Teraz kiedy faktycznie rozumiem to, że ten „posłaniec Szatana” wykonuje Twoją robotę, dobrowolnie przyznaję się do mojej podatności i przyjmuję fakt, że potrzebuję pomocy… ogromnie. Jeśli Twoja moc doskonali się w mojej słabości, to uczyń mnie słabym. Ześlij te rzeczy i okoliczności na mnie, aby było pewne, że jestem słaby.

Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.

Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem (teraz już wiem o tym) ilekroć niedomagam (w ciele), tylekroć jestem (w Duchu) mocny”.

Nie jest niczym drobnym rozpoznać zasadę i chwałę pojęcia.

„Cierń w ciele” jest doskonałym lekiem dla wielu.

Ja jestem Lekarz
…. jeśli wyznamy grzechy swoje….”

Część Czwarta

поисковая оптимизация и продвижение

Duch Faryzeusza 4

Wyznanie

Bardzo skuteczny lek, jeśli jest prawidłowo zastosowany.

Jakiś czas temu nasz młody przyjaciel (już nie taki młody) uświadomiło sobie, że duch faryzeizmu – pomimo wszystkiego, co sam zrobił i wszystkiego, co było zrobione dla niego – ciągle był bardzo blisko przy nim. I, choć mówimy o leczeniu, z pewnością pierwszym krokiem jest związanie tego mocarza i ten pierwszy krok musi być zrobiony. Tylko wtedy, po wstępnym kroku, po ustaleniu leczenia i przystąpieniu do niego, możliwe jest otrzymanie pozytywnych wyników i przejście dalej do następnego ważnego działania. I tak należy postępować.

Od młodej kobiety, której usunięto pierś jako radykalny lecz konieczny pierwszy krok, nadal są wymagane regularne wizyty u  lekarza. On wykonuje odpowiednie testy, po których robi aktualne diagnozy. Czasami decyduje o wprowadzeniu terapii lampami radiowymi, chemioterapii czy w ostatecznych przypadkach wymagana jest dodatkowa operacja.

W duchowym stanie jest podobnie. Gdy wykona się testy, może być zalecone dalsze leczenie. Wróćmy do naszego nie tak młodego już przyjaciela. W wyniku szczegółowych badań odkryto, że nadal znaki faryzeusza są ciągle bardzo silne w nim, zarówno jeśli chodzi o motywacje jak i działania. Zatem przepisano następujące leczenie:

– Wyznaj swój oczywisty grzech. Powiedz zgromadzeniu: Ja jestem faryzeuszem.

JESTEM FARYZEUSZM!
Oczywiście, to tylko słowa, lecz, z tego wszystkiego, słowa, których, jak przypuszczam, większość z nas nie wypowiedziałabym tak szybko przed grupą, której usługuje. Lecz on zrobił to, początkowo niechętnie, a później, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest to tylko sztuczka, którą mu Lekarz zadał, bardziej swobodnie i bez wstydu. Przede wszystkim, mówił ludziom po prostu jaki jest.
Rzeczywiście był faryzeuszem.

Moc wyznania nie leży w samych słowach, lecz w tym prostym zrozumieniu. Jest to zewnętrzna reakcja na to, co Duch Święty ci wykazał. Spowodował, że stało się to tak oczywiste, tak proste i ponad wszelką możliwością zaprzeczenia czy nadziei na obalenie. Wtedy, i tylko wtedy, jesteśmy zdolni do ruchu naprzód, nie tylko w przebaczeniu dla siebie samego (co jest dane dziecku łaski), lecz do oczyszczenia siebie: „jeśli wyznajemy grzechy nasze, wierny jest Bóg, opuści nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości„.

Jest to oczyszczenie, którego szukamy a wyznanie jest nie tylko dobra terapią, lecz również skutecznym środkiem czyszczącym.

Mógłby ktoś przypuszczać, że to wyznanie („Jestem faryzeuszem”) to zbyt wiele i bardziej umiarkowane słownictwo mogłoby być lepsze. No, na przykład „byłem faryzeuszem, lecz Bóg cudownie mnie uwolnił z rąk pychy”? To ma sens, gdy o tym pomyślisz. Nie znajdziesz ani jednego ślepego, który uzdrowiony przez Pana Jezusa, biegałby wokół i wołał, że nadal jest ślepy, prawda? Przeciwnie, zdecydowanie ogłaszali i wymieniali to, że „byłem ślepy, a teraz widzę, dzięki człowiekowi z Galileii”!

Tak, mógłbym się zgodzić z tobą, poza tym, że to nie było to, co Lekarz zalecił w tym szczególnym przypadku. On powiedział pacjentowi, że ma powiedzieć ludziom: „jestem faryzeuszem”. Kropka Znak wykrzyknika. Czas teraźniejszy. W tym czasie, jestem faryzeuszem.

Dopiero później zdał sobie z tego sprawę. Później, gdy już otrzymał korelację między tym, co przeżywał a tym, co przeżywają alkoholicy, którzy przystępują do Anonimowych Alkoholików.

Przypomniał sobie, że w procesie leczenia alkoholika, nigdy nie pozwala mu się (na spotkaniach) mówić o procesie wychodzenia z choroby jak o czymś z przeszłości tzn. nigdy nie pozwala się mu (czy jej) mówić, że był(a) alkoholikiem, lecz….

Nie. To, co wymaga się od nich to powiedzenie,

– Jestem Bill, JESTEM alkoholikiem.

Teraz rozumiał dlaczego grupa liderów naciska na to, żeby to proste stwierdzenie wypowiedzieć.

Zamiast czegoś, co mogłoby się wydawać bardziej właściwe, powiedzmy:

– Hej, jestem Bill, byłem kiedyś alkoholikiem, lecz już nie jestem, nie piłem już dwa lata.

Nacisk był, całkiem po prostu, przypomnieniem.

Był to sposób na powiedzenie, że nie ma żadnego „lekarstwa” na alkoholizm, Bill, a szczególnie twój, ponieważ ty, Bill, nie jesteś jak inni ludzie. Oni mogą pić umiarkowanie. Ty nie możesz. Oni mogą robić różne numery, ty nie. Jest coś takiego w tobie, że jesteś inny.

Jesteś podatny, a oni nie i ty nigdy nie będziesz wolny, całkowicie wolny od twojej podatności. To dlatego jesteś ciągle alkoholikiem, nawet jeśli nigdy nie dotkniesz ani kropli do końca życia.

– Hej, jestem Bill, jestem alkoholikiem.
– Hej, jestem Bill, jestem faryzeuszem.

Tak, jestem podatny, jeśli ktoś klepnie mnie w plecy lub śmieje się z moich dowcipów czy (o, Boże pomóż) krzyczy „Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną!” coś dzieje się w moim środku. Zaczynam czuć się tak, jakbym wreszcie otrzymał to uznanie, na które tak bardzo zasługuję.

Lub kiedy mówię przez Ducha i w pomieszczeniu zaległa cisza, a oni zaczynają mówić:

– Nigdy nikt nie przemawiał tak, jak mówi ten człowiek.

To rzeczywiście jest powalające.
Jestem bardzo podatny.

Nie wystarcza, abym sprzeciwiał się słowom.

Oj, wiecie! No, słuchajcie, chłopcy, to faktycznie nie ja robię ten cały kram. To faktycznie Duch Boży działa” itd., itd… W większości jest to po prostu próba zbierania jeszcze większej czci, podziwu i nadskakiwania, jak Johnny Carson, którego prawa ręka jest podniesione do wyciszenia aplauzu podczas, gdy lewa, ta poza kamerą, nagabuje o jeszcze więcej.

Tak, jestem podatny.
Jestem faryzeuszem.
Raduję się, naprawdę, rozkoszuję uznaniem.
Przyjmuję całą cześć jaką mogę otrzymać… od człowieka.

Jestem faryzeuszem.

Skutek dodatkowy.

Wyznanie ma skutek dodatkowy.

Pozbawia ono Oskarżyciela mocy do szantażowania jednostki.

Większość z nas jest „dobra” (wygląda na sprawiedliwych przed ludźmi), ponieważ jeśli by tak nie było to może zdarzyć się bolesne zdemaskowanie. Nawet my, którzy radowaliśmy się łaską Bożą nie chcielibyśmy, aby w pewnych momentach wpadł na nas bliźni.

Mówimy, że nie czujemy, aby Bóg nas potępiał, a jednak boimy się, że nasz bliźni może i z tego powodu nauczyliśmy się nie rozpowszechniać, a raczej ukrywać; mówić kłamstwa, że to nie całkiem kłamstwo i to wszystko w imię dyskrecji.

„Nie, o twoim dobru nikt źle nie mówi” – nie jest to takie dalekie od nas. Nawet nie chcielibyśmy, aby o naszym złu, mówiło się źle.

I jest tego dobra przyczyna.
Jest dokładnie taka sama, jaką miał nasz przyjaciel z siódmego rozdziału księgi Jozuego. Achan, stary kumplu, czemu otwarcie nie pokazałeś tego wspaniałego babilońskiego płaszcza, który ukryłeś w mroku? Tego srebra, nie mówiąc o pięknej (i całkiem wartościowej) sztabie złota. Dlaczego nikt z ludzi nie byłby dumny z takiego dobytku, Achanie. Dlaczego wiec ukryłeś w ziemi, w środku swego namiotu?

Co to było, Achanie?
O, tak, już wiem.
Aby to pozyskać, zrobiłeś coś, niezgodnego z prawem! A to już coś innego. To z pewnością coś innego. W pewnych warunkach. Uznaję, że nie mogę cię oskarżać za to, że byłeś tak tajemniczy.

Czytając całe zdarzenie z Achanem i jego sztabką złota można zorientować się dlaczego Achan miał poważny powód, aby ukryć te skarby. To, co zrobił było zabronione, przeciwne rozkazom, całkowicie sprzeczne z wyraźnymi instrukcjami jakie otrzymał.

A to, faktycznie, zmienia postać rzeczy.

Cóż wiec z gościem, który nie ma takich zakazów, lecz ciągle uchyla się, unika, wykręca i odwraca? Ciągle mknie w ciemności i ma obsesję chowania różnych rzeczy przed wzrokiem innych?

Co z wierzącym, który żyje po tej stronie krzyża Chrystusa, lecz zachowuje się tak, jakby to zdarzenie nigdy nie miało miejsca.

To jest bardzo, bardzo smutne. Smutne jest to, że zdarza się to w codziennym życiu praktycznie niemal każdego. Niemal dwa tysiące lat po tym zdarzeniu, Chrystus ciągle „umarł na próżno” dla większości kościołów na świecie.

