Category Archives: Kleint Kevin

Moje siedem lat w Liście Eliasza_3

Spotkanie z Toddem Bentleyem

14 marca 2011

Kevin Kleint

Jeśli trafiłeś na tą serię pierwszy raz zacznij proszę od Części 1 – Na początku. Da ci to lepsze zrozumienie tego, jaką drogę Kevin przeszedł. Zachęcam do przeczytania wszystkich 9 części, aby uzyskać „pełny obraz”.

Po około roku od chwili zatrudnienia się w Liście Eliasza po raz pierwszy spotkałem się z Toddem Bentleyem.

Todd Bentley

Pomimo że przed publicznością był to człowiek charyzmatyczny i pełen ognia, na poziomie osobistym wydawał się raczej osobą bardzo niepewną. Nie był przywykły do sławy, która spadła na niego, lecz zdecydowanie cieszyła go. Po pewnym czasie Todd poprosił Steve czy nie zechciałby wysłać jednego ze swoich pracowników na misję z Fresh Fire Ministries (służba Todda Bentleya) do Ugandy. Steve wskazał na mnie, że powinienem jechać, nawet wspaniałomyślnie zaproponował, że pokryje koszty tej podróży oraz moją wypłatę, jeśli pojadę. Początkowo nie chciałem (nigdy nie czułem powołania do Afryki), lecz po długich namowach Steve i współpracowników, zdecydowałem się.

Po dziś dzień wyjazd do Ugandy jest dla mnie swego rodzaju wielkim „znakiem zapytania”. Nie wiem, po co Bóg mnie tam posłał, czy to w ogóle był Bóg, czy ludzka decyzja. Nawiązałem kilka kontaktów z ludźmi, którzy są mi bliscy do dziś, lecz ogólnie było to bardzo dziwne doświadczenie.

Choć nie mam żadnych dowodów, aby to wykazać w taki czy inny sposób, wydaje się, że plany były czynione „na chybcika” i kilka razy moje życie było zagrożone (bądź tak mi powiedziano). Jednej nocy, gdy byliśmy z partnerem pośród ludzi, modląc się o nich, Dave Bentley (ojciec Todda) zaczął wrzeszczeć do mnie ze sceny: „Kevin … RUSZAJ! RUSZAJ! RUSZAJ! RUSZAJ!” złapałem partnera i pobiegliśmy do autobusu.  Na następny dzień rano, Dave powiedział mi, że widział 2 ludzi w muzułmańskich nakryciach głowy, którzy zbliżali się z dzidami. Trzeba powiedzieć, że byłem nieco wstrząśnięty, więc tego ranka napisałem do Steve prosząc o modlitwę. W tym czasie żona nie miała ani komórki, ani skrzynki email, więc miałem nadzieję, że być może mój szef skontaktuje się z nią, lecz tak się nie stało. Później dowiedziałem się, że natychmiast zamienił moja prośbę w post (usunięty już z archiwum) i wysłał jako prośbę modlitewną na Listę Eliasza. Nie było tak źle, lecz moja żona nic nie wiedziała o mojej sytuacji, aż do chwili, gdy jej przyjaciółka przeczytała post i przyszła pocieszać ją.

Powiedziano nam, że w czasie tej podróży 2-3000 ludzi oddało swoje życie Jezusowi i normalnie byłaby to wspaniała wiadomość. Lecz z moich rozmów z ludźmi wynikało, że nadal nie chcieli oni porzucić swoich zaklęć, bałwanów itd., ani kultu przodków. Podobnie jak w przypadku większości amerykańskich chrześcijan chcieli dodać Jezusa, aby był „jednym” z ich bogów, zamiast być jedynym obiektem czci.

Po powrocie,Todd Bentley kłamał (z kazalnicy) przed kościołem Vineyard i powiedział, że miała miejsce jeszcze WIĘKSZA ilość naróceń, uzdrowień i cudów (nie pamiętam dokładnej liczby jaką przekazał, lecz była znacznie wyższa niż to, co nam podano). Gdy go później zapytałem, dlaczego podał taką liczbę, powiedział, że ta większa ilość to ludzie, którzy słuchali radia i telewizji. Pomyślałem: „Czy tak wielu ludzi mogło słuchać radia i telewizji w krajach trzeciego świata?” Znowu nie powiedziałem tego głośno, ponieważ nie wydawało mi się, że moim miejscem jest kwestionować „Bożego proroka”.

Przebudzenie, Rozwód, Ukrycie

Po kontrowersyjnym przebudzeniu w Lakeland i następującym potem rozwodzie Todda Bentleya z żoną, kościół zbyt szybko wskazywał palem, oskarżając go,… Zgadzam się z tym, ponieważ jeśli mężczyzna opuszcza swoją żonę i dzieci, jest to tragedia. Jeśli ten sam mężczyzna żeni się ponownie i w ciągu zaledwie jednego roku jest instalowany do służby to powinno być skandalem.

Todd i Jessa Bentley z Rickiem Joynerem

 

 

 

 

 

Kościół musi zrozumieć, że za to, że to wszystko się tak zawaliło, jest tak samo winny jak Todd. Zostaliśmy przez pokolenia wyszkoleni to tego, aby szukać prowadzenia człowieka, a nie Boga. W istocie, przeżywamy ponownie scenariusz zapisany w Księdze Wyjścia 19-20, gdy dzieci Izraela stały naprzeciw Góry Synaj i Bóg zaoferował im osobistą komunikację, twarzą w twarz, z każdym z nich. Warunki były jasne: Izrael miał się uświęcić (oddzielić od wszystkiego co nieczyste). Kiedy jednak Izrael usłyszał o tym i zobaczył niesamowity Ogień Boży płonący na Górze, lud powiedział w zasadzie: „Nie, jest w porządku, mów do Mojżesza, a my będziemy jego słuchali”.

Dziś jest tak samo. Zamiast oddzielić siebie od grzechu i oddzielić się od tego świata, wolimy raczej słuchać kogoś, kto łyżeczką nakarmi nas przesłaniem… zadowoleni z lekko przetrawionych ogryzków. Do dziś, Bóg tęskni za tymi, którzy odrzucą to życie i staną się wrogami tego światowego systemu. Ci, którzy mają być nazwani „przyjaciółmi Boga” muszą to zrobić (Jk. 4:4). Pan bardzo chętnie udzieli nam czystego, świeżego Objawienia z Nieba, jeśli tylko będziemy patrzyć na Niego, lecz my chcemy następnej konferencji, najnowszej książki czy kolejnej płyty CD z uwielbieniem. Chwytamy się wszystkiego, co wypełni pustkę w naszym życiu jakimś cielesnym substytutem, nawet jeśli oznacza to, że weźmie się młodego, niedojrzałego chrześcijanina, który być może (a może nie) miał spotkanie z Bogiem i wbić go za pulpit. Przyciągani przez nowy „show”, odrzucamy to co najlepsze od Boga (osobistą komunikację)… a potem płacimy za konsekwencje. I ponownie imię Jezusa jest lżone wśród bezbożnych.

Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że Rick Joyner (który napisał kilka wspaniałych książek) tak szybko ponownie umieścił Todda przed kamerami i w świetle reflektorów. Lecz on sami, podobnie jak i inni „proroczy starsi”, którzy namaścili Todda wkrótce przed skandalem, sami włączyli tryb „kontrolowanego zniszczenia’.

W pewnym sensie John Arnott, Rick Joyner, Peter Wagner, Stacey Campbell, Paul Cain oraz inni stając na scenie razem z Toddem, modląc się o niego i prorokując mu, bardzo zaryzykowali swoją „reputację proroka”. Po tym błędzie ich wiarygodność w kościele została mocno nadwyrężona i musieli próbować „zawiązać tą ranę”. Niektórzy usiłowali wyjaśnić to wykroczenie i naciskali na to, że musimy w tej sytuacji okazać „łaskę” Toddowi (w znaczeniu, że powinniśmy to przyjąć i zapomnieć o tym). Kiedy zaś inni jakoś dziwnie milczeli, Rick Joyner nie marnował czasu, stawiając Todda przed kamerami i oferując zdawkowe przeprosiny (doczepiając nową żonę).

Jestem za przebaczeniem, restauracją i łaską, lecz w czasie jednego roku? Coś musi być bardzo źle w tym scenariuszu. Niech mi nikt nie mówi, że młody duchowny może w tak krótkim czasie: 1) pokonać egoizm, którego trzeba, aby zostawić swoją żonę i dzieci; 2) pokonać pożądliwość, której trzeba, aby rozglądać się za inną młodą kobietą; 3) tak ułożyć swoje życie, aby Bóg był na pierwszym miejscu, rodzina na drugim i służba na trzecim; 4) pokonać potrzebę ludzkiej aprobaty oraz 5) dać sobie radę z wszelkimi innymi okolicznościami, które mogą utrudniać pracę Bożą w jego przypadku. Ja tego nie kupuję, a wy jesteście głupcami, jeśli przyjmujecie to.

Sedno sprawy jest takie: Todd Bentely robi kasę. Jest krzykliwy, drażliwy, świetnie zabawia i jest kontrowersyjny… Te cechy przyciągają publiczność. Jeśli zaś jest publiczność to przyjedzie ona na konferencję za 100$ i kupi książki i płyty CD po 20$. To jest tak proste. Gdyby Todd był duchownym bez tatuaży, o mniej widowiskowym a bardziej tradycyjnym sposobie głoszenia, zdumiałbyś się, jak szybko zostałby zamieciony pod dywan i zapomniany.

Część czwarta

Błogosławieństw i Pokoju,

 

Kevin Kleint

Email: kevin@zionfire.org

 

оптимизация сайта для поисковых машин

Moje siedem lat w Liście Eliasza_2

13 marca 2011

Kevin Kleint

Pierwsze wrażenia w rozsypce

Jeśli trafiłeś na tą serię pierwszy raz zacznij proszę od Części 1 – Na początku. Da ci to lepsze zrozumienie tego, jaką drogę Kevin przeszedł. Zachęcam do przeczytania wszystkich 9 części, aby uzyskać „pełny obraz”.

Ruch wzrasta

Wiele z tych spisanych poniżej rzeczy, o których dowiadywałem się, działo się równocześnie. Trudno jest zrobić jakiś chronologiczny układ, proszę więc, abyście to znieśli. W czasie mojej pracy dla Listy Eliasza życie było jakby rozmazane, lecz chciałbym w jak najlepszy sposób to zrobić i być tak precyzyjny jak to tylko możliwe.

Po zniszczeniu wież WTC 11 września ruch w Liście Eliasza jak też ilość subskrypcji wzrosły gwałtownie, a zatem i obciążenie pracą. Byłem na zawołanie 24 godziny na dobę jeszcze przez kilka lat później i choć otrzymywałem wynagrodzenie za pracę, to żądanie Steve (założyciela List Eliasza) było całkowicie niedorzeczne. Wiedziałem, że jeśli na jego wezwanie nie rzucę tego, co robiłem natychmiast i nie spełnię jego żądania, przed końcem dnia otrzymam email z wyrzutami. Pamiętam, że pewnego dnia kąpałem psa cały umorusany w błocie i kudłach, gdy zadzwonił, chcąc, abym coś sprawdził na stronie. Poprosiłem go o 10 minut, aby się doprowadzić do porządku, a on był niezadowolony, ponieważ nie byłem gotowy natychmiast.

Tego rodzaju zachowania były stałym problemem w ciągu tych 7 lat i wpływało to nie tylko na mnie, lecz również na innych pracowników Listy Eliasza. Regularnie, oprócz różnego innego rodzaju psychologicznych zagrywek, byłem określany jako „buntowniczy” i „niesubordynowany”.

Dziwiło mnie to, ponieważ wszyscy moi poprzedni szefowie uznawali, że łatwo się ze mną pracuje i że bardzo dobrze wykonuję ich polecenia! Szef z następnej pracy zapytał mnie: „Gdzie twoja pewność siebie? Zachowujesz się i mówisz tak, jakby to co masz do powiedzenia nie liczyło się?” Siedem poprzednich lat „dołowania” mnie w Liście Eliasza, wywołało u mnie demoralizację i apatię, które bardzo utrudniały mi funkcjonowanie, niemal dosłownie od-uczyłem się tego, jak wnosić aktywny wkład do biznesowej dyskusji.

Sprawy małżeńskie

Oczywiście życie w takich warunkach wywoływało pewne napięcia w moim osobistym życiu i małżeństwie. Zacząłem dużo pić i zacząłem zarówno słownie jak i emocjonalnie być obraźliwy dla żony i dzieci. Nie chcę wskazywać i oskarżać Listy Eliasza za moje osobiste problemy – każdy człowiek stoi za swoimi decyzjami i działaniami – lecz wiem, że praca może wpływać na wszystkie obszary jego życia, więc tak to zostawię.

Po prostu dziękuję Bogu za Jego miłosierdzie dla mnie. Gdy się pozbierałem i zdałem sobie sprawę z tego, jak traktowałem żonę i dzieci, siadłem i bardzo przepraszałem ją za to, że ją lekceważyłem i obrażałem; łzy pojawiły się w jej oczach. Powiedziała mi, że właśnie tego dnia planowała odejść i ze względu na to, że pokutowałem została. Od tej pory staliśmy się nierozerwalni (jesteśmy obecnie 17 lat po ślubie) i nadal kocham Ją (i moje dzieci).

Możecie wierzyć lub nie, nie mam urazy do Steve’a, przebaczyłem mu, lecz, moim zdaniem, jeśli ktoś głosi „łaskę i miłosierdzie” z kazalnicy i (jego własnym zdaniem) całą swoją służbę opiera na niej, to powinien funkcjonować zgodnie z tym, co głosi w „realnym życiu”.  Jeśli mówisz o „łasce i miłosierdziu” z podium, a jednak jesteś prostacki wobec swoich pracowników, prześladujesz ich i kontrolujesz, to śmierdzi to hipokryzją i niewiele ma wspólnego z łaską (więcej na temat tej „łaski” później).

Nowy wygląd Listy Eliasza

Mniej więcej w tym czasie zauważyłem, że firmy, duże kompanie, biznesy i inne jednostki zaczęły wysyłać listy mailowe oparte na HTMLu. Dzięki temu uzyskiwało się bardziej estetyczny wygląd (strukturę, obrazy, kolory) w stosunku do surowego tekstowego emaila. Chcąc dotrzymać kroku nowym trendom i w nadziei, że czytelnikom będzie przyjemniej czytać, poszukałem trochę i doszedłem do mojego własnego szablonu newslettera Listy Eliasza. Umieściłem nawet dwie małe kolumny po prawej stronie na specjalne uwagi, linki czy jakąś reklamę, która podniesie dochody.

Dokładnie tego samego dnia, gdy stworzyłem najnowszy szablon, Steve powiedział mi, abym wykorzystywał każdą dostępną przestrzeń i wypełniał ją reklamami produktów. Wiedząc, że to w żaden sposób nie wpłynie na to, jak będzie przyjmowana lista publicznie, byłem bardzo rozczarowany. Pomimo faktu, że już mieliśmy sporo maili od czytelników, którzy nie chcieli zmian, dochody faktycznie bardzo wzrastały. Moim zdaniem w tym czasie, wzrost przychodów zaczynał być uważany przez Steve i innych za dowód Bożej przychylności. W ciągu kilku następnych miesięcy wysyłaliśmy 3 do 4 postów dziennie obsypanych reklamami, umieszczanymi w każdym możliwym miejscu – z czego tylko jedno zawierało jakiekolwiek „słowo” od Boga.

Mamona i strach przed człowiekiem

Wraz ze wzrostem ilości subskrybentów i wzrostem dochodów, pojawiło się więcej kontaktów z „proroczymi ludźmi”, którzy chcieli, aby Lista Eliasza przekazywała ich słowa rozrastającej się audiencji Listy. Dzięki nagłośnieniu ich przez Listę, ci „proroczy” ludzie mogli (potencjalnie) zwiększyć ruch na swoich stronach i, jeśli pisali książki czy posiadali nauczanie/muzykę na CD, również podnieść swoje dochody. Wynik był taki, że produktowy inwentarz rósł niezmiernie a sprzedaż z Listy Eliasza proporcjonalnie do tego wystrzeliła w górę.

Wraz ze wzrastającą ilością kontaktów i rosnącymi dochodami, pojawił się Strach przed Człowiekiem i to o rozmiarach epidemii, i to, jak mówi Biblia, stało się to sidłem (Przyp. 29:25). Chcąc utrzymać dochody na stałym poziomie i chcąc utrzymać się u innych współpracowników (innych „proroczych” służbach) oraz utrzymać dobrą opinię publiczną, większość decyzji wydawniczych była podejmowana w oparciu o nasze relacje z tymi ludźmi oraz ewentualne publiczne przyjęcie tych produktów,…bez względu na to czy sprzedawały się dobrze, czy nie.

Czasami zdarzało się, że jakiś współpracownik przysyłał tekst, który niekoniecznie zgadzał się z filozofią Listy Eliasza „wyłącznie słowa zachęty”. Usiłując dopasować to do tej filozofii, Steve pisał wstępy (czasami długie na 3-4 akapity) i usiłował pomniejszyć poprawcze/pokutne elementy postu. Były też zazwyczaj wysiłki kierowania ludzi ku tej „łagodniejszej” stronie Boga. Czasami pewne „obraźliwe” zdania były całkowicie przepisywane przed wypuszczeniem. Te subtelne a czasami ohydne manipulacje zazwyczaj były przyczyną niezadowolenia współpracowników, szczególnie tych bardziej „idealistycznie” nastawionych.

Ostatnim razem jak sprawdzałem w Biblii, prorokom mówi się, aby nie brali pod uwagę ludzkich opinii, lecz przekazywali Słowo Boże… nie zanieczyszczone.

Jest dla mnie jasne to, że właśnie w tym czasie zmienił się punkt ciężkości. Mamona i Strach przed Ludźmi stały się 'bogiem” Listy Eliasza. Mówię tak, ponieważ na podstawie własnego doświadczenia wiem, że czyniono wszelkie możliwe wysiłki, aby pozyskać więcej pieniędzy i bardziej podobać się ludziom. Słowo było przekazywane w zależności od popularności przekazującego je i zysku, jaki mógł być uzyskany z produktów, które sprzedawał – nie ze względu na prawdziwość czy trafność zawartego słowa.

Biblia mówi nam w Gal 1:10, że nie można podobać się ludziom i być sługą Chrystusa. Mówi również w Mat. 6:24, że nie można służyć równocześnie Bogu i Mamonie, że nie można kochać równocześnie oboje… MUSISZ kochać jednego i gardzić drugim.

Chcę wyjaśnić… Nie uważam, żeby było coś złego w zarabianiu pieniędzy nawet w służbie. Ludzie muszą płacić za rachunki i wypłaty dla pracowników, lecz Boże serce smuci się wtedy, gdy te pieniądze stają się „najważniejsze”. Gdy dochodzisz do chwili, w której „służba” kręci się całkowicie wokół pieniędzy, musisz zakwestionować: 1) swoje osobiste chodzenie z Bogiem, 2) to czy jest Bożą wolą, czy nie, aby ta służba w ogóle istniała.

 

Część trzecia

 

Błogosławieństwa i Pokoju,

Kevin Kleint

Email: kevin @ zionfire.org

 topodin.com

Moje siedem lat w Liście Eliasza_1

Na początku.

Kevin Kleint

Oryg.: TUTAJ

Obecnie minęło już 3 lata od chwili, gdy przestałem pracować w Liście Eliasza (Elijah List).

Zacząłem około roku 2000. Pracowałem wtedy w Hewlett-Packard i przez grapevine dowiedziałem się o liście subskrypcyjnej, które wysyłała „proroctwa” do prawie 30.000 ludzi. To było w czasach, gdy dostępne były tylko tekstowe posty, gdy otrzymywało się tylko jeden email dziennie. Chodziłem wtedy do kościoła „Word of Faith” i miałem bardzo silne fundamenty w Słowie Bożym. Wiedziałem, że istniały jeszcze inne składniki Chodzenia z Bogiem, których wtedy jeszcze nie doświadczałem. Tęskniłem za Rzeczywistością Jego Obecności . . . za tym, aby faktycznie WIDZIEĆ działającego Boga i ZNAĆ oraz PRZEŻYWAĆ Go więcej.

W miarę jak czytałem codziennie posty otrzymywane z Listy Eliasza to pragnienie wzrastało. Byłem coraz bardziej niezadowolony i sfrustrowany kościołem, do którego chodziłem. „Oni po prostu nie NIE MAJĄ!” – powiedziałem sobie. Postanowiłem więc, że znajdę miejsce, gdzie dowiem się o tej „Nowej Rzeczy”, którą Bóg robił i ja i moja rodzina będziemy tam, gdy Bóg się pojawi!

W tym czasie, słuchałem naszej lokalnej chrześcijańskiej stacji radiowej, gdzie nadawano godzinę uwielbienia z wykorzystaniem muzyki z Vineyard, Morningstar, RevivalNow, etc.

Do tej pory miałem do czyniania w latach 80tych i 90tych z Maranatha, Hosanna Integrity, Ron Kenoly and Hillsongs i ten nowy „styl” muzyczny unosił mnie. Mogłem siedzieć przy komputerze i płakać, tęskniąc do intymności z Jezusem, o której oni śpiewali. Jedynym kościołem w naszej okolicy, w którym tego rodzaju muzykę grano, na nabożeństwa był Vineyard, kościół domowy Steve’a Shultz’a i większość ludzi, która pracowała dla Elijah List. Jak tylko się o tym dowiedziałem, pożegnałem się z moją rodziną w kościele Word of Faith i zacząłem chodzić do Vineyard.

Nie wiedziałem w co się pakuję

Po kilku tygodniach chodzenia do nowego kościoła, zostałem zwolniony z pracy w HP. Należę do ludzi, którzy jeśli nie mają coś do roboty stają się niespokojni (oraz irytujący), więc natychmiast ruszyłem w poszukiwaniu pracy. Pewnej niedzieli rano wpadłem na Steve i powiedziałem mu jak bardzo cenię sobie Listę Eliasza i że mam wolną parę rąk, mógłbym pomóc trochę przy komputerze, sieci gdyby potrzebował. Wkrótce zostałem zatrudniony za niemal taką samą stawką, jaką otrzymywałbym na bezrobociu.

Wtedy moje życie zaczęło chwiać się.

Pierwsza konferencja

Po kilku miesiącach pracy dla Listy Eliasza wziąłem udział w mojej pierwszej proroczej konferencji organizowanej przez Listę w Vineyard. Znałem Boba Jonesa, Bob Jones, Larry Randolph oraz gościa o nazwisku Ed Traut (usuniętego później z linków strony za jakąś nieokreśloną „niedyskrecję”) byli mówcami (było jeszcze kilku, ale nie pamiętam ich nazwisk).

W czasie konferencji miało miejsce dziwaczne uwielbienie i manifestacje „na pełny gwizdek”. Ludzie ruszali się, doznawali drgawek, wydawali różne dźwięki w każdym zakątku budynku. Pomimo że wydawało mi się dziwne, że uwielbienie było znacznie bardziej ekstremalne niż na typowym niedzielnym nabożeństwie Vineyard, nie podnosiłem tej kwestii, ponieważ nie czułem się na siłach pytać (wydawało mi się, że jestem zwykłym gościem od stron, a nie prorokiem czy jakimś autorytetem). Po kilku latach chodzenia do tego kościoła i uczestnictwa w konferencjach zauważyłem pewien pojawiający się schemat: uwielbienie narastało w intensywności i głośności, „wielkie nazwisko” proroka było na czołówkach, po czym wszystko cichło, gdy konferencja się kończyła.

Byłem szczerze zdumiony tym, jak ubóstwiani byli ci „prorocy” w oczach uczestników konferencji. Ludzie siedzieli i literalnie szeroko otwartymi oczyma spijali każde słowo, jakby to była Prawda Absolutna. Każdy, kto pracował dla Listy Eliasza był traktowany z pewnego rodzaju bałwochwalstwem. Ludzie przychodzili do nas, podawali nam ręce i mówili takie rzeczy: „Ach, ale masz szczęście pracować w tej namaszczonej atmosferze przez cały czas!”. Przyczepiali się do nas i zadawali nieustannie pytania, tak że utrudniało to pracę (choć taka aprobata podnosiła nam ciśnienie).

Zdarzyło mi się nawet, że przyszedł do mnie chłopak i prosił mnie, żebym włożył na niego ręce i zaszczepił mu „namaszczenie webmastera”, aby mógł robić to, co ja robię (co nie było szczególnie utalentowane). Powiedziałem mu, że to nie sprawa namaszczenia, że zwyczajnie powinien czytać książki i uczyć się kodu. Ponieważ był jednak uparty, nie chcąc go zniechęcać, włożyłem ręce na niego i powiedziałem krótką uprzejmą modlitwę. Wykonał kilka skurczy i wylądował na podłodze. Odszedłem śmiejąc się, trochę skrępowany tym całym spektaklem.

Pozwólcie na małe wtrącenie, niech to będzie wiadome: NIE jestem przeciwny manifestacjom. Byłem „położony w Duchu”, ogarnął mnie Święty Śmiech, przeżywałem nawet fizyczne reakcje na Ducha Świętego. Uwierzcie mi, gdy Bóg (Stwórca Wszechświat) dotyka brudu (ciebie i mnie) coś musi się dziać. Lecz gdy Bóg nas dotyka, musi zajść jakaś zmiana, przemiana, JAKIEGOŚ rodzaju uzdrowienie. Ci ludzie, którzy „manifestowali” coś na zewnątrz, nie stając się coraz bardziej podobni do Niego, NIE byli pod wpływem Ducha Świętego (to innego rodzaju duch). Znam kilka takich osób, które mogą dostać drgawek na samym środku WalMart, lecz mają charakter trolla. Twierdzą, że są tak bardzo nastrojeni na Boga, a owoce ich życia mówią coś innego.

Część druga

Błogosławieństwo i Pokój

Kevin Kleint

Email: kevin   @   zionfire.org

 deeo