Category Archives: Brogden Chip – artykuły

Powrót do Krzyża

Chip Brogden

Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” (1Kor. 2:2).

Pomimo że wiedza Pawła była całkiem obszerna i miał wiele rzeczy do powiedzenia i nauczenia Koryntian, zdecydował się stać się człowiekiem jednego tematu: Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego.

Musimy stać się głupcami, aby stać się mądrymi.

  • Musimy zrezygnować ze wszystkiego, aby wszystko odzyskać.
  • Musimy stać się słabi, aby być silni.
  • Musimy umrzeć, aby żyć

Możemy cytować słowa Jezusa, starać się naśladować Go jako nasz Wzór, zmagać się na wąskiej drodze, a nawet wykonać pewne dobre uczynki w Jego Imieniu, lecz bez Krzyża cała ta działalność to drewno, słoma i siano. W chwili, w której zostaniemy skonfrontowani z przeciwnościami bądź sprowokowani, upadniemy. Możemy wyglądać na cierpliwych, lecz przyjdzie taki dzień, gdy stracimy cierpliwość. Możemy wyglądać na łagodnych, lecz przyjdzie dzień, gdy ujawni się nasza szorstkość. Możemy wyglądać na pokornych, lecz przyjdzie dzień, gdy nasza pych a zostanie w nas ujawniona i upadniemy. Być może udaje nam się przestrzegać litery prawa i możemy zewnętrznie wyglądać w oczach innych na sprawiedliwych, lecz w samotności i tajemnicy naszego serca i umysłu odkrywamy, że wewnątrz tego kielicha jest pełni nieczystości.

Wzywając nas do powrotu do Krzyża, Bóg wzywa, abyśmy złożyli nasze życie i uchwycili się Mądrości śmierci, pogrzebu i zmartwychwstania i wstąpienia do nieba, aby żyć w Królestwie Bożym jako synowie i córki. Bez Krzyża nie możemy ani wejść do Królestwa, ani żyć w Duchu, bez względu na to, jak bardzo pragniemy. Ponieważ bez Krzyża nie wiemy, co to znaczy nadstawić drugi policzek, iść dodatkowy kilometr, kochać naszych wrogów i modlić się za tych, którzy prześladują nas. Bez Krzyża nie wiemy, co to znaczy poddać się woli Bożej, przyjąć cierpienie i rzucić się w Jego ramiona.

Bez krzyża, nie wiem czym jest Zmartwychwstanie.

Religia stara się zreformować człowieka; Krzyż stara się go ukrzyżować. Religii może nie udać się doprowadzić do jej celu, lecz Krzyż nigdy nie zawodzi, zawsze swój cel osiąga. Ludzkość poszukuje moralności, cnoty, duchowości, nawet wykonuje religijne uczynki i dobre uczynki po to, aby uniknąć śmierci na Krzyżu. Lecz oto nie ma ran, blizn, nie ma dowodu na to, że kiedykolwiek nastąpiła śmierć i ponowne ożywienie dla Boga. Albo człowiek w ogóle nie umarł, albo umarł i został wzbudzony z martwych. Nie można podrobić zmartwychwstania.

Krzyż jest środkiem, którego Bóg używa do zredukowania nas do rozmiarów Chrystusa, abyśmy mogli zostać wzbudzeni do nowego Życia. To, co jest niemożliwe do osiągnięcia nawet przez całe życie podejmowanych wysiłków własnych, z łatwością dokonuje Bóg przez Krzyż. Możemy próbować na tej drodze wielu skrótów i próbować ucieczki przed nieuniknionym, lecz w dniu, w którym przestaniem zmagać się i łagodnie zaakceptujemy Krzyż, odkryjemy, że wszystko już zostało dla nas zrobione. Faktycznie Krzyża, śmierci przez ukrzyżowanie, nie można osiągnąć przez samobójstwo. Nie możemy ukrzyżować sami siebie. Narzędzie naszej śmierci zostało dla nas wybrane, jak i sposób w jaki się odbędzie, oraz chwila i czas trwania egzekucji – wszystko kontrolowane przez kogoś Innego. Nic nie da się zrobić, ponieważ musimy poddać się Niewidzialnej Ręce i zdać się całkowicie na Niego. Jeśli idziemy za Jezusem, musimy podejmować krzyż codziennie, wyrzekać się siebie i iść za Nim (Łk. 9:23).

Krzyż jest mądrością przez głupotę

Mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną” (1Kor. 1:18).

Jest to mądrość, która pochodzi z góry. Ta mądrość jest przeciwna do ziemskiej mądrości. Nasze myśli, rozumowanie, sprzeczki, uzasadnienia i opinie są bezwartościowe w oczach Bożych. Poleca się nam, abyśmy mieli umysł Chrystusa i szukali mądrości, która pochodzi od Boga.

Mówiąc po ludzku, Krzyż nie ma sensu. Jeśli podchodzimy do Boga tylko przy pomocy naszego umysłu, nigdy Go nie poznamy. Jeśli badamy Krzyż po to, aby zdobyć nowe nauczanie czy nową doktrynę to nie będzie to miało żadnego wypływu na nas. I rzeczywiście, wielu zapamiętuje właściwe wersety Pisma, nawet naucza innych tego, czego się nauczyli, a jednak nigdy nie przeżywa jego rzeczywistości. Jakże łatwo i spokojnie mówimy o umieraniu dla siebie, podejmowaniu krzyża i życiu ukrzyżowanym życiem, lecz wiedza bez doświadczenia tylko zwodzi nas, abyśmy myśleli, że żyjemy czymś tylko dlatego, że potrafimy mentalnie powtarzać pewne fakty. W sprawach duchowych nie liczy się to w ogóle.