Dobrze byłoby dla nas zastanowić się nad takim kumplem, który ciągle ukrywa swoje skarby, babiloński płaszcz, srebro i sztabę złota, na bardzo długo jeszcze po tym, jak zostało wypowiedziane słowo zakazujące posiadania tych rzeczy.

Dopóki twoja opinia jest taka, że jest coś z natury złego w noszeniu babilońskiej szaty (może niemodna?), albo że to złoto i srebro to podłe metale, twoja reakcja będzie nielogiczna.

Myślę, że martwe jest to słowo, po które sięgam.

Nie dlatego, że nie ma wśród nas mądrych ludzi, jak się później okaże.

Więc, zróbmy to.
A ponieważ to robimy, ciągle jest grunt do mentalnego i emocjonalnego szantażu. Ciągle boimy się, że ktoś zakradnie się do naszego namiotu jakieś ciemnej nocy i odkryje nasz straszliwy sekret. Takie strachy trzymają nas w więzach hipokryzji.

Dlaczego więc nie wykopiemy ich sami?

Dlaczego nie mamy stanąć naprzeciw oskarżyciela.

Czemu po prostu nie powiemy:
– Tak, mam ten płaszcz. Mam również trochę srebra i całą sztabę złota. Może wam się wydawać, że coś z posiadania tych rzeczy mam i powinienem być ukarany w jakiś sposób za ich przywłaszczenie, lecz (i tego możecie nie być świadomi) to szczególne ‘cielesne przykazanie’, którym ktoś zabronił posiadać tego, zostało uchylone dawno temu. W takim razie, zdecydowałem, że nie mogę już dłużej bać się tego, co możecie pomyśleć na ten temat.

Prohibicja wycofana, nie będę już więcej odwiedzał zakazanych barów ani popijał za zamkniętymi drzwiami.

Zdarzało mi się prychać co jakiś czas.

Nic mnie to nie obchodzi, że wy nie.

Faktycznie, cieszę się razem z wami.

Lecz, proszę, zrozumcie i znieście mnie trochę w mojej głupocie (okazjonalny drink) a ja zniosę was w waszej (okazjonalne popadanie we własną sprawiedliwość).

Moja żona opowiada historię kobiety, która dała jedną z najlepszych ripost na poczucie winy jakim usiłował ją obarczyć jej mąż.

– Ty po prostu nie próbujesz – powiedział do niej – Nie będziesz ze mną współpracować. Wszystko zawsze opóźniasz i utrudniasz mi bardziej niż powinno być. Ty wcale nie próbujesz.

Gdy atak został wyrażony i należycie zauważony przez jego żonę, ona odwróciła się, spojrzała na swego męża i słodko odpowiedziała

– Taa….aaa..ak?
Każdy ma takie miejsce, w którym może znieść oskarżenia w tak skuteczny sposób jak powyżej, bez względu na to czy one pochodzą z wewnątrz (przyjaciele, mężowie, żony bracia) czy z zewnątrz (gdzie, dla większości z nas oskarżyciel postawił swój stragan).

– Taaa…aa…aak?
Nigdy nie było rozkazu przeciwko miłości, słodyczy i światłości i temu wszystkiemu dobru.

Nie.
Lecz, co z tym głębokim, ciemnym sekretem? Nieujawnionym grzechem? A, tak. To właśnie staramy się ukryć, lecz przed kim?

Przed Bogiem?
Przed Tym, który wie wszystko, co kiedykolwiek było do poznania na temat każdego z nas? Ten który nigdy nie drzemie ani nie zasypia i widzi równie dobrze za rogiem jak i w środku namiotu?

Przed Wszechobecnym?
Nędzna szansa.
Może powinieneś przeczytać historię Achana jeszcze raz. Z pośród milionów ludzi, tysięcy rodzin, i wielu mężczyzn z tego samego rodu, wiesz co?

Ty to masz!
„Achan, syn Karmiego, syna Zabdiego, syna Zeraha, Syna Judy został zatrzymany.”

Nie tylko został wzięty, lecz pochwycony przez tego samego Kumpla, z którym ty i ja mamy do czynienia.

Nie przypuszczasz chyba, że robimy coś takiego, o czym On nie wiedziałbym, prawda? To była główna przyczyna tego ukrycia-w-ziemi-w-środku-namiotu. Dlaczego nie przyznać, że jesteśmy tym kim jesteśmy, dzięki łasce Bożej, faktycznie ludźmi, którzy mają pewne słabości i rozliczne niedostatki.

Wiem, że bycie człowiekiem to jest męka, wiem jak wiele czasu i wysiłków musimy włożyć w to, aby nie być, lecz czy się to podoba czy nie, jesteśmy! Nawet ten skarb, który mamy, mamy w „glinianym naczyniu” (dosł. w ziemskim naczyniu – przyp. tłum.). Gdybyś miał jakieś pojęcie na temat wyrobów garncarskich to wiedziałbyś również jak kruche są naczynia z gliny.

Lecz, być może staramy się ukryć przed naszym bliźnim?

Czy ciągle nie rozumiesz, że każdy, kto wchodzi musi wejść przez bramę?

Gdzie dzwony biją, syreny wyją i żandarmi biegają?

Nie ma absolutnie niczego, co nie miałoby być ujawnione, nic, co ukryte nie pozostanie w ukryciu.
NIC!

Szczerze mówiąc, czasami działamy tak, jakby to wielkie zbawienie było w rękach ludzi, a nie Boga. Wiesz, że tak nie jest.

Ale jest taki opór (lub coś w tym rodzaju). To, co ktoś mógłby nazwać typowym miejscem ukrycia, najgłębszą dziurą w samym środku najbardziej odizolowanego namiotu w najciemniejszą noc, tj. ukrycie tego w sobie. Ciągle usiłujemy ukryć siebie przed „naszym własnym ciałem”.

O, mój Boże.

To faktycznie pokazuje problem.

Problem, z którym będziemy się stale spotykali w czasie zmagań z poszukiwaniem „innego sposobu”.

Szukaj pojednania miedzy najświętszym prawem Bożym a najbardziej nieświętym naszym ciałem.

O, mój…

Niezdolny do wypełnienia tego, co wydaje się, dla wszystkich innych oczywiste. ????

Nie chcesz (czy nie możesz) zrzucić liści figowych?

Proszę, przejdź ze mną do siódmego rozdziału Rzymian. Wydaje się, że tak niewielu jest w stanie (czy nawet chce) doświadczyć tego przeżycia ‘ jedną – nogą – w – niebie, jedną – nogą – w – piekle’, o którym mówi tutaj nasz przyjaciel.

Lecz, podobnie jak Paweł, musimy. Jesteśmy zmuszeni do tego. Po prostu nie możemy długo trwać w tej męczarni generowanej przez religijne przeżycia. Po prostu musimy, musimy, oderwać się od tego „ciała śmieci”.

Paweł to zrobił. W końcu i dawno temu, Paweł to zrobił. Przez zrozumienie i objawienie, przez łaskę Bożą, która przyszła „przez Jezusa Chrystusa” do niego. Przeciąganie liny skończyło się, mentalne cierpienia odeszły i wszedł w szeregi „błogosławionych”, jako że „błogosławieni ci, którym odpuszczone są nieprawości i których grzechy są zakryte. Błogosławiony mąż, któremu PAN GRZECHU NIE POCZYTA!

Wow!

Trochę zrozumienia! Trochę objawienia! I małym cudem kończy się ten rozdział….

Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który nie uczynił mnie doskonałym „według ciała” lecz uczynił mnie doskonałym „w umyśle”.

O to właśnie rozbija się cała łaska Boża!

„Zewnętrzny wygląd” to nasz numer, nie Jego.

On jest w wolności.

Ponieważ Syn Człowieczy nie przyszedł aby świat potępić”… lecz aby dać tym, którzy w tym świecie mają dość hartu ducha, aby powiedzieć wszystkim, buntowniczo, jeśli trzeba:

– Jeśli mam brodawkę, zamalujcie mi ja i to wszystko! Jeśli mamy całe ramie w brodawkach (pomóż Boże mi) nie będę tego ukrywał więcej w dłuższych fałdach moich szat, lecz wyciągnę na wierzch, aby wszyscy widzieli.
– Pójdę w świat „nago”.
– Z odsłonięta twarzą ujrzę mojego Boga, bliźniego i siebie.
– Wykopię moją własną sztabę złota, ubiorę mój babiloński płaszcz i sam sprzedam całe moje srebro.
– Zatem zapraszam do mojego namiotu!
– Kopcie jeśli chcecie!

Jeśli odkryjecie coś, czego o czym nie wiem, Boże błogosławię cię, dzięki ci.

NIE ZAMIERZAM ZOSTAWIĆ ANI PIĘDZI ZIEMI DLA OSKARŻYCIELA.

Tak.  Wyznanie daje pomocniczy skutek i pełne ujawnienie cnoty.

раскрутка

Rozdział 1 – Chwała jako narzędzie żniwa

Ruth Heflin

Większość książek została napisana, ta została głównie powiedziana. Jest to kompilacja nauczań prowadzonych na naszych seminariach w Jerozolimie, kazań głoszonych na obozach w Ashland (Virginia) oraz wyjątków wykładów, jakie miały miejsce w Anglii, Australii oraz innych częściach świata.

Wielki dług wdzięczności należy się Rev. Haroldowi McDougalowi za to, że cierpliwie wysłuchał nagrań magnetofonowych i spisał je dla mnie. Było to wielkie dzieło miłości. Każdy, kto zostanie pobłogosławiony czytając to, winien mu jest szczególne podziękowania.

Dziękuję również p. Glenn Bunch z Baltimore, p. Arlo Allenowi z Waszyngton, p. Dorothy Buss,….

RHeflin_1

Powyższa komputerowa wersja jest kopią oryginalnej akwareli Żyjące istoty Susan Woodaman z Addis Abeby (Etiopia), lato 1997roku.

Obj. 4,7-8 (BW)
Postać pierwsza podobna była do lwa, postać druga podobna była do cielca, postać trzecia miała twarz jakby człowieczą, a postać czwarta podobna była do orła w locie. A każda z tych czterech postaci miała po sześć skrzydeł, a wokoło i wewnątrz były pełne oczu; i nie odpoczywając ani w dzień, ani w nocy śpiewały: święty, święty, święty jest Pan, Bóg Wszechmogący, który był i który jest, i który ma przyjść.

Ez 10,1
A gdy spojrzałem, oto na sklepieniu, które było nad głowami cherubów było coś jakby kamień szafirowy: coś z wyglądu podobne do tronu.

W nocy 20 czerwca 1971 roku zostałam odwiedzona przez żyjące istoty i w ciągu zaledwie kilku chwil moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Wiedziałam, że powinnam zamieszkać w Jerozolimie i wziąć udział w wypełnianiu się Bożego planu dotyczącego tego miasta i jego ludzi. Poprzez lata widziałam różne aspekty żyjących istot stale i wciąż. To są te istoty, które podtrzymują Boży Tron.

