Chip Brogden
Skoro wszyscy poszukują społeczności to dlaczego tak trudno je znaleźć, a gdy się już znajdzie, tak trudno utrzymać?
Kiedy Bóg zaczyna wyprowadzać cię z kościoła i wprowadzać do głębszej więzi ze Sobą, jest wiele rzeczy, których trzeba się oduczyć – szczególnie w dziedzinie społeczności.
Mówi się, że każdy zgubiony człowiek ma w swoim sercu pustkę w kształcie Chrystusa, którą wyłącznie Chrystus może wypełnić. Podobnie mówi się o wierzących, którzy wyszli z religijnego systemu. Gdy Bóg wzywa nas, abyśmy byli z Nim „poza obozem’, jest w naszych sercach pustka, która ma kształt kościoła, do którego należeliśmy. Ta pustka sprawia, że czujemy się niespokojni, puści i brakuje nam poczucia bezpieczeństwa. Pamiętamy te społeczności, w których braliśmy udział i zaczynamy tęsknić za tym. Wkrótce, zaczynamy szukać czegoś, aby zapełnić tą 'kościelną’ pustkę w naszych sercach.
To wyjaśnia niekończącą się pogoń za społecznością. Niektórzy szukają jej w ruchu domowego kościoła, niektórzy w klimatach małych grup, w pokoju gościnnym czy kawiarence. Ludzie zazwyczaj dążą do przeciwnej skrajności w stosunku do tego, co ich zraniło czy rozczarowało. Problem z pastorem? Szukamy (bądź tworzymy) grupy bez jakiegokolwiek duchowego przywództwa. Problem z doktryną? Szukamy (bądź tworzymy) grupę, której członkowie zgadzają się za naszymi przekonaniami, doktrynami czy nauczaniem.
Często nie ma w tym nic więcej, niż próba zabrania ze sobą tego wszystkiego „co dobre”, co pamiętamy z naszych kościelnych dni i zastosowania tego poza kościołem – bez tego „co złe”, co przede wszystkim spowodowało, że odeszliśmy. Po prostu szukamy (bądź tworzymy) takie środowisko, które daje to, co najlepszego z obu światów: wszystko, co kochamy w kościele bez tego wszystkiego czego nienawidzimy.
Byłem kiedyś na pewnym domowym zgromadzeniu, na którym ktoś opowiadał o swoich głębokich zranieniach. Odczułem, że Duch Boży chce usłużyć tej osobie słowem mądrości i pocieszenia. Nagle brat, który wertował stary śpiewnik, nieświadomy tego, co się dzieje wokół, ogłosił: „Zaśpiewajmy numer 423!” Jaki był problem tego brata, oprócz tego, że był niegrzeczny wobec drugiej osoby i niewrażliwy na to, jak porusza się Duch Boży? On próbował odtworzyć pewną „atmosferę”, którą niegdyś cieszył się w kościele. W swym dążeniu do kształtowania wydarzeń na własnych warunkach, całkowicie błędnie odczytał sytuację. Ja musiałem go uciszyć i powiedzieć dlaczego w tej właśnie chwili śpiewanie pieśni było nie na miejscu.
Obraził się, co było do przewidzenia, oskarżając mnie o to, że sprzeciwiam się uwielbianiu, lecz jego zachowanie wskazywało na to, że tęsknił do powrotu i udziału w czymś, co miało miejsce w kościele, równocześnie nie wracając do tego kościoła.
Oto pewna radykalna myśl: A co, jeśli ta pustka w sercu w kształcie kościoła nie ma być wypełniona niczym? A co, jeśli Bóg chce, abyśmy pozbyli się tej kościelnej dziury i przestali ją zapełniać? Czy taka dziura w kształcie kościoła nie jest w naszym sercu bałwanem? Taki bałwan nie tylko utrudnia duchowy wzrost i dojrzałość w Wierze Skupionej na Chrystusie, lecz także uniemożliwia budowanie relacji ze sobą nawzajem i uniemożliwia nam wejście w prawdziwą relację Ducha – I – Prawdy ze sobą nawzajem.
