Opuszczam ruch „Chrześcijanie poza kościołem
MASZYNA
Ogromna ilość ludzi, którzy pisali do mnie wspominali o tym, że jak bardzo zmęczyli się wszystkim programami, technikami wzrostu kościoła, budowanie fundamentów i systemami fundowanym przez dzisiejszy kościół. „Gdzie jest Bóg w tym wszystkim?” było powszechnym wołaniem. Dla nich to było, jakby kościół stał się jakiegoś rodzaju „maszyną”, która mieli i mieli, czy Bóg jest obecny czy nie. Dla wielu był to znaczący czynnik ich decyzji, aby wyjść z kościołów. rzeczywistości niewielu z nich było wcześniej liderami, którzy w pełni sami brali udział w działaniu tej „maszyny”:
D.O. (-USA)
Twój artykuł pt. „Chrześcijanie bez kościoła” naprawdę porwał mnie. Czytałem również inne świadectwa ludzi, którzy byli zmęczeniu kościelną „grą”. Ciekaw jestem ile świadectw ty słyszałeś od pastorów takich jak ja sam, zmęczyli się kościelną grą, nie wiedząc, co z tym robić. Gdy się modliłem to panowała zupełna cisza z nieba (jak i z tego mojego kawałka ziemi), więc zrezygnowałem!
Byłem pastorem kościoła Foursquare porzez 15 lat i Assambly of God przez 8. W końcu zmęczyłem się wylewaniem mojego serca przed ludźmi, którzy wydawali się tego nie „łapać”. Było kilku żarliwych, lecz oni poszli do szkoły biblijnej i zostali sługami na własny rachunek. To nie jest złe, ale ja zostałem zupełnie bez pomocy. Mieliśmy „wspaniałe” usługi pieśniami, ekscytujące proroctwa, posłania w językach, świadectwa, specjalnych śpiewaków i tą całą resztę – lecz nie wyglądało na to, że ma to jakikolwiek trwały wpływ na kogokolwiek. Gdybyśmy mieli nudne usługi po tych „wspaniałych” to ludzie byliby gotowi odejść.
Po prostu zmęczyłem się ! Zmęczyłem się próbami „rozpalenia” ludzi dla Jezusa. Zmęczyłem się usiłowaniem udzielenia im pomocy wyjścia z grzechu i destrukcyjnych praktyk. Zmęczyłem płaczem, gdy ludzie pomimo wszystkich moich wysiłków popadali w cudzołóstwo, narkotyki i co tam jeszcze. Zmęczyłem się nawet brakiem odpowiedzi na modlitwy o tych ludzi.
Zmęczyło mnie również troszczenie się o stare budynki kościelne, wymagające naprawy. Psujące się klimatyzacje i rozlatujące się piece. Zmęczyłem moją żoną, która spędzała dziesiątki godzin wykonując pracę woźnego. Byłem również zmęczony tym, że musiała wozić tych wszystkich „biedaków” po całym mieście, aby swoją harówkę.
Zmęczyłem się płaceniem podatków i uszczęśliwianiem poborcy podatkowego przez wykonywanie wszystkich przepisów IRS (urząd podatkowy) dla kościołów, które rzeczywiście krzywdzą kościół. Zmęczyłem się denominacją, która obciąża co miesiąc swoich ordynowanych kapłanów, aby zachować ważność ich dokumentów… Tak zostałem zmęczony, że rzuciłem kościół i moją denominację. Byłem sfrustrowany, zły i zraniony – i nieco rozczarowany samym Bogiem za to, że nic nie robił, aby uchronić Jego kościoły przed brakiem duchowości a zatem materialistyczną mentalnością.
Nie chodziłem do kościoła nigdzie przez jeden rok. W końcu pod naciskiem żony zaczęliśmy „sprawdzać” kościoły w okolicy. Nie muszę wyliczać szczegółowo tego, co się tam działo. Inni autorzy listów elokwentnie opisali niekończące się zaabsorbowanie licznymi „aktywnościami”, aby wszyscy byli zajęci i/lub szczęśliwi
Ostatnio Pan zaczął szturchać moje serce, abym się przygotował do służby znowu. Nie sądzę, żeby Pan chciał, abym został „pastorem kościoła jaki znamy”. Może jakieś domowe studium Biblijne – po prostu nie wiem.
