Category Archives: Autor

Autorzy artykułów

Fundamentalne kłamstwo Szatana

Richard Murray
Oto fundamentalne kłamstwo Szatana, którym podświadomie wszyscy ludzie zostali wewnętrznie skażeni – to, że Bóg jest ZARÓWNO, dobry JAK I zły, jest ZARÓWNO miłością JAK I gniewem, jest ZARÓWNO światłością JAK I ciemnością, Zarówno uzdrowicielem JAK I gnębicielem.
Na to rzekł wąż do kobiety: Na pewno nie umrzecie, lecz Bóg wie, że gdy tylko zjecie z niego, otworzą się wam oczy i będziecie JAK Bóg, znający dobro I zło” (Rdz 3:4-5).
Ujmując to inaczej, istotą kłamstwa Szatana dotyczącego Bożej natury – tego, że Bóg zna z doświadczenia (a więc jest zaangażowany w nie) dobro ORAZ zło, że Bóg jest faktycznie autorem dobra ORAZ zła, że ostatecznie Bóg JEST dobry i zły. Tak więc, „poznanie dobra i zła” w rzeczywistości oznacza wiedzę o Bogu JAKO źródle RÓWNOCZEŚNIE zła JAK I dobra.
Oto właśnie ta trucizna. Gdy już raz skosztujemy TEGO istotnego kłamstwa, że Bóg jest wewnętrznie podwójny, radykalnie dwubiegunowy, dziko kapryśny, gwałtownie nieprzewidywalny i koszmarnie niekonsekwentny – to I MY sami stajmy się podobni do czegoś takiego. Historia człowieka dowodzi prawdziwości tego twierdzenia.

W skrócie: podążamy za naszym obrazem Boga. Nasze przeznaczenie jest zdeterminowane przez nasze zdanie o Bogu. Jeśli wierzymy, że Bóg jest RÓWNOCZEŚNIE zły i dobry, kochający i gniewny, TO tacy również będziemy.

Continue reading

Niedziela: relacyjna wiara

Lew Curtiss

Oryg.: TUTAJ

To niedziela… cały dzień… myślę o tym, jak inaczej myślałem o niedzieli, powiedzmy, 15 lat temu. Niedziela była dniem, który dawał oparcie tygodniowi. Szło się do kościoła, spotykało grupę ludzi, którzy uśmiechali się uprzejmie i potrząsali mi rękę. Był to dzień zwykłej religii i społecznej etykiety. Robiło się w tym dniu to, co 'należało’ robić. Jeśli chodzi o moje serce to był to dzień, w którym szukałem Go nigdy nie znajdując. Postępowałem zgodnie z tymi wszystkimi religijnymi procesami i procedurami, których mnie nauczono po to, aby zapędzić Ojca w róg i spotkać się na jakieś bliskie, osobiste spotkanie.

Dziś niedziela jest dla mnie po prostu kolejnym dniem tygodnia. Zastanawiałem się nad tym, dlaczego nie wydaje się już być czymś oddzielonym ani jakoś szczególnym. Bóg Ojciec właśnie skomentował to, że niedziela nie jest już niczym odmiennym dla ciebie od innych dni tygodnia, ponieważ ty i Ja jesteśmy razem przez cały czas, 24/7. Już nie wykorzystujesz niedzieli, aby Mnie tak sobie odwiedzić. Kochamy się nawzajem i jesteśmy nieskończenie blisko, tak naprawdę na kwantowym poziomie, a nawet poza.

Dla mnie zmieniło się się to w poprzednim dziesięcioleciu, nastąpiła wtedy największa zmiana w mojej relacji z Bogiem Ojcem. Teraz trwam w tym, co nazywam wiarą relacyjną. Jest to wiara, która opiera się na mistycznej jedności naszego ducha z Duchem. W taki właśnie sposób „rozmawiamy” ze sobą, duch z Duchem. W taki sposób podróżujemy razem przez Kosmos, odkrywamy ważne i zadziwiające rzeczy. Jesteśmy związani. Jesteśmy razem bez względu na to czy śpię czy wstaję, bez względu na dzień tygodnia czy porę roku. Mój umiłowany Ojciec i ja zawsze jesteśmy razem.

Jezus, mój najdroższy Brat, Zbawiciel i Doradca, sprawił, że ta jedność jest możliwa. Jego krew wylana dla mojego odkupienia uświęciła mnie – uczyniła przed Bogiem Świętym – a Jego śmierć zerwała zasłonę między mną, a Ojcem. Ponieważ On umiłował mnie pierwszy, gdy jeszcze byłem grzesznikiem, teraz ja mam pełny nieskrępowany dostęp do Jego Boskiej Obecności. Mogę wejść przed Boży Tron bez obawy i cieszyć się Jego adoracją i miłością, adorując Go i kochając. Dzięki Ci, Bracie Jezu. Dzięki Ci, Książę Pokoju, Immanuelu.

Niedziele… te niedziele nie są nawet cieniem przyszłych dni. Ta przemieniająca życie relacja, której każdego dnia doświadczam z Bogiem Ojcem, ma intymny charakter, jest nieco kłopotliwa, niezwykła i zawsze przepełniona wzajemną miłością. Teraz uwielbiam Go znacznie głębiej, częściej i silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Ta nowa, cudowna relacja, w której żyję z Tym, który mnie stworzył, zbawił i kocha mnie, napędza nasze wspólne życie. Jest to już teraz życie wieczne, choć jeszcze chodzę po tej cudownej Ziemi, którą On dał.

Jeśli o mnie chodzi, niedziela jest podobna do wszystkich pozostałych dni tygodnia. Jest kolejnym wspaniałym wypełnionym miłością i odkryciami dniem z moim Bogiem Ojcem.

Amen ~

Strata: mniej znaczy więcej

Lew Curtiss

Za dużo ostatnio myślę. Myślę o stratach i o tym, że w Bogu Ojcu nie mam strat. Nie mam niczego co ktokolwiek czy cokolwiek może mi zabrać. Wypuściłem to wszystko. Wszystko, znaczy wszystko. Nie będę was zanudzał listą.

Pewnego dnia powiedziałem Bogu Ojca, że gdyby z jakiegoś powodu zabrał mi wszystko i wszystkich, gdyby bez względu na przyczynę, poprowadził mnie do totalnej izolacji to On Sam będzie wystarczał mi. Nawet, jeśli tak nie było wtedy, to ostatecznie On stanie się wszystkim i to nie dlatego, że On byłby wszystkim, co pozostanie, ale dlatego, że naprawdę jest wszystkim czego chcę i potrzebuję.

Staję się coraz mniejszy i mniejszy. Moje ślady w tym życiu stale coraz bardziej maleją. Bóg Ojciec staje się z każdym dniem coraz większy, obszerniejszy. Gdybym po prostu znikł nagle z tego świata, okrzyki radości w Niebie odbijałyby się echem w Jego Stworzeniu.

Troszczę się o postawy serc dzieci Ojca i to jest prawdziwy cel tego, co razem robimy; wspólnie tworzymy po to, aby karmić serca i życie innych ludzi.

Już nie należę do tego świata, tymczasowego miejsca okaleczonego z rozkazu Adama przez Kłamcę. Sam Ojciec wyprowadza mnie do Ogrodu Życia i pomaga mi jeszcze więcej przekazać z tego życia. Są to rzeczy, o których nigdy wcześniej ani nie pomyślałem sam z siebie ani nie mogłem wiedzieć, że zostaną mi dane. Kocham Go za tą oczyszczającą wolność.

Choć jestem na tym świecie i Ojciec pomaga mi w tym, żyję tak jak Szadrach, Meszach i Abednego. Nie boję się niczego i wierzę w uwolnienie Ojca. Mimo, że z jakiegoś powodu nie jestem jeszcze uwolniony, ciągle wierzę Temu, który kocha mnie mimo wszystko. Na końcu, będę całkowicie przebywał w Jego Obecności.

Interesujące jest dla mnie to, że wydaje się istnieć pewna równowaga między trzymaniem się tego świata a trzymaniem w uścisku Niebios, dlatego też świadomie i dobrowolnie coraz bardziej zgadzam się na to, aby opuszczać ten świat. To, czego chcę to Bóg Ojciec w pełni, całkowicie, intymnie i zupełnie.

Jest tak ogromna ilość poziomów kłamstw, którymi byliśmy karmieni przez Kłamcę – tak wiele. Odkryłem, że walka z nimi to idiotyzm, lecz wielką mądrością jest podążać za Bogiem Ojcem, który wyprowadza z nich. Nie ma takiej przemiany, którą zawdzięczałbym swoim zdolnościom, lecz zawsze każda z nich jest darem miłości Boga Ojca.

Dlaczego naprawdę nie chodzę do twojego kościoła?

13.03. 2017
CKRATZER
Oryg.: TUTAJ

Dlaczego naprawdę nie chodzę to twojego kościoła

13.03. 2017 / CKRATZER

http://chriskratzer.com/the-real-reason-i-dont-go-to-your-church/

Nie, nie chodzi o stylu muzyki, światła czy programy.

Nie, nie chodzi o to, że jestem leniwy, niezainteresowany czy skierowany na świat.

Naprawdę głęboko zależy mi na duchowych rzeczy, tęsknię to społeczności i mam hojne serce do służby ludziom.

Mogę rzec, że przy pomocy profesjonalnego PR-u i wypracowanej inscenizacji, korzystaniu ze wiedzy o współczesnej kulturze oraz tworzeniu grup zainteresowań odpowiednich niemal do wszystkich możliwych upodobań znanych ludzkości, staracie się złamać mój kod i przycisnąć mnie tak, abym wziął udział w waszych kościelnych spotkaniach. Jakoś tak się dzieje, że nawet konferencje różnych służb, tworzone plany działania i założenia misji skupiają się na tym, jak na mnie wpłynąć, abym wszedł do waszego królestwa. Oczywiście, podobnie jak kapitan Ahab przemierzający oceany za tą jedną, cenną chwilą, gdy jego harpun dotrze do nieuchwytnego wieloryba, tęsknice za tym, aby wasze starania w heroiczny sposób przeszyły moje serce zbawieniem, znęciły mnie do przyjścia do waszej społeczności i aby tak mną pokierować, abym wierzył i działał tak, jak wy, a to wszystko ku chwale i podziwie tych, którzy są duchowo z wami sprzymierzeni. Rozumiem wasze szacowne intencje, naprawdę rozumiem – wszystkie je rzeczywiście doceniam.

Niemniej, niestety, prawdziwa przyczyna tego, że nie chodzę do waszego kościoła umyka wam, być może dlatego, że tej odpowiedzi nie da się kupić, zbudować, wstawić w diagram, zapisać w planie, wystawić na scenie, przewidzieć, wywołać emocjonalnie, zebrać na grupach zainteresowań czy nawet wymodlić do istnienia. Mimo całego tego kumplowaniu się ze moim życiem przy pomocy wszystkich strategii, programów i wydarzeń, wszystkiego, cokolwiek można sobie wyobrazić, ciągle drastycznie brakuje tego jednego składnika, którego moje serce pragnie najbardziej, a czego nawet nie mogę uznać, że zostało uchwycone. Faktem jest, że o tej jednej jedynej rzeczy, która się naprawdę liczy, nieczęsto daje się słyszeć w całym tym klerykalnym zgiełku – o miłości.

Faktycznie nie chodzę do waszego kościoła, nie podpisuję się pod waszym kredo wiary, nie łączę się z waszą duchową społecznością, jesteście wy sami – tak naprawdę nie kochacie mnie.

Właśnie tego jednego, co tak rozpaczliwie chcecie, abym zobaczył i w co uwierzył, jeśli chodzi o waszego boga i waszą wiarę, nie widzę w was; nie widzę w was miłości. Jest to, ach, tak bardzo wyraźnie widoczne, że tak naprawdę nie kochacie mnie. W tym wszystkim, czym stała się dla was wiara, kościół i chrześcijańskie życie, jedno czego wam tak oślepiająco brakuje, to prosta, prawdziwa, szczera miłość do mnie.
Continue reading

Modlitwa z ducha ubóstwa


Pilgrimgram
Odczułem, że Ojciec mówi do mnie ostatnio o tym, że jednym z powodów tego, że nasze modlitwy nie uzyskują odpowiedzi jest to, że prośby są zanoszone zbyt wcześnie w całym procesie i stąd nie są wyrazem naszej wiary, lecz – braku wiary.

Czasami trafiając w podróży na trudności prosimy o pomoc w pokonaniu ich ZANIM zaczniemy proces ich pokonywania. Prosimy o pomoc w pokonaniu wroga, nawyku, pokuszenia, zmagania, lecz prosimy zanim zaczniemy walkę, zanim zaczniemy zmaganie (Hbr 12:4), co oznacza, że jeszcze nie potrzebujemy tej odpowiedzi.

Czasami wydaje nam się, że musimy zrozumieć ten proces ZANIM go zaczniemy, chcemy uzyskać pomoc PRZED zaangażowaniem się w walkę. Innymi słowy: zanim potrzebna jest nam ta pomoc.

Bywa, że wydaje nam się, że musimy prosić wcześniej, ponieważ nie mamy zaufania do Ojca, że zaspokoi potrzebę W TRAKCIE procesu. Prosimy ZANIM potrzebujemy, ponieważ nie ufamy Ojcu, że zaopatrzy nas W CZASIE, gdy potrzeba pojawi się.

Praktycznie rzecz biorąc, jest to wyraz ducha ubóstwo: brak przekonania, że Ojciec będzie dla nas dobrym ojcem; brak przekonania co do naszego miejsca jako ulubionego syna czy córki.
Gdybyśmy rozumieli zanim zaczniemy to taki proces, podróż to nie było by to drogą wiary, lecz wiedzy. Nagle pojawiają się na czołowym miejscu wersy z listów: Rzm 14:23, 1Kor 8:1, oraz Rdz 2:9:

[Rzm 14:23b] „wszystko zaś, co nie wypływa z wiary, jest grzechem”.

[1Kor 8:1b] „Poznanie nadyma, lecz miłość buduje”.

[Rdz 2:9b] „ …drzewo życia w środku ogrodu i drzewo poznania dobra i zła”.

Jeśli prosimy Boga, aby dał nam TERAZ coś, czego jeszcze nie potrzebujemy, to nie chodzimy wierze, zaufaniu, a raczej nie ufamy Mu. Ufamy temu, co mamy, co wiemy, polegamy na naszej własnej sile. Jest to modlitwa, na którą Ojciec, ze względu na Swoją wielką miłość, nie może odpowiedzieć.

Powiedziawszy to, trzeba stwierdzić bardzo właściwe jest prosić TERAZ o zaopatrzenie z chwilą, gdy zaangażujemy się w bitwę. Chodzi mi o takie modlitwy: „Oczekuję, że wkrótce stanę do tej bitwy, Ojcze, proszę cię teraz, abyś włożył wtedy w moje ręce broń, gdy będzie już potrzebna”.

Myślę, że dobrym rozwiązaniem jest przeniesienie zaufania z polegania na zaopatrzeniu na poleganie na Tym, który zaopatruje. Praktycznie rzecz biorąc, chodzi o to, że więcej czasu modlitwy poświęcamy na poznanie Go, niż na proszenie Go o różne rzeczy; więcej czasu spędzonego z Nim na kanapie, niż po drugiej stronie biurka, więcej czasu na modlitwę relacyjną, niż biznesową.

Nic mi nie wolno

Richard Murray
(Tytuł dodany przeze mnie – PZ.)

Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne/przynosi korzyść” (1Kor 6:12).
Czy kiedykolwiek dogłębnie zastanawiałeś się nad tym? Rzekłbym, że większość ewangelicznych nigdy tego nie przemyślała, ponieważ zrozumienie tego powoduje odrzucenie wszelkiego fundamentalizmu, który polega na modyfikowaniu zachowań przy pomocy restrykcji. Ponieważ myśleliśmy, że tylko „niewiele wolno…/nieliczne rzeczy są dopuszczalne…” stworzyliśmy faryzejską teologię tego, czego „NIE” wolno, uciszając bardzo potrzebne „TAK”. Wiara pozwala ci być cierpliwym wobec brata, który odkrywa „tak”, a ucisza wszelkie „nie”. Gdy masz wiarę nastawioną na „nie” to restrykcje są jedyną możliwością. Fundamentalizm w swej istocie polega na ćwiczeniu zmian zachowania w imieniu Jezusa. W 15 rozdziale Ewangelii Łukasza ojciec wypuszcza swego młodego syna, w podróż udzielając mu łaski, która mówi: „wszystko jest dopuszczalne”/wszystko mi wolno”, zgadzając się na to, że on odkryje również to wszystko, co nie jest korzystne. W rzeczywistości to Ojciec zafundował tą całą podróż!

Ponieważ jednak kościół usunął z tej podróży wszystko, nieliczni „wierzący” nie odkryli niczego wywołującego podziw. Jeśli motywacje zostają okopane myśleniem: „jak będzie wyglądała nasza grupa i nasz system przez to, co zrobisz”, wtedy ochrona własnej reputacji jest związana wyłącznie z ograniczaniem wyborów. Jeśli więc wyjdziesz poza te zaznaczone granice mogę stanąć z boku i uważać się za bardziej sprawiedliwego od ciebie, nie zgadzając się na to, aby nazywać ciebie bratem. Nie będę sławić cię ani twojej drogi, lecz oczekiwać, że wylejesz łzy, dokonasz długiej i ważkiej spowiedzi oraz zgodzisz się na poddanie się mojemu opartemu na strachu, dwunastostopniowemu programowi, w którym spełniasz się ku Bożej i mojej akceptacji.
Ponieważ odrzuciliśmy prezentowany przez Jezusa model współczucia, zasłony i niepotępiania, przyjęliśmy teologię oskarżania i staliśmy się faryzeuszami, którzy wierzą, że, kamienując cię, czynią święte dzieła dla Boga.

Prorokowanie sądu?

Al Mack

Słyszałem ostatnio mnóstwo proroczych słów, które niosły w sobie ton sądu. Martwi mnie to.

Czasami, bardzo rzadko, dzielę się takim słowem publicznie, lecz nie robię tego, dopóki nie pokażę tego kilku prorokom, z którymi mam relacje, dodając ich rozeznanie do swojego, upewniając się, że korzyści z tekstu przeważają część osądzającą.

Może dlatego zwracam na to uwagę, ponieważ zarządzam witryną z proroczym słowem odnoszącym się do mojego obszaru NorthWest. Niemniej, słowa osądu niepokoją mnie. Dyskutowałem ten fakt ostatnio z przyjacielem i musiałem przemyśleć to, dlaczego.

Gdybym miał siąść w sądzie z 1Kor 14:29 („…to niech mówią dwaj albo trzej, a inni niech osądzają), te słowa, to częstą czerwieniłbym się na to słowo, umywając uważnie ręce i idąc dalej. Mnóstwo z tych „proroczych słów” nie jest ani prorocze, ani trafne, mijając się z Bożym sercem i Bożym przesłaniem. Zarówno ty jak i ja jesteśmy zobowiązani do osądzania takiego słowa, a ja robię to regularnie.

Niemniej, czasami słyszę w nich Boży głos. Mogę powiedzieć, że to słowo zdecydowanie pochodzi od Boga, z serca Ojca, lecz sugerowałbym, że wiele z tych przesłań może być bardziej wezwaniem dla tego proroka do wstawiennictwa, niż deklaracją czy wywoływaniem sądu.

Jedną z zasad, które Bóg w obecnym czasie umacnia, jest moc proroczej deklaracji. Jest to środek, przez który Bóg wykonał dzieło stworzenia: „I rzekł Bóg…” W Księdze Joba 22:28 mamy to dobrze ujęte: „Cokolwiek ogłosisz, będzie dla ciebie ustanowione” (wg wersji ang.).

Znam proroka, (Kris Vallotton, Bethel Church, Redding CA, dzielił się tym publicznie), który pewnego razu spotkał się małżeństwem, które rozpaczliwie pragnęło dzieci, lecz z medycznego punktu widzenia było to niemożliwe; lekarze nie dawali żadnych szans. Był z nimi w restauracji, gdy Bóg wyszeptał co Krisa: „Powiedz im, że o tej porze następnego roku, będzie piastowała w ramiona swego syna”. Kris kłócił się z Bogiem:”Nie mogę tego powiedzieć!”, na co Bóg odpowiedział: „Jeśli tego nie powiesz, nie zrobię tego”.

Mogę wam również opowiedzieć o licznych moich deklaracjach, po których widziałem zmiany okoliczności, czasami dosłownie z dnia na dzień. Niestety nie zawsze byłem dobrze poinformowany, choć zawsze z dobrymi intencjami, tak więc nie zawsze cudowna moc uwalniana przez te deklaracje przynosiła Bogu chwałę. Były to bardzo trudne lekcje.

Nauczyłem się tego, że trafnie deklarowany grzeszny stan, który faktycznie istnieje, przeważnie uwalnia moc do wzmocnienia takiego stanu, dlatego tak bardzo opieram się proroczym deklaracjom osądu. Dałoby się pewnie znaleźć rozdział i wers na wsparcie tej koncepcji, lecz mam też wystarczająco dużo własnego doświadczenia, które mnie tego nauczyło.

Jednym z najwspanialszych elementów proroczego powołania jest powołanie do bycia z Bogiem; bez intymności, nie możemy wypowiadać intymnych słów. Pan wskazał mi na to, że moja żona mówi do mnie wiele rzeczy w naszym intymnym wspólnym czasie, takich, których nigdy nie przyszłoby mi do głowy opowiadać publicznie. Stanowi to nawet ogromną większość. Tak więc, gdy jestem z Panem osobiście, sporo z tego, a może nawet większość tego, co się między nami dzieje, nie jest przeznaczona do publicznej wieści. Nie wszystko, czym Bóg dzieli się ze mną prywatnie, ma być ogłaszana publicznie.

Czasami mówi mi o grzechu kogoś innego po to, abym modlił się o tych, którzy znajdują się w potrzasku grzechu. Bywa, że pokazuje mi mój upadek, abym nauczył się Jego dróg lepiej („To mnie zasmuca, Synu”.), a bywa, że pokazuje mi jakiś upadek, co ma być dla mnie osobiście ostrzeżeniem: jeśli nie chcę pójść drogą jakichś „potężnych” służb, o których się mówi, a którą pójdą, to muszę strzec się. Nigdy nie zdarzyło się, aby mi objawił czyjś grzech po to, abym powiedział o nim ludziom.

Jestem przekonany, że ogromna część czasu, w którym Bóg pokazuje nam coś z sądu, jakiś grzech, coś o problemach innych, robi to nie po to, abyśmy to ogłaszali, prorokowali czy mówili o tym. Mówi nam te rzeczy, które łamią Jego serca, aby złamać nasze serca, abyśmy się modlili.

Bóg pokazał Swoje serce Ezechielowi (Ez 22:30): „Szukałem wśród nich męża, który by potrafił wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem”

Jego celem jest to, aby „go nie zniszczył”. Jego celem jest miłosierdzie, ponieważ miłosierdzie góruje nad sądem!

Tak więc, pozwólcie, że zachęcę tych spośród was, którzy są proroczo obdarowani: nie prorokujcie problemu. Módlcie się, aż do chwili, gdy będzie mogli prorokować rozwiązanie.