5 powodów dla których społeczność ucieka nam
Skoro wszyscy poszukują społeczności, dlaczego tak trudno je znaleźć, a gdy się już znajdzie, tak trudno utrzymać? Ci, którzy radzą sobie z utrzymywaniem jej, często kończą bardziej podobni do instytucjonalnego kościoła, niż do Ciała Chrystusa.
Chciałbym podać następujące przyczyny…
1. Oddawanie się „fantazjowaniu o społeczności”. Często tworzymy nierealistyczne, niebiblijne wyobrażenia tego, czym jest społeczność, a następnie staramy się wypełnić te „fantazje o społeczności” w realnym świecie. Wyobrażamy sobie to, jak wyglądają, brzmią, zachowują doskonałe grupy czy spotkania – nawet możemy przeżywać pewien chwilowy popęd do szukania tego, co nazywamy „doskonałym” kościołem, domowym kościołem czy grupą, z którą chcemy mieć społeczność – po czym jesteśmy zaskoczeni i rozczarowani tym, że nikt nie jest w stanie sprostać naszym idealistycznym wyobrażeniom. Niektórzy kończą wracając do kościoła, inni wędrują od grupy do grupy w nieskończonej pogoni za „podobnie myślącymi”.
Pokonanie takiej postawy wymaga wyraźnego, jasnego zrozumienia jednej rzeczy: nie ma doskonałych kościołów, doskonałych grup ani doskonałych spotkań. Przebolej swoje fantazje na temat społeczności, ponieważ wtedy będziesz mógł oddziaływać w z niedoskonałymi, niedojrzałymi ludźmi w tym realnym świecie.
2. Chroniczne “Meetingitus”. Jest to stan nabyty w czasie lat chodzenia do kościoła. Ci, którzy cierpią na to, rozumieją społeczność wyłącznie kontekście spotkań/nabożeństw – ponieważ jest to jedyny kontekst, w którym jej doświadczali.
Po raz pierwszy rozpoznałem to u brata, z którym spotkaliśmy się na obiedzie lata temu. Myślałem, że będziemy mieli dobrą społeczność, lecz wkrótce skierował naszą rozmowę na to, co było jego prawdziwym celem: gdzie się spotykam i z kim się spotykam? Gdy odpowiedziałem, że obecnie nie spotykam się z nikim, nagle posmutniał i powiedział z narzekaniem w głosie: „Och, TAK bardzo miałem nadzieję, że znajdę jakąś społeczność gdzieś tutaj!” Następnie zaczął mnie raczyć opowiadaniem o tych wszystkich społecznościach, w których brał udział gdzieś indziej. Dotarło do mnie to, że gdyby ten brat rzeczywiście chciał społeczności to mógł był ją mieć właśnie wtedy i tam, ze mną, przy stole, lecz to czego on rzeczywiście chciał to było „Spotkanie”. Nie wyobrazić sobie jakiekolwiek wagi duchowej interakcji, które miałaby miejsce poza oficjalnym spotkaniem czy zgromadzeniem.
Jeśli jesteś zarażony tym stanem, sam sobie poważnie ograniczasz okazje do przeżywania społeczności. Rozszerz swoje myślenie tak, aby obejmowało wszelkiego rodzaju wzajemne oddziaływania z braćmi i sistrami, jako sposobność do „społeczności”. Przestań ograniczać „społeczność” i tego, co z nią związane, do czasu i miejsca. Usuń potrzebę regularnie zaplanowanych spotkań i otwórz swoje oczy na możliwości, które właśnie pojawiają się przed tobą. .
3. Model społeczności „zrobionej dla mnie”. Jest to inny wariant typowego marzenia o społeczności, lecz brzmi bardziej duchowo. Jest to idealistyczne przekonanie o tym, jak „powinno być”. Zbiera się wersety, aby poprzeć ideę tego, jak powinny spotkania czy społeczności być prowadzone i jest to (z pomocą naszych ulubionych przywódców domowego kościoła) wykorzystywane jako wzór do krytykowania każdej grupy, w której bierzemy udział. Niezmiennie, taka grupa odpada od „nowotestamentowego modelu” co powoduje rozczarowanie. „Wszystko źle robicie!” woła taki krytyk i, albo wywołuje zamieszanie, albo odchodzi skonsternowany.
