Rick Fruech
Hbr.9: 27 „Postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd”
Zbliża się szybciej niż może ci się wydawać. W czasie, gdy my wszyscy jedziemy autobusem życia, śmierć czeka na stacji. Nikt nie ucieknie, nikt nie może uniknąć jej uchwytu. Śmierć jest równym oportunistą. Nie obchodzi jej rasa ani kredo, śledzi każdą ludzką istotę. W każdym pokoleniu śmierć jest doskonała, nikt nie może jej uniknąć.
To właśnie tej śmierci każdy stara się uniknąć jak długo tylko może. Lekarstwa, witaminy, ćwiczenia wiele innych prób odsunięcia śmierci dalej i jeszcze dalej. Pismo ogłasza, że człowiek żyje w strachu przed śmiercią i niepewności, tego co leży później. Jest ona ostatnim wrogiem.
Chrystus przyszedł, aby pokonać śmierć i piekło. Chrystus powiedział, że każdy, kto wierzy w Niego nigdy nie umrze. Każdy wierzący, gdy łapie swój ostatnio oddech, jest przenoszony żywy do obecności Chrystusa. To jest TA obietnica. Życie wieczne jest ostateczną obietnicą. Wszystkie Boże obietnice są wspaniałe, lecz są podporządkowane obietnicy życia wiecznego. Wszyscy umrzemy pierwszą śmiercią, lecz unikniemy drugiej.
Życie jest wielką tajemnicą. Jesteśmy zbiorem dziesiątek miliardów komórek, z których każda składa się z setki miliardów atomów. Gdy patrzymy na skałę, wodę i drzewa, zdajemy sobie sprawę z tego, że również one są zbiorem atomów. Również zwierzęta są zbudowane z podobnych składników, niemniej tutaj właśnie zastanawiamy się nad znaczeniem życia. Niedźwiedź nie patrzy w górę i nie zastanawia się. Delfin nie drapie się w głowę i nie myśli o swojej egzystencji. Tylko człowiek myśli o życiu i śmierci, i znaczeniu tego wszystkiego.
Zamiast szukać Stwórcy człowiek stał się produktem własnych próżnych wyobrażeń. Podróżuje tam i z powrotem, starając się nakarmić swoje nienasycone pragnienie doświadczania przyjemności. Nawet kościół stał się przystankiem ludzkich przyjemności, które mają za cel zaspokoić tłumy po to, aby utrzymać napływający strumień pieniędzy. Bardzo niewiele mówi się o śmierci. Większość tego, czym zajmuje się kościół to podnoszenie jakości życia tutaj, na ziemi, i niewiele mówi na temat naszego prawdziwego życia, które jest w niebie z Bogiem w Chrystusie. To wszystko zostało zapomniane w tym hedonistycznym eklezjalnym klimacie.
Lecz, powtórzmy. Wszyscy zmierzamy ku śmierci. My wszyscy na pewno umrzemy.
Łk.,12: 19-21:
I powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się. Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty.
Dla kościoła koncepcja wiecznego życia jest równie obca jak wiecznej śmierci. Kto mówi z pasją i natarczywie o czasie, który ma przyjść? Mamy do dyspozycji wszelkiego rodzaju tematy zajęć biblijnych dla dorosłych (szkółek niedzielnych dla dorosłych). Niektóre są podzielone według wieku, niektóre mają za cel studiowanie Biblii i tak dalej, lecz gdzie jest reklama dla zajęć szkółki niedzielnej, która będzie brzmiała mniej więcej tak:
Zaczynając od tej niedzieli: Klasa przygotowująca do życia wiecznego i wszystkiego co wieczne.
Nie, nikt czegoś takiego nie chce, to zbyt niepraktyczne. Oni chcą tematów takich jak:
* Jak być zwycięzcą (sala 100)
* Osiąganie finansowych celów (sala 101)
* Ameryka: nasze chrześcijańskie korzenie. (sala 102)
* Wychowywanie dzieci (room 103)
* Odkrywanie swojego celu na ziemi (sala 104)
* Dziesięcina: Boża tajemnica powodzenia. (sala 105)
* Być singlem. (sala 106)
* Dochodzenie do siebie po rozwodzie. (sala 107)
* Szczęśliwe małżeństwo (sala 108)
* Księga Objawienia (sala 109)
* Biblijny sposób na przyrost twojego portfolio (sala 110)
* Seks po Bożemu (sale 111 – 125)
(Kto przyprowadzi największą ilość gości otrzyma darmowe karnety do motelu.)
(W każdej sali będą serwowane kawa i orzeszki.)