Musimy prosić Boga, aby opróżnił nas ze z góry przyjętych założeń i poglądów, i napełnił nas zamiast tego Jego Umysłem. Musimy zaniechać naszej mądrości i przyjąć Jego Mądrość. Jego Mądrość to jest to w jaki sposób On postrzega rzeczywistość. To jak my widzimy różne rzeczy nie ma znaczenia i prowadzi nas na manowce. Jego Drogi i Jego Umysł są wyższe niż nasze drogi i nasz umysł. Krzyż jest środkiem przez który Bóg niszczy ziemską mądrość i cielesny umysł.

Krzyż, zatem, jest mądrością przez głupotę.

Krzyż to zdobywanie przez tracenie

Zazwyczaj myślimy, że aby zebrać więcej, musimy dodawać do tego, co już mamy. Mądrość Boża uczy nas, że aby coś zdobyć, musimy najpierw coś stracić. Pomyśl o dziecku, które nie chce puścić swojej starej zepsutej zabawki po to, aby przyjąć nowe zabawki od ojca. Dla niego to strata czegoś ważnego, lecz przez wypuszczenie, rezygnację, zyskuje.Podobnie jak to dziecko uparcie nie zgadzamy się na rozluźnienie uścisku zaciśniętego na naszych duchowych posiadłościach. Wytrwale trzymamy się rzeczy jak dziecko przywiera do swoich zepsutych zabawek. Zbieramy nauczania, doświadczenia, dobre uczynki, wskazując na nie jako na dowód tego, że jesteśmy duchowo wyposażeni. Dopóki nie zechcemy podzielić się naszymi „bogactwami”, nie będziemy wstanie przyjąć prawdziwych Bogactw Chrystusa w nas. Krzyż demonstruje prawdę, która mówi, że aby coś zdobyć nie należy więcej zbierać, lecz stracić to, co już jest. Tak naprawdę nie możemy nic otrzymać od Boga dopóki nie nauczymy się rezygnować dla Boga. To duch woła: „Nie moja wola, lecz twoja niech się stanie” i „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego„.

Te słowa wypowiada się z łatwością, lecz nie jesteśmy w stanie ich docenić czy rzeczywiście przeżyć, dopóki nie zostaniem przeprowadzeni przez przeżycie naszej własnej Getsemane i Golgotę. Do tego czasu możemy zwyczajnie recytować niektóre słowa, lecz tak naprawdę nie wiemy, co rzeczywiście oznacza poddać się Bogu, być całkowicie poświęconymi i poddanymi Jemu. Krzyż przygotowuje nas do przyjęcia nowych rzeczy w taki sposób, że najpierw zmusza nas do rezygnacji.

Tak więc, Krzyż jest zdobywaniem przez tracenie.

Krzyż jest mocą przez słabość

Bóg wybrał to co słabego u świata, aby to zawstydzić to, co mocne” (1Kor. 1:27b).Naturalny sposób myślenia prowadzi nas do wniosku, że moc i słabość są sobie przeciwne. To znaczy, że aby mieć moc, musimy eliminować słabości. Mądrość Boża uczy nas czegoś innego, to jest tego, że to co słabe zostało wybrane, aby pokonać to co mocne, a jednocześnie moc działa w słabości.

Krzyż jest środkiem do zadania bólu, osłabienia i powolnego zabijania. Jest ostatecznym wyrazem słabości. Ofiara jest rozebrana do naga i przybita do drzewa za ręce i stopy. Cały ciężar wspiera się na nogach tak długo, dopóki są wstanie go unieść. Gdy już nie wytrzymują cały ciężar spoczywa na wyciągniętych ramionach (aby ten proces przyspieszyć, czasami łamano nogi). Klatka piersiowa ostatecznie zapada się pod tym naporem i bezradna ofiara powoli umiera z powodu uduszenia, gdy płuca zawodzą.

Ukrzyżowany ledwo się może poruszać, a co dopiero walczyć. Gdy już raz gwoździe zostaną wbite, nie ma możliwości, aby je usunąć. Niczego ze sobą nie zabierasz i nic ci nie zostaje, nie możesz ani przyspieszyć, ani zwolnić chwili swojej śmierci. Wszyscy mogą oglądać twoją nagość,oprócz cierpienia fizycznego cierpisz z powodu wstydu, dusza jest obdarta ze swej godności i dumy. Nie ma ucieczki.  Bóg pragnie dać ci moc, lecz moc przychodzi tylko przez słabość. Wszelka moc nie uzyskana przez słabość jest nielegalna, bez względu na to, jak bardzo duchowo wygląda. Jedyna legalna moc jest udzielana tym, którzy zostali doprowadzeni do słabości. Moc rodzi się w słabości.