Jakie są jednak ukryte oczekiwania? Chcemy być w społeczności „zrobionej pode mnie”, która niczego nie wymaga od nas. Chcemy, aby wszyscy dorośli do dojrzałego wzoru zarządzania kościołem na miejscu i żeby wszystko odbywało się gładko zgodnie z 'nowotestamentowym wzorem”, który my przewidujemy – lecz my sami nie chcemy zainwestować, aby tak się stało. Chcemy gotowej społeczności, na którą my po prostu pokazujemy się, aby korzystać, bez jakiegokolwiek własnego wkładu ciężkiej pracy w tworzenie jej. Wątpię czy istnieje, bądź przetrwała by długo, tego rodzaju społeczność.
4. Niszcząca koncentracja na sobie. Społeczność opiera się na relacjach. Społeczność jest budowana na kochaniu Boga i kochaniu innych. Ponieważ miłość jest podstawą tego, że stawiamy innych na pierwszym miejscu, skupianie się na Sobie nie da się pogodzić ze społecznością. Krótko mówiąc: jest to istota sprawy. Spędziliśmy lata chodząc do kościoła, aby uzyskać zaspokojenie naszych potrzeb, tam społeczność była dla nas: nabożeństwo było dla nas, kazanie było dla nas, muzyka była dla nas, pastor był dla nas, społeczność była dla nas. Teraz szukamy społeczności, a nadal motywuje nas zaspokojenie własnych potrzeb i motywacje nadal kręcą się wokół siebie . To my „potrzebujemy” społeczności, my „potrzebujemy” społecznych interakcji, my „potrzebujemy” innych ludzi, my „potrzebujemy” zachęty od innych podobnie myślących wierzących. Tak więc, w rzeczywistości nie zmieniliśmy się. Ciągle jesteśmy pochłonięci, zaabsorbowani, nawiedzeni i odurzeni tym, czego potrzebujemy i sfrustrowani, gdy tego nie mamy.
Nie jest więc niczym dziwnym, że prawdziwa społeczności unika Koncentracji na Sobie.
Bankowy świat, w którym wszyscy pokazują się po to, aby podjąć wypłatę, a nikt nie składa depozytu, szybko bankrutuje. Wiele społeczności i grup jest duchowymi bankrutami dokładnie z tego samego powodu – wszyscy biorą, lecz nikt nie daje. Wysysają siebie nawzajem do sucha swoimi problemami, swoimi potrzebami i swoimi sprawami.
Wielu spierało by się o to, czy zgromadzenia wierzących nie są miejscem, gdzie ludzie POWINNI otrzymywać rozwiązanie swoich problemów, zaspokojenie potrzeb i załatwienie spraw. Niemniej, ja sugerowałbym, że społeczność wierzących jest miejscem, gdzie ludzie powinni przychodzić po to, aby zaspokajać potrzeby innych, aby pomagać im pracować nad ich sprawami i rozwiązywać ich problemy. Brzmi to podobnie, lecz różnica jest taka, jak między dniem a nocą. Końcowym wynikiem będzie to, że potrzeby wszystkich będą zaspokojone, ponieważ każdy daje coś od siebie nie spodziewając się zwrotu – a w trakcie tego dawania, pomagania i usługiwania sobie nawzajem uzupełniane są również nasze potrzeby. Jest to ironiczne, że gdy skupiamy się na „otrzymywaniu” zamiast na „dawaniu”, kończymy doprowadzając do bankructwa siebie samych i wszystkich innych. Jest to jak wyrok śmierci na wszystkie grupy, które wloką ciebie, zamiast budować.
