Jeśli naprawdę zanurzymy się w nauczanie Jezusa, tam, gdzie mówi o tym, jak być Jego uczniem, odkrywamy pewien stały temat. Nazywamy go „wyrzeczeniem się siebie” i w ramach tego terminu, jest kilka szczególnego rodzaju nauczań, które dotyczą pieniędzy oraz rzeczy materialnych. Lecz, ostrzegam: Te nauczania niosą ze sobą kilka skrajnie niewygodnych spraw, które stoją w bezpośredniej konfrontacji do zachodniego, kapitalistycznego nastawienia umysłu i praktyki. W rzeczywistości, stoją one w bezpośredniej sprzeczności z obrazem Jezusa jakiego naucza kościół od wielu dziesięcioleci. Tak więc, zbadajmy, czego Jezus naucza o jednej z najpotężniejszych sile na tej ziemi: pieniądzach.
1Tym .6: 10 „Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia”.
Zostaliśmy wychowani w pewnej kulturze kościelnej, która kręci się wokół pieniędzy. Jest to wpojone w nasze umysły i praktykę. Nie myślimy o tym wcale, ponieważ to myślenie przenika każdy aspekt zachodniego życia i każdy kogo znamy, żyje na jakimś poziomie w ten sposób .
Wszystko, czego nas nauczono i wszystko w co oporządzili nas nasi rodzice i edukacja kręci się wokół powodzenia i pieniędzy, i w takim właśnie świetle rozumiemy Jezusa i Jego nauczanie.
Bardzo biegli staliśmy się w przepakowywaniu nauczania Jezusa w zachodnie, kapitalistyczne skrzywienie, które w swej istocie neutralizuje wpływ tego nauczania zmieniając istotę jego znaczenia. Na przykład zdefiniowaliśmy 'miłość do pieniędzy’ jako coś pokrewnego do skąpstwa czy postawy typy Donalda Trumpa , lecz tak naprawdę prowadzi to do ignorowania miłości pieniądza, która jest w oczywisty sposób widoczna w kościele na wielu różnych poziomach. Możesz być przecież całkiem ubogi, kochać pieniądze i dążyć do nich.
1Tym 6:3-9
„(3)Jeśli kto inaczej naucza i nie trzyma się zbawiennych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z prawdziwą pobożnością,
(4) ten jest zarozumiały, nic nie umie, lecz choruje na wszczynanie sporów i spieranie się o słowa, z czego rodzą się zawiść, swary, bluźnierstwa, złośliwe podejrzenia,
(5) ciągłe spory ludzi spaczonych na umyśle i wyzutych z prawdy, którzy sądzą, że z pobożności można ciągnąć zyski.
(6) I rzeczywiście, pobożność jest wielkim zyskiem, jeżeli jest połączona z poprzestawaniem na małym.
(7) Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. (8) Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym.
(9) A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie„.
Już ten fragment Pisma ujawnia nieświętą naturę tego, z czym mamy do czynienia z widzialnym kościołem. Bądź zadowolony, gdy masz co jeść i w co się ubrać? Kogo chcesz nabrać? Nawet do tego nie dążymy, a co dopiero posiadać taką cechę. A jednak Duch używa tutaj terminów takich jak: „bezsensowne i szkodliwe pożądliwości” oraz „zguba i zatracenie”. Nie mylmy się co do tego: możesz zmierzać ku zatraceniu i być serdecznie zadowolony z tej jazdy. Czy nie należało by uważać tej sprawy za coś nadzwyczajnie ważnego, skoro takie określenia znajdują zastosowanie? Kiedy więc ostatnim razem lokalny kościół zdecydował się zatrzymać na chwilę i szukać Boga w poście i modlitwie, i pozwolił Duchowi Świętemu wziąć Słowo Boże, aby ujawnić nieupiększoną prawdę, która sprzeciwia się jego systemowi i praktyce?