Wielu tryska pewną „mocą”, lecz nie ma odpowiedniej słabości, tak więc, moc daje im tylko okazję do pysznienia się. Aby temu zapobiec Bóg zarządził, aby wszyscy, którzy mają mieć Jego moc zostali najpierw osłabieni i opróżnieni – my mówimy o tym, jako o „złamaniu”. Celem osłabienia i cierpienia jest otworzyć drogę dla Jego Mocy, a narzędziem, które Bóg używa, aby nas osłabić jest Krzyż.

Tak więc, Krzyż jest mocą przez słabość.

Krzyż jest życiem przez śmierć

Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal.2:20a). Nie ma Zmartwychwstałego Życia, bez Ukrzyżowanej Śmierci. W naturze spodziewamy się tego, że, aby żyć, trzeba unikać śmierci wszelkimi sposobami. A jednak Mądrość Boża uczy nas, że Życie zyskuje się przez uchwycenie się Śmierci – to jest, gdy umieramy dla siebie, stajemy się żywi dla Chrystusa.

Zasada śmierci działa w nas. Gdy się rodzimy, zaczynamy się starzeć i umierać. Dla tego kto jest w Chrystusie, fizyczna śmierć nie jest końcem, lecz początkiem. Podobnie, zarządzona przez Boga śmierć na Krzyżu nie jest końcem, lecz początkiem. Krzyż wykonuje dzieło śmierci w nas, aby Duch mógł wykonywać dzieło życia w nas. Krzyż zabija to, co należy zabić w nas, podczas gdy Duch daje Życie temu, co zostało zabite. Krzyż bije i rozrywa, Duch odbudowuje to, co zostało zniszczone. Wyłącznie ci, którzy doświadczyli Śmierci, mogą naprawdę usługiwać Życiem i mówić do martwych ludzi.

Jeśli więc nie nauczyliśmy się co to znaczy oprócz cierpienia fizycznego, codziennie umierać, nie będziemy doświadczać codziennie Bożego życia. Słowem: jestem martwy, a jednak żyję. Jestem ukrzyżowany, a jednak żywy. Z jednej strony zostałem osłabiony do punktu śmierci i bezsilności; z drugiej strony żyję przez moc Boża i jestem wzmocniony przez wszelką moc Jego Ducha, który mieszka we mnie. Chwila, w której rezygnuję z przeżywania śmierci, jest dokładnie tym samym momentem, w którym przestaję doświadczać życia, ponieważ Krzyż jest życiem przez śmierć.

Cel Bożego postępowania

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (John 21:18). Pomimo że postawa naszego serca powinna być podobna do dziecka, Bóg chce, abyśmy byli dojrzałymi mężczyznami i niewiastami. On pragnie powolnego wzrostu, ale aby to osiągnąć, Pan dopuszcza do nas wiele nieprzyjemnych okoliczności i prób.Gdy jesteśmy młodzi w Panu, robimy, co nam się podoba. Wielką przyjemność sprawia nam usługiwanie Panu zgodnie z naszą własną myślą, a wszystko jest lekkie i przyjemne. Prowadzimy życie oparte na uczuciach i zmysłach. Łatwo jesteśmy poruszani tym, co czujemy. Jeśli jesteśmy szczęśliwi z przyjemnością wyrzekamy się siebie i wylewamy swoje wnętrze na nabożeństwie, lecz gdy jesteśmy smutni czy zakłopotani okolicznościami życiowymi czujemy się tak, jakbyśmy wędrowali przez pustynię. Pan musi sięgnąć i sprowadzić małą owcę z powrotem do Siebie, gdzie nasze uczucia zostają odnowione i odbudowujemy nasze oddanie z tym samym wigorem co poprzednio. Jest to sposób na tych, którzy są młodzi; ubierają się jak chcą i chodzą gdzie chcą.

Lecz gdy stajemy się starsi w Panu, życie wiary zaczyna się wtedy, gdy wyciągamy nasze ręce w poddaniu i pozwalamy Innemu, aby nas ubrał i zaprowadził tam, gdzie nie chcemy iść. Nie ubieramy się sami i nie chodzimy swoimi drogami. Nie idziemy już, tylko jesteśmy prowadzeni. Możemy już więcej nie zastanawiać się nad naszymi własnymi pragnieniami. Już więcej nie zachowujemy się według naszej własnej woli bez Jego woli. Zamiast tego, w końcu poddajemy się Bożemu postępowaniu z nami. Uznajemy w końcu to jak bardzo byliśmy do tej pory przepełnieni sobą, dodając wiele słów do tego, co dał nam Bóg i czyniąc wiele bez Tego, który nas powołał do działania. Podobnie też, czujemy to jakże często nie mówiliśmy czegoś czy nie działaliśmy, ponieważ po prostu kochaliśmy siebie bardziej niż Boga.

Ta przemiana między życiem uczuciami, a życiem wiary, od władania sobą do poddania się władzy Ducha, nie zdarza się w kilka dni. Co znajduje się między doświadczeniem młodzieńca i doświadczeniem starego? Co takiego doprowadza do tej dojrzałości? Jak odbywa się ten wzrost? Jakim sposobem Bóg dokonuje Swego dzieła transformacji?

Pan powiedział Piotrowi w jaką śmiercią uwielbi Boga (w. 19). Wiemy, że Piotr został ukrzyżowany głową na dół i umarł męczeńską śmiercią, lecz, codzienny krzyż samo wyrzeczenia, który Piotr niósł, był środkiem, przez który Bóg mógł pokonać jego dziką naturę i przemienić go w męża wiary. On był żywą ofiarą. Fizyczny krzyż, na którym zginął był świadectwem tego, że złożył swoje życie milion razy wcześniej.