5. Dysfunkcyjne relacje. Największym problemem, z powodu którego umyka nam społeczność, jest to, że my sami nie potrafimy zrozumieć, jak wygląda zdrowa relacja. Gdy obserwuję chrześcijańskie ogłoszenia matrymonialne, widzę kobiety, które błyskawicznie „zakochają się” w mężczyźnie swoich marzeń, tryskających tym, co on zrobi dla nich, jakie wzbudzi uczucia. Martwię się nieco o przyszłość jakiejkolwiek relacji, która bazuje na tym, co druga osoba sprawi. Dlaczego? Ponieważ jest to błędne podejście do miłości, które opiera się na tym, co druga osoba robi dla mnie, jakie wywołuje uczucia. Tak nie wygląda prawdziwa miłość – jest to zbyt Egoistyczne, aby było prawdziwą.
W relacji nie chodzi o to, co ja mogę wziąć z tej relacji, lecz o to, co ja mogę dać. Dysfunkcyjne relacje opierają się na tym, co ja mogę z tego mieć. Jeśli mam to, czego chcę, jestem szczęśliwy, czuję się kochany i usatysfakcjonowany; jeśli nie – to jestem nieszczęśliwy, niekochany i zaczynam wątpić w takie relacje. Jest to całkowite odwrócenie sprawy!
Jeśli taka postawa wkradnie się do naszych relacji, wynikiem będzie katastrofa. Gdy tak się dzieje, moja relacja z Bogiem zależy od tego, co Bóg robi dla mnie. Jestem szczęśliwy i czuję się kochany dopóki jestem zdrowy, bogaty, błogosławiony i czuję się dobrze. Jeśli jednak Bóg pozwala mi upaść zbyt często, zaczynam kwestionować taką relację i czuję się nieszczęśliwy. To nie jest miłość, to jest dysfunkcyjna relacja z Bogiem.
Co to ma do społeczności? Wszystko! ponieważ społeczność opiera się na relacjach z innymi. Jeśli twoje wyobrażenie relacji sprowadza się do tego, „co ja mogę z tego mieć” zamiast tego „co ja mogę dać” to taka relacja zawiedzie. Nie ma znaczenia czy jest to relacja małżeńska, przyjaźń, partnerstwo w biznesie, pracownik-pracodawca czy społeczność istniejąca między braćmi i siostrami. Aby relacja działała prawidłowo musimy dawać więcej niż otrzymujemy. Dysfunkcyjna, jednokierunkowa relacja rujnuje wszystko, a taka społeczność jest niemożliwa.
Dlaczego Bóg nie dopuszcza do społeczności
Oto pewna dziwna koncepcja: Jeśli chodzi o społeczność to Bóg może zamykać drzwi naszego życia. Szukamy jej, modlimy się o nią, narzekamy, a jednak Bóg nie daje nam tego, o co prosimy. Dlaczego nie?
1. Aby złamać nasze religijne uzależnienie. Często jest tak, że ktoś porzuca jedno uzależnienie (np. palenie) i kończy na innym (np. przejadanie). Trudno jest rozpoznać uzależnienie i pokonać je, nie zastępując tego równocześnie czymś innym. Jeśli chodzi o religijne uzależnienie, niektórzy opuszczają kościół i natychmiast szukają czegoś innego, czym mogliby zastąpić tamto. „Społeczność” staje się nowym narkotykiem z wyboru – to brzmi tak duchowo! – i ludzie mają skłonność do chodzenia w kółko w poszukiwaniu następnej społeczności – 'utrwalacza’. Jest to zarówno psychologiczny jak i duchowy stan.
Bóg nie wzmocni ani nie pobudzi twojego religijnego uzależnienia dając ci więcej społeczności. Z mojego doświadczenia wynika, że Bóg tęskni do tego, aby mieć ciebie całego dla Siebie na krótko. Szuka intymności z tobą, której prawdopodobnie nigdy wcześniej nie doświadczałeś (i prawdopodobnie nigdy nie będziesz doświadczał) dopóki nie będzie w stanie oddzielić cię sam na sam ze Sobą na pewien czas. Im silniejsze uzależnienie tym trudniej jest zaakceptować te okresy samotności z Bogiem, a im trudniej je przyjąć, tym bardziej staje się konieczne uczyć się tego, jak być totalnie i całkowicie usatysfakcjonowany Bogiem. Usatysfakcjonowanym tak bardzo, aby ludzie nie byli w stanie ci tego zabrać, ani nic do tego dodać. Umieć rozeznać, kiedy Bóg dopuszcza do społeczności, jest to krytycznie ważne. Wyłącznie On wie, kiedy może ci ją powierzyć, i wie, że nie będzie to tylko kolejne religijne uzależnienie, które ciebie zniewoli.
