Kevin T. Bauder
„Po prostu fakty, mamuśka”. Powszechnie uważa się, że ten zwrot został rozpowszechniony przez sławną postać Joego Friday, detektywa z telewizyjnego serialu „Dragnet”. Prawdę mówiąc, Friday nigdy nie tego powiedział, lecz zostało to spopularyzowane przez Stana Freberga w jego parodiach tego filmu.
Mimo wszystko, ten zwrot podsumowuje współczesną fascynację faktami. Dla modernistów jeśli posiadasz fakty, posiadasz prawdę. Fakty równają się prawdzie i cokolwiek jest oparte na faktach, jest koniecznie prawdziwe.
Oczywiście, prawda może być skomplikowana jeśli obejmuje dużą ilość faktów. Nawet wtedy, obiektywny obserwator musi tylko zbadać i skorelować ze sobą odpowiednią ilość faktów. Jeśli ktoś zgromadzi wystarczającą ilość faktów i przygląda im się odpowiednio długo to prawda na pewno wypłynie.
Postmoderniści skrytykowali zrównanie faktów z prawdą jako coś straszliwie naiwnego. Skrytykowali również pogląd istnienia prawdziwie obiektywnego badacza faktów. Obie te krytyki powinny rezonować w uszach konserwatystów – w szczególności prawdziwy konserwatyzm odrzuca równanie fakty = prawda.
Najbardziej istotna chrześcijańska krytyka faktów jako gwaranta prawdy pochodzi od Korneliusza Van Til. On i jego uczniowie gorliwie wskazywali na to, że nie ma czegoś takiego jak czysty fakt. Fakty nie istnieją w izolacji, lecz w powiązaniu z innymi faktami i aby właściwie wytłumaczyć jakikolwiek fakt, należy uchwycić relacje między faktami.
Jedynym umysłem mogącym ogarnąć sieć powiązań między faktami jest umysł Boży, podczas gdy ludzki ma dostęp do tej sieci wyłącznie przez objawienie. Wniosek jest taki, że wyłącznie chrześcijanie stoją na pozycji prawdziwego poznania świata, to jest poznania faktów tak, jak powinny być one poznane.
Niemniej, Van Til nie był jedynym konserwatywnym myślicielem, który krytykował to zrównanie faktów z prawdą. Równie godny uwagi jest współczesny Van Til’owi historyk, Johh Lukacs. W swoim dziele, „Historical Consciousness: The Remembered Past”, Lukacs przedstawia nieprzerwaną krytykę prób takiego podejścia do faktów i prawdy.
Zaczyna od zwrócenia uwagi na to, że fakt, sam w sobie, jest całkowicie pozbawiony wartości. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie są zalewani ogromną ilością (milionami? Więcej?) zdarzeń i przedmiotów, których w ogóle nie zauważają. Te zdarzenia i przedmioty są rejestrowane przez umysł (są formowane jako fakty) tylko wtedy, jeśli w jakiś sposób towarzyszą im fakty. Lukacs mówi: „Fakty same w sobie są bez znaczenia; znaczą coś tylko wtedy, gdy są powiązane z innymi faktami” (104).
Innymi słowy: fakt musi zostać rozebrany, zanim liczy się jako fakt. Jak szybko wskazałby Van Til, taki rozbiór jest zawsze aktem interpretacji. Konsekwentnie: wszystkie fakty, które znamy, zawsze są już zinterpretowane. Nigdy nie są neutralne. Już zostały ocenione co do wartości, zanim nabraliśmy świadomości ich istnienia.
Właśnie dlatego, mówienie prawdy nie jest prostą sprawą powtarzania faktów. Aby powiedzieć prawdę, musimy powiązać fakty w taki sposób, który odzwierciedla ich faktyczne rozmieszczenie, jakie istnieje w rzeczywistości (tj. tak, jak są znane przez umysł Boży). Jeśli posiadamy wszystkie fakty, lecz źle je zinterpretujemy to nasze postrzeganie i wyartykułowanie ich będzie błędne. Jeśli złośliwie błędnie zinterpretujemy fakty, możemy dokonać zniesławienia/oszczerstwa nawet nie wypowiadając nieprawdziwych słów. Chrześcijanie takie złośliwe wypowiedzi muszą traktować poważnie, ponieważ Jezus nauczał nas, że brukanie charakteru jest tym samym grzechem, co morderstwo (Mt. 5:21-22).
Żeby mówić prawdę nie możemy pomijać żadnych istotnych faktów. Wyobraź sobie dyrektora pewnej średniej szkoły, który ogłasza: „W czasie zawodów koszykówki w ostatni weekend nasz zespół skończył a drugim miejscu, podczas, gdy naszym rywalom z sąsiedniej dzielnicy miasta, udało się dotrzeć na drugie miejsce od końca”. Takie ogłoszenie robi wrażenie, że zespołowi pryncypała poszło całkiem dobrze. To jednak czego nie dodał to informacja, że jedynym rozegranym meczem był ten między jego drużyną, a przeciwną, która pokonała ich sromotnie. Dyrektor mówił tylko o faktach, lecz wykorzystał je do zamaskowania prawdy.
Fakty nie mogą być oddzielone od ich związków, ani nie mogą te związki być oddzielone od tego, jak są wyrażane. Weźmy pod uwagę mężczyznę, który pracuje w biurze wraz z mężczyznami i kobietami, z których kilka to całkiem atrakcyjne panie. Pewnego dnia idzie do pracy, zostawiając swoją żonę przeziębioną w domu. Gdybyśmy chcieli, możemy powiedzieć, że faktycznie (zgodnie z faktami) zostawił swoją chorą żonę samą, aby spędzić dzień z pięknymi kobietami. Gdybyśmy tak powiedzieli to jednak bylibyśmy winni oszczerstwa, jeśli nie oszustwa.
Prawdopodobnie w sądzie oskarżenie o oszczerstwo byłoby oddalone. Nasza prawna obrona byłaby taka, że to stwierdzenie jest całkowicie oparte na faktach. Moglibyśmy nawet uprzedzić oskarżenie o oszczerstwo oferując wcześniej korektę jakichkolwiek błędów w faktach. Niemniej, oszczerstwo nie wymaga faktów, lecz ich interpretacji. Gdy staniemy przed Sędzią wszystkich, z całą pewnością staniemy jako kłamcy i mordercy.
Ci, którzy cenią prawdę nie będą oddzielać faktów od ich powiązań. Nie będą oddzielać tych powiązań od sposobu ich wyrażania. Co więcej, nie będą oddzielali sposobu wyrażania od celu. Innymi słowy: kochający prawdę muszą stale badać twierdzenia, że coś jest prawdą, osądzając motywację.
Ewangeliczne chrześcijaństwo przeżywa pewnego rodzaju obłudną paranoję w stosunku do osądzania motywów. Przypuśćmy, że nie możesz dostrzec motywów czyjegoś serca, zatem nie wolno ci osądzać. Jakkolwiek prawdziwe tylko częściowo, w oczywisty sposób fałszywe w bardzo wielu przypadkach. Możemy i osądzamy motywacje stale. Powiedzmy, że idziesz przez zatłoczone pomieszczenie i ktoś staje ci na nodze, po czym przeprasza. Pomimo tego, że zabolało cię, przyjmujesz przeprosimy i odpuszczasz całe zdarzenie. Osądziłeś czyjąś motywację i zdecydowałeś, że zdarzenie było niezamierzone.
Idąc dalej zauważasz byłego współpracownika, który został ostatnio zwolniony, ponieważ zgłosiłeś jego nieetyczne zachowania. Oczy ma zwężone, podnosi zaciśnięte pięści i wymachuje w stronę twojego nosa, mijając go minimalnie. Zamiast zaniechania przygotowujesz się do obrony. Ponownie osądziłeś motywacje.
Osądzanie jest nieuniknione. Chrześcijanom nie zakazano osądzania motywów, lecz zakazano zarzucania chorych motywacji, bez odpowiedniego uzasadnienia. W szczególności pośród naszych braci i sióstr powinniśmy interpretować motywy tak dobrotliwie, jak tylko w rozsądny sposób możemy. Mimo wszystko, zawsze osądzamy czyjeś wypowiedzi, oceniając, co dana osoba ma na celu.
Pewna kobieta składa zeznania podatkowe, coroczne do Urzędu Skarbowego oraz osobne do firmy hipotecznej, aby uzyskać pożyczkę. Z całą pewnością liczby będą różne, czy powinniśmy osądzić, że ona kłamie? Niekoniecznie, ponieważ jej celem jest złożenie sprawozdania do skarbówki z tego, co skarbówka uznaje za przychody, a do firmy hipotecznej to, co oni uważają z przychody. Oba zeznania są całkowicie zgodne z faktami i całkowicie prawdziwe, lecz są odpowiedzią na inne żądanie.
Fakty nie równają się prawdzie. Prawda składa się z właściwego rozmieszczenia bądź interpretacji faktów. Gdy oceniamy twierdzenia, że coś jest prawdziwe, szczególnie oskarżenia, musimy zrobić coś więcej, niż tylko zapytać czy są one oparte na faktach. Jeśli rzeczywiście chcemy znać prawdę to będziemy musieli zbadać zarówno oskarżyciela jak i oskarżonego w zakresie tego, jak układają sobie te fakty, jak je wyrażają i jaka jest motywacja takiego sposobu wyrażania. To, że fakty przedstawione przez oskarżyciela są nie do podważenia, nie znaczy, że mówi on prawdę. Jeśli chodzi o Boga, oskarżyciel może być zarówno kłamcą jak i mordercą.