Phil (Australia)
Jako były pastor zielonoświątkowego zgromadzenia (w Nowej Zelandii) widziałem z pierwszej ręki od wewnątrz działanie wielkiego ruchu i odszedłem rozczarowany, odrzucony, zmieszany, skonsternowany itd… Teraz, wiele lat później jestem wolny, zostałem uzdrowiony z tego wszystkiego, lecz jeśli chodzi o kościoły i tych, którzy je prowadzą to niewiele się zmieniło.
Większość kościołów i pastorów (nie wszyscy) jest przede wszystkim zainteresowanych swym „sukcesem”. Ten sukces oczywiście jest mierzony wielkością zgromadzenia i oni czują potrzebę wartościowania swojej egzystencji jako „głowa zespołu”. Jest to syndrom: „duży kościół = duży sukces”.
Już to samo w sobie wywołuje dość problemów, lecz, co jeszcze bardziej niepokojące to jest imperatyw (nakaz), aby być stale „flagą powiewającą” wychwalającą cnoty ich szczególnego ruchu. Często widzą siebie jako tych, którzy mają coś unikalnego, wyłącznego czy jakieś szczególne powołanie, czy objawienie od Boga, którego inni nie mają – co buduje w nich pychę i chełpliwość. „Hej, jesteśmy szczególni, robimy coś, czego nikt inny nie robi” (Nawet jeśli nie robią nic niezwykłego).
Jako narodowe ciało wierzących zrobiliśmy bardzo niewiele przez ostatnie kilka dziesięcioleci poza utrzymywaniem otwartych drzwi. Wiele kościołów, ogólnie rzecz biorąc, jest przewidywalnych, nie na temat, często nawet nudnych. Jestem chory słysząc kaznodziejów i pastorów rozentuzjazmowanych wspaniałą obecnością Bożą w tym miejscu, silnym namaszczeniem jakie tu jest, podczas, gdy w rzeczywistości jest to niewiele więcej niż powiew ciepłego powietrza idący od frontu…
Anthony (USA):
W końcu znalazłem się w czymś zwanym Holiness Pentecostal Church (Uświęceniowy Kościół Zielonoświątkowy). Spędziliśmy wiele lat usiłując robić to co właściwe. Otrzymałem stopień jednego z denominacyjnych koledżów biblijnych.
Po jakimś czasie opuściłem tą organizację by pracować z innymi kościołami, niektórymi niezależnymi, częściami innych organizacji (jak Assamblies of God, Vineyard, itp.). Wszędzie widzieliśmy dobre i złe strony, lecz nigdy nie byliśmy usatysfakcjonowani…było tak, jak gdyby głębia, której chcieliśmy w Bogu w rzeczywistości tam nie istniała. Tak wiele z tego, co było w kościołach było całkowicie powierzchowne. Wiele z nich ogłaszało, że nie wierzą w „programy”, lecz ich nie-programowość była programem samym w sobie, od którego oni nie mogli odstąpić. Jak bardzo boli mnie powiedzenie tego co trzeba powiedzieć, że to, co obserwowaliśmy w kościołach to było wypychanie Jezusa poza kościoły i wstawianie w Jego miejsce ludzkich planów i programów. Wydawało się jakby w kościołach w ogóle nie chodziło o Jezusa, lecz o „kościół”, pastora i jego służbę…
Teresa (USA):
Byliśmy mocnymi liderami kościoła. Wraz z mężem nauczaliśmy nastolatków, prowadziliśmy służbę wśród dzieci, biednych, w wiezieniu, uwielbienie, poradnictwo laickie, wstawiennictwo, grupy prorocze, małe grupy służb i moja ulubioną służbę wśród kobiet.
Byliśmy zaangażowani w ten kościół w latach 1990-99, nie mogliśmy więc być postrzegani jako „kościelni turyści”, lecz jako ludzie oddani sprawie królestwa. Możesz zapytać, dlaczego odeszliśmy? W miarę jak kościół rósł programy stawały się ważniejsze niż ludzie. Ludzie zostawali usuwani ze swoich służb, jeśli nie ubierali się w szczególny sposób, nie mówili w szczególny sposób czy przeskakiwali przez wszystkie te „bramki”, których pragnęli.
