Rick Ruech
Martwię się nieco. Ku czemu zwróci się kościół po tegorocznych wyborach (w USA) ze swą nienasyconą potrzebą nienawiści czy uzależnieniem od niej? Chodzi mi o to, że najbliższe wybory dostarczają nienawiści dosłownie w obfitości. Odświeżyły się stare i zastałe nienawiści, jak też zaoferowano nowe i świeże, które są całkowicie spójne ze starymi standardami. Ta nienawiść karmiła dusze i napędzała ducha, a miliony rozmów nawet w kościelnych korytarzach i na parkingach wspierało tą nienawiść i wzmacniało ją pośród zgromadzeń. Również, wiele kazań dodało atmosfery nienawiści.
Niemniej zacząłem martwić się tym, gdzie my zaspokoimy nasze pragnienie i uzależnienie od nienawiści po wyborach. Myślę, że ten rok był takim darem nienawiści niemal w nadmiarze, a my tak bardzo obłowiliśmy się, skoro nienawiść stała się tak dostępny. Po tych wyborach może okazać się, że, zanim nasz rezerwuar nienawiści zacznie się wyczerpywać, będziemy musieli szybko znaleźć nowe źródło. Podobnie jak narkoman uzależniony od heroiny, szybko zaczniemy przeżywać bolesne skutki głodu. O czym będziemy rozmawiać? Gdzie skierujemy nasze żrące gadulstwo? Co złączy nas lepiej od nienawiści?
Wtedy pojawił się skrawek nadziei. Jeśli prezydent Obama zostanie ponownie wybrany, nienawiść, którą cieszymy się obecnie, nie tylko będzie trzymać się dalej, lecz jest taka szansa, że nawet rozwinie się szeroko i pogłębi. Chodzi mi o to, że jeśli byliśmy błogosławieni taką nienawiścią w czasie wyborów, to nienawiść, która może pojawić się wraz z wynikiem wyborów może być po prostu powalająca. Przez następne cztery lata kazania będą zawierały dużo duchowego mięcha udekorowanego nienawiścią, a społeczności niedzielnych poranków będą wypełnione rozmowami o socjalizmie, cenach paliw, służbie zdrowia i wszelkiego rodzaju narzekaniu i marudzeniu. Obawy i zwątpienie oraz niepewność będą mogły być akcentowane.
A w sercu tego wszystkiego będzie prezydent Obama i hordy liberałów pędzących w noc, aby rozbić naród. To, moi przyjaciele, wytworzy tak dużo nienawiści, że te wybory będą przy tym wyglądać jak dziecięca zabawa. Ta wewnętrzna nienawiść, którą sprowadzi powtórny wybór, będzie niewyobrażalna i ona może nas zbliżyć do siebie jeszcze bardziej. W tej atmosferze będziemy mogli przyprawiać (dosł. dopieprzać) nasze konwersacje takimi słowami jak: „antychryst”, „nie Amerykanin” i „socjalista”. Będą to dosłownie doroczne targi nienawiści!
Mam nadzieję, że rozpoznaliście ostra satyrę, lecz w rzeczywistości ewangelikalne kościoły stały się uzależnione od nienawiści i rzadko kochają grzeszników, którzy okazują postawy i poglądy, irytujące obecnie biblioamerykańską kulturę, którą stworzył kościół. Potrzeba, aby nienawidzić kogoś, lub jakąś grupę, stała się niemal nienasycona. Musimy mieć kozła ofiarnego, musimy mieć cel, musimy mieć wroga, a motywem takiej nienawiści jest złoty cielec nacjonalizmu, który żyje i oddycha wewnątrz ewangelikalnej społeczności. Miliony wyznających wiarę składa hołd temu złotemu bałwanowi i pędzi z jadem na każdego, kto ich zdaniem, może go splamić. Nienawiść zaś jest w centrum ich pola bitwy.
Ach, wielu wierzących powie, że oni nie nienawidzą, lecz kogo nabierają? To jak biały zwolennik supremacji, który mówi, że nie nienawidzi czarnych ludzi, tylko chce, aby opuścili ten kraj.
Przyznajmy: ewangelikalna nienawiść jest to obfita , tak głęboko wewnętrzna i tak dobrze praktykowana, że zaprzeczanie jej jest nie tylko fałszywe, lecz wskazuje na duchowe zaślepienie gigantycznych rozmiarów. Gdy nienawiść nie tylko jest praktykowana, lecz dobrze się trzyma w kościele, przestaje on przypominać cokolwiek z boskiego błogosławieństwa i mocy, i przestaje być chrześcijańskim kościołem.
Jud 20 „Ale wy, umiłowani, budujcie siebie samych w oparciu o najświętszą wiarę waszą, módlcie się w Duchu Świętym, zachowajcie siebie samych w miłości Bożej, oczekując miłosierdzia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ku życiu wiecznemu”.
