Stephen Crosby
Na całym świecie został wśród milionów wierzących zaszczepiony przez Boga taki impuls, który można by nazwać „potrzebą autentycznych relacji”, w przeciwieństwie do relacyjnej sterylności powszechnej w religijnych konstruktach. To dążenie jest moim zdaniem zrodzone z Ducha Bożego. Niemniej, twórcze możliwości naszej cielesnej religijnej natury nie mają żadnych ograniczeń jeśli chodzi o niszczenie piękna!
Niektórzy, idąc za tym impulsem usunęli się ze „zorganizowanych’ instytucjonalnych form chrześcijaństwa.
Jest kilka poważnych, prawomocnych powodów, aby rozglądać się za migracją. Niemniej, istnieje tutaj możliwość cichego zakradnięcia się rozczarowania. Wielu odkrywa, że zwykła zmiana geografii kilka razy w tygodniu nie buduje bardziej autentycznych relacji, tak jak zmiana sera w pułapce nie sprawia, że staje się ona mniej śmiertelna dla myszy! Wyjście z organizacji należy do tej łatwej części, natomiast pozbycie się z umysłu i serca wartości nie pochodzących z Królestwa jest początkiem prawdziwej pracy. Potrzebny jest wzrost Jego zmartwychwstałego życia, którym dzielimy się ze sobą nawzajem, wymiana naszej cielesności, a nie tylko zmiana sposobu prowadzenia spotkania i metod.
Autentyczna relacja nie jest:
- towarem, który muszę kierować,
- określona przez strukturę naszych spotkań,
- zasadą, którą wykorzystuję dla własnej korzyści,
- obowiązkiem, który muszę wykonywać,
- wydarzeniem, w którym muszę wziąć udział,
- koncepcją, którą trzeba głosić innym,
- jakimś duchowym celem, do którego mam dotrzeć,
- duchową błyskotką, którą dodaję do własnej korzyści.
Prawdziwa relacja wypływa w czas i przestrzeń rzeczywistości mojej jedności z Bogiem i z tobą. Relacja bazuje na jedności, a nie na spotkaniach. Relacja zaczyna się wraz objawieniem naszej jedności, a nie na objawieniu „właściwej metodologii spotkań”. Relacja nie jest jakimś statycznym stanem, do którego docieramy. Jest to rozwijająca się historia ludzi zakochanych w sobie nawzajem, którzy zostali razem związani przez działanie Ducha Świętego, którzy wzrastają razem w miłości i celu.
Wśród licznych kontaktów i rozmów jakie odbywam na całym świecie, zauważyłem jak pojawiało się pewne specyficzne napięcie wokół myśli, która dotyczy zaufania w relacjach. Ostatnio napisałem, to, o czym myślałem w postaci bardzo prostego zwrotu. Powiedziałem:
„Trudno jest zdobyć zaufanie, łatwo je stracić, i niemal niemożliwe jest jego odzyskanie bez działania Ducha w ludzkim sercu, gdy zostało zdradzone”. (Dosł.: “Trust is hard to earn, easy to lose, and next to impossible to recover when betrayed, short of an act of the Spirit in the human heart.”)
Wydawało mi się, że jest to nieszkodliwe i w jakiś sposób oczywiste. Byłem zdumiony tym z jaką wrogością i negatywizmem wielu na to zareagowało. Krąży takie nauczanie/sentyment, że (i jest to utrzymywane ze sporym stopniem agresywności) nie mamy ufać nikomu innemu oprócz Osoby Samego Pana. Twierdzi się, że ufanie jakiemukolwiek człowiekowi jest jakiegoś rodzaju „gorszą” czy „słabszą/wybrakowaną” duchowością [1]. Zdarzyło mi się nawet, że ktoś mi powiedział, że Pismo nigdy nie zachęca do tego, abyśmy ufali innemu człowiekowi. Hm… przyjrzyjmy się lepiej temu. Coś niezdrowego się tutaj dzieje.
Ci, którzy popierają tego rodzaju myślenie, mają ze sobą jedną wspólną rzecz: zwykle są to ludzie, którzy zostali bardzo rozczarowani kościołem, duchowo wykorzystani, bądź bardzo źle potraktowani przez przywództwo. Mają bardzo złe doświadczenia z kościoła (www.badchurchexperience.com). Chciałem być wrażliwy w temacie zaufania, cytując powyższe zdanie. Gdy zaufanie zostanie oszukane, może być potrzebna długa podróż do uzdrowienia i ponownego zaufania.