Zaczęłam być cierniem, ponieważ walczyłam o wielu ludzi, których nie dopuszczano do służby. Nie mieli żadnych biblijnych powodów czy nie było problemów z ich życiem zgodnym z ewangelią, aby ich trzymać z dala od zadań dla kościoła. Usiłowałam respektować ich decyzje i trwać pod autorytetem jaki Bóg tutaj postawił, lecz przychodziło mi to coraz trudniej… Kilka dni temu robiłam małe przyjęcie i zdałam sobie sprawę z tego, że oprócz jednego członka kościoła, mam w pokoju 15 dodatkowych kobieta zranionych i zwolnionych przez kościół. To są dobre kobiety, które zamiast iść do przodu w poszukiwaniu Jezusa zatrzymały się ponieważ kościół powiedział im, że nie są już „wystarczająco dobre”, ponieważ one nie kupują tego, co tam się naucza…
Mario (Kanada):
Ogromna i stale wzrastająca ilość prawdziwych chrześcijan, których wspólnie głęboko frustruje „ustabilizowany system kościelny” może być postrzegana jako wskazówka, że to Sam Bóg jest Autorem tej frustracji.
Oto coś z mojego osobistego doświadczenia… w 1993 roku zostałem poproszony, aby wziąć udział w grupie zakładającej kościół. Około 5 lat później okazało się, że jestem obciążony wzrastającą frustracją dotyczącą grupy pracowników kościoła. Podczas, gdy zgromadzenie gwałtownie wzrastało, nasi progresywnie liderzy zaczęli stosować coraz więcej i więcej programów, które miały zapewnić stałe powodzenie służby.
Jako członek zespołu uwielbiającego musiałem spędzać wiele godzin na seminariach i na spotkaniach. Tematem było rozwinięcie najbardziej skutecznej nowoczesnej służby. Musieliśmy uczyć się wszystkiego na temat systemu meta kościoła i jak tworzyć wygodną atmosferę w przyjaznym środowisku. Jako źródło powodzenia i wzrostu kościoła widziano to, aby być ludźmi „wypatrującymi szukających”, przy strategicznym skupieniu się na potrzebach ludzi.
W tym czasie doszedłem do przekonania, że „wypatrywanie szukających” oznacza po prostu umizgiwanie się do ludzi. Wkrótce odkryłem, że sam zmagam się z duchem poczucia winy i potępienia. Bo może byłem zbyt krytyczny i osądzajacy w swej postawie, lecz bez względu na to, jak bardzo się starałem uciszyć to przekonanie, frustrację to czułem tylko ich wzrost. Do niczego nie prowadziły próby rozmawiania na ten temat, a modlitwa liderów kościoła również nie pomagała.
W końcu Pan dał mi wizję dotyczącą istoty problemu w naszym kościele i zdecydowałem, że nie mogę już dłużej grać tą grę. W wizji, która doprowadziła do tej decyzji, zobaczyłem obraz pomieszczenia spotkań rady. Bóg wezwał na zebranie i powiedział pastorom naszego kościoła, że daje im służbę i że będą się regularnie spotykać. Pan chciał pomóc im i wyposażyć ich we wszystko czego potrzebowali. Tak więc spotykali się, aż do pewnego dnia, gdy powiedzieli Mu, że nie chcą mu już więcej przeszkadzać tymi spotkaniami. Czuli się pewnie, że do tej pory nauczyli się już jak skutecznie prowadzić kościół, że przy całym ogromie dostępnych materiałów, kursów i seminariów będą już w stanie dobrze sobie dawać radę.
Pomimo, że kościół nadal wzrastał w ilości, wielu wartościowych ludzi odeszło w swym pościgu raczej za cudowną obecnością Pana niż następnym programem i tradycją. Na swych pustyniach wyrobili sobie niegasnące pragnienie Jego wody żywota.
____________________________________________
Inni piszący do mnie deklarowali swoje sfrustrowanie wobec ludzkich metod i programów działania, które przejęły panowanie nad tym, co powinno być niebem duchowego odświeżenia – z koncentracją na działającym BOGU, a nie CZŁOWIEKU.
