Chip Brogden
„z tego też powodu znoszę te cierpienia, ale nie wstydzę się, gdyż wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia” (2 Tym 1:12).
Pismo zachęca nas do tego, abyśmy „wzrastali w łasce i poznaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa” (2Ptr 3:18). Generalnie, nasz duchowy wzrost można podzielić na trzy okresy rozwoju. Proszę nie używać tego nauczania do badania tego, gdzie są inni, lecz wykorzystać do sprawdzenia samego siebie i stwierdzenia czy sam rzeczywiście wzrastasz i dojrzewasz w poznaniu Chrystusa.
Używam terminów: „niedojrzały” oraz „dziecinny”, lecz nie oznacza to pogardy dla młodych. Po prostu zestawiam ze sobą dojrzałość z niedojrzałością, dorosłość z dzieciństwem. Moje dzieci są niedojrzałe, lecz dopóki są dziećmi nie spodziewam się po nich niczego innego. Z miłością poświęcam się ich długoterminowemu wzrostowi. Podobnie jest z duchowym wzrostem. Nie gardźmy niedojrzałymi duchowo czy słabymi w wierze. Zamiast tego, jak mówi nam Słowo, przyjmujmy ich i troszczmy się o nich (Rz 14:1). Ci z was, którzy już są znacznie dalej, nich nigdy nie zapominają o tym, ile pracy zajęło Bogu doprowadzenie was do tego poziomu doświadczenia, którym cieszycie się dzisiaj.
Po tym wstępie, zastanówmy się nad początkowym okresem chrześcijańskiego życia.
Dziecko mówi: „Wiem W CO uwierzyłem”.
Na początku chrześcijańskiej drogi jesteśmy skupieni na tym W CO uwierzyliśmy. W znacznym stopniu jesteśmy uzależnieni od innych chrześcijan, pastora czy kościoła, którzy mówią nam, w co powinniśmy wierzyć. Nasz system wiary opiera się na tym, co widzimy i słyszymy, i czasami, w tych początkowych, kształtujących latach duchowego rozwoju, czego jesteśmy uczeni. W naturalny sposób, nie mając własnego doświadczenia na drogach Pańskich, zwracamy uwagę na tych chrześcijan, którzy znają Pana dłużej, aby uczyć się istotnych doktryn naszej wiary. Ktokolwiek czy cokolwiek ma wpływ na nas, gdy jesteśmy duchowymi dziećmi, będzie zazwyczaj kształtowało nas, gdy będziemy mieli 20, 30 i 50.
Udział w zajęciach szkółki niedzielnej, biblijne rozważania, udział w nabożeństwa, wyjazdach, konferencjach i seminariach, to wszystko postrzegane jest jako coś koniecznego do budowania silnego chrześcijanina. Zapamiętywanie katechizmu, fundamentalnych prawd czy doktrynalnych stanowisk jest często warunkiem wstępnym do członkostwa w kościele.
W miarę jak ten szczególny system wiary jest identyfikowany i wzmacniany, młody chrześcijanin może utożsamić się z pewnym społecznym zaszufladkowaniem typu: fundamentalista, ewangeliczny, charyzmatyczny czy konserwatywny. Takie zaszufladkowanie jest ważne do duchowej dojrzałości, ponieważ pozwala mu zsumować całą ideologię w jedną zwięzłą nazwę, która daje natychmiastowe rozpoznanie oraz znajomość z tymi, którzy są tego samego gatunku. Baptyści wierzą w pewne rzeczy podobnie jak metodyści, prezbiterianie, luteranie, katolicy, zielonoświątkowcy a nawet tak zwani bez-denominacyjni czy niezależni.
Utożsamienie się z jednymi czy drugimi natychmiast wprowadza do tego dobrego towarzystwa, społeczności i relacji z innymi ludźmi, których system wiary najbardziej przypomina własny.
