Królestwo Boże jest królestwem współ-pracy.

Akaron Adam

„Bo do tanga trzeba dwojga”, ciebie i Boga. Bóg będzie cię prowadził, lecz ty musisz podążać za tym. On pragnie pomagać ci wzrastać, lecz nie zmusi cię do tego, wymaga współpracy – twojego chodzenia z Bogiem. Prawo współ-pracy jest powszechne w duchowej rzeczywistości tak, jak prawo grawitacji w rzeczywistości naturalnej.

Królestwo Boże zbudowane jest na osobistej i intymnej relacji między tobą i Bogiem. Aby jakakolwiek znacząca relacja mogła mieć miejsce między dwoma ludźmi to konieczne jest, aby obie strony tego chciały. Wymaga to decyzji wolnej woli, bez najmniejszego odcienia przymusu czy użycia siły. Jeśli zmusisz kogoś do tego, aby cię poślubił to nigdy nie to szczęśliwe połączenie spójnego partnerstwa. Niektórzy ludzi, którzy zostali zmuszeni do jakiejś relacji będą „zagryzać zęby”, aby zrobić to, co najlepsze, lecz zawsze będzie jakaś blokada na drodze do rzeczywistej intymności.

Bóg pragnie tego, aby ludzie łączyli się z Nim, lecz nigdy ich do tego nie zmusza. Bóg pragnie, aby ludzie wzrastali w społeczności z Nim, lecz  nigdy nie będzie ich wabił obietnicami wielkiej odpłaty. Niektórzy zaczynają swoją podróż z Bogiem z powodu obietnic. Obietnic takich jak: wieczne szczęście, radość, bogactwo, pokój i bezwarunkowa miłość.  Ewangeliści sądzą, że dobrze robią naświetlając te obietnice, niemniej jednak otrzymanie tej zapłaty nie jest właściwą motywacją do wejścia w regularną społeczność z Bogiem.

Prawdziwe posłanie ewangelii jest źle interpretowane a to prowadzi ludzi do wiary w to, że Bóg im odpłaci oślepiającym wachlarzem dóbr jeśli wzniosą woje ręce i przejdą się wzdłuż ławek. To tak, jakby Bóg był tak zdesperowany w oczekiwaniu na ludzkie towarzystwo, że będzie chciał płacić tak jak mężczyźni płacą prostytutkom. Bóg nie przekupuje ludzi darami wielkiej odpłaty za to, aby przyszli do Niego. W ten sposób nie zaczyna się relacja miłości, czci i godności.

Ta błędna interpretacja ma niszczące skutki dla ludzi, którzy na nią reagują. Przychodzą do Boga wierząc, że mają interes do ubicia i, że ten interes gwarantuje im pewne prawa, przywileje i zapłatę. W zależności od kaznodziei ten interes zapewnia zapłatę, która waha się od prostego życia wiecznego do życia pozbawionego wszelkich problemów. Ostatnie osiem nabożeństw, w których brałem udział mogło każdego pozbawić wszelkich wątpliwości, że ten interes, którym jest podjęcie decyzji przyjęcia Chrystusa, będzie skutkował doskonałym zdrowiem, bogactwem i życiem na poziomie średniej klasy.

Zwykle nie potrzeba wiele czasu, aby ci, którzy usłyszeli ewangelię „robienia interesu”, czują się ograbieni i zniechęceni. Oni wypełnili swoją część umowy, lecz ręka ich ciągle boli, a poborca podatkowy ciągle upomina się. Gdy Bóg nie spełni ich oczekiwań to reakcja jest zwykle jedna:
– Co jest nie tak, dlaczego Bóg mnie zostawił?