Wielu spośród nich widziało tak wiele z tego rodzaju rzeczy, że niemal utracili nadzieję na znalezienie miejsca, gdzie Bóg byłby prawdziwie wolny do działania:
Connie (USA):
Trudno jest wysiedzieć w instytucji, która wyznaje, że służy Ojcu podczas, gdy wszystko, co widzisz wokół to coraz większy wpływ ludzkich działań. Nie mogłam zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Przed wejściem do budynku odczuwałam w duchu ostrzeżenia i modliłam się o odpowiedzi do Pana. Tak wiele programów zostało wprowadzonych. Słyszałam modlitwy takie jak: „Ojcze, modlę się o to, aby każdy z tutaj obecnych zaangażował się w ten nowy program i stał się aktywnym uczestnikiem, a jeśli nie to wydal ich z mojego kościoła”. To spowodowało złamanie się czegoś we mnie, czego nie potrafię wytłumaczyć. Mój duch znów był zasmucony i w bólu. Wołałam, O, Boże; O, Boże; O, Boże….
Jest bardzo smutne widzieć jak „kościół” stał się rzeczą, „tym”. Jest to konto bankowe a starani o to, aby ludzie zostawali członkami mają na celu, aby oni zadbali o wszystkie obciążenia tego kąta. Chcą powiększyć budynek, abyśmy mogli pomieścić nowych członków, którzy jeszcze są poza i przyprowadzić ich. Gdyby to było dla Pana – wspaniale. Lecz okazało się, że trudno byłoby znaleźć w tym gdziekolwiek Boga. Masz rację w tym, co napisałeś w artykule, gdy stwierdziłeś, GDZIE JEST BÓG W DZISIEJSZYM KOŚCIELE?
Robin (USA)
Nie znalazłam kościoła. Byłam członkiem kościołów, które znajdują się w promieniu 30 mil i nie znalazłam ani jednego, który by miał serce Boga. W większości, wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Jeden nie dopuści cię do żadnej służby dopóki nie udowodnisz, że dajesz 10% (nie wystarczy powiedzieć, UDOWODNIĆ). Co się dzieje, jeśli ktoś nie może dawać dziesięciny, bo oznaczało by to głodowanie jego rodziny?
Lisa (Nowa Zelandia):
Oh, można by w nieskończoność o tym, dlaczego tak wielu prawdziwie odrodzonych chrześcijan opuściło i opuszcza fizyczny kościół…
Jeśli chłodno spojrzy się na instytucję kościoła na Zachodzie to właśnie to jest problemem, TO JEST INSTYTUCJA. Problemem dla mnie jest to, że niczym nie różni się to od surowego włoskiego Kościoła Katolickiego w jakim wychowałam się w dzieciństwie. Jakże krępujące było zdać sobie sprawę, że one są takie same i robią to samo.
Tony (Afryka Płd)
Na początku lat 90-tych zaczęła się era mega-kościołów tutaj w Płd. Afryce. Nawet lokalne główne denominacyjne kościoły chrześcijańskie zostały przez to porwane i wielu przystosowało system kościołów komórkowych przy pomocy licznych pułapek i obietnic powodzenia oferowanego systemu. W rzeczywistości tylko nieliczni charyzmatyczni liderzy zastosowali ten system z powodzeniem i zbudowali mega-kościoły, co wzmocniło ich w przekonaniu o Bożym błogosławieństwie, co spowodowało, że nawet ludzie ze świata otworzyli usta ze zdumienia nad ekstrawagancjami ich kościelnych budynków, ekstrawaganckiego stylu życia liderów, lecz to wszystko było pieczętowane jako „błogosławieństwo Boże” i przedstawienie trwało.
Słowo „Doskonałość” brzmiało wszędzie i wszyscy walczyli o to, aby osiągnąć te większe zespoły uwielbiające i bardziej błyszczące broszurki. Nigdy nie było dość, niektórzy liderzy mieli więcej niż jeden kościół i skupili się na sobie apostołami i nosili tytuły takie jak: „założyciel” czy „przewodniczący” takiej to, a takiej służby. Ci apostołowie zbierali tą nowo odkrytą ważność, której pojawienia się potrzebowali jaki obstawy zatrudnionej do ochrony „męża Bożego”, podczas gdy sami arogancko dumnie kroczyli jak koguty z niewielką lub żadną świadomością rzeczywistości, nigdy nie przejmując się jakimkolwiek kontaktem z Bogiem.
Kościoły stały się pożywką dla wszystkich nastawionych na przedstawienia, którzy obfitowali w tym nowym środowisku. Pod koniec lat 90-tych głównym słowem było WIZJA i PRZEZNACZENIE, przy czym te kościoły miały wizje, aby zdobyć swoje miasta i swoje kraje dla Boga. Te wizje, jakkolwiek wielkie, były ludzką próbą pochwycenia nieba swymi własnymi sposobami i zmaganiami. Te wizje, podobnie jak pierwotna wieża Babel, miały na sobie tą samą pieczęć: „chodźcie zbudujmy sobie” i niestety końcowy wynik był ten sam – wielkie zamieszanie i rozproszenie ludu Bożego.