Nowi chrześcijanie, (czy starzy, którzy są dziecinni) wnikliwie interesują się tym, W CO wierzą, starając się bardzo skrupulatnie i precyzyjnie zebrać swoją osobistą teologię. Zazwyczaj w tym procesie więcej czasu poświęcają rzeczom drobnym i przecedzają komarem, a przełykają wielbłąda. Doktrynalne dyskusje i religijne ostrzeżenia są podłożem najbardziej pustej mowy, sprzeczek, zranionych uczuć, kąsania i pożerania.
Kiedy tak młody wierzący już raz spocznie na tym, w CO wierzy, niemal niemożliwe jest przekonanie go do czegoś innego, a wszystko, co jest postrzegane jako zagrożenie dla jego systemu, wiary spotyka się ze złością, gniewem, zamieszaniem, a nawet prowadzi do depresji. Słyszałem o pewnym studium biblijnym, które było poświęcone jakiemuś tematowi. Ktoś z zewnątrz zadał pytanie: „DLACZEGO w to wierzycie?” Padła oburzona odpowiedź: „Ponieważ tak mówi Biblia” i podano odpowiednie odnośniki do rozdziału i wersu. „Ale skąd wiecie, że Biblia jest prawdziwa?” Ponieważ Biblia jest Słowem Bożym. „Skąd wiecie, że Biblia jest Słowem Bożym?” Bo Biblia tak mówi… i tak dalej.
Chrześcijanie na tym poziomie duchowego wzrostu nie potrafią odpowiadać inaczej, jak tylko mówiąc, że musisz uwierzyć w to przez wiarę (pomimo, że nawet Bóg nigdy nie wymagał od nas, abyśmy wierzyli w coś, bez podania istotnego, choć niewidzialnego dowodu – lecz to jest innym temat.). Prowadząca to studium biblijne mogła odpowiedzieć na pytanie o to w CO uwierzyła, lecz nie mogła odpowiedzieć DLACZEGO uwierzyła, ponieważ jej system wiary nie dopuszczał do szczerej i otwartej dyskusji na temat natchnienia właśnie tego Pisma, które cytowała. Bóg powiedział to (bądź pastor powiedział, że Bóg powiedział), ja w to wierzę i to wszystko. Koniec rozmowy.
Dzieciom często mówi się, żeby zrobiły coś tak-i-tak, a gdy niezmienni pytają dlaczego, pada odpowiedź: „Bo jak tak powiedziałem”. Taka odpowiedź wystarcza im na TYM poziomie, lecz gdy dzieci stają się nastolatkami, proste: „Bo ja tak powiedziałem” jest obraźliwe, a dla dorosłego jest to nawet uwłaczające. Dlaczego? Ponieważ nie pozwala na wkład własny, reakcję czy pytania. Czego brakuje? Przeżycia UCZENIA SIĘ, dojrzewania.
Czy Biblia jest natchnionym Słowem Boga? Oczywiście, że jest, lecz nie dlatego, że ona tak mówi i nie dlatego, że pastor tak powiedział, bądź w kościele tak się głosi, bądź bo ja tak mówię. Czy wiesz DLACZEGO jest natchnionym Słowem Boga. Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym. Odpowiedź w stylu: „Ponieważ Biblia mówi tak” wystarcza nowemu chrześcijaninowi, lecz ty musisz ruszyć poza te podstawy, jeśli w ogóle masz nadzieję na doświadczenie pełni poznania Chrystusa czy prowadzenie innych do tej pełni.
