Nie oglądaj się wstecz

Chip Brogden.

Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego”  (Łk. 9:62)

Chciałbym się z wami podzielić pewnym doświadczeniu, które nauczyło mnie tego, aby nigdy nie iść na kompromis z tym, co Bóg pokazuje. Myślę, że ma to pewne pewne prorocze znaczenie również dla was.

Kilka lat temu zaangażowałem się na krótko w służbę telewizyjną. Powiedziałem, że na krótko, ponieważ po sześciu miesiącach po przyjęciu mnie do pracy przy koordynacji programu uczniostwa i prowadzeniu społeczności, uznali, że popełnili błąd, i że byłem niewłaściwą osobą do tej pracy. Początkowo mówili, że to nie jest religijna sprawa, ale ostatecznie okazało się, że tak było, a umieszczenie mnie w religijnej działalności to jak mieszanie oleju z wodą. W skrócie, po sześciu miesiącach powiedziałem: wiecie, wierzę, że jesteśmy na skrzyżowaniu i sugeruję, abyśmy poświęcili tydzień na post, modlitwę i szukanie Boga w sprawie następnego kroku, który mamy podjąć. To było w niedzielę, w środę zadzwonił do mnie właściciel i zwolnił mnie. Nie minął więc nawet tydzień, gdy otrzymałem odpowiedź, choć nie tego się spodziewałem.

Reszty tygodnia nie spędziłem na szukaniu kierunku, lecz godząc się i radząc sobie z tym co zaszło. Mieszkaliśmy przy plaży. Wybrałem się do jednego z parków, aby móc spędzić samotnie czas z Panem. Wybrałem najdłuższą drogę jaką można było i ruszyłem na spacer z modlitwą. Była wcześnie rano, lecz jeśli wiesz cokolwiek o czerwcu w Północnej Karlinie to wiesz, że dzień zaczyna się gorący i wilgotny, a potem jest już tylko coraz gorzej. Tak więc, chodziłem wśród krzaków, mokradeł i strumieni, było gorąco i wilgotno, piaszczyście, powietrze ani drgnęło, co nie jest niczym niezwykłym na tej plaży.

Po pewnym czasie dotarłem do połowy drogi. Rozmawiałem z Panem o tej sytuacji. Znowu straciłem pracę, straciłem dom, relacje z ludźmi, którzy wydawali się być przyjaciółmi i tak dalej. A to wszystko dlatego, że nie chciałem być religijny, nie zgodziłem się, aby robić te wszystkie religijne oczekiwania ludzi i nie poszedłem na kompromis z prostotą Chrystusa, i być legalistycznym i interesownym.

Minąłem połowę drogi i tutaj natrafiłem na ścieżkę, na której znajdowała się chmara czarnych, gryzących much. Po prostu chmura. Zatrzymałem się, przyjrzałem, a kilka z nich ugryzło mnie, więc cofnąłem się i przyglądałem się tej chmurze. Pomyślałem: „Wspaniale!, Żeby dojść do końca, muszę przejść przez tą przeszkodę, a to dopiero połowa drogi. Nie ma znaczenia czy pójdę do przodu, czy ruszę z powrotem to tak samo daleko. Mogę wrócić po swoich śladach, uniknąć tych gryzących much i znaleźć się w tym samym miejscu”.

Stałem tak rozważając te możliwości a powrót wydawał się całkiem pociągający. Wtedy, jakby obecność Pana osiadła wokół mnie i wydało mi się, że jest coś proroczego w tym wydarzeniu. Znalazłem się w takim miejscu, jakby wszystko zatrzymało się i wielki obłok świadków spoglądał na mnie, aby zobaczyć, czy ruszę łatwą drogą wstecz, czy też podejmę trudniejszą drogę w przód. Choć decyzja całkowicie należała do mnie, czułem, jakby było coś proroczego w tej decyzji. Miało objawić się coś z mojego charakteru, miała być wysłana jakaś informacja w duchu.

Może wydawać się, że to jest jakieś szalone, lecz w tym momencie miałem takie wrażenie, i spadło to nagle na mnie – spacer z modlitwą, droga, którą wybrałem, chmura czarnych much, chwila decyzji – że to wszystko było zdarzeniem zarządzonym przez Pana, aby doprowadzić mnie do tej chwili. Gdy zrozumiałem jej znaczenie, decyzja stała się łatwa. Zacisnąłem zęby i ruszyłem w środek tej chmary. Zdumiewające było to, że nie było to wcale tak złe, jak myślałem. Kilka razy zostałem ugryziony, bolało, lecz nie umarłem. Wepchałem się, przeszedłem i ruszyłem na dalszy spacer z modlitwą. W taki sposób Bóg odpowiedział na moją modlitwę, nie usuwając chmury much, lecz przeprowadzając mnie przez nią i dając mi łaskę do cierpliwego zniesienia tego.