Problem jest tak stary jak kościół. Wspólne jest dla ludzi, aby zostawić podróż wiary w łasce i wynająć kurs oparty na uczynkach, Niestety koniec jest ten sam – zostajesz z grupą wypalonych, zranionych chrześcijan i liderem, który kończy nie wypełniając dokładnie tych samych praw, które głosił w każdą niedzielę. Widzieliśmy niezliczone ilości liderów popadających w grzech głównie w dwóch kategoriach: kobiety i pieniądze. Widzisz, jedyna rzecz, której uczynki nie są w stanie stłumić to ciało. Jest to możliwe wyłącznie wtedy, gdy Syn, który może nas uwolnić i Jego łaska działają w naszym życiu, nie nasze własne zdolności.
To, co przykuło moją uwagę to brak Boga w całej ich działalności. Ludzie nigdy nie byli uzdrawiani, uwalniani i życie ich nie ulegało zmianie. Otrzymywali świadomość grzechu i całe życie spędzali chodząc w poczuciu winy i potępienia, próbując najnowszą strategię, kupując ostatnią książkę czy jeżdżąc na seminaria, aby wzmocnić swoje życie. Rozwody i inne społeczne problemy są tak powszechne w kościołach jak w świecie. I ci sami liderzy popadający w tą samą kategorię….
_______________________________________________
Wielu nie zgadzało się z ogólnym nastawieniem współczesnego zorganizowanego kościoła i sposobu w jaki jest prowadzony, uważając po prostu, że jest to nie biblijne i nie w porządku.
Richard (USA):
Kościół Pana Jezusa Chrystusa nie jest stworzoną przez ludzi organizacją ani instytucją. Nigdy nią nie był ani nie będzie. Ludzkie próby organizacji i zdobycia Bożej zgody są w najlepszym razie komiczne, a w najgorszym tragiczne. W takim procesie Bóg jest faktycznie wyrzucany z całego obrazu sprawy.
Tom (USA):
Główny nurt dzisiejszego chrześcijaństwa jest często zajęty robieniem „chrześcijańskich” rzeczy, tracąc z widoku BYCIE chrześcijaninem. Wykonywanie obowiązków narzuconych przez religijny system nie czyni z ciebie chrześcijanina, lecz kogoś religijnego, często zmęczonego i zniechęconego; zapytaj wielu pastorów, którzy dziś pasują do tego opisu. Świat widzi to i w konsekwencji nie widzi w kościele żadnych zbawczych wartości, które by go przyciągały.
Dzisiejsze systemy kościelne są tak zajęte szukaniem tej jednej formuły, która sprowadzi masy zgubionych dusz. Wracają nawet do odgrywania przedstawień, zakończonych kawą i capuccino na nabożeństwach, aby ludzie byli „szczęśliwi” i chcieli wrócić.
Gdzie jest wezwanie do pokuty i pokory, wezwanie do chodzenie bez kompromisu? Wynika to stąd, że bardziej jesteśmy skupieni na wywołaniu pewnego dobrego samopoczucia niż zrobieniu z kogoś „dobrego” (zbawczego).
Jestem ze Stanów, lecz mam przyjaciela z Australii. Podzielił się ze mną broszurą wręczaną przez członków lokalnego kościoła sąsiadom. Nigdzie Jezus nie był nawet wymieniony a w całej broszurce były zdjęcia dzieci, klownów i ludzi pomagający i miłych ludziom. Wszystko w porządku i dobrze jest gdy dzieci się bawią, ludzie powinni pomagać sobie nawzajem, lecz pytanie ciągle pozostaje: Gdzie jest Jezus? Żaden z tych „dobrych” uczynków nie może zbawić duszy.
pomoże kościołowi, gdy zdobędzie pełno ludzi, lecz straci wszystkie dusze?
Roberta (USA):
Wydaje się, że wielu z tych, którzy są „poza kościołem” nie tylko zmęczyło się programami, lecz również kościołem, w którym panuje mentalność widza sportowego. Jeśli wszystko, co wolno robić w kościele to obserwować to równie dobrze mogli wszyscy zostać w domu i pooglądać z daleka. Nawet jeśli ktoś jest dopuszczony do „udziału w tych programach” to ciągle pozostaje to program, a nie Bóg.