Co ma na myśli Duch mówiąc: „zachowajcie siebie samych w miłości Bożej”? Czy może to znaczyć, że mamy trzymać się tego, że jesteśmy kochani przez Boga? Z pewnością nie, lecz skoro tak to musi to znaczyć, że mamy utrzymywać swoje serca i duchy na uwięzi miłości Bożej, co będzie miało głęboki wpływ i widoczne skutki na to, co czujemy do innych, jak traktujemy innych, jak widzimy innych, a co najważniejsze jak widzimy Chrystusa i Jego misję ewangelii. Niestety, nie tylko poddało się to kompromisowi, lecz stało się nieobecne jako namacalny element chrześcijańskiego kościoła. Ten kościół kocha kraj bardziej niż Jezusa. Chrystus zajmuje ważne miejsce w naszych oświadczeniach wiary, lecz rzadko kiedy jest wspominany naszymi ustami i życiem. Pewne moralne i ekonomiczne sprawy służą obecnie jako manifestacje Chrystusa, podczas gdy nawoływanie z Kazania na Górze było ignorowane systematycznym interpretacyjnym rozwadnianiem i odbierającą dech w piersiach niezgodą na literalne i praktyczne zastosowanie. W skrócie: stworzyliśmy i ukuliśmy inną religię z nielicznymi cieniami nowotestamentowej wiary, którą można zaobserwować tylko w spisanych kredach.
Tak więc, dopóki twierdzisz, że wierzysz w Trójcę i dziewicze narodzenie oraz nieomylność Pisma, możesz nienawidzić i potępiać, i jesteś naśladowcą Jezusa? Tak, takie są nie tylko implikacje zachodniego ewangelikalnego kościoła, taki jest powszechny standard. Miłość, współczucie, łaska, miłosierdzie, łagodność są do wyboru, a nie stanowią wymagania dla prawdziwego uczniostwa. Jeśli jesteś za-życiem i tradycyjną rodziną, jesteś niemal apostołem! Częścią tego, że jesteś za-życiem jest to, że możesz nienawidzić tych, którzy są za-wyborem, a do tego, że jesteś za tradycyjną rodziną należy to, że wolno ci nienawidzić gejów i ich planów. Jest to cudowna, symbiotyczna relacja, która cementuje ludzi razem dzięki mocy ciała.
Tak więc, na koniec wierzący nazywają siebie konserwatystami i republikanami czy demokratami i, tak, raczej nawet Amerykanami niż prawdziwymi przywiązanymi uczniami Jezusa Chrystusa. Wydaje się to mieć pomniejsze znaczenie, lecz implikacje są głębokie i przerażające w praktyce. W ciągu tych lat, gdy w kościół coraz bardziej inwestowano nacjonalistyczną kulturą i osądem i był on coraz bardziej tym zaabsorbowany, zapraszano na zgromadzenia potępienie a nawet nienawiść . Oczywiście, weszło to pod płaszczykiem moralności, demokracji i miłości do kraju zwanego Ameryką. Choć ten rodzaj miłości jest duchowo niezgodny z naśladowaniem Chrystusa, uczucie do tego narodu zamazało wszelkie przeciwne biblijne nauczanie
Teraz zaś, będąc porządnie przyłatani do bractwa polityków ze wszystkimi jego upadłymi kłótniami, kościół szybko nauczył się sposobów, które zawsze towarzyszom tym systemom. Zwiedzenie jest tak głębokie, że nawet pytani o pewne oczywiste sprzeczności z nowotestamentowym nauczaniem niektórzy ewangeliczni przywódcy otwarcie twierdzą, że tamto nauczanie musi być tymczasowo nagięte do misji ratowania narodu. Pomyśl o tym, co to tak naprawdę znaczy, pomyśl o tym, co ci ludzie mówią. Przy tego rodzaju kompromisie mamy mnóstwo wszelkiego rodzaju konferencje goszczące specjalnych mówców wszelkiego rodzaju teologicznych perswazji a nawet kultów, których jedynym wymaganiem jest, aby kochać Amerykę. Pomyśl również o tym.
Ten rok ujawnił z bolesną wyrazistością nienawiść, która był w kościele. To, co było tylko szeptane, teraz jest wykrzykiwane. To, co było ograniczane, teraz jest wyrażane na wielu kierunkach. To, co było ukryte, teraz paraduje. To, co zwykle było odrzucane, teraz jest przyjmowane. Nienawiść zbudowała sobie dom wewnątrz kościoła. Jakże smutne, jak tragiczne. Miliony wierzących chodzi napędzanych bałwochwalstwem i nienawiścią, starają się zbawić naród, bez zbawienia dusz. Słowa Washingtona, Jeffersona, i Madisona są więcej warte od słów Jezusa. Kulturalna koncepcja moralności bojącej się Boga zastąpiła zdolną do wyrzeczenia się siebie i ofiarną miłość do grzeszników. Staliśmy się bardziej polityczną kliką niż zbawczym organizmem.
Nie bójcie się więc, kran nienawiści nadal jest szeroko otwarty a kościół nadal pije z tej fontanny. Bóg tak umiłował świat, że Syna Swego jednorodzonego dał, podczas gdy kościół nienawidzi świat i co daje w zamian? Bez względu na to, kto zostanie wybrany uzależnienie od nienawiści musi być zaspokojone, a nikt przecież nie może nienawidzić jeziora, drzewa czy planety, więc kościół musi wykorzystać w pełni najbardziej oczywisty i dostępny, i zadowalający cel nienawiści – mianowicie ludzi. Lecz miejcie świadomość tego niewygodnego faktu: ludzie, których nienawidzisz byli z Jezusem, gdy umierał na krzyżu, jeśli więc ich nienawidzisz, nienawidzisz krzyża. Ale, być może, nawet to nie liczy się dla ciebie.