To są tematy, które przyciągają tłumy. Zajęcia, które koncentrują się na podnoszeniu ziemskiej mobilności i wszelkiego rodzaju nauczania typu: „napraw to”. Większość kościołów nigdy nie zajmuje się przygotowywaniem do wieczności i pogłębiania uczniostwa – Jezus nazwał ludzi z takim nastawieniem głupcami. Jeśli gdzieś znajdzie się taka klasa to zajmuje się głównie abstrakcyjną doktryną, a nie ofiarą, wyrzeczeniem się siebie tutaj i teraz. Przypuśćmy, że jakaś grupa szkółki niedzielnej wybiera się czasami na zewnątrz w niedzielę, aby nakarmić bezdomnych, rozdać traktaty czy skosić kilka trawników u wdów, bądź odwiedzić dom spokojnej starości? Czy to przyciągnęłoby tłumy?
Ale my czytamy pismo jak doktrynalną algebrę, która szerzy wiedzę, lecz nie wymaga żadnego żywego działania. Tak więc, żyjemy z maleńką wiedzą „o” Pismach, lecz bez autentycznej zmiany w naszych sercach i życiu. Czy tak postępował pierwszy kościół?
Zwróć uwagę na swoje życie, a krótkie zbadanie tego, jak była traktowana modlitwa na spotkaniach wtedy, a jak jest hańbiona dziś, jest lustrem pokazującym płytką i zbyteczną istotę lokalnych zgromadzeń. Tak, mamy znacznie lepszą muzykę czy, jak to się mówi w żargonie zachodniego kościoła, „mamy wspaniałe uwielbienie”. Już to samo w sobie jest niezwykłym afrontem wobec Boga.
Straciliśmy atmosferę wieczności i zastąpiliśmy ją błyskotkami współczesnej kultury. Pierwsi wierzący zdawali sobie sprawę z tego, że może trzeba będzie umrzeć dla Chrystusa, podczas gdy współcześni wierzący pobudowali sobie centra Practiker, gdzie ludzie przychodzą po to, aby czuć się błogosławieni i dowiedzieć się jak więcej wyciągnąć od Boga. Pierwsi wierzący byli sługami Najwyższego Boga, podczas gdy współcześni zrobili z Boga swojego sługę. Pierwsi wierzący spotykali się przez wiele godzin, podczas gdy współcześni mają zapełniony rozkład zajęć na czas po nabożeństwie. Pierwsi wierzący pragnęli Jezusa, podczas gdy współcześni pragną siebie.
Nie podoba ci się takie przesłanie? Więc pozwól, że wyjaśnię. Jeśli twoje oczy widzą, jeśli tego chcesz. Jeśli nie – to potrzebujesz tego. Zobaczmy w jakim kontekście Chrystus umieszcza to życie.
Mt. 16:25-26
Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?
Czy mogą być bardziej zaskakujące słowa? Jest to ostrzeżenie wszystkich wieków. Gdzie jest więc to ostrzeżenie grzmiące z kazalnic? Gdzie post i modlitwa towarzyszące płynącym z serc ostrzeżeniom naszych dzieci? Miałem dzieci, które były krnąbrne i choć płakałem często i modliłem się do Boga żarliwie, byłem zdumiony tym, jak niewiele uwagi lokalny kościół udziel samowolnym dzieciom czy jakiejkolwiek kapryśnej osobie. Zasugerowałem powstanie służby, która byłaby oddana wyłącznie modlitwie o każde krnąbrne dziecko wierzących rodziców. Na nasze spotkania przychodziły setki ludzi, lecz ostatecznie powiedziano, że nie ma miejsca na coś takiego. I to ma być chrześcijaństwo?
Widzisz jaką wagę Chrystus kładzie na nasze wieczne dusze? A jednak kościół ignoruje to wszystko, poza modlitwą grzesznika i manipulacją, aby pozyskać „członka kościoła”. Zamiast jednak karmić nasze dusze, zmagamy się o to, aby pozyskać ten otaczający nas świat, o którym Chrystus mówił. Czyż nie jest to zdumiewająca i najbardziej monstrualna zdrada? Chrystus uczył nas, aby wyrzekać się świata i szukać Jego, a my potakujemy głową i szukamy świata, a wyrzekamy się Jego. Podobnie jak w przypowieści o ojcu, który nakazał dwom swoim chłopcom iść do pracy w polu. Jeden powiedział: „Pójdę” i nie poszedł, a drugi powiedział: „Nie”, ale pokutował i poszedł. A oto mamy kościół, który mówi: „Tak, Panie”, lecz robi wszystko inne, byle tylko nie to, co On powiedział. Jest to nieprawdopodobny i żałosny spektakl.