Moje serce woła i płacze czasami wraz z Bogiem nad duchem widza w kościele. Tak, bardzo pragnę być w miejscu, gdzie ludzie chcą Boga tak bardzo, że poświęcą siebie i przygotują na rzeczywiste nawiedzenie Boga, a nie na dobry show. Pan nie toleruje bałwochwalstwa w kościele, który oddaje chwałę wykonawcom.
Byli tacy, którzy przedstawiali całkowicie odmienne rozwiązania dla „maszyny” i miało to na celu rozpoczęcie czegoś o zupełnie innym „smaku”.
Bob & Jan (-USA):
Pan zaprowadził nas w naszym regionie do ogromnego parku, które jest miejscem, w którym zbierają się ludzie i powiedział, że abyśmy tam byli. Aby skrócić całą historię powiem, że spotykamy się tam z grupą ludzi od wielu miesięcy. Ponieważ mieszkamy na Florydzie łatwiej jest spotykać się na zewnątrz. Spotykamy się pod pawilonem i ostatnio zaproponowaliśmy, aby wykorzystano go w czasie złej pogody, gdy my cieszymy się swobodą pobytu na zewnątrz na łonie Jego stworzenia. Cudowne jest uwielbienie ze wzrokiem podniesionym w niebo! Nie uważamy siebie za kościół. My jesteśmy „kościołem”. Nie mamy form ani zwierzchnika. Po prostu idziemy i czekamy na Boga. Jest to takie odświeżające. On pojawia się za każdym razem. Ciągle uczymy się i wzrastamy i tylko mamy nadzieję, że nie urośniemy zbyt wielcy, albo nie zaczniemy planować, abyśmy nie skończyli tam, skąd przybyliśmy. Cieszymy się prostotą tego wszystkiego. Częścią naszego istnienia tutaj są wyjścia ewangelizacyjne. Mamy nadzieję przyciągnąć ludzi, zatem my wychodzimy do ludzi, którzy mieszkają w obozie znajdującym się na terenie parku.
Jest dla mnie jasne, że to ta „maszyna” jest głównym problemem wielu wierzących będących „poza kościołem” ( i słusznie). Dopóki nie będą widzieli Ciała bardziej jako „organizmu” niż „organizacji” to nie będą zainteresowani. Programy, działalności, organizowanie funduszy itd., – to wszystko śmierdzi dla nich „CZŁOWIEKIEM’. Lecz to za czym oni są tak zdesperowani to „WIĘCEJ BOGA” i dopóki tego nie zobaczą w kościele, po prostu nie wrócą.
< Część 5 | Część 7 >
Wiem, że zadając pytania i opisując pewną rzeczywistość trafiam na podatny grunt w wielu sercach ludzkich.Zdaję sobie sprawę, że dotyka to bólu i zmagań w życiu wielu szczerze kochających Zbawiciela osób.Zapewniam, że jest też takie bolesne miejsce w moim wnętrzu..
Jednak chcę i muszę dodać do mojego poprzedniego komentarza to, iż jest coś więcej poza frustracją, zawodem, porażką, gniewem..itd.
Poza tym wszystkim jest nadzieja, że Bóg zaspokoi tą tęsknotę, to pragnienie poznania GO i przebywania z NIM.
Gdy zawiodą programy, ludzie, systemy zasad i wymagań..gdy przestaniemy się napinać i popisywać..gdy zaczniemy pojmować to, co DUCH ŚWIĘTY do nas mówi.. – wtedy coś zacznie się zmieniać, nabierać sensu.
Nie wierzę w to, że TATA przestał się nami interesować..na pewno nie interesuje GO religia i nasze tradycje i wymagania.
Wierzę w to, że nie zawiedzie nas nasza nadzieja, że kto szuka – znajdzie, a pukającemu otworzą..
Dlatego wyjdźmy z miejsc frustracji, gniewu, zawiedzenia i z nadzieją wypatrujmy TEGO, który poprowadzi nas po właściwych ścieżkach.