Żyjące istoty prezentują mi tron Boży, Chwałę otaczającą tron.

Podobnie jak inne istoty umieszczone są ponad poszczególnymi narodami i obszarami ziemi. Osobiście wierzę, że żyjące istoty są niebiańskimi stworzeniami, które czuwają na Izraelem i wypełnieniem Bożych planów dla niego.

Pamięci mojego ojca Wallace H.Heflina.
Sr.

Mojej mamie Rev Edith Heflin

Mojemu namaszczonemu bratu Rev.Wallance
h. Heflin , Jr.

WSTĘP

Urodziłam się w niedzielę po wieczorowym nabożeństwie. Moi rodzice byli pionierami ruchu Zielonoświątkowego. W czasie gdy się urodziłam, mieszkali w dwóch salach szkółki niedzielnej zboru, który założyli w Richmond w stanie Virginia. Urodziłam się w tych pokojach w Chwale Bożej, która manifestowała się w ich służbie. Kiedy byłam małą dziewczynką, prosto ze szkoły chodziłam do zboru na środowe popołudnia. Wierni zboru zbierali się tam na modlitwie od pierwszej do czwartej. Brałam udział w większości tych spotkań.

Podczas dwóch pierwszych godzin modlili się o wszystkie potrzeby, wstawiali się o różne rzeczy przed Bogiem, lecz ostatnia godzina poświęcona była przebywaniu w obecności Pana . To był najlepszy czas, wszelkie prośby, o jakich mogli pomyśleć, zostały przyniesione Panu, teraz był czas działania Ducha Świętego. Brzmienie Chwały, jakie zapadło w moim duchu w ciągu tych lat, trwało we mnie przez wszystkie lata służby i podróży po całym świecie.

Brałam udział w tysiącach spotkań i słyszałam tysiące kazań, lecz największy wpływ na moje życie miało brzmienie Chwały, które odzywało się w ostatniej godzinie tych spotkań modlitewnych, w czasie których ludzie byli dotykani przez wieczną rzeczywistość.

Później, gdy przeprowadziłam się do Jerozolimy, aby mieszkać i uwielbiać na Górze Syjon, Pan zaczął pokazywać mi drogę postępu od CHWALENIA do UWIELBIANIA i do CHWAŁY oraz wzajemne relacje między tymi trzema elementami. Zaczęłam dzielić się tymi prostymi prawdami z ludźmi na całym świecie.

Czcij…. aż przyjdzie duch uwielbiania,
Uwielbiaj…. aż zstąpi Chwała. Wtedy…. stój w Chwale.

Jeżeli potrafisz pojąć proste podstawy chwalenia, uwielbiania i Chwały – tak proste, że ich nie dostrzegamy – będziesz mógł osiągnąć wszystko, cokolwiek będziesz pragnął w Bogu. Nie ma żadnego znaczenia czy jesteś sam i nie masz nikogo, z kim mógłbyś uzgodnić modlitwę, nie liczy się również na jakim jesteś poziomie duchowego rozwoju.

Przejdź do rzeczywistości Chwały i wszystko stanie się możliwe.

Ps. 24.1-10 (BW)

Psalm Dawidowy. Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia, Świat i ci, którzy na nim mieszkają.

On bowiem założył ją na morzach I utwierdził ją na rzekach.

Któż może wstąpić na górę Pana? I kto stanie na jego świętym miejscu?

Kto ma czyste dłonie i niewinne serce, Kto nie skłania duszy swej ku próżności i nie przysięga obłudnie,

Ten dostąpi błogosławieństwa od Pana I sprawiedliwości od Boga, zbawiciela swego.

Takie jest pokolenie tych, co go szukają, Tych, którzy szukają oblicza twego, Boże Jakuba. Sela.

Podnieście, bramy, wierzchy wasze, I podnieście się, bramy prastare, Aby wszedł Król chwały!

Któż jest tym Królem chwały? Pan silny i potężny, Pan potężny w boju.

Podnieście, bramy, wierzchy wasze I podnieście się, bramy prastare, Aby wszedł Król chwały!

Któż jest tym Królem chwały? Pan Zastępów! On jest Królem chwały! Sela.

Chwal….

aż zstąpi duch uwielbienia.

Uwielbiaj …..

aż zstąpi Chwała.

Wtedy….

Trwaj w Chwale.продвижение сайтов интернет реклама

Rozdział 2 – Chwała jako swiętowanie

Ruth Heflin

I wrócą odkupieni przez Pana, a pójdą na Syjon z radosnym śpiewem. Wieczna radość owionie ich głowę, dostąpią wesela i radości, a troska i wzdychanie znikną.
Izajasz.

Pan bardzo zmienił moje myślenie, wszystkim nam się wydaje, że nasze jest poprawne. Mamy tak wiele błędnych poglądów, nad którymi Bóg pracuje, aby je wyczyścić. Zaczęłam tańczyć w Wirginii. Nie mieszkaliśmy w Jerozolimie przed 1972 rokiem. Pamiętam, jak pewna dziewczyna powiedziała do mnie: „czasami, gdy tańczymy w zborze, bierzemy kogoś za rękę i tańczymy z nim.” Pomyślałam sobie: „O, co za herezja! Wyobraź sobie, biorą się za ręce i…”

Tańczyliśmy przed Panem indywidualnie, Bóg uwolnił nas troszkę, ale nigdy nie wzięłam nikogo za rękę i nie tańczyłam z nim przed Panem. Wydawało mi się to zbyt „naturalistyczne.”

Po proroczej usłudze cesarzowi Haile Selasie, z Etiopii po drodze do Buhan, gdzie miałam być przyjęta przez króla, poleciałam na kilka tygodni do Jerozolimy. Zauważyłam, że w czasie świąt obejmujących Rosh Hashana, Nowy Rok, Yom Kippur, Dzień Namaszczenia,; Succot, odbędzie się 20 dniowy kurs języka hebrajskiego. Zapisałyśmy się z Susan natychmiast. Nie nauczyłam się hebrajskiego wiele przez te 20 dni, ale było to moje przygotowanie do pobytu w Izraelu. W piątek wieczorem wszyscy razem spożywaliśmy obiad, który zwie się Oneg Sabat, co znaczy „przyjemność odpoczynku (Sabatu)”. Izraelici witają Sabat, tak jakby witali gościa lub królową. Wraz z witaniem Sabatu pojawiają się tańce, śpiew i radość. Po zjedzeniu zupy przy stole zaintonowano pieśń, ludzie śpiewali ją niezwykle energicznie. Pytałam: „co to znaczy? O czym oni śpiewają?” Wyobraziłam sobie, że jest to jakaś popularna piosenka z ostatniej listy przebojów. Okazało się, że śpiewają pieśni w rodzaju: „Z radością więc zaczerpnijmy ze źródeł zbawienia.” „Izraelu polegaj na Bogu,” „Radujcie się z Jeruzalem, wszyscy którzy je miłujecie,” „Postawiłem strażnika na twoim murach o Jeruzalem, który będzie czuwał we dnie i w nocy.” Między każdym podaniem jedzenia śpiewano coraz więcej pieśni. W którymś momencie każdy z siedzących położył swoje ręce na siedzących obok niego i zaczęli śpiewać: Jak dobrze i miło gdy bracia w zgodzie mieszkają.” Wszyscy kiwali się tam i z powrotem.

Po zakończeniu posiłku, po podaniu deseru i kawy (w stylu europejskim) wszyscy powstali do tańca. Znowu wyobraziłam sobie, że będą tańczyć do rytmu jakiejś popularnej piosenki z pierwszej dziesiątki listy przebojów, lecz oni śpiewali wersety i tańczyli do Biblii. Brali się również w czasie tańca za ręce.

Byłam tak zadowolona z tego, że przed przyjazdem do Izraela uwolniłam się nieco w dziedzinie tańczenia. Teraz wszystko co musiałam zrobić, to pokonać przeszkodę ze złączonych rąk, złapać kogoś i tańczyć przed Panem. Ten taniec był znacznie bardziej spontaniczny niż to, do czego byłam przyzwyczajona. Pokonałam swoje opory, wstałam wzięłam kogoś za rękę i wzięłam udział we wspólnej radości.

W następnym roku, gdy przyjechałam zamieszkać wraz z grupą młodzieży w Jerozolimie i usługiwać na górze Syjon przez cztery dni w tygodniu, tańczyliśmy podczas tych spotkań i naszych własnych już zupełnie wolni. Nigdy nie było żadnego instruktora tańca hebrajskiego, który by nauczył nas jakiegokolwiek tańca, lecz uczył nas Duch Święty. Któregoś dnia byliśmy na spotkaniu modlitewnym, mówiłam o Chinach. W tamtym czasie Chiny były całkowicie zamknięte. Bóg dał nam słowo prorocze i powiedział, że On otworzy drzwi do Chin. Byliśmy tak pobudzeni tym proroctwem, że podskoczyliśmy w górę i zaczęliśmy tańczyć. Jeden z młodych ludzi, bez żadnego ostrzeżenia i zanim ktokolwiek się zorientował, co się dzieje, wzniósł w górę ręce jak dziecko bawiące się w Jaworowe Mosty. Ktoś inny podniósł ręce i przyłączył się do niego z drugiej strony formując bramę. Bóg powiedział, że drzwi do Chin. Zanim się zorientowaliśmy co, się dzieje, wszyscy tańczyli poprzez te otwarte drzwi. Śpiewaliśmy jakiś prosty refren: Drzwi do Chin otwierają się,” lub może: „Otwierajcie drzwi, Otwierajcie drzwi,” wielbiliśmy Pana i tańczyliśmy przez drzwi. Jakże byliśmy wtedy rozradowani! A jeżeli jedne drzwi są wspaniałe, to dwoje jest jeszcze lepszych. Ktoś następny uformował drzwi i jeszcze i za moment było pełno drzwi, przez które mogliśmy tańczyć.

Kilka tygodni później był świętowany Dzień Niezależności – jedno z moich ulubionych świąt w Izraelu, które ma miejsce w maju. Kilka główny ulic zostało zamkniętych i wszyscy tańczyli na ulicach. Były podwyższenia dla małych zespołów grających bardzo głośno. Muzyka była w całości oparta na Biblii, całe tłumy świętowały. Radowaliśmy się cudem istnienia Izraela wspólnie z Żydami (zarówno rodowitymi jak i tymi przyjezdnymi z zagranicy) i turystami. Tańczyliśmy Hora (taniec w kółku) kiedy ktoś z młodzieży wykrzyknął: „Siostro Ruth, spójrz tam, popatrz na żołnierzy, oni też tańczą taniec „drzwi.” Spojrzałam i rzeczywiście: tańczyli ten sam taniec. My nazwaliśmy go „tańcem drzwi” ze względu na sposób, w jaki go od Pana otrzymaliśmy, a okazało się, że był to narodowy taniec hebrajski. Nigdy go nie widzieliśmy, Duch Święty nauczył go nas.