Tak więc, chrześcijańskie życie, życie, które idzie Jego śladami, może być wygodne, spełnione i takie, które bardzo ściśle miesza się z życiem tych, którzy nie są uczniami Jezusa? Tak więc, życie wieczne to coś niewiele więcej niż doktryna spisanej wiary, lecz mająca tak niewielki wpływ na nasze ziemskie doświadczenie, że chodzimy nie wyróżniając się od innych ludzi, jako ci, którzy nie robią pewnych rzeczy, robionych przez innych? Czy to składa się na życie niosące krzyż? Niedobrze mi się robi i pewien jestem, że Duch smuci się nad tym, czym stał się kościół.
Pozwólcie mi na coś takiego. Nie mam osobiście wiedzy na temat autentyczności zbawienia kogokolwiek. Nikogo. Lecz jeśli poprawnie czytam Nowy Testament, wygląda na to, że jest tam sporo ostrzeżeń przed fałszywym wyznawaniem wiary. Jeśli zbadamy życie duchowe i pasję ewangelicznej społeczności to odkryjemy, że większość żyje na samej granicy. Jeśli okaże się, że z końcem czasów Bóg nakreśli tą granicę odrobinę bardziej na prawo niż mieszkają miliony to jakie będą reperkusje? Pytam o to, że skoro tak wielu członków kościoła nie okazuje niemal żadnego duchowego zainteresowania, nie wspominając o pasji, to czy nie jest to powodem troski, skoro Pan rozdziela owce od kozłów. Widzisz, w końcu Bóg będzie wymagał czegoś więcej niż dokumentu transferu.
Co robimy z ostrzeżeniem: „wielu powie mi Panie, Panie”? Nie lekceważę łaski Bożej, lecz czy nie powinniśmy żarliwie badać samych siebie? Czy nie powinniśmy odrzucić ciepławego i letniego wyrażania wiary, które znalazło sobie wygodny dom w tych dniach ostatnich? To nie jest zabawa! To nie jest trywialne. Wieczność czai się poważnie i choć my uczepiliśmy się proroczej szaty na antychryście to on teraz działa gorączkowo wewnątrz i na zewnątrz kościoła. Ten koniec czasu, który znamy, jest tuż za rogiem, a jednak niedzielne głosy z kazalnicy będą cytować bez zrozumienia treści, wymęczone nonsensy, lub co gorzej te same polityczno/moralno/narodowe odpady, które niczego nie zmieniają i będą zraszać kościelne ławy wygodą i sprawiedliwością własną
Ludzie umierają każdego dnia.150.000 codziennie, lecz wszyscy umrą i nie ma na to żadnego lekarstwa z wyjątkiem Chrystusa. Sytuacja jest skrajnie złowieszcza. Koniec jest blisko. Członkowie kościoła w dziesiątkach tysięcy nie mają w swoich lampach oleju, a gdy Oblubieniec wezwie, nie usłyszą Go. To tragedia, która przerasta wszystkie ziemskie tragedie razem wzięte. Ten świat zajmuje się wszystkimi swoimi tragediami pełnymi informacjami w środkach masowego przekazu, informuje o nich przez ekspertów i komentatorów. Przerywają nawet normalny bieg programów, aby przekazać nam „ostatnie wieści”.
Lecz kościół, który twierdzi, że wierzy w nadchodzącą tragedię, o której wcześniej pisałem, nie okazuje tego samego poziomu pasji, który widać w czasie meczu piłki nożnej, bądź po śmierci psa. Czy mamy wierzyć, że kościół w ogóle wierzy w te rzeczy?
11 września zginęło około 3000 ludzi i ten naród, w tym kościół, był przerażony. Tak, to była tragedia, lecz codziennie w Ameryce umiera około 7000 ludzi, a jednak kościół trwa niezdecydowany. Żadnych nabożeństw pamiątkowych, żadnych łez, żadnych pomników. Dlaczego? Ponieważ już nie mamy udziału w wiecznej perspektywie, a zajmujemy się wyłącznie doczesnością, wieczność zaś jest tylko wisienką na szczycie naszego ziemskiego życia. Wcinamy nasze ziemskie przekąski, cieszymy się naszym ziemskim kursem głównym, konsumujemy ziemski deser, a niebo będzie naszą kawą z ekspresu. Cóż za żenujący wstyd. Nic dziwnego, że, aby odczuwać swoją wartość jako moralni adwokaci i patriotyczni zwycięzcy, musimy uciekać się do naszych ziemskich bitw, ponieważ unikamy wszystkiego co choćby z daleka przypomina nowotestamentowy kontur, przesiąknięty wiecznością.
Ok, zajęcia skończone. Skierujcie się w stronę wyjścia i wróćcie do głównego nurtu. Wszyscy umrzemy, lecz może nie dziś.
Tik tak, tik tak, tik tak… przygotuj się na śmierć. Przychodzi do każdego z nas.