Zazwyczaj odkrywałem, że ci ludzie są sfrustrowani, teraz jest mi naprawdę przykro z ich powodu. Zostali wprowadzeni w błąd i okłamani, ponieważ to nie jest sposób funkcjonowania Królestwa Bożego.  Nie chodzi mi szczególnie tych oportunistycznych, którzy usłyszawszy prawdziwą ewangelię nigdy by nie zareagowali, lecz mam złamane serce co do tych, którzy prawdziwie szukają Boga i źle prowadzeni przez wprowadzonych w błąd.

Gdy wyraźnie pojawia się brak współ-pracy ze strony Boga, ludzie szukają przyczyny. Istnieje niezliczona ilość książek, kaset  i służb oddanych temu, aby odkryć owe „dlaczego” i poprawić problem niepodporządkowania się  Boga. Często początkowe motywy jakie kierują ludzi do przyjścia do Królestwa, prowadzą ich do różnych sposobów patrzenia na ten problem.

Niektórzy wierzą, że problem jest po stronie Boga. Albo On albo diabeł powstrzymuje zaopatrzenie, alba jakaś mieszanina obu przypadków.  Niektórzy wierzą, ze Bóg potrzebuje szturchańców i używają Biblii jako księgi prawa i usiłują czynić Boga odpowiedzialnym za to. Słyszałem jak ich jak wrzeszczą i krzyczą domagając się tego i jak domagają się swoich praw jako dzieci. Słyszałem jedną osobę wrzeszczącą i przeklinającą Boga nazywając Go wszelkiego rodzaju uwłaczającymi imionami ponieważ nie otrzymała, czegoś swoim sposobem.

Inni myślą, że problem jest spowodowany przez szatańską konspirację skierowaną przeciwko nim. Ci ludzie często uczepiają się Szatana i jego kohort. Stają się „duchowymi wojownikami”. Niektórzy dochodzą nawet do tego, że noszą wojskowe ubrania i walczą z Szatanem wyobrażoną bronią, machając wokół niewidocznym mieczem. Burzą warownie i wiążą mocarza. Niektórzy widzą demona w każdej osobie i za każdym krzakiem.
Niektórzy to już tak poszli za własnym prowadzeniem, że wydaje im się że są jak Jozue i prowadzą ludzi do nowych, wolnych od demonów ziem.

Inni znów widzą jako problem siebie. Ruch wiary ma kilka podgrup o wspólnych wierzeniach. Jedna grupa twierdzi uparcie, że mogą wywoływać słowami (powoływać do istnienia) dary Boże zarówno do swojego życia, jak i z niego. Wierzą, ze jeśli wypowiadasz jakiekolwiek wątpliwości to Bóg nie będzie mógł cię uzdrowić, błogosławić materialnie i czynić jakichkolwiek cudów przez ciebie. Inni koncentrują się bardziej na tym, co myśleć a jeszcze inni na swoich działaniach.  Inni upatrujący problemu w sobie szukają rozwiązania w kierunku poczucia winy. Myślą, że żyją zgodnie ze niezwykle wysokimi standardami jaki przed nimi postawiono. Słyszałem, jak mówią:
– Jak Bóg może błogosławić kogoś takiego jak ja.