Młody dorosły mówi: „Wiem CZEMU wierzę”
Ten, kto wie W CO wierzy, zawsze zawsze będzie czuł się zagrożony przez tego, kto wie DLACZEGO. Niestety niektórzy nigdy nie dorastają do tego, aby zapytać: „dlaczego?”. Nie widzą potrzeby pytania o to i tutaj leży przyczyna ich nieustannej dziecinności, ciągłej cielesnej walki i pustego blablania. Zapytać o to, „dlaczego?”, jest nieprzebaczalnym grzechem! Kwestionować kościół, jego przywódców czy jego nauczanie to narażać na niebezpieczeństwo swoją wieczną duszę! Ludzie z wiarą nie powinni pytać, dlaczego. Ludzie w sposób właściwy poddani autorytetowi nie mają pytać o to, dlaczego. Jeśli nie wiesz dlaczego, mówią, skup się na tym „w co” i nie martw się o to, „dlaczego?”.
Pozwólcie, że powiem to tak wyraźnie, jak tylko mogę: zniechęcanie do zadawania pytania, „dlaczego?”, prowadzi do hamowania duchowego wzrostu siebie samego oraz innych. Człowiek, który nie pozwala sobie i innym na kwestionowanie czegokolwiek, co zawiera się w jego systemie wiary, jest niedojrzałym chrześcijaninem.
Tak, prawdą jest to, że wielu z tych, którzy dorastają w kościele i są pytani o to, dlaczego, wydaje się wycofywać i kończą opuszczając kościół. Jezus prowadzi ich gdzieś indziej, ponieważ nie może ich napełnić w tym miejscu, w którym się znajdują. To zdrowe kwestionowanie, szukanie i badanie prawdy Jezus nazywa: „pragnieniem i łaknieniem sprawiedliwości”. Idzie za tym obietnica, mówiąca, że ci, którzy „łakną i pragną .. zostaną napełnieni”. Pogoń za Prawdą i następujące napełnienie niemal nigdy nie następują w miejscu, W KTÓRYM JESTEŚ, lecz TAM, GDZIE BÓG CHCE CIĘ POPROWADZIĆ. Jeśli pragniesz i łakniesz tego, co prawe, tego, co prawdziwe to zostaniesz napełniony. Nie jest powiedziane gdzie czy jak, lecz tylko TYLE. Nie mogę zakładać niczego, aby ci powiedzieć, dokąd Pan cie może poprowadzić, oprócz tego, że na pewno poprowadzi.
Poznanie tego, „W CO” wierzysz daje pewną aurę satysfakcji i poczucie bezpieczeństwa, które jest jak karmienie się z piersi matki. Jest to ważny, pierwszy krok w chrześcijańskim życiu, lecz jak w przypadku każdego pierwszego roku, kiedyś musi się skończyć, lecz sam w sobie nie jest końcem. Nie sugeruję, jakobyś nie wiedział W CO wierzysz, lecz chodzi o to, że prawdziwy postęp zaczyna się wtedy, gdy zaczniesz skłaniać się ku temu DLACZEGO wierzysz. Jest to środkowy stan duchowego wzrostu. Podobnie jak wiedza o tym W CO, wiedza DLACZEGO jest ważnym krokiem, lecz wzrost nie kończy się tutaj. Jest to po prostu rytuał pośredni między dziecinnością a dojrzałością. Jest to dosłowne rozszerzenie możliwości człowieka do przyjmowania Prawd i, oczywiście, Chrystusa, Który jest Prawdą. Jest to duchowy równoważnik okresu dojrzewania, czas wielkich zmian, gwałtownego wzrostu, wielkiego zamieszania, zarówno emocjonalnego jak i duchowego.
W życiu chrześcijanina, który pragnie wzrostu i dojrzałości zaczyna się coś ekscytującego. Jest nadzieja na to, że, po okresie pewnego wzrostu w duchowych sprawach, gdy nowy chrześcijanin przeżyje kilka porażek i rozczarowań, zapyta: „Czy jest coś więcej w chrześcijańskim życiu niż to, co przeżywam?” Jakże błogosławione pytanie! Jak długo i ciężko Bóg pracował nad tym, aby doprowadzić chrześcijanina do tego miejsca! Odpowiedź, której Bóg zawsze udziela, brzmi: „Tak! Jest coś więcej w tym Życiu! Zaledwie drasnąłeś powierzchnię!” To pytanie często przychodzi do nas w czasie nabożeństwa w kościele, gdy wydaje się, że wszyscy uwielbiają Pana i spędzają dobry czas. Próbujesz się włączyć, lecz to Pytanie, tydzień po tygodniu, stale niepokoi cię, aż do chwili, gdy czegoś z tym nie zrobisz.