Jeśli niemal w ogóle nie widać łez pokuty a zgromadzenie przenika nieustannie duch szczęścia, widać stąd, jak daleko zboczył kościół.
Ludzie czują zasmucenie wyłącznie wtedy, gdy dotykają ich przeciwności. Kiedy jednak chrześcijanie są prawdziwie napełnienie miłością i mocą Chrystusa muszą odczuwać głęboką troskę o każdego wokoło. Bądźmy świadomi tego, że skoro nasza upadła kultura jest tak silna wokół nas to bez stałej diety pokuty i niezmordowanej pogoni za Bożym Słowem badającym nasze serca i nasze życie, będzie ona krok po kroku zwyciężała zupełnie nie wywołując osobistego cierpienia, a sam kościół ostatecznie przyjmie ją, ponieważ ludzie domagają się tego.
Większość kościołów ruszy łatwą drogą, na której jest sprzeciw wobec grzeszników gejów i aborcji, lecz nie widać własnej uległości wobec grzesznej i hedonistycznej kultury.
Choć sprawa dotyczy pieniędzy, gdy przyzwalamy w tym względzie na funkcjonowanie procesu myślowego i praktyki wziętych z upadłej kultury, przestajemy iść za Jezusem, a macki kompromisu sięgają daleko i są niezmordowane. Ciągle słyszymy Jego imię, ciągle słyszymy kaznodzieję, cytującego Jego Słowo, ciągle śpiewamy pieśni wynoszącego Go, lecz Bóg nie honoruje z tego niczego, ponieważ nasze serca są tak splamione przez zainteresowanie sobą i duchowo toksyczne skutki działania niepowstrzymanej kulturalnej erozji.
Po cichu dokonujemy przemeblowania, a ten ślepy człowiek nic o tym nie wie. Tak więc, gdy kościół staje się ślepy na prawdę, sam poddaje się powolnej zmianie bez biadolenia tych, którzy twierdzą, że wiedzą o tym. Sam Jezus, który jest TĄ Prawdą, staje się więźniem chwili i kultury, a nauczanie Jezusa, poza niektórymi pozbawionymi mocy doktrynalnymi opisami, przybiera postać współczesnej kultury. Wkrótce masz do dyspozycji religijnego mieszańca (kundla), który nie przypomina tego, czego nauczał Jezusa, ani nawet nie stara się o to. Jeśli nie uchwycisz się tego, czego nauczał Jezus i nie żyjesz według tego to idziesz za fałszywym Jezusem, który został zrobiony z cegieł i zaprawy współczesnej kultury i ludzkich żądz.
Mt 6:24-34
„(24) Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie.
(25) Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie?
(26) Spójrzcie na ptaki niebieskie, że nie sieją ani żną, ani zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je; czyż wy nie jesteście daleko zacniejsi niż one?
(27) A któż z was, troszcząc się, może dodać do swego wzrostu jeden łokieć?
(28) A co do odzienia, czemu się troszczycie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną; nie pracują ani przędą.
(29) A powiadam wam: Nawet Salomon w całej chwale swojej nie był tak przyodziany, jak jedna z nich.
(30) Jeśli więc Bóg tak przyodziewa trawę polną, która dziś jest, a jutro będzie w piec wrzucona, czyż nie o wiele więcej was, o małowierni?
(31) Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym się będziemy przyodziewać? (32) Bo tego wszystkiego poganie szukają; albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie.
(33) Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.
(34) Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapienia”.
