John Fenn
Mieliśmy kiedyś myśliwskiego psa, Golden Retrievera, który wabił się Abe. Kiedy chłopcy byli mali był to dobry czas, aby kupić jakieś rodzinne zwierzę, a jeden z moich współpracowników miał na sprzedaż 6 tygodniowe szczeniaki. Kiedy pojechaliśmy do nich, zbliżała się burza, robiło się coraz ciemniej i głośniej. Gdy szczeniaki biegały i bawiły się jak zwykle, nagle w pobliżu uderzył piorun a jeden z nich pobiegł schować się do garażu.
„Jaki mądry pies. – powiedziała Barbara. – Wie, że zbliża się burza i uciekł do środka. Tego weźmiemy”. Wtedy nie mieliśmy pojęcia o tym, że nie był to przejaw mądrości, lecz strachu. Abe bał się burzy i był durny jak skrzynia kamieni. Miał dobre serce, lecz jeśli chodzi o jego umysł to, pioruny migały, drzwi wejściowe były pozamykane, ale nie było sposobu na to, oduczyć by go tego uciekania.
Wyrósł na pasa myśliwskiego, który nie aportował i był największym psem na kolana, jakiego kiedykolwiek widziałeś. Siadał przy moich stopach i rzucał mi spojrzenia z ukosa, patrząc w bok, gdy tylko zajrzałem mu wprost w oczy. Gdy się odwróciłem, kładł mi na kolanach jedną łapę. Spoglądałem na niego, a on odwracał wzrok. Wtedy, gdy byłem nieuważny, kładł mi na kolana drugą łapę. Patrzyłem na niego, a on odwracał wzrok. Kolejnym krokiem było szuranie nogami tak, aby jego górna połowa wylądowała na moich kolanach, a dolna siedziała, gotowa do skoku, machając w nadziei ogonem.
Gdybym mu pozwolił to miałbym na swoich kolanach całego psa myśliwskiego (45kg), siedzącego w totalnym pokoju jak przerośnięty kanarek na wąskiej grzędzie.
Jak to się u nas, w USA, mówi: „Daj mu cal, a weźmie całą milę” (Daj palec, a weźmie rękę). Taki był Abe. Gdybym tylko pozwolił na to, żeby jedna łapa wylądowała na moich kolanach to on potraktowałby to jako pozwolenie na dalszą część.