Czasami stają się purytanami usiłując żyć zgodnie ideałami pod surową i stałą kontrolą siebie podczas, gdy inni rezygnują „czekają na właściwy” czas w niebie. Czerpią pociechę z tego, że gdy dostaną się tam, to zobacz Pana i staną się tacy jak On.
Nigdy nie słyszałem współczesnego posłania ewangelii obietnic, dopóki nie zostałem zbawiony. Spotkałem Boga bez zewnętrznych wpływów (Pierwsze powołanie Adama). Nie znaczy to, że nie uchwyciłem się tego posłania, gdy je po raz pierwszy usłyszałem. Brzmiało dobrze dla mnie. Pomału przyjąłem to, że posiadanie dobrych rzeczy było częścią układu. Są biblijne dowody na to, że Bóg chce tego, co dla naszego życia najlepsze. Jezus uzdrawiał chorych. Jeśli Bóg chce dla mnie tego, to byłbym poza wolą Boga, gdyby, nie robił wszystkiego, co możliwe, aby to zdobyć. Słuchałem takich usług w kościele i w porannych audycjach telewizyjnych. Czytałem książki i kupowałem kasety. W różnych okresach życia, w ciągu dwudziestu lat byłem człowiekiem, który myślał,  można „nazwać to i mieć to” („gadaj i chwytaj”). Odnowiłem moje myślenie żyjąc  w strachu, że jakaś wątpliwość może przeniknąć mój umysł i zniszczyć wszystko. Czytałem, powtarzałem, studiowałem i rozkładałem na czynniki pierwsze Biblią. Wypisywałem zawarte w niej obietnice i przyklejałem je na ścianach i uczyłem na pamięć. Bojowałem w duchowej walce przy pomocy wyimaginowanej broni. Związywałem mocarza i demolowałem jego warownie. Byłem wiedziony przez poczucie winy i żyłem w depresji z powodu niepowodzeń dobrym chrześcijańskim postępowaniu, czego bardzo chciałem. Od chwili mojego pierwszego spotkania z Bogiem wędrowałem przez różne obszary chrześcijańskich sposobów rozwiązywania problemów, usiłując wypracować jakiś ratunek.

Widziałem mnóstwo zdumiewających rzeczy, przeżywałem uzdrowienia, zaopatrzenie, pewne intymne chwile z Bogiem, od czasu do czasu słyszałem Jego głos, przekazywałem słowo wiedzy i towarzyszyłem ludziom w czasie przyjmowania Jezusa jako ich Pan i Zbawiciela. Studiowałem Biblię, zostałem pastorem mając nadzieję, że to się na coś przyda.  Wydawało się, że ci wszyscy pastorzy mieli tą pobożność, lecz gdy sam zostałem pastorem grałem w tą samą zabawę „udawaj tak, żeby inni robili to samo”, wraz z wielu moimi kolegami pastorami.

Nowe zobowiązanie, do którego mnie Bóg powołał, nowy sposób chodzenia z Nim był niewiarygodnym czasem. Słyszałem Jego głos wyraźnie. Siedziałem w mojej przyczepie kempingowej jedząc lunch, gdy Bóg powiedział do mnie, że chce mówić do mnie o czymś ważnym. Odłożyłem jedzenie, wyłączyłem telewizor, przygotowałem się tak, aby jak najmniej rzeczy mi przeszkadzało. Bóg zapytał mnie czy chcę iść za Nim..
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałem z bezwzględną pewnością, dziwiąc się, że w ogóle się mnie o coś takiego pyta.

Wtedy powiedział mi, że chce, abym podjął dla niego zobowiązanie. Powiedział, że to zobowiązanie będzie oznaczało całkowite poddanie siebie, że będzie właścicielem mojej duszy, umysłu i ciała. Miałem zrezygnować z wszelkich praw do siebie i czynić wszystko, cokolwiek mi powie, co do joty. Moje stopy miały być Jego stopami, które mają iść dokądkolwiek on zechce. Moje oczy miały być Jego oczyma i miały spoglądać na to, na co, On chciał patrzeć. Moje ręce miały należeć do Niego i dosięgać kogokolwiek On wybrał i tylko tych, których wybrał. Ja miałem być oddzielony wyłącznie do wykonywania Jego dzieła. Miałem jeść to, co On chciał, abym jadł, spać wtedy, kiedy on chciał, abym spał. Miałem należeć do Niego całkowicie i absolutnie nigdy nie kwestionując jego woli, nigdy. Miałem słuchać i wykonywać. Wtedy powiedział mi, że nie zaoferuje mi w zamian niczego. Żadnych pieniędzy, prestiżu, niczego. Powiedział, że może mnie wykorzystać do wszystkiego czegokolwiek zechce i posłać mnie do piekła na wieczność. Potem powiedział mi, że da mi również wiarę (z barku lepszego słowa), aby Mu wierzyć. Całkowicie uwierzyłem, że jeśli zgodzę się na Jego ofertę, że oddam Mu wszelkie prawa do mojego życia to później spędzę wieczność w piekle. Powiedział mi żebym się zastanowił nad tym jako zajęciem 24-godziny na dobę. W tym czasie mówił do mnie dużo, przypominając mi umowę. Miałem oddać wszystko i w zamian otrzymać mniej niż nic.  Powiedział mi nawet, że może przez całą resztę mojego życia utrzymywać mnie w nieszczęściu i posłać mnie do piekła na ziemi i piekła w piekle.