Istotą tego doświadczenia nie było nauczenie mnie czegokolwiek o muchach, lecz czegoś o trudnościach, na które natrafiła moja rodzina. Pan nie zamierzał dać mi tej pracy z powrotem, ani nie zamierzał zmienić myślenia tych, którzy mnie zwolnili, lecz miał iść z nami przez to wszystko i doprowadzić nas do miejsca, które nam przygotował. Miało to ranić, lecz nie mogło zabić nas, mieliśmy przejść przez to dzięki Jego łasce i tak też zrobiliśmy. Zrób również tak i ty.

Prawda jest taka, że nie zginiesz, lecz umrzesz dla pewnych rzeczy, które muszą umrzeć. Patrząc na tą sytuację z naturalnego punktu widzenia wyglądało to na niepowodzenie -jakby zwycięstwo oznaczało, że wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami, lecz staje się tylko niepowodzeniem, jeśli nie nauczysz się właściwej lekcji. Jest niepowodzeniem, jeśli nie wyjdziesz z tego doświadczenia z głębszym i bardziej solidnym zrozumieniem Pana i tego, jak On działa.

Od tej chwili nigdy już nie mierzyłem powodzenia zewnętrznymi rzeczami; liczbami, dolarami, służbami itd. Uzyskałem pewną mądrość i zrozumienie. Nauczyłem się czegoś o sobie samym i nauczyłem się czegoś o ludziach. Tak, było to bolesne, lecz, jak mówi biznesowe powiedzenie: „Nie ma bólu, nie ma zysku”. Jeśli nie boli, to nie doświadczyłeś tego wystarczająco mocno. Jeśli nigdy nie przeżywałeś zwątpienia, strachu, zamieszania czy zniechęcenia to znaczy, że nigdy nie poszedłeś na tyle daleko. To się pojawi, lecz również zniknie, jeśli będziesz szedł do przodu.

Na pustyni nie idziesz za uczuciami. Mówi się, że dzieci Izraela były prowadzone przez słup obłoku w dzień i słup ognia w nocy. Gdy obłok ruszał, oni ruszali, gdy obłok pozostawał na miejscu, oni również. Chodzi mi o to, że jest to właśnie tak proste. Chodź w Duchu. Jeśli zaczniesz poddawać się prowadzeniu swoich uczuć to będziesz podejmował zawsze złe decyzje. Najczęściej dobre decyzje nie wywołują dobrego samopoczucia. Robienie tego, co właściwe jest zazwyczaj bardzo trudne. Najłatwiej jest zrezygnować, poddać się i wrócić do Egiptu, lecz, powiadam wam, idźcie do miejsca, gdzie powrót nie jest już możliwy, gdzie nie stanowi już pokusy.

Kiedy Hiszpański odkrywca Cortez wylądował w Południowej Ameryce, chciał upewnić się, że jego ludzie nie ulegną pokusie rezygnacji i powrotu do Hiszpanii, gdy sytuacja stanie się trudna. Gdy więc wylądowali na brzegu i rozładowali statki, kazał je spalić. Nie miało być powrotu – albo wygrają, albo zginą walcząc.

Chciałbym, abyśmy jako chrześcijanie, ludzie którzy twierdzą, że znają Pana, mieli tyle wiary w Pana Jezusa, jak ci, którzy wierzyli Cortezowi. Spalili statki i poszli za nim w dżunglę, nie wiedząc dokąd idą i na co tam trafią. O ileż bardziej możemy ufać Panu Jezusowi, nie tylko co do tego, że nas wyprowadzi z Egiptu, lecz co do tego, że przeprowadzi nas przez pustynię i wprowadzi do Ziemi Obiecanej?

aracer.mobi

DS_29.10.09 Jn.19

HeavenWordDaily

Servant David

Piłat trzykrotnie ogłosił niewinność Jezusa (18:38; 19:4, 6), a jednak ugiął się pod presją żydowskich przywódców. Miał nadzieję, że gdy zobaczą Jezusa zbitego, zadowoli ich to, że tyle wycierpiał. Mimo wszystko nadal upierali się przy ukrzyżowaniu i wola Piłata osłabła pod groźbą doniesienia na niego cesarzowi, jeśli uwolni człowieka, który określał siebie królem, co wyglądało na jakąś konspirację (19:12). Zrekompensował sobie to w pewnym stopniu, umieszczając nad głową Jezusa tabliczkę z napisem: „Król Żydów” – co było dla nich upokorzeniem, lecz przez ironię losu absolutną prawdą. Jezus był ich Królem, który pewnego dnia będzie rządził światem właśnie z tego miasta, w którym został ukrzyżowany.

