Stephen Crosby
Kultura zaściankowego, izolowanego przywództwa jest stałym problemem, który przewija się w różnych sposobach wyrażania się ciała Chrystusa. Jeśli chodzi o doktrynę to wiele z tych kultur używa teologii i języka mówiących o byciu sługą, lecz w praktycznym wyrazie ich przywództwo jest w swym rodzaju hierarchiczne, elitarne, skryte, nietykalne i uprzywilejowane.
Gdyby wziąć pod uwagę ilość nauczania, literatury, mediów, seminariów dotyczących przywództwa, mógłby ktoś pomyśleć, że jest to najważniejszy składnik przesłania ewangelii. Gdy jednak zbadamy Pisma, okazuje się, że jest tam wiele na temat ojcostwa (neutralnie jeśli chodzi o płeć), uczniostwia, służeniu, i „podążaniu za”, lecz niewiele o „przywództwie”. Korporacyjne wartości Madison Avenue tak zatruły zachodnią wersję ewangelii, że nie widzimy różnicy między skuteczną służbą królestwa, a sprawnym prowadzeniem organizacji. Zarobiono fortuny na popularnej chrześcijańskiej literaturze mówiącej o różnych „zasadach przywództwa”, których Jezus nie uznałby za Swoje. Wydaje nam się, że wartości sali posiedzeń i sali modlitw są kompatybilne. Nie są.
Jeśli idzie o przywództwo to wiele „niezależnych, bezdenominacyjnych sieci” jest bardziej papieska w teologii i praktyce od Watykanu. Niektórzy z tych, którzy żmudnie i agresywnie bronią protestanckiej reformowanej doktryny zbawienia, mają całkowicie rzymskie zapatrywania na praktykę przywództwa. Istnieje mnóstwo małych protestanckich Watykanów, a jedyna różnica jest taka, że Rzym przeprowadził sprawę swej wiary i praktyki w „autorytet przywództwa” bardziej gruntownie i doszedł z większą wewnętrzną logiką do tego naturalnego wniosku, lecz nie wstydzi się, za to protestanccy papieże zwyczajnie zapierają się tego.
W środowiskach, które trzymają kontrolę nad tymi złymi, bezbożnymi i toksycznymi kościelnymi kulturami oczekuje się odporności na krytycyzm.
Ta kultura odporności przywódczej jest utrzymywana między innym przez nadmierne i niebezpośrednie podkreślanie sprawy poszanowania. Chodzi o to, że szacunek jest definiowany jako postawa zgadzania się zawsze, nie kwestionowania czy konfrontowania przywódcy w niczym czego naucza bądź zachowań (jego czy jej). W tego rodzaju świecie, szacunek płynie wyłącznie w jednym kierunku … w górę ku hierarchii. Biblijne napominanie do szanowania jedni drugich i szanowania najmniej zasługujących na szacunek zostało stracone w morzu przywódczych przywilejów. Nie da się tutaj znaleźć zdrowej kultury Królestwa, wzajemnego szacunku, a w jej miejsce jest uległa, upodlona, wykastrowana służalczość, nie mający zaś poczucia bezpieczeństwa kontrolerzy nazywają to lojalnością, poddaniem autorytetowi/władzy i szacunkiem.
Co najmniej przez ostatnie 15-20 lat powszechne było to, że każdy, komu zdarzyło się kwestionować przywództwo był oddalany z epitetem „ducha Izabel, Absolma” oraz „masz problem z poddaniem się autorytetowi i władzy”. Na szczęście ta dziennikarska kaczka już więcej nie kontroluje ludzi w taki sposób jak to miało miejsce kiedyś [1], lecz niestety, temu zawsze twórczemu, niepewnemu i odurzonemu władzą przywództwu nie brak kreatywności. Oto jest nowa Izabel, nowe magiczne słowo odprawy, które jest używane w celu zabezpieczenia zaściankowego przywództwa, czyli: „Jesteś zraniony”, „masz zranionego ducha”.