Innym razem na spotkaniu modlitewnym Pan dał słowo na temat radości. Jeden z młodych ludzi wyciągnął swoje ręce przed siebie jakby w kierunku centrum koła. Szybko ktoś następny wyciągnął swoje ręce w kierunku centrum formując jakby szprychy koła. Ponieważ nie było miejsca dla wszystkich rąk, wolną rękę każdy opierał na ramieniu osoby stojącej obok. Przez pewien czas tańczyliśmy i radowaliśmy się tym tańcem „koła”, jako koła wewnątrz kół, które widział Ezechiel.

W jakiś tydzień później jeden z naszych braci, który mieszka w Askelon, wrócił bardzo podekscytowany. „Siostro Ruth – powiedział – gdy wróciłem do Askelon, poszedłem do nich i zapytałem czy ten taniec ma jakieś znaczenie.” Tak, powiedzieli mi, że jest to taniec oblubienicy, symbolizuje również zwycięstwo. Duch Święty nauczył nas tego tańca i tańczyliśmy go w kółko i w kółko uczeni przez Ducha.

Nie ma nic złego w tańczeniu przed Panem z kimś trzymając go za rękę, podobnie jak nie ma nic złego w tańczeniu osobnym. Istotą jest to, że wielbimy Pana w tańcu. Jest potężne namaszczenie w tańczeniu przed Panem. Tańczyłam przed Panem zarówno na ulicach Moskwy jak i na Chińskim Murze. Tańczyłam przed Panem na ulicach miast we wszystkich zakątkach świata. Jest namaszczenie przeznaczone dla narodów, namaszczenie aby nakarmić je potrójną porcją.

Gdy Dawid skakał i tańczył przed Panem, jego żona wzgardziła nim. Może się zdarzyć, że kilka osób wzgardzi tobą. Gdy przybyliśmy do Jerozolimy, byliśmy jedynymi chrześcijanami, jacy tańczyli. Niektórzy naśmiewali się z nas. Nazywali nas „tańczącą dziewicą Góry Syjon.” Nie przejmowaliśmy się tym. Podczas gdy oni krytykowali, my byliśmy błogosławieni.

Hebrajczycy nigdy nie krytykowali, oni nie mieli żadnych problemów z tańcem, oni tańczą wszyscy. Burmistrz Jerozolimy , Teddy Kollek, tańczy publicznie przed Panem w czasie Święta Świątyni. Ostatni ósmy dzień jest „Dniem Uroczystego Zgromadzenia” zwanym Simhat Torah, co oznacza „dzień radości z zakonu.” Poszliśmy do parku Liberty Bell, a tam dygnitarze, Główny Rabbi oraz najważniejsi w mieście oddawali cześć tańcząc w jednym z kół dwa lub trzy razy ze zwojami Tory w rękach. Podczas gdy ci dwaj wielcy mężowie tańczyli na podwyższeniu, reszta również tańczyła i przeżywaliśmy wspaniały czas w parku.

Widziałam ojców tańczących w takie noce jak ta całymi godzinami z dziećmi na ramionach. To jest naprawdę piękny widok. Bardzo się cieszę, że nie mam z tym żadnych problemów.

Ponieważ pozostaliśmy wierni tej wolności i nie odrzuciliśmy jej pod wpływem krytyki, jest grupa ludzi „ha” w mieście, którzy obecnie nie tańczą. Ci którzy kiedyś nas krytykowali, obecnie wspinają się na największe podia świata i tańczą przed Panem. Przeczekaliśmy krytycyzm i patrzyliśmy, jak Pan zmieniał bieg spraw. Obecnie oni wszyscy tańczą przed Panem i chwalą jego Imię.

Dlaczego jest to ważne? Ponieważ Bóg jest Bogiem świętującym i również my sami powinniśmy być ludem świętującym. W ciągu zaledwie kilku ostatnich lat słowo „celebracja” (świętowanie) stało się częścią chrześcijańskiego słownika. Cieszę się bardzo, Bóg, któremu służymy, jest Bogiem świętującym.

Gdy przyjedziesz do Jerozolimy, będziesz mógł się o tym przekonać i nabrać pewności, że tak jest. Bóg kocha święta (festiwale). To właśnie dlatego dał ludowi izraelskiemu tak wiele świąt. Co dwa miesiące jest jakiś powód radowania się przed Panem – następne wspaniałe święto. One wszystkie zostały przez Pana zaplanowane w Jego kalendarzu, a to, co zaplanował, jest takie piękne… Dla chrześcijan Jerozolima jest miastem procesji. W ważne chrześcijańskie święta (takie jak Boże Narodzenie, Niedziela Palmowa, Wielkanoc) tysiące wierzących wypełnia ulice w pochodach – śpiewających, cieszących się i noszących flagi – świętujących Pana.

PS.30.12/13.
Zamieniłeś skargę moją w taniec, Rozwiązałeś mój wór pokutny i przepasałeś mnie radością.
Aby dusza moja śpiewała ci i nie zamilkła: Panie, Boże mój, będę cię wiecznie wysławiał.

Po raz pierwszy widziałam wyszkolonych tancerzy uwielbiających Pana w zborze Charlotte Baker w Królewskiej Świątyni w Seattle, (st. Washington). Skromnie ubrane dziewczyny tańczyły wzdłuż szeregów ławek umiejętnie i dyskretnie, podczas gdy zgromadzenie wielbiło Boga głośno. Nigdy już nie usłyszę pieśni All Hial, King Jesus,bez przywołania w pamięci chwały tego poranka.

Moja przyjaciółka Mary Jones, kochana siostra z Kościoła Episkopalnego w Sydnej w Australii jest dyrektorem Międzynarodowego Towarzystwa Tańca.

Prawdopodobnie najwspanialszy przykład tego typu tańczenia przed Panem można podziwiać co roku w czasie chrześcijańskich obchodów Święta Namiotów sponsorowanych przez Ambasadę Chrześcijaństwa w Jerozolimie. Uwielbianie jest prowadzone pod kierownictwem i choreografią Valrie Henry oraz Randalla Banes’a.

Podobnie jak mamy zborowe śpiewy czy chóralną muzykę, istnieje też taniec zborowy czy zespołowy. Wszystko to jest godne, aby czcić Pana. Coraz więcej hebrajskich tańców i pieśni przechodzi do Ciała Chrystusowego wnosząc wzrastające namaszczenia.

Jeżeli masz jakiekolwiek problemy z tańcem, pozbądź się tego dzisiaj. Pozwól Bogu przekazać ci namaszczenie do tańca. A ci z was, którzy już tańczyli, lecz być może nie nadawali temu takiego znaczenia, jakie powinno być – niech Bóg rozszerzy wasze myślenie. Bądź zdeterminowany, aby tańczyć przed Panem ze wszystkich sił, ze całej mocy każdego dnia. Chwal Pana w tańcu.

все для раскрутки сайта

Rozdział 3 – Chwała jako walka

Ruth Heflin

2 Kronik 20,21 Potem, poradziwszy się ludu, ustanowił śpiewaków dla Pana, by idąc w świętych szatach przed zbrojnymi wysławiali Go śpiewając: Wysławiajcie Pana, albowiem na wieki jest Jego łaskawość. W czasie kiedy rozpoczęli wznosić okrzyki radości i uwielbienia, Pan zastawił zasadzkę na Ammonitów, Moabitów i mieszkańców góry Seir, wkraczających przeciw Judzie, tak iż się wzajemnie pobili. Powstali wówczas Ammonici i Moabici przeciwko mieszkańcom góry Seir, aby ich obłożyć klątwą i wytępić. Gdy zaś tego dokonali z mieszkańcami Seiru, jeden drugiemu pomagał do zguby. Gdy mieszkańcy Judy doszli do miejsca, skąd widać już pustynię, i spojrzeli na to mnóstwo, oto zobaczyli trupy leżące na ziemi: nikt nie uszedł z życiem.

Podnoszenie rąk do góry jest jedną z najpotężniejszych służb, jakimi dysponujemy, jest niemal tak potężne jak taniec.

Bóg powiedział

1 Tym 2,8 Chcę tedy, aby się mężczyźni modlili na każdym miejscu, wznosząc czyste ręce, bez gniewu i bez swarów.

Kiedy stoję w Jerozolimie przed Panem, nie trzymam rąk wzniesionych do połowy, lecz podnoszę wysoko, ponieważ potrzebuję wzmocnienia, które zstępuje z góry. Czasami nie musimy nic ogłaszać, po prostu stajemy z podniesionymi w górę rękami. Samo stanie przed Panem z uniesionymi rękoma jest deklaracją samą w sobie pełną mocy.

Kiedy walka się wzmagała i Mojżesz trzymał ręce wzniesione do góry – wygrywał Izrael, lecz kiedy się zmęczył i opuścił je, Izrael zaczął przegrywać. Aaron i Hur zobaczyli, co się dzieje, podeszli do Mojżesza i trzymali jego ręce, aż do chwili gdy Izrael pokonał wroga.

2 Mój 17,11-12 Dopóki Mojżesz trzymał swoje ręce podniesione do góry, miał przewagę Izrael, a gdy opuszczał ręce, mieli przewagę Amalekici. Lecz ręce Mojżesza zdrętwiały. Wzięli więc kamień i podłożyli pod niego, i usiadł na nim; Aaron zaś i Chur podpierali jego ręce, jeden z tej, drugi z tamtej strony. I tak ręce jego były stale podniesione aż do zachodu słońca.

Modliłam się kiedyś w Jerozolimie i zobaczyłam w wizji Mojżesza z podniesionymi rękoma, zobaczyłam zwycięską moc w działaniu. Następnie Pan przeniósł mnie do następnego pokolenia. Zobaczyłam Jozuego prowadzącego Izraela przeciwko Amorejczykom. Izrael miał wszystko, co było potrzebne do wygrania walki z wyjątkiem CZASU. Nagle wiara wstąpiła w ducha Jozuego, aby zrobić coś, czego nigdy do tej pory nie było i aby znalazł się niezbędny czas. Rozkazał zarówno słońcu jak i księżycowi, aby stanęły.