Choć z ludzkiego punktu widzenia mogło się wydawać, że Piłat był panem życia Jezusa, trzymając Jego los w swoich rękach, prawda była taka, że to Jezus był panem Piata i trzymał jego wieczny los w swoich rękach. Piłat miał chwilową władzę nad Jezusem tylko i wyłącznie dlatego, że została mu ta władza dana przez Boga (Rzm. 13:1). Tak więc, każdy kto posiada jakąkolwiek władzę nad innymi, będzie musiał odpowiedzieć przed Bogiem, jeśli ją niewłaściwie wykorzysta. Zasadą dla ludzi będących u władzy jest: „Traktuj innych tak, jakbyś sam chciał być traktowany” i dotyczy to polityków, sędziów, policji i wszystkich pracodawców.

Oczywiście, Jezus nigdy nie nadużył Swego autorytetu i zawsze sądził sprawiedliwie. Zdumiewające jest to, że w tych okolicznościach powiedział Piłatowi: „…większy grzech ma ten, kto mnie tobie wydał” (19:11). Jezus wiedział, że Piłat znalazł się w trudnym położeniu i w sytuacji, której wolałby uniknąć. Nie uwalniało go to jednak od odpowiedzialności zrobienia tego, co prawe. Zgrzeszył, jednak nie tak ciężko jak Juda i arcykapłani.

Prawdopodobnie ojczym Jezusa umarł w czasie życia Jezusa, ponieważ nie ma żadnego innego logicznego powodu, aby Jezus w ostatnich chwilach swego życia przykazał Janowi (którego uważamy za „ucznia, którego Jezus miłował„), aby zatroszczył się o Jego matkę, Marię (19:26-27). Było to końcowe dzieło Jezusa „czczenia Swych rodziców” i uczy nas czegoś o naszej odpowiedzialności za naszych rodziców w przypadku, gdyby potrzebowali naszej pomocy. Jest to również kolejna demonstracja nieprawdopodobnej miłości Jezusa, który nawet w czasie ostatecznej agonii krzyża, bardziej troszczył się o kogoś innego, niż o Siebie.

Gdy Jezus zawołał wraz z ostatnim tchnieniem „Skończone!” było to coś więcej niż stwierdzenie, że Jego życie na ziemi zakończyło się. Nieznany komuś, kto obserwował Jego śmierć, zakończył dzieło, do wykonania którego został posłany, płacąc pełną cenę za grzechy ludzkości. Nowy Testament uczy nas, że nasze odkupienie zostało dokonane na krzyżu (Kol. 1:22). Jan pisze, że gdy rzymski żołnierz przebił włócznią bok Jezusa, „wyszła z niego woda i krew” (19:34). Zgodnie ze współczesną wiedzą medyczną oznacza to, że Jezus zmarł na wskutek pęknięcia serca. Piłat był zaskoczony informacją, że Jezus zmarł po sześciu godzinach wiszenia na krzyżu (Mk. 15:44-45), wielu innych trwało tak przez kilka dni. Niemniej, Jezus był już na wpół martwy, gdy dotarł na Golgotę.

Żydzi, nie chcąc, aby ciała pozostały na krzyżach w czasie sabatu, który zaczynał się z zachodem słońca, prosili Piłata, aby połamano golenie pozostałych dwóch przestępców, aby przyspieszyć ich śmierć przez uduszenie (19:31-33). Aby utrzymać się przy życiu ukrzyżowany musiał podciągać się na gwoździach na stopach, aby zaczerpnąć słabnącymi płucami powietrza, a złamane nogi uniemożliwiały to. Ponieważ Jezus już nie żył, Jego nóg nie złamano, przykładając się w ten sposób do tego, że stał się doskonałym Barankiem Paschalnym, o którym powiedziano Izraelowi: „Nic z niego nie pozostanie do rana, a kość jego nie będzie złamana” (Lb. 9:12).

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

aracer.mobi

Narodził się nowy świat

Dudley Hall
26 października 2009

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni. Kobieta, gdy rodzi, smuci się, bo nadeszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził. I wy teraz się smucicie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej (Jn. 16:20-22).