2. Aby zredukować nas do Chrystusa. Zawsze należy sobie zadawać pytanie: „Czy Jezus ci wystarcza?” Często szczera odpowiedź brzmi: „nie”. Ludzie czują, że „muszą” mieć społeczność, społeczne interakcje, uśmiechnięte twarze braci i sióstr, które ich nieustannie zachęcają. Bez tego wsparcia są markotni, poirytowani, samotni i niezadowoleni. Jezus im nie wystarcza.
Właśnie z tego powodu Bóg musi odmówić nam społeczności, której tak rozpaczliwie szukamy ze strony innych i zredukować nas do Chrystusa – doprowadzić nas do miejsca, gdzie Jezus jest wszystkim, czego chcemy, wszystkim, czego potrzebujemy. Ludzie są w stanie doprowadzić nas tylko do pewnego miejsca. Jeśli nasze duchowe życie zależy od tego, aby nieustannie być w kontakcie z ludźmi to co się dzieje, gdy nie ma ludzi wokoło? Pojawia się to, z powodu czego ludzie poszukują społeczności: samotność i pustka.
Jak to możliwe, że owa samotność i pustka pojawiają się? Po prostu dlatego, że mamy więcej wiary i przekonania w ludziach, których widzimy wokół nas, niż w niewidzialnym, zamieszkującym w nas Chrystusie, który żyje w nas. Ludzie znikają, są zniechęceni, lecz z drugiej strony Jezus nigdy nas nie opuszcza, nigdy nie porzuca! Rozwiązaniem jest więcej Jezusa i mniej wszystkiego innego – a dla większości ludzi, „społeczność”, jest częścią „wszystkiego innego”, czemu trzeba poświęcić czas, dopóki Chrystus nie uzyska w nich pierwszeństwa.
3. Aby nauczyć nas prawdziwego znaczenia tego, czym jest miłość. Przyglądaliśmy się przyczynom tego, że społeczność nas omija. Wszystko kręci się wokół egzystencji Skupionej na Sobie, co nie jest do pogodzenia z Życiem Skupionym na Chrystusie, co oznacza, że nie da się pogodzić z Miłością. Gdy ludzie schodzą się razem w takim stanie, tworzy się więcej problemów niż rozwiązuje i powstają ogromne zniszczenia. Dlatego przecież wielu wyszło z religijnego systemu, jeśli jednak nie oduczymy się tego, czego nauczyliśmy się robić w kościele to, gdy będziemy spotykać się poza kościołem, stworzymy te same problemy i narobimy nawet więcej zniszczenia.
Bóg musi wykonać w nas pewną pracę zanim będziemy pasować do społeczności z innymi. Musimy nauczyć się tego, czym jest prawdziwa miłość. Gdzie tego się uczymy? Wtedy, gdy wchodzimy w okres samotnego bycia z Bogiem i oddzielenia dla Niego; wtedy zaczynamy rozumieć, czym jest prawdziwa miłość. Gdy uczymy się tych lekcji miłości, a dzieje się to w naszej osobistej relacji z Bogiem, On pokazuje nam w jaki sposób stosować je we wszystkich innych relacjach. Korzystamy z lepszego małżeństwa, lepszych relacji w pracy, głębszej, bogatszej społeczności z innym, a to wszystko w odpowiednim czasie. Nasza osobista relacja z Bogiem jest fundamentem na którym wszystkie inne zdrowe relacje mogą wzrastać i kwitnąć. To dlatego kładziemy nacisk na tą Jedną Relację nad wszystkimi innymi: jest najważniejsza i, często, jest najbardziej lekceważona.