Byłe w szoku i ogłuszony. Wiedziałem, że to Bóg mówił i wiedziałem, że jest bezwzględnie poważny. Następnego dnia zapytał mnie o moją decyzję. Nie było żadnej możliwości, abym choćby zastanawiał się na życiem bez Boga. Nawet jeśli oznaczało to nieszczęście i piekło, było warto. Chciałem Boga bardziej niż czegokolwiek innego. Od chwili, gdy spotkałem Boga po raz pierwszy, poznanie Go było moim całkowitym priorytetem. Może był wybór aby żyć

Miałem do wyboru, aby pozostać przy takim życiu jak dotychczas, lecz nie było żadnych wyborów w moim umyśle. Jeśli tego żądał ode mnie Bóg to również ja tego chciałem. Bóg powiedział mi, żebym napisał to jako umowę i podpisał.  Tego dnia kazał mi ogolić wszystkie włosy na głowie i ciele, aby w ten sposób zasygnalizować, że należę do Niego. Później miałem leżeć na podłodze nago i oferować jako żywa ofiara. Pan powiedział, że nie ma przed nim nic ukrytego nawet jeden włosy nie ukrywają mnie.

Bóg ustanawiał swoje panowanie we mnie. Jedną rzeczą było słowne oddanie siebie a następną było życie zgodnie z tym i Bóg poddawał próbie moje oddanie. Relacja między Bogiem i mną zmieniła się dramatycznie po tym. Bóg wydawał się pracować ze mną bardzo poważnie we wszystkich aspektach mojego życia. Mówił teraz do mnie niemal stale i byłem nieustannie świadom Jego obecności. Miało to poważne odbicie w moim życiu i w życiu innych. Na małych spotkaniach, które prowadziłem pojawiały się potężne manifestacje Ducha Świętego. Ludzie trzęśli się, padali na podłogę i Bóg działał w ich życiu.
W miarę postępu czasu trwałem w tym i byłem posłusznym Bożemu głosowi, zaczęły zmieniać się pewne rzeczy w moim życiu. Nawet okoliczności wokół mnie zaczęły zanikać. Wydawało się, że mam w sobie tą niesamowitą, nieograniczoną, głęboką, wewnętrzną siłę i moc. Przez lata od tamtego czasu Bóg całkowicie przekształcił moje życie i ciągle jest realny. Dał mi siłę do zniesienia takich rzeczy, które wcześniej by mnie niszczyły.
Pomimo rzeczywiście trudnego czasu odkryłem w sobie trwałe szczęcie. Fizycznie czułem się mocniejszy i zdrowszy, Bóg nieustannie pomagał mi i wzmacniał. Niszczył moją pychę, niesforność i poleganie na sobie równocześnie budując we mnie nawyk słuchania, uzależniania od Boga i posłuszeństwa. W pewnym okresie czasu te rzeczy, o których sądziłem, że wraz z zostaniem chrześcijaninem powinny się pojawić, zaczęły funkcjonować z moim życiu i ja niczego nie robiłem, aby je osiągnąć. Po prostu się zdarzały. Po tym, gdy zaczęły się manifestować w moim życiu, Bóg zaczął mi wyjaśniać to, co się w nim działo. Biblijne obietnice, o który całkowicie zapomniałem zaczęły się wypełniać, choć było to po pewnym czasie. Nie działo się to w mgnieniu oka. Bóg powiedział mi, że zamiast szukać tych rzeczy byłem całkowicie skupiony na Nim i to tylko z tej jednej przyczyny, ponieważ kochałem Go i pragnąłem Jego obecności i towarzystwa. Tego czego pragnąłem zaniechałem, myśląc tylko o tym i pragnąc wyłącznie jego obecności. Tamte rzeczy przyszły jako produkt uboczny mojej relacji z Bogiem.