Joz 10,12-14 Wtedy – a było to w dniu, kiedy Pan wydał Amorejczyków w ręce synów izraelskich – powiedział Jozue do Pana wobec Izraela:Słońce, zatrzymaj się w Gibeonie, A ty, księżycu, w dolinie Ajalon! I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, dopóki naród nie zemścił się na swoich nieprzyjaciołach. Czy nie jest to zapisane w Księdze Prawego? I zatrzymało się słońce pośrodku nieba i nie śpieszyło się do zachodu nieomal przez cały dzień.

A takiego dnia, jak ten nie było ani przedtem, ani potem, aby Pan wysłuchał głosu człowieka, gdyż Pan walczył za Izraela.

Bóg powiedział mi, że chce, abym poleciała do Manilii na Filipinach i stanęła z wzniesionymi rękoma w modlitwie wstawienniczej za prezydent Korazon Aquino i że Pan chce, abym nakazała dodatkowy czas dla niej. W tydzień po moim przyjeździe do Manilii w magazynie Time ukazało się jej zdjęcie z podpisem Modlitwa o czas.” Bóg zesłał jej pomoc. Jeszcze tydzień później, dzięki łasce jej kochanej macochy Do? i Aurory Aquino, siedziałam przed panią prezydent w jej biurze w Pałacu Maca? ang trzymając ją za rękę i usługując jej proroczo. Bóg łaskawie zapewnił jej potrzebny czas a Filipiny doświadczają wspaniałego wylania Ducha Świętego.

Zbyt często jesteśmy tylko nauczani oddawania chwały wynikającej z otrzymanych na modlitwy odpowiedzi. Istnieje jednak coś znacznie więcej. Dobrze wiem, że to działa właśnie w tym kierunku. W dzieciństwie nigdy nie byliśmy informowani o potrzebach w domu czy zborze. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje, gdy Matka mówiła:

– Nie odpowiadam na telefony dzisiaj, nie otwieram drzwi, gdyby ktokolwiek chciał się ze mną widzieć, to jest to niemożliwe ( zazwyczaj była dostępna). Zamierzam dziś przez cały dzień oddawać Bogu chwałę.

Przez cały dzień chodziła po domu z podniesionymi rękoma i chwaliła Pana, gdy później przychodziło zwycięstwo, kiedy nadchodziła odpowiedź, słyszeliśmy jak mówiła:

– Pan ukuł wspaniałe zwycięstwo.

Gdy spędzała cały dzień na chwaleniu, wiedzieliśmy, że musiała zajść jakaś wielka potrzeba. Uciekała się do tego tylko w skrajnych przypadkach, lecz właśnie w takich sytuacjach to zawsze działało. Poza skrajnymi sytuacjami, chwała jest wspaniałym sposobem wspierania Królestwa Bożego.

Twoja chwała zmienia atmosferę. Twoja chwała może zmienić atmosferę w twoim domu. Nie wszyscy mieszkamy w domach, gdzie są wierzący, napełnieni Duchem ludzie i czasami musisz się zadowolić atmosferą, która nie jest dobra. Jeżeli chcesz, aby ta atmosfera się zmieniła, po prostu chwal Pana. Twoja chwała przeniknie pokój wonnością Bożą i zmieni atmosferę całego domostwa.

W ten sam sposób chwała może zmienić atmosferę w miejscu, gdzie pracujesz.

Chcesz zmienić atmosferę w zborze? Przestań krytykować, narzekać i marudzić, idź do zboru wcześnie i zacznij chwalić Pana, zostań też nieco później i oddawaj chwałę Bogu. Zwykle ci, którzy są na służbie, są tak samo przejęci sytuacją jak ty jesteś, lecz oni nie wiedzą jak to zmienić. Chwała zmienia atmosferę. Idź do kościoła i zmień atmosferę wypełniając ją chwałą Bożą.

Kilka lat temu wróciłam do domu, do Jerozolimy z wyjazdu do Australii. W czasie spotkania modlitewnego nasza siostra Maria Dean z Indii miała wizję, w której widziała linię ciągnąca się do samego środka północno-wschodniego wybrzeża Afryki, dalej do środka wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej oraz wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych do Virginii. Podczas gdy ona głośno opisywała widzenie, również ja zaczęłam podążać za nią w tej samej wizji. Zobaczyłam Sierra Leone we Wschodniej Afryce, Sugar Loaf Mountain, gdzie stoi piękna figura Chrystusa spoglądającego na Rio de Janeiro i Virginię, gdzie wkrótce miał się rozpocząć obóz.

Pomimo że nie miałam zamiaru opuścić Jerozolimy tak wcześnie, wiedziałam, że Bóg kreśli dla mnie plan. Byłam do tego już przyzwyczajona, ponieważ odbyłyśmy z Susan po całym świcie wiele podróży zapoczątkowanych w wizjach czy objawieniach zanim osiadłyśmy w Jerozolimie. Podobnie zdarzało się naszym ludziom.

Zatelefonowałam więc do braterstwa Jones, którzy są pastorami Bethel Church we Freetown, (Sierra Leone), aby zapytać ich czy nie mogliby skorzystać z mojego usługiwania w ciągu tygodnia. Bywali u nas w Jerozolimie często i zaprosili mnie do siebie. Wylądowałam we Freetown w samym środku nocy na, jak się okazało, dosłownie królewskie przywitanie – do samolotu został rozwinięty czerwony dywan! Były bukiety kwiatów, przywitania przez dygnitarzy a zbór śpiewał pieśni powitalne, byłam bardzo podniecona.

Gdy do nich dzwoniłam, nie robiłam żadnych ustaleń, chciałam tylko być błogosławieństwem i usłużyć według ich potrzeb. Byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że wynajęli ratusz miejski; dzień w dzień był wypełniony po brzegi. Burmistrz oraz Prezydent wraz z żonami byli obecni na spotkaniach. Był tak wielki odzew wśród ludzi na Słowo. Myślę, że było to pierwsze spotkanie, gdzie Freetown zostało dotknięte mocą Bożą.

Następnie poleciałam do Logos w Nigerii i dalej do Rio de Janeiro w Brazylii, gdzie przenocowałam w hotelu na plaży Cobacabana. Na drugi dzień poszłam na szczyt góry, gdzie oddawałam chwałę Bogu, uwielbiałam Go, prorokowałam z rękami uniesionymi nad Rio oraz całą Brazylią, mając świadomość, że Bóg zmienia atmosferę nad miastem i całym narodem. Potem wróciłam na lotnisko, gdzie złapałam samolot do Miami i Richmond w Virginii.

W czwartek zadzwoniłam do mojego przyjaciela Johna Lucasa, pastora w Calgary w Kanadzie i opowiedziałam mu, co właśnie zrobiłam, na co on odpowiedział, że wie, dlaczego to zrobiłam. Okazało się, że wiel. Cerullo właśnie prowadził wielką kampanię ewangelizacyjną w Brazylii. Została oceniona jako czwarta pod względem wielkości inwestycja medialna tego roku w Ameryce. Miał ścisłe satelitarne łącza z dziesięcioma stadionami w Brazlii i sześćdziesięcioma lub siedemdziesięcioma salami audytoryjnymi w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

Początkowo chciał prowadzić spotkanie w Sao Paolo, ponieważ duchowa atmosfera była w tym mieście lepsza niż w Rio, lecz z jakichś technicznych przyczyn spotkanie musiało odbyć się w Rio. Byłam na szczycie góry we wtorek, a spotkania miały się rozpocząć w sobotę. Bóg zadbał o duchową atmosferę nad Rio.

Słyszałam opowiadanie żony pastora z okolic Detroit, że moc Boża była w tak namacalny sposób widoczna na spotkaniach, że znalazła się rozciągnięta pod mocą Ducha Świętego na podłodze. Jesteśmy współpracownikami Bożymi (II Kor 6,1)

Twój głos jest potężnym narzędziem w walce, możesz sprowadzić nim Chwałę na dowolne miejsce na świecie. Zacznij oddawać chwałę, a tej samej chwili, gdy usłyszysz chwałę w swoim głosie, ona wypełni pokój. Wszyscy byliśmy na takich spotkaniach gdzie było zwyczajnie, dopóki ktoś nie przekazał proroczego słowa lub wypowiedział kilku słów w jakiś inny, namaszczony sposób. Chwała zstąpiła na pomieszczenie i ludzkie życia zostały zmienione, od tej chwili nastąpiła widoczna różnica.

Ps. 34,1 Będę błogosławił Pana w każdym czasie, Chwała jego niech będzie zawsze na ustach moich! Dusza moja będzie się chlubić Panem! Niechaj słuchają pokorni i weselą się! Wysławiajcie Pana ze mną! Wywyższajmy wspólnie imię jego!

Następnym aspektem chwały, który jest tak potężny i którego powinniśmy stale coraz więcej używać, jest śpiew. Kilka lat temu Bóg zaczął robić w tej dziedzinie coś nowego w naszej społeczności w Jerozolimie – zaczął dawać nam nową pieśń. Teraz to się dzieje na całym świecie, słyszę informacje wielu kręgów o śpiewaniu nowej pieśni dla Pana. Pan przemówił do nas i powiedział, żebyśmy zaczęli śpiewać dla Niego nową pieśń. Naprawdę nie wiedzieliśmy, co miał na myśli, lecz gdy On coś do nas mówi, a my nie rozumiemy tego, powtarza to tak długo, aż zrozumiemy, lub przysyła, kogoś innego, kto powtarza to samo, aż się zacznie przemiana wśród ludzi.

Bóg jest bardzo wytrwały, On może przekazywać to samo przesłanie bardzo długo. Jeżeli słyszymy to samo przesłanie stale i wciąż, to być może jest tak dlatego, że jeszcze nie zaczęliśmy tego wykonywać. Bóg idzie dalej do czegoś innego, jeżeli tylko szybko złapiemy, o co Mu chodzi.

Mówił do nas, abyśmy śpiewali „nową pieśń.” Nie byliśmy pewni czy chodzi o to, żeby śpiewać pieśni w innym rytmie, z inną melodią, czy w innym stylu. Nie wiedzieliśmy, co On przez to rozumie. Nikt z nas nie był szczególnie uzdolniony muzycznie, aż któregoś dnia w czasie oddawania chwały zaczęliśmy śpiewać drobną pieśni, której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, nigdy nie uczyliśmy się, ani nawet nie pamiętali, po prostu śpiewaliśmy ją spontanicznie z naszego ducha. W naszym duchu jest znacznie więcej tego, czym możemy błogosławić Boga i narody niż będziemy w stanie kiedykolwiek wykorzystać – jeżeli tylko uwolnimy to w Bogu. Ciągle prosimy Boga ” napełnij nas tym, napełnij nas tym”.

A On mówi: wylej to z siebie, wylej to z siebie.

– Panie, wylałbym, gdybym tylko miał co wylać z siebie – mówimy.

