James Ryle
“Spójrzcie na narody i zobaczcie, patrzcie ze zdumieniem i trwogą! Bo za waszych dni dokonuję dzieła, w które nie uwierzycie, gdy wam ktoś o nim będzie opowiadał” (Hab.1:5, )
– Chcę, żebyś był kapelanem zespołu piłkarskiego Colorado Football Team. – powiedział do mnie kiedyś trener Bill McCartney, w taki sposób, żebym wiedział, że ta sprawa nie podlega dyskusji.
Tacy są trenerzy piłkarscy. Kiedyś usłyszałem jak Tom Landry powiedział: „Trener to facet, który zmusza mężczyzn, żeby robili to, czego nie chcą, żeby doszli do tego czego zawsze chcieli”. Tak właśnie jest też z trenerem McCartney’em. On chciał, żebym był kapelanem zespołu i to wszystko.
– A co mam robić. – zapytałem. – Motywować ich?
– Oczywiście, że nie, – odpowiedział. – to jest akurat moja robota.
– No to co konkretnie chcesz, żebym robił? – zapytałem ponownie niepewny tego, o co mu chodziło.
– Chcę, żebyś robił swoja robotę. – powiedział. – Tylko szybko!
Wiecie, byłem kaznodzieją długodystansowcem. Jeden z członków kościoła powiedział mi nawet: „Pastorze, twoje kazania są jak łaska Boża: nie do pojęcia i bez końca!” Nawet mój własny syn, Dawid, gdy był pastorem ds młodzieżowych nakleił kiedyś w męskiej ubikacji na suszarce do rąk notkę: „Tu nacisnąć po kazanie pastora Jamesa”. Błogosławię cię, mój synu.
Tak więc, Mac chciał, aby robił to w czym byłem dobry, tylko szybciej i miał do tego porządne powody. Gdy w mówisz do piłkarzy przed ostatecznym meczem to faktycznie nie masz czasu na głoszenie trzypunktowego kazania z wierszem na końcu. Jak się też przekonałem pierwszego dnia, dowcipy nie wychodzą dobrze, ponieważ ci chłopcy nie są w nastroju do śmiechu. Ciężko pracowali przez cały tydzień po to, aby teraz dać z siebie wszystko, całą swoją fizyczną tężyznę postawić przeciwko konkurentowi, a ty stajesz przed nimi w postawie klowna! Nie sądzę.
W ciągu kilku tygodni przekonałem się, że jedyną rzeczą, którą oni szanują to to twardo stojący gość, który mówi wprost do ich serc, więc zająłem taką postawę. Było oczywiste, że okazało się to właściwe; byłem członkiem piłkarskiej drużyny CU przez 10 lat. Lecz Panu chodziło o coś czego ani ja sam, ani Bill McCartney nigdy byśmy sobie nie wyobrazili. Już sam fakt, że dał nam razem współpracować był czymś niezwykłym.
Trudno sobie wyobrazić bardziej niepodobnych do siebie przyjaciół niż my dwaj. On był twardym piłkarskim trenerem, nie jakimś bezsensownym strażnikiem dyscypliny; zabetonowanym i pracującym na godziny katolikiem z Michigan. Jeśli o mnie chodzi to byłem byłym hipisem i kryminalistą, obwiesiem, charyzmatykiem z Biblią, piszącym poezje i doszukującym się kształtów zwierząt w chmurach.
On był Spartaninem, a ja – aktorem. On był wojownikiem, a ja – oratorem; on człowiekiem czynu, ja – marzycielem; on był przywódcą mężczyzn, ja zażenowanym, niepewnym gościem ciągle rozważającym, jak to było dorastać bez ojca . . . czy mamy.
Bóg patrzył z góry na tych synów człowieczych i mówił:”Tak, myślę, że wykorzystam tych dwóch chłopaków do czegoś niewiarygodnego”.
(Fragment z książki: „Released From the Prison My Father Built”, str. 41; James Ryle, 2010.)
Uwaga: Zamieszczone zdjęcie to lotniczy obraz z pierwszego spotkania Promise Keepers na pełnym stadionie wFolsom Field w Boulder Colorado; było tam około 54.000 mężczyzn! Był to zaledwie początek nadzwyczajnych rzeczy, które Pan czynił.