„Złodziej przychodzi, aby kraść zarzynać i wytracać; Ja przyszedłem, aby owce miały żywot i miały go w obfitości” (Jan 10:10). „…i mówię to na świecie, aby mieli w sobie moją radość w pełni (Jan 17:13), zob. też Jan 15:11, 16:24; 1 Piotr 1:8.
Poniższa historia jest wspaniała. To tragiczne, że większość z nas, chrześcijan, nie przeżywa tego typu zdarzeń regularnie. Jezus przyszedł, aby napełnić nasze życie takimi doświadczeniami. Takie dzieła są wokół nas, lecz straciliśmy oczy i uszy, aby nas do tego poprowadzić. Kiedy stałem się chrześcijaninem tego typu incydenty pojawiały się niemal codziennie, lecz później po kilku latach przebywania w różnych kościołach, wszystkie zanikły. Nauczyłem się iść za ludźmi, kościelnymi liderami, programami, wyznaniami wiary, całym religijnym „bagażem” zamiast iść za prowadzeniem Ducha Świętego. To religijny „bagaż”, a nie świat powstrzymał w czasach Jezusa faryzeuszy od zobaczenia prawdy i wejścia do życia w królestwie Jezusa. W moim własnym, 20-to letnim chrześcijańskim doświadczeniu to właśnie „religijny bagaż”, a nie rzeczy ze świata odwiodły mnie od obfitego, radosnego życia, które obiecał Jezus dać wszystkim uczniom, którzy będą prowadzeni przez Ducha Świętego. Wierz mi, przyjacielu, jest to równie łatwe a może nawet jeszcze bardziej być „religijnym”, a nie sprawiedliwym w kościołach „pełnych Ducha”, niż tak zwanych nominalnych. Niech ta krótka, prawdziwa historyjka będzie inspiracją do powrotu do pierwszej miłości – energicznego, ŻYWEGO i obfitego życia z Jezusem przez Ducha Świętego DZISIAJ, a nie w odległej przyszłości.
Gary Amirault.
Czesanie
Beth Moore.
20.04.2005
Lotnisko Knoxville
Czekając na wejście do samolotu trzymałam w ręce Biblię i byłam bardzo przejęta tym, co robię. Spędziłam cudowny poranek z Panem. Mówię to, ponieważ chcę powiedzieć wam, że czasami jest straszne, gdy Duch Święty rzeczywiście pracuje w tobie. Może się to skończyć tak, że będziesz robił takie rzeczy, których nigdy w żadnym innym przypadku nie zrobiłbyś. Życie w Duchu może być niebezpieczne z tysięcy powodów, a nie jest najmniej ważnym z nich twoje ego… Starałam się nie spoglądać tam, lecz wyglądał tak dziwnie… Przygarbiony, na wózku inwalidzkim – skóra i kości – ubrany w rzeczy, które pasowały na niego chyba wtedy, gdy ważył co najmniej 10 kg więcej. Kolana wystawały ze spodni, a ramiona wyglądały tak, jak by w koszuli ciągle jeszcze tkwił wieszak; ręce podobne były do plątaniny żył i kości. Najdziwniejsze były włosy i paznokcie. Żylaste, szare włosy zwisały mu z ramion w dół na plecy, paznokcie miał długie. Czyste, lecz nie na miejscu dla starszego mężczyzny. Spojrzałam w dół na Biblię najszybciej jak mogłam i dyskomfort zapalił mi się na twarzy. Gdy usiłowałam sobie wyobrazić jego historię, okazało się, że zastanawiam się nad tym czy ma wygląd Howarda Hughes’a (Amerykański przemysłowiec, lotnik i producent filmowy – przyp. tłum.). Nagle przypomniałam sobie, że czytałam gdzieś, że już nie żyje. Kim więc ten mężczyzna na lotnisku był… może sobowtórem? Czy jakieś kamery nie są na nas skierowane?.. Usiadłam sobie wtedy usiłując się skupić na Słowie, zamiast na tym cieniutkim plastereczku człowieczeństwa, serwowanym na wózku inwalidzkim zaledwie kilka miejsc dalej ode mnie. Cały czas w sercu narastało przytłaczające uczucie do niego.
Przyznajmy to: ciekawość jest o wiele bardziej wygodna niż prawdziwa troska i nagle zostałam zalana bolesnym uczuciem wobec tego dziwnie wyglądającego starego mężczyzny.