To już tam jest, lecz twoja wiara nie działa jeszcze w tej dziedzinie, nie uwalniasz tego z siebie.

Gdy Bóg prowadzi nas do czegoś nowego, nie jesteśmy pewni siebie samych i idziemy pomalutku.

Wkładamy w to duży palec nogi i cofamy go znowu, aby sprawdzić jaka jest woda. Bóg błogosławi nas, gdy śpiewamy spontanicznie. Na początku robiliśmy to tylko na naszych spotkaniach modlitewnych w Betlejem, lecz na spotkaniach na Górze Syjon prowadziliśmy nasze nabożeństwa tak, jak zwykle, jak byliśmy przyzwyczajeni z pieśniami, które już znaliśmy.

Bóg powiedział do nas:

– Czyż nie możecie mi zaufać? Jeżeli możecie śpiewać spontanicznie na spotkaniach modlitewnych, to dlaczego nie możecie śpiewać swobodnie na Górze Syjon?

– Lecz Panie – odpowiadaliśmy – ludzie przychodzą setki mil na nabożeństwa, nie chcemy robić błędów przed nimi. Co się stanie, jeżeli to nie zadziała?

Osobiście lubię takie okazjonalne zająknięcia i potknięcia na nabożeństwach. Jeżeli wszystko idzie zbyt gładko, to może tak być dlatego, że robiliśmy to w ten sam sposób zbyt wiele razy. Robimy to wtedy z rutyną i nie ma w tym świeżości. Potknięcia pokazują, że ludzie idą w nowym kierunku, wchodząc w objawienie dawane przez Ducha.

Pan przytrzymał nas tak długo, aż zaczęliśmy śpiewać spontanicznie na wszystkich nabożeństwach i od tej pory już nie cofnęliśmy się. Śpiewamy spontanicznie na każdym nabożeństwie i w ten sposób Duch Święty uczy nas.

W jaki sposób Dawid doszedł do takiego bogactwa swych psalmów? On je wyśpiewał. Słyszał je po raz pierwszy, gdy wychodziły z jego ust. Słyszymy po raz pierwszy nową pieśń gdy ją wypowiadamy, w proroczym zjednoczeniu. Jest prorocza pieśń, którą daje Pan. Dawid nie siedział i nie myślał całymi dniami nad każdym psalmem, komponując muzykę i składając muzykę i słowa razem. Jego język, gdy zaczynał chwalić Pana, stawał się „jak rylec biegłego pisarza” .

Ponieważ Dawid miał olbrzymią różnorodność doświadczeń z Bogiem, dlatego też miał dużą różnorodność pieśni. Skoro życie miał urozmaicone różnorodnymi próbami i trudnościami, mógł śpiewać o swoich nieprzyjaciołach, mógł również śpiewać o swoich radościach, i sukcesach.

Przez wiele lat prowadziliśmy na zewnątrz greckiej kaplicy w Betlejem modlitwy w piątki i soboty, pod wielkim transparentem „ZIELONOŚWIĄTKOWE SPOTKANIE MODLITEWNE godz. 8-12 w południe” Po jakimś czasie ten napis zaczął mnie wprawiać w zakłopotanie. Myślałam: „w ogóle się nie modlimy.” Trwaliśmy w bólach porodowych i wstawiennictwie, spędzaliśmy większość czasu na śpiewie, tańcu i radości. Jeszcze przez wiele lat później nie widziałam, że wiele miejsc w Piśmie, które mówią o modlitwie, mówią o śpiewaniu. To są modlitwy śpiewane.

Ef 5,19 rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu,

Jest tak wiele sposobów śpiewania Panu. Są pieśni miłości, pieśni radości, dziękczynienia, prośby i wiele innych. Czułam się zażenowana, ponieważ formalnie nie modliliśmy się, niemniej to właśnie w czasie takiego czasu Bóg dał mi pieśń: „proszę Cię za narodami.” Dał mi ją spontanicznie w czasie spotkania modlitewnego i spędziliśmy cały ranek prosząc o różne narody, lecz nie robiliśmy tego w sposób formalny, jaki znaliśmy uprzednio.

Bóg mówił do nas na temat różnych państw i wskazywał nam na rozwiązanie problemu, wtedy ogłaszaliśmy zwycięstwo i proroczo powoływaliśmy je do istnienia, radując się z tego, że zobaczymy jak się będzie dokonywać. Nie byliśmy w agonii, płaczu i błaganiach, jak wcześniej, i sami dokładnie nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć.

Nieco później wiel. Edward Miller zaprosił mnie do przemawiania w, jak mu się wydawało, „największych zborach chwały i uwielbienia w Ameryce” i zorganizował dla mnie małe turne. Gdy przejedziesz Amerykę, dowiesz się co myślą ludzie. W każdym zborze ludzie zadawali mi to samo pytanie. Po około dziesięciu dniach wiedziałam już, że jedna rzecz była w sercach wszystkich ludzi: „co z wstawiennictwem i bólami porodowymi.”

Odpowiadałam im tak:

– Byłam autorytetem w tej sprawie, gdybyście mnie zapytali kilka tygodni temu, dała bym wam wszystkie odpowiedzi, lecz Bóg robi coś nowego i różnego. Nie jestem pewna tego, co On robi.

Bardzo często czujemy się winni, gdy robimy różne rzeczy po staremu, podczas gdy On prowadzi nas do czegoś nowego. Ciągle podróżujemy drogą szybkiego ruchu nr 1, podczas gdy On już otworzył dla nas drogę I-95. Jest szersza, wygodniejsza i szybsza, lecz zawsze jeździliśmy 1. 1 gdzieś cię zaprowadzi, lecz na I-95 nie ma korków, przeszkód, które zwalniają drogę #1. Pozornie nadal będziemy się zatrzymywać na wszystkich czerwonych światłach, więc Bóg pozwala, abyśmy nadal działali starymi metodami, podczas gdy On otworzył już dla nas nowe drogi do niebios.

– Nie wiem co Bóg teraz robi – powiedziałam tym ludziom – okazało się, że na naszych spotkaniach modlitewnych zaczęliśmy wiele tańczyć, lecz czujemy tak wspaniałe uwolnienie Ducha i wiemy, że Bóg usłyszał nas w sprawie narodów i ludzkich potrzeb.

Wróciłam do Virginii na obóz i Matka poprosiła mnie o usłużenie na wieczornym nabożeństwie w niedzielę. Było to nabożeństwo z Wieczerzą. Bóg powiedział: „przeczytaj Izajasza 53.” Czytałam więc:

Iz 53.10-11 Ale to Panu upodobało się utrapić go cierpieniem. Gdy złoży swoje życie w ofierze, ujrzy potomstwo, będzie żył długo i przez niego wola Pana się spełni. Za mękę swojej duszy ujrzy światło i jego poznaniem się nasyci. Sprawiedliwy mój sługa wielu usprawiedliwi i sam ich winy poniesie.

Gdy czytałam ten werset, nagle zobaczyłam, że nie tylko zbawienie zostało zadośćuczynione i nie tylko uzdrowienie, lecz również męka (udręka, cierpienie) zostały odpokutowane. A ponieważ cierpienia zostały odpokutowane, więc nie muszę już więcej cierpieć.

Kiedy to zobaczyłam, było to naprawdę uwalniające, ale zwróćmy uwagę dalej w w.12:

Dlatego dam mu dział wśród wielkich i z mocarzami będzie dzielił łupy za to, że ofiarował na śmierć swoją duszę i do przestępców był zaliczony. On to poniósł grzech wielu i wstawił się za przestępcami.

Bóg Ojciec dał Jezusowi dział wśród wielkich i Jezus w zamian dzieli się łupami z mocarzami. Kim są owi „mocarze.” Ci, którzy oddają mu chwałę – chwalcy.

Kiedy Jezus wspominał o oddawaniu chwały z ust niemowląt i ssących cytował z psalmu ósmego

Ps 8,3: Z ust dzieci i niemowląt ugruntowałeś moc na przekór nieprzyjaciołom swoim, Aby poskromić wroga i mściciela.

Nieco inaczej ujął to Jezus mówiąc:

Mat 21, 15-16 Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, widząc cuda, które czynił, i dzieci, które wołały w świątyni i mówiły: Hosanna Synowi Dawidowemu, oburzyli się i rzekli mu: Czy słyszysz, co one mówią? A Jezus mówi do nich: Tak jest; czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?

W Amerykańskim przekładzie jest „wydoskonaliłeś sobie chwałę”

Tak więc „ugruntowanie chwały” stało się „wydoskonaleniem chwały.” Po cierpieniach Jezus dzielił łupy z mocnymi. To nasza chwała umożliwia nam wejście w posiadanie dziedzictwa. Bierzemy ją na własność przez oddawanie chwały.

– Tak, Panie – powiedziałam – teraz rozumiem, że nie muszę cierpieć (rodzić w bólach, boleć). Lecz co mamy zrobić, aby posiąść to dziedzictwo (na wszystko, co Bóg dla nas ma, są jakieś sposoby wzięcia w posiadanie.)

– Czytaj dalej – powiedział.

Podział na rozdziały został dodany w celu ułatwienia nam odnajdywania różnych miejsc w Biblii. Mamy nadane nazwy ulic i numery, które pomagają nam odnaleźć siebie nawzajem, numery służą tylko do pomocy w odszukaniu. Zwój był napisany i rozdział 53 następował zaraz po 54.

– Co mam robić, Panie? – zapytałam

– Śpiewaj – powiedział

– Śpiewać? – mogę to zdobyć przez śpiewanie?

– Śpiewaj – powiedział

Iz 54,1 (BT) Śpiewaj z radości, niepłodna, któraś nie rodziła, wybuchnij weselem i wykrzykuj, któraś nie doznała bólów porodu! Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Pan.

Zwróć uwagę; „śpiewaj”, oraz „wybuchnij weselem (śpiewem)” ; to są dwie różne sprawy, większość z was śpiewa, niektórzy z was uczą się wybuchać (przełamywać) w śpiewie. Śpiew to korzystanie ze strun głosowych, lecz jest coś takiego jak przełamanie w śpiewie, kiedy to Bóg wkłada pieśń do naszego ducha. Idziesz z nią do łóżka spać, budzisz się w nocy z nią i jest przy tobie, gdy wstajesz rano.

Jak często ci się to zdarzało? Jesteś zakłopotany, przytłoczony, nie wiesz co zrobić, a przez umysł przebiega ci tysiąc myśli na minutę, gdy próbujesz to pojąć. Nagle dochodzisz do końca śpiewu, jakby szarpnięcie samochodem. Po takim szarpnięciu skupiasz się przez chwilę i odkrywasz, że cały czas śpiewałeś, twój umysł ostro pracował, lecz ty śpiewałeś bez przerwy.