Pozdrawiam
@BiS
Twój komentarz jest bardzo dobry 😉 Mam bardzo podobne spostrzeżenia po moich przygodach w pewnym kościele chrześcijańskim… To niepojete, że tylu mądrych i obdarowanych ludzi, którzy nazywają siebie liderami, apostołami, dało się wciągnąć w takie działania… Nie jesteśmy wyjątkami, coraz więcej takich sytuacji dzieje się w Polsce, coraz więcej ludzi tęskni za prawdziwą, czystą i prostą ewangelią.
Wierzę, że nadchodzi dla nas czas takiego nowego przymierza, o którym prorokował Jeremiasz 31:33-34:
33 Lecz takie przymierze zawrę z domem izraelskim po tych dniach, mówi Pan: Złożę mój zakon w ich wnętrzu i wypiszę go na ich sercu. Ja będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem. 34 I już nie będą siebie nawzajem pouczać, mówiąc: Poznajcie Pana! Gdyż wszyscy oni znać mnie będą, od najmłodszego do najstarszego z nich – mówi Pan – Odpuszczę bowiem ich winę, a ich grzechu nigdy nie wspomnę.
Czas, aby te słowa się wypełniły, Czas, aby zakończyć starotestamentową praktykę kapłana pośrednika pod postacią współczesnych „liderów” i „apostołów”. Czas na to, abyśmy sami wreszcie poznawali i słuchali Pana. Czas, aby głosić i rozszerzać Królestwo Boże nie nazywając nikogo „rabbi, nauczyciel, ojciec”, bo „wszyscy braćmi jesteśmy” (Mt 23:8-12)
„Life Of Brian” polecam 😀
Jest taka wiele dająca do myślenia książka Colsena o bardzo długim i kontrowersyjnym tytule: „Więc nie chcesz już więcej chodzić do kościoła…” – polecam serdecznie 🙂 Warta kupienia 🙂
Niestety, coś „nie działa” w tzw kościołach. Gdzie jest problem? Kto zawinił?
Czy społeczności chrześcijańskie to żywe ciało Pana Jezusa Chrystusa z Nazaretu, czy raczej dobrze prosperujące organizacje biznesowe oparte na świetnych systemach zarządzania, wyciągania kasy i kontrolowania dusz często szczerze oddanych (no, właśnie komu ..?) ludzi?
Złudne i krzykliwe „duchowe” frazesy głoszone i narzucane przez charyzmatycznych PRZYWÓDCÓW i LIDERÓW, przez nikogo nie rozeznawane, nie weryfikowane i sprawdzane..no, bo jak można podważać albo napominać takiego wielkiego, namaszczonego PASTORA albo APOSTOŁA – piorą mózgi tych, co nie znają innego rodzaju funkcjonowania ciała Pana Jezusa Chrystusa, jak tylko wzór: DUCHOWNI i reszta…czyli owieczki..wiecznie niedojrzali niewolnicy systemu, nigdy nie mogący dojść do bycia SYNEM, DZIEDZICEM…
W tzw kościołach często produkuje się (czytaj: niektórzy przywódcy pastorzy produkują) uległe, bezwolne i ciągle potrzebujące istoty, niezdolne do samodzielnego chodzenia w AUTORYTECIE JEZUSA CHRYSTUSA!
Niby głosi się tam Słowo Boże, ale potem gasi się ducha poprzez narzucanie praw i zasad często niezgodnych z tym Słowem!
Oczywiście – nowo narodzonego człowieka trzeba prowadzić – ale, no właśnie..gdzie, do KOGO? do jakiego momentu?
A czy potem, gdy nadejdzie ten moment, dany pastor, przywódca, lider, apostoł będzie potrafił powiedzieć: nie mam już nic do zaoferowania dla ciebie, jestes dojrzały..idź twoja drogą”!
Niestety, nie spotkałem takiego mądrego „przywódcy”. Może gdzieś tacy są??
Dlatego nie dziwi mnie to, że zbory, kościoły i inne „chrześcijańskie” firmy pustoszeją. Znikają z nich naprawdę oddani Panu, wartościowi ludzie.
A PRZYWÓDCY i LIDERZY takich instytucji dalej, jak gdyby nigdy nic, bawią się w swoje gierki i nie wyciągają żadnych wniosków z tego, co się dzieje.
W kontekście takiej sytuacji wszelkie „pozakościelne” grupki, społeczności, posługi, cokolwiek, co służy Królestwu Bożemu uważam za słuszne!
Niech tak się dzieje, a stare struktury i systemy niech padną!!!!
przed Jezusem Chrystusem oczywiście:)