Śmierć, której Bóg rzeczywiście poszukuje w nas, to nie przyszłe złożenie naszego fizycznego życia, lecz codzienne, chwila po chwili składanie siebie. Nie jest męczeńska śmierć to raz na zawsze, lecz codzienne umieranie i życie dla Boga, co przynosi Mu najwięcej chwały. Tak naprawdę, tym, którzy nie wyrzekli się siebie w tych wydawałoby się nieistotnych sprawach codziennego życia, będzie trudno, o ile w ogóle będzie to możliwe, złożyć swoje fizyczne życie, jeśli będzie konieczne. Bóg wzywa nas, abyś został głupce, po to, aby stać się mądrym; zrezygnuj ze wszystkiego po to, aby otrzymać wszystko z powrotem; stań się słaby, aby stać się silnym; wróć do krzyża i umrzyj, abyś mógł żyć.

Przez te strony mamy nadzieję przekazać to pilne wezwanie. Dziś prośmy Boga o to, aby przyspieszył bicie naszych serc, aby dał nam to, abyśmy stali się Ludźmi Krzyża, przeżywającymi Śmierć Pańską, abyśmy mogli żyć Życiem Pana.

Postanówmy więc, nie umieć niczego, jak tylko Chrystusa i to ukrzyżowanego; ponieważ, „nie masz ucznia nad mistrza, lecz należycie będzie przygotowany każdy, gdy będzie jak jego mistrz” (Łk. 6:40).

topodin

WEJDŹ DO ODPOCZNIENIA

Chip Brogden

Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie (Mt. 11:28).

„Przyjdźcie do Mnie”. Przyjdźcie do mnie. Nie do Kościoła, nie do męża Bożego, nie do nauczania, nie do grupy. Przyjdźcie do Mnie i uczcie się ode Mnie. Ja wam dam odpocznienie. Nikt inny może dać wam odpocznienia. Nie możecie na nie zapracować. Odpocznienie jest darem Bożym. Jeśli jesteś narodzonym na nowo dzieckiem Bożym, to zrobiłeś to co najmniej raz z życiu. W chwili gdy powiedziałeś: „Boże, nie mogę zbawić siebie samego. Ufam, że skończone dzieło Chrystusa zbawi mnie. Jezu, bądź moim Zbawicielem i Panem” to znaczy w chwili, gdy przestałeś starać się zarobić na zbawienie uczynkami. Wszedłeś do odpocznienia. Zrezygnowałeś” z bycia zbawicielem siebie samego. Większość ludzi nauczyła się tego, że jest to od tej chwili ustanowione. Nie pomyślałbyś nawet o powrocie do tych dni, gdy pracowałeś na swoje zbawienie. Jesteś zbawiony i wiesz o tym.

W taki sposób zaczyna się chrześcijańskie życie, lecz jest coś znacznie więcej w chrześcijańskim życiu niż otrzymanie zbawienia. Jest to tylko pierwszy krok do większego świata. Jezus stale woła na ciebie, mówiąc: ” Przyjdź do Mnie, a Ja dam ci odpocznienie „. To postępuje, jest zdarzeniem codziennym. Każdego dnia przychodzimy do Jezusa, każdego dnia przekazujemy coś innego, każdego dnia uczymy się odpoczywać w Nim, ufać Jego życiu.

Jak to wygląda? Tak, wielu chrześcijan zmaga się z grzechem. Walczą ze swymi uczuciami, emocjami, wspomnieniami. Martwią się i niepokoją, są związani strachem, są uwiązani złymi nawykami, ranami z przeszłości i przeżywają wiele porażek i nieliczne zwycięstwa.

Czy nie możemy ufać Jezusowi, że da nam odpocznienie w również w tych sprawach? Jeśli możemy zaufać Mu i wierzyć w zbawienie, czy nie możemy ufać mu i wierzyć Mu w zwycięstwo? Właśnie to jest to, co Pan ma na myśli, mówiąc: „Przyjdź do mnie, a Ja dam ci odpocznienie „. Odpocznienie, do którego wchodzimy ma objąć wszystkie dziedziny, a nie tylko samo zbawienie. Jakże smutne jest to, że możemy odpocząć wyłącznie w zbawieniu, lecz nie mamy pokoju, odpocznienia, wolności od stałego ucisku i zniechęcenia, i obaw współczesnego czasu.

Zasada sabatowego odpocznienia może być zastosowana do każdej dziedziny twojego życia, a nie tylko do zbawienia. Czy bywasz niepokojony myślami? Oczywiście, od czasu do czasu wszyscy martwimy się o coś, lecz gdy wchodzimy do Jego odpocznienia, nie martwimy się już o to. Poza Nim jest mnóstwo rzeczy, o które trzeba się martwić; lecz gdy przychodzimy do Niego i jesteśmy w Nim, On daje nam odpocznienie a nie da się odpoczywać i martwić równocześnie. Osoba, która się martwi nie może spać i z pewnością nie może odpoczywać. Osoba, która odpoczywa w Panu, nie martwi się.