Duch Święty w twoim duchu wyśpiewywał odpowiedź, podczas gdy ty usiłowałeś znaleźć odpowiedź rozumem. Myślisz sobie wtedy: „czyż nie jest to wierność Ducha Świętego? Podczas gdy ja usiłowałem dojść do rozwiązania rozumnego, Duch Święty cały czas podpowiadał mi odpowiedź. Dziękuję ci Boże za to, że zatrzymałeś mnie i przymusiłeś do wsłuchania się w pieśń Ducha.”

Nie będziemy siedzieć i prorokować do samych siebie. Służba prorocza jest przeznaczona dla innych, lecz pieśń uwalnia głos Ducha w tobie w twoim rodzimym języku i buduje ciebie, jak to zwykle jest przy oddawaniu chwały w Duchu. Ludzie, którzy prorokują sami sobie, popadają w mnóstwo błędów, lecz ja mogę śpiewać, mogę uwolnić pieśń Pana wychodzącą z głębokości mojego wnętrza. Niektóre z największych objawień, jakie słyszałam, przyszły w pieśni. Gdy śpiewaliśmy, każda z osób otrzymywała jeden niewielki kawałek pieśni.

Gdybyśmy zapytali: – Czy ktoś otrzymał dziś jakieś objawienie? – to wszyscy odpowiedzieliby, że nie. Słowo „objawienie” jest takie wielkie. To jest ciekawe, w katolickich kręgach charyzmatycznych używane jest słowo „obraz” zamiast „wizja.”

– Czy ktoś widział dziś jakiś obraz?

Powodem tego jest fakt, że „wizja” wydaje się czymś wielkim, budzącym respekt.

– Nie, nie miałem żadnej wizji, lecz widziałem obraz.

– Nie, nie miałam wizji, lecz mam pieśń.

Często, gdy pozwalamy aby jakaś mała pieśń zaczęła się wydobywać, okazuje się, jak wielkie objawienie zawiera. Jest to Boża wydoskonalona chwała z ust niemowląt i ssących, jest to takie piękne i wspaniałe. Mam zapisy z każdego roku w Jerozolimie. Gdy siedzę przy fortepianie, frazy spontanicznie się pojawiają. Piękna wizja i objawienie wychodzi z ust. ludzi. „Śpiewaj!”

Chcę, abyś od dzisiaj śpiewał więcej, niż śpiewałeś kiedykolwiek wcześniej. Nie śpiewaj prostych pieśni, które już dobrze znasz, pozwól małym pieśniom wydobywać się z twojego ducha. Zachowuj to w prostocie, po prostu jedną melodię za jednym razem, nie komplikuj zbytnio.

Śpiewanie nowej pieśni nauczy cię koncentracji na Bogu oraz prostoty. Przecież można śpiewać znaną pieśń i równocześnie planować menu, ale nie da się tego zrobić, gdy śpiewasz nową pieśń, bo ją zgubisz. Aby zaśpiewać nową pieśń, musisz się skoncentrować na Panu. Konieczna jest również jej prostota, abyśmy mogli ją później powtórzyć.

Iz 54.1-3

Śpiewaj z radości, niepłodna, któraś nie rodziła, wybuchnij weselem i wykrzykuj, któraś nie doznała bólów porodu! Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Pan. Rozszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego , nie krępuj się, wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki!Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo, twoje potomstwo posiądzie narody oraz zaludni opuszczone miasta.

Bóg pragnie wnieść rozszerzenie się i swobodę w nasze życie, a wprowadza to przez śpiew. Śpiewaj i przygotuj się na rozszerzenie. Śpiewaj, wybuchnij weselem (śpiewem) i bądź przygotowany na rozszerzanie się w prawo i lewo.Kiedy Bóg mi to pokazał, nigdy więcej nie musiałam już rodzić w boleściach. Ktoś bardzo przeze mnie poważany odwiedził nas w Jerozolimie z tym starym nauczaniem o boleściach. To nauczanie nie jest złe, ale Bóg pokazuje nam łatwiejszą drogę. Chcę kupić sobie maszynę do pisania, ponieważ jestem z pokolenia ludzi piszących na maszynach, lecz każdy kto umie korzystać komputera, wie, że maszyna jest przeżytkiem.

– Po co ci maszyna do pisania? – pytają. Maszyny do pisania ciągle są przydatne, lecz jeżeli w pokoju znajduje się komputer, to po co kupować maszynę? Czy rozumiecie, o czym mówię? Jeżeli jest coś dzięki czemu można osiągnąć lepsze rezultaty, to po co sięgać po coś znanego? Bóg idzie do przodu – nie kupuję maszyny. Tak samo ma się sprawa z modlitwą o chorych. Jest w Biblii wiele form usługiwania chorym i wszystkie są skuteczne. Nigdy nie namaszczałam nikogo olejem, czuję, że Bóg dał mi dar uzdrawiania, w związku z czym nie podlegam pod tę samą kategorię co starsi zboru, którzy namaszczają olejem. Ludzie często wręczają mi buteleczki z olejem, odmawiam im tak grzecznie, jak tylko potrafię.

– Ty namaszczaj ludzi olejem, a ja pomodlę się z tobą – mówię im. Postępuję zgodnie z innym namaszczeniem, Bóg dał mi objawienie i chcę w tym objawieniu się poruszać.

Czy to znaczy, że Bóg nie uzdrawia przez namaszczenie olejem? Nie, uzdrawia. On działa na wiele różnych sposobów.

Gdy usłyszałam tę osobę mówiącą o boleściach porodowych w tradycyjnym sensie: „… padamy na kolana i modlimy się, aż odczujemy w duchu skurcze porodowe, poczujemy ciężar za ludźmi, podobnie jak rodząca kobieta, zaczniemy rodzić poszczególnych ludzi ku zbawieniu, a nawet całe narody… ” itd… powiedziałam do Pana:

– Naprawdę chciałabym wiedzieć czy dobrze cię zrozumiałam. Daj mi trochę więcej wskazówek dotyczących tej nowej sprawy.

Jedna z naszych sióstr spodziewała się dziecka, nie miała pojęcia, o co prosiłam Pana. Opowiadała mi później:

– Następnego dnia Pan obudził mnie tym wersetem: Zanim Syjon poczuł bóle, urodził.

– Co to znaczy, Panie? – zapytałam.

Tego dnia oboje z mężem byli bardzo zajęci i nagle poczuła nieprzyjemne kłucie, powiedziała o tym mężowi, a ponieważ właśnie przejeżdżali w pobliżu oddziału położniczego, zaproponował, aby tam wstąpili.

– Wiem, że dziecko się jeszcze nie rodzi – zaprotestowała – nie mam jeszcze bóli.

– Nic się nie stanie, jak staniemy – naciskał – jesteśmy całkiem blisko.

Podjechali więc, lekarz akurat był w pobliżu, położył ją na stole i rozpoczął badanie.

– Dziecko już idzie – powiedział zdziwiony.

– To niemożliwe – powiedziała – jeszcze nie zrobiłam tego, co powinnam była zrobić. (wzięli wraz z mężem kilka lekcji na ten temat)

– Nic na to nie poradzę – odparł lekarz – dziecko już jest.

Kiedy mi to opowiedziała, powiedziałam:

– Dzięki Jezu! Dzięki Jezu!”

Przykro mi jest, gdy słyszę, jak czasami ludzie są uczeni modlitwy. Mam jednego przyjaciela, który wstaje o piątej rano i przechodzi przez sposób jednego człowieka, drugiego, a może nawet i trzeciego. Przed dojechaniem do końca tego wszystkiego, byłabym już wykończona.

Staram się ze wszystkich sił uczyć prostoty przychodzenia do Pana, ale nawet jeżeli my robimy wszystko źle, to On obraca to ku dobremu.

Często na naszych obozach odwiedzają nas kaznodzieje dający nam 21 kroków do wiary, lub 7 – do uzdrowienia itd. Moi droga, święta matka często podchodzi do mikrofonu i mówi najbardziej duchową rzecz, jaka została takiego wieczoru wypowiedziana. Na przykład: „Nie potrzeba zbyt wielkiej wiary, aby dotknąć Boga” i to jest prawda „Zanim Syjon poczuł bóle porodził swoje dzieci.” Byłam tym tak podniecona!

Następnie ponownie wyjechałam do Australii. Leciałam z Hong Kongu do Sydney i pod koniec podróży, kiedy już czytasz wszystko, co wpadnie w ręce, wzięłam jakiś magazyn, a był to Tydzień Australijskiej Kobiety. Były tam recepty, ostatnia moda i jeden lub dwa romanse. W samym środku tego wszystkiego widniał tytuł: „WYŚPIEWAJ SWÓJ BEZBOLESNY PORÓD” (SING YOUR WAY TO A PAINLESS CHILDBIRTH). Artykuł został napisany przez znanego francuskiego położnika, który twierdził, że nie chodzi mu zwykłe o śpiewanie ustami, lecz taki rodzaj śpiewu, gdzie zaangażowana jest cała kobieta. Gdy jest porwana przez śpiewanie, może urodzić dziecko bezboleśnie.

W Jerozolimie nasze oczekujące matki korzystają z małego szpitala położniczego, mężowie stoją po jednej stronie żony a ja po drugiej i zaczynamy śpiewać w Duchu. Muzułmański lekarz wie o tym, że będziemy tu śpiewać na językach. Zatracamy się w śpiewaniu całkowicie i po kilku chwilach dziecko przychodzi na świat. Bóg, chce abyśmy o tym wiedzieli. Jeżeli śpiewamy, nie musimy wchodzić w rzeczywistość boleści porodowych. Dlaczego? Ponieważ radość w Panu uwalnia wiarę, a wiara wykonuje pracę. W takich chwilach jak te, możemy uwolnić więcej wiary za Izraela i zobaczyć więcej osiągnięć niż w ciągu pięciu całonocnych modlitw opartych na naszym rozumie.

Tworzymy atmosferę cudów. Ślepy Bartymeusz zawołał – Synu Dawida zmiłuj się nade mną – i został uzdrowiony. Kiedy Jezus był obecny wśród ludzi, różne rzeczy przychodziły z łatwością i Bóg sprawi, że będą one łatwe również i dla nas.

Nie zgadzaj się na to, aby ktokolwiek śpiewał za ciebie. Jeżeli będziesz musiał zacząć w samochodzie, to zacznij, większość z nas ma wystarczająco dużo czasu podczas jazdy. Nie możemy nikomu przeszkadzać, po prostu śpiewaj. Mam przyjaciela, koreańskiego biznesmena, który dzwoni do mnie z Seulu, kiedy ma zawodowe problemy. Po wspólnym powitaniu śpiewamy razem w Duchu, czasami przez dziesięć, piętnaście minut.

