Michael Brown
Wszyscy wiemy o tym, że Jonasz był prorokiem, który chciał uciec przed powołaniem Bożym, ale czy wiemy też, dlaczego próbował uciec? Jonasz obawiał się, że jeśli będzie głosił pokutę Niniwijczykom, którzy byli wrogami Izraelitów, to Bóg im przebaczy.
Innymi słowy: Jonasz miał problem z dobrocią Bożą.
Znaczenie lepiej czułyby się z tym, gdyby Bóg zmiótł ich z powierzchni ziemi, niż okazał im miłosierdzie i pod koniec tej księgi właśnie na to narzekał.
Niemniej, jakkolwiek szokujące jest dostrzec to zło w sercu Jonasza, wielu z nas postępuje tak samo. Nazywam to Syndromem Jonasza, który w przeszłości miał również wpływ na mnie.
Pozwólcie, że wyjaśnię, o co mi chodzi.
W 2Księdze Królewskiej w 14:25 widzimy, że Jonasz nie miał żadnego problemu z tym, aby prorokować Izraelowi, że Pan rozszerzy ich granice, lecz gdy trzeba było iść do Niniwy, stolicy Asyrii, aby ostrzec ludzi przed zbliżającym się zniszczeniem, szukał drogi ucieczki, wiedząc, że Pan jest Bogiem miłosiernym i, jeśli mieszkańcy Niniwy będą pokutować, On im przebaczy.
Czy Jonasza martwił się o swoją osobistą reputację, nie chcąc, aby to źle wyglądało, gdyby prorokował sąd, który mógł nie nadejść? Zdecydowanie mogło to częściowo mieć miejsce, lecz my wiemy, że prawdziwym jego problemem było miłosierdzie Boże.
Pismo stwierdza, że po tym, gdy ludzie pokutowali w worach i popiele: „Bóg widział ich postępowanie, że zawrócili ze swojej złej drogi, wtedy użalił się Bóg nieszczęścia, które postanowił zesłać na nich, i nie uczył tego” (Jon 3:10).
Jak zareagował Jonasz? Okazało się, że jego zwiastowanie spotkało się z najpotężniejszą reakcją, jaka kiedykolwiek miała miejsce na jakiekolwiek przesłanie w ludzkiej historii.
Czy Jonasz ucieszył się z tego powodu? Ani odrobinę. Wręcz przeciwnie, Słowo mówi, że „Jonaszowi bardzo się to nie podobało, tak że się rozgniewał” (Jon 4:1).
Jakże to znaczące! Jonasz był strasznie niezadowolony z tego, że Bóg okazał miłosierdzie ponad 120 000 ludzi.
„modlił się do Pana, mówiąc: Ach, Panie! Czy nie to miałem na myśli, gdy jeszcze byłem w mojej ojczyźnie? Dlatego pierwszym razem uciekałem do Tarszyszu; wiedziałem bowiem, że Ty jesteś Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia. Otóż teraz, Panie, zabierz moją duszę, bo lepiej mi umrzeć aniżeli żyć. A Pan odpowiedział: Czy to słuszne, tak się gniewać?” (Jon 4:2-4).
Sprawy jednak idą ku gorszemu. Bóg sprawia, że wyrasta krzew, który osłania Jonasza przed upałem, lecz gdy krzak szybko usycha, prorok złości się jeszcze bardziej.
Pan mówi do niego: „A Pan rzekł: Ty żałujesz krzewu rycynowego, koło którego nie pracowałeś i którego nie wyhodowałeś; wyrósł on w ciągu jednej nocy i w ciągu jednej nocy zginął. a Ja nie miałbym żałować Niniwy, tego wielkiego miasta, w którym żyje więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie umieją rozróżnić między tym, co prawe, a tym, co lewe, a nadto wiele bydła?” (4. 10-11).
Można by powiedzieć: „No tak, postawa Jonasza była żałosna, lecz z pewnością nikt z nas tak źle nie zachowuje się”.