Gdy Jezus przyszedł na ten świat stało się coś dramatycznego. Jan zaczyna swoją ewangelię mówiąc: „Na początku było słowo,…” łącząc przybycie Jezusa z pierwotnym stworzeniem. Wydarzyło się nowe stworzenie. Będzie ono miało większy wpływ na rzeczywistość niż pierwotne stworzenie. Na początku Bóg powiedział i te słowa zaistniały jako rzeczywistość fizyczna, teraz Bóg mówił ponownie żywym Słowem przychodzącym ze wszystkimi możliwymi tego konsekwencjami.

Wydaje się, że łatwo można dojść do wniosku, że historii idzie w swoim tempie od początku aż do teraz, bez radykalnych zmian. Dostrzegamy pewne wielkie wydarzenia jak powodzie, wojny, wynalazki, wielkich ludzi itd., lecz wydaje się, że umieszczamy Jezusa po prostu jako znaczące wydarzenie historyczne, lecz nie różniące się od Wyjścia Izraela z Egiptu czy II Wojny Światowej. Mamy więc tendencję do tego, aby Jego przyjście uważać za coś ważnego, lecz nie kataklizm. Wielu przyzna, że był to wspaniały nauczyciel, może nawet największy. Ci, którzy wzywają Jego imienia będą twierdzić, że On jedynie wykupił nas z grzechów i dał nam miejsce w niebie, lecz niewielu chrześcijan postrzega przyjście Jezusa jako przygotowanie do czegoś w przyszłości, gdy zajdą rzeczywiste zmiany.

Tym, którzy Go słuchali dał to wyraźnie do zrozumienia. Przyszedł, aby zainaugurować nowy porządek na ziemi, który ostatecznie doprowadzi do odnowienia pierwotnego celu jej istnienia. Do czasu, gdy spędził z uczniami ostatnie godziny, położył fundament przyszłego porządku. Miał właśnie wrócić do Ojca i przygotować miejsce u Ojca dla tych, którzy uwierzą w Niego. Po śmierci, zmartwychwstaniu i wstąpieniu do Nieba, miał przyjść do nich posłany przez Ojca Duch, który miał urzeczywistnić im dynamikę relacji Ojca i Syna. Zaczynały się bóle porodowe, w które oni mieli być złapani, a zamieszanie, które miało powstać mogło sprawić, że zwątpią we wszystko, co im mówił przez trzy lata. Wiemy, że w czasie porodu zawiedli, ponieważ mamy zapis ewangelii mówiący, że Piotr zaparł się go, a reszta porzuciła. Nawet po tym straszliwym weekendzie, dwaj uczniowie idąc do Emaus byli całkowicie rozczarowani łańcuchem wydarzeń związanych z ukrzyżowaniem. Nikt z nich nie spodziewał się tego, że te porodowe męczarnie będą tak silne.

Możemy stąd wyciągnąć moralną lekcję na temat wytrwałości. Możemy przyznać, że ze względu na Boże cele możemy być przeprowadzeni przez różne niszczące okoliczności i czerpać z tego zachętę, kiedy w końcu możemy spojrzeć wstecz, zobaczyć ich cel i cieszyć się.

Lecz tutaj jest jeszcze coś więcej. Nie jest to tylko trudny czas do przejścia, lecz jest to wypełnienie nadziei ludzkości od czasu Ogrodu Eden. To obiecał Bóg Abrahamowi, o tym przepowiadali prorocy. Oto nowy sposób życia oparty na nowym Panu. Jeśli wierzymy stajemy się częścią nowego stworzenia, mającego większe przywileje i o wiele większą perspektywę.

Możemy przechodzić czasy, które nas ranią i sieją zamieszanie, lecz nigdy ponownie ziemia nie będzie przechodzić takich traumatycznych wydarzeń jak w tamtych daniach. Grzech został osądzony, Szatan został ujawniony i pokonany, Boża wierność została wyniesione, Syn Boży wywyższony, życie wieczne stało się dostępne, a nowe przymierze zostało ustanowione, wypełniając całkowicie wszystkie poprzednie.

Możemy teraz cieszyć się nowym stworzeniem, jak matka zapominająca o bólu i ciesząca się nowym życiem. Nie możemy żyć w taki sposób, jak przed narodzeniem. Nie należymy do tej samej kategorii jak starotestamentowi święci czy aniołowie. Jesteśmy dziećmi nowego świata, zostały dane nam nowe oczy, uszy i umysły. Mamy przywilej używania ich, aby wypełnić swoją rolę w Bożym celu. Zatrzymaj się dziś na moment i ciesz korzyściami tego nowego świata. Rozpoznaj te aspekty twojego życia, które mogą zmienić się, jeśli uwierzysz, że żyjesz w obiecanym świecie. Nie zwlekaj, powstań i idź. To, na co liczyliśmy, jest tutaj.сайта