Wers 14 z 3 rozdziału Ewangelii Marka, jest dla mnie szczególny, ilustruje bardzo ważny punkt. Mówi, że Jezus powołał dwunastu uczniów, aby BYLI z Nim, i aby mógł ich posłać na zwiastowanie ewangelii. Pragniemy wyjść i być używani, działać; lecz Jezus jest bardziej zainteresowany relacją, byciem z Nim i uczeniem się odpoczywania w Nim. Pamiętaj o dniu Sabatu, niech ta zasada wejdzie głęboko do twojego ducha, zanim wyruszysz, aby coś robić.

Oczywiście, poznałem mnóstwo ludzi, którzy wychodzą z religijnego systemu i zazwyczaj są napełnieni ogromnym pragnieniem i ekscytacją. Gdy proszą mnie o radę, doradzam im, aby zrobili sobie rok przerwy i przez chwilę „nic nie robili”. Chodzi mi o to, że religia napędza nas stale do działania, działania i działania dla Boga. Potrzebny jest czas odpocznienia. Musisz przeżyć sabatowy dziń i po prostu „być” z Jezusem jeśli chodzi o duchową aktywność. O tak, do brzmi miło, lecz nie spotkałem wielu, którzy potrafili by to robić. Wyszli z kościoła i zanim się zorientujesz, zaczynają kościół domowy, idą, szukając społeczności z innymi, bądź stają się niespokojni i kończą, wracając do kościoła, gdzie wszystko jest bardziej znajome. Idea zwykłego bycia z Jezusem i odpocznienia przez chwilę jest całkowicie obca ich rozumieniu.

Bez względu na to, gdzie jesteś w swej podróży – nowym chrześcijaninem, kimś kto właśnie wyszedł z religii czy kimś kto jest na pustyni przez długi czas – nie możesz uciec przed zasadą sabatowego dnia. Tu chodzi o relację, bycie z Jezusem, przyjście do Niego i odpoczywanie w Nim. Czy jesteś zadowolony zbycia z Jezusem. Czy Jezus ci wystarcza? Jeśli Jezus Ci wystarcza, to odpoczywasz. Gdy czujesz, że coś jest potrzebne wtedy zaczynasz szukać poza Nim, i stajesz się NIEspokojny.

Co by było, gdybyśmy przyjęli taką postawę z Panem: „Jestem zadowolony z tego, że po prostu jestem z Tobą. Jeśli widzisz, że mi czegoś brakuje, ufam, że zaspokoisz to, lecz nie szukam niczego poza Tobą. To obejmuje społeczność z innymi, służbę, duchowe przeżycia czy cokolwiek innego. Ty mi wystarczasz”. Bóg może coś z tym zrobić. Teraz jesteś zestrojony z sabatową zasadą. Nie szukasz, nie zmagasz się, nie usiłujesz uczynić czegokolwiek. Jesteś zadowolony, odpoczywasz w Panu i to jest życie wiary, życie zaufania, życie odpocznienia,…

To nauczanie jest dostępne na płytach audio:

http://www.TheSchoolOfChrist.Org/audio/cds128.html

aracer.mobi

Ewangelia Królestwa


Chip Brogden

I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w ich synagogach i głosząc ewangelię o Królestwie i uzdrawiając wszelką chorobę i wszelką niemoc wśród ludu (Mat. 4:23).


Czym jest Ewangelia? Samo słowo „ewangelia” oznacz „Dobra Nowina”. We współczesnym języku, jest to przesłanie zbawienia – to coś, czego potrzebujesz, aby iść do nieba, gdy umrzesz. Dobra Nowina, jak przeważnie jest rozumiana dziś, to sposób na zbawienie czy „narodzenie na nowo”; jak stać się wierzącym, chrześcijaninem. Głoszenie ewangelii zawiera w sobie powiedzenie ludziom, że po to, aby być zbawionym, trzeba przyjąć Jezusa Chrystusa jako ich osobistego Zbawiciele, co daje obietnicę życia wiecznego w niebie z Bogiem, po śmierci wierzącego. Dla niektórych Dobra Nowina idzie jeszcze dalej i ich przesłanie Ewangelii zawiera Boże zaopatrzenie w moc, zdrowie, powodzenie i sukces dla tych, którzy nauczą się jak korzystać z wiary. Oczywiście, jeśli nie „pomodlisz się modlitwą grzesznika”, jeśli nie zaakceptujesz Jezusa jako swego osobistego Zbawiciela, to Dobra Nowina staje sią Złą Nowiną: twoim wiecznym przeznaczeniem jest płonąć w piekle wraz z wszystkimi innymi niewierzącymi.


Lecz takie podsumowanie „tej Ewangelii” pobudza do pytań, które domagają się odpowiedzi. Słyszymy to, co jest głoszone i ogłaszane dziś jako „ta Ewangelia”. Lecz czy jest to ta Ewangelia, którą głosił Jezus? Czy jest to Ewangelia głoszona przez apostołów? Czy pierwszy kościół tak rozumiał Ewangelią? Czy, dla nich , Ewangelia była czymś więcej niż sprawą pójścia do nieba lub piekła? Czy jest możliwe, że jakieś dwa tysiące lat po tym, gdy Jezus zaczął dzielić sie Swoją Dobrą Nowiną, minęliśmy się z nią? Czy jest to możliwe, że dodaliśmy coś do oryginalnego przesłania? Czy jest możliwe, że coś odjęliśmy z pierwotnego przesłania? Jeśli minęliśmy się z prawdą i Ewangelia, którą głosimy jest w jakiś sposób błędna, lub brakuje jej czegoś, czy nie wyjaśniało by to braku wiary, mocy i świętości między wielu wyznającymi dziś chrześcijaństwo? A co, jeśli moglibyśmy wrócić do Pisma i odkryć rzeczywiste znaczenie stojące za wszystkim – prawdziwe przesłanie Ewangelii, całą radę Bożą, ostateczny cel, myśl i zamierzenie stojące za wszystkim, co Bóg zrobił, robi i będzie robił?