Jest to część Kazania na Górze. Gdzie, o gdzie, by tutaj zacząć. Zacznijmy od następującego pytania: Czy wierzymy, że Jezus wypowiedział te słowa i czy wierzymy im? Jeśli rzeczywiście wierzymy im to wprowadzają one pewne zaskakujące i nawet oburzające konsekwencje i zastosowanie. Posłuchaj ogromnej większości ciała wierzących, gdy rozpaczają nad cenami benzyny, oprocentowaniem czy prezydentem Obamą. Posłuchaj tego jak martwią się o to czy tamto. Oto historia, która może wydawać się śmieszna, gdyby nie była tragiczna. Mój najmłodszy syn poszedł do chrześcijańskiej szkoły. Był tam nauczyciel, który narzekał w 2009 roku na prezydenta Obamę i powiedział, że obecnie nie może iść z żoną do Restauracji Outback, ale muszą chodzić do meksykańskiej. Gdyby to jednak nie wydawało wam się takie złe to weźcie pod uwagę, że ten sam nauczyciel jeździ na co dzień Mercedesem. Poddaję wam pod rozwagę to, że nie ma on żadnego pojęcia o tym, czego nauczał Jezus.
Niemniej tak historia jest w pewnym sensie reprezentatywna dla przytłaczającego ducha, który przenika kościół. Tutaj we wszystkim chodzi „o mnie”, wszystko dotyczy mojego „chcenia” i wygody, a w tym duchu narzekanie jest dozwolone i powszechne. Zamiast sami być gliną, sprawiliśmy, że Boże Słowo stało się gliną, którą wstawiliśmy do formy nadanej przez kulturę. Skutek zaś jest takim, że mamy do dyspozycji pewne wygodne wskazówki, dzięki którym nie jest wymagana ofiara i poświęcenia siebie. W kulturze budowanej na ludzkich żądzach, pomysłowe manipulacje tymi wskazówkami i błędnie cytowane Słowo Boże są tak naprawdę krokami prowadzącymi do osiągania własnych korzyści i pragnień. Jest to godne uwagi, lecz nie ma nic wspólnego z Jezusem.
Pieniądze i posiadanie stały się celem naszej pracy i marzeń. Czy możliwe jest to, aby Bóg pobłażał długom w jakich żyje zgromadzenie? Czy to możliwe, aby, pomimo przytłaczających dowodów Pisma na to, że jest wręcz przeciwnie, Bóg lekceważył problemy, które wiążą się ze spłacaniem długu zaciągniętego na potrzeba stworzenia miejsca do oddawania Mu czci? Co najmniej można powiedzieć, że jest to duchowy absurd.
Mt.6: 20-21
„… ale gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie podkopują i nie kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój – tam będzie i serce twoje”.
Czy traktujemy te słowa dosłownie, czy też jest to sugestia dotycząca raczej serca niż praktycznego polecenia, jak traktować pieniądze? Wers 21 stawia sprawę całkowicie wyraźnie. A jednak oszczędzamy ogromne ilości pieniędzy i równocześnie twierdzimy, że nasze serca nie są przy tym? Robimy z Boga kłamcę a Jego polecenie taktujemy jako coś niepraktycznego. W ten sposób miliony, miliony wierzących czuje się w porządku, gromadząc dosłownie miliardy dolarów, po które później będą mogli sięgnąć, aby wydać na osobiste przyjemności. Taka egzegeza jest napędzana raczej zdrowym rozsądkiem i ziemską rzeczywistością, niż jaskrawą i nieskrępowaną prawdą, która stoi w pełni nad słowami wypowiedzianymi przez Boga.
Niemniej, wskazuje to na problem, który jest w kościele nagminny i panoramiczny. Nawet ci, którzy krzyczą z dachów domów swej sprawiedliwości własnej o wierze w biblijną nieomylność, nie są w stanie utrzymać się, gdy chodzi o nauczania Jezusa dotyczące pieniędzy. Rozumiecie, hedonistyczna i kapitalistyczna kultura tak bardzo wpłynęła na kościół, że nie tylko poszliśmy na kompromis ze Słowem Bożym, lecz nawet twierdzimy, że to Słowo popiera praktyki i nakazy tej upadłej kultury.