Jeśli jednak „oczekiwany wynik” zostaje pomieszany z zaufaniem, mogę w pewnym sensie zrozumieć to uczucie. Jeśli w jakiejś znajomości zostaną ustanowione pewne wzajemne oczekiwania co do osobistych potrzeb i ta zgoda co do oczekiwań nie zostaje zaspokojona, wtedy potrzebna jest pokuta i przebaczenie sobie nawzajem, za nie spełnienie właściwie wyartykułowanych i przedstawionych oczekiwań. Jeśli nie dotrzymałem swojego słowa, zawiodłem w miłości/trosce o drugą osobę. Niemniej jednak, nie mam prawa być urażony z powodu przebiegu wzajemnych kontaktów, jeśli nie nastąpiła wzajemna zgoda co do oczekiwań.
Jeśli zostałem urażony czy zraniony przez zachowanie, które było „moralnie neutralne” i co do którego, nie było obopólnej zgody, to jest to mój problem. To, że ktoś inny nie sprostał moim niewypowiedzianym emocjonalnym oczekiwaniom, czemuś, co uważałem za moją potrzebę, nie jest grzechem. Nie jestem odpowiedzialny za słabe czy niesprawiedliwe traktowanie mnie przez kogoś innego (zakładając, że jest to osoba dorosła), lecz ja sam muszę również zastanowić się nad tym, dlaczego w tej relacji nie mamy odpowiednich osobistych granic, które powstrzymałyby takie zachowania. Projektowanie zniszczenia mojej własnej duszy czy
niewyrażonych emocjonalnych oczekiwań na kogoś innego, jest grzechem. Pozwalanie sobie na to, aby moje emocje górowały nad takimi rzeczami, aby rozrastało się to do osądzania innych i łamania relacji jest grzechem!
Oczywiście, w sensie doskonałej-wolnej-od-grzechu-wierności, wyłącznie Panu można powierzyć absolutne zaufanie.
Niemniej, nie jest możliwe, abyśmy funkcjonowali jako ludzka społeczność bez pewnego stopnia zaufania. Nie jest możliwe istnienie ekonomii handlowej bez zaufania; handel opiera się na zaufaniu. Nie możne istnieć społeczność miłująca siebie nawzajem, jeśli wszyscy blokują swoje serca przed innymi członkami z powodu nieufności czy strachu przed zranieniem. Nie można kochać bez ryzyka zranienia spowodowanego odrzuceniem tej miłości przez drugą osobę. Po tej stronie wieczności nie istnieje miłość bez ryzyka. Problem nie jest w ufności, lecz w źle ulokowanym zaufaniu u niegodnych zaufania ludzi!
Problem częściowo bierze się z tłumaczeń oraz konkordancji. Jeśli poszukasz wyrazu „zaufanie” bądź „zaufać komuś” to niewiele znajdziesz (tu dotyczy to Wersji Króla Jakuba – przyp. tłum.). Chodzi o to, że wyraz tłumaczony w KJV (oraz innych tłumaczeniach) jako „zaufanie” oznacza „godny zaufania”, „wierny w obowiązku”, „godny wiary”, zaufanie bądź przekonanie, a nie „pełen wiary” w sensie „właściwa wiara”.. Oto częściowa, krótka lista odniesień do zaufania: 1Kor 7:25, 1Tym 1:12, 2Tym 2:2, 1Ptr 4:19, Obj 19:11.
W Biblii Króla Jakuba „ufać” oznacza dosłownie: „umieścić w pobliżu kogoś zaufanego”. Gdy Paweł mówi, aby przekazać to „ludziom godnym zaufania” (2Tym 2:2) ma na myśli mężów dokładnych, wiernych, godnych zaufania. Chodzi mu o mężów wiernych, a nie o „mężów wiary”. W przeciwieństwie do wniosków, która czasami słyszę, Pismo nie zabrania zaufania tym, którzy są mniej doskonali od Bóstwa!
Podsumowanie
Moja żona, Rita, ma takie treściwe powiedzenie na temat zaufania: „Ufam każdej ludzkiej istocie, że będzie ludzką istotą i ufam mojemu Ojca, że będzie moim Ojcem; gdy ludzie mnie zawodzą, On rekompensuje tą różnicę w mojej duszy”. To wspaniały sposób na życie w pokoju ze sobą samym i z ludzkością. To wspaniały sposób ufania. Moje małe powiedzonko jest taki: „Co do ludzkości to mam nadzieję na to, co najlepsze i spodziewam się najgorszego i rzadko kiedy zawodzę się!”Myślę, że podejście mojej żony jest zdrowsze!