Jeśli spojrzymy na to, co Biblia mówi i uchwycimy implikacje Ewangelii według Jezusa to wkrótce odkryjemy, że Dobra Nowina jest lepsza niż śmielibyśmy nawet mieć nadzieję. Jest to historia odnowienia czegoś, co kiedyś wydawało się całkowicie stracone, odkupienie czegoś, co kiedy wydawało się całkowicie pozbawione nadziei. Jest to historia o Bogu doprowadzającemu do czegoś cudownie dobrego, z czegoś straszliwie złego. Jest to opowiadanie o Bogu tworzącemu życie i światło z śmierci i ciemności. Jest to opowiadanie o miłości, o niewiarygodnych granicach do których miłość może dojść, aby pozyskać obiekt swojego uczucia. Ewangelia jest czymś znacznie, znacznie więcej niż uniknięcie piekła i pójście do nieba; jest to historia Idei, Celu, Zamiaru, Planu, który się wykonuje w tym wszechświecie nawet teraz, gdy siedzisz i czytasz te słowa. Ten Ostateczny Cel może być podsumowany w jednej myśli, centralnej idei, którą znajdziesz wplecioną w całą Biblię i historię ludzkości. Jest to temat, który Jezus i pierwsi apostołowie głosili i dzięki zrozumieniu którego pierwsi wierzący w pierwszym kościele stawali się uczniami Chrystusa. To zrozumienie Bożego Ostatecznego Celu i Zamiaru wyraża się w czymś, do czego Biblia odnosi się jako do Królestwa Bożego. W centrum tego Królestwa Bożego jest Osoba. Wszystko, co Bóg zrobił, robi i będzie robił koncentruje się wokół tej Osoby. Biblia mówi, że wszystko pochodzi z Niego, przez Niego i dla Niego. Tą Osobą jest Pan Jezus Chrystus.

Bożą wolą jest to, aby Król i Jego Królestwo wypełniło wszystko Jego Światłem, Jego Miłością i Jego Życiem; a więc, to Królestwo nieustannie wzrasta, rozszerza się pomnaża. Są takie składniki wszechświata, które starają się sprzeciwiać temu wzrostowi. Pomimo, że mogą nieco opóźnić czy utrudnić to, nie są w stanie zatrzymać wzrostu Królestwa. Nie tylko nie da się go zatrzymać, lecz gdy ludzie zobaczą Króla takiego, jakim rzeczywiście On jest, nie będą już więcej chcieli się Mu opierać. To dlatego Królestwo stale wzrasta i rozszerza się tak, że ostatecznie wypełni wszystko.

Ewangelia według Jezusa
Po wielu stuleciach oczekiwania, Mesjasz w końcu przybył. Oczywiście, nie zdali sobie sprawy z tego, że On był Mesjaszem, nie mogli więc w pełni docenić znaczenia Jego służby. Z naszej strony, możemy patrzyć na zapisy biblijne i zobaczyć jakim był Człowiekiem. Szczególnie interesujące będzie to, co mówił na początku. Syn Boży mieszkał przez trzydzieści lat swego 33 letniego życia we względnym ukryciu, oczekując na właściwy czas. W końcu ten czas nadszedł i zaczął głosić Swoją Dobrą Nowinę. Jesteśmy wdzięczni za to, że przyszedł przynieść Dobrą Nowinę, Radosne Przesłanie, zamiast Złej Nowiny! Biorąc pod uwagę stan rzeczy wśród których się znalazł, fakt, że przyniósł Dobrą Nowinę, jest sam w sobie zdumiewający.

 


Jak więc była ta Dobra Nowina?

W szczególności ta, gdy Jezus zaczął głosić w wieku trzydziestu lat. Jaki był Jego główny temat? Zbawienie? Uzdrowienie i bogactwo? Potrzeba przebudzenia? Naukowa rozprawa na temat hebrajskich pism? Czy ogłoszenie Siebie jako Syna Bożego i domaganie się, aby Izrael Go uznał? Nie musimy spekulować nad treścią początków Jego głoszenia:

Odtąd począł Jezus kazać i mówić: Upamiętajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios (Mat. 4:17).

A potem, gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei, głosząc ewangelię Bożą. I mówiąc: Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii (Mk. 1:14,15 ).

On zaś rzekł do nich: Muszę i w innych miastach zwiastować dobrą nowinę o Królestwie Bożym, gdyż na to zostałem posłany (Łk. 4:43 ).


