Category Archives: Strom Andrew

Fajne chrześcijaństwo – Rozdział 5

Wykonałem ogromną ilość badań w poszukiwaniu przyczyn i skutków rewolucji kulturalnej późnych.

Rozdział 5

POKOLENIE “X” – STRACONE DZIECI.

Nazywano ich pierwszym po-chrześcijańskim pokoleniem. Znani z wielu nazw takich jak “baby busters” (pokolenie, które przyszło po wielkim wyżu demograficznym lat ’50-tych), dwadzieściacośtam („twentysomething”) czy próżniacy („slackers”) – często też określani byli jako stracone pokolenie. Teraz są już wiekową grupą wychowaną w duchowości i moralności zachodu lat po ‘60-tych, gdzie żadne absoluty już nie rządziły a seksualne przyzwolenie i pościg za przyjemnością były dominującymi filozofiami głoszonymi nieustannie z każdego głośno grzmiącego telewizora i aparatu stereo. Są cyniczni, nihilistyczni i trudno się temu dziwić. Pokolenie urodzone między 1963-1977 Pokolenie 'X’ i ich młodsi bracia Pokolenie 'Y’ często pojawiają się jako znudzeni i zrażeni, choć sami nie wiedzą dlaczego. Wydaje się jednak wyraźne widoczne, że to, co czują, jest bezpośredni wynikiem zgiełku i egoizmu, które dostały się do Zachodniego świata poprzez kulturalną rewolucję pokolenia Woodstock/ Baby-boomers (dzieci wyżu demograficznego). Pamiętajcie, proszę, że piszę to sam jako członek Pokolenia 'X’ i mam nadzieję, że będziemy mogli otrzymać pewien wgląd w problemy na jakie napotyka moje pokolenie. Wykonałem ogromną ilość badań w poszukiwaniu przyczyn i skutków rewolucji kulturalnej późnych lat 60-tych na Zachodzie, która była prowadzona przez Baby-boomers, a która spowodowała taką duchową dewastację w następnym pokoleniu.

Powszechnie uznaje się, że Pokolenia 'X’ i 'Y’ wychowały się w czymś w rodzaju duchowej pustki – w wieku powszechnie uważanym za postmodernistyczny a nawet post-chrześcijański. Epidemia AIDS, MTV, masowa kultura narkotykowa, wzrastająca przemoc i pobłażliwość oraz przemysł rozrywkowy, który stawał się coraz bardziej skuteczny dzięki sprzedaży „buntowniczej” i alternatywnej kultury (z ciężarówek) każdego roku – to są składniki, z których każdy pozostawił swój znak. Lecz większość tego i tak wpada pod kategorię „symptomów” niż istotnych przyczyn.

Być może nieco bliżej celu jest fakt, że Pokolenie 'X’ to często dzieci rozwodów, które w 50% pochodzą z rozbitych domów. Jak pisze dziennikarz Christianity Today, Andres Tapia, w swym artykule z 1994 roku, są oni również dziećmi rodzin dwu-zawodowych, w których często rodziców nie ma w domu, a domy opieki, telewizja stały się opiekunkami z wyboru, często od bardzo wczesnego wieku.

„13th Gen” (ponieważ 13 pokolenia dorastało pod flagą USA), Neil Howe i Bill Strauss przewidują, że z powodu wychowania w źle funkcjonujących rodzinach X-ersi będą zamykani w więzieniach i skazywani na śmierć częściej niż jakiekolwiek poprzednie pokolenie Amerykanów. Zgodnie ze statystykami, każdego dnia 13 młodych Amerykanów popełnia samobójstwo, 16 jest mordowanych, 1.000 staje się matkami, 100.000 przynosi do szkoły broń, 2.200 porzuca szkołę, 500 zaczyna używać narkotyków, 1.000 zaczyna pić alkohol, 3.500 jest napadanych, 630 okradanych a 80 gwałconych. Składa się to wszystko na to, że jest to pokolenie niewiarygodnie cyniczne i pesymistyczne jeśli chodzi o przyszłość.

Spora liczba znanych pisarzy wydała książki zajmujące się tym problemem. Między nimi jest znany badacz George Barna, który napisał “Baby Busters: The Disillsioned Generation” (Baby Busters: Pokolenie pozbawione złudzeń).

Nic dziwnego, że Richard Peace, profesor ewangelizacji na Fuller Therological Seminarium nazywa ich “pokoleniem klinicznie przygnębionym”. Z powodu niespotykanej ilości rozwodów ich rodziców, X-ersi są niezwykle cynicznie jeśli chodzi o małżeństwo i zobowiązania. Jak wskazuje Andres Tapia w artykule z Christianity Today, średni wiek zwierania związków małżeńskich przesunął się z 21 roku życia na 26 w ciągu ostatnich czterech dziesięcioleci i nadal idzie w górę. Tapia zwraca uwagę również na to, że: „dorastając wśród wiadomości o upadkach tele-ewangelistów i nieuczciwych polityków X-ersi mają bardzo wątłe zaufanie do autorytetów, a cynizm wobec wszystkiego, co zorganizowane, jak kościoły czy polityczne partie wysoki”. Działający wśród chrześcijańskiej młodzieży stwierdzają, że gdy upadają politycy czy kościelni liderzy to X-ersi nie są nawet wstrząśnięci, ponieważ doszli do tego, że spodziewają się tego. Nic dziwnego, że dzisiejsza młodzież uważa hitowy show telewizyjny pt.: „Beavis and Butthead’s”, przedstawiający cyniczny, lekceważący i nihilistyczyny pogląd na świat za tak urokliwy. Ogólny pesymizm i apatię wśród X-ersów doprowadził wielu ??Boomersów?? do narzekania na „tych zepsutych próżniaków”. Widzą oni wśród X-ersów przemożną chęć ucieczki, imprez, życia dniem dzisiejszym i zapominania o jutrze, jako banda, która została ukształtowana przez to, że podano im wszystko na tacy. Lecz Boomersi zapominają o tym, że X-ersi wyrośli na znacznie bardziej ponurej duchowej i moralnej pustyni niż oni sami kiedykolwiek doświadczyli. Boomersi potępiają apatię, branie prochów, trzepanie łbami (kudłami) i ich muzykę lecz zapominają o roli jaką sami Baby-boomers odegrali wprowadzając taki scenariusz. Jasne jest, że to całkowicie zmienione otoczenie, w którym wyrośli X-ersi w znacznym stopniu spowodowało, że stali się tym, czym są.

Aby to wszystko nieco lepiej zrozumieć już najwyższy czas, aby przyjrzeć się bliżej kulturalnej i duchowej rewolucji jaka miała miejsce wśród młodzieży z pokolenia wyżu (lat 50-tych) na Zachodzie trzydzieści lat temu oraz jej przyczyny i skutki.

Lata 1965-1969 był punktem zwrotnym masowej rewolucji młodzieży, który całkowicie zmienił nasz fundamentalny system wartości społecznych w niemal każdym aspekcie (przeważnie na gorszy, jak to się teraz stało jasne). Ta rewolucyjna filozofia nigdy nie była unieważniona i ciągle dominuje w Zachodnim myśleniu i systemie wartości wartościach do dziś i to znacznie bardziej niż wielu ludzi zdaje sobie sprawę. W rzeczywistości to właśnie w dziedzinie duchowych wierzeń, wartości i zachowań zrobiono najwięcej zniszczeń.

Nietrudno prześledzić prądy i wpływy, które poprowadziły do tej rewolucji, lecz ciągle zdumiewa wielu obserwatorów tego czasu jej całkowicie pożerająca i agresywna natura. Pomimo, że niektóre z korzeni sięgają wiele stuleci wstecz, najbardziej logiczny w prześledzeniu tych wpływów wydaje się późny okres drugiej połowy XIX w.

W 1859 roku Charles Darwin opublikował swoje znane dzieło „O pochodzeniu gatunków”, które promowało punkt widzenia jakoby człowiek pochodził od małpy. Ateiści i humaniści uchwycili się tego, jako wymówki do odrzucenia na zawsze koncepcji Boga jako Stwórcy a zatem i Ostatecznego Sędziego ludzkości.

Mniej więcej w tym czasie kościół coraz bardziej był osłabiany przez skoncentrowany atak na prawdomówność i inspirację Pisma zarówno z zewnątrz jak i od wewnątrz. Ateizm Bertranda Raussell’a, psychologia Freud, filozofia Nitzche’go itd., również zaczęły wywierać głębokie wpływy. Humanizm (filozofia mówiąca, że „człowiek jest centrum wszystkiego”) właśnie zaczynała swoją długą wędrówkę w kierunku całkowitej dominacji Zachodniej kultury. Niemniej potrzeba było pokoleń, zanim ziarno zasiane w tym okresie osiągnęło pełny rozkwit.

W 1933 Amerykańskie Stowarzyszenie Humanistów wydało swój pierwszy Humanistyczny Manifest. Wśród sygnatariuszy tego dokumentu był założyciel John Dewey, profesor Uniwersytetu Colombia i prawdopodobnie główny autor Manifestu.

Dewey został określona jako najbardziej wpływowy filozof i technolog kształcenia (educationalist) w historii Ameryki. Rzeczywiście, nikt inny nie uzyskał większego wpływu na teorię i praktykę publicznej edukacji w Stanach Zjednoczonych dwudziestego wieku. W 1973 roku Amerykańscy Humaniści ogłosili „uaktualniony” Manifest, który był podobny w swych zapatrywaniach do pierwszego, lecz tym razem o wiele bardziej szczegółowy.

W tym drugim dokumencie znalazły się następujące stwierdzenia: „…tradycyjne dogmatyczne czy autorytarne religie, które umieszczają objawienie, Boga, rytuał czy wyznanie ponad ludzką potrzebą czy doświadczeniem źle się przysłużyły gatunkowi ludzkiemu… Żadne bóstwo nas nie uratuje; my musimy ratować się sami. Potwierdzamy to, że moralne wartości mają swoje źródło w ludzkim doświadczeniu… W dziedzinie seksualności wierzymy, że postawy nietolerancji, często kultywowane przez ortodoksyjne religie i purytańskie kultury nadmiernie represjonują seksualne zachowania. Prawo do kontroli narodzin, aborcja i rozwody powinny być uznane”.

Potępienie dogmatycznej czy „kaznodziejskiej” religii, głoszenie ewolucji jako prawdy, twierdzenie, że moralność ma pochodzić bardziej z naszych doświadczeń niż z Boga i promowanie „tolerancji” (to wielkie humanistyczne 'brzęczące” słowo), abyśmy nie „represjonowali” perwersyjnych zachowań seksualnych czy nie odrzucali aborcji, itd…czy dostrzegasz jak bardzo dominujące są humanistyczne poglądy w naszej współczesnej kulturze? Lecz to jeszcze nie wszystko.

Ci, którzy nazywają siebie samych „humanistami” ciągle są wąską (lecz mającą wpływ na edukację) mniejszością w pierwszej połowie dwudziestego wieku, lecz jest wiele innych prądów, które płyną dokładnie w tym samym kierunku i wiele z nich jest bardzo silnych. Coraz bardziej modne staje się w intelektualnych kręgach (tj. na uniwersytetach i wyższych uczelniach) opowiadanie się za liberalną, humanistyczną filozofią i to właśnie z szeregów tych instytucji powstało wielu liderów w medycynie, nauczaniu, prawie, socjologii, biznesie, polityce i religii. Zatem, ukryta filozofia humanizmu, już zaczynała dominować intelektualne elity Zachodnie społeczeństwa i to właśnie oni uczyli młodzież.

Co więcej, to właśnie z tych liberalno-intelektualnych kręgów wyszli wiodący edytorzy wiadomości, producenci telewizyjni i filmowi, i dziennikarze. Tak więc, coraz więcej zachodniej twórczości pisanej, mediów audio i wideo zaczęło nabierać tego liberalnego humanistycznego skrzywienia i miało to przez lata ogromny wpływ.

Dla tych z was, którzy chcieliby więcej dowodów na to, że to, co mówię, jest prawdziwe, wskazałbym na kilka książek opartych na solidnych badaniach, takich jak książki Franics’a A. Schaeffer’a, „The Closing of the Amercan Mind” prof. Allan’a Bloom’a, What is Secular Humanism?” dr James’a Htichcock’a, „The Battle for the Mind” Tim’a Lahaye’a itp.,itp. (Są ich dziesiątki). Ważne jest, aby pamiętać o tym, że w na początku dwudziestego wieku były na świecie całe narody-państwa i bloki handlowe, które stawały się oficjalnie „humanistyczne” w swojej ideologii. (Co pokazuje tylko jak potężne te idee stały się w ciągu ostatnich stu lat). Mówię tutaj, oczywiście, o socjalistycznych i komunistycznych krajach, zainspirowanych przez ultra-humanistyczne nauczanie Marx’a, Engelsa, Lenina, Mao itd. O ile może się wydawać na pierwszy rzut oka, że miało to mały wpływ na Zachodnią kulturę, to w rzeczywistości pewna łagodniejsza forma tych humanistycznych idei z lewego skrzydła, rozpowszechniła się w wielu centrach wyższego kształcenia Zachodu. Jak już wspomniałem, stało się modne wśród wielu intelektualistów przyznawać się do liberalno-humanistycznego etosu. (Choć pamiętać należy, że humanizm jest nie tyle stanowiskiem politycznym, co towarzyskim i duchowym, przekracza większość politycznych granic).

Obecnie, w końcu dochodzimy do lat sześćdziesiątych. O ile humanizm jest już zdecydowanie mocno osadzone w Zachodnich instytucjach wyższego kształcenia, to potrzebne było coś na miarę trzęsienia ziemi, aby przenieść tę dominację na społeczeństwo na wolności. Możliwe było, aby takiej transformacji dokonać stopniowo na przestrzeni wielu dziesięcioleci lecz, aby humanizm stał się dominujący szybko, trzeba było, aby CAŁE POKOLENIE złapało ten buntowniczy humanistyczny etos. I właśnie dokładnie to się stało.

Ogólnie lata pięćdziesiąte były bardzo konserwatywnym okresem w Zachodnim społeczeństwie (pomimo powstania Elivis’a Presley’a i Rock 'n’Roll’a). „Nieszkodliwe zabawy” były tolerowane, lecz generalnie był to czas bardzo silnych wartości rodzinnych. Rozwody były względnie rzadkie, aborcja niemal nieznana, a kultura narkotykowa? A cóż takiego to było? Wielu chodziło do kościoła i Zachód był dość Bogobojny (co najmniej nominalnie). Tradycja i ciężka praca były w wielkim poszanowaniu i cały okres był pod znakiem konserwatywnych wartości rodzinnych. To wszystko może brzmieć nudno, choć większość ludzi wiedziała również jak rozpuszcza się włosy.

Dzieci tego okresu zostały ochrzczone terminem „Baby-boomers” (dzieci okresu wybuchu demograficznego). Przeważnie były to dzieci wojskowych, którzy wrócili w 1946 roku z II Wojny Światowej i podjęli bezprecedensową falę „płodzenia-dzieci”. Te dzieci, które w latach sześćdziesiątych stały się młodzieżą „hipisowską” rodziły się w pod koniec lat 40-tych, w latach 50-tych i na początku najbardziej wspaniałej ery powodzenia w całej Zachodniej historii. Ich rodzice walczyli na wojnie o ich kraj i teraz chcieli zapomnieć o tym wszystkim na chwilę. Kupowali samochody i domy; ich dzieci miały zagwarantowane pewne swobody i te dzieci były zamożniejsze niż jakiekolwiek wcześniejsze pokolenie. W rzeczywistości można by się sprzeczać, czy owa kulturalna rewolucja, która wybuchła w następnej dekadzie była wywołana przez luksusowe dzieci rozpieszczonych dzieciaków, które były w stanie sięgnąć wyłącznie po taką pobłażliwą dla siebie rewolucję z powodu dobrobytu jaki ich rodzice zbudowali. Lecz być może to nieco zbyt ostre?

Nie ma żadnych wątpliwości, że gdy dorośli, wielu Boomersów doszło do wniosku, że ich rodzice byli zbyt konserwatywni, materialistyczni i w jakiś sposób represyjni. Oczywiście jest w tym trochę prawdy. Przede wszystkim ich rodzice ciągle pamiętali ciężary lat wojny i dlatego stali się bezwstydnie materialistyczni kupując nowe „rzeczy”, które powinny byłby przynieść szczęście. Wydaje się być w tym trochę hipokryzji. Nie pozostawia też wątpliwości fakt, że większość tego pokolenia nie wywiązała się z obowiązku przekazania swym dzieciom rzeczywistej głębi chrześcijańskiej wiary czy duchowości. Już to samo w sobie miało mieć fatalne reperkusje w ciągu najbliższych lat i jest również prawdą, że powstająca fala materializmu została dopasowana do kościoła przy pomocy wzrastającej popularności doktryny „prosperity” (powodzenia), które nauczało, że jest w porządku dla chrześcijanina, aby stał się bogaty (czy ostatecznie dobrze sytuowany). Wielu, tego rodzaju hipokryzje pomogły związać kościół z wyższą sferą 'establishmentu’ klasy średniej znacznie bardziej niż powinno być w tym przypadku.

O ile z pewnością dość łagodny humanizm był nauczany w świeckich szkołach od 1950 roku (częściowo dzięki wpływowi John’a Dewey’a), nie wydaje się, aby gdziekolwiek było wystarczająco blisko do masowego przyjęcia rewolucji, która nastąpiła. To, co się stało w latach sześćdziesiątych było bezprecedensowe i nieoczekiwane – całe pokolenie oddające siebie tej buntowniczej humanistycznej filozofii, niemal w ciągu jednej nocy. (Oczywiście nie nazywali tego humanizmem. Używali terminów takich jak: „zrzucanie kajdan staromodnej moralności, tradycji, Boga itp.” „Jeśli czujesz, że coś jest dobre, zrób to”. „Śpij z kimkolwiek chcesz, wierz w jakiegokolwiek boga chcesz, czy bez boga, jak chcesz. Zrób coś swojego”). Co za zdumiewająca zmiana – literalnie „kulturalna rewolucja”, która w istotny sposób zdominowała Zachód od tej pory, bez względu na to czy wielu z nas zdaje sobie z tego sprawę czy nie.

Nie ma dla mnie wątpliwości, że rewolucja lat sześćdziesiątych było prowadzona przez muzyków (Beatles, Rolling Stones w szczególności) oraz przez nowych reżyserów filmowych i artystów. „Zmiana” wisiała już w powietrzu pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych lecz nie musiała zajść aż tak daleko, jak zaszła. Niestety BUNT również wisiał w powietrzu i Beatlesi poprowadzili natarcie. (Lecz proszę nie myśleć, że jestem ant-yBeatlesowski. Kocham ich muzykę a w szczególności okres początkowy, szanuję Lennona i McCartneya jako największy tandem tworzący piosenki tego wieku. Niemniej musimy zdać sobie sprawę z tego jak ogromnie wpłynęli oni na bunt młodzieży lat sześćdziesiątych, a szczególnie po 1965).

W latach 1965-69 znajdujemy pochodzenie dzisiejszej masowej kultury narkotykowej, nowoczesnego ruchu New Age (“Wiek Wodnika”), współczesnego ruchu satanizmu/czarownictwa, rewolucji seksualnej, skrajnego ruchu feministycznego, wyzwolenia gejów i aborcji na życzenie (zalegalizowanej w Anglii w 1967 roku) itd., itd. Muzycy, artyści, filmowcy doprowadzili do zaakceptowania znacznej części tego wszystkiego. (oczywiście brytyjskie zespoły były również pod wpływem zespołów „Acid” z San Francisko).

Tak więc, na początku lat sześćdziesiątych odkrywamy, że The Sound of Music odbiera wszelką chwałę i zbiera nagrody, podczas, gdy pod koniec tego okresu Easy Rider i Graduate sięga niebios a nagie i pełne seksu sceny staja się coraz bardziej powszechnymi hitami kinowymi. Podczas, gdy na początku lat 60-tych John Lennon czuł się zobligowany do natychmiastowego ślubu ze swoją dziewczyną, gdy zaszła w ciążę to pod koniec tych lat mógł się tego pozbyć po prostu zostawiając swoją żonę i łącząc się ze swoją nową dziewczyną Yoko Ono, rozpoczynając w ten sposób trend, w którym „wspólne życie” było na porządku dziennym wśród młodych ludzi. Ci z nas, których tam nie było mają trudności z pojęciem tych niesamowitych zmian, które przyszły na Zachodnią kulturę (szczególnie młodzieżową) w ciągu zaledwie kilku lat. A te zmiany miały od tej pory ogromny wpływ.

Wielu ludzi patrz dziś na nasz świat i drogę, którą zmierza i potrząsając głowami mówi:

Co się dzieje? Czy zawsze było tak źle? Dlaczego jest coraz gorzej i gorzej z roku na rok?

Nie potrafią oni wskazać na to skąd pochodzi ten rozkład. Niektórzy oskarżają media, inni rząd.

Gdzie to wszystko się zaczęło?

Oczywiście, jako chrześcijanie, możemy wskazać na upadek człowieka i ogromną tendencję ludzkości do deprawacji i buntu. Możemy również wskazać na ukryte diabelskie wpływy stojące za sporą częścią tego, co widzimy. Lecz w dzisiejszym okolicznościach, wierzę, że jest ważne, abyśmy wskazali na lata sześćdziesiąte jako na przykład tego, co się dzieje, gdy całe pokolenie oddaje się otwartemu buntowi i truciźnie, która przenika całe społeczeństwo.

Jest oczywiste, że to nie młodzież Baby-boomers popychała te wszystkie liberalizujące pomysły w tamtych latach. Jak już wcześniej stwierdzono było już wielu intelektualistów na uniwersytetach i w mediach, którzy zasadniczo byli już całkowitymi humanistami i którzy wspierali młodzieżowy bunt od samego początku. Zatem młodzież nie była sama, lecz humanizm nigdy nie stałby się na Zachodzie tak szybko tak skrajnie dominujący, gdyby nie CALE POKOLENIE, które nagle przyjęło je jako swoje kredo.

Niektórzy ludzie (głownie Baby-boomers) głoszą, że młodzież lat sześćdziesiątych miała bardziej szlachetne motywacja do robienia tego, co zrobili. Twierdzą oni, że wszystkie ich „pochody”, marsze, okupacje były robione z czystych motywacji. Inni jednak zaznaczyli, że „powody” były raczej używane jako wymówka do buntu – aby „pokazać palucha” władzom i wartościom społecznym. Ze wszystkiego co przeczytałem, wierzę, że jeśli chodzi o większość młodzieży to takie podejście jest bliskie prawdy. W rzeczywistości, dla wielu w tej dziedzinie, cała rewolucja była jedną wielką wymówką – „seks, prochy i Rock 'n’ Roll” i to właśnie ich dzieci płacą cenę za wszystko.

Co się dzieje, gdy całe pokolenie odrzuca wszelką tradycję na jakiej mogą położyć swoją rękę? A co się dzieje, gdy odrzucają oni Boga i podstawy moralności na rzecz egoistycznego dreszczyku i buntu? Jak powiedziałem, powstanie ruchu New Age (nowych bogów), nowa pobłażliwość seksualna (przy akompaniamencie katastrofy socjalnej w postaci braku ojców i ubóstwa samotnych matek), masowe używanie narkotyków jako styl życia (wraz z wojnami gangów o kontrolę nad narkotykowym rynkiem), stwarzająca podziały polityka płci, itd., to wszystko stało się epidemią w naszym społeczeństwie po tym okresie 1965 – 69. To był punkt zwrotny rewolucji. W rzeczywistości wszelki egoizm, 'liberalizujące’ trendy ostatnich trzydziestu lat (takich jak aborcja ze względów wygodnictwa) stały się możliwe tylko dzięki temu, że pokolenie agresywnie prowadziło kampanię na ich rzecz. Od tego czasu można powiedzieć, że bunt coraz bardziej i bardziej stawał się establishmentem.

Nie może być żadnych wątpliwości, że sprawa „Roe kontra Wade’ (sądowa sprawa, która zalegalizowała aborcję w USA) nie miała by żadnych szans powodzenia w konserwatywnej Ameryce lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych. Lecz dzięki zliberalizowaniu całego pokolenia i wielu ludziom starszego pokolenia, którzy płaszczyli się przed nim każdy liberał na ziemi kuł żelazo póki gorące. Wiele z nowych praw, włączając w to prawa płci i aborcji, teraz mogły przejść, co wcześniej nigdy by się nie zdarzyło. Jednym ze znanych bastionów humanizmu w ostatnich dziesięcioleciach była Organizacja Narodów Zjednoczonych i wiele rezolucji NZ, które teraz rutynowo są wpisywane w prawodawstwo państw na świecie były tak humanistyczne i „politycznie poprawne”, że aż obrzydliwe. To samo dotyczy organizacji takich jak „Planned Parenthood” (Planowane rodzicielstwo). Rzeczywiście, jeśli zrozumiesz co znaczy termin „politycznie poprawny” to będziesz rozumiał wiele z podstawowej siły ciągu humanizmu. W licznych przypadkach Polityczna Poprawność to po prostu humanizm sprowadzony do chałtury.

Brak ojców (który wśród wielu miejskich blokowisk osiągnął ponad 70%), przyzwolenie na seks, przemoc gangów, narkotyki istniały wcześniej lecz teraz, po rewolucji lat 60-tych, uzyskały rozmiary epidemii i do tej pory niszczą nasze społeczeństwo i młodzież. Boomers pili truciznę ze swego kubka, po czym przekazali go następnym pokoleniom. Nic dziwnego, że jest coraz gorzej!„Sytuacyjna” etyka, amoralność, obsesja na swoim punkcie, awersja do autorytetu i kolosalna próżnia w dziedzinie duchowej (czy może zostało to zapełnione przez Archiwum X?) – jest to spadek, który pozostawiony został dzisiejszej młodzieży przez pokolenie Woodstock.

Muszę powiedzieć, że niewiele było pokoleń w historii, które tak umyślnie i egoistycznie pozostawiły jako dziedzictwo swoim dzieciom świat tak niewyobrażalnie gorszy niż ten, który sami odziedziczyli. Jeśli spojrzymy tylko na statystyki i porównamy świat sprzed 35 lat z naszym własnym to zobaczymy, że Baby-boomers nieźle się wykazali czyniąc ten świat dla swoich dzieci, zaledwie w ciągu jednego pokolenia, znacznie bardziej duchowo i moralnie piekielnym. A wszystko czego było potrzeba to masowy egoizm, hedonizm i bunt (zakamuflowany sloganami takimi jak „wolność” i „swoboda”). Lecz ta partia jest już skończona.

To, co zdumiewa mnie najbardziej to fakt, że wydaje się dziś nie istnieć niemal żadne rozeznanie, co do korzeni i przyczyn stojących za wieloma problemami Zachodu. (Być może niektóre partie nie chcą przyznać prawdy? Może wolą starą pieśń: “byliśmy prostą młodzieżą, usiłującą uczynić świat lepszym miejscem”?). Lecz prawda pomału przebija się. Jeśli kiedykolwiek będziesz miał możliwość przeczytania książki napisanej przez znanego Socjologa Davida Pepence’a zatytułowanej „Życie bez ojca” (1996), to zobaczysz jak wyraźnie pokazują się wyniki ostatnich trzydziestu lat w statystyce. Ksiażka Michael’a Medved’a „Hollywood przeciw Ameryce” jest podobnie cięta z punktu widzenia badania choroby atakującej sporą część mas mediów i pop kultury lat sześćdziesiątych i później.

Jak widzisz, każda jedna dziedzina człowieczeństwa skrajnie dominuje w naszym rządzie, w naszych mediach i edukacyjnym systemie, a dla wielu z nas już od dawna dominuje w naszych umysłach z powodu tej propagandy i to aż do miejsca, gdzie chrześcijanie literalnie „WSTYDZĄ SIĘ EWANGELII” i teraz stara się to „przybrać” tak, aby pasowało to do humanizmu nieco lepiej. Jak nadzwyczajnej rewolucji będzie teraz wymagało odwrócenie tego z powrotem.

Jednym z najbardziej oczywistych rezultatów dominacji humanizmu jest jego ogromny wpływ na jednostkę rodziny. Zniszczenie to jest ogromne, jasne więc jest, że nawet ci, którzy notorycznie atakowali rodzinę, zdumiewająco zamilkli. Zniszczenie jest wszędzie i dla wszystkich widoczne. Co się dzieje jeśli ułatwisz mężczyźnie być ojcem dziecka, po czym odbić się i robić to samo z inną partnerką? Co dzieje się, jeśli zliberalizujesz prawa rozwodowe, pozwalając na to, aby podobny scenariusz dział się nawet wśród par małżeńskich? Co się stanie jeśli feminizm ograbi mężczyzn z szacunku, autorytetu, odpowiedzialności i pozycji, oskarżając ich aż do poczucia większej marginalizacji w obrębie jednostki rodzinnej? A co dzieje się, gdy feminizm sugeruje, że kobiety mogą wychować dzieci nawet lepiej bez taty w pobliżu? (- katastrofa, dowiedzione kłamstwo). Wynikiem tego wszystkiego jest epidemia ojców zostawiających swoich partnerów i dzieci, tworzących takie sytuacje, gdzie setki tysięcy dzieci dorasta całkowicie bez swych ojców w coraz bardziej surowym świecie.

Statystyki jasno pokazują, że samotne matki i ich dzieci dziś (podobnie jak w całej historii) niemal zawsze żyją w ubóstwie. Ich dzieci mają znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie im dobrze szło w szkole, że zdobędą tytuł w szkole pomaturalnej czy na uniwersytecie. Innymi słowy, zaczyna się tworzyć cykl ubóstwa. Na to, że dziewczynki wychowywane bez ojców są o wiele bardziej podatne na zajście w ciążę poza małżeńskimi więzami, jest przytłaczająca ilość dowodów statystycznych (innymi słowy, cykl ubóstwa powołuje następne ofiary). Chłopcy wychowani bez ojców są statystycznie znacznie bardziej podatni na brak zatrudnienia, słabe wykształcenie i większe zaangażowanie w działalność gangów itd. Chłopcy szczególnie potrzebują ojcowskiego autorytetu i dyscypliny w domu. W rzeczywistości ogromne statystyczne badania pokazały obecnie wyraźnie, że brak ojca sam w sobie jest tak ogromnym socjalnym kataklizmem, że jest prawdopodobnie głównym powodem wielu chorób społecznych Zachodu. (ponownie p. „Życie bez Ojca” David’a Popenoe). Faktycznie, ponad 70%-owy stopień braku ojców w wielu czarnych miejskich społecznościach jest bez wątpienia główną przyczyną licznych straszliwych problemów z gangami, jakie w tych obszarach występują. Obecnie jest to powszechnie rozumiane przez wielu socjologów i aktywistów (choć, czyż ostrzeżenia nie powinny być wysyłane trzydzieści lat temu?).

W relatywnie bogobojnym społeczeństwie, gdzie na rozwody, cudzołóstwo i seks pozamałżeński spogląda się ze zmarszczonymi brwiami i tam, gdzie jest szacunek dla ojcostwa oraz autorytetów generalnie, jest bardzo trudno, aby społeczeństwo stało się tak podzielone i chore ma to miejsce dziś na zachodzie. W rzeczywistości jest to niemal niemożliwe, aby zgnilizna zaszła tak głęboko. Lecz jeśli odrzucisz wiarę w Boga i stworzysz własną moralność to wtedy znajdziesz się na równi pochyłej do katastrofy.

Obecnie stało się bardziej jasne niż kiedykolwiek wcześniej, że Bóg stworzył rodzinę, aby była podstawową cegiełką społeczeństwa, jeśli więc rodzina jest chora to i samo społeczeństwo staje się chore. Struktura naszego społeczeństwa dziś jest rozluźniona, ponieważ jednostka rodziny rozpada się. To, co stało się przez ostatnie trzydzieści lat nazwać można rozradowanym i skoncentrowanym atakiem humanistów i liberałów przeciwko rodzinie, zarówno poprzez media, jak i system edukacyjny a nawet przy użyciu prawodawstwa. (Choć media udowodniły, że są najważniejszym narzędziem propagandowym ze wszystkich)

Oczywiście, w latach osiemdziesiątych Baby-boomers nagle „wyprostowali się” i wielu można zobaczyć w garniturach, prowadzących ostatnie modele samochodów a nawet handlujących obligacjami czy papierami wartościowymi.

O ile niektórzy mogą sądzić, że reprezentuje to znaczącą transformacje, to faktycznie pod powierzchnią tego wszystkiego niewiele się zmieniło. Humanistyczne kłamstwa dominujące w latach 60-tych, nigdy nie zostały zdetronizowane i ciągle dominują w naszej kulturze, prawdopodobnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Fakt, że Boomersi zaludniają w dniach dzisiejszych korporacyjne sale rad nadzorczych zamiast maszerować z protestami nie spowodowało wielkiej różnicy. Jeśli już, to spowodowało to, że owe kłamstwa stały się jeszcze mocniejsze. Wielu Boomers’ów przyznaje, że zmiany jakie zaszły w latach osiemdziesiątych były bardziej z pragmatycznych, samoobsługowych przyczyn, niż jakichś innych. Był to czas, aby zarobić nieco pieniędzy i ustatkować się finansowo. W rzeczywistości to pokolenie, które było ochrzczone jako pokolenie „Mnie” – to które spopularyzowało termin „obraz siebie” (self-concept), „samo-realizacja”, „poczucie własnej wartości”, „obraz siebie samego” – po prostu prawdziwie wraca do formy. Niemniej to „EGO” było w rzeczywistości motywacją większości tych życiowych zmian. Humanizm ciągle rządzi Zachodem i w rzeczywistości Boomersi, którzy teraz mają po czterdzieści, pięćdziesiąt lat znajdują się obecnie na pozycjach władzy w wielu sferach, włączając w to media, politykę i wykształcenie. Obskurne filmy zachęcające nastolatków do seksu, sugestywne pieśni i muzyczne wideoklipy, buntownicze, przeciwne autorytetom programy itd.,… idą i idą, stając się coraz gorsze i gorsze z roku na rok.

Czy jest w porządku, mimo wszystko, wskazywać palcem na jedno, szczególne pokolenie – nawet buntownicze? Tak, myślę, że tak. Przede wszystkim, Jezus zrobił wszystko w swoim czasie. Jestem najgłębiej przekonany, że musisz cofnąć się wstecz wiele stuleci, aby znaleźć pokolenie, które spowodowało tak straszliwe zniszczenia po prostu poprzez swój egoizm, hedonizm i rebelię. Zazwyczaj do tego, aby osiągnąć tak koszmarny rezultat w jednym pokoleniu, potrzebna jest wojna lub jakiś straszliwy kataklizm. Czemu jednak służy wskazanie na jedno pokolenie w ten sposób? Jest to moje głębokie przekonanie, że Bóg wzywa wielu Boomers’ów do rzeczywistej pokuty za udział, który mieli w tej rewolucji czy choćby w przyzwoleniu na nią, jak również za prawodawstwo, które pozostawili swoim dzieciom. Wierzę również, że, jak to mówi stare porzekadło: „Ci, którzy nie nauczyli się lekcji historii, będą musieli ją powtarzać”. Fakt jest taki, że nie wolno nam zignorować ani zatuszować tego, co się stało trzydzieści lat temu, ani nie wolno nam uciec przed powiedzeniem tego w taki sposób. Nie tylko musimy nauczyć się tych lekcji, abyśmy ich nie powtarzali, lecz do nas również należy, aby wykorzenić i zająć się wszystkim kłamstwami i zniszczeniami, jakie trwają ciągle do dziś. Jeśli nie wiemy dokładnie skąd się wzięły to będzie nam to niezwykle trudno zrobić.

Muszę powiedzieć, że wierzę, że Boży sąd z pewnością wisi nad pokoleniem Baby Boomers’ów z powodu ich działań. Dopóki nie będzie głębokiej pokuty to Bóg wezwie ich do rozliczenia z ich egoizmu. W pewnym sensie, dzieci „trzeciego i czwartego pokolenia” podobnie są pod przekleństwem z tego powodu.

Wierzę również, że ten przytłaczający, laodycejski stan współczesnego kościoła może być przypisany do wielu z tych przyczyn. Pokolenie X i Y spotyka się teraz z ogromnym zadaniem oczyszczenia tego zamieszania tak bardzo jak tyko możliwe (nie tylko z Bożą pomocą, lecz wyłącznie po tym, gdy wyjdą z tego duchowego odrętwienia, którym się znaleźli). Niech Bóg nam wszystkim pomoże.

Ważne jest, aby pamiętać, że jest wielu wśród Baby-boomers’ów, którzy nie trzymają się błędów swych rówieśników. Wielu chrześcijan, nawet z tej samej grupy wiekowej, sprzeciwia się egoizmowi i destruktywnym zmianom, jakie mają miejsce. Bóg zawsze ma swoją „resztkę” z każdego pokolenia. Zatem z pewnością nie możemy obsmarować każdego. Ważne jest również pamiętać o tym, że Baby-boomers niekoniecznie są RODZICAMI pokolenia X (wielu jest rodzicami pokolenia Y). X-ersi to pokolenie, które przyszło bezpośrednio po Boomers’ach, ale niekoniecznie muszą być ich dziećmi. Zatem wielu X-ersów (ze mną włącznie) nie mówi źle o swoich rodzicach, gdy jest mowa o pokoleniu Woodstock (Wydawało mi się, że to był ważny wniosek).

Muszę przyznać, że ogromna nadzieja dla naszego pokolenia wzbudzona została we mnie dzięki Pismu, które mówi o ogromnym przebudzeniu końca czasów, tuż przed powrotem Pana Jezusa Chrystusa. Jeden fragment jest szczególnie godny uwagi Mal 3:23-24 BT)

Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana, i zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym, gdy przyjdę, nie obłożył ziemi klątwą.

Wydaje się, że ci, którzy mają powstać z Eliaszowym powołaniem w dniach ostatecznych, będą mieli to jako znaczącą cześć swego mandatu. Rodzice będą musieli być wezwani do pokuty za to, co zrobili swoim dzieciom, a dzieci będą musiały poradzić sobie z powtarzającym się buntem, uchwycić się i szanować swoich rodziców. Odmowa wykonania czegokolwiek po obu stronach będzie skutkowała Bożym „przekleństwem”. Jakże ogromnie ważne zadanie! Modlę się o to, aby nie trzeba byłoby bardzo długo czekać, gdy zobaczymy jak te służby powstają, ponieważ z pewnością są bardzo potrzebne w naszych czasach.

Coś, co wydaje się, że Bóg mówił do wielu ludzi to potrzeba, aby chrześcijanie z pokolenia X stali się duchowymi 'ojcami’ dla pokolenia Y. Wielu czuje to, że wśród chrześcijan pokolenia Boomers’ów, było względnie niewielu, którzy chcieli być prawdziwymi duchowymi 'ojcami’ dla młodych. Mnóstwo liderów, lecz za mało ojców. Istota w ojcostwie polega na tym, że często konieczne jest świadome wybranie trudniejszej a nie łatwiejszej drogi. Ojciec musi wziąć ODPOWIEDZIALNOŚĆ za młodych, którzy są pod jego kierownictwem. Odpowiedzialność za to rzeczywiście spoczywa na nim! Będzie odpowiedzialny za nich i BĘDZIE MUSIAŁ DZIAŁAĆ JAK ON ?, podejmować trudne decyzje, wypowiadać twarde słowa tam, gdzie to konieczne. Często jest tak, że to ojciec stosuje dyscyplinę wobec rodziny (choć zarządza wyłącznie z miłości i pragnienia tego, co najlepsze, oczywiście.) Paweł powiedział Tymoteuszowi: „karć, grom napominaj, z wszelką cierpliwością i pouczeniem” (2 Tym 4:2). Prawdziwy ojciec nie tyranizuje ani nie represjonuje, lecz jest z pewnością mężem prawdziwego (a nie fałszywego) autorytetu. Musi być również mężem poświęcenia, ojcowskiej miłości do dzieci. Musi być mocny, lecz czuły równocześnie, szukający stale wyzwań i postępu dla swoich dzieci i obserwujący ich rozwój. Dziś, mamy skarłowaciały, apatyczny kościół, pełen obdarowanych ludzi, którzy nigdy nie mają szansy na rozwój swego obdarowania. Muszę zadać pytanie:

prawdziwi ojcowie pozwoliliby na coś takiego?

Wierzę, że jest w tym realne ostrzeżenie również dla pokolenia X. To wszystko czego nam wokół nie dostaje jest bardzo dobrze przedyskutowane, lecz czy jesteśmy gotowi podjąć wyzwanie? Czy chcemy stać się prawdziwymi ojcami dla pokolenia Y, które teraz jest nastoletnie? Jest to ważkie pytanie, na które, my wszyscy z pokolenia X, natykamy się.

Zdaję sobie sprawę z tego, że byłem bardzo bezpośredni w tym rozdziale i podjąłem ryzyko obrażenia niektórych czytelników. Niemniej, mam nadzieję, że możecie przyjąć, że nie było to moim zamiarem, aby obrażać kogokolwiek, lecz raczej, aby przedyskutować bardzo otwarcie i szczerze wiele problemów, które dziś przeżywamy i ich pochodzenie. Proszę, bądźcie świadomi tego, że ja nie mam żadnego osobistego urazu do tego okresu (nie urodziłem się ani nie wychowałem jako Baby Boomers, na przykład) i naprawdę nie czuję, że mógłbym być oskarżony o uprzedzenia. Spędziłem ogromną ilość czasu na badaniach tego tematu, przeczytałem wiele na temat społecznych i kulturalnych aspektów lat 60-tych i muszę powiedzieć, że wszystko, co przeczytałem prowadziło mnie do tych samych wniosków.

Teraz powinno być oczywiste, że wiele z negatywnych cech pokoleń X i Y jest wynikiem głębokich zmian w naszym społeczeństwie w ciągu ostatnich 35 lat. Wyzwania, które stoją przed nami nie są powierzchowne. Mają one raczej swoje źródło głęboko zakorzenione w samej strukturze naszego społeczeństwa. W następnych rozdziałach będę przyglądał się tym sposobom, które, jak wierzę, Bóg wyznaczył nam, abyśmy walczyli i zwyciężyli wojnę o serca i umysły pokoleń X i Y.

Mam nadzieję, że, ewentualnie, poprzez pokutę zarówno młodych jak i starych, będzie głębokie pojednanie między wszystkimi pokoleniami w kościele oraz determinacja do wspólnej walki o Boże sprawy. Modlę się też o to, aby w bliskiej przyszłości sytuacja jeśli chodzi o pokolenia X i Y nie wyglądała nigdzie nawet odrobinę tak beznadziejnie jak teraz, lecz coś musi się zacząć zmieniać bardzo radykalnie jeśli mamy zobaczyć cokolwiek podobnego do zwycięstwa i o tym będą następne rozdziały.

deeo

Fajne chrześcijaństwo – Rozdział 6

 

DOMINUJACE KŁAMSTWO

Jak już widzieliśmy, jest pewna liczba humanistycznych kłamstw, które dominują nad duchowym krajobrazem Zachodu, lecz nad nimi wszystkimi góruje jedno główne kłamstwo, które w tej współczesnej dobie usunęło, na wiele różnych sposobów grunt spod nóg prawdziwej ewangelii. Pytanie, które chciałbym w tym momencie zadać dotyczy tego, co jest dominującym, nadrzędnym KŁAMSTWEM, które diabeł sprzedał Zachodniemu światu w ciągu ostatnich trzydziestu lat a które najbardziej utrudnia mężczyznom i kobietom pokutę? Oraz czy możliwe jest, aby to jedno „dominujące kłamstwo” zostało wykorzenione i zniszczone tak, aby została otwarta droga do masowego Przebudzenia? Jestem całkowicie przekonany o tym, ze jeśli te najbardziej potężne „warownie” (które można by nazwać „dominującym kłamstwem”) mogą zostać zaatakowane i rozwalone to w wyniku tego zostanie zebrane ogromne żniwo. Lecz jakie szczególnie kłamstwo jest najbardziej niszczące? Oto kilka wniosków, które wyciągnąłem:

Jak powiedział mężczyzna, który do mnie ostatnio napisał, wydaje się, że nie możemy już więcej głosić w tych czasach „grzechu”, ponieważ wielu młodych ludzi nie za bardzo wie czym jest Grzech. Jest w tym bardzo znacząco wiele prawdy (i oczywiście w ten sposób całkowicie zostaje odarta ewangelia z jej historycznej mocy). W rzeczywistości, jestem pewien, że jest to jedna z nadrzędnych humanistycznych doktryn, która najbardziej podkopuje prawdziwą ewangelię – fakt, ze Biblijna koncepcja „Grzechu” nie jest już powszechnie przyjmowana i rozumiana. Wielu współczesnych chrześcijan może być zdumionych wiedzą o tym, że w Nowym Testamencie i przez całą historię kościoła (aż do czasów obecnych), głoszona była gruntowna POKUTA Z GRZECHÓW, jako integralna część ewangelii. Lecz obecnie nie ma wcale tego, nie słyszymy, prawda? W rzeczywistości widzimy, że w tych czasach wynaleziono przyjazną, „pozytywną” (w marketingowym sensie) ewangelię „reklamy pasty do zębów”, w której grzech jest rzadko wspominany, o ile w ogóle (nie jest również z pewnością tematem dyskusji). Nasza dzisiejsza ewangelia bardziej przypomina jedną z tych pełnych wigoru pogadanek, prowadzonych przez „wielkich” motywacyjnych mówców, którzy popularyzują bieganie po obiedzie, po czym głoszone jest biblijne posłanie pokuty. Może tam być pełno humorów, ilustracji i anegdot, lecz rzadko kiedy jest tam ostre cięcie serca mieczem obosiecznym. Nieświadomie pozwoliliśmy na to, aby duch tego świata zdominował nasze kaznodziejstwo. Cóż za fatalny kompromis! Wyniki głoszenia takiej „ewangelii” są widoczne dziś w całym dzisiejszym chrześcijaństwie.

Od kilku już lat badam historię i pisze na temat minionych Reformacji i Przebudzeń i jeśli jest jedna rzecz, która przez stulecia charakteryzuje prawdziwe przebudzeniowe głoszenie to jest to OBNAŻANIE GRZECHU I GŁOSZENIE GŁĘBOKIEJ POKUTY. Prawdopodobnie najbardziej znany i niezwykły amerykański „przebudzeniowiec”, Charles Finney, był wielkim wykładowcą na temat pokuty z grzechów. Podobnie, Wesley, Whitefield, Edwards, Roberts, Sung, Goforth, Savonarola, Luter, Knox, Spurgeon, Booth itd., itd. style=”font-size: 12pt; font-family: Tahoma;”>(Sam Wesley powiedział, że głosił 90% prawa i 10% łaski – innymi słowy 90% przekonania o grzechu i 10% Bożej łaski i zbawienia. Taka proporcja nie była czymś niezwykłym wśród najlepszych przebudzeniowców. Ci ludzie byli naprawdę kaznodziejami POKUTY i oni też byli odpowiedzialni za zbawienie licznych tysięcy dusz, oraz ogromnych ruchów, które czasami obejmowały cały glob. Gdy spojrzymy do Biblii to zobaczymy, że Sam Jezus był kaznodzieją pokuty; jak i Jan Chrzciciel oraz wszyscy apostołowie. Dlaczego wiec współcześni kaznodzieje nagle poczuli, że mogą wymyślić lepszą, bardziej „pozytywną” ewangelię? Wygodny kompromis nie chciałby z tamtym mieć nic wspólnego, czyż nie

 

Biblia wyraźnie mówi, ze Duch Święty przychodzi, aby PRZEKONAĆ ludzi o „GRZECHU, SPRAWIEDLIWOŚCI I SĄDZIE” (J. 16:8). Zauważ to, że Duch Święty NIE przyjdzie po to, aby przekonać grzeszników, że Jezus ich uszczęśliwi i uzdolni do tego, aby „czuli się spełnieni” (Do tego właśnie chce nas przekonać reklama pasty do zębów). Dlaczegóż wiec przestaliśmy GŁOSIĆ „grzech, sprawiedliwość i sąd”, gdy jest to dokładnie to, o czym Duch Święty chce przekonywać ludzi? Dlaczego wyciszamy nasze przesłanie, aby „łechtać uszy słuchaczy”? (Odzierając w ten sposób ewangelie z mocy). Prawdę powiedziano mówiąc, że nie głosimy w tych dniach starego, „twardego” krzyża, lecz raczej miękką, łatwą hollywoodzką jego wersję. Czy jest to rzeczywiście ta „wąska” ścieżka, na którą chcemy zaprosić nowo narodzonych czy po prostu religijna wersja starej „szerokiej i łatwej drogi”, która prowadzi na zatracenie, skoro Biblia wyraźnie określa, że uczniowie letni, nie są uczniami wcale. Gdzie jest umieranie dla siebie, branie swego krzyża i naśladowanie Jezusa.

Zamiast przekonywać ludzi o ich grzechu, wydaje się, że raczej zalecamy się do nich obietnicami szczęścia i rozwiniętego stylu życia, lecz czy kiedykolwiek takie posłanie zrodziło RADYKALNYCH UCZNIÓW dla Jezusa? Zatem, gdy delikatna muzyka gra, gdy zostanie rzucone wezwanie do podejścia do modlitwy i wszystkie oczy są zamknięte (abyśmy nie „przerazili” biednych nawróconych w żaden sposób), niemal nigdzie w tych dniach nie można usłyszeć apelu opartego na tym, jak dramatycznie grzesznicy potrzebują pozbyć się grzechu, lecz raczej o tym, jakże wspaniale ich życie się rozwinie? Zatem, w istocie, to bardziej egoizm motywuje nasze wezwanie ich do wyjścia, niż to, że swymi grzechami obrażają Wszechmogącego Boga (Sędziego całej ziemi). „Łatwa wiara” rzeczywiście jest dziś na porządku dziennym. Jakże doskonale pasuje to do wieku, w którym rządzą humanizm i egoistyczny wyścig. Widać wyraźnie, że to bardziej światowy etos zdominował naszą ewangelię niż cokolwiek innego. Jak już widzieliśmy w poprzednim rozdziale, w czasie humanistycznej rewolucji lat sześćdziesiątych, „grzech” jako koncepcja został w rzeczywistości odrzucony (szczególnie wśród młodzieży). Moralne absoluty zrzucono, nic nie było już czarno-białe, lecz w różnorodnych odcieniach szarości. „Bądź szczęśliwy, czuj się wolnym, rób, co chcesz, zrzuć kajdany niemodnych morałów i wartości. Rób, co czujesz…” itd. I tak jest do dziś, podejście całkowitego „nie-osądzania” (tj. ani dobre ani źle) wobec wszystkiego. Zatem dopóki nie „ranisz” nikogo, rób, co ci się podoba. Możesz spać z każdym (dowolnej płci), możesz usuwać swoją ciążę, możesz próbować wszelkich przyjemności, możesz wierzyć w dowolnego „boga” (włączając w to siebie). Dziś najgorszym grzechem o jaki możesz być posądzony jest bycie „osądzającym” (- Jak śmiesz stosować twoje wartości do MNIE? Jak śmiesz nazywać to, co ja robię „złym”?). „Tolerancja” jest ogromnie modnym określeniem, a wszystko inne jest „bigoteryjną ignorancją”. Widzieliśmy już jak niszczące konsekwencje taka filozofia stworzyła we współczesnym społeczeństwie.

U wielu ludzi biblijna koncepcja „grzechu” niemal nie istnieje. Ma to ogromne konsekwencje dla głoszenia prawdziwej Ewangelii (Diabeł musi się zaśmiewać z tego, jak udało mu się usunąć grunt spod naszego przesłania). Ponieważ jeśli „zmieciesz” koncepcje grzechu, to pozbywasz się ogromnej części samych podstaw ewangelii. PONIEWAŻ JEDYNA PRZYCZYNA, Z POWODU KTÓREJ JEZUS MUSIAŁ PRZYJŚĆ TO BYŁO ZAJĘCIE SIĘ LUDZKIM GRZECHEM. Jeśli nie ma przekonania o grzechu to prawdziwa ewangelia traci wszelki sens. Po co potrzebne mi przebaczenie? Dlaczego mam pokutować? Przede wszystkim, dlaczego Jezus umarł? Krzyż nie wywołuje żadnego efektu tam, gdzie nie ma przekonania o grzechu. To dlatego wielcy przebudzeniowcy podkreślali sprawę grzechu i jedynego lekarstwa – Jezusa. Jeśli czujesz, że niewiele grzeszyłeś to odczuwasz niewielka potrzebę Jezusa, a wtedy Ewangelia jest poważnie „podkopywana”. Diabeł wie o tym, on widział wiele przebudzeń i wie, że jeśli uda mu się powstrzymać ludzi przed przekonaniem ich o grzechu to może powstrzymać wielu z nich w reakcji na ewangelie. Jak sądzisz, dlaczego jest tak niewielkie przekonanie o grzechu wśród dzisiejszego pokolenia? Ponieważ w poprzednim pokoleniu cale jego pojecie zostało odrzucone (i ciągle jest odrzucane). To jest tak proste.

Jeśli chcemy oglądać masowe przebudzenie wśród obecnego pokolenia to co musimy zrobić najpierw? OBALIĆ DOMINUJĄCE KŁAMSTWO. Jeśli nie potrafimy wrócić i wykazać, że było złem znieść grzech – udowodnić, że uczyniło to niewypowiedziane zniszczenie – to jest to rzeczywiście bardzo trudne do obalenia. A jest tak ponieważ jest to wplecione w samą istotę dzisiejszego społeczeństwa. Nasza młodzież ma to głęboko zakorzenione również, lecz dzięki namaszczeniu Bożemu, możemy pokazać im jak straszliwe szkody wyrządza a później można obalić kłamstwo i ponownie wprowadzić i głosić koncepcje grzechu, tak aby cała, pełna mocy ewangelia mogła znowu nabrać sensu. Może to dla niektórych brzmieć dziwnie, lecz jest dla mnie zupełnie jasne, że głoszenie na temat grzechu nie będzie skuteczne wśród dzisiejszej młodzieży dopóki nie poczyni się pewnych prób, aby pokazać, że samo pojecie grzechu ma rzeczywisty sens, a zatem szkodliwe jest odrzucanie go. Dla zbyt wielkiej ilość współczesnej młodzieży biblijna koncepcja grzechu jest tak obca, że jestem przekonany, że nie pojmą jaj dopóki nie przedstawimy dobrych powodów, aby to zrobili.

Wydaje mi się, że powrót i obalenie „dominującego kłamstwa” jest prawdopodobnie najlepszym sposobem osiągnięcia tego. Jestem przekonany, że Duch Święty może być blokowany przed przekonywaniem ludzi, dopóki nie będą mieli podstawowego pojęcia o tym, czym rzeczywiście jest grzech.

Jak już wcześniej powiedziałem, badałem historie kościoła przez wiele lat i jestem w pełni świadom poziomu przekonania o grzechu jaki jest potrzebny ludziom, aby pokutowali masowo. Brak świadomości grzechu to brak przebudzenia. To jest tak proste. No, bo z czego tu pokutować? Bez tego ewangelia niemal w całości traci swą moc. (Nie wspominając o koncepcji „świętości”, która jest następnym terminem, bardzo niemodnym w dzisiejszym kościele). To, co diabeł zrobił w późnych latach sześćdziesiątych to usunięcie nam gruntu spod nóg. Nie mamy już „fundamentu”, z którego można głosić prawdziwa ewangelię w mocy. Obyśmy tylko mieli odwagę powiedzieć, że tak jest.

Dlaczego czuję, że powinniśmy obnażyć zło i błędność rewolucji lat sześćdziesiątych, aby zniszczyć kłamstwo? Ponieważ to właśnie w tym czasie (późne lata sześćdziesiąte) to kłamstwo zaczęło dominować a jego owoce widzimy patrząc na to, co pojawiło się wtedy i dziś. Jakie były wyniki porzucenia wszelkiej moralności i powściągliwości? Jakie były rezultaty „wolnej miłości” i myślenia: „jeśli czujesz, że to dobre, zrób to”? Jest to widoczne dla każdego, a to doprowadzi ludzi do tego, że zobaczą jaki jest sens głoszenia przeciwko grzechowi. Ludzie dostrzegą jaki świat byłby bez Niego. Całe pojęcie grzechu ponownie nabierze dla nich sensu, a to otworzy ich znacznie bardziej na przekonującą moc Ducha Świętego.

Jestem również przekonany, że jeśli zostanie zaatakowana ta „dominująca warownia” zasiedziała w ludzkich sercach i umysłach to można będzie oczekiwać przebudzeniowego kaznodziejstwo i wielkiego wylania Ducha Bożego na Zachodzie. Wierzę, że obecnie właśnie to kłamstwo powstrzymuje wielu mieszkańców Zachodu przed uwierzeniu prawdziwej ewangelii. Nie jestem w stanie wystarczająco silnie podkreślić tego, jak ważne jest uderzenie na to „dominujące kłamstwo”. Może to być jeden z głównych kluczy do przebudzenia w naszym pokoleniu, jak wierzę.

Ostatnimi czasy sporo mówiło się o możliwości przyjścia fali „prawego skrzydła” czyli masowej reakcji na liberalizację i schorzenia naszego społeczeństwa ostatnich dziesięcioleci. Należę do tych, którzy wierzą, że taka fala reakcji jest bardzo możliwa i że może stanowić ogromne niebezpieczeństwo dla naszego społeczeństwa, ponieważ taka fala nie tylko odbudowałaby pewne zniszczenia wywołane przez liberalizację, lecz również umożliwiłaby działanie ekstremalnych elementów z prawego skrzydła naszego społeczeństwa, w szczególności wśród młodzieży.

 

Może ktoś pomyśleć, że jest to zbyt daleko idący scenariusz. Niemniej wszelkie znaki wskazują na prawdopodobieństwo zaistnienia takiej fali. Na przykład, w krajach europejskich widzimy powstawanie pewnej liczby neonazistów, skinheadów i grup rasistowskich, które nieustannie nabierają popularności. To samo dotyczy Rosji, gdzie mocarz z prawego skrzydła zyskuje znaczący wzrost popularności. W Stanach Zjednoczonych ekstremalne militarne grupy prawego skrzydła wzrastają w silę, przyciągając wielu młodych ludzi do siebie. W końcu fundamentalistyczny ruch muzułmański (marsz miliona itp.) również zyskuje nadzwyczajną popularność wśród Afro-Amerykanów.

Istnieje również na Zachodzie ogromnie narastająca fala sprzeciwu wobec ekstremalnej „politycznej poprawności” (PP) a kpiny z PP (w oryginale jest to Political Corectness, ze skrótem PC – przy. tłum.) są całkiem powszechne. To czego ludzie nie rozumieją to fakt, że występując przeciwko politycznej poprawności często reagują przeciwko lewicowemu humanizmowi, który jest źródłem ideologii PP. Naturalnie nic z tego nie ma jeszcze znaczącego wpływu na warownie, które humanizm utrzymuje w większości naszych wiodących instytucji, lecz fakt, że te zapatrywania wrą pod powierzchnią w sporej części Zachodu, powinno dać nam do myślenia.

 

Oczywiście, wiele z tego wynikło z otwartej choroby i rozpadu dotykającego Zachodnie społeczeństwo. Każdego dnia telewizyjne wiadomości przynoszą coraz bardziej obrazowe dla naszych oczu i uszu szczegóły napadów pokazując, ze Zachodnie społeczeństwo nie ma nad tym kontroli. (Morderstwa, samobójstwa, gwałty, strzelanie do mas, wojny narkotykowe itd. – jest po prostu coraz gorzej i gorzej). Lewicowy humanizm faktycznie zbiera gorzkie żniwo na naszych ulicach i wielu zwykłych ludzi jest całkowicie zmęczonych nieustannym bombardowaniem reklamami typu zawsze-najtańszy i krzykliwym SEKSEM, które są dziś pompowane w młode, niczego nie podejrzewające umysły.

Powiadam wam, ze „kulturalna rewolucja” przeciwko temu wszystkiemu nie jest całkowicie nieprawdopodobna. W rzeczywistości wiele grup z prawego skrzydła już powstaje i jest podsycanych przez zdeprawowaną moralną chorobę dotykającą nasze społeczeństwo. Ludzie po prostu są już tym wszystkim zmęczeni i przyłączają się do grup (choć mogą być gwałtowne i błędne), które są uzbrajane przeciwko tej chorobie.

Niebezpieczeństwo jakie to wszystko niesie powinno być oczywiste. To właśnie taka desperacja doprowadziła do powstania takich prawicowych ekstremistów jak Hitler czy Mussolini. Nie powinno się nie doceniać potencjału takich masowych zwrotów publicznych sentymentów. Mocno wierze, że takie masowe fale reakcji są już w drodze, szczególnie wśród dzisiejszej młodzieży. Z drugiej, jaśniejszej strony, wierzę, że tak fala – nawet jeśli jest łagodniejsza niż myślę, będzie dla nas dobra okolicznością, aby odbić terytorium przeciwnika i oglądać szeroko rozlane przebudzenie wśród młodzieży. (Tj. jeśli polityczni ekstremiści nie będą mieli nad kontroli nad tym i całość potoczy się daleko w kierunku faszyzmu i reakcyjnej prawicy). Kluczem będzie to, kto będzie bardziej skuteczny w wykorzystaniu i ukierunkowaniu tej fali. Z Boża pomocą, bądźmy to my!

Jasne jest, że Zachód ma dziś ogromną potrzebę prawdziwego przebudzenia i jestem przekonany, że każde takie przebudzenie musi wykorzystać przeważające duchowe i socjalne warunki tego czasu. Powód tego, że lewicowo/luministyczna rewolucja lat sześćdziesiątych miała takie powodzenie jest taka, że czas ku temu był właściwy, a społeczeństwo przygotowane na ogromna zmianę. Reakcja i rewolucja wisiały w powietrzu i liberalni aktywiści byli w stanie pchnąć swoje sprawy znacznie dalej niż ktokolwiek w najśmielszych marzeniach spodziewał się w tak krótkim czasie. To samo dotyczy duchowego wpływu rewolucji. Jak już powiedziałem wcześniej, aktywiści tego okresu z pewnością wiedzieli jak „kuć żelazo póki gorące”.

 

Jeśli jednak chcemy oglądać przemianę duchowej sytuacji na zachodzie, to samo musi dotyczyć chrześcijaństwa. Jestem przekonany o tym, że nadchodzące przebudzenie przyjdzie wraz z falą „anty-liberalnych” odczuć, które już teraz budują się na całym świecie. Lecz jeśli chrześcijanie nie wykorzystają tej fali to, oczywiście, ekstremalne elementy bardzo chętnie to zrobią.  Oczywiście taka fala, sama w sobie, nie osiągnie niczego dopóki nie użyjemy jej do skierowania ludzi do krzyża Chrystusa. Prawe czy lewe skrzydło dla Boga nic nie znaczą. To krzyż Chrystusa zbawia, lecz jeśli jest taka fala uczuciowości zalewająca glob, którą możemy wykorzystać do wskazania na krzyż to bylibyśmy głupcami, gdybyśmy tego nie zrobili. To czego szukamy to jest pewnego rodzaju rewolucja lat sześćdziesiątych, lecz o przeciwnym kierunku (tzn. bardziej w stronę konserwatywnych czy nawet „biblijnych” wartości niż pobłażliwości).

Niestety z taką niestabilną sytuacją jest również związane wielkie niebezpieczeństwo.

Oczywiście diabeł jest w pełni świadomy tego wszystkiego, a on jest ekspertem od używania takich „rewolucyjnych” huśtawek zapatrywań. To właśnie dzięki temu wzbił się w siłę Hitler. Lewa czy prawa strona nie liczą się dla diabla wcale, o ile on jest u władzy. On z radością poprowadzi faszystowska fale, jak też z łatwością zajmie się jazdą na pobłażliwości. W rzeczywistości, obecnie na Zachodzie to prawdopodobnie diabeł wołałby prawicowa rewolucję, ponieważ mogłaby ona szeroko rozlać przemoc, wrzenie a nawet prześladowania przeciwko prawdziwym chrześcijanom itp. To skrajne ideologie (komunizm po lewej, a faszyzm po prawej stronie) pozwalają diabłu wyrządzać największe zniszczenia ludziom i społeczeństwu. (W rzeczywistości obecnie jest całkiem możliwe, że diabeł umyślnie popycha społeczeństwo do skrajności lewicowego humanizmu i pobłażliwości, po prostu dlatego, aby reakcja zwrotna, gdy przyjdzie, była tak gwałtowna i skrajna jak to tylko możliwe. Jest to coś, czego musimy być świadomi).

Lecz, jak już powiedziałem, nadchodząca „filozoficzna rewolucja” na Zachodzie jest złotą okazją dla chrześcijan, aby uchwycić ten moment i dla Boga, aby poruszać się w potężny sposób na całym świecie. Takie chwile pojawiają się zwykle raz lub dwa razy w ciągu jednego całego pokolenia. Jeśli chrześcijanie „uchwycą ten dzień” i użyją fali, która zwróci się przeciwko pobłażliwości i politycznej poprawności, aby wskazać na Jezusa Chrystusa i Jego Prawdę to wtedy nastąpi ogromne żniwo (szczególnie wśród młodzieży) na świecie. Lecz biada nam, jeśli stracimy ta wspaniałą okazję.

Żyjemy obecnie w chorym na grzech świecie – gwałtownie zamęczanym przez to, co obskurne oraz przemoc, lecz niezbyt pewnym co może być spójną alternatywą. Fala zaczyna już od jakiegoś czasu nabierać siły, lecz wierzę, że będzie ona znacznie bardziej gwałtowna niż większość ludzi sobie wyobraża. Dopóki chrześcijanie nie ujarzmią i nie skierują tej fali to jakaś forma prawicowego ekstremizmu może ja przejąć. Żyjemy naprawdę w niebezpiecznych czasach i dopóki Bóg może znaleźć „mężów i niewiasty na tyle pełnych męstwa, że staną w tych czasach za Jego Prawda to zasłużymy na wszystko, co otrzymujemy”.

Rozważałem wszystkie te wielkie wydarzenia przez ostatnich kilka lat i jestem przekonany, że ta fala nie jest daleko. Już teraz owe uczucia wrą wszędzie pod powierzchnią, lecz nie ma jeszcze spójnego „ruchu”, który by nadał głos tym uczuciom w sposób całkowicie pochłaniający ludzi.

Diabeł byłby szczęśliwy, gdyby mógł rozruszać taki ruch we właściwej chwili, gdyby chrześcijanie nie mogli.

(Wskaże raczej na reakcyjnych polityków jako na odpowiedź, niż na chrześcijan). Jestem przekonany, że nawet dziś znudzona i cyniczna młodzież odpowie na rzeczywiste WYZWANIE i zmobilizuje się do tego, za co naprawdę warto walczyć (i umrzeć), lecz w naszym dzisiejszym kościele nie jesteśmy niczego takiego w stanie pokazać. Przyjaciele, to musi się zmienić i to SZYBKO.

 

Wierzę, że Bóg przyznaje nam jedną (ostatnia?) ogromną możliwość i jakimi głupcami okażemy się, jeśli pozwolimy na to, aby przeszła koło nas. Prawdopodobnie nigdy nie było takiego czasu jak obecny, gdy stare powiedzenie o „korzystaniu z dnia” byłoby bardziej odpowiednie do zastosowania wobec chrześcijańskiego kościoła. Jeśli wydaje nam się, że „kaznodzieje w garniturach” zamierzają sięgnąć po młodzież tego pokolenia to chyba zostaliśmy pozbawieniu rozumu. Naprawdę, konieczna jest wielka odwaga i śmiałość.

Powiedz mi przyjacielu,
czy powstaniesz do tego wspaniałego wyzwania, które staje przed nami?smo продвижение

Fajne chrześcijaństwo – Rozdział 7

 

 Nadchodzące przebudzenie uliczne

Rok 1878 był świadkiem narodzenia jednego z najbardziej radykalnych, żarliwych i namaszczonych ruchów przebudzeniowych w historii kościoła. Mówię oczywiście, o wczesnej Armii Zbawienia, która przez pierwszych trzydzieści lat była najbardziej skrajnym, niezwykłym i skutecznym ruchem chrześcijańskim jaki świat kiedykolwiek widział. Składający się głównie z młodych gorliwców i prowadzony przez duchowe dynamo Williama Booth’a, było odpowiedzią Boga, który wezwał skrajność do pokonania apatii i duchowego odrętwienia tych czasów i nie może być żadnych wątpliwości,że dziś żyjemy w takich czasach.

Początkowo nazwana po prostu „Misją Chrześcijańską” organizacja Booth’a zawsze miała otoczkę „przebudzenia”, choć nim nie była, aż do chwili, gdy się zmilitaryzowali w 1879, z flagami, pieśniami wojennymi, mundurami wojskowymi itp.; wtedy to eksplodowała na cały świat. Sam Both został pierwszym Generałem Armii. Nie była to już więcej prosta domowa, misyjna praca. Była to partyzancka wojna przeciwko ciemności i diabłu. Mottem Both’a było: „Idź po dusze, idź po najgorszych”. Była w tym wszystkim wyłącznie walka.

W ciągu pięciu lat przekształcania się na militarny styl, pięćdziesiąt stacji misyjnych Both’a rozrosło się do 634 korpusów (w tym 106 zamorskich) a jego żołnierze byli jednymi z najbardziej innowacyjnych, odważnych i wojowniczych uczniów Jezus, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi. Było też wiele opozycji. W 1882 r. tylko w Anglii 669 żołnierzy Armii zostało fizycznie zaatakowanych, 56 budynków zostało całkowicie lub częściowo zniszczonych, z miejscowych twardzieli zostały uformowane „armie szkieletów”, które miały atakować żołnierzy Armii, a 86 z nich zostało wtrąconych do więzień za zakłócanie spokoju na ulicach. Niemal wszędzie dokądkolwiek się udali odbywały się rozruchy uliczne i na całym świecie byli na pierwszych stronach gazet. W kilka lat później sprawy poszły
jeszcze dalej. Tylko w 1884 roku co najmniej 600 żołnierzy Armii zostało aresztowanych i uwięzionych przez władze w Anglii.

Armia zawsze utrzymywała, że odmowa prawa do prowadzenia spotkań na otwartym powietrzu i przemarszów, jest ograniczaniem wolności religijnej i zawsze chętnie szli do wiezienia w obronie prawa do głoszenia Ewangelii na ulicach. W rzeczywistości, zawsze z zasady odmawiali płacenia nawet najdrobniejszych kwot, wiec więzienie było nieuniknione. Lecz zawsze prowadzili ogromne, hałaśliwe marsze do i z więzienia na rzecz aresztowanych żołnierzy i jak przy jednej z takich okazji, żołnierze w Nowej Zelandii zadeklarowali: „Całe miasto było poruszone. Armia miała właściwa reklamę, dusze były zbawiane, pieniądze toczyły się, a Boże imię było uwielbiane”. Doprowadzony do rozpaczy sędzia zalecił jednej grupie aresztowanych reprezentantów Amrii: „czytać Biblię i medytować trochę więcej, mówić mniej, mniej ufać szkaradnemu wrzaskowi bębnów i blaszanych instrumentów. Bębny i trąbki są dobrym akompaniamentem w cyrku, lecz nie na placu w niedziele w cichym miasteczku takim jak Milton”. Należy powiedzieć, że taka rada nie zyskała należnej uwagi.

 

Jak już powiedziałem, żołnierze Armii byli dobrze znani z raczej obrzydliwej muzyki zespołów dętych i perkusyjnych (które robiły najgłośniejszą uliczną muzykę tamtych czasów) i ich namaszczonego dość bezceremonialnego, „idącego w pięty” kaznodziejstwa ulicznego. Było zupełnie powszechne dla nich to, aby formować zespoły dęte z instrumentów powiązanych sznurkami i muzyków, którzy ledwo co umieli grać. Jeden z naocznych świadków opisuje ten hałas emanujący z jednej z takich ekip jako: „zwariowany zespół blaszanych instrumentów”. Często wykorzystywali popularne pieśni pijackie i pieśni z pubów zmieniając słowa, przerabiając je na hymny wojenne czy pieśni uwielbienia. Jak powiedział William Booth: „Dlaczego diabeł ma mieć całą najlepszą muzykę?” (Powiedzenie przypisywane wcześniej Marcinowi Lutrowi i John’owi Wessley’owi). Armia na początku była rzeczywiście oburzająca wobec wiktoriańskich standardów tamtych dni – w zasadzie dla wszelkich standardów. Lecz w czasie, gdy szacowni kościelni ludzie byli oburzeni, tysiące za tysiącami grzeszników nawracały się, często z najniższych socjo-ekonomicznych sektorów społeczeństwa – dokładnie ci sami, którym usługiwał Jezus. Jak to jest do dziś, Armia wypowiedziała wojnę biedzie i ubóstwu, wszędzie gdziekolwiek się znaleźli. Podobnie jak apostołowie nie byli zainteresowani samą ewangelizacją, chodziło o przemianę całej osoby – ducha, duszy i ciała. Armia Zbawienia stała się znana na całym świecie ze swej praktycznej pomocy biednym, będącym w potrzebie, po prostu tak jak pierwszy kościół.

Byli Bożymi komandosami ataku, ze swymi żółto, czerwono, niebieskimi flagami: „KREW I OGIEN” – bez strachu, radykalni ewangeliści Jezusa. Nie było niczym niezwykłym dla nich modlić się przez cala noc (nazywali modlitwę „wiertarką kolanową”), a następnie głosić przez cały dzien.  W 1883 r. Armia Zbawienia przybyła do mojego rodzinnego kraju, Nowej Zelandii. „Siły inwazyjne” prezentowali: 19 – letni Lejtnant Dward Wright i Kapitan George Pollard – 20 lat. Tak było. Zasoby generała Bootha były bardzo przerzedzone wskutek ogromnego zapotrzebowania na oficerów na całym świecie. Pomimo tego w bardzo krótkim czasie Armia znalazła się na pierwszych stronach gazet w całej Nowej Zelandii, a ich uliczne spotkania były zapełniane tłumami ludzi. W ciągu dziewięciu miesięcy „świeżo opierzone pisklę” Armii miało 5000 nawróconych. Ten scenariusz powtarzał się na całym świecie.

W wielu aspektach Armia Zbawienia była krucjatą młodych ludzi. Wielu z oficerów było bardzo młodych, lecz skrajnie żarliwych. Ta młodzież udowodniła, że była ogromnie uzyteczna, a nie w jakikolwiek sposób bezużyteczna.

W Nowej Zelandii,  podobnie jak w Anglii, żołnierze Armii byli w początkowych dniach bardzo licznie aresztowani. Ostatecznie ci aresztowani, gdy odbywały się procesy, wywołali taki publiczny krzyk, że parlament Nowej Zelandii wydal specjalne prawo uniemożliwiające lokalnym radom prześladowanie Armii i w ten sposób aresztowania wymarły. Niemniej w tych początkowych dnia Armia Zbawienia miała ogromny problem, którym były „Armie Szkieletów”, a także dziki tłum, który czasami zbierał się, aby przerwać ich zebrania. Na ulicach Anglii i całego świata działy się dosłownie rozruchy w czasie, gdy Armia Zbawienia prowadziła swoje uliczne spotkania i przemarsze, aż ostatecznie jedna z oficerek Armii została śmiertelnie popchnięta, a kilku żołnierzy dotkliwie pobitych przez wściekły tłum. Zdumiewające, że nie było niczym niezwykłym, aby lokalni kapłani byli zaangażowani w podburzaniu tych tłumów. Jak to się często dzieje w czasie przebudzeń, bardzo wielu liderów kościelnych sprzeciwiało się temu nowemu poruszeniu Bożemu i jego innowacyjnemu i radykalnemu kształtowi. Być  może było w tym też trochę zazdrości. Wielu z nich było z pewnością, motywowanych snobistycznym pragnieniem utrzymania wiary „czystej” i nie pozwalania, aby stoczyła się do ulicznego rynsztoku, gdzie tamci zdawali się mieszkać. Obrzydliwa muzyka i głośne kaznodziejstwo na ulicach, rzeczywiście! Najwidoczniej niewiele się dla nich liczyło, poza tym, że wielu grzeszników znajdowało Jezusa i Bóg był uwielbiany.

 

W 1912 roku stary wojownik Generał William Booth odszedł do chwały. To było prawdziwie zakończenie ery – ery, która widziała najbardziej radykalne, namaszczone i skuteczne chrześcijaństwo w historii kościoła. Niestety podobnie jak wiele ruchów po śmierci swoich założycieli, tak i Armia Zbawienia pomału zaczęła sadowić się, stawać się porządna i stopniowo zaczęła tracić swoja innowacyjność i radykalizm, ostrze, które czyniło ja tym, czym była. Właściwie nie jest to niezwykle dla przebudzeniowych ruchów, choć zawsze była to przykra obserwacja. Ruchy Lutra i Wesley’a, a nawet wczesnego kościoła poszły tą sama drogą po śmierci swoich założycieli. Dziś okazuje się, że Armia Zbawienia jest znana bardziej jako dobrotliwa i nieszkodliwa instytucja, niż banda nie bojących się wojowniczych ewangelistów. Stare uniformy ciągle są w użyciu, lecz partyzancka walka jest przeważnie wspomnieniem z przeszłości. Skorupki pozostały, lecz „serce” odpłynęło.

Ale wizja, pasja i żar wczesnej Armii nigdy nie umarł całkowicie. Ponieważ pierwsze historie są równie inspirujące dziś, jak były wówczas, gdy były pisane. Wierzę, że zbliżamy się do powstania podobnego ruchu ulicznego (ponieważ czas jest równie rozpaczliwy, jeśli nie bardziej, niż wówczas). Wierzę również, że wczesna Armia Zbawienia daje nam ważne wskazówki, co do charakteru nachodzącego poruszenia.

Służba Samego Jezus odbywała się w przeważającej większości na otwartym powietrzu, podobnie jak apostolskiego „pierwszego kościoła ” (z tysiącami zbierającymi się codziennie w świątyni na otwartym powietrzu na dziedzińcu w Jerozolimie a chorzy byli uzdrawiani na ulicach). Wielkie przebudzenie w Brytanii i Ameryce pod przywództwem Wesley’a i Whitefield’a były również masowymi ruchami na otwartym powietrzu. (Faktycznie Wesley był przeważnie zmuszany do głoszenia na otwartym powietrzu jako, że kazalnice wszystkich kościołów w Anglii były przed nim zamknięte). Tłumy rzędu 20.000 – 30.000 ludzi zbierające się na otwartym powietrzu, aby słuchać Whitefielda głoszącego w czasie tego przebudzenia nie były niczym niezwykłym i trwało to przez wiele lat.

 Bardzo  teresujące jest zwrócenie uwagi na to, że pojawiła się nowa „przebudzeniowa muzyka” wraz z Wielką Reformacją Marcina Lutra, jak i w Ewangelicznym Przebudzeniu pod Wesley’em 200 lat później i ponownie wraz z Armia Zbawiania w sto lat potem. Było też nowe „przebudzenie muzyczne” w czasie przebudzenia w Szkocji 1904 roku i do pewnego stopnia w innych przebudzeniach również. Staram się wskazać na to, że jeśli mamy oglądać nowe poruszenie Bożego Ducha w naszych dniach (które są, jak wierzę, istotne), szczególnie jeśli ma to być ruch uliczny (nie widzę tego inaczej), to powinniśmy oczekiwać powstania wraz z nim nowego Przebudzenia ULICZNEJ MUZYKI.

 Żyjemy dziś w społeczeństwie, w którym kościół stracił grunt pod nogami i wpływy nagminnie w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Każdego roku, statystki samobójstw młodzieży rosną, programy w telewizji stają się  coraz bardziej chore, a ludzka, otwarta pogarda dla naszego letniego chrześcijaństwa rośnie. Same te fakty (nawet bez wszystkich obciążających statystyk) wystarczają, aby pokazać jak niewielki mamy pozytywny wpływ na nasz dzisiejszy świat. Brutalnym faktem jest to, że w naszym obecnym stanie o wiele bardziej jesteśmy zbyt oswojeni, zbyt bezpieczni, zbyt mdli i zbyt przewidywalni, aby spowodować jakiekolwiek poważne zniszczenia diabłu. Gdybyśmy mu szkodzili poważnie, on wzbudziłby dzikie prześladowania przeciwko nam, lecz on najwyraźniej nie ma zamiaru przeszkadzać sobie. Lepiej pozwolić nam spać. Najbardziej zaskakującą rzeczą jest fakt, że gdy ludzie wejdą do naszych kościołów to my często będziemy tam, śpiewając pioseneczki samochwałki o tym jak „zwycięzcy” i „potężni” jesteśmy. Nie ma końca rozmowom o „błogosławieństwie”, jakie Bóg okazuje nad nami. CHODŹ, KOSCIELE! BADŹ REALNY! POWIEDZ MI, GDZIE JEST TO „ZYWCIĘSTWO”, O KTÓRYM TYLE MÓWISZ”? Jeśli chodzi o kościół w Laodycei to jest jeden interesujący aspekt, który pozostaje niezauważony. Jezus opisał ten „letni” kościół jako: „nędzarz, biedak, ŚLEPY i goły” (pomimo tego, że oni sami postrzegają siebie jako duchowo „bogatych” i niczego nie potrzebujących). Chce tutaj wskazać na to, żeJezus opisuje kościół w Laodycei jako „ślepy” – ślepy na swój własny stan i ślepy na to, jak bardzo poniżej Bożych standardów upadł. Nie byli w stanie tego zobaczyć wcale. Dzisiejszy kościół jest taki sam. Trwamy w stanie letniego i wygodnego kompromisu, lecz tego nigdy nie dowiesz się na podstawie tego, jak mówimy. Mówimy jako wojskowi generałowie, a działamy jak duchowe mięczaki. Jak już powiedziałem wcześniej, to musi się zmienić i to SZYBKO, ponieważ tracimy pokolenie. W porównaniu nawet do oddanych chrześcijan zachodu dziś, William Booth i jego Armia byli oburzającymi fanatykami. Takimi byli też Luter, Wesley, Whitefield i ich uczniowie. Prostym faktem jest, że jesteśmy zbyt „mili” dla diabła obecnie. Pozwalamy mu na zbyt wiele. Powiedz mi, czy Bóg w ogóle zamierza znaleźć w naszych czasach takich wojowników jak ci, którzy walczyli w przeszłości? Gdzie na ziem znajdzie takich „mężów i niewiasty ” osobistej odwagi. Jak mówi Biblia: “Pan wodzi oczyma swymi po całej ziemi, aby wzmocnić tych, którzy szczerym sercem są przy nim” (2 Krn 16:9). Powiedz mi, przyjacielu, czy będziesz jednym z tych, którzy wezmą pod uwagę Jego wezwanie? Jestem przekonany, że Bóg podejmie drastyczne działania, jak to już robił w podobnych sytuacjach w historii, bez względu na to czy kościół jest gotowy, czy nie. Wierzę, że ponownie zobaczymy „uliczny kościół” zrodzony w mocy przebudzenia, aby wypędzić przeciwnika i pobudzić tych wszystkich, którzy „odpoczęli na Syjonie”. Biblia wyraźnie stwierdza, że Bóg nie może mieszkać pośród mdłego, laodycejskiego kościoła. Podjął drastyczne środki wcześniej, zrobi to jeszcze raz. Nie wierzę, aby mógł pozwolić sobie na to, aby mieć chrześcijaństwo kompromisu wiedzione dzień po dniu przez diabla. Z pewnością Pan ponownie wzbudzi armie, która będzie walczyć dla tego pokolenia z diabłem i która nie spocznie, dopóki nie zwycięstwo nie zostanie osiągnięte. Jestem przekonany, że Bóg szuka dziś żołnierzy – prawdziwych komandosów, którzy dosłownie „nie będą miłować bardziej swego życia, by je wybrać niż śmierć” – mężczyzn i kobiety, którzy będą mieli serce Izajasza: „I usłyszałem glos Pana, który rzekl: Kogo poślę? I kto tam pójdzie? Tedy odpowiedziałem: Oto jestem, poślij mnie!” (Iz. 6:8).

Jak wspomniałem we wstępie do tej książki na początku lat 90-tych, założyliśmy z żoną nasz kompromisowy alternatywny zespól, w którym Bóg w Swym miłosierdziu pozwolił nam działać względnie krótko. Wcześniej angażowaliśmy się  już w różne zespoły. Ironiczne jest to, że zasadniczo cała ta sprawa „wczesnej Armi Zbawienia” zainspirowała mnie przede wszystkim do zajęcia się muzyką. W połowie lat 80-tych zacząłem czytać na temat początków Armii Zbawienia i tego, co oni robili. Mocno wierzyłem (i nadal wierzę) w to, że to Bóg zainspirował mnie do czytania i rozpalenia się tym przykładem.

Tak więc nasz pierwszy zespół był zespołem ulicznym. Mieliśmy przenośny system dźwiękowy, przenośną perkusje, wzmacniacze itp., lecz to, czego nam głównie brakowało to było przebudzeniowe namaszczenie i boska moc pierwszej Armii. Po jakimś czasie zacząłem odchodzić od tej wizji i staliśmy się  bardziej „profesjonalni” i zaczęliśmy być tacy jak każdy inny konwencjonalny zespól koncertowy. Pokuszenie do kompromisu, abyśmy mieli większą szansę „przebić się”, zaczęło stawać się coraz bardziej powabne.

Jak powiedziałem, Bóg ostatecznie zakończył działalność naszego alternatywnego zespołu (było to koniec 1992, początek 1993 roku). Jak tylko podjąłem tę decyzję, wróciłem ponownie do bliskiej relacji z Bogiem, chyba nawet silniejszej niż wtedy, gdy zostałem po raz pierwszy napełniony Duchem Świętym, parę lat wcześniej. Jedyne, czego pragnąłem to mieć społeczność z Nim. Zespół w oczywisty sposób stał się „bałwanem”, który częściowo blokował moja relacje z Ojcem. (Wiele służb dziś wygląda podobnie). Zbyt zajęci „budowaniem” by chodzić blisko Boga – pewna recepta na katastrofę. Bracia, siostry, musimy mieć właściwe priorytety. Jeśli nasza „służba” odsuwa nas od chodzenia blisko Boga i intymnej komunii z Nim, jak to Adam miał w zwyczaju w „chłodzie poranka”, to lepiej jest, abyśmy ponownie przemyśleli wszystko. Czy faktycznie budujesz Boże królestwo, czy też swoje własne.

Po szoku, jaki przeżyłem odkrywając prawdę o moim zespole, po prostu chciałem zapomnieć o muzyce. Zaangażowałem się w produkcje video, zarządzanie zespołem i nagrywanie, lecz teraz nie chciałem mieć z tym nic wspólnego. Sprzedaliśmy więc z naszego sprzętu tak wiele jak tylko się dało, lecz, co śmieszne, wizja „ulicznego przebudzenia” radykalnej muzyki ulicznej armii Bożej, która wstrząsnęłaby światem (podobnie jak początkowo Armia Zbawienia) nigdy całkiem we mnie nie umarła.

W rzeczywistości wrzała we mnie, gdzieś głęboko i nie mogłem się tego pozbyć.

Kilka miesięcy później dostaliśmy niesamowite potwierdzenie z nieba, ze źródła, na które nigdy wcześniej nie trafiliśmy. W miedzy czasie Bóg przeprowadził mnie przez pełny przegląd całego mojego chrześcijańskiego życia i ponownie zaczął
mówić do mnie na temat muzyki. Podał mi nawet nazwę zespołu, której, jak wierzyłem, miałem użyć, gdybym kiedykolwiek ponownie angażował się  w granie. Było to (wierzcie lub nie) GATE CRASH HELL (BRAMA UPADKU PIEKLA” Niezbyt subtelna, prawda?). Potwierdzenie przyszło w połowie 1993 roku w postaci zapisanego przesłania amerykańskiego kaznodziei James Ryle, który przekazał całą serię wizji i snów kilka lat wcześniej, a w których mówił o „ulicznej muzyce”, która pojawi się wraz z nadchodzącym przebudzeniem.

Nie tkwiłem jakoś strasznie w “snach i wizjach” w tym czasie, (choć wiedziałem, że można je znaleźć w całej Biblii), lecz niemal wszystko, co James Ryle powiedział na tych taśmach bardzo silnie rezonowało z tym, co pokazał mi Bóg – to było niesamowite. Moja żona była faktycznie zdumiona a namaszczenie Boże było tak silne w miejscach, których słuchałem, że byłem dosłownie mokry. Poniżej znajduje się streszczenie snów James’a Ryle’a. Mam nadzieje, że w miarę czytania ich zrozumiecie dlaczego zrobiły na mnie takie wrażenie jak zrobiły i mam również nadzieje, że ci z was, którzy są muzykami również zostaniecie zainspirowani tak samo jak ja .

 

Synowie Gromu – streszczenie snów James’a

W sierpniu 1990 roku miałem trzy sny, które doprowadziły mnie do pewnego zrozumienia. W pierwszym śnie zobaczyłem płaską przyczepę z umieszczona z tyłu kurtyną. Była zaparkowana na otwartym powietrzu, jak gdyby zaraz miał się odbyć koncert. Na tej ruchomej scenie znajdowały się dwie gitary, które miały najbardziej żywy kolor elektrycznych gitar, jaki mógłbym sobie wyobrazić. To, co uderzyło mnie najbardziej to fakt, że gitarynie były malowane, lecz bejcowane. Oczywiście sporo czasu trzeba było, aby stały się tak niebieskie. Zasłona z tyłu miała ten sam kolor, co gitary. Wyszło zza niej dwóch mężczyzn z plikami nut w rękach. Byli bardzo podekscytowani i nie mogli się doczekać chwili, gdy zaczną grać. Jeden powiedział do drugiego:

Poczekaj, aż to usłyszą. To będzie tak, jak wtedy, gdy Beatlesi grali swoja muzykę!

 

W tym śnie byłem również podekscytowany. Odwróciłem się, aby zobaczyć tłum gromadzący się pod platformą i scena zmieniła się przed moimi oczami. Publiczność

stała się potężną wodą0, jakby jeziorem i gdy muzycy grali nowa pieśń, widziałem jak linki wędkarskie były zarzucane do wody. Wtedy sen skończył się. Myśli na pobudkę miałem takie, że Bóg zamierza uwolnić nowy rodzaj pieśni, które będą śpiewane na ulicach. Przyniosą one objawienie prawdy i wprowadzą ludzi do Jego obecności. Namaszczenie Pańskie będzie z muzykami, którzy spędzają czas w Jego obecności, „za kurtyna” przyjmując głęboką miłość do zgubionych. Teksty tych pieśni będą zaś jak „linki rybackie” zarzucane w serca kobiet i mężczyzn potrzebujących Chrystusa.

W drugim śnie znalazłem się na scenie w ogromnym kościele. Po prawej stronie sceny znajdował się  magazyn ze sprzętem. Były tam, w pobliżu, mikrofony, kable, wzmacniacze i inne potrzebne rzeczy. W jednym rogu  magazynu zobaczyłem wzmacniacz mocy cały pokryty kurzem. Stał owinięty kablem i widać było, że od dawna nie był używany. Spojrzałem bliżej i zobaczyłem z przodu napis „Wzmacniacz mocy Beatlesów”. W tej chwili dokładnie wiedziałem, że to pudło było źródłem ich brzmienia i mocy. Wiedziałem, że każdy może się wpiąć do niego, a skutek będzie taki, jak mieli Beatlesi – niewiarygodna umiejętność do mobilizowania tłumów ludzi do jednej rzeczy. Gdy tak stałem trzymając ów wzmacniacz, zadałem głośno to pytanie:

 

Cóż to robi tutaj w kościelnym magazynie sprzętu?

Nagle, znalazłem się poza magazynkiem, stojąc przy pulpicie w kościele i nadal trzymając wzmacniacz. Ogromny kościół, wypchany ludźmi pochodzącymi ze wszystkich narodowości od podłogi w części głównej, aż po balkony.

Jakaś bardzo piękna kobieta promieniująca chwałą stanęła na środku kościoła i zaczęła śpiewać pieśni Pana. Spoczęło na niej światło a jej glos napełnił audytorium. Cała pieśń to było: “W Imieniu Jezusa Chrystusa bądźcie zbawieni”. Śpiewała to bez przerwy, zwracała się na prawo i śpiewała to, po czym na lewo i śpiewała to samo; za siebie i przed siebi nieustannie śpiewając to samo. Gdy przyglądałem się jak śpiewa wydawało się jakby wiał wiatr przez zbożowe pola. Ludzie zaczęli omdlewać w obecności Bożej i opadać na swoje siedzenia – nawróceni do Chrystusa! Boża moc poruszała się poprzez muzykę.

Tu sen skończył się.

Tym razem wstając miałem jaśniejsze myśli. Będzie nowe brzmienie i wyróżniające się namaszczenie Pańskie na muzyce, które przyciągnie uwagę i uchwyci za serca mężczyzn i kobiet dla Jezus. Wzmacniacz Beatlesów był wśród kościelnego sprzętu, ponieważ Bóg tak zamierzył, aby był on częścią wyposażenia używanego do zdobywania zgubionych dla Chrystusa. Muzyka nie należy do świata lecz do kościoła . Muzyka nie należy do diabła, lecz do Chrystusa. Szatan rzeczywiście ukradł serca muzyków i ich muzyczne dary, aby używać je do swoich złych celów. W wielu przypadkach kościół nieświadomie oddal ją diabłu nie walcząc o nią wcale.

Muzyka została dana po to, aby wielbić Pana, lecz Szatan odwrócił to ku uwielbianiu siebie, co powoduje, że ludzie czczą muzyków. Jednak prawdziwe uwielbienie i prawdziwa muzyka należy do Jezusa Chrystusa. Zostały one dane kościołowi, aby służyły Jemu. Naprawdę wierzę, że namaszczenie Pańskie zostanie uwolnione na muzykę i zaleje świat w taki sposób jak zrobili to Beatlesi, gdy na początku tworzyli. Jednak tym razem, zamiast przyciągać uwagę ku sobie (jak w przypadku Beatlesów) namaszczeni muzycy Pańscy będą ściągać uwagę wyłącznie na Chrystusa i oddawać wszelką chwałę Jemu.

W trzecim śnie ponownie znajdowałem się w tym ogromnym kościele, w którym widziałem wzmacniacz Tym razem kościół był pusty poza jednym mężczyzną. Siedział na scenie, grał na keyboardzie i śpiewał dla Pana. Była to piękna pieśń, a on płakał z powodu czułej wymiany do jakiej dochodziło miedzy nim i Jezusem. Właśnie pisał pieśń, spontanicznie tworząc ją, tak jak się pojawiała. Byłem ogromnie poruszony ta pieśnią i czystym uwielbieniem tego mężczyzny. Miałem przy sobie aparat i zdecydowałem się zrobić mu zdjęcie. Wykonałem polaroidem dwa zdjęcia, które pojawiły się natychmiast. Gdy spojrzałem na nie, byłem zdumiony, ponieważ oba promieniały złotym światłem. Spojrzałem wyżej i teraz już widziałem je na mężczyźnie. Cala platforma wokół niego błyszczała jak ze złota. Wiedziałem, że to było namaszczenie Boże. Pokazałem  zdjęcia mężczyźnie, lecz one przestraszyły go… Spojrzał na zdjęcia drugi raz, wkładając ręce do kieszeni wstrząsną ramionami i kopnął w ziemie nieśmiało:

 

Nie wiedziałem, ze tu jesteś. Jestem taki zakłopotany. – i to było wszystko, co mógł powiedzieć.

 

Nie musisz przepraszać za namaszczenie – odpowiedziałem.

Ciągle miałem w jednej ręce zdjęcia namaszczonego czciciela, a w drugiej pergamin. Spojrzałem na zwój i zobaczyłem, że był to list pisany przez nieznanego żołnierza Armii Zbawienia:  “Pan wypuści na ulice armie wojowników czci, znanych jako Synowie Gromu. Oni przyniosą świadectwo czci i chwały dla Pana Jezusa Chrystusa, które przyprowadzi wielu ludzi do Boga”.

Sen ponownie się zmienił. Wypływałem przez szeroką i długą bramę, która była skierowana w jedna stronę. Wszystkie drogi były całkowicie zablokowane, zakorkowane członkami gangów motorowych, rozgrzewających swoje maszyny i wzburzających tumany kurzu. Był to graficzny obraz zgubionej ludzkości. Następnie zobaczyłem grupę rowerzystów poruszających się pojedynczym pasem wzdłuż drogi dla obsługi. Kierowali się w stronę odległego boiska, na którym znajdował się monolityczny kamień. Ten kamień, wiedziałem o tym przez sen, reprezentował moc Chrystusa i uprawniał tych, którzy go dotknęli do powrotu autostradą i zwracania tłumów do Boga. Spojrzałem bliżej na tych motocyklistów, gdy pędzili w stronę Kamienia i zobaczyłem, że na ich kurtkach były słowa “Synowie Gromu”.

Gdy Synowie Gromu podeszli do Kamienia, aby go dotknąć, powstała barykada oficerów prawa stojących ramie przy ramieniu ze sprzętem do walki w czasie rozruchów – przypuszczając, że zamierzali oni zbezcześcić Kamień.

W tej chwili spojrzałem na pergamin, który trzymałem w ręce i poskładałem go na kształtsamolotu. Następnie umieściłem wewnątrz fotografie i pchnąłem to nad głowami oficerów. Wiedziałem, że jeśli zdjęcia i obietnice mogły dotknąć Kamienia to zostałaby uwolniona moc nad Synami Gromu. Gdy papier znalazł się w odległości około jednej stopy (32cm) od kamienia, tuż przed momentem dotknięcia go, skończył się mój sen. Wierzę, że jest to obraz roli modlitwy wstawienniczej pomagającej kościołowi w pozbyciu się minionych barykad legalizmu i otwarciu darów Bożych dla zdobywania zgubionych posłaniem o Chrystusie. Synowie Gromu reprezentowani przez motocyklistów na drodze dla obsługi drogi, ilustrują serce sługi służby. Pokazują również zwinność i stanowczość konieczną do zdobywania zgubionych. Fakt, że byli na pojedynczym pasie, pokazuje moim zdaniem, jedność jaką musimy zachować jako chrześcijanie po to, aby nasze posłanie o Chrystusie było wiarygodne…

Teraz pomodlę się o ciebie, aby Bóg pochwycił twoje serce i doprowadził cię do pełnego oddania Jezusowi Chrystusowi. Aby twoja pasja dla muzyki była równa miłości do zgubionych. Modlę się, abyś otrzymał namaszczenie od Boga do usługiwania z artystyczna kreatywnością, która tak przykuwa uwagę swoja jakością i przesłaniem, że tysiące niewierzących, którzy są zagubieni w ciemnościach, zobaczyło światło i nawróciło się do Jezusa, w celu oczyszczenia i narodzenia na nowo!

Jedna z części, która uderzyła mnie najbardziej w powyższych snach jest ta, gdzie James’owi został dany pergamin zapisany przez nieznanego żołnierza wczesnej Armii Zbawienia, w którym napisano tak: „“Pan wypuści na ulice armie wojowników czci znanych jako Synowie Gromu. Oni przyniosą świadectwo czci i chwały dla Pana Jezusa Chrystusa, które przyprowadzi wielu ludzi do Boga”.

Wątpię czy byłbym w stanie streścić lepiej moją wizję nadchodzącego ulicznego przebudzenia. Odkryłem od tego czasu, że Bóg mówi do wielu modlących się ludzi na całym świcie o tym przebudzeniu. Jak bardzo potrzebny jest taki ruch dziś? Bóg musi mieć w tym pokoleniu armię, która będzie modlić się, walczyć i zwyciężać w najbardziej męczących warunkach. Bez względu na to czy dzisiejszy kościół zrozumie taką armię, czy nie, wierzę, że jest już w drodze. W rzeczywistości, jestem przekonany, że ten ruch jest bliski.

Obecnie, już od wielu lat przekazywane, były na całym świecie proroctwa, że Bóg jest bliski nawiedzenia kościoła ogromnym „trzęsieniem”. Jak już widzieliśmy, dzisiejsze chrześcijaństwo jest dalekie od ideału – nawet dalekie od stanu zadowalającego. Dzisiejszy świat jest bezbożnym pustkowiem, bez nadziei i znaczenia, dla wielu spośród naszej młodzieży. To właśnie w takim czasie jak obecny Bóg decydował się działać w przeszłości, lecz takie działanie daleko odbiega od tego, co wygodne dla kościoła . Jasne jest też, to o czym Bóg ostatnio mówił to REFORMACJA, a nie tylko przebudzenie.

Jak mówi nam Biblia sąd zaczyna się „od domu Bożego” (1 Ptr. 4:17). Pan zawsze najpierw porządkuje swój dom, zanim zacznie to robić na świecie. Lecz takie reformacje (i ich liderzy) często nie są mile widziane przez kościół, ponieważ oni nigdy nie są ludźmi czy ruchami „cichymi i nieśmiałymi”, a wszystko co reprezentują to jedno wielkie napomnienie dla kościoła . Czy Luter, Wesley, Booth byli mile widziani? Nie!

W rzeczywistości były to jedne z najbardziej kontrowersyjnych postaci swych dni. Podobnie jak Izrael ze swymi prorokami, kościół rzadko kiedy przyjmował reformatorów i przebudzeniowców z otwartymi ramionami. Zwykle było raczej przeciwnie. To właśnie często liderzy kościoła prześladowali nowe poruszenia Boże najbardziej.

Całkiem wyraźne jest to, że, gdy mówimy o „ulicznym przebudzeniu” to nie mówimy tylko o armii pobożnych ulicznych wojowników czy „nowej muzyce”, która będzie im towarzyszyć. Nadchodzące przebudzenie oczywiście musi sięgać dalej, ponieważ cały kościół jest w chorym i letnim stanie. Wierzę, że to, co nadchodzi przyniesie wielkie trzęsienie i przemianę całemu systemowi i strukturze Zachodniego kościoła, że nie wspomnę o samych chrześcijanach. Ponieważ jest to dokładnie ten rodzaj oczyszczenia, którego tak desperacko potrzebujemy. Bóg też nigdy nie uciekał przed wysłaniem swych „specjalistów” i podjęciem takich drastycznych działań wcześnie, gdy tylko było to konieczne. W swym streszczeniu, James Ryle wspomina o JEDNOŚCI, która musi dominować wśród chrześcijan po to, aby nasze posłanie było wiarygodne. Jest to absolutnie właściwe, lecz z pewnością nie jest to obraz, który prezentujemy dziś osobom postronnym. Faktycznie na pozór, dzisiejszy chrześcijański kościół jest beznadziejnie podzielony, mając dziesiątki konkurujących denominacji i społeczności. Ja sam, jako członek pokolenia X, muszę powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej znaczących czynników powstrzymujących dzisiejszych młodych ludzi przed odpowiedzią na nasze posłanie.

Widzą te wszystkie konkurujące religijne grupy, każda w swym własnym rogu budująca swoje własne królestwo i mówią do siebie:

  Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?

 

I mają pełne prawo zapytać. Chrześcijaństwo nigdy, od samego początku nie wyglądało w taki sposób. Jezus modlił się:, „Aby oni byli JEDNO…. aby świat mógł UWIERZYC (Jn 17:21), a księdze Dziejów czytamy, że „… tłumy tych, którzy uwierzyli przychodziło do nich i wszyscy byli jednego serca i duszy” (Dz. 4:32). Nie było denominacji w pierwszym kościele.

Obecnie mamy ewangelików i ochrzczonych Duchem Świętym chrześcijan mieszkających na tej samej ulicy, którzy zaledwie się znają. Wszyscy wychodzimy do naszych małych społeczności w każdą niedziele i bierzemy udział w naszych małych kościelnych grupach domowych itp. Tak wiec chrześcijanie, którzy zasadniczo wierzą w te same rzeczy są całkowicie (i trwale) podzieleni. Stworzyliśmy „system” oddzielnych społeczności, które dzielą kościół oraz system przywódczy, który to wszystko utrzymuje. (Ponieważ tego ich nauczono robić. Przede wszystkim, to ich kariera jest wspierana przez ten system.)

Wyobraź sobie po prostu, że zdarzył się jakiś cud i wszystkie budynki kościelne zostały zamknięte, tak że wszyscy chrześcijanie w miesicie mogą zebrać się w lokalnym parku. Głoszenie, uwielbienie, uzdrawianie itp., to wszystko na otwartym powietrzu. NIEMAL KAŻDEGO DNIA. I prawdziwa JEDNOŚĆ dla wszystkich. Brak jakiegokolwiek z tych malutkich prywatnych królestw. Wyobraź sobie, że zamiast iść na spotkanie z ludźmi, z „twojej społeczności”, gromadzicie się w domach z LOKALNYMI chrześcijanami z twojej ulicy. Wieczerza Pańska, chrzest, dary Ducha takie jak języki, interpretacja, proroctwo duchowe pieśni i nauczanie jako codzienność w chrześcijańskich domach (1 Kor 14:26) i żadnych „nalepek” czy szufladek w zasięgu wzroku. Po prostu LOKALNY kościół w czyimś domu. Jakże potężną rzeczą to będzie! To, co teraz opisuje, jest DOKŁADNIE TYM, CZYM BYŁ PIEWSZY KOŚCIÓŁ. Wielkie spotkania na otwartym powietrzu i małe społeczności domowe. Nie jest to bardzo skomplikowane. Niemal nic nie powstrzymuje nas przed zaadoptowaniem tego potężnego, zjednoczonego modelu kościelnego życia, jeśli byśmy tyko chcieli.

Dlaczego wiec tego nie zrobimy? Powiem wam, dlaczego. Ponieważ wybudowaliśmy ”system” oparty na podziale i nie chcemy wyjść poza niego (bez względu na to jak głupi i destrukcyjny jest). Wygodnie nam jest w obecnym status quo i nie chcemy ryzykować takich radykalnych zmian. (Zbyt wiele jest do stracenia – przyznajmy to). Czy jednak uważasz, że te wymówki brzmią rozsądnie dla Boga? Nie wydaje mi się. Skoro więc nie ma żadnych solidnych powodów, abyśmy nie mieli takiego ulicznego przebudzenia jak w księdze Dziejów Apostolskich, to wierzę osobiście, że Bóg wywoła takie „trzęsienie”, które ZMUSI do przyjęcia takiego modelu. Ponieważ o tym właśnie Bóg mówi niemal wszędzie – „kościół bez ścian”. Prawdziwa jedność, taka jak w pierwszym kościele. Nie ma tez żadnej przyczyny, abyśmy nie mogli tego zrobić teraz. To tylko nasz „system” i struktury nas powstrzymują. Zamiast służyć nam, skończyło się na tym, że my służymy im. Utraciliśmy przez to ogromną ilość wiarygodności wobec świata. Wyobraź sobie, jakże potężnym świadectwem byłaby taka jedność!

Jestem przekonany o tym, że nie jest to sen Dyzia Marzyciela. Jest to rzeczywistość, którą Bóg pragnie wprowadzić. To wszystko o czym mówiliśmy jest częścią KOŚCIOŁA ULICZNEGO. Jeśli Bóg będzie musiał WSTRZASNAC STRUKUTRĄ KOSCIOŁA to jestem przekonany, że zrobi to. (Robił to już wcześniej i nasze zdesperowane czasy faktycznie wołają o taka zdesperowana miarę). Jesteśmy w przededniu wejścia w okres ogromnej reformacji kościoła. O tym właśnie Bóg mówi do modlących się ludzi na całym świecie. Szczerze wierzę w to, że Pan będzie mógł użyć i błogosławić kościół nadzwyczajnie jeśli rozwiążemy niektóre z naszych podstawowych problemów. Nawet bez wielkiego wylania Ducha Bożego, wierzę, że takie zmiany SAME W SOBIE, przyniosą ogromne żniwo i błogosławieństwo. Niech Pan otworzy nasze oczy na tę możliwość.

Wielu z nas po prostu MYSLI ZBYT SKROMNIE.

раскрутка

Fajne chrześcijaństwo – Rozdział 8

POKONAĆ GOLIATA

 

Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że ci, którzy będą chcieli stać się częścią „ulicznego przebudzenia”, o którym mówiliśmy, będą potrzebowali ogromnej dawki odwagi i śmiałości, ponieważ dzisiejszy kościół jest tak daleko z tyłu, że owi uliczni bojownicy natkną się na monumentalne zadanie. To dlatego Bóg chce przyjąć tak drastyczne miary i dlatego również, szuka ODWAŻNYCH i RADYKALNYCH mężczyzn i kobiet, których użyje w tym przebudzeniu.

 

Ostatnio miałem okazję obejrzeć film „Waleczne serca” (Braveheart) na wideo (wcześniej już go widziałem) i byłem bardzo poruszony przez duchowe paralele, które zobaczyłem na tym wspaniałym filmie. Bez względu na to czy życie Williama Wallace’a zostało w tym obrazie przedstawione poprawnie czy nie, inspirująca jest dla mnie jego bezkompromisowa odwaga, śmiałość, pomysłowość i cnoty charakteru. Ten film ma w sobie pewien majestat, który przewyższa większość zwykłej hollywoodzkiej „produkcji”.

 

W filmie “Waleczne serca” lud Szkocji jest zwyciężoną i pokonaną rasą, której narodowe nadzieje i marzenia legły w gruzach. Byli mocno trzymani pod ręką twardego, obcego króla, a ich arystokracja poszła na kompromis i płaszczyła się przed tym władcą, aby zachować pokój. Kiedy jednak ludzie nie mogli już więcej znieść upokorzenia, powstał młody człowiek – choć bez arystokratycznych korzeni – i poprowadził szkockich wojowników do walki i zwycięstwa, i od tej pory ich naród znów odzyskał wolność na pewien czas. These victories were built upon to great effect by Robert the Bruce several years later). Szkocja była ponownie wolna od tyrańskich rządów.

  Lecz myśl, która uderzyła mnie z tego filmu najmocniej to majestatyczny, śmiały duch pokazywany przez Williama Wallace’a przez cały czas. Jest to dokładnie ten rodzaj ŚMIAŁEJ NIEUSTĘPLIWOŚCI, której, jak wierzę, Bóg wymaga od tych, którzy chcą być częścią nadchodzącego poruszenia Bożego. Po zbadaniu życia wielu wielkich reformatorów i przebudzeniowców minionych wieków, wierzę w to, że Bóg mówił do mnie wiele lat temu, że najważniejszą cechą, jaka będzie wymagana, aby mieć udział w nadchodzącej Reformacji/Przebudzeniu. Po prostu powiedział do mnie: – KTO ŚMIE ZWYCIĘŻA. (Kto ma odwagę, zwyciężą) Ponieważ każdy, kto będzie brał udział w nadchodzących wydarzeniach, będzie musiał walczyć i zwyciężać z kolosalnymi przeciwnościami.  

  Jeśli jest jeden duch, którym jest przepojony film „Waleczne serca” to jest to duch ŚMIAŁOŚCI (ODWAGI). Podobnie jest z Pismem, które często było mi przypominane: „Od czasów Jana Chrzciciela aż do teraz, królestwo Boże doznaje gwałtu i gwałtownicy je porywają siłą” (Mat. 11:12). Nie wystarczy głosić (choć głoszenie jest dobre) i nawet nie wystarczy modlić się (choć modlenie również jest dobre); ponieważ zawsze tylko ci, którzy ŚMIĄ wygrywają swoją drogę do nadchodzącego poruszenie Bożego. Do nas należy, abyśmy byli „gwałtowni” w modlitwie i „gwałtownie” ŚMIALI, porywający królestwo siłą. Tylko wtedy przyjdzie prawdziwe przebudzenie i reformacja. 

  W dniach Marcina Lutra wielu przywódców było świadomych tego, że jakaś forma Reformacji jest konieczna, lecz byli zszokowani śmiałością Lutra, który wziął za pas całe Rzymsko Katolickie królestwo i wygrał. Ponieważ to jest dzień LEKKOMYŚLNEJ ŚMIAŁOŚCI i moi przyjaciele, TEN DZIEŃ JEST TERAZ. W Księdze Objawienia jesteśmy pouczeni, że cechami tych, którzy zwyciężają diabła są: „A oni zwyciężyli go przez krew Baranka i przez słowo świadectwa swego, tak ŻE NIE UMIŁOWALI ŻYCIA TAK, ABY JE RACZEJ OBRAĆ NIŻ ŚMIREĆ (Obj. 12:11). 

  Warto zwrócić uwagę na to, że jest w tych czasach wiele „ostrożnych” dusz, które doradzają przezorność i „stopniowanie”. (W tym filmie, byli to żyjący w kompromisie szkoccy notable.) Tak samo będzie w tych dniach, lecz, jestem o tym przekonany, że dni letniej „rozwagi” przeminęły. Jest o wiele gorzej niż wielu chrześcijan zdaje sobie sprawę, po prostu przyzwyczailiśmy się do tego. Byliśmy w tym tak długo zanurzeni, że zaaklimatyzowaliśmy się w sytuacji, w której diabeł depcze po całym kościele. Przyjęliśmy to jako coś „normalnego”. Przyjaciele, jestem przekonany, że dni nieśmiałości i ukrywania naszej lampy pod korcem przeminęły. Z pewnością, nadszedł czas na to, by przekuć nasze lemiesze na miecze i nasze sierpy na włócznie, aby ogłosić z naszych dachów alarm i wyszykować się do boju.


Jestem już tak przeraźliwie zmęczony dzisiejszym ciepławym, intelektualnym chrześcijaństwem. Z pewnością dzień ‘gwałtownych” działań nadszedł? Jestem wielkim fanem Dawida, który zobaczywszy Goliata znieważającego i wyzywającego lud Boży powiedział:

Czymże jest ten Filistyńczyk nieobrzezany, że lży szeregi Boga żywego?

 

 

Czy zatrzymał się, aby otrzymać „poradę” swych „rozważnych” doradców? Nie! Czy zatrzymał się choćby tylko po to, aby zawiązać serię modlitw o całą sytuację? Nie! Stawką był honor jego Boga i ON BYŁ GOTÓW ZABRAĆ SIĘ ZA PRZECIWNIKA W JEGO IMIENIU. Podoba mi się u Dawida również to, że on POBIEGŁ na spotkanie Goliata. To JEST gwałtowna, śmiała wiara w działaniu. Powiedz mi przyjacielu, czy jesteś gotów wybiec na spotkanie przeciwników Boga?

Pismo mówi nam, że gdy wybierano armię Gedeona to pierwszymi, którzy zostali wyeliminowani byli „bojaźliwi i lękliwi”, po czym Gedeon obciął ilość żołnierzy do 300 jeszcze innymi sposobami. Widzisz, Bogu podoba się to, gdy przeciwności są ogromne, ponieważ wtedy człowiek nie weźmie na siebie chwały za zdobyte zwycięstwo. Tylko Bóg zwycięża i tych 300  pokonanych zwyciężyło tysiące z połączonych armii Midianitów i Amalekitów, którzy napełnili dolinę „tłumnie jak szarańcza” (Sędz. 7:12). I, powiadam ci, takie dni nadchodzą. Przyjacielu, czy będziesz częścią armii Bożej, która dokona zwycięstwa w tych ciemnych dniach?

 

Wierzę, że Bóg rozgląda się za mężami i niewiastami, którzy będą chcieli zapłacić cenę za totalną wojnę z diabłem, a nawet cierpieć również z powodu odrzucenia przez ich chrześcijańskich braci w tym czasie. Ponieważ tak zawsze było w czasie prawdziwego przebudzenia. Wojna nigdy nie jest wygodna. Wojna nigdy nie jest łatwa i „miła”. Prawdziwa wojna wymaga śmiałości i konfrontacji, odwagi i agresji.

I wierzę w to, że oczy Pana przeszukują całą ziemię w poszukiwaniu tych, którzy naprawdę posiedli ŚMIAŁA WIARĘ, aby ich wciągnąć do Swojej armii, do wojny na Jego rzecz. Chmury burzowe już zaciemniły nasz horyzont, da się już słyszeć z oddali wojenne odgłosy a dni totalnej wojny nadchodzą – w rzeczywistości są już u drzwi.

 

Przyjaciele, jeśli nie macie ŚMIAŁOŚCI, która jest minimalnym Bożym wymaganiem, aby wziąć udział w walce, to mogę wam coś poradzić: ZDOBĄDŹCIE TROCHĘ TEREAZ.

 

(Być może obejrzenie „Walecznych serc” będzie dobrym początkiem?).

как продвинуть сайт в поисковиках

Fajne chrześcijaństwo – Rozdział 9

Mysli na zakończenie

Jak zauważył Neil Postman w swej wspaniałej książce “Amusing Ourselves to Death” (Zabawianie siebie samych na śmierć) (Tak, zawartość jest równie świetna jak tytuł!), nastąpiły ogromne zmiany wywołane tylko przez telewizję, będącą dziś dominującym światowym medium, ponieważ telewizja w SAMEJ SWOJEJ NATURZE ma trywializowanie niemal wszystkiego czego dotyka (często redukując to do paru „mocnych uderzeń”) zmieniając zawartość tego i niemal wszystkiego wokół. Równocześnie będąc dominującym medium sprawia, że wszystkie inne media dążą do tego, aby coraz bardziej upodobnić się do telewizji.

Telewizja jest przytłaczająco „ROZRYWKOWYM” medium, składającym się z szybko zmieniających się obrazów, których celem jest przyciągnięcie naszej uwagi i utrzymanie jej. Jest to medium rządzone przeważnie przez wskaźniki i reklamowe dolary. Problem polega na tym, że telewizja jako najpotężniejszy i dominujący w naszym dzisiejszym świecie środek komunikacji powoduje, że każda inna forma komunikacji stara się kształtować swoje metody i roztaczać swój urok w podobny sposób. Można dostrzec to w polityce. Nie ma takiego znaczenia jak szczery i skuteczny jest w dzisiejszych dniach polityk. To, co się liczy najbardziej to jak wypada w telewizji. Czy dobrze się prezentuje (czy, lepiej, jest fotogeniczny) przed kamerami i czy potrafi wypowiadać się informacyjnych skrótach, które pasują do telewizyjnych wiadomości? To są obecnie czynniki, które sprawiają, że polityk dochodzi do wysokich stanowisk. (Smutne, prawda?).

Jak powiedziałem, telewizja jest dominującym środkiem komunikacji w naszym wieku i wszystkie inne media muszą się dostosować lub zginąć. Odnosi się to również do takich form jak nauczycielstwo czy kaznodziejstwo. W ostatnim stuleciu, gdy literatura i „oratortka” dominowały na ryku mediów, nie było niczym niezwykłym, aby kaznodzieja mówił przez jedną czy dwie godziny. Podobnie było z politykami, lecz współcześni ludzie nie wytrzymają tego, ponieważ zostali ukształtowani przez media tak, że dysponują coraz krótszym czasem skupienia uwagi. Porozmawiaj z dowolnym nauczycielem, a zobaczysz jaka walka toczy się o utrzymanie uwagi dzieci. To co teraz nauczyciele robią to konkurowanie z tempem i nastawieniem na przyciąganie zainteresowania telewizji. Dzieci są przyzwyczajone do wielokolorowych rozrywkowych „festiwali” i 30 sekundowych „śmigająco-wybuchowych” reklam przekazywanych bezpośrednio do ich mieszkań poprzez małe pudełeczko stojące w rogu. Pytam się:

Jak nauczyciel może z tym konkurować?

a nie jest dobrze całej naszej edukacji umieścić w telewizji, ponieważ jest to medium

wprowadzające w stan transu z minimalną możliwością interakcji – nie dla edukacji). Zatem nauczyciele, jeśli chcą konkurować, zasadniczo są zmuszani do mówienia „skrótami” i prowadzenie wszystkiego w kolorach, szybko i widowiskowo. Czy widzisz teraz jak bardzo dominacja telewizji kształtuje również wszelkie inne formy komunikacji? Nawet drukowane magazyny, jeśli chcą być konkurencyjne, muszą bardziej polegać na wizualnej stymulacji i kolorowej i powierzchownej formie.

Dotyczy to nie tylko formy, lecz również TREŚCI przekazywanych informacji. Ponieważ takie rzeczy jak kolor, podniecenie, akcja, zwięzłość i płycizna dobrze wypadają w telewizji, lecz głębokie dyskusje, długie debaty i rzeczywiste (nie płytkie) dochodzenia zazwyczaj – słabo. Jest to medium stworzone przede wszystkim do budowania sensacyjnych, tanich dreszczyków emocji i widowisk, pomimo, że często ma pretensje do tego, że pokazuje prawdziwą głębię. Dobrym przykładem tego co się dzieje w telewizji są „wiadomości” Czy zauważyłeś kiedyś, że to historie z dobrymi obrazami, treściwe skróty, lub szokujące punkty widzenia kończą zazwyczaj telewizyjne wiadomości. Są one przedstawiane w grobowym tonie jakby to były najbardziej przełomowe chwile całego dnia, lecz jeśli to są tylko „gadające głowy” zapomnij o tym. Ludzie chcą widowisk. Tak więc to skoczek spadochronowy lecący z opóźnionym otwarciem, który wypadł spod kontroli ( i został uchwycony na wideo) czy straszliwa katastrofa w jakimś mało znanym miejscu (wspaniałe zdjęcia!) składają się na telewizyjne wiadomości, podczas gdy o wiele ważniejsze (lecz nudne) historie mogą zostać odłożone na bok.

Podobnie jest z „dokumentami”. Większość z nich ( i telewizyjnych wiadomości w ogóle!) powinna bardziej otwarcie zabawiać niż podawać rzeczywiste informacje. Wybierają takie tematy, o których wiadomo, że ludzi poruszą czy też takie, które są nastawione na to, co interesuje ludzi. W większości programów informacyjnych to, co dotyczy najbardziej skomplikowanych spraw jest pokazywane w największym skrócie. Zatem jest to tendencja do sensacji, trywializacji i zniekształcania spraw tak, aby można je było pokazać w 30 sekund.

Jak można sobie wyobrazić, takie zniekształcanie w radykalny sposób wpłynie na każdą próbę telewizyjnego podejścia do Ewangelii, o ile nie będziemy uważni. Jako reklamowe i widowiskowe medium telewizja wywołuje ogromną pokusę do stworzenia z Ewangelii przedstawienia, czegoś pozytywnego i niestraszącego, gdy pojawi się na ekranie. (Jak mówi stara pieśń reklamowa: „Usuń negatywy, podkreśl pozytywy”). Musimy być świadomi tej presji.

Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że dominująca rola telewizji ma ogromną rolę w tworzeniu się tych problemów, o których dyskutowaliśmy w tej książce. Na przykład, płycizna i „widowiskowe-wartości” naszej współczesnej ewangelii noszą na sobie wpływy tego dominującego medium. (Podobnie jak nauczanie w szkołach).

Kaznodzieje poczuli potrzebę ‘konkurowania’ z płycizną telewizyjnego połysku. Tak więc, mamy połyskliwą ewangelię, która obiecuje wszelkiego rodzaju cudowne rzeczy (choć nie branie na siebie krzyża), jeśli tylko „przyjdziemy do Jezusa”. Widać wyraźnie, że telewizja dodała do ewangelii hedonizm (pościg za przyjemnością jako nadrzędnym celem), materializm (pogoń za posiadaniem) oraz ogromnie przyczyniła się do ogólnego zepsucia  i choroby, która zaraża dzisiejszy Zachód. Każdego roku telewizja zdaje się prowadzić nas coraz dalej w dół drogami Gomory.

Jednak powiedziawszy to ważne, aby zwrócić uwagę na to, że dzisiejsza młodzież jest napełniona „po same uszy” widowiskiem, szumem, do tego stopnia, że już jest to już dla nich pociągające. W rzeczywistości pokolenie X i Y jest powszechnie cyniczne i nie reaguje na robienie szumu wokół czegokolwiek. (To dlatego mamy teraz ruch w kierunku spokojnych reklam i filmów bez herosów). Potrafią to przejrzeć niemal natychmiast. To jest jedna z przyczyn tego, że nie powinniśmy starać się „zabawiać” młodzieży w królestwie, lecz powinniśmy rzucać im zamiast tego WYZWANIE. Widowisko, połysk i robienie szumu traci ich zainteresowanie, lecz skoro nie ma faktycznej alternatywy, jak to większość młodych ludzi widzi, zatem nadal trwają w płytkim uciekaniu do krainy marzeń. Lecz wielu z nich staje się coraz bardziej tym znudzonych. Mówię wam, że grupa czy ruch, który będzie WYSTARCZAJĄCO ŚMIAŁY, aby, zamiast ich zabawiać, da tym młodym ludziom powód warty oddania życia, coś co zajmie niepodważalnie wysokie miejsce, zdobędzie to pokolenie.

Większość z pokolenia X rozumie telewizję, jej dominację i środowisko przez nią stworzone instynktownie, ponieważ wychowali się w nim. Elektroniczne media są jak woda i powietrze dla nich, są integralną częścią ich codziennego życia. Wierzę, że jest to ogromne wyzwanie dla chrześcijan z tego pokolenia, którzy chcą przełamać się przez „zabawowe” konwencje świtowego medium i wykorzystać je dla Boga, ponieważ – aby złamać zasady, musisz je znać.

Jestem przekonany o tym, że nie musimy wszyscy trwać w starych konwenansach, które strzegą telewizji czy inne dzisiejsze media. Nowe pokolenie mimo wszystko szybko męczy się nimi, są nimi „zabawieni na śmierć” w dzisiejszym świecie. Wierzę zatem, że można obecnie zwrócić część tych widowiskowych zasad na ich głowy, jeśli będziemy wystarczająco odważni. Ci, którzy rozumieją telewizję instynktownie będą wiedzieli, które zasady mogą być złamane, a które nie. Chodzi mi o to, że światowe media (w tym TV) są obecnie szeroko otwarte na zmianę, ponieważ ich słuchacze są otwarci na zmiany. Mówię wam, rewolucja wisi w powietrzu, lecz kto wystartuje pierwszy, gdy zabrzmi sygnał do startu? Czy będzie to diabeł czy my?

Prawdopodobnie jedyną rzeczą, która jest bliska telewizji, jeśli chodzi o wpływ na dzisiejszą młodzież jest MUZYKA. W rzeczywistości w tym co najlepsze w niej, muzyka może odegrać wiodącą rolę i zdominować pozostałe media, co będzie, pewnie zgodzicie się ze mną, niesamowitym wyczynem. Z pewnością było tak w latach 60-tych, gdy Beatlesi całkowicie zdominowali wszystkie inne dziedziny sztuki czy mediów komunikacyjnych tak dalece jak tylko wpływ jest możliwy. Niemniej jednak telewizja od tamtej pory znacznie bardziej reaguje na potrzeby nastolatków i jest bardziej skuteczna. Nadal wierzę, że muzyka jest w stanie zdominować dzisiejsze media i całą komunikacyjną sferę, tak jak to było w latach 60 –tych.

Jedynym powodem, że tak się nie dzieje jest to, że świat nie zobaczył jeszcze następnej takiej grupy jak byli Beatlesi od czasu ich rozwiązania. (Faktycznie, w ciągu wielu lat, nie był grupy, która by się nawet zbliżyła. Jak wiele znasz zespołów, które miałyby w Ameryce na topie pięć pozycji i to RÓWNOCZEŚNIE?)

Byłem bardzo zaintrygowany snem, który otrzymał James Ryle, w którym widział  obdarowanie i zdolności takie jak mieli Beatlesi, lecz udzielone kościołowi. Muszę powiedzieć, że to dotyka jakiejś struny we mnie, ponieważ jestem przekonany o tym, że do tego, aby zaistniała taka duchowa ‘rewolucja’ na Zachodzie, która zwróci z powrotem młodzież do Boga, musi być coś, co zdominuje „głos” mediów. A muzyka zainspirowana przez Boga i rozpalona Duchem ma wyraźny potencjał, aby to zrobić. Osobiście czuję, że jest wystarczająco wiele rzeczy pokazał Bóg wielu ludziom na temat owego „ulicznego kościoła” i „muzycznego przebudzenia”, aby szukać Boga i znaleźć swoje miejsce w wypełnianiu tej wizji. I zachęcałbym innych  muzyków do tego samego. Wszystko, cokolwiek się nasz zespół „Gate Crash Hell” może zrobić w dziedzinie w nagrywania płyt, produkcji wideo, administracji czy pisaniu pieśni, czy prostym występie i głoszeniu jestem całkowicie zdeterminowany, aby w tych dziedzinach poważnie traktować tą wizję i pomóc jej zaistnieć w rzeczywistości w każdy praktyczny sposób w jaki mogę. Lecz, jak napisał James Ryle w streszczeniu, najważniejszą rzeczą w doprowadzeniu do realizacji tej wizji jest wstawiennictwo.  Modlitwa zawsze jest kluczem.

Widać wyraźnie, że wszystko co musi zrobić diabłem, aby dominować nad Zachodem to zdominować nasze media i oczywiście dokładnie to robi. W tym czasie może on ogromnie wpływać na myślenie, wierzenia i oczekiwania milionów ludzi przy pomocy subtelnej propagandy. Nic dziwnego, że został nazwany „władcą, który rządzi w powietrzu (Ef. 2:2) (księciem mocy powietrza – w wersji ang. – przyp. tłum.). Od samego ogrodu Eden jest on specjalistą w sprzedaży mądrze opakowanych kłamstw i zwiedzeń ludzkim istotom. W taki właśnie sposób dominuje nad naszym światem. Nie jest zatem niczym dziwnym, gdy zajrzymy za scenę i zobaczymy, że ogromne organizacje medialne mają na kluczowych pozycjach raczej niepokojących ludzi, tak jakby zostali niemal „ręcznie” wybrani do tej pracy. Niemniej nawet tacy ludzi jak ci nie będą w stanie zatrzymać przypływowej fali przebudzenia w mediach jaka nadchodzi, a my przejmiemy z powrotem wysokie pozycje nad naszymi miastami.

Niektórzy ludzie mogą zapytać w tym momencie, czy chrześcijanie nie powinni w ogóle wyrzucić swoich telewizorów i bojkotować media, z powodu choroby propagowanej przez nie wśród naszego społeczeństwa. Nie mam pewności co do odpowiedzi na to pytanie, choć muszę powiedzieć, że bardzo uważnie korzystam z telewizji, jak wiele i co ogląda moja rodzina. W rzeczywistości miewamy telewizor czy wideo przez bardzo krótkie okresy czasu i pozbywamy się ich, tak wielki śmietnik jest tam obecnie!). Liczne studia pokazały, że telewizja rzeczywiście bardzo źle wpływa na rozwój dzieci i ogólne dobry stan. W czasie, gdy znajdują się podobnym do hipnotycznego stanie, tracą na rozwoju takich zdolności jak: czytanie, korzystanie z wyobraźni, fizyczna sprawność, koordynacja oko-ręka itd. Nic z tego nie jest korzystne, lecz nie mogę sobie wyobrazić „krucjaty” w imieniu pozbycia się światowej telewizji. Myślę, że musimy stanąć wobec fakty, że to medium dominuje komunikacyjną kulturę naszego wieku i wiedzieć w jaki sposób radzić sobie z tą sytuacją. Nie jest to niemożliwe, i jestem przekonany, że wiadomości i materiały filmowe nadchodzącego przebudzenia będzie rozprowadzany po świecie przez takie medium.

Z podobnych przyczyny nie jestem jako wyjątkowo zasmucony tym, że tak powstały tak silne związki między świeckimi a chrześcijańskimi kompaniami muzycznymi. Już przyglądaliśmy się zniszczeniom jakich to dokonuje, lecz jestem również przekonany, że ta sytuacja ma znaczny potencjał ku dobremu. Ponieważ, jeśli Bóg znajdzie dziś chrześcijańskich artystów, którzy poddadzą się bałwochwalstwu, pysze, „pokazomanii” oraz kompromisowi to jest taka możliwość, że chrześcijańska muzyka („Synowie Gromu”) przebije się do świeckich fal radiowych. Przemysł jest w tej chwili tak ustawiony, że jest to bardzo możliwe.

Widzę to jako całkowitą rzeczywistość nadchodzące przebudzenie Boże, które zapełni świeckie listy przebojów chrześcijańską muzyką, muzyczne stacje wideo będą pełne chrześcijańskich pieśni i wywiadów, telewizyjne wiadomości będą pełne filmowego materiału na temat z wielkiego przebudzenia ulicznego, gdzie tysiące młodych ludzi będzie gromadziło się na ulicach w imieniu Jezus. Nie wierzę w to, że jest to tylko zwykłe dziadkowe bajanie. Uważam taki ruch za konieczny, jeśli chcemy przywołać z powrotem to pokolenie do Boga. Bóg robił już takie rzeczy w przeszłości i jestem przekonany, na podstawie tego, co Pan mówi na całym świecie, że jest bliski zrobienia tego ponownie. Nic z tych rzeczy nie jest niemożliwe, lecz oczywiście konieczna będzie seria niesamowitych cudów wobec, aby diabeł został pokonany na taką skalę. No, Bóg wyraźnie specjalizuje się cudach, lecz czy my ośmielimy się uwierzyć, że On coś takiego zrealizuje? I czy weźmiemy pod uwagę Jego wołanie, aby się zaangażować?

Naprawdę wierzę, że wkrótce ujrzymy tysiące młodych ludzi zgromadzonych na otwartym powietrzu, wielbiących i wywyższających Boga. Chorzy będą uzdrawiani, Ewangelia będzie głoszona a Bóg będzie wywyższany za wszystko, co się będzie działo. Taki właśnie miał być kościół zawsze. Wierzę, że Bóg wzywa nas, abyśmy przestali ukrywać nasze lampy w naszych małych budynkach i organizacjach – wyszli na zewnątrz i BYLI KOŚCIOŁEM, na ulicach, gdzie mieliśmy być. Chwała Bogu!

W tym momencie chciałbym krótko przedyskutować kilka praktycznych aspektów zaangażowania współcześnie w służbę muzyczną. Musiałem rozmyślać nad niektórymi z tych spraw długo i ciężko, ponieważ musimy się nimi zająć z praktycznej strony w naszym zespole.

Wydaje się wyraźnie widoczne, że najważniejszymi kwalifikacjami do zaangażowania się w muzyczną służbą są DUCHOWE kwalifikacje. Ponieważ niewielkie ma dla Boga znaczenie to jak wspaniałymi muzykami jesteśmy, jeśli nie mamy z Nim głębokiej i bliskiej relacji. Bóg ogromnie pragnie POKORNYCH sług w muzycznej służbie, którzy będą zachwycać się UWIELBIANIEM GO i którzy nie będą mieli ukrytej, nieprzepartej tęsknoty za ludzką chwałą dla nich samych i znalezienia się w centrum uwagi. Jest tak łatwo we współczesnej służbie muzyczne stracić te fundamentalne rzeczy z pola widzenia. Pokuszenie, aby zanurzyć się w aplauzie i pokazać swoje talenty zniszczyło duchową głębię wielu służb. Muzyka jest takim polem, które ma przemożny pociąg ku bałwochwalstwu i jeśli nie jesteśmy uważni to ten przemysł ma możliwość pochłonięcia nas i naszej duchowości w całości. To czego dziś Bóg szuka, to nie sprawny talent showmana, lecz raczej głęboka i trwała miłość do Niego – miłość, zbudowana na fundamencie, którego nic nie jest w stanie ugasić ani zdusić. Jeśli Bóg będzie musiał poświęcić wiele lat na budowanie tego w nas to On dokładnie tak zrobi, zanim dopuści nas do służby. Głębokie i długie przygotowanie na „pustyni” było kluczem do sukcesu wielu służb w Biblii i to samo ma miejsce dziś. Nasza relacja z Bogiem, aby przetrwać, musi być prawdziwie oparta na Skale.

Jak już dyskutowaliśmy, jedną z najbardziej podstawowych spraw na jakie trafia muzyczna służba – przyjmowanie opłat przy drzwiach za to, aby ludzi mogli słuchać. Jak powiedziałem wcześniej w tej książce, ja po prostu nie mogę wcale przejść nad tą praktyką do porządku dziennego. Co natomiast robić, jeśli zostaliśmy zaproszeni do udziału w festiwalu, gdzie od ludzi zawsze pobierano opłaty za wejście? Cóż oczywiście, jeśli Bóg chce, abyśmy usługiwali w takim wydarzeniu to wtedy powinniśmy, ale jeśli jest to uzależnione od nas (tj. jest to jeden z naszych koncertów) to nie powinniśmy pobierać od ludzi wstępnego.

Muszę powiedzieć, że w myśleniu o tym i wielu innych sprawach bardzo pomogła mi biografia Kietha Greena zatytułowana „Bez kompromisu” (‘No Compromise’). Polecałbym każdemu młodemu muzykowi tą książkę (a tak faktycznie, każdemu).

Następną sprawą, z którą się zetknął Keith Green było to czy sensowne jest pobierać opłaty za sprzedaż ich płyt. Green po bardzo wielkich zmaganiach doszedł do tego, że należy oferować płyty po standardowej cenie przez sklepy, lecz mieć również przygotowane dla tych, którzy nie są w stanie ich kupić, za dowolny datek na jaki ich stać. Jest to niezwykle drażliwy temat, ponieważ ludzie płacą za kupienie pewnego fizycznego przedmiotu, którego produkcja i dystrybucja kosztuje całkiem sporo. Jest to nieco inna sytuacja niż zwykła służba (za którą nigdy nie powinniśmy pobierać opłat). Cenie to, co Kith zrobił i wierzę, że jeśli chcemy i czuję, że powinniśmy, prawdopodobnie wszyscy przystać na podobną politykę w tej sprawie. Lecz podobnie jak Kith, wierzę, że jeśli chcemy, aby nasza muzyka dotarła do świata to niemal nie ma takiej możliwości, jeśli nie będziemy korzystali ze standardowych kanałów. Po prostu staje się to niepraktycznym i niemożliwym zadaniem do wykonania w inny sposób. (Spróbuj przejść przez proces całej produkcji albumu – od nagrania do dystrybucji i sprzedaży i powielania dziesiątek tysięcy kopii – a będziesz wiedział o co mi chodzi. Po prostu nie możemy tracić naszego czasu na wykonywanie tego sami, niech zajmie się tym teraz istniejąca „maszyneria”.)

Niemniej jest jedna rzecz, której nowa muzyczna służba powinna unikać, a jest to śpiewanie bezpośrednio dla istniejących firm płytowych. Powinniśmy ustanowić własne, niezależne, po czym „puszczać” na rynek i do dystrybucji nasze albumy przez większe przedsiębiorstwa (- choć powinniśmy upierać się przy tym, abyśmy mieli coś do powiedzenia w procesie reklamowym). Nie jest to jakaś niespotykana praktyka we współczesnym przemyśle. Wierzę również, że takie wytwórnie zasadniczo powinny być instytucjami charytatywnymi – wykorzystującymi swoje dochody na pomoc dla biednych. Właśnie zamierzamy uruchomić naszą własną wytwórnie. Tutaj w Nowej Zelandii zgodnie z tym, co napisałem. Nasz zespół, „Gate Crash Hell” ma zamiar nagrać swój pierwszy album, który napisałem. (Nic nie mówiliśmy w czasie tworzenia tego nowego +zespołu – aby niczego nie „popychać”, lecz wierzymy, że teraz jest już czas na nagranie i znaczne zwiększenie aktywności w ogóle.)

Przede wszystkim jednak, wierzę, że przemysł muzyczny (a szczególnie występy na żywo) powinny być bezwzględnie SZCZERE pod każdym względem. Podobnie jak prawdziwe kaznodziejstwo, musi być przezroczyste przed Bogiem i ludźmi. To nie ma być jakiego rodzaju „show” czy występ sceniczny, ani zwykłe ukartowane próby manipulowania emocjami innych. Nasze pieśni muszą być prosto z serca – wyrażające nasze najgłębsze uczucia, pragnienia i postawy serca. Na przykład, oczywiście, nie jest dobre pisanie pieśni o „wojnie”, jeśli nie jesteśmy w stanie naturalnej wojny w naszej postawie wobec dzieł diabła. Jeśli tylko próbujemy być w stanie wojny to pieśni nie będą ani tak realne, ani szczere. Z tej samej przyczyny nie jest dobrze pisać pieśni uwielbiających Boga, jeśli naszym nadrzędnym pragnieniem nie jest całkowite uwielbienie Go. Jakież nieszczęście zdarza się wówczas, gdy w głębi naszej motywacji jest rzeczywiście gloryfikacja siebie czy popisywanie się swoimi własnymi talentami.

Jestem przekonany że, podobnie jak Armia Zbawienia w początkowym okresie, muzyka nowej armii Bożej musi zawierać element wojennej agresji oraz uwielbienie płynące z samych serc tych wszystkich, którzy je wznoszą.

Wierzę, że jest już czas na to, aby w kościele powstała nowa żarliwość. Nie wierzę w chrześcijaństwo, które każdego dnia traci coraz więcej ziemi na rzecz diabła. Nie mogę uwierzyć w kościół, który nie WALCZY o każdy centymetr terytorium, którego żąda diabeł. Nie mogę też pogodzić się z chrześcijaństwem, które rozkłada się wygodnie, podczas gdy zgubiony świat szuka po omacku w ciemnościach i grzechu. Podobnie jak Neron, który grał na skrzypkach, gdy płonął Rzym, siedzimy w naszych przytulnych małych pudełeczkach i pozwalamy na to, aby burze pustoszyły biednych oraz tych w potrzebie i zdesperowanych. Lecz czyż Sędzia całej ziemi nie postąpi właściwie? Obawiam się, że nie mogę uwierzyć w strukturę, która stała się kulą na łańcuchu wokół naszej wspólnej szyi.

Jestem przekonany o tym,   że nadszedł teraz czas, aby rozbić kajdany konformizmu, wygody i kompromisu. Czas, by uderzyć zdecydowanie diabła i tłuc go z nieskrępowaną agresją. Byliśmy zbyt „mili” zbyt długo. Bóg potrzebuje dziś świętych wojowników, którzy nie odstąpią ani piędzi ziemi w wojnie na śmierć, jeśli będzie trzeba. Jak stwierdza Biblia: „jeszcze nie opieraliście się grzechowi, aż do krwi” (Hebr. 12:4).

Wielką tragedią tej godziny jest to, że BÓG NIE JEST UWIELBIONY na ziemi. Zawodzimy fatalnie w objawieniu Jego chwały umierającemu światu i przez to świat nie może poznać Go. W rzeczywistości bardzo często sami go niewiele znamy. W całym Piśmie jest tylko jedno słowo – ŚWIĘTY – które jest użyte trzykrotnie w jednej linijce (dla silniejszego podkreślenia”): święty, święty, święty Bóg Wszechmogący …” (Obj. 4:8). Zatem trzeba wziąć pod uwagę to, że Boża ŚWIĘTOŚĆ jest atrybutem, który najbliżej reprezentuje istotę Jego istnienia i charakteru. A jednak, jak często dziś słyszymy głoszoną „świętość”? Mówię wam, chwała i świętość, Majestat Boży muszą ponownie być ogłoszone temu pokoleniu, ponieważ to nie „baranek na rzeź” wkrótce wróci na tą planetę, lecz raczej wskrzeszony i uwielbiony Chrystus – Sędzia całej ziemi – którego ap. Jan ujrzawszy „padł u jego nóg jakby umarły”. Jest to BÓG CHWAŁY, musi być najgłębszą motywacją wszelkiej prawdziwej służby końca czasów. Chrześcijanie podają wszelkiego rodzaju powody służenia Bogu – nawet dobre, takie jak „zbawienie zgubionych” – lecz moim zdaniem, najwyższą motywacją jak dotąd jest po prostu zupełne UWIEBLIENIE BOGA. Jestem przekonany, że musi to być najważniejszą motywacją wszystkiego, co robimy.

Mocno wierzę w to, że zbliżamy się w naszych czasach do powstania pełnego chwały „ulicznego kościoła”, zaciętego, namaszczonego i rzeczywistego, prowadzonego przez mężczyzn i kobiety, którzy, podobnie jak na początku apostołowie, nie będą „wysokiego rodu” czy wielkiego wykształcenia, lecz raczej będą mieli proste i szczere serce dla Boga. Będą to musieli być prawdziwi mężowie i niewiasty modlitwy, wielkiej odwagi i świętej mocy Bożej, którzy choć będą byłymi członkami gangów lub samotnymi matkami, jednak ponownie wstrząsną ziemią Jego mocą. Diabeł ma rzeczywiste powody, aby się obawiać takich wojowników jak oni.

Jestem przekonany, że Bóg może być uwielbiony w takiej skali wyłącznie wtedy, gdy my pozwolimy Mu używać nas do osiągnięcia tego. Jako wyzwanie, które inspirowało ewangelistę D.L. Moddy’ego ogłaszał: „Świat ma zobaczyć co Bóg uczyni przez męża, który jest całkowicie i w pełni poświecony Jemu”.

Jaka była odpowiedź Moody’ego?

Ja zrobię wszystko, aby być tym mężem.

Modlę się, aby to samo było prawdą o każdym z nas.

ZALECANE DO CZYTANIA

’The General Next to God’ – Richard Collier.

’Why Revival Tarries’ – Leonard Ravenhill.

’Revival’ – Winkie Pratney.

’Azusa Street’ or 'Another Wave Rolls in’ – Frank Bartleman.

’Hollywood vs. America’ – Michael Medved.

’Life Without Father’ – David Popenoe.

’The Battle for the Mind’ – Tim LaHaye.

What is Secular Humanism?’ – Dr James Hitchcock.

’No Compromise’ – Melody Green.

’The Closing of the American Mind’ – Dr. Allan Bloom.

’Amusing Ourselves to Death’ – Neil Postman.

’Pop goes the Gospel’ – John Blanchard.

Przypisy:

CHAPTER ONE.   'COOL’ CHRISTIANITY – WHAT IS IT?

1.  John MacArthur quote. MacArthur, J. „Ashamed of the Gospel”, pg xiii

xviii. 2.  Frank Bartleman quote. Bartleman, F. „Azusa Street”, pg 89.

3.  Samuel Chadwick quote. Source: Ravenhill, L. „Why Revival Tarries”,

pg 26. 4.   Source: Swaggart, J. „The Pentecostal Way” as quoted in 'The

Evangelist’, Dec 1986, pg 6.

CHAPTER TWO.  A CHRISTIAN YOUTH CRISIS?

1. John Allen quote. Source: Blanchard, J. „Pop goes the Gospel”, pg 98.

CHAPTER THREE. THE CHRISTIAN MUSIC SCENE. 1.   Tom Morton quote. Source: Blanchard, J. „Pop goes the Gospel”, pg 97. 2.   Keith Green quote. Source: Green, K. „Music or Missions”, as quoted Ibid. pg 141. 3. Keith Green quote. Source: Green, M. „No

Compromise”, pg 270. 4. Stacey Saveall quote. Source: Prophetic Email Discussion List, 3 July 1997. 5. Steve Camp quotations. Source: Styll, J.W. „Camp’s 'Call’ Misses the Mark, but Hits Everyone”, CCM Update, 17

Nov 1997. 6.   Randy Campbell news release. Source: Internet –

http://jesusnorthwest.com/1998.htm 7. Lindy Warren article: „Jesus

Northwest Festival Ceases Operations”, CCM Update, 17 Nov 1997. 8. Gene

Edward Veith article: „Whatever happened to Christian Publishing?”

’World’ Christian news magazine, Vol 12, No. 12, July 12 & July 19 1997.

CHAPTER FOUR. IN THE WORLD BUT NOT OF IT.

1.  John MacArthur quote. MacArthur, J. „Ashamed of the Gospel”, pg xvii

xviii. 2.   John MacArthur quote. Ibid. pg xviii.

CHAPTER FIVE. GENERATION 'X’ – THE LOST CHILDREN.

Richard Peace quote. Tapia, A. „Reaching the First Post-Christian

Generation”, Christianity Today, 12 Sep 1994. 2. Andres Tapia quote.

Ibid. 3.  Source: Humanist Manifesto’s I and II, pg 16-19.

CHAPTER SEVEN. THE COMING STREET REVIVAL.

Early Salvation Army statistics. Bradwell, C. R. „Fight the Good

Fight”, pg’s x, 39. 2. Ibid. pg 42. 3.   Court Judge. Ibid. pg 45. 4.

Ryle, J. „The Sons of Thunder.” Source: Construction Site newsletter.

April, 1997. Published by Storm-Harvest Ministries, Australia.

CHAPTER NINE. CLOSING THOUGHTS.

D.L. Moody’s challenge. Source: K.J. Hardman, „The Spiritual

Awakeners”, pg 200.

_____________________________________________________________________

Copyright (c) Andrew Strom, 1998.

Książka została wycofana z obiegu przez samego autora.

поисковая оптимизация сайта москва

Opuszczam ruch 'Chrześcijanie poza kościołem’

Strom Andrew

Nastąpiła zmiana: teraz jest już czas na „WCHODZENIE do”, a nie na wychodzenie.

W zeszłym roku publicznie stwierdziłem, że opuszczam ruch „Proroczy”, którego częścią byłem przez ponad dziesięć tal . Z perspektywy wiem, że była to właściwa i konieczna decyzja. Czasami publiczne „zostawienie za sobą” czegoś jest ważne. Niemniej, nie chciałbym być teraz znany jako ktoś stale „wychodzący” z czegoś, jestem więc zmieszany będąc zmuszony do jeszcze jednego, podobnego ogłoszenia, zaledwie rok później, lecz Bóg kładzie to na moim sercu od pewnego czasu.

Ostatnio coraz bardziej niewygodnie czułem się z następnym ruchem, z którym związane było moje nazwisko przez wiele lat. Na naszej witrynie internetowej nazwaliśmy to ruchem „Out-of-Church” (Książka A. Strom, „Out of Church Christians”, którą zatytułowałem: „Chrześcijanie bez kościoła” – przyp. tłum.), choć ostatnio Geroge Barna zaczął nazywać to „Rewolucją”. Nie jest to dokładnie to samo, lecz w znacznym stopniu pokrywa się. Będąc znany jako sympatyk i poplecznik tego ruchu nadszedł dla mnie czas na to, aby publicznie stwierdzić, że opuszczam go. Nie mogę już więcej być uważana za człowieka, który popiera coś, co jest w sposób fundamentalny anty-nowotestamentowe.

Proszę nie myśleć, że tutaj mówię o ruchu „kościołów domowych”. Nie do tego się tutaj odnoszę, choć mam również pewne obawy, co do tego ruchu, lecz nie o tym mowa tutaj.

Przez ostatnie 20 lat byłem zaangażowany w pracę z grupą ludzi, którzy opuścili swoje kościoły – często tylko po to, aby pozostać w swego rodzaju indywidualizmie typu: „ja i Bóg”. Nie mogę być już dłużej przyznawać się tego myślenia. Problemem polega na tym, że widzę, iż kształtuje się „pustynna” mentalność i wielu wydaje się trwać w tym na zawsze. Nie ma prawdziwego „Żywego Kościoła”, i nie ma prawdziwego „Przywództwa” i zauważyłem, że właśnie z tego powodu NIC SIĘ NIE DZIEJE. Upływa rok za rokiem i NIC.

Dlaczego tak się dziej? Ponieważ „Ciało” i „Przywództwo” są niezwykle ważne dla podstaw nowotestamentowego chrześcijaństwa. Bez tych dwóch rzeczy po prostu nigdzie nie zajdziemy. Myślę w ten sposób: czyż nie jest to wzór, który widzimy bezpośrednie w Dziejach Apostolskich? Dla wielu rewolucja „Out-of-Church” to coś nowego, lecz dla mnie jest to bardzo stara, ponad 20 letnia obserwacja, o której muszę wam coś powiedzieć: TO NIE DZIAŁA.

Nie jest to przeniesienie do rzeczywistego nowotestamentowego „Żywego Ciała”. Nie prowadzi to to Przebudzenia, nie prowadzi do przemiany kościoła. „Rozprasza” zamiast „gromadzić”, prowadzi do tego, co ja nazywam chrześcijaństwem „bezkształtnego tłumem”. Innymi słowy: Ciało Chrystusa staje się rozproszoną masą indywiduów, bez formy czy kierunku działania – „ludzi robiących to, co im się wydaje właściwe we własnych oczach”. Nie wiem czy będziemy w stanie znaleźć coś bardziej przeciwnego do prawdziwego Żywego Ciała.

Wielu ludzi mówi, że jeśli mamy mieć liderów, to muszą oni być prawdziwymi „sługami”. Amen! – w pełni się zgadzam. Lecz Nowy Testament stwierdza również, że potrzebujemy „Ojców” w wierze (- którzy poprawiają, dyscyplinują i nauczają), jak również prawdziwych „pasterzy”. Z mojego doświadczenia wynika, że ci, którzy chcą „sług” – bez „ojców” i „pasterzy” – są często ludźmi, którzy mają w swych sercach głęboką warownię „BUNTU” – co starają się ukryć pod dobrze brzmiącymi mowami (jak ja sam to kiedyś robiłem).

I tego właśnie ten ruch jest pełen: dobrze brzmiących mów. Zobaczysz to również w książce G.Barna „Rewolucja”; słychać tego wszędzie pełno w ruchu „Out-of-Church”. Kolosalne żądania ogłaszają ci, którzy po prostu „wyszli” – i faktycznie „SĄ kościołem, bez CHODZENIA do kościoła” itd. Ktoś mógłby myśleć, że „wyjście” jest rozwiązaniem wszystkiego, co nam dolega. Jak obserwuję to już od 20 lat – nic bardziej mylnego.

Fakty są proste: jeśli twoje myślenie i zachowanie jest zasadniczo „przeciw-Ciału” i „przeciw-liderom” to nie oczekuj, że dojdziesz gdziekolwiek. Nie spodziewaj się również, że Ciało Chrystusa gdziekolwiek zajdzie. Nie zostaliśmy stworzeni, aby być „bezkształtnym tłumem”, lecz po to, aby być zjednoczoną armią z liderami, kierunkiem i zespołową pracą – zdobywającą królestwo ciemności „połączonymi siłami”. Zjednoczeni razem jesteśmy bardzo silni – ponieważ Bóg zaplanował, abyśmy byli „Ciałem”. Podzieleni na „indywidualistów” jesteśmy słabi i nieskuteczni. Dlatego w Księdze Dziejów Apostolskich wierzący jednoczyli się pod przywództwem „LIDERÓW”. To właśnie „LIDERÓW” Bóg używał jako kleju utrzymującego wszystko razem. Po prostu tak zawsze było.

Czy jesteś kimś, kto ma problemy z koncepcją jedności pod przywództwem? W takim przypadku nie oczekuj, że weźmiesz udział w nadchodzącym poruszeniu Bożym. – Twoje motywacje są całkowicie sprzeczne z Nowym Testamentem.

Niemniej, czy ja odczuwam sympatię dla tych, którzy czują się jak „wyrzutki” w kościele. Czy czuję sympatię dla tych, którzy szukają i szukają, i wydaje się, że nie mogą znaleźć kościoła, który stałby na solidnych biblijnych fundamentach? Z pewnością, tak. Przez cały czas wielu ludzi pisze do mnie, mówiąc, że obeszli wszystkie kościoły w okolicy i wszystkie z nich to albo „martwe” tradycyjne kościoły albo jadące na uczuciach, nadmiernie „charyzmaniatyczne” (tak, jestem pełnym Ducha sam, lecz muszę przyznać, współczesny ruch charyzmatyczny jest w wielkim zamieszaniu) i to jest wielki problem – dokąd ci ludzie mają iść?

Faktem jest, że to, co popularyzuje G.Barna jako nową „Rewolucję w wielu przypadkach nie wydaje się być aż tak wielkie. Często jest jest to sprawa kościoła, który tak upadł, że wielu z jego najlepszych ludzi jest zmuszonych do odejścia i to bez powrotu. Czy to brzmi dla ciebie jak wielka „Rewolucja”? Rzeczywistym problemem jest, jak zresztą i sam Barna stwierdza wielokrotnie, KRYZYS PRZYWÓDZTWA w zachodnim kościele. Po prostu niemożliwe jest przyjąć, aby sprawy potoczyły się aż tak źle, gdyby było inaczej.

Gdzie więc szukać odpowiedzi? Z pewnością nie jest to ani odrzucenie koncepcji „Ciała”, ani „przywództwa”. Taka opcja nie wchodzi w ogóle w rachubę, lecz musi być jakiś „nowy” sposób, w jaki Bóg udzieli odpowiedzi odstępczemu kościołowi. Wielokrotnie mówiłem, że to, co nadchodzi na zachód to nie jest tylko Przebudzenie, lecz również „Wielka Reformacja”. Bóg nie może mieszkać wraz z letnik kościołem. Jest już blisko wprowadzenia wielkiej „zmiany”, a w czasie Reformacji Bóg zawsze zajmuje się tymi dwoma sprawami – „Ciałem” i „Przywództwem”. On wzbudza coś NOWEGO.

O co mi chodzi? Po prostu to, że „wyjście” nie jest odpowiedzią. Sprawa raczej polega na tym, czy „wejdziesz” do nowych rzeczy, które Bóg chce robić. To jest zawsze kluczowa sprawa i, powiadam wam, jeśli macie jakiś problem z „Ciałem” lub „Przywództwem” to wasze szanse na „wejście do” są niemal równe zeru. Nie da się po prostu wejść do nowotestamentowego chrześcijaństwa bez tych dwóch elementów.

Nie znam ciebie, lecz mam wielkie oczekiwania, co do tego nadchodzącego, 2006 roku. Głęboko wierzę, że możemy być blisko przeżycia przełomu w „nowych rzeczach”, które Bóg chce ustanowić. Jedno jest jednak pewne: jeśli naprawdę nie chcemy PROWADZIĆ lub być PROWADZONYMI to wierzę, że możemy rzeczywiście zapomnieć o swoim udziale w tym nowym dziele. Tak ważne jest przywództwo w nowym poruszeniu Bożym; jest ono absolutnie niezbędne.

Przyjaciele, czy możecie pojąć ten krytyczny fakt:

– Nastąpiła zmiana: teraz jest już czas na „WCHODZENIE do”, a nie na „wychodzenie z”.

Bóg chce robić „nową rzecz” i rzeczywistym pytaniem jest to, czy twoje serce jest gotowe do tego, aby wejść i stać się częścią tego. Nie bądźcie jak Izraelici, którzy tułali się po pustyni i na niej pomarli, ponieważ nie chcieli wejść do Ziemi Obiecanej.

Bądź tym, który „wchodzi”.

Na zakończenie, muszę powiedzieć jeszcze:

Ponieważ nie mogę już dłużej ochraniać Rewolucji „Out-of-church”, którą popierałem przez wiele lat, jestem zmuszony zdjąć moją książkę „The OUT-OF-CHURCH Christians” ze strony głównej http://www.revivalschool.com

Chciałbym prosić o przekazanie tego listu do waszych przyjaciół i na inne listy, każdemu, kto może znać nasze poprzednie stanowisko. Trzeba, aby stało się to powszechnie znane, że już więcej nie popieramy Rewolucji „Out-of-Church” głównie z powodu tych dwóch spraw – „Ciała” i „Przywództwa”. Proszę więc, aby inni również o tym wiedzieli.

Zdaję sobie sprawę z tego, że ryzykujemy wywołanie gniewu i smutku wielkiej liczby ludzi, „odcinając się” do tego ruchu. Jest mi naprawdę przykro. Niemniej, wierzę, że takie jest moje powołanie, ponieważ zadaniem „przebudzeniowca” jest odnowienie i głoszenie oryginalnej ewangelii – to jest główne powołanie mojego życia.

W końcu, bardzo silnie odczuwałem, że nie mogę wejść w porządku w nowy, 2006 rok nie mając rozwiązanej tej sprawy – to jest krytyczny rok.

Czy więc należymy do lokalnego kościoła? – TAK NALEŻYMY. Czy nasza służba aktywnie poszukuje prawdziwego „Żywego Ciała” i „apostolskiej” ewangelii? TAK, AKTYWNIE. Dni pełne chwały są przed Ciałem Chrystusa – jestem o tym przekonany. To dlatego pobudzam nas do zostawienia za sobą mentalności „pustyni” i przyjęcia zamiast tego mentalności „Ziemi Obiecanej”. Teraz jest czas na „wejście”. Nie mogę pozostać z żadnym ruchem, który głosi inaczej.

Odpowiedzieć na ten artykuł można przesyłając e-mail na adres:

prophetic@revivalschool.com

Niech Was Bóg błogosławi, przyjaciele

Najlepsze życzenia w Chrystusie

Andrew Strom.продвижение

Chrześcijanie poza kościołem – Rozdział 1

Andrew Strom

Dlaczego dziesiątki tysięcy oddanych

Chrześcijan opuszcza kościoły?

Czy to jest “ruch”? Co powoduje

to światowej skali zjawisko.

Możesz kopiować tę książkę w dowolnej formie i przekazywać dalej. Niemniej jeśli chcesz opublikować ją lub jej część w innej formie czy innej publikacji, proszę postaraj się najpierw o zgodę autora.

Andrew Strom’s email: prophetic@revivalschool.com

Ta książka znajduje się w całości na stronach: http://www.revivalschool.com

Spis treści

1. Zjawisko na światową skalę.

2. Moje własne doświadczenie “pustyni”.

3. Dlaczego odchodzą?

4. “Wywołani”?

5. Kontrola i duchowe wykorzystanie.

6. Maszyna.

7. Dlaczego ‘pustynia’?

8. Niebezpieczeństwa.

9. “W kościele” , a poza kościołem.

10. Czy odpowiedzą jest “Przebudzenie”?

Copyright (c) Andrew Strom, 2003/2004. Wszelkie prawa zastrzeżone.

UWAGA: W zawiązku z ilością dostępnego miejsca spora część cytatów z emaili została w tej książce skrócona. Gdyby nie to, książka ta wyglądała by znacznie obszerniej niż obecnie! Często dysponowaliśmy miejscem na opublikowanie tylko jednego czy dwóch fragmentów z każdego – czy nawet kilku komentarzy.

Czasami konieczne było skorygowanie gramatyki czy interpunkcji czy dokonanie jakichś pomniejszych zmian. Ze względów prawnych oraz ze względu na ochronę prywatności w kilku przypadkach zostały zmienione imiona lub miejsca. W każdym przypadku, wierzymy, że pierwotny kierunek myśli i zamierzenia autorów zostały zachowane. Wszystkie emaile wykorzystane w niniejszej książce znajdują się w naszej bazie.

“ZDUMIEWAJĄCE JEST ODKRYCIE, ŻE Z GRUBSZA 10 MILIONÓW NARODZONYCH NA NOWO DOROSŁYCH CHRZEŚCIJAN [w USA] POZOSTAJE BEZ KOŚCIOŁA”

-Pollster George Barna – www.barna.org

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ZJAWISKO O ŚWIATOWYM ZAKRESIE.

Dla mnie cały ten efekt “kuli śnieżnej” zaczął się od audycji radiowej i emaila. W marcu 2003 zostałem zaproszony przez Rhem Christian network w Nowej Zelandii do dyskusji nad wzrastającym zjawiskiem “chrześcijan (będących) poza kościołem”. Zostałem zaproszony ponieważ w jednej z moich książek opisałem moje doświadczenie pustyni i fakt, że wielu chrześcijan zdaje się decydować się na wyjście z dzisiejszego systemu kościelnego. To było zjawisko, o którym coś wiedziałem, lecz nawet wtedy niewiele zdawałem sobie sprawę z rozmiaru i zasięgu tego, co się działo.

W tygodniu, w którym wyemitowano audycję, opublikowałem artykuł na ten sam temat na naszej internetowej liście dyskusyjnej. Rezultatem było całkowity zalew korespondencji z całego świata. Poniżej e-mail, który ja wysłałem. Nie miałem pojęcia o tym, że wywoła on taką reakcję łańcuchową.

Cytat:

„EMAIL – Dot.: CHRZEŚCIJANIE „POZA KOŚCIOŁEM” -Andrew Strom. [4 kwiet. 2003].

Piszę na raczej niezwykły temat dzisiaj. W poniedziałek (31 marca) zostałem zaproszony do chrześcijańskiej  radiostacji “Christian Radio show” w Nowej Zelandii do przedyskutowania zjawiska wzrastającej na zachodzie liczby chrześcijan pozostających “poza kościołem” – ludzi, którzy opuścili kościoły z różnych przyczyn, lecz ciągle przyznających się do silnej chrześcijańskiej wiary. Był to bardzo interesujący wieczór a telefon rozgrzał się do czerwoności.

To zjawisko pozostawiania “poza kościołem” wzrosło obecnie do takich rozmiarów, że pisze się na ten temat książki. W rzeczywistości, kilka lat temu usłyszałem przybliżoną ich liczbę szacowaną na DZIESIATKI TYSIECY w samym tylko naszym największym mieście (Auckland). I wierzę, że tak jest na całym Zachodzie, osobiście poznałem setki takich ludzi. Zaskakujące jest to, że często są to najbardziej oddanego rodzaju chrześcijanie – modlący się, z wglądem w duchową rzeczywistość i głęboko myślący. Niemniej oni właśnie zmęczyli się “odgrywaniem’ wewnątrz naszego kościelnego systemu i wyszli. Często ich zaangażowanie sięga wielu lat wstecz, wielokrotnie bywali liderami różnego rodzaju. Lecz teraz wyszli? Dlaczego? Kościół w oczywisty sposób ma wielkie trudności z wyjaśnianiem tego i zajmowaniem się problemem. Zazwyczaj rzucane są oskarżenia typu: “Taki a taki został zraniony i ma korzeń zgorzknienia”, czasami są oni “buntownikami” , lub nie są już “graczami w drużynie” lub jeszcze gorzej – “są odstępcami” .

Lecz jeśli porozmawiasz z tymi ludźmi często okazuje się, że oni byli w kościele latami i po prostu nie mogą już wytrzymać siedzenia i przyglądania się tej samej grze po raz kolejny. BRAK BOGA jest tym co do nich dociera – nawet w najbardziej “Duchem napełnionych” kościołach.. GDZIE JEST BÓG W TYM CAŁYM DZIAŁANIU?

Z pewnością nie jest to tak, jak być powinno?

Nowe przelotne mody na programy przychodzą i odchodzą, lecz miernota i BRAK BOGA wydaje się trwać wiecznie. Cicho, często nie zauważeni przez nikogo, wymykają się drzwiami, nigdy nie wracając. Niektórzy powiedzieli mi nawet, że czuli, że Bóg “wywołuje” ich. Inni po prostu czuli, że nie mogą już znieść więcej. STAN kościoła zaważył na ich decyzji bardziej niż da się to opisać słowami. Bardzo często zaliczyli rundę po innych kościołach w nadziei, że znajdą miejsce, gdzie będą “czuli” się dobrze mimo wszystko. (Pomimo, że większość z nich ze swej natury nie należy do “turystów kościelnych”). Lecz miejsca, które odwiedzali nie wydawały się ani trochę bardziej “właściwe” niż te, które opuścili i po jakimś czasie okazywało się, że łatwiej jest pozostać w domu, z Bogiem.

Jak powiedziałem wcześniej, większość z nich nie porzuciła chrześcijaństwa wcale, a raczej współczesny system kościelny. I mówimy tutaj o ogromnych liczbach. Tysiąca myślą nad tym. Wielu czuje, jakby oczekiwali na coś.  Niektórzy z tych ludzi zaczęli społeczności domowe lub spotykają się z innymi parami przypadkowo, lecz wielu nie spotyka się z nikim i oni to postrzegają siebie jako przebywających na “pustynnym miejscu” sam na sam z Bogiem (bardzo powszechne).

Kilka tygodni temu zostałem zapytany przez pewnego pastora czy zgadzam się z tym, że to co się dzieje, może być “poruszeniem Bożym”. Jest to całkiem radykalna myśl. Wielu liderów myśli przeciwnie, bo czyż cokolwiek, co wyprowadza ludzi z “ich kościoła”, może być od Boga?

Lecz nie jest możliwe pozostawać na zawsze “samemu”. Któregoś dnia, jeśli ci ludzie zamierzają być częścią nowego poruszenia Ducha Bożego, będą musieli wyjść ze swojej pustyni i stać się częścią “CIAŁA” , które Jezus zbiera razem – “nowym bukłakiem”, który pojawi się wraz z tym nowym poruszeniem Bożym. Inaczej mogą je przegapić i jest to wielkie niebezpieczeństwo.  Jestem przekonany, że jest wielu na tej Liście, którzy mają jakieś komentarze czy świadectwa na ten temat.

Bardzo pragnąłbym usłyszeć je od was. Ten ruch staje się faktycznie znaczącym problemem w kościele.

Niech was Bóg błogosławi, przyjaciele” .

Koniec cytatu.

Przez wiele tygodni po opublikowaniu tego artykułu, byłem zasypywany mailami. Wydawało się, że krąży on po całym internecie, ponieważ wiele odpowiedzi otrzymywałem od ludzi, którzy nawet nie byli członkami naszej Listy. Tak ogromna ilość chwytających za serce historii od ludzi, którzy ciągle kochają Jezusa, lecz opuścili kościoły (w wielu przypadkach na zawsze). Jakże otwierające oczy doświadczenie! Potwierdziło mi to fakt, że jest to sprawa znacznie poważniejsza niż wielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nie sądzę, żeby wielu chrześcijańskich liderów miało jakiekolwiek informacje o tym, jak wielu wierzących optuje dziś za wyjściem ze “zorganizowanej religii” .

W tej książce przeczytacie wiele z tych historii, które otrzymałem z całego świata. Aby dać wam obraz tego, jak “globalne” jest to zjawisko, oto mała próbka po prostu, aby zacząć:

Ian (Szkocja): Jesteśmy grupą 4 chrześcijan, która spotyka się w naszych domach. Byliśmy poprzednio liderami w naszym lokalnej społeczności, lecz z różnych przyczyn znaleźliśmy się poza ustabilizowanym kościołem i podobnie jak ty sam okazało się, że nie jesteśmy sami. Spotkaliśmy dziesiątki chrześcijan w całej Szkocji, którzy jadą na tym samym wózku. Większość była liderami w swych społecznościach. Ostatniego wieczoru byliśmy wraz z grupą dwóch rodzin, około 8 czy 9 osób na spotkaniu w domu.  Twoja przybliżona liczba wydaje się właściwa. Spotkałem się w Londynie z pewnym człowiekiem, który prowadził listę mailową mającą cztery tysiące członków. Słyszałem, że szacunki mogą kształtować się nawet wyżej niż te. Dla wielu, którzy ciągle jeszcze są w “kościele’ , lecz z powodu samej natury pozostawania “poza kościołem” będzie to trudne do wyceny.

Pastor Jim C. (USA): Według mojej oceny, jeśli chodzi o liczby zaangażowanych w ten ruch na jednego mieszkańca, Nowa Zelandia to zaledwie pociąganie nosem, w Ameryce jest to zapalenie płuc w pełnym rozkwicie.

Mary (-USA) Byłbyś BARDZO zdumiony liczbą obdarowanych i dojrzałych chrześcijańskich liderów, którzy NIE uczestniczą regularnie w kościele tutaj w Płd. Kalifornii. Mój mąż i ja prowadzimy grupę składającą się z 15 par od 7 lat. Tylko troje z nich ciągłe uczestniczy w kościele.

Thomas (-USA): Ja sam wraz z moją rodziną jesteśmy, jak wierzę, częścią milionów, które opuściły kościelny system i zostały wywołane przez Boga na “pustynię” . Jak wyjaśnił Pan nasze wywołanie, miał to być czas przycinania i nauczenia nas trwania wyłącznie w Nim, abyśmy mogli stać właściwie, gdy zostaniemy sprowadzeni z powrotem wraz z wielu innymi. Ciągle mamy społeczność i dzielimy się Słowem z innymi. Ciągle, pod Jego prowadzeniem, czynimy dzieła Kościoła: wychodzimy naprzeciw potrzebującym, dzielimy się Jego prawdą.

Nie jesteśmy już częścią systemu – i nie wierzę, że kiedykolwiek zostaniemy wezwani do przyłączenia się do religijnego systemu – lecz żywym, wydającym owoce ciałem.

Mike (Vineyard Church, UK): Właśnie przeczytałem “Chrześcijanie poza kościołem”. Zdumiewające – miałem od pewnego czasu stale wzrastające wrażenie, że jest to coś, co się dzieje w całej Anglii. Tak wielu chrześcijan żyjących skutecznie poza Ciałem… zawsze myślałem, że każdy kto się sam odciął w ten sposób umrze, uschnie, jak odcięty palec – a jednak ci goście nie giną czy też jeszcze nie zginęli, mimo wszystko. Jedną sprawą jest strata dla kościoła, a niebezpieczeństwo dla nich drugą – a jednak ciągle jest to pustynia. Spójrz na króla Dawida, jak musiał spędzić tyle lat uciekając po pustyni zanim jego namaszczenie mogło zadziałać, jakby było…

Donnalea (Afryka Płd.): To zjawisko dotknęło także mojego kraju. Jestem pewna, że wielu moich południowo afrykańskichchrześcijan, którzy są poza kościołem, skontaktowało się już z tobą. Pomimo, że nadal jestem w społeczności, rzeczywiście przechodziłam przez ciężki czas, gdy miała wyjść w każdą niedzielę do kościoła. Kocham Pana z całego serca, lecz chrześcijanie i współczesne chrześcijaństwo czy “kościelnictwo” działa mi na nerwy. Jestem zbyt zmęczona tymi wszystkimi programami i wiecznym brakiem poczucia tego, że Bóg to kontroluje. Desperacko pragnę poznać Boga ponownie i rzeczywiście znać Jego wolę. Jestem w społeczności w ciągu tygodnia z ludźmi, którzy opuścili kościół całkowicie i, podobnie jak w tym zjawisku, nadal są prawdziwymi chrześcijanami prawdziwie szukającymi Bożej woli.

Tony (Afryka Płd): Przeczytałem artykuł “Chrześcijanie poza kościołem” z wielkim zainteresowaniem, i powiem tak, to jest światowy fenomen. Osobiście rozmawiałem z wieloma chrześcijanami z zagranicy, z których wielu to biznesmeni (wydaje się, że społeczność biznesmenów była najłatwiejsza do identyfikowania). Tak, to co zaczęło się jako strużka, teraz bramy potopu otworzyły się i wielu z nich wyszło czy też jest w trakcie wychodzenia.

Jouko (-Finlandia): W artykule “Chrześcijanie poza kościołem” po prostu opisałeś moją sytuację. Jest również wielu takich w Finlandii. Nie wiem jakie będzie w przyszłości rozwiązanie tego dylematu.

Liz (-Zimbabwe): Otrzymałam właśnie od przyjaciółki twój artykuł i było dla mnie niezwykle interesujące odkryć, że nie tylko nasz kraj przeżywa to “zjawisko” (jeśli mogę użyć tego wyrażenia!). Jest wielu spośród nas, którzy czuli się “wywołani z kościoła” i zebrania się razem w domowych grupach, gdzie jest około 12 osób razem. Spotykamy się raz na miesiąc wraz z innymi, lecz mamy bardzo silną sieć modlitewną i codziennie kontaktujemy się ze sobą, jako że ogromne są potrzeby tutaj, w Zimbabwe.

Mark (-USA): Nadal jestem w kościelnym przywództwie i służbie muzycznej w tradycyjnym kościelnym otoczeniu, lecz wielu bardzo namaszczonych i proroczo obdarowanych moich przyjaciół wypchało się już po brzegi „odgrywaniem kościoła“ i „wypisało“ ze zorganizowanej religii. Jeden prowadzi służbę (obóz wypoczynkowy) dla pastorów, inny pasie owieczki w Kansas, a trzeci tworzy sieć internetową dla kościołów, lecz nikt z nich nie chodzi do tradycyjnych miejsc typu: „kazanie/muzyka/modlitwa/kazalnica/ławki, które nazywamy „kościołami“. Czuję w sercu swym, że ten masowy głód i ludzie idący za Chrystusem to jest Boży sposób prowadzenia spraw ku potężnym reformacyjnym przemianom.

Randy (-USA): Przeczytałam, jak wyjaśnienia się wzrost zjawiska pn.: “Chrześcijanie poza kościołem”. Oni twierdzą, że jesteśmy samotnymi strażnikami, odstępcami, nie umiemy grać w zespole, czy mamy osąd gorzknienia… nic bardziej odległego od prawdy…Gdy uczestniczyliśmy w kościele odkryliśmy – Brak Boga – Brak Mocy – Brak Ewangelii – Złe działania – Słabe Przywództwo – Złe Nauczanie – Złe programy – Brak Chrystusa – Brak uzdrowień – Brak cudów. Po prostu walka o władzę i kontrolę.

Nie potrafię powiedzieć jak wiele razy byłam traktowana w taki sposób jakbym nie szła do Nieba, ponieważ nie uczestniczę w kościele. Zatem, to smutne, gdzie zaniesiemy nasze dary, dziesięciny, naszą miłość, jeśli nie na ulice?

Znamy wielu takich, którzy opuścili kościół, którzy oddalili się jako wojownicy modlitwy, wstawiennictwa, misjonarze czy czciciele, chcą dzielić się swym darami od Boga. Ten ruch rośnie, a zatem przejmie kościół.

To, co widzisz to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Pat (Kanada):  Jestem wierzącą osobą będącą poza kościołem od 7 lat. Jestem również ordynowaną nie-denominacyjnego kościoła. Odwiedziłam wiele różnych kościołów w ciągu tych lat (a mówię o wielu z nich) jak prowadził mnie Pan, lecz, szczerze mówiąc, często trudno były to bardzo trudne odwiedziny. To tak, jakby wszędzie można było usłyszeć tylko szlochających ludzi i brzęk łańcuchów wokół mnie, a jednak wszyscy uśmiechają się i śpiewają o tym, jak Bóg uwolnił ich i wypełnił radością. Często chciało mi się płakać, podczas gdy wierzący wokół mnie uśmiechali się i śmiali z widoczną radością… choć w rzeczywistości bardzo niewielu z nich wydawało się dotkniętych Bożą miłością, nawet w ich własnych kościołach. Kanada ma również wielu prawdziwych wierzących, podobnie jak Nowa Zelandia, którzy nie są w kościele.

Sam (ex-Vineyard pastor, Kanada):  Mieszkam w społeczności 330.000 ludzi i populacja “chrześcijan poza kościołem” wzrosła z 6.000 do 10.000  od lata 1999….

Sue (Australia): Osobiście znam wielu silnych chrześcijan, oddanych byłych liderów, zaprzedanych Bogu, których Bóg używa poza lokalnym kościołem. Niektórzy są w grupach domowych, inni po prostu razem zbierają się regularnie. Jeśli chodzi o mnie to większość mojej społeczności jest z przyjaciółmi w Nowej Zelandii i Australii przez telefon oraz email.

Jenny (-Nowa Zelandia):  Praca z ludźmi, którzy opuścili kościoły to mój zawód pod parasolem nazwy “Spirited Exchanges” (Duchowa wymiana). Opiekuję się kilkoma grupami ludzi, aby zająć się tym, przydarzyło im się w kościołach i zmagać z wiarą i sprawami kościelnymi…

Zgodzę się z tobą – oskarżenia o “odstępstwo” i inne są całkiem nieodpowiednie i w niczym nie pomagają. Z tego, co widzę oni po prostu zadają trudne pytania po to, aby pogłębić, trwać i lepiej integrować swoją wiarę.  Również zastanawiam się czy jest w tym poruszenie Boże – ludzi którzy są wzywani do czegoś głębszego, poza odgrywaniem gier i konformistycznym stanem wiary..

Scott (Japonia – email zachowany w bazie): Jako człowiek, który przez wiele lat był zaangażowany w służbie, z kościelnym obciążeniem ponad 20 lat (od wieku 15 lat), rozumiem ludzi, którzy właśnie wyszli. W dawnych czasach powiedzielibyśmy o takiej osobie kazanie, że brakuje im oddania, o tym, że jak już ktoś został zasadzony w jednym miejscu …, i jak Bóg chce, aby wszystko było robione przez lokalny kościół… itd..

Zatem ludzie, którzy opuścili kościół byli zawsze postrzegani jako nie mający wiele do zaoferowania. Lecz jest ich tam mnóstwo. Ostatnio brałem udział w internetowym czacie i jestem zaskoczony tym, że wielu ludzi chce społeczności i kocha Boga, lecz nie chodzą do kościoła regularnie.

Anne (-USA):  W Ameryce, w niektórych miastach, chrześcijaństwo poza kościelne jest prawdopodobnie liczniejsze niż „tradycyjne“. Jest to fenomenalne zdarzenie. Czuję to, jako misyjna ewangelistka, że jest tak wiele kościelnych programów z niewielką lub żadną Obecnością Pana w kościołach, a to jest powód dlaczego ludzie opuszczają je. Jest niewiele modlitwy a bez modlitwy jest brak pasji, mocy i ognia.

Peggy (USA): Wraz z mężem jesteśmy chrześcijanami od 30 lat, ja liderem grupy domowej przez większość tego czasu, a mąż był również liderem uwielbienia. A jednak teraz jesteśmy pośród tych “poza kościołem”, który opisuje twój artykuł, pomimo, że nadal spotykamy się i modlimy z innymi wierzącymi, którzy czują to samo pragnienie czegoś bardziej realnego niż przeżywaliśmy przez znacznie dłuższy czas niż chcielibyśmy o tym pamiętać. Wołaniem naszych serc nie jest żyć wspomnieniami niesamowitej intymności z Bogiem z przeszłości, lecz odkrywanie Go na nowo i w głębszy sposób niż kiedykolwiek dotychczas. Jesteśmy zdesperowani w poszukiwaniu Go. W świetle tego pragnienia, pustka naszego kościelnego doświadczenia, kościoła do którego chodziliśmy przez 17 lat, była nie do zniesienia.

_____________________________________________________

Ponownie autor:

Jest to zaledwie odrobina tego, co otrzymałem na ten temat z całego świata. Kilka dni po opublikowaniu artykułu napisał do mnie webmaster z Francji, że przetłumaczył mój artykuł na francuski i umieścił go na francusko-języcznej witrynie. Natychmiast zacząłem otrzymywać wszelkiego rodzaju emaile w języku francuskim, których nie byłem w stanie nawet przeczytać. Pokazuje to jak ta “poza-kościelna” sprawa jest ogromna w całym zachodnim świecie. Wydaje się, że wszędzie, ludzie pragną RZECZYWISTOŚCI Boga, lecz, niestety, nie znajdują jej już w swoich kościołach. Co się dzieje?

|  Część 2 >

продвижение