Jest to łagodniejsza wersja oskarżenia Izabel. Jest to próba odprawienia ZAWARTOŚCI każdego zastrzeżenia czy krytycyzmu od kogoś uważanego czy postrzeganego za podrzędnego, bądź nie tak duchowo-oświeconego, przez wskazanie (właściwie lub nie) na zniszczenie duszy jednostki przychodzącej z krytycyzmem, bądź niewłaściwy SPOSÓB, w jaki ten krytycyzm został przekazany. Jest to próba wyjścia z „troską” o jednostkę przychodzącą z daną sprawą, a równocześnie utrzymania kontroli. Jest to forma łaskawego paternalizmu. Daje się w ten sposób do zrozumienia, że nie ma żadnej wartości w danej kwestii czy krytycyzmie, lecz przede wszystko „No coś ty, drogi, jesteś taki zraniony …”.
Pomyślmy przez chwilę o irracjonalności tego bardzo powszechnego „przywódczego” działania w wielu kościołach i tak zwanych „sieciach”:
1. Czy nie może tak być, że funkcjonujący, normalny, zdrowy dorosły po prostu nie zgadza się z toba i jakimś punktem widzenia na jakiś temat, który jako kaznodzieja/nauczyciel/pastor/przywódca polubiłeś? Czy może być tak, że ta osoba nie jest zraniona, lecz zwyczajnie ty się mylisz? Jakkolwiek absurdalne jest to, co zamierzam powiedzieć, lecz w wielu przypadkach atmosfery „duchowego ojcostwa” taka możliwość nie jest poważnie dopuszczana. Wymaga się takiej postawy, żeby zbywać każdego, kto jest chronologicznie młodszy czy duchowo mniej dojrzały [2], traktować go jak „dziecko”, jak kogoś, kto „po prostu tego nie kapuje”, bądź kto „nie ma tego objawienia” lub „potrzebuje uzdrowienia”. Nie liczy się to, że Biblia mówi, że postawa dziecka jest kluczem do duchowych bogactw; nie, nie, to nie dla nas, my zamierzamy wyciągnąć naszą własną koncepcję istotnych głębi na temat wiecznie poddanej klasy nieoświeconych i psychologicznie współ-zależnych „dzieci’ i nazwiemy to „duchowym ojcostwem”… to nie jest duchowe ojcostwo. To jest niezdrowa potrzeba bycia potrzebnym.
2. Powiedzmy, na rzecz dyskusji, że dana osoba jest rzeczywiście zraniona. Więc co? Co to ma do istoty sprawy, z którą przychodzi? Mój Boże, nawet osły (oślica Balamma) mają czasami swoje prawa, a być osłem nie oznacza, że to, co osioł mówi jest bezwartościowe!
3. A co jeżeli ty, jako „lider” czy „duchowy ojciec” jesteś sam odpowiedzialny za zranienie tego, którego oskarżasz o zranienie!! Czy odsunięcie od siebie jego zastrzeżeń, krytycyzmu czy troski, pomoże mu? Oczywiście, że nie! Wręcz, spowoduje kolejne rany! TO TY JESTEŚ PROBLEMEM! Jak powiedział prorok Natan Dawidowi: TY JESTEŚ TYM MĘŻEM.