Co zazwyczaj wtedy dzieje się? Często kościół utwierdza dzieci w tym, że dopóki będą ignorować to, jak się czują, chodzić nadal do kościoła, czytać swoje Biblie, modlić się, i tak dalej, to wszystko jest w porządku. Mimo wszystko, Ten który zadaje to Pytanie nie cofnie się, a tak w rzeczywistości to są to więzy Samego Ducha Prawdy, który rozpala i podgrzewa święte pragnienia, aby wejść na Głębinę, ma same Głębokości Chrystusa. To W CO wierzy przestaje wystarczać i chce wiedzieć DLACZEGO. Zamiast zniechęcać do zadawania takich pytań, powinniśmy cieszyć się z nich i pobudzać do nich. Powinniśmy nawet podejmować inicjatywę i zacząć zadawać je innym.
Po takim okresie poszukiwania duszy, pytania, badania, pukania, pojawia się rdzeń wartości wierzeń, które są oczyszczone w ognistym piecu życiowych doświadczeń, a nie czymś wyuczonym z podręcznika czy na szkółce niedzielnej. Wtedy widać różnicę, gdy śpiewa się pieśń: „Wielka jest Wierność Twoja”, ponieważ taki człowiek zna jej słowa i rzeczywiście doświadczył wielkiej wierności Jezusa Chrystusa. Wtedy wiemy CO śpiewamy, lecz, co ważniejsze, wiemy DLACZEGO śpiewamy, oraz DLACZEGO pragniemy społeczności innych wierzących, a także DLACZEGO Biblia jest natchnionym Słowem Bożym… i tak dalej.
Najważniejsze jest to, że chrześcijanin na tym poziomie wzrostu zostaje uwolniony od ograniczeń nałożonych na jego wiarę przez innych ludzi, nawet przez innych dobrych ludzi. Młodsze dzieci mają mnóstwo argumentów, opinii, postawy obronnej, przemyśleń. Im mniej we własnych oczach wiedzą, tym bardziej stają się zestresowani. Zdaj im pytanie, którego nie ma w ich katechizmie (literalnym czy symbolicznym) a uciekają, aby szukać odpowiedzi, którą będą mogli zrobić na tobie wrażenie, jak tylko spotkają cię następnym razem. Jeszcze się nie dowiedziały o tym, że na świecie zawsze będzie ktoś mądrzejszy i może pojawić się z jeszcze bardziej błyskotliwym argumentem, właściwym bądź nie. Wydaje się, że całym ich celem jest zaskoczyć świat tym W CO wierzą.
Z chrześcijanami posiadającymi już pewną dojrzałość jest inaczej. Chrześcijanie na tym poziomie wiedzą, że nie wiedzą tyle, ile wydaje im się, że wiedzą, lecz wiedzą, co jest ważne. Ci ludzie już nie przecedzają komara, przełykając równocześnie wielbłąda. Nie muszą mieć wszystkich odpowiedzi, lecz nie mają również tak wielu pytań. Ich duchowe życie przebiega jednolitym, równym kursem.
Dojrzały dorosły mówi: wiem KOMU wierzę.
Dojrzały dorosły mówi: wiem KOMU wierzę.
Z pewnością istnieje zła strona tego pośredniego poziomu wzrostu i jest nim możliwość poddania się poleganiu na własnym zrozumieniu. Teraz, kiedy już wiemy DLACZEGO wierzymy, jesteśmy skłonni do tego, aby zacząć nauczać młodszych. Ludzie będą szukali u nas odpowiedzi. Chętnie mówimy im o wszystkim, co wiemy, a nawet trochę więcej niż wiemy. Grozi tutaj niebezpieczeństwo popadnięcia w wiarę intelektualną, zamiast chodzenia w Duchu.