4. Aby przygotować nas na ucisk. Bez względu na to, w co wierzysz, jeśli chodzi o Porwanie i Wielki ucisk, Jezus mówi, że będziemy uciskani na tym świecie. Wielu chrześcijan na całym świecie obecnie cierpi z powodu prześladowań, nie doznając pocieszenia, wsparcia i zachęty innych. A jednak ci sami chrześcijanie pokazują nam stale, że mają silne duchowe życie i nadal wydają duchowe owoce ( w tym radość!), pomimo głębokich doświadczeń.
Co się może stać jeśli twoje życie opiera się na kościele, na spotkaniach, bądź regularnych bezpośrednich społecznościach z innymi a zostanie ci to zabrane, zakazane, bądź nie będzie dostępne z powodu prześladowań czy ucisku? Miało to już miejsce wcześniej i może zdarzyć się ponownie. Jeśli tak się stanie to wielu potknie się i upadnie, ponieważ nie nauczyli się tego, jak żyć z Chrystusem, jak radować się w Nim bez społeczności z innymi. Wyłącznie dzięki łasce Bożej utrzymują swoje świadectwo i jako pierwsi upadną wraz z pojawieniem się prześladowań.
* * * *
Bóg często odmawia nam tego, czego szukamy (społeczności), aż do jakiegoś szczególnego czasu i okresu, który przychodzi dopiero po okresie izolacji; a wtedy ta społeczność, w której bierzemy udział jest cenna, ponieważ jest tak ulotna. Wydaje się, że przychodzi i odchodzi. Nasze duchowe życie jest nieustannie sprawdzane przez te kryzysy.
Jest tutaj coś interesującego: możemy przeżywać prawdziwą społeczność wtedy, jeśli wiemy, że możemy żyć bez niej. Im bardziej trzymamy się społeczności tym bardziej staje się ulotna. Jeśli odpuścimy sobie potrzebę przebywania z innym, odkrywamy, że mamy wsparcie jedynie w Chrystusie, co tak naprawdę przygotowuje nas na głębszą, bardziej satysfakcjonująca społeczność z innymi. To, że otrzymujemy wszystko od Pana w rzeczywistości znaczy, że w naszych interakcjach z innymi możemy ich wspierać, pomagać, zachęcać i oddawać im siebie, nie spodziewając się czy nie potrzebując nic w zamian. Jeśli Bóg jest Źródłem siły naszych relacji z innymi stawia ich (i nas) to w znacznie lepszej pozycji, tj. takiej, że możemy rzeczywiście wynurzyć się z naszego własnego świata, skupić się na innych i lepiej wykorzystywać pojawiające się okazje do budowania siebie nawzajem
Jestem praktykiem nie teoretykiem.
A bycie w t.z.w. „społecznościach” ,gdzie możemy się do siebie pouśmiechać , wysłuchać „mocnego w treści i ubogiego w Duchu kazania persony, to nie jest Kościół Jezusa Chrystusa.
W pubach ludzie mają więcej ze sobą wspólnego niż ci, co przychodzą do „społeczności”.
Oczekuję Twojej wersji „zrozumienia”
Ja wykazałem „wyższość ” spotkań domowych nad „niedzielnymi spędami -„bo gdzieś trzeba chodzić:”,oraz to ,że na owych „niedzielnych spędach ” zabiorą ci wszystko cokolwiek przeżyłeś z Bogiem ,co nie mieści się w ich ograniczonych sercach i umysłach.
widzę, że nie zrozumiałeś artykułu…
Wierzę ,że Bóg nie chce by Jego dzieci przebywały w miejscach ,w których nie ma Jego obecności.
I to jest dla mnie podstawowy powód wyprowadzania wielu po za ” zbiorowiska chrześcijańskie”.
Niestety większość społeczności nie dba o to czy On jest obecny czy nie.
Błędnie interpretowane Słowo : „Gdzie dwóch lub trzech ………. jakoby jest gwarancją obecności Bożej wśród.
Nie kładzie się nacisku ,ani na „…….w Imieniu Moim, ani nie tłumaczy się co to znaczy.
Skoro obiecał ,to Jest zobowiązany do wypełnienia tego słowa- to jest błędna interpretacja tych niepokornych.
A zatem naszym zadaniem jest szukać najpierw społeczności z Nim ,a potem z Jego woli iść do miejsc do których nas poprowadzi.
Cel naszych wizyt w owych „zbiorowiskach” jest jasno określony _ Wypełniać Jego wolę dla Jego Chwały.
Dopiero po kolejnym „wyjściu ” z , możemy zauważyć co spowodowała nasza obecność w danej grupie.
Zapewniam,że przede wszystkim otworzenie oczu tym ,którzy oczekują w tym nowym życiu czegoś więcej niż kinowej atmosfery i aktorstwa krasomówców.
Czy mamy zatem z naiwnością dziecka po wyjściu z grupy ponownie na siłę do niej powracać?
Nie ,jeśli inne są Boże plany tak wobec nas jak i wobec grupy ,którą opuściliśmy.
Ale to już nie nasz problem.
W społecznościach „jednego aktora ” relacje międzyludzkie są albo podzielone na grupki zainteresowań np : samochodami ,zakupem działki” domu , albo ławkowe ,które kończą się wraz z końcem „spotkania”.
Wszystko zależy od zamożności ludzi ,a ta stawia nas bliżej lub dalej „świty pastorskiej”
Jak myślicie czy taki obrót sprawy może być powodem do tego ,by Bóg wyprowadzał swoje dzieci z takiego zgromadzenia?
Apostoł Paweł pisząc o porządku w czasie „nabożeństwa”( zgromadzenia),pokazuje w jaki sposób członki Ciała Chrystusowego mogą być czynne .
Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu. (27) Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada; (28) a jeśliby nie było nikogo, kto by wykładał, niech milczą w zborze, niech mówią samym sobie i Bogu. (29) A co do proroków, to niech mówią dwaj albo trzej, a inni niech osądzają;
W takich zgromadzeniach można i dawać i brać.
Tego rodzaju równość w dawaniu i braniu zapewnia ludziom czynny udział w budowaniu Ciała Chrystusowego.
A o to właśnie chodzi by Ciało rosło ,a nie puchło.
Miałem w swoim życiu tylko raz i to przez krótki moment możliwość przebywania w takiej społeczności.
Członkowie tej społeczności przez cały tydzień czytając Słowo Boże , spotykając się po domach na wspólne przyjacielskie spotkania ,których treścią był Jezus Chrystus oraz modlitwa i Słowo Boże ,przychodzili na niedzielne wspólne zgromadzenie „naładowani” ,aby tam oddać innym to co otrzymali od Boga.
Tradycją tego zgromadzenia było to ,że każdy uczestnik mógł podzielić się tym co przeżył z Bogiem w ciągu tygodnia.
Uwierzcie mi, Bóg objawiał przez prostych ludzi rzeczy , których nie słyszałem w wielkich zgromadzeniach kościołów instytucjonalnych.
Dlaczego pisze w czasie przeszłym?
Ponieważ to co było żywe i piękne i co rozwijało tą społeczność doszło do granicy wytrzymałości starszych tej społeczności.
Kiedy Bóg zaczął czynić rzeczy ponad naturalne ,uzdrawiać chorych ,a ludzie po 4 godzinach społeczności nie chcieli iść do domu , starsi zareagowali ponieważ nie mogli w żaden sposób reżyserować spotkań.
Poddali wątpliwości wszystko to co działo się na zgromadzeniach, chodzili do jej członków wieczorami „sprowadzając ich na ziemię.”
Czy Bóg podzieli się swą Władzą i Chwałą z człowiekiem?
Tak powrócili do 1,5 godzinnych spotkań na znanym powszechnym „duchowym poziomie”
Dlatego Bóg wyprowadza ludzi z „kościołów rękami budowanych”