4. Czy nie jest prawdopodobne, że my WSZYSCY jesteśmy w jakiś sposób zranieni i WSZYSCY jesteśmy na różnych etapach przemiany na podobieństwo Chrystusa? Dlaczego zakłada się, że przywódcy są ludźmi zdrowymi? Z mojego doświadczenia wiem, że przywódcy są tak samo złamani w wielu dziedzinach, jak my wszyscy! Lecz ta bzdurna kultura kościelnego przywództwa odrzuca autentyczność i przezroczystość. Naprawdę byłem uczony tego, aby nigdy nie okazywać słabości komuś, kto jest „podwładnym”, ponieważ jeśli to zrobię, ten podwładny będzie mógł „stracić do mnie szacunek” i nie „poddać się mojemu przywództwo”. Wywoływało to u mnie odruch wymiotny, jakże chciałbym, żeby tak było tylko w jednym miejscu. TAK NIE BYŁO, TAKIE BYŁO NORMATYWNE NAUCZANIE O PRZYWÓDZTWIE, które można sprowadzić do takiego słodkiego KŁAMSTWA: „Doradzaj w dół, wyznawaj w górę”, co znaczy, że nigdy nie okazuj słabości czy swojej potrzeby podwładnym. To jest skandaliczna słabość przebierana w „nauczanie przywództwa”. Niektórzy z najbardziej niebezpiecznych ludzi, jakich w życiu spotkałem, byli zranionymi liderami, ludźmi o skrajnym braku poczucia bezpieczeństwa, potrzebującymi i niezdrowymi, którzy do tego, aby czuć się dobrze, tak bardzo potrzebowali, aby inni nawali wartości im samym oraz ich „objawieniu”, które, jak wierzyli, że wydawało im się, że cała reszta świata „po prostu musi słuchać”. Niczyje objawienie nie jest ważne. Jezus jest.
Następnym razem, gdy ktoś spławi cię przebrzmiałym hasłem tej godziny: „po prostu jesteś zraniony”, bądź odważny. Może jesteś, a może nie, ale nie ma to wiele wspólnego z zasadnością twoich różnic i trosk. Jeśli każda myśl, troska, zastrzeżenie czy krytycyzm jest zbywany machnięciem czarodziejskiej pałeczki „zranienia”, musisz przemyśleć swoje związki. Może jesteś w kulcie, a jeśli nie w kulcie to jesteś w bardzo niezdrowych duchowych relacjach. Dla swojego własnego dobra, proszę cię przez miłosierdzie Pańskie, nie pozwalaj innym wywierać na siebie psychologicznej i społecznej presji, która zmusza cię do siedzenia w środowisku i relacjach, które są szkodliwe dla twojego duchowego dobrobytu. Zmień coś, bez względu na koszty.
Również:
Czy to jest pobożne przywództwo czy kontrola?
________________________________________
[1] Wszyscy, których słyszałem głoszących na ten temat, sami mieli problemy z autorytetem. Mocą grzechu jest prawo. Gdy ktoś gra na jakimś temacie to ma on/ona problem z tym tematem w swoim własnym życiu. Goście, których słyszałem nauczających na temat Izabel i Absaloma sami byli Izabelinami i wykorzystywali to nauczanie do przykrycia własnego pragnienia do kontrolowania i posiadania władzy
[2] W niektórych przypadkach wystarczy być kobietą, żeby cię odprawili.
Copyright 2011 Dr. Stephen R. Crosby www.drstevecrosby.wordpress.com. Wolno kopiować, przekazywać dalej, rozpowszechniać w niedochodowych celach jeśli zachowana ta nota w całości, na wszystkich duplikatach, kopiach i odniesieniach linków. Aby uzyskać zgodę na drukowaną kopię w celach zarobkowych w jakiejkolwiek formie medialnej proszę o kontakt z: stephcros9 @ aol.com.
Pawel- Amen , coraz wiecej ludzi mysli w swiatku chrzescijanskim.
Jezus dal nam wolnosc abysmy nie stawali sie niewolnikami ludzi i systemow.
Dobry artykuł, choć mocno emocjonalny 🙂
Po raz kolejny mogę sobie powiedzieć – jednak nie jestem nienormalny.
Problem zaczyna się w miejscu, gdy jest się osobą, która lubi myśleć, zadawać pytania i wiedzieć skąd się rzeczy biorą.
Ja tak mam i niestety spotykam się często z konfilktem, co ciekawie nie w sferze Boga i jego istnienia, ale w światku chrześcijańskim.
Ale żeby nie być takim pesymistą, powiem, że coraz więcej ludzi przekonuje się do świadomego życia [chrześcijania] – myślenie ma przyszłość 🙂