Naturalnie rzecz biorąc, nastolatki i studenci mają dużo wiedzy. W zasadzie, według nich samych, są mądrzejsi i bardziej oświeceniu niż każdy powyżej 30tki. Gdy już osiągną 30tkę zdają sobie sprawę z tego jak niewiele rzeczywiście wiedzą o życiu. Akademicka wiedza nie zastąpi doświadczenia, a nabranie doświadczenie wymaga czasu. W duchowych sprawach zawsze będziemy wzrastać, nawet ci, którzy są duchowo dojrzali będą dalej wzrastać i uczyć się.
Musimy postrzegać proces dojrzewania jako pewnego rodzaju proces uzupełniania. Aby to zilustrować, wyobraźmy sobie, że będąc tutaj, na Ziemi, chcemy dosięgnąć Księżyca. Jest to cel ostateczny, który widzimy. Mierzymy odległość i planujemy, jak dostać się na Księżyc. Dla nas, na Ziemi, jest to koniec eksploracji przestrzeni kosmicznej. Wyobraźmy sobie więc, że pewnego dnia dostajemy się na Księżyc. Kiedy już przywykniemy do tego fantastycznego sukcesu, zwracamy oczy w górę i ponownie widzimy, ogromne przestrzenie, niezliczone gwiazdy, planety i galaktyki, rozciągnięte przed nami na ponad 15.000.000.000 lat świetlnych w każda stronę i to stale rozszerzający się szybciej niż możemy nawet pomarzyć, że nadążymy za tym. Nigdy nie dosięgniemy końca.
Nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że osiągnięcie jakim jest dotarcie na Księżyc, jest tylko kroplą w wiadrze. W potędze Wszechświata jest to nieskończenie małe. Oczywiście, wiedziałeś o tym, ze Wszechświat jest taki duży, gdy jeszcze byłeś ograniczony atmosferą ziemską, lecz teraz, gdy odrobinę ruszyłeś z miejsca, widzisz jak jest ogromny.
Tak to w skrócie wygląda, gdy zatracimy się w głębokościach Chrystusa. Brzeg Wszechświata jest poza naszym zasięgiem, pomimo że jest skończony w swym rozmiarze. Ten ogromny Wszechświat jest zebrany w Chrystusie. Stwórca jest większy niż stworzenie. Dzieje się więc tak, że im więcej o Nim wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, jak niewiele wiemy. Cała nauka i duchowe doświadczenie wszystkich świętych od założenia fundamentów tego świata to zaledwie zadraśnięcie bogactwa, które jest w Chrystusie.
Job zaniemówił po spotkaniu z Bogiem. Zaczął dyskusję ze Stwórcą, sądząc, że wie, o czym mówi. Całkowicie pogmatwany i zredukowany do zera, żałuje, że wypowiadał się o rzeczach, o których nie miał pojęcia. Jego idea Boga została całkowicie wstrząśnięta. Wcześniej słyszał o Bogu, lecz kiedy Go zobaczył, zdał sobie sprawę z tego, że nie wiedział niczego. Jak na ironię to, jego wiedza, która okazała się być ignorancją, była większa i bardziej godna szacunku niż jego przyjaciół, którzy twierdzili, że znają Boga, lecz nigdy Go nie widzieli.
Mamy tu do czynienia w różnicą między objawieniem, a poznaniem intelektualnym, między widzeniem na własny użytek, a tylko słyszeniem. Człowiek, który mówi: „Nie wiem”, w końcu zaczyna wiedzieć. Kiedy już raz zobaczy, może powiedzieć: „Wiem, komu uwierzyłem” i mieć w tym rację, pomimo że nie wie jeszcze wszystkiego w sobie i o sobie. Sytuacja jest taka, że nie posiada się na własność niczego, ale ma wszystko. Chrześcijanin jest ubogi w duchu, lecz ubłogosławiony wszelkim duchowym błogosławieństwem.