Samotny, ale nie sam

Chip Brogden

W Ciele Chrystusa jest dużo osób, które znajdują się w procesie przemiany stanu myślenia od „chodzenia” do kościoła do „bycia” Kościołem. Pan mówi do wielu naraz wzywając ich na bok tradycyjnych spotkań w budynkach kościelnych, aby gromadzili się w swych domach. Im lepiej jesteśmy nastrojeni do Pana tym bardziej jesteśmy niezadowoleni i tym bardziej niewygodne jest dla nas to, co się robi w Jego Imieniu. Tak, jest taka niewygodna przerwa między tym, gdzie zazwyczaj byliśmy do tej pory, a tym, do czego zostaliśmy powołani. Jest to samotny czas, w którym będziemy nierozumiani przez tych, którzy jeszcze nie zobaczyli tego, co my widzieliśmy.

To, co Bóg odciska na wielu znajdujących się w tym pośrednim stanie między kościołem jako budynkiem, a kościołem, jako stylem życia jest to, jak iść SAMOTNIE. Nie możemy opuszczać wzajemnych zgromadzeń, gdy możemy to robić, a jednak Bóg uczy nas społeczności z Chrystusem, nawet jeśli oznacza to drogę samotności.

Bardzo często pragnienie bycia wśród „podobnie myślących wierzących” nie jest duchowym pragnieniem. Bardziej wynika z naszych emocji, duszy tęskniącej do ludzi rozumiejących nas. Mamy nie kochać naszego życia (greckie: duszy życia) i być gotowi na przejście przez czas braku pociechy i społeczności braci i sióstr, jeśli Bóg powołuje nas do Siebie Samego. Jeśli koniecznie MUSIMY być w towarzystwie innych braci i sióstr, aby w jakikolwiek sposób czuć Chrystusa to znaczy, że nie przebywamy w Nim tak jak powinniśmy.

W wielu częściach świata bracia i siostry w Chrystusie nie są w stanie spotykać się razem z powodu prześladowań. Z pewnością pragną to robić, gdyby tylko mogli, lecz skoro nie można, jak będą utrzymywać społeczność i łączność z Ciałem, jeśli nie mogą się zbierać? Muszą znać Chrystusa, jako Społeczność. Trwając w Nim, w połączeniu z Głową, utrzymują jedność zresztą Ciała.

Ktoś może powiedzieć: „My nie jesteśmy prześladowani, mamy wolność gromadzenia się. Czy nie powinniśmy, jako chrześcijanie, korzystać z naszej wolności i mieć społeczność zawsze, gdy jest taka okazja?” Odpowiadam: tak, powinniśmy dziękować Bogu za naszą wolność i maksymalnie z niej korzystać, lecz pytam cię, jaki będzie twój duchowy stan, gdy ta wolność nagle zostanie odebrana? Czy masz w sobie samym na tyle zasobów, aby utrzymać się, trwając w Chrystusie, czy też twoja użyteczność dla Boga jest ograniczona do społeczności z innymi? Czy możesz utrzymać łączność z Ciałem, gdy będziesz odizolowany, czy gdy zasłabniesz i odpadniesz?

Niektórzy są w stanie utrzymywać słodkiego ducha tak długo, jak dług znajdują się w społeczności z innymi wierzącymi, lecz jak tylko Bóg dopuści do jakiegoś zakłócenia tej społeczności, widać jak szybko ten słodki duch kwaśnieje. Są w stanie nawet przyznać się do swego stanu, mówiąc: „Nastrój miałem straszliwy, a to dlatego, że byłem bez kościoła. Muszą wrócić w tą niedzielę”. Wtedy wracają do kościoła, czują się podniesieni, słodki duch wraca. Niestety, przeżywa to większość ludzi, którzy nie nauczyli się traktować Chrystusa jako ich Życie. Czy to jest chodzenie w Duchu? Nie jest.

Prawdą jest, że „gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imieniu Moim, Ja jestem pośród nich”. Chwała Bogu za taką prawdę. Równie prawdziwe jest to, że „Jestem zawsze w TOBĄ” (liczba pojedyncza). Nie chcemy być samotnymi chrześcijanami, którzy nie szukają społeczności z innymi członkami Ciała Chrystusa, a równocześnie nie możemy pozwolić sobie na to, aby brak takiej społeczności doprowadził nas do przygnębienia czy depresji, które nas ograbią. Gdyby miało to spowodować upadek, to być może właśnie dlatego Bóg dopuszcza do okresów samotności, abyśmy zostali zredukowani do CHRYSTUSA jako naszej Społeczności.