Niezwykłą rzeczą jest to, że nie tylko waga Królestwa Bożego była zawarta w nauczaniu Jezusa, lecz również to, że „ta Ewangelia” była całkowicie związana z „tym Królestwem”. Nie ma Ewangelii, która jest samodzielna i z dala od Królestwa. Jezus przyszedł do Galilei „głosząc Ewangelię Królestwa Bożego”. Królestwo Boże sprawia, że Ewangelia jest Ewangelią. To ma wielkie znaczenie, ponieważ wywołuje ważną kwestą. Jeśli Ewangelia jest głoszona dziś z zaledwie wspominaniem o Królestwie Bożym to czy jest to faktycznie ta Ewangelia? Z biblijnej perspektywy Królestwo Boże sprawia, że Ewangelia jest Ewangelią, lecz tylko nieliczni dziś mogą wyartykułować czym jest Królestwo Boże, gdzie ono jest i co ono oznacza. Rzadko kiedy jest również wspominane tam, gdzie głoszona jest tzw. „Pełna Ewangelia”. Jeśli jest już wymieniane to tylko przelotnie. Poproś chrześcijan (jak to robię), aby ci wyjaśnili, co to jest Królestwo Boże, a zobaczysz jaką różnorodność odpowiedzi otrzymasz. Większość w ogóle nie jest w stanie odpowiedzieć. Niektórzy mówią, że jest to w Niebie, które stało się jakiegoś rodzaju kościelnym domem wypoczynkowym dla drogich świętych, którzy odeszli. Inni odpowiedzą, że Królestwo Boże odnosi się do przyszłych czasów, gdy Jezus będzie rządził na ziemi przez 1000 lat. Jeszcze inni powiedzą z Pismem w ręce, że Królestwo Boże jest w tobie, lecz nie będą w stanie powiedzieć niczego poza cytowaniem tego wersetu.


Jak to możliwe, że przy całym zwiastowaniu „tej Ewangelii” ciągle pozostajemy tak nieprecyzyjni i niedoinformowani o Królestwie Bożym? Czy to możliwe, że skoro Jezus mówi:  I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec (Mat. 24:14), to zakończenie czasów jest opóźnione właśnie dlatego, że nie mamy, nie wykonujemy i nie głosimy tej Ewangelii o Królestwie? Czy to możliwe, abyśmy nie głosili tej Ewangelii Królestwa, ponieważ nie wiemy, co to jest? Jeśli nie to dlaczego? Jakie bardziej dokładne zrozumienie Królestwa Bożego zmieni nasze głoszenie i przyspieszy koniec tego wieku i początek nowej ery?

deeo

NIebezpieczeństwo spoufalenia

Chip Brogden

Łuk 7:44 in.

Wszedłem do twojego domu, a nie podałeś mi wody do nóg moich;.

Jak często traktujemy lekko obecność Jezusa? Nasza pseudo-chrześcijańska kultura jest bluźniercza. Nie mówię o świeckości języka, lecz o traktowaniu boskich rzeczy ze swobodną, apatyczną i nonszalancką postawą. Bluźnimy świętym rzeczom traktując je jak coś zwykłego, normalnego, powszechnego oi rutynowo.

Ciekawe jest to, że tylko ci, którzy znają Świętego zagrożeni są spoufaleniem w tej dziedzinie. Niewierzący, ci którzy nie są ze Świętym zaznajomieni, nie mogą bluźnić temu, czego nie rozumieją.

Niebezpieczeństwo spoufalenia polega na tym, że wiemy i zaniedbujemy.

Właśnie tutaj w Ewangelii Łukasza w 7 rozdziale jest to dla nas zilustrowane. Faryzeusz zaprosił Jezusa na obiad. Nie jest to jakiś nieobeznany z religijnymi sprawami człowiek, lecz członek najbardziej ostrego stronnictwa religijnego. Jezus przyjął jego zaproszenie i wszyscy zasiedli do posiłku.

W czasie, gdy siedzieli przy stole, weszła do pomieszczenia kobieta z alabastrowym słoiczkiem oleju. Wiemy, że była grzesznicą, ponieważ Łukasz tak komentuje wydarzenie: A oto pewna kobieta z tego miasta, grzesznica,… (7:37 in.). Ta grzesznica robi coś dziwnego i wspaniałego: obmywa stopy Jezusa  swymi łzami i wyciera je włosami, całując Jego stopy; namaszcza je też przyniesionym pachnącym olejem.

Oczywiście, faryzeusz jest ogromnie zgorszony tym, że ta grzesznica przyszła nieproszona do jego domu. Jest również nieco zmieszany tym wyrazem uczucia. Myśli sobie: Gdyby Jezus był prorokiem, wiedziałby, kim i jaka jest ta kobieta, która go dotyka, bo to grzesznica. Lecz w umyśle  Jezusa, istotne jest to: Kto faktycznie Mnie kocha, a kto mnie lekceważy.

W tamtych czasach nikt nie podróżował dla przyjemności. Powszechnie nie lubiano tego ze względu na upał i brudną przeprawę, której unikano, jeśli tylko było to możliwe. Większość ludzi, w tym i Jezus, podróżowała na piechotę, tak więc rytuał zajmowania się gośćmi był związany ze stałymi zasadami i koncentrował się wokół stóp. Po wejściu do czyjegoś domu, gospodarz witał gościa pocałunkiem w oba policzki i oferował wodę do umycia zmęczonych i brudnych nóg. Jeśli było to możliwe proponowano również jakieś perfumy i olej, aby gość mógł się odświeżyć. Jednak faryzeusz nie dopełnił tej nawet w najbardziej podstawowej, zwykłej i tradycyjnej grzeczności  wobec gościa (7:44-46 in.):

Nie  dałeś wody do stóp moich…., nie pocałowałeś mnie, … głowy mojej nie namaściłeś . . .