Chrześcijaństwo jest pewnym duchowym paradoksem, który ma wprowadzać zamieszanie w mądrości człowieka i redukować go do Chrystusa. Gdyby chodziło tylko o filozofię i nauczanie, byłoby to łatwe, lecz chrześcijaństwo to nie nauczanie czy filozofia – to Człowiek. Odsuń tego Człowieka, a nie pozostaje nic z chrześcijaństwa. Chodzi tutaj całkowicie o zrezygnowanie z własnego życia po to, aby otrzymać Życie Kogoś Innego.
Im więcej piszę, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że nic nie wiem. Miliony słów nie są w stanie objąć Go. Wszystko, co ze mnie, to tylko brudne szmaty; kimże jestem? Kim tak naprawdę jestem? Co ja wiem? Nic, ani trochę. Ach, zobaczyłem pewien drobny kawałeczek i trudno mi nawet wyrazić TO, a co dopiero cokolwiek poza tym. Jestem człowiekiem nieczystych warg, w pokoleniu ludzi nieczystych warg, i tak jak Job, choć jest znacznie więcej do zrobienia, siedzę w popiele i brzydzę się sobą.
Bywa tak, że odkładam pióro, bądź wyłączam komputer i mówię, że już nigdy więcej nic nie napiszę. Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że ta cała moja wiedza jest niczym, że nic nie wiem. Nawet na to co wiem, nie mogę znaleźć słów, które to opiszą.
To, co wiemy o Jezusie, nie odpowiada Jemu. On jest Całkowicie Innym, totalnie doskonałym, wspaniałym BOGIEM. Wyłącznie Bóg potrafi milczeć, gdy my wypowiadamy bluźnierstwa i herezje w Jego imieniu. On pozwala ludzkości wykrzywiać, błędnie reprezentować i doprowadzać ludzi do desperacji, aby On mógł wkroczyć i objawić Siebie, Kim rzeczywiście jest. On nigdy nie jest taki, jak myślisz, nic z tego, co ci powiedziano, nie przypomina Go. Kiedy Go już raz spotkasz nie jesteś w stanie Go opisać, oprócz tego, że możesz powiedzieć, że nie jest podobny do niczego, co ci mówiono. Jest poza wszelkim opisem.
Gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że nic nie wiemy, wtedy Chrystus staje się naszą Mądrością, abyśmy MOGLI poznać Go. Dzieci są skłonne mówić: „ja wiem W CO wierzę”. W miarę wzrostu, gdy zaczynamy zmagać się z trudniejszymi pytaniami, ze sprawami chrześcijańskiej wiary, uczymy się mówić: „Wiem DLACZEGO wierzę”. Niemniej, ostatecznym doświadczeniem, jest dojście do miejsca, w którym możemy z całą pewnością powiedzieć: „Wiem, KOMU wierzę”.
Wiedzieć „W CO”, jest początkiem. Wiedzieć „DLACZEGO” jest postępem. Wiedzieć „KOMU” jest dojrzałością.
Jest taki czas w naszym życiu, gdy penetrujemy zasłonę i od tej chwili WIEMY KOMU uwierzyliśmy. Nie ma już więcej kwestii wiary, rozumu, argumentu czy opinii. Po prostu wiemy.
Ktoś może powiedzieć: poczekaj, poczekaj. Najpierw mówisz, że nie można Go poznać, a następnie, że można. Co to jest? Wszystko co mogę powiedzieć to tyle, że jest to równocześnie prawdziwe.
Dziecko pochłonięte jest tym „W CO”, młody dorosły – tym „DLACZEGO”, a dojrzałego pochłania „KTO”.