Chodzę z Panem już na tyle długo, aby zobaczyć napis na ścianie. Nauczyłam się już tego, że gdy zaczynam odczuwać to samo co Bóg, coś tak przeciwnego moim naturalnym odczuciom to wkrótce wydarzy się coś dramatycznego, a może to być całkiem krępujące. Natychmiast zaczęłam się opierać, ponieważ czułam wyraźnie jak Bóg pracuje w moim duchu i zaczęłam dyskutować z Bogiem w myślach. „Och, nie, Boże, proszę, nie” – spojrzałam na sufit jakbym mogła przejrzeć przez niego wprost do nieba i powiedzieć: „Nie każ mi świadczyć temu człowiekowi. Nie teraz i tutaj. Proszę. Zrobię wszystko. Możesz sprawić, że będziemy w tym samym samolocie, lecz nie każ mi wstawać tutaj i świadczyć temu człowiekowi przed całą tą gapiącą się publiką. Proszę, Panie!”… Oto siedziałam w niebieskim, plastykowym siedzeniu błagając Jego Wysokość: „Proszę, nie każ mi świadczyć temu mężczyźnie. Nie teraz. Zrobię to w samolocie”. Wtedy usłyszałam to: „Nie chcę, żebyś mu świadczyła. Chcę, żebyś go uczesała”. Te słowa były tak wyraźne, że serce wskoczyło mi do gardła, myśli wirowały. Będę mu świadczyć, czy czesać? Żadnych wątpliwości. Spojrzałam wprost na sufit i powiedziałam: „Boże, jak żyję i oddycham, chcę, żebyś wiedział, że jestem gotowa złożyć mu świadectwo. Już jestem, Panie. Jestem twoją dziewczyną! Nigdy w życiu nie widziałeś jeszcze kobiety świadczącej szybciej mężczyźnie! Co to ma za znaczenie, że ma włosy w nieładzie jeśli nie jest zbawiony. Już jestem u niego, złożę mu świadectwo”. I ponownie, tak wyraźnie jak jeszcze nigdy dotąd usłyszałam słowo. Wydaje się, że Bóg wypisał to stwierdzenie na ścianie mojego umysłu: „Nie to powiedziałem, Beth. Nie chcę, żebyś mu świadczyła. Chcę, abyś uczesała jego włosy”.
Spojrzałam w górę, na Boga i zażartowałam: „Nie mam nawet grzebienia. Jest w mojej walizce w samolocie, jak mam go czesać bez grzebienia?”… Bóg był tak uparty, że zaczęłam nawet mimo woli iść w jego stronę, a taka myśl z Bożego Słowa dotarła do mnie: „Ja przygotuję cię do wszelkiego dobrego dzieła” (2 Tym 3:17). Natknęłam się na wózek myśląc, że to mnie by się jedno przydało. Nawet teraz, gdy relacjonuję to wydarzenie puls mi skacze w górę i tak samo przewraca mi się w żołądku. Uklękłam przed nim i zapytałam możliwe najciszej jak mogłam: „Proszę pana, czy sprawiłby mi pan tą przyjemność, abym mogła pana uczesać?”. Odwzajemnił mi spojrzenie i powiedział: „Co pani powiedziała?”
„Proszę pana, czy sprawiłby mi pan tą przyjemność, abym mogła pana uczesać?”. Na co on odpowiedział z „głośnością na dziesiątkę” w głosie: „Droga p
ani, jeśli spodziewa się pani, że ją usłyszę, to musi pni mówić głośniej niż do tej pory”. W tym momencie wzięłam głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:„PROSZĘ PANA, CZY SPRAWIŁBY MI PAN TĄ PRZYJEMNOŚĆ, ABYM MOGŁA PANA UCZESAĆ?”. Oczywiście oczy wszystkich w okolicy były zwrócone na mnie. Byłam jedyną rzeczą na całej hali, która wyglądał bardziej dziwacznie od pana Długie Loki. Z karmazynową twarzą i potem pojawiającym się na czole obserwowałam jak spogląda na mnie w górę z absolutnym zaskoczeniem na twarzy i mówi: „Jeśli faktycznie pani chce”. Kpisz? Oczywiście, że nie chciałam, lecz Bóg nie wydawał się być zainteresowany moimi osobistymi preferencjami co do niego. Ściskał mnie za serce tak długo, dopóki nie wypowiedziałam słów: „Tak, proszę pana, z przyjemnością, lecz mam jeden drobny problem: nie mam grzebienia”. „Mam w torbie” – odpowiedział. Podeszłam do tyłu wózka, uklękłam na kolana i ręce, otworzyłam zamek streńkiej torby obcego, sama nie wierząc w to, co robię. Wstałam i zaczęłam czesać włosy staruszka. Były doskonale czyste, lecz w wielkim nieładzie i splątane. Niewiele rzeczy robię dobrze, lecz muszę przyznać, że będąc matką dwóch małych dziewczynek mam poważne doświadczenia w rozplątywaniu włosów. Podobnie jak w przypadku Amandy czy Melissy, które nieraz bywały w takim stanie, zaczęłam czesanie od samego dołu kosmyków, pamiętając o tym, żeby poświęcić temu czas i nie zaciągać ich. Gdy zaczęłam czesać staruszka stał się dla mnie cud: wydawało się, że wszyscy inni ludzie z hali zniknęli. W tej chwili nie było żadnej żywej duszy oprócz mnie i tego starszego mężczyzny. Czesałam go, czesałam, czesałam dopóki każdy pojedynczy kosmyk nie został rozplątany. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, lecz nigdy w życiu nie czułam takiego rodzaju miłości do jakiejkolwiek duszy.
