Michael Brown
Prawdziwy kryzys współczesnego kościoła charyzmatycznego: brak Bożego ognia
Największym problemem we współczesnym charyzmatycznym kościele zielonoświątkowym Ameryki na pewno nie jest „dziwny ogień”. Jest nim brak ognia Ducha Świętego, Bożego ognia, ognia nawiedzenia, ognia Pięćdziesiątnicy.
Czy jest jakiś „dziwny ogień” pośród nas, jakieś cielesne manifestacje i okazywanie przerostu emocji? Jestem pewien, że tak, ale prawdopodobnie jest to niewielki procent tego, co rzeczywiście dzieje się w najbardziej charyzmatycznych kościołach zielonoświątkowych w Ameryce.
Zamiast tego mamy „charyzmatyczną formę uwielbienia”, czyli śpiewamy współczesne piosenki (co i tak już jest bardzo ryzykowne), podnosimy ręce, możemy nawet wznieść głos (troszkę), pojawiają się jakieś stare męczące proroctwa powtarzane kolejny raz i od czasu do czasu wypowiedzi w językach, kilka osób może nawet tańczyć w nawach bocznych i to wszystko.
Aha, może jeszcze mamy modlitwę za chorych na koniec nabożeństwa, a niektórzy ludzie mogą nawet „upaść pod mocą Ducha” (co jest wspaniałe, jeśli Duch naprawdę dotyka kogoś, bo inaczej to bez sensu).
Ale gdzie jest Boże nawiedzenie?
Gdzie jest demonstracja Bożej mocy?
Gdzie jest dotykanie nie zbawionych mocą zmartwychwstałego Pana?
Gdzie jest wylanie głębokiej skruchy, natychmiastowe wyzwolenie z życiowych więzów, nagły wybuch cudownych uzdrowień?
Gdzie są prorocze słowa, które rzucają grzesznika na kolana na skutek cudownego objawienia rzeczywistości Boga?
Gdzie poruszenie Boga, który zapiera nam dech w piersiach, niezwykła bliskość nieba podczas uwielbienia, która radykalnie zmienia naszą perspektywę w mgnieniu oka?