Nie jest to, drodzy bracia i siostry, drobna sprawa. Nauczanie Jezusa potraktowane poważnie oskarża ewangeliczną kulturę, która chętnie wykorzystuje Jezusa do swoich doktrynalnych twierdzeń, lecz w praktyce funkcjonuje według tego, czego nie nauczał nigdy.
Wraz z upływającym czasem mgła gęstnieje a drzemka staje się coraz głębsza, aż do tego stanu, że grzesznikom, pragnącym uchwycić się Jezusa grozi niebezpieczeństwo trzymania się kościelnego wytworu, zamiast prawdy i żywego Chrystusa. A to nie jest błaha sprawa.
To daj znać, jak już będzie gotowy, chętnie tutaj umieszczę.
Nie mam lepszej wiedzy, ale byc może wkrótce ukaże się mój artykuł poświęcony temu właśnie tekstowi, jeżeli przejdzie pozytywną recenzję.
W tym wypadku opieram się na tezie zawartej w:
D.B. Wallace, Greek Grammar Beyond the Basics: An Exegetical Syntax of the New Testament, Grand Rapids 1996, s. 265.
Gdyby autor użył rodzajnika określonego (ἡ), dobitnie ograniczyłby korzeń wszelkiego zła tylko do miłości pieniędzy. „Logicznie mówiąc, trudno byłoby powiedzieć, że korzeń (ridza) jest określony, ponieważ wtedy tekst mógłby brzmieć: (1) jedynym źródłem wszelkiego zła jest miłość do pieniędzy lub że (2) największy korzeń (par excellence) wszelkiego zła to miłość do pieniędzy” (tamże) . Należy zatem przyjąć, że użyty przez autora Listu w tym zdaniu słowo „korzeń” (ῥίζα) ma charakter jakościowy i dlatego miłość do pieniędzy jest jednym z wielu korzeni zła.
Nie znam greki, więc trudno mi się odnieść do tego, ale też są już setki tłumaczeń w różnych językach, w angielskim chyba najwięcej, a jeszcze nie trafiłem na taką interpretację jak piszesz powyżej. Skoro sam napisałeś, że „wszystkie tłumaczenia” to jednak coś w tym musi być. Masz jakąś lepszą wiedzę niż oni wszyscy?
Gdy chodzi o tłumaczenie tekstu 1Tm 6,10, to wszystkie tłumaczenia ida na skróty i popelniają ten sam błąd gramatyczny: brak rodzajnika (he) przy korzeń (gr. ridza) powoduje, że nie można tłumaczyć tego tekstu wprost: korzeniem wszelkiego zła jest milość pieniędzy” ale „miłość pieniędzy jest jednym z korzeni wszelkiego zła”
To jednak jest bardzo duża róznica!
Masz rację, sewen, ale z drugiej strony, nie znasz stanu serca tych duchownych z mercedesami. Dlatego też nie powinniśmy sądzić, byśmy sami nie byli sądzeni. Mamy być może jakieś przesłanki w Słowach Jezusa o mamonie, by widzieć poszlaki zagubienia u kogoś innego. Jednak przede wszystkim samemu należy budować Królestwo, dokładać swą cegiełkę, żyjąc tak, by to, co ziemskie, było nam naturalnie „dodane”. Sprawiedliwość Boża nie polega na tym, że każdy ma po równo wszystkiego, lub na tym, że ktoś ma więcej, ktoś ma mniej. Sprawiedliwość Boża oznacza, że każdy element świata dostał w sam raz skarbów wrodzonych, które powinien znaleźć, jak tę perłę, zająć się nią z pasją i uzupełniać się w ten sposób z innymi. Wtedy porównywanie się z innymi i łapczywość tracą rację bytu, tracą sens, człowiek uświadamia sobie, jaki był ślepy. Czy więc ksiądz, który dorabia się dobrego samochodu, widzi w nim największe szczęście? Jeśli nawet, jeśli wyczuwamy to w całym kontekście, to tylko będąc wolnym od nienawiści do bogacza, czyli pozbywając się belki, możemy wyjąć drzazgę z jego oka nieinwazyjnie, nie uszkadzając oka. Wyrwać chwast nie uszkadzając pszenicy. Bo człowiek na każdym etapie jest integralną całością, również ze swoimi błędnymi przekonaniami i nawykami. Możemy więc podejść do niego z empatią, traktując zło jak ową narośl, a nie istotę człowieka. Jak ślepotę, coś wtórnego, bo przecież dzieci do pewnego czasu oświeca światłość. Czyli nie potępiając go jako człowieka, tylko mówiąc o czynach i świadcząc swoją własną nienachalną postawą, jak się powinno żyć. Co do generaliów, bo oczywiście, skarby każdy ma inne. Tak więc powinniśmy żyć w ten sposób, by nasze i cudze chwasty, uschły. Uschły i straciły znaczenie przy rozkwitającym drzewie oliwnym. Miłość do mamony to nie tylko domena bogaczy; również biedacy często traktują mamonę jak bożka, więc oceniając się przez jej pryzmat, nienawidzą samych siebie i nienawidzą bliźniego jak siebie samego. Bogacz gardzący biedakiem jest w takim samym stanie, co biedak gardzący bogatym. Może mnie obrzydzać widok kogoś, kto opływa w luksusy zdobyte na wyzysku, ale trudno tu o pogardę, skoro mam do czynienia ze ślepcem, który wyostrzył pozostałe zmysły. Natomiast jeśli ktoś bardziej zazdrości mu tej kasy niż obrzydza go świadomość jej zdobycia, to sam nosi niezłą drzazgę.
Wypada powiedzieć : „Tak właśnie jest Bracie” !!!
Lecz nikt jeszcze nie został uleczony diagnozą.
A w wielu Chrześcijanach żyjących „z dnia na dzień”, te słowa powodują tylko oburzenie.
Bo najczęściej ich przewodnicy mają problem z pieniędzmi.
A jeszcze bezczelnie wołają: Dawajcie ! Ochotnego dawcę Bóg miłuje!!!
A ja biedny chrześcijanin zastanawiam się, patrząc na kolejny nowy samochód Pastora, na jego kolejny dom (pałac), czy aby na pewno miłuje Dawcę ?
A może bardziej biorcę ???
Gromkie kazania nakłaniające ludzi do dawania, powodują wyrastanie kolców na ich grzbiecie. W pewnym momencie nie pozwalają się dotknąć.
Zamykają się w sobie i nie słyszą niczego, nawet słów wypowiedzianych przez samego Jezusa.
Oto do czego doprowadziła zachłanność tych , którzy twierdzą ,że przecież Jezus też jechał na osiołku , a to tak jak dzisiaj „Mercedes”
A przecież poprzestawanie na tym by mieć jedzenie i odzienie, to znaczy by mieć je w obfitości. Wszak dom to także forma „odzienia”, nie ważne, że czwarty ,czy piąty.
Czy autor myśli, że „wielcy” czytają Poznaj Pana ?
A jeśli nawet, to czy odnoszą je do siebie?
A może ci mali powinni zmienić swój stosunek do pieniądza?
Powinni oddać swoją szatę bliźniemu ,a potem usłyszeć kazanie o tym,że widocznie są za mało szczodrzy i Bóg nie może im rozmnożyć tego czym się dzielą?
Z życia wzięte :
W latach 80-tych, gdy walił się komunizm wielu ludzi, w tym także chrześcijan wiodło ciężkie życie pod względem finansowym.
Przychodzące z zachodu paczki z żywnością, były rozdzielane dwuetapowo:
1 . Kontrola pastora i jego najbliższego otoczenia, wraz z wybieraniem tego co najlepsze.
2. Pozostałość „rzucona” zborowi
A może ten artykuł jest do tej pozostałości?
Jezus został czynami tych ludzi zdegradowany w oczach nie tylko chrześcijan ,ale i świata.