Autentyczna relacja jest płaszczyzną, która umożliwia rozwój miłości i zaufania. Miłość może być udzielana za darmo i przyjmowana bez rezerwy lecz zaufanie nabywa się stopniowo.
Miłość pozwala mi na to, że nie muszę dawać się rozpraszać przez tych, którzy swoim zachowaniem już dowiedli, że nie są godni zaufania.
Kiedy miłość może rozkwitać, rozrasta się kultura bezpieczeństwa i akceptacji, postępuje nauka pokuty i przebaczenia a zaufanie wzrasta. Sprawdzone zaufanie staje użyźnia coraz głębsze autentyczne relacje i bezgraniczny potencjał do rozrostu Królestwa.
[1] W Ewangelii Jana 2:24 czytamy, że „Jezus nie miał do nich zaufania”. W grece znajduje się tutaj wyraz „pisteuo”. Ten sam wyraz jest używany w NT na wyrażenie 'wiary”, „wiary w”. Zatem Jezus nie „wierzył” w to, co było w ludzkim sercu jeśli chodzi o „ludzkie” możliwości wykonania boskiego celu, a w szczególności celu jaki miał Jego Ojciec w Jego własnym życiu. Ten fragment nie dotyczy dynamiki ludzkich interpersonalnych relacji.
________________________________________________
Copyright 2013, Dr Stephen R. Crosby http://www.swordofthekingdom.com
Udziela się zgody na kopiowanie, przekazywanie czy dystrybucję tego artykułu jeśli niniejsza uwaga zostanie zachowana na wszystkich duplikatach, kopiach i linkach referencyjnych. Na druk w celach komercyjnych czy w jakimkolwiek formie przeznaczonej dla mediów należy uzyskać zgodę. Kontakt: stephrcrosby @ gmail.com.
Służba utrzymuje się z dobrowolnych ofiar naszych partnerów i tych, którzy wierzą w przesłanie radykalnej łaski w rozumieniu Nowego Przymierza. Jeśli ten artykuł jest błogosławieństwem dla ciebie, przemyśl z modlitwą czy nie zachciałbyś wesprzeć nas przez PayPal. Dziękujemy, niech was Bóg błogosławi..
Sewen, może sposobem „na Herkulesa” ? 😉 W końcu co za różnica, czy to stajnia czy… zagroda owiec 😉
Ostatnio sama tego doświadczyłam: przeczytałam pewien artykuł, który jak woda z rzeki wymiótł na światło dzienne ze mnie, pochowane po kątach resztki przeszłych rzeczy – niby drobiazgi niedostrzeżone wcześniej…
Chwała Bogu za słowo podobne do bystrej rzeki i skierowane w właściwe miejsce, we właściwym czasie 😀
Link do artykułu: http://niezatrzymywalna.wordpress.com/7-duchow-narodow/kananejczycy/
Pogwałceniem „praw Bożych relacji ” w Kościele jest pęd do zbudowania jak największego , a nie najbardziej świętego Kościoła. Pociąga to za sobą przyłączanie do społeczności osób zainteresowanych wszystkim innym ,tylko nie Prawdą o tym ,że potrzeba nowego narodzenia by stać się członkiem Kościoła ,Oblubienicy Pana.
Fizyczne przyłączenie tworzy fizyczne relacje.
I tak przenosimy związki ludzi tego świata do Bożego Ciała.
Nie mogą one funkcjonować ,ponieważ poszczególnych ludzi nie narodzonych na nowo nic nie łączy oprócz np; wspólnego biznesu , powiązań rodzinnych (z ciała),
Skupiają się w Kościele by znaleźć kontakty np handlowe ,a nie wspólnotę serc oddanych Bogu.
Tak ” zmiksowane ” społeczności stają się areną wszelkich powiązań poza duchowymi.
Czy nie przypomina to ,” wypisz wymaluj” sytuacji ,gdy Jezus ujrzawszy sprzedawców ,wekslarzy w świątyni i ,wypędził ich mówiąc :
” Napisano: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców.”
Zatem ,by zadbać o relacje serc między członkami zgromadzenia ,należy najpierw oczyścić je ze „ŚWIATOWYCH NIECZYSTOŚCI”
Życzę powodzenia w oczyszczaniu. Nie wiem tylko czy bat tu wystarczy?