Wierzę całym moim sercem, że przez te kilka minut czułam część samej miłości Bożej, że to On przejął moje serce na mała chwilkę, jak ktoś wynajmujący pokój i czyniący siebie Samego mieszkaniem. Emocje były tak silne i tak czyste, że wiem na pewno, że musiały pochodzić od Boga. W końcu włosy staruszka były miękkie i gładkie jak u niemowlęcia. Wrzuciłam grzebień z powrotem do torby, obeszłam wózek i stanęłam przed nim. Przykucnęłam na kolana, położyłam ręce na jego kolanach i zapytałam: „Proszę pana, czy zna pan Jezusa”. „Tak, znam”, powiedział. No, było do przewidzenia. Wyjaśnił: „Znam Go od chwili, gdy pobraliśmy się z moją narzeczoną. Nie wyszłaby za mnie, gdybym nie poznał Zbawiciela. Widzisz, problem w tym, że nie widziałem mojej żony od dawna. Przechodziłem operację na otwartym sercu, a ona była zbyt chora, aby mnie odwiedzić. Siedziałem obie tutaj myśląc sobie: Jak nieporządnie będę wyglądał dla niej”. Tylko Bóg wie jak często pozwala nam być częścią boskiego poruszenia, gdy my jesteśmy całkowicie nieświadomi jego znaczenia. To, z drugiej strony, było jedno z tych rzadkich spotkań, gdy wiedziałam, że Bóg interweniował w szczegółach znanych tylko Jemu. To było Boże poruszenie, którego nigdy nie zapomnę. Nadszedł czas na przejście do samolotu, a nie lecieliśmy tym samym. Bardzo byłam zawstydzona swoim zachowaniem na początku i byłabym tak dumna, gdybym mogła mu towarzyszyć do samolotu. Nadal było jeszcze kilka minut wolnego. Gdy zbierałam swoje rzeczy stewardesa wróciła z korytarza ze łzami spływającymi jej po policzkach. Zapytała: „Ten staruszek szlochał, siedząc w fotelu w samolocie. Dlaczego pani to zrobiła? Co spowodowało pani zachowanie?” Powiedziałam: „Czy zna pani Jezusa. On może być najsilniejszym szefem na świecie!” i wtedy zaczęło się dzielenie. Nauczyłam się wtedy czegoś o Bogu. On wie o tym, kiedy jesteś wyczerpany, ponieważ nie jesteś głodny, gdy służysz w niewłaściwym miejscu, albo już czas na pójście dalej, lecz ty czujesz się odpowiedzialny za budżet. Wie o tym kiedy jesteś zbolały i czujesz się odrzucony. Wie, kiedy jesteś chory czy kiedy toniesz pod falami pokuszenia. On wie również o tym, kiedy potrzebujesz czesania. Widzi ciebie indywidualnie. Powiedz Mu o twoich potrzebach! Poleciałam w swoim kierunku dusząc szloch w gardle, zastanawiając się jak wiele możliwości takich jak ta jedna straciłam po drodze… ponieważ nie chciałam, aby ludzie myśleli o mnie jako o dziwaczce. Bóg nie posłał mnie do tego staruszka, On posłał jego do mnie.
Koniec historii.
Ta historia ma pobudzić Bożą zazdrość, abyśmy weszli głębiej do życia i uczynków Syna Bożego poprzez prowadzenie Jego Ducha. „Z łaski zabawieni jesteście przez wiarę, nie z was, Boży to dar, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do DOBRYCH UCZYNKÓW, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Ef. 2:8-10). Wejdź do pracy Pańskiej! Jest w tym pełnia i niewypowiedziana obfitość radości.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Z listy mailowej „inspirations”:
http://tentmaker.org/newinspiration/index.html
We have hundreds of Tentmaker Inspirations of Life
which have not been posted to our Internet site yet
due to the amount of time it takes to code each.