Kiedy jesteśmy uniesieni śpiewem, Bóg zaczyna dawać nam odpowiedzi. Po pierwsze, On unosi nas ponad nasze problemy i potrzeby. Jest rzeczywista lekkość (łatwość) w Bogu. Spowodowaliśmy, że rzeczy duchowe stały się trudne, On chce aby były łatwe. On chce, aby Król Chwały mógł przyjść i zwyciężać nasze bitwy za nas.

Przeważnie jesteśmy tak zajęci swoimi własnymi walkami, że nie pozwalamy Panu na to, aby walczył za nas. Pamiętacie gdy Jehoszafat wyruszył przeciwko królom, śpiewacy i tancerze – chwalcy – szli przed armią. Ponieważ chwalcy szli przed armią, to nie musieli nawet walczyć (2 Kron 20,21-24) i ty również nie będziesz musiał nigdy walczyć, jeżeli przejdziesz do rzeczywistości chwały i uwielbienia dla Pana.

Kiedyś mieliśmy w Izraelu kilka domów , w których mieszkali i goście i pielgrzymi. Była z nami siostra, która trwała w długim poście, zawsze takich gości zapraszaliśmy. Problem polegał na tym, że ona nie chciała iść do zboru z nami. Nie chcę, aby ktokolwiek przychodził do nas i pościł, a nie chciał chodzić do zboru. Gdy pościsz potrzebujesz namaszczenia, które odbierasz w czasie nabożeństw. Jeżeli pościsz bez chodzenia do zboru, będziesz miał trudności. Próbowałam wszystkimi dostępnymi sposobami wpłynąć na nią, lecz bez rezultatu. Byłam coraz bardziej zaniepokojona z jej powodu. Któregoś dnia w czasie modlitwy Pan powiedział do mnie:

– Dlaczego nie pozwolisz, abym Ja się tym zajął.

Niemal roześmiałam się. Czy kiedykolwiek śmialiście się z Boga? Wydaje nam się, że pozwalamy mu zajmować się sprawami. Pomyślałam sobie, że jeżeli Bóg może sobie poradzić z nią, to poradzi sobie z każdym innym.

– W porządku, powiedziałam, ty walcz
– i zapomniałam o całej sprawie. Zawsze jest wystarczająco dużo problemów, które się w międzyczasie pojawiają.

Kiedy poszłam tego wieczoru do zboru

– Modliłam się dzisiaj – powiedziała
– i Bóg powiedział mi, że mój duch był nie w porządku oraz, że moje motywacje nie były właściwe. Przepraszam.
Ależ jesteśmy głupcami – pomyślałam sobie – wydaje nam się, że pozwalamy Bogu walczyć w naszych sprawach, a tymczasem tak nie jest. Im więcej śpiewamy Mu na chwałę, tym więcej bitw przejmuje.


Chwała jest potężnym narzędziem walki.

któż mnie spotkał u drzwi, jak nie siostra, która nieustannie sprawiała mi problemy. Nie tylko bez namawiania przywitała mnie, lecz wyszła do mnie z przeprosinami:

продвижение в социальных медиа

Rozdział 4 – Chwała jako wspinaczka

Ruth Heflin

Ps. 24,7
Podnieście się bramy prastare, podnieście ……….., aby Król Chwały mógł tam wejść.

Możesz chwalić Boga wtedy, gdy wszystko wokoło jest zimne i wierzyć, że Bóg stworzy chwałę w tobie. Kiedy przychodzę do Domu Pańskiego, zaczynam go chwalić. Muszę być przekonana, że wspinam się na górę Bożą. Wychodzę w górę na wzniosłe miejsce Pana.

Czy jechałeś kiedykolwiek z kimś, kto właśnie uczy się prowadzić samochód bez automatycznej skrzyni biegów i używa sprzęgła? (Jerozolima jest zbudowana na wzgórzach; a większość naszych samochodów nie ma automatów) Jeździłam już z ludźmi, którzy nie mieli zbyt wielkiego pojęcia o używaniu biegów. Gdy zaczynali wjeżdżać na górę, trochę udawało im się do góry, po czym odrobinę zjeżdżali z powrotem; trochę do góry i z powrotem; trochę do góry i z powrotem. To była szarpana jazda. Czy byliście kiedyś na takim uwielbianiu? Doświadczyliście duchowego rwania kręgosłupa. Osoba prowadząca zaczyna jakąś pieśń i czujesz, że zaczynasz się wspinać. Następnie robi coś zupełnie innego, lub zmienia rytm i zjeżdżasz odrobinę z powrotem. Przy następnej pieśni wspinasz się nieco, po czym znowu trochę w dół. Pod koniec uwielbienia masz uraz duchowego kręgosłupa. Dzieje się tak, ponieważ lider nie nauczył się wznosić wraz z Duchem.

Czasami lepiej jest zaśpiewać mniej pieśni. Kiedy na jakiejś szczególnej pieśni spocznie namaszczenie dobrze zatrzymać się na niej, aż do chwili, gdy osiągniesz szczyt. To nie pieśń jest ważna, ale namaszczenie. Namaszczenie jest jak benzyna w samochodzie, ona pozwoli ci dojechać na szczyt góry.

Niektórzy liderzy powtarzają jakąś zwrotkę dwa, trzy razy bez względu na to, co robi Duch Święty. Śpiewaj, aż osiągniesz szczyt góry. Bądź pewien tego, że wspinasz się na górę Pana. Nie przestawaj chwalić, dopóki nie dostaniesz się do „miejsca świętego.”

Czasami potrzeba piętnaście minut śpiewania i chwalenia, czasami dziesięć, innym razem, na innym spotkaniu – dwadzieścia, a jeszcze gdzie indziej tylko siedem. Być może przyjdziesz tak spragniony Boga, że wbiegasz na górę Pana szybko i jesteś tam w ciągu trzech minut. Przychodzimy z zewnętrznego świata i zawsze: „Wejdźmy w jego bramy z dziękczynieniem, w przedsionki jego z pieśnią chwały! Wysławiajcie go, błogosławcie imieniu jego!.” Chwała jest sposobem wejścia i wspinania się na górę.

Jerozolima jest położona ok. 650 m. npm. W całej Biblii znajdują się stwierdzenia mówiące w tym, że plemiona ludzkie wchodzą (na górę) do Jerozolimy i wchodzą (na górę) do Domu Pańskiego. „Dom” Pański zbudowany był na „Górze” Pana, tak że „Góra” Pana stała się synonimem „Domu” Pana oraz „Świętego Miejsca.” W języku hebrajskim w odniesieniu do Jerozolimy, często używanym słowem jest Iaatot, „wychodzić na górę”. Nikt nie „wychodzi na górę” , la-a-lot, do żadnego innego miasta na świecie. Nawet jeżeli ktoś mieszka w mieście położonym wyżej niż Jerozolima, nadal mówi, że „wychodzi na górę” do Jerozolimy. Wynika to ze świadomości tego, że ziemska Jerozolima jest reprezentantem niebieskiej. Tak więc w czasie oddawania chwały musimy mieć świadomość wspinania się na górę, do Miejsca Świętego.

Ps.24.3
Któż może wstąpić na górę Pana?
I kto stanie na jego świętym miejscu?

Nieżyjąca siostra Jashil Choil, teściowa dr Cho była moją bardzo dobrą przyjaciółką, wspólnie prowadziłyśmy konferencje w Jerozolimie. Czasami dzwoniła do mnie z Korei, musiałyśmy korzystać z tłumacza, ponieważ jej angielski ograniczał się do „hallelujah”, „thank you Jesus” i może jeszcze dwóch, trzech podobnych słów. Miała czteropunktową listę rzeczy, które należy zrobić, aby być duchowym. Moim ulubionym punktem była „4” – po prostu „ZRÓB TO.” Możemy brać udział w konferencjach uwielbienia i chwały, możemy posiadać najlepsze notatki i najlepsze nagrania dotyczące tego tematu, słuchać największych na świecie autorytetów, lecz zanim nic nie zrobimy, to nic się nie stanie. ZRÓB TO. Zacznij chwalić Boga.

Zawsze w Kościele była chwała, lecz obecnie żyjemy w okresie coraz większego objawienia dotyczącego chwały. Spotkałam się kiedyś w Australii z Anitą Ridge, żoną pana Don Ridge i jej matką, panią Kliminock, drogą, świętą kobietą, pochodzącą z Polski. Prowadziła kiedyś wraz z mężem znaną w Europie służbę i rozpoczęła pionierską pracę w Australii. Jedną z wielu rzeczy, o którą ją pytałam, było to: jaka jest różnica między współczesnością a dawnymi czasami. Powiedziała mi: „nie mieliśmy takiego objawienia chwały jak obecnie. Kochaliśmy Pana, modliliśmy się, lecz teraz jest znacznie łatwiej z powodu uwielbiania. To są zupełnie inne czasy. Wtedy nie znaliśmy tego w takim stopniu.” Nigdy wcześniej nie było dni, gdy to objawienie było wyraźniejsze – że możemy poprzez uwielbianie bardzo szybko wejść w obecność Bożą.

Wiele osób, słysząc nauczanie na temat modlitwy kładące nacisk na pewien szczególny jej element, idzie za tymi wskazówkami zapominając o chwale i uwielbieniu. Wtedy przyjeżdża ktoś inny i naucza o innym aspekcie modlitwy. Znowu postępują zgodnie z tym przez pewien czas. W rzeczywistości potrzebna jest nam dobra mieszanina wszystkich aspektów modlitwy. Zwykle nauczam na taki temat, jaki wydaje mi się niedoceniany w społeczności, w której usługuję.

Kiedyś usługiwałam w południowych Indiach. Któregoś ranka po kazaniu na temat krwi Jezusa, podszedł do mnie pewien hinduski brat i powiedział do mnie: „nie przypuszczałem, że możesz głosić cokolwiek innego niż na temat Ducha Świętego.” W tym czasie gdy słyszał mnie, nauczałam ludzi niezwykle potrzebujących wylania Ducha Świętego, tak więc przesłanie za przesłaniem koncentrowało się na Duchu Świętym – na wypełnieniu Duchem, mocy Ducha, służbie Ducha, pocieszeniu przez Ducha itd…

Kiedy Pan przysyła usługującego, to w ten sposób wypełnia jakąś dziurę w potrzebach. Nie oznacza to, że Bóg nie mówi nic innego i wszystko inne należy teraz odrzucić. Potrzebujemy takiej kombinacji prawd, abyśmy mogli swobodnie i wspólnie płynąć w dobroci Bożej.

создание и раскрутка сайтов в интернете