Pewien brat chciał wiedzieć czym jest świętość, więc znalazł około 200 wersów na ten temat, uporządkował je i postanowił zapamiętać. Niemniej, ciągle nie wiedział czym to jest. W końcu spotkał pewną starszą siostrę, która była święta. Wreszcie zobaczył Świętość i powaliło go to na ziemię. Wtedy już wiedział, ponieważ zobaczył. To, co zobaczył to nie była jakaś koncepcja czy nauczanie, lecz Świętość żyjąca przez tą starszą świętą. Nie była to jakaś cnota czy sposób zachowania, lecz Osoba, Która manifestowała Swoją świętość przez poddane naczynie.
Inny brat znalazł się w podobnej sytuacji. Był kategoryczny w tym, w co uwierzył dopóki ktoś mający równie silne bądź mocniejsze argumenty nie skonfrontował się z nim. Zdarzenie miało miejsce jednego dnia i ten ktoś wskazał mu na kilka rzekomych „błędów” w Biblii. Bardzo go to zaniepokoiło. Poszedł do pewnej starszej damy i poinformował ją o tych przypuszczalnych błędach, chcąc poznać jej zdanie. On powiedziała mu po prostu, że poznanie Boga nie zależy od odpowiedzi na te pytania. Jej odpowiedź jest dla mnie bardzo ważna. Może nie dla was. Następny rok poświęcił więc na badanie tego, co usłyszał od tamtego człowieka i okazało się, że nie była to prawda. Niemniej, gdyby po prostu znał Boga, nie musiałby badać wszystkiego i rozmyślać. Starsza siostra miała rację, poznanie Boga nie zależy od odpowiadania na te pytania; jeśli wiesz KOMU to tamta wiedza staje się mniej ważna.
Nikt nie pokazuje tego lepiej niż apostoł Paweł. Jakie było jego świadectwo, gdy zbliżały się ostatnie godziny jego życia? Nie powiedział: „Wiem, w co uwierzyłem”. Ten mężczyzna o nadzwyczajnym umyśle i wykształceniu zapomniał więcej o judaizmie i chrześcijaństwie, niż większość ludzi będzie kiedykolwiek wiedziała.
Nie powiedział: „Wiem dlaczego uwierzyłem”. Oczywiście, wiedział, lecz nie musiał tego mówić. Lata prześladowań i więzienia sprawiły, że stał się lepszy, a nie bardziej zgorzkniały. Po raz pierwszy w życiu wiedział, czym jest prawdziwa radość. Jednak, nawet wiedza „w co” i „dlaczego” nie wystarczyłaby, aby go przeprowadzić przez tak wielkie cierpienia.
Jaka była jego tajemnica? „Wiem, komu zawierzyłem i jestem tego pewien, że On jest mocen zachować to, co mi powierzono w Nim”.
Możesz zacząć od tego „w co”, przejść przez „dlaczego” lecz ostatecznie prowadzi to do tego „KOMU”.
Cóż jeszcze? Chrystus jest wszystkim we wszystkim. Wszystko prowadzi do Niego. Wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi. Wszystko jest redukowane do Niego, ponieważ on jest sumą wszystkich duchowych rzeczy. Gdy my zostaniemy zredukowani do Niego, wtedy będziemy zadowoleni.
Wypuśćmy trochę naszego życia z naszych rąk, abyśmy mogli zyskać nasze Życie i wiedzieć Komu zawierzyliśmy.
Amen.
„Chrześcijaństwo jest pewnym duchowym paradoksem, który ma wprowadzać zamieszanie w mądrości człowieka i redukować go do Chrystusa. Gdyby chodziło tylko o filozofię i nauczanie, byłoby to łatwe, lecz chrześcijaństwo to nie nauczanie czy filozofia – to Człowiek. Odsuń tego Człowieka, a nie pozostaje nic z chrześcijaństwa.” – nic dodać, nic ująć…
Bardzo lubię teksty Brogdena 🙂
Wow… Jestem pod wrażeniem…