Jeśli znajdziemy się w takim miejscu, nie spieszymy się zbytnio z szukaniem innych, dopóki nie zbierzemy pełnego żniwa z bycia samotnie z Bogiem. Pamiętajmy o tym, że Ciało Chrystusa jest duchowym Ciałem. Znajdowanie się w fizycznej obecności innych członków nie sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej takim członkiem, a odcięcie od fizycznej obecności innych nie czyni nas ani trochę mniej członkiem Ciała. Oczywiście dokładnie coś przeciwnego ma miejsce, gdy te wspólne spotkania to tylko instytucja; bez fizycznej obecności i wsparcia, ludzie tracą swoje miejsce jako członki. Lecz nie jest tak w Ciele Chrystusa, Kościele. Nie jesteśmy bardziej czy mniej członkami Ciała przez sam nasz fizyczny kontakt z innymi lub jego brak.

Powtórzmy to: można pragnąć społeczności nie tyle po to, aby budować Ciało, lecz po to, aby być budowanym – postawa, pojawiająca się, gdy chodzi się do kościoła, aby „być karmionym” raz czy dwa razy na tydzień. Nic dziwnego, że w takim przypadku Bóg chce, abyśmy patrzyli tylko na Niego jedynie, jako nasze źródło Zbudowania i uczyli się czerpać z Niego, zanim umieści nas blisko innych. Jedną ze słabości instytucjonalnego kościoła jest to, że większość członków przychodzi po to, aby przyjmować, być budowana, być zachęcana, być nakarmiona. Wszystko kręci się wokół „brania”, a niewiele wokół „dawania” i stąd niewiele Życia.

Gdy uczymy się czerpać z Chrystusa jako naszego Źródła, będziemy obficie zaopatrzeni, aby dawać. Społeczność z innymi nie może zastąpić naszego codziennego przebywania w Nim. Jeśli gromadzimy się razem w Imieniu Pańskim, a jednak poza Chrystusem, będziemy świadkami wielu religijnych działań, lecz niewiele Życia będzie udzielane uczestnikom. Bóg chce, abyśmy patrzyli na Jego Syna jako życie, a gdy tak robimy, nasze potrzeby zostaną zaspokojone. Wtedy gromadzimy się razem, jesteśmy dawcami, a nie biorcami i, przy całym dawaniu Chrystusa, otrzymamy błogosławieństwo, którego szukaliśmy.

Naciskajmy na Chrystusa z całego serca, lecz nie zniechęcajmy się, jeśli okaże się, że chwilowo znajdziemy się bez społeczności i pociechy ze strony naszych braci i sióstr.

Choć jesteśmy samotni, nigdy nie jesteśmy sami.

раскрутка

DS_28.10.09 Jn.18

David Servant

Wyłącznie Jan opisuje to, że żołnierze upadli na ziemię, gdy Jezus przedstawił siebie, mówiąc „Ja jestem” (18:6). Może pamiętasz, że „JA JESTEM” to imię, którym Bóg objawił Się Mojżeszowi:

A Bóg rzekł do Mojżesza: JESTEM, który jestem. I dodał: Tak powiesz do synów izraelskich: JA JESTEM posłał mnie do was!” (Ex. 3:14).

Jan jest również jedynym autorem ewangelii, który zapisał wszystkie „Ja jestem” Jezusa. Ogłosił: „Ja jestem chlebem żywota” (6:35); „Ja jestem światłością świata” (8:12); „Ja jestem drzwiami dla owiec” (10:7); „Ja jestem dobrym pasterzem” (10:11): „Ja jestem Synem Bożym” (10:36): „Ja jestem zmartwychwstanie i żywot” (11:25); „Ja jestem droga, prawda i żywot” (14:6) i „Ja jestem prawdziwym krzewem” (15:1). Niektórzy mówią, że wierzą, że Jezus był „po prostu dobrym człowiekiem” czy „wielkim moralnym nauczycielem”, ale w ten sposób pokazują, że nie odrobili zadania domowego. Nikt z tych, którzy są tylko dobrymi ludźmi czy wielkimi moralnymi nauczycielami nie twierdzi, że jest Synem Bożym czy drogą, prawdą i życiem.

Za każdym razem, gdy czytam o jednym z wybryków Piotra czuje się sam nieco lepiej. Był tak gorliwy i tak bardzo brakowało mu zrozumienia, że odciął ucho słudze arcykapłana, broniąc Jezusa. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że mierzył w głowę lub ramię, Przypadkowo tylko Łukasz, który był lekarzem (Kol. 4:14), wspomina w ewangelii, że Jezus natychmiast uzdrowił ucho sługi (Łk. 22:51). W ciągu kilku minut ci, którzy przyszli aresztować Jezusa stali się świadkami dwóch niepodważalnych cudów: uzdrowienia, o którym było dopiero mowa i tłumu padającego na ziemie, gdy On sam się ujawnił. Bóg nadal starał się dotrzeć do ich zatwardziałych serc. Zdumiewająca łaska.