Jest światłość i ciemność. Dobre rzeczy, te których ludzie zazwyczaj chcą, gdy przychodzą do chrześcijaństwa pochodzą ze światłości. Złe rzeczy, które ludzie usiłują wyrwać pochodzą z ciemności. Dobre pochodzi ze światłości i przyciąga światłość a źródłem światłości jest Bóg. Im bardziej skoncentrowany na Bogu, tym bardziej posłuszny jego głosowi i tym więcej światła w tobie. Im więcej światła w tobie, tym więcej rzeczy ze światłości jest przyciąganych do twojego życia. Zbiega się to z tym, że światło Boże odpiera ciemności.

Bóg pokazał mi magnesy. Mają one pola, które w zależności od ich ułożenia przyciągają się lub odpychają. Jesteśmy jak magnesy , przyciągamy i odpychamy. Siła naszego przyciągania i odpychania wywodzi się albo z siły naszego światła lub ciemności. Jak podobne przyciąga podobne, tak światło przyciąga światło, a ciemność przyciąga ciemność.

Słowo ostrzeżenia. Pewne rzeczy mogą wyglądać tak, jakby pochodziły ze światła, lecz mogą sprowadzić ciemność jeśli motywacje są złe. Jest wiele rzeczy, które mogą być błogosławieństwem lub przekleństwem.
Różnice mogą być w motywacji, czasie lub źródle. Zasadą zdroworozsądkową jest to, że jeśli szukamy Boga i koncentrujemy się na naszej intymnej więzi z Nim to w naszym .życiu będą pojawiały się dobre rzeczy we właściwym czasie.  Nie szukamy Boga po to, aby znaleźć światło, to nigdy nie działa. Bóg nie jest głupcem, a niektórzy ludzie myślą, że mogą Nim manipulować. Jedyną osobą, z której robią głupca są oni sami.

W miarę jak pogłębiamy naszą więź z Bogiem i żyjemy w niej to automatycznie jako produkt uboczny zaczną się pojawiać w naszym życiu rzeczy światłości.

Miałem kiedyś prace, której nienawidziłem. Szef był okropny, praca nudna a je nie byłem w tym dobry. Sama myśl o tym, że trzeba wstać wcześnie rano, aby się tam dostać była wstrętna. Wiedziałem o tym, że musiałem przespać odpowiednią ilość czasu, aby na drugi dzień być sprawnym i to było jeszcze gorsze. Bywały takie noce, że nie spałem wcale a im bardziej chciałem zasnąć tym bardziej rozbudzony byłem.

Jestem pewien, że wielu ludzi miało podobne doświadczenia. Sen to coś co się dzieje w sposób naturalny. Im bardziej się starasz i usiłujesz zasnąć, tym bardziej jesteś rozbudzony. Podobna zasada obowiązuje również w innych dziedzinach życia. Im bardziej uganiamy się za szczęściem, tym szybciej ono ucieka. Podobnie jest z miłością, radością, nadzieją i wiarą. Nie mamy za niczym się uganiać. Mamy się skupić na Bogu i żyć w społeczności z Nim a gdy będziemy tak robić, tamte rzeczy będą ścigać nas.

Łk 12:30,31
Tego wszystkiego bowiem ludy tego świata szukają; wie zaś Ojciec wasz, że tego potrzebujecie. Lecz szukajcie Królestwa Jego a tamto będzie wam dodane. aracer

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 4]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.