Obecność Jezusa została lekko potraktowana!  Czy było to tylko przez zapomnienie ze strony gospodarza, czy też coś innego?  Głębszego?

Być może faryzeusz nadmiernie się spoufalił z Jezusem – stał się po prostu troszkę nazbyt swobodny. Z daleka Jezus był niesamowity, a teraz siedział u niego przy stole, w jego domu i mógł się przekonać, że Jezus jest człowiekiem. Może doszedł do wniosku, że Jezus nie różni się tak bardzo od niego. To tylko Jezus, nie się więc czym ekscytować. Niech się sam zatroszczy o wodę i umyje sobie nogi. To jest właśnie niebezpieczeństwo spoufalania!

Mówi się, że poufałość rodzi pogardę. Na początku pragnęliśmy obecności Pana, lecz dziś już lekceważymy ją. Na początku byliśmy w zachwycie, lecz teraz być może nie jesteśmy już tak zdumieni. Jego odwiedziny stają się bardziej rutyną, czymś zwyczajnym, bardziej powszechnym. Przyzwyczailiśmy się już do śpiewanych pieśni a czytanie biblii jest suche; świadectwa składane przez braci i siostry nie poruszają nas, w końcu już to wszystko słyszeliśmy i widzieliśmy tyle razy.

Z drugiej strony właśnie ta kobieta, zachowała cichą cześć, poczucie boskiego zdumienia, majestatyczne wyrażenie zadumy na Tym co Święte. Oddała cześć Temu, któremu cześć się należy. Wykonała to, czego zabrakło. Gdy przybyła i zobaczyła, że nikt nie usłużył Panu, to, na tą jedną chwilę, w tym miejscu stał się On centrum jej istnienia.

Tak niewielu ludzi prawdziwie dziś usługuje Panu Samemu. Oczekują, że Pan będzie usługiwał im i faktycznie robi to. Lecz taka jest natura Pana Jezusa, że On nigdy nie zwróci uwagi na siebie, nigdy nie powie:”Dlaczego nie usługujesz Mnie? Dlaczego Mnie lekceważysz? Dlaczego nie umyłeś Moich stóp?” Będzie milczał i oczekiwał, że ktoś Go zauważy. Być może to właśnie jest przyczyną faktu, że często jest pomijany i lekko traktowany; On nigdy nie stara się o nic dla siebie.

Kiedy po raz pierwszy Pan pokazał mi wagę usługiwania Jemu, nie żądał ode mnie niczego. Po prostu pozwolił mi doświadczyć tego, jak samotny był pośrodku całej religijnej działalności. Tam, wśród naszych wspaniałych kościelnych nabożeństw zrozumiałem, że lekceważymy Jezusa – zbyt dobrze znamy Jego obecność. Gdy zrozumiałem to, jaki sprawia to ból Panu, natychmiast też wiedziałem, co należy zrobić. To właśnie wtedy zrozumiałem, że usługiwać Panu jest rzeczą pierwszoplanową, najważniejszą; podstawowym celem i przyczyną naszego istnienia.

Najlepsi kelnerzy i kelnerki to ci, którzy uprzedzają twoje potrzeby i natychmiast ruszają, aby je zaspokoić – nawet nie musisz o to prosić. Nie mówią: „Czy chce pan jeszcze herbaty?” Patrzą, czy potrzebujesz, a gdy widzą, że masz pustą szklankę, pojawiają się, aby ją napełnić.

Kelner, sługa, usługujący: wszystkie trzy wyrazy mają to samo znaczenie. Oczekiwać na Pana; być sługą Pana; usługiwać Panu; wszystkie trzy opisują tę samą funkcję i cel działania. Najczęściej nie jest to głoszenie, nauczanie, podróżowanie czy budowanie wielkiej służby, lecz wypatrywanie, uprzedzanie i zaspokajanie Potrzeb Pana, którego nikt nie lekceważy.

Pan daje przez calutki dzień; On uczy tłumy; On uzdrawia ich choroby; On wychodzi naprzeciw ich potrzebom, a pod koniec dnia jest zmęczony, ma brudne stopy i potrzebuje odświeżenia. Lecz często jest tak, że Jego potrzeby są całkowicie pomijane, a my gorliwie wyciągamy ręce po NASZE błogosławieństwo.

Z pewnością ta kobieta miała wiele potrzeb, a jednak przyszła do Pana Jezusa, nie po to, aby błogosławieństwo otrzymać, lecz aby błogosławić (Łuk 7:44-46 in.):

On zaś łzami skropiła nogi moje i włosami swoimi wytarła,… nieprzestała całować nóg moich, … ona zaś olejkiem namaściła nogi moje..

Gdy Jezus wchodzi do „naszego domu”” – czy to jest miejsce oddawania czci, dom, praca, czy serca – czy lekceważymy Go? Czy Jego Potrzeba jest zaspokojona?

Modlę się o to, aby Pan przekonał nas, że bluźnimy Panu i uwolnił nas od spoufalenia. Pokutujmy i odkryjmy ponownie Tego, który siedzi z nami przy stole.

ceo продвижение сайта