Jesteś pewien?
Czy kiedyś miałeś do czynienia z podziałem w kościele, po którym byłeś wzburzony, ponieważ Bóg nadal błogosławił ludziom, którzy byli „po drugiej stronie” (oczywiście, z twojego punktu widzenia, po tej „złej stronie”)?
Czy zostałeś kiedykolwiek zraniony przez służbę i narzekałeś na to, że Pan nadal błogosławi im, nawet dokonując dla nich cudów?
Czy nigdy nie byłeś zadowolony ( zamiast zasmucenia) z powodu upadku kolegi, jakby to wynosiło ciebie? (Jeśli upadek brata lub siostry jest twoim sukcesem, to nie masz serca Pana.)
To tylko kilka symptomów Syndromu Jonasza. Im wcześniej je rozpoznamy, tym wcześniej możemy pokutować i prosić Pana o przemianę serca.
Kilka lat temu brałem udział w bardzo trudnym rozłamie, który spowodował ból i zamieszanie wielu ludzi, pomimo że wszyscy staraliśmy się uniknąć tego. Jednak, ku naszemu wspólnemu zaskoczeniu, Bóg zachował obie zaangażowane w to strony.
„Panie, jak możesz błogosławić tych ludzi, którzy tak źle nas potraktowali?” – myśleliśmy sobie.
„Bóg z pewnością ich nie zachowa, skoro tak bardzo mylą się w tej sprawie!” – tak myśleli sobie ci po drugiej stronie.
Kiedy my zmagaliśmy się z tym, aby znaleźć wspólny grunt ku pojednaniu, Pan błogosławił i utrzymał nas wszystkich.
Kluczem otwierającym drzwi do pojednania było uznanie, że Bóg stał za obiema stronami zaangażowanymi w rozłam, ponieważ On jednakowo troszczył się o nie, jednakowo kochał owce z obu grup i chciał błogosławić nas wszystkich jednakowo. (Ważne jest również, aby zdawać sobie sprawę z tego, że nikt z nas nie jest doskonale sprawiedliwy, bez względu na to po której „stronie” jesteśmy.)
Dobrze pamiętam noc pojednania, uściski, łzy i śmiech oraz odnowione przyjaźnie, i pamiętam dobrze, jak uśmiechaliśmy się do siebie nawzajem, mówiąc: „Założę się, że byliście zaskoczeni tym, że Pan przyszedł do nas i zachował nas!”
Tak, obie 'strony” były zaskoczone tym, że Pan stał za obydwiema.
W zeszłym, gdy tygodniu zostałem bardzo skrytykowany przez pewne kręgi, za pojawienie się w programie telewizyjnym Benny Hinn’a, dotarło do mnie, że niektórzy z jego krytyków nie cieszyli się z tego, że pojednał się ze swoją żoną, podczas gdy inni zmartwili się, gdy dowiedzieli się, że ponad 20 lat temu odwołał część błędnego nauczania. Woleliby raczej oglądać jego upadek, niż powtórny ślub się z żoną czy pokutę z powodu błędnego nauczania.
Zdarzyło się nawet, że niektórzy powiedzieli mi, że „jego słuchacze są zbyt głusi duchowo, aby usłyszeć prawdziwą ewangelię z moich ust” – sentyment za bardzo przypominający uczucia Jonasza względem Niniwijczyków.
Jaki jest duch Chrystusowy? (Wzdragam się na myśl o pewnych komentarzach, które pojawią się w odpowiedzi na ten artykuł, ponieważ krytycy cytują wersy dotyczące osądu, które pokazują na radość wynikającą z upadku nieprzyjaciół, bądź wzywają do boskiego wydania sądu na tych wszystkich „złych”. Jeśli o mnie chodzi, nie jestem ani obrońcą, ani oskarżycielem służby Benny Hinn’a.)
Przypomnijmy sobie słowa Pana z przypowieści po pracownikach w winnicy, gdzie zgromił tych, którzy mieli problemy z dobrocią właściciela, pytając: „Czy jesteś zazdrosny, dlatego, że ja jestem dobry?” (Mt 20:15).
Pamiętaj na słowa Jakuba: „Sąd bez miłosierdzie odbędzie się nad tymi, którzy nie okażą miłosierdzia, gdyż Miłosierdzie góruje nad sądem!” (Jk 2:13).
Skoro otrzymaliśmy miłosierdzie, okazujmy miłosierdzie, nigdy nie zapominając, że w Ciele Chrystusa nie ma różnicy między „obozami” czy „stronami” – nawet jeśli używamy takich opisowych terminów – lecz jest jedna rodzina z jednym Ojcem, a
ON pragnie, być dobry dla wszystkich swoich dzieci.
Czy możemy być tego samego serca?
Nie możliwą rzeczą jest w naturalny sposób wyzbyć się „syndromu Jonasza”.
Tylko ludzie obdarowani Bożą miłością ,potrafią płakać na tymi ,którzy w jakiś sposób odeszli od drogi Pańskiej.
Jednak jak każdy temat życia chrześcijańskiego ,szczególnie u schyłku istnienia tego świata, musimy zwrócić uwagę na fakt,że są sytuacje w których Ap. Paweł bezwzględnie określa postawę przeciwnika. Możemy bowiem przez swoją pseudo”postawę miłosierdzia przyczynić się do upadku wielu .
Za przykład podam tu przykład Aleksandra kotlarza.
Aleksander, kotlarz, wyrządził mi wiele złego; odda mu Pan według uczynków jego; (15) jego i ty się strzeż; albowiem bardzo się sprzeciwił słowom naszym.
Apostoł Paweł ostrzega chrześcijan przed osobą będącą zaprzeczeniem chrześcijańskiej postawy.
Czy zatem postawa Pawła jest objawem „syndromu Jonasza?
Przeciwnie.
W dbałości o chrześcijańskie życie braci przeciwstawia się działalności kotlarza.
Przedstawiony przez autora przykład podziału społeczności tylko w kamiennych sercach może wywołać zadowolenie.
Ofiarą bowiem są zawsze obydwie strony.
Najczęściej ludzie którzy nie bardzo wiedzą o co chodziło przywódcom zwaśnionych stron.
Nie niej jednak Słowo Boże odnosi się i do tych sytuacji i to jednoznacznie.
A jeśli się komuś wydaje, że może się upierać przy swoim, niech to robi, ale my takiego zwyczaju nie mamy ani też zbory Boże. (17) A dając to zalecenie, nie pochwalam, że się schodzicie nie ku lepszemu, ale ku gorszemu. (18) Słyszę bowiem najpierw, że gdy się jako zbór schodzicie, powstają między wami podziały; i po części temu wierzę.
a to jest istota Bożego spojrzenia:
Zresztą, muszą nawet być rozdwojenia między wami, aby wyszło na jaw, którzy wśród was są prawdziwymi chrześcijanami.
Czy zatem istnieje coś takiego jak syndrom Jonasza?
Być może tak ,lecz jest to cecha bardziej obciążająca przywódcze charaktery, niż zwykłych wierzących.
Jestem jednak daleki od tego by w tym temacie próbować cokolwiek zmieniać w ludziach.
Odpowiedzią na ten problem ,a raczej lekarstwem jest doznanie Bożej miłości.
Są jednak zgromadzenia w których ową Miłość kojarzy się z ustępowaniem wszystkim i wszystkiemu , bo chrześcijaninowi tak wypada.
Obyśmy tak myśląc nie poszli do piekła tylko dlatego ,że w „chrześcijańskiej miłości ” nie ostrzegliśmy strony konfliktu.
Syndrom Jonasza?
Spróbujmy skupić się na pozyskaniu Bożej miłości zamiast wyszukiwać w sobie starotestamentowych postaw.