Dlaczego geje chcą dzieci?

http://www.worldnetdaily.com/

Czy istnieje jakiś bardziej oczywisty wynik heteroseksualnych zachowań niż powoływanie na świat dzieci? Jeśli tak, to czy nie jest trochę dziwne, że ci, którzy unikają heteroseksualnych związków, tak bardzo tęsknią do owoców tego, co one przynoszą?

Gdy w tym tygodniu przeczytałem wiadomości o tym, że Mary Cheney, 37 letnia córka wiceprezydenta (od 15 lat żyjąca otwarcie w lesbijskim związku), jest w ciąży, wiele takich pytań krążyło mi po głowie.

Nie wolno mi mieć czegokolwiek przeciwko tobie.

Nie wolno mi pozwalać sobie na myślenie takich rzeczy.

Nie wolno mi otwarcie zastanawiać się, co takie wnioski mogą znaczyć.
Takie powątpiewanie może uderzyć w strukturę wierzeń, że mężczyzna i kobieta są całkowicie „wymienialni” ze sobą na wzajem. A mimo wszystko zdumiewa mnie to. (Możesz to nazwać stale wzrastającym pragnieniem poznania istoty sprawy.)

Stańmy wobec tego, że we współczesnej Ameryce jeśli w ogóle podnosimy tak oczywiste rozważania, natychmiast zostaniemy okrzyknięci bigotami. Wielokrotnie w tym tygodniu byłem tak określany za zadawanie jeszcze sześciu innych pytań pojawiających się w związku z fałszywym aktem dwóch kobiet, które „prawdopodobnie staną się rodzicami”. Kłóć się ze mną jak tylko chcesz – prawda jest taka, że dziecko Mary Cheney będzie miało materiał genetyczny DNA Mary oraz męskiego dawcy. Genetycznie dziecko nie będzie miało nic wspólnego partnerką Cheney, Heather Poe.

Tak więc, oto następna myśl, której nie wolno mi dopuścić, aby się pojawiła: Dwie kobiety pragnące dziecka, nie mogą osiągnąć zadowolenia, ponieważ ich seksualne zjednoczenie nie jest w stanie tego dostarczyć i jest to również całkowicie pewne, nawet jeśli są całkowicie zdrowe a wszystkie ich właściwe narządy pracują prawidłowo, całkowicie przygotowane do spełnienia biologicznej funkcji reprodukcji.

Kiedy wspomniałem o tym nieco wcześniej w tym tygodniu, homoseksualiści prowadzący blogi jak np. Adrew Sullivan zrobili wyjątek zwracając na to uwagę i oskarżając mnie o hipokryzję, w zawiązku z istnieniem bezpłodnych par. Tymczasem, to właśnie krytycy są niekonsekwentni.

Jeśli mężczyzna i kobieta zmagają się z niepłodnością, jest to spowodowane biologicznymi przyczynami. To, co Bóg zaprojektował, aby działało w tak szczególny sposób, nie funkcjonuje. Albo on nie ma wystarczającej ilości spermy, albo jej organizm nie produkuje koniecznej ilości jajeczek. Mają problem z dopasowaniem tych dwóch spraw. Biologiczna dysfunkcja nie jest zamierzona.
Współżyją ze sobą stale, lecz z powodu niedoskonałości w ich genetycznej maszynerii, nie są w stanie dokonać poczęcia i gdyby medycyna kiedykolwiek odkryła lekarstwo na ten problem, cokolwiek go powoduje, to nie byłoby już więcej walki takich par, aby przez współżycie mieć dzieci.

Lecz nie tak się mają sprawy Cheney i jej partnerki. Nawet gdyby podjęły tysiąc prób seksualnego współżycia to ich biologiczna maszyneria nie wyda tego, co powinna – z zupełnie innego powodu. Nie ma w tym przypadku dysfunkcji, lecz przyczyną tego, że seksualne zaangażowanie nie funkcjonuje, jest to, że w ogóle nie istnieją odpowiednie części. Przypomina to podejmowanie próby wkręcenia nakrętki na śrubę przy pomocy młotka. To po prostu do siebie nie pasuje.

Tak więc, po zalaniu mnie kakofonią nieprzyzwoitych e-maili opisujących tysiące pozycji jakie męski uczestnik może przyjąć czy też licznych metod sztucznego zapłodnienia, aby kobieta żyjąca wyłącznie z kobietą mogła zajść w ciążę, powinienem być wystarczająco wystraszony, aby więcej nie zadawać tych pytań.

Ale to są bardzo dobre pytania.

I czyż to chore podejście do humoru nie ujawnia, jaki był cel mojego pytania od samego początku? W normalnych relacjach, prywatność i intymność aktu prokreacji są duchową i piękną sprawą. W akcie współżycia seksualnego między kobietami, które śpią razem, ta adekwatność będzie czymś, za czym zawsze będą tęsknić i nigdy nie osiągną satysfakcji poznania, podważając w ten sposób wierność celowi jaki – jak wierzą – ma mieć ich relacja.

W naszej kulturze nie myślimy o naszych działaniach z punktu widzenia Tego, który stworzył nas, a raczej obsesyjnie o naszych prawach do tego, czego chcemy, jak chcemy i jak często chcemy.

Lecz dzieci to nigdy nie jest sprawa tego, co my chcemy. Wychowanie ich to dostarczanie im tego, co one potrzebują. Britney Spears nic dobrego nie robi, gdy z łatwością zachodzi w ciążę w małżeństwie, które jest nietrwałe i kończy się tym, że nie zapewnia dziecku obecności ojca, dostarczając tylko nowych zdjęć dolnych rejonów piosenkarki dla paparazzi. Podobnie jest w przypadku Mary Cheney.
Jakiej wartości moralnej jest wprowadzenie dziecka do środowiska, w którym ostatecznie mówi się mu, że jego druga mama jest ekwiwalentem prawdziwego ojca?

Jest pewien powód, dla którego aktywiści homoseksualni chcą dzieci: jest to część wielkiego zwiedzenia, którego nikomu nie wolno kwestionować. Posiadanie dzieci to próba zamknięcia kręgu i przekonania świata, że taka rodzinna jednostka jest normalna i jest to coś bardzo ważnego.

Skoro nie żyjemy w teokracji, jest czymś nierozsądnym utrzymywanie, że wszyscy Amerykanie będą podejmować takie same decyzje, jeśli chodzi o moralne i seksualne zachowania. Niemniej jednak, ta rzeczywistość nie ma nic wspólnego z tym czy seksualne zachowania powinny być uważane za moralne, gdy sięgają poza moralne granice.

A skoro homoseksualiści upierają się przy tym, aby mieć nieograniczoną aktywność seksualną, nie strzeżoną przez żadne prowincjonalne zasady czy tradycje, to dlaczego chcą mieć dzieci?

Dzieci są niezaprzeczalnym produktem wyższości zaangażowania w związki heteroseksualne. Skoro więc preferujący homoseksualizm w większości chcą zrzucić wagę konwencjonalnego seksu, to jestem zaciekawiony tym, dlaczego chcą oni wzmocnić niższość swych seksualnych zachowań?

I żadna ilość pełnych nienawiści maili od ciasnogłowych radykalnych aktywistów nie zdusi tej osobliwości, o której chcę się dowiedzieć.



раскрутка

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.