Do czasu napisana przez Jana ewangelii, wyparcie się przez Piotra Chrystusa zostało zapisane we pozostałych trzech ewangeliach. Mogłoby się wydawać, że Jan pominie je, ot, z prostej uprzejmości dla Piotra czy ze względu na pamięć o nim, jako że był już prawdopodobnie w niebie w czasie pisania. A jednak Jan zamieszcza to wydarzenie i wydaje mi się, że to Duch Święty inspirował go do tego po to, aby po raz kolejny pokazać zdumiewającą Bożą łaskę – jak została udzielona Piotrowi.

Spotkałem się z ludźmi, którzy zawzięcie dowodzili, że gdyby Piotr umarł zaraz po wyrzeczeniu się Chrystusa, to poszedłby do piekła, ponieważ Jezus obiecał, że on wyrzeknie się przed Ojcem tych, którzy wyrzekną się Go przed ludźmi (Mt. 10:32-33). Wydaje się, że to zupełnie niepotrzebna dyskusja, ponieważ tak się nie stało i otrzymał przebaczenie od Jezusa i pojednanie z Nim. Kto ma moc życia i śmierci w swej ręce? Bez względu na duchowy stan Piotra po wyrzeczeniu się Chrystusa (płakał gorzkimi łzami, co muszę dodać), Bóg utrzymał go przy życiu na tyle długo, aby go odnowić i ostatecznie doprowadzić do nieba. Taka jest łaska Boża. Wyznających chrześcijaństwo, którzy tak bardzo cieszą się, gdy Bóg odcina upadających, tak naprawdę pokazują jak daleko ich serca są od serca Bożego. Bóg nadal działa w biznesie odkupienia.

Jakże ironiczne było to, że arcykapłan i faryzeusze nie weszli na zamek Piłata, aby się nie skalać przed zjedzeniem Paschy (18:28), a jednak byli tutaj po to, aby potępić i zabić Baranka Bożego, prawdziwego Baranka Paschalnego (1Kor. 5:7). To jest obraz religii.

Zgodnie z rzymskim prawem Żydzi mogli karać łamiących prawo, lecz w ogóle nie wolno im było wykonywać egzekucji. Gdyby mieli dokonać egzekucji Jezusa zrobiliby to kamienując Go. Tak więc, zgodnie z 18:32 (jak również 12:32-33) Jezus miał racją, mówiąc, że umrze zawieszony na krzyżu, rzymskim sposobie wykonania kary śmierci. Jezus nigdy się nie myli.

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

продвижение

DS_27.10.09 Jn. 17

HeavenWordDaily

Ewangelia Jana 17

David Servant

Arcykapłańska modlitwa Jezusa, jak się ją często nazywa, jest najdłuższą zapisaną w Piśmie modlitwą Pana. Wszystkie inne modlitwy, jakie znajdujemy w Ewangeliach, są bardzo krótkie. Dla mnie osobiście ciekawe jest to, że najdłuższa Jego modlitwa również jest krótka, nie wymaga więcej niż kilku minut. Piszę o tym, ponieważ wydaje się, że diabłu udało się nabrać dużo ludzi na myślenie, że jeśli nie mamy na modlitwę co najmniej 1.5 godziny to nie mamy dość czasu, więc powinniśmy zrezygnować. „Modlitwa bez przestanku”, zalecana przez Pawła (1Tes. 5:17) to mnóstwo krótkich modlitw w ciągu całego dnia. Ciekawe jest również to, że Jezus najwyraźniej modlił się tą szczególną modlitwą z otwartymi oczyma, zwróconymi ku niebu (17:1). Oczywiście, nie ma nic złego w skłonieniu głowy w pokorze i zamknięciu oczu, aby nie być rozpraszanym w czasie modlitwy, wszystko to jest w porządku, ale nie ma też niczego niewłaściwego w podniesieniu oczu ku niebu.

Najważniejsze jest pamiętać o tym, że ta modlitwa została wypowiedziana przez Jezusa na krótko przed aresztowaniem w Ogrodzie Getsemani, a więc na wieczór przed Jego ukrzyżowaniem. Zaczyna mówiąc: „Ojcze, nadeszła godzina” (17:1). Jest to ósmy i ostatni zapisany przypadek użycia przez Jezusa „godziny” (czy „czasu”) i oczywiste odniesienie do kulminacyjnego wydarzenia w Jego służbie – śmierci na krzyżu (2:4; 7:8, 30; 8:20; 12:23, 27; 13:1). Jan przedstawia życie i służbę Jezusa jako podróż w kierunku krzyża. „Godzina” ostatecznie nadeszła.

Jezus ogłosił, że da żywot wieczny tym wszystkim, których daje Mu Ojciec (17:2). Zwróć uwagę na to, że Jezus nic nie powiedział na temat sposobu w jaki Ojciec decyduje, kogo dać Jezusowi. Wiemy z setek innych wersów Pisma, że mogą to być tylko ci, którzy wierzą. Oczywiście, Jezus nie zaprzeczał samemu sobie, temu co tak często powtarzał, ani też nie objawiał „rzeczywistej prawdy” o tym jak ludzie są faktycznie zbawiani w sprzeczności z całą resztą Nowego Testamentu. Nie popierał kalwinistycznej myśli bezwarunkowego wybrania. Jan 17:2 musi być zharmonizowany z 31.217 wersami Biblii.

Widać wyraźnie z Jego modlitwy, że najwyższym celem Jezusa było przyniesienie chwały Jego Ojcu, jak też jest całkiem oczywiste to, że ważne było dla Niego, aby Jego uczniowie wiedzieli i wierzyli, że On odszedł do Ojca. Co więcej, chciał, aby oni byli zjednoczeni, tak jak On i Ojciec są jedno, i powiedział o tym w czterech wersach modlitwy(17:11, 21, 22, 23). Nasza jedność, według Jezusa, ma wpływ na uwierzenie przez świat, że Bóg Go posłał. Jezus powiedział to dwukrotnie (17:21, 23). Oczywiście, „kościół”, który demonstruje światu hipokryzję nie będzie miał wpływu na to, żeby ludzie uwierzyli w Jezusa, a faktycznie skutek będzie przeciwny. Brak jedności wśród wierzących przekazuje obserwującemu światu sygnał, że nie różnimy się niczym od innych. Dlaczego mieliby uwierzyć w naszego Boga, skoro my nie możemy ze sobą razem wytrzymać?

Ta prawda, tak wyraźnie wypowiedziana przez Jezusa, jest jeszcze jedną wskazówką upadku idei, jakoby Bóg suwerennie wcześniej wybierał niektórych do zbawienia, a innych na potępienie. Jeśli wiara świata zależy od naszej jedności, co jest faktem zgodnie ze słowami Jezusa, to oczywiste jest, że Bóg stworzył moralnie wolne jednostki, dał im wybór, aby wierzyli lub nie wierzyli. W przeciwnym razie nasze działania i wpływ na świat nie odniosły by żadnego skutku na tego, kto uwierzy i będzie zbawiony.

Tak wiele z modlitwy Jezusa sięga poza nasze zrozumienie. Chciałbym rozumieć ją lepiej! Jedną część Jego modlitwy, którą rozumiem całkiem nieźle jest Jn. 17:24: „Ojcze, Chcę, aby ci, których mi dałeś, byli ze mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali chwałę moją, którą mi dałeś”. Tak bardzo cieszę się, że Jezus chce, abyśmy byli w niebie, gdzie zobaczymy Jego w Jego chwale. To jest teologia łatwa do pojęcia!

– – – – – – – – – – – – – –

Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ

topod.in

Brak społeczności? Nie ma problemu!

Brogden Chip

19 kwiecień 2009

Nigdy tak naprawdę nie docenicie i nie będziecie korzystać ze społeczności, dopóki nie nauczycie się żyć bez niej.

Już istnieje społeczność świętych, jest to duchowa społeczność i opiera się na Chrystusie, który ma pierwszeństwo – a nie na społeczności, która ma pierwszeństwo. Cała ta tęsknota za społecznością, za tym, aby być z innymi jest wynikiem kaca po religijnym systemie – starasz się wypełnić pustkę, która została po religii. Celem osamotnienia na duchowej pustyni jest to, aby dotarło do ciebie, że Jezus Wystarcza. Nie umrzesz z powodu braku społeczności, lecz jeśli nie nauczysz się tego, że Jezus Wystarcza, to duchowo mówiąc, już jesteś martwy. On jest Jedynym, na którym masz się skupić – nie zaczynając społeczności, nie budując domowej grupy, nie czyniąc razem z innymi cokolwiek, cokolwiek.

Już słyszę te wszystkie: „tak, ale”. „Tak, ale Bóg uczynił nas jako istoty społeczne. . . Tak, ale Bóