My, którzy nazywamy siebie napełnionymi Duchem chrześcijanami, notorycznie nadużywamy terminu „przebudzenie”. Jeśli tylko zdarzy się, że sala w kościele będzie napełniona tak, że zajęte będą nawet stojące miejsce przez trzy kolejne noce, a ci ludzie kończą mdlejąc na podłogę po wezwaniu z kazalnicy, zaczynamy to przesadnie reklamować i porównywać te spotkania do Pierwszego Wielkiego Przebudzenia.
Jakie jedna są znaki prawdziwego poruszenia Bożego? Ostatnio zanurzyłem się w Liście do Tesaloniczan, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie. W końcu jedno z najbardziej wybuchowych duchowych przebudzeń w historii miało miejsce w greckim mieście, Tesalonice. Była to kwatera główna starożytnego pogaństwa (tylko 3 godziny drogi od Góry Olimp, domu greckich bóstw), kiedy jednak była głoszona tam ewangelia, wywołało to reakcję łańcuchową cudów i masowych nawróceń.
Paweł napisał o tej duchowej eksplozji w Tesalonice: „ewangelia zwiastowana wam przez nas, doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w mocy i w Duchu Świętym, i z wielką siłą przekonania” (1:5a). Wybuchły rozruchy, Paweł został wypędzony z miasta, a nowi chrześcijanie byli prześladowani, niemniej te ataki nie mogły ich powstrzymać. Wpływ tego poruszenia Bożego był tak silny, że w krótkim czasie nowo nawróceni Tesaloniczanie rozprzestrzenili wiarę niemal w całej Grecji (p. w. 8).
Tak więc, możemy powiedzieć, że biblijne przebudzenie zawsze obejmuje: po pierwsze: głoszenie w mocy, które prowadzi do przekonania o grzechu; po drugi: nadnaturalne cuda, który pokazują Bożą moc i potwierdzają przesłanie, po trzecie: istotna ilość prawdziwych nawróconych, którzy dzielą się agresywnie swoją wiarą, oraz po czwarte: prześladowania dokonywane przez tych, którzy sprzeciwili się ewangelii. Jednak po przeczytaniu 1 Listu do Tesaloniczan jeszcze kilka razy, zauważyłem dodatkowe znaki szczególne prawdziwego przebudzenia, które często pomijamy, a mianowicie, po piąte: znaczącą, szczerą miłość, która kształtuje wzrastający chrześcijański kościół.
Wszyscy chcemy cudów, tęsknimy do masowych nawróceń, lecz zapominamy o tym, że nowotestamentowe przebudzenia nie zdarza się bez nowotestamentowej miłości. Uważam, że ta miłość przejawia się w specyficzny sposób:
1. Przywództwo wypływające z serca sługi. Apostoł Paweł i przywódcy z jego zespołu nie uważali siebie, za „to wszystko”, nie byli gwiazdorami kazalnicy, nie jeździli limuzynami, nie domagali się pokoi w pięciogwiazdkowych hotelach. Paweł był nawet gotowy pracować, aby nie być obciążeniem dla Tesaloniczan. Powiedział im: „Żywiliśmy dla was taką życzliwość, iż gotowi byliśmy nie tylko użyczyć wam ewangelii Bożej, ale i dusze swoje oddać, ponieważ was umiłowaliśmy”(1Tes 2:8).
We współczesnych, 'napełnionych Duchem’ kościołach, niektórzy pastorzy przekształcili się w hipsterów, naczelnych dyrektorów, którzy pojawiają się tylko za kazalnicą i na filmach wideo. Mogą przynosić wspaniałe przesłanie, lecz idea osobistego przekazywania stała się jakimś reliktem z minionej ery. W erze e-Kościoła naprawdę nie jesteśmy wstanie zejść do poziomu ludzi. To bardzo źle, ponieważ same kazania nie stworzą uczniów. Ludzie potrzebują osobistego dotknięcia liderów, którzy żywią głębokie uczucia do tych, których kształtują.
2. Bezinteresowne inwestowanie. Gdy Paweł był w więzieniu, nie użalał się, ani nie czuł się źle. 24 godziny na dobę myślał o ludziach, których przyprowadził do Chrystusa w Tesalonice. Rozpaczliwie pragnął ich ponownie zobaczyć, mieli głęboko w jego sercu swoje miejsce. Modlił się o nich stale: „We dnie i w nocy modlimy się bardzo gorliwie o to, aby nam dane było oglądać wasze oblicze i dopełnić tego, czego brak waszej wierze” (3:10). Tego rodzaju bezinteresowna miłość, kształtowana przez pokornych liderów, stawia poprzeczkę wysoko całemu kościołowi.
3. Tkliwe uczucie. Wyraz „bracia” występuje w 1Liście do Testaloniczan 17 razy. Paweł rozumiał to, że gdy łączymy się w społeczności odkupionych, jesteśmy związani razem przez Ducha Świętego, który żyje w nas wszystkich. Te drogocenne duchowe więzy powinny być wysoko cenione i dlatego Paweł napisał: „Was zaś niech Pan napełni obficie miłością do siebie nawzajem i do wszystkich, miłością, jaką i my dla was żywimy” (3:12). Apostoł wiedział, że prawdziwą miarą chrześcijańskiej dojrzałości jest gorliwa miłość.
Napisał również do Tesaloniczan: „Pozdrówcie wszystkich braci pocałunkiem świętym” (5:26). Dziś wyjaśniamy ten wers sugerując, że ten pocałunek był kulturalną tradycją, która nie ma dziś zastosowania dla nas. Rzeczywiście? Byłem w kościołach, w których ludzie utrzymywali do siebie uprzejmy dystans, a brak uczucia jest wskaźnikiem lodowatej duchowej kondycji. Niektórzy krytykują to, co nazywamy „ckliwą agape”, lecz nauczyłem się tego, że gdy chrześcijanie przytulają się i całują siebie nawzajem, bywają również bardziej żarliwymi uczniami Jezusa.
Paweł bardzo troszczył się o swoich uczniów i powiedział im: „byliśmy pośród was łagodni jak żywicielka, otaczająca troskliwą opieką swoje dzieci” (2:7). Istnieje bezpośredni związek między ekstrawagancką miłością do siebie nawzajem a duchem nowotestamentowego przebudzenia. Odkryjmy to ponownie.
J. Lee Grady is the former editor of Charisma. You can follow him on Twitter @leegrady. He is the author of The Holy Spirit Is Not for Sale and other books. You can learn more about his ministry, The Mordecai Project, at themordecaiproject.org.
W erze konsumpcji, ludzie dzisiejszego „kościoła” nauczyli się tylko brać,
Nie zastanawiając się nad tym, że każda cząstka ciała we współdziałaniu z innymi daje i bierze to co jest niezbędne do utrzymania całego ciała przy życiu.
Dlaczego więc Ciało Chrystusa pozbawiane jest tej najważniejszej cechy?
Myślę, że problemem jest niezrozumienie tematu „bycia w NIM”.
Ograniczamy go bowiem do faktu, pojawienia się nowych ludzi w naszym zgromadzeniu.
Według przyjętych cielesnych zasad jest to wystarczający akt by nazwać kogoś bratem i usadowić go w Ciele Chrystusa.
Ale, ale!
Czy możliwym jest byśmy my decydowali o tym, kto jest członkiem Ciała Chrystusowego?
Czy nie jest to dzieło i prawo Ducha Świętego, który wprowadzając nas we wszelką Prawdę stawia nas w pełni świadomych przed faktem potrzeby podjęcia najważniejszej decyzji życia?
I owszem. A co za tym idzie w odpowiedzi na nasze „TAK” , Jego „TAK” to NOWE NARODZENIE z Wody i Ducha.
To jest dzieło Boże, bez którego nikt nie może stać się członkiem Ciała Chrystusa-Kościoła.
Zatem powiemy za Ap. Pawłem:
Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe.
Lecz człowiek ma tendencje do wynajdywania innych kryteriów by być w NIM.
Dla jednych są to koneksje rodzinne.
Dla innych wspólny biznes.
Dla jeszcze innych uniżoność wobec przewodników „kościoła”, lub hojne datki na tacę.
Tak czyniąc, pozbawiamy ludzi tego co Boskie.
Stają się członkami społeczności, nie koniecznie członkami Ciała Chrystusa.
Czym więcej jest takich „członków”, tym mniej cech Bożego Kościoła przejawia dana społeczność.
A na pewno nie ma w niej MIŁOŚCI będącej atrybutem Ducha Świętego.
Zgromadzenia stają się suche bez namaszczenia.
Tworzą się „kółka zainteresowań”.
Lecz poza tym podziałem pozostają ci, którzy przychodząc na zgromadzenie liczyli na spotkanie z Bogiem.
Oni nie mieszczą się w żadnym przedziale.
Odchodzą niezauważeni tak jak przyszli.
A my „starzy dobrzy chrześcijanie” nadal czekamy na „przebudzenie”, myśląc o tym, że Duch Święty przyprowadzi nam setki ludzi do zgromadzenia.
Kowalski i Nowak, których nawet nie zauważyliście, że byli w Waszym zgromadzeniu byli początkiem „przebudzenia” na które czekacie.
Przyszli doznać wśród Was Bożej miłości, Bożego namaszczenia, a w konsekwencji nowego narodzenia.
Lecz nie zmieścili się w „kanonach Waszej wiary”, a może tylko religii?
Jak pięknie autor artykułu pokazał postawę Ap. Pawła.
Człowieka, który nie tylko dał siebie innym, ale potrafił innych „zarazić ” tą Bożą miłością.
To jest to, czego brakuje dzisiejszym zgromadzeniom, które bardzo często nie wiedzieć dlaczego nazywają siebie chrześcijańskimi (Chrystusowymi), choć ani w jednym promilu nie przejawiają cech Chrystusowego miłosierdzia.
Jeśli zatem oczekujesz „przebudzenia”, nie licz na nie, gdy Ty sam nie jesteś nośnikiem Bożego miłosierdzia.