Grady J. Lee
Tłum: B.M.
Siostra Peng płaci wysoką cenę za bycie chrześcijanką w Chinach. Wiele razy była aresztowana i ponownie znajdzie się w więzieniu, jeśli policja przyłapie ją na głoszeniu ewangelii. Zmuszona do życia jako zbiegm musi zakradać się do własnego domu w nocy, aby odwiedzić męża i córki.
Pierwszy raz Peng została zatrzymana tuż po masakrze na placu Tienanmen w Pekinie w 1989 roku, gdy dostarczała świeżo przetransportowane chińskie Biblie niezarejestrowanym pastorom. Została wrzucona do brudnej celi i torturowana paralizatorem do porażania bydła, aby wymusić przyznanie się do winy z tytułu „przestępstwa”. Trzęsła się w celi całe miesiące. Nie dano jej żadnej kurtki, koca czy kobiecych środków higienicznych.
„Przez osiem miesięcy nie miałam kontaktu z nikim. W celi jadłam tylko zupę”, powiedziała mi, kiedy odwiedziłem Chiny dwa lata temu. „To prawdziwe miłosierdzie Boga, że mnie karmił i utrzymywał ciepło mojego organizmu”.
Później Peng została przeniesiona do więzienia dla kobiet, gdzie spędziła dwa samotne lata. Ale w tym czasie przyprowadziła 32 kobiety więźniarki do Chrystusa. Po jej uwolnieniu, natychmiast powróciła do swojej posługi wędrownego nauczania.
43-letnia obecnie Peng nie pozwala, aby jej kruchy organizm lub kobiecość powstrzymały ją od podejmowania niebezpiecznych zadań. I nie jest sama. Jest jedną z wielu bohaterek podziemnego ruchu kobiet chińskiego kościoła.
Kiedy odwiedziłem grupę niezarejestrowanych przywódców kościoła w mieście niedaleko Hong Kongu w roku 2001, odkryłem, że około 2/3 wszystkich założycieli kościołów w Chinach dzisiaj to kobiety, najczęściej w wieku od 18 do 24 lat. Kobiety te wraz z kolegami mężczyznami przyprowadzają około 25.000 ludzi do Chrystusa codziennie.
Pewnego wieczoru po spotkaniu z tymi skromnymi chińskimi apostołkami wróciłem do swojego hotelowego pokoju i ujrzałem dwie liderki czekające przed moimi drzwiami z tłumaczem. „Chciałyby, żebyś się o nie pomodlił”, powiedział tłumacz.
„Jesteście pastorami czy ewangelistami?”, zapytałem mając nadzieję na lepsze zrozumienie ich potrzeb.
One uśmiechnęły się i odpowiedziały: „Tak”.
„Ile kościołów nadzorujecie?”, zapytałem.
Tłumacz zwrócił się do kobiety po lewej stronie. „Ta jedna ma pod sobą 2000 kościołów, a ta 5000”, powiedział.
Byłem oszołomiony. Pomyślałem sobie: niektóre denominacje w Stanach Zjednoczonych wciąż spierają się o to, czy kobieta może stanąć za pulpitem. Tymczasem kobiety w Chinach angażują się w niebezpieczne misje i zarządzają tysiącami nowych kościołów. Coś tu jest nie tak!
Siostra Peng jest kobietą z misją i jej pasja nie słabnie. W ostatnim dniu mojej wizyty podzieliła się ze mną swoimi planami, co do zabrania zespołów chińskich chrześcijan do muzułmańskich republik przy zachodniej granicy Chin – gdzie spodziewa się ostrzejszych prześladowań przez komunistyczną policję niż kiedykolwiek doświadczyła.
Powiedziała mi, że jej ostatecznym celem jest, żeby zobaczyć chiński kościół „maszerujący z Chin do Jerozolimy aż cały świat muzułmański usłyszy ewangelię”.
Peng dodała: „Kiedyś myślałam, że misjonarze będą wysyłani z Chin dopiero, gdy umrę. Ale Bóg pokazał mi, że ten czas już nadchodzi. Pragnę powołać 700 misjonarzy. To nasz czas, aby udać się do świata…. „.
BÓG POTRZEBUJE JUNII. Od czasu mojej podróży do Chin spotkałem wiele dzielnych kobiet, które napotykają trudności spowodowanych ich odważnym zaangażowaniem w apostolską służbę. Podobnie jak w przypadku Junii, kobiety apostoła, która służyła u boku apostoła Pawła i została uwięziona z nim (Rz. 16:7), te kobiety są gotowe na śmierć dla Chrystusa.
Jedną z takich współczesnych Junii jest Natasha Shedrevaya, założycielka rosyjskich kościołów, która niedawno została mianowana szefem swojej moskiewskiej denominacji. Nadzoruje 30 kościołów w Rosji i inne 300 kościołów w byłych republikach Związku Radzieckiego.
Podobnie jak Peng, Natasha jest kobietą misji. Jej celem jest założenie kościoła w każdej wiosce na północy Syberii – regionie obejmującym kilka stref czasowych. Wypełnia swoją wizję z niewielką pomocą z Zachodu i bez żadnej pomocy za strony panującej prawosławnej religii w jej własnym kraju.
Dwa lata temu spotkałem jeszcze jedną współczesną Junię, gdy Kayy Gordon odwiedziła moje biuro na Florydzie. Kayy spędziła 40 lat na dalekiej północy Kanady docierając do odizolowanych Inuitów zwanych Eskimosami. Ta kobieta, która nigdy nie wyszła za mąż, oddana Bogu, posłuszna Jego głosowi, mieszka w odludnym miejscu, które większość mężczyzn nigdy nie odważyłaby się odwiedzić.
W pierwszych latach swojej trudnej posługi Kayy musiała podróżować od wsi do wsi psimi zaprzęgami. Później, jak coraz więcej pracowników dołączało do jej zespołu, straciła jednego ze swoich najlepszych ludzi w katastrofie lotniczej.
Jednak nawet najbardziej niesprzyjające okoliczności nie zmiotły Kayy z linii frontu. Gdy przechodziła na emeryturę, miała założonych 12 kościołów i szkół biblijnych. Ziarno, jakie zasiała w arktycznej tundrze wydało przebudzenie duchowe w całym tym regionie.
O dziwo, kiedy piszę tą opowieść o kobietach takich jak Kayy Gordon, Natasha Shedrevaya lub siostra Peng, niektórzy ludzie nadal wyrażają sprzeciw. Mówią: „Nie sądzę, żeby kobiety mogły być apostołami” lub „Bóg chce, żeby mężczyźni byli inicjatorami, nie kobiety”.
Możecie się spodziewać takich odpowiedzi od mężczyzn, którzy są zaślepieni przez szowinistyczne nastawienie. Ale odkryłem, że wiele kobiet ma te same wąskie poglądy. Nie uważają za właściwe dla kobiet wykazywanie się apostolską odwagą niezbędną przy zakładaniu kościołów lub zdobywaniu narodów dla Chrystusa.
Jakie to śmieszne! Biblia wzywa wszystkich wierzących – nie tylko mężczyzn – abyśmy byli odważnymi świadkami. A Pismo Święte nie sugeruje, że tylko mężczyźni mogą coś inicjować. Każdy z nas powinien wykazywać się tym rodzajem przełamującej wiary, która doprowadza nas do pokonywania przeszkód, deptania diabła i rzucania wyzwania status quo.
Dlaczego tak wiele amerykańskich chrześcijańskich kobiet unika tego apostolskiego wyzwania? Oto cztery powody:
1. Czują się zbyt komfortowo w swoich religijnych klatkach. Jest duch religijności w kościele, który mówi, że kobiety muszą wpasować się w określoną przez Boga „kobiecą rolę”. Wielu chrześcijan wierzy, że kobieta nie spełnia tej roli, dopóki nie zostanie w domu przez cały dzień i nie skoncentruje się na obowiązkach domowych.
Jednak Biblia nie mówi, że wszystkie kobiety muszą spełniać taką samą rolę i że wszystkie kobiety powinny funkcjonować przede wszystkim jako gospodynie domowe i opiekunki. Nie wszystkie kobiety są matkami i żonami, i nie wszystkie są powołane, aby zostawać cały czas w domu.
Mam przyjaciółkę Hiszpankę, Jackie Rodriguez, która jest utalentowaną ewangelistką. W grudniu ubiegłego roku Jackie zabrała swoje dziecko ze sobą do południowego Meksyku, gdzie nauczała w kilku hinduskich wioskach w towarzystwie swojego synka.
Niektóre kobiety nie podjęłyby się takiej z pozoru niebezpiecznej misji. Ale Jackie postanowiła, że nie może uchylać się od wypełnienia Wielkiego Powołania tylko dlatego, że jest karmiącą matką. Ona mieszka poza klatką!
Oczywiście nie wszystkie kobiety są powołane do głoszenia w obcych krajach. Ale moje pytanie jest takie: Czy jesteś gotowa? Przyniosłaś wszystkie wymówki pod krzyż, czy trzymasz Boga na dystans, bo myślisz, że On mógłby wysłać cię na misję, która cię przerasta?
2. Są sparaliżowane strachem. Inna moja przyjaciółka, Kim Daniels, prowadzi posługę apostolską, którą zaczęła w centrum miasta. Wcześniej w tym roku w czasie wojny z Irakiem przywitała mnie przez telefon z podnieceniem w głosie. „Hej, Lee, czy chcesz jechać do Iraku?”, spytała.
„Teraz?”, zapytałem zdziwiony. „W czasie wojny?”.
Kim była poważna. Były żołnierz armii Stanów Zjednoczonych, była gotowa pójść na pierwszą linię frontu i usługiwać żołnierzom stacjonującym w Iraku i Kuwejcie. Podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku, Kim doprowadziła wielu wojskowych do Jezusa – i chciała to zrobić ponownie.
Uderzył mnie całkowity brak strachu u niej. Jej odwaga tak bardzo kontrastowała z biernością i bojaźliwością, jaką widzę u tak wielu amerykańskich kobiet – wiele z nich przestało latać samolotami po 11 września ze względu na strach przed terroryzmem. Choć Kim ostatecznie nie pojechała do Iraku w czasie wojny, to jednak usługiwała żonom żołnierzy bazy wojskowej w Niemczech.
Bóg nie powołał nikogo z nas do życia w strachu, a kobiety nie mogą wykorzystywać swojej płci jako pretekstu do bycia nieśmiałą albo bojaźliwą. W rzeczywistości, apostoł Piotr nakazuje kobietom wyrzec się strachu, aby być prawdziwymi córkami Sary (1 P. 3:6).
3. Czekają aż mężczyźni dadzą im pozwolenie. Konserwatywny kościół w Stanach Zjednoczonych doprowadził kobiety do bierności. Przez lata mówiliśmy kobietom, żeby siedziały cicho, trzymały się z daleka od kościelnego przywództwa i czekały aż mężczyźni wydadzą im instrukcje. Tymczasem Duch Święty zabiega o to, żeby kobiety wyciszyły głos religijności i mogły usłyszeć Jego głos.
Oczywiście Bóg nie potrzebuje pozwolenia mężczyzny zanim pośle kobietę, żeby coś zrobiła. Hebrajskie położne, w rzeczywistości, przeciwstawiły się faraonowi i nie chciały zabijać hebrajskich chłopców po urodzeniu, jak rozkazał. Debora, wielka prorokini Starego Testamentu, wzięła rozkazy od Boga – a nie od mężczyzny. Kiedy Bóg zapowiedział przyjście Mesjasza do Marii, nie konsultował tego najpierw z jej ojcem czy narzeczonym.
A pamiętajmy, że Jezus pokazał się najpierw Marii Magdalenie przy grobie zanim ukazał się swoim uczniom, mężczyznom, w wielkanocny poranek. Jeśli czekasz na zgodę mężczyzny do jakiejkolwiek posługi, to pozwolenie może nigdy nie nadejść. Musisz słuchać głosu Pana. Kiedy staniesz przed tronem sądu, to myślenie w stylu „Mój mąż nie pozwoliłby mi tego zrobić” nie będzie dopuszczalną wymówką.
4. Nie podejmowały apostolskiego mandatu. Tak niewielu amerykańskich chrześcijan – kobiet i mężczyzn – ma gorące pragnienie oglądać jak Królestwo Chrystusa rozszerza się na inne narody. Chociaż Jezus kazał nam najpierw szukać Jego Królestwa, misyjne wysiłki szybko spadły na koniec naszej listy priorytetów z powodu rozproszenia przez materializm i trosk doczesnych.
Ale musimy pamiętać, że nawet w tych czasach zagrożeń terrorystycznych, epidemii SARS-em i niestabilności gospodarczej Bóg nie odwołał Wielkiego Powołania. Nie powiedział do nas: „Nie musisz nieść Ewangelii narodom dopóki zagrożenie muzułmańską przemocą się nie uspokoi”.
Nie, Wielkie Powołanie nadal jest przed nami. Musimy podjąć wyzwanie, przełknąć nasze lęki i przestać kochać swoje życie tak, by raczej je obrać niż śmierć”(Obj. 12:11).
Każde poprzednie pokolenie miało odważne kobiety-wojowniczki. Od czasów wczesnego Kościoła, gdy kobiety wiary były rozrywane na kawałki przez lwy Cezara córki kościoła dostarczały odważnego świadectwa.
Gdzie są te kobiety ognia dzisiaj? Modlę się, żeby się pojawiły w tej dekadzie z wielką gorliwością, głębszym współczuciem i większym zaangażowaniem niż w jakimkolwiek innym momencie historii.
Artykuł ciekawy, ale wpada w dość niebezpieczną pułapkę wyparcia normalnego, praktycznego, pracowitego życia. Nie możemy żyć jedynie pragnieniami, ale realnością codziennego życia najpierw, a potem tym, „co możemy zrobić”. Znam rodziny, w których córki, dzieci, synowie, wykształcili w sobie postawy manipulacji, kręcenia i okłamywania rodziców i wszystkich wokół siebie, życia pod maską. Dlaczego? Dlatego, że stawiało się im wysokie wymagania: ognia dla Boga, misji, bycia w ogniu dla Niego. To nie może być religią, niczym trudnym, ciężkim… Ma wypływać z pragnienia i szczerego serca. Samego serca i pragnienia nie stworzy się przez jeden apel. Serce kształtuje się na pustyni – sam na sam z Panem Bogiem. Potem można odpowiadać na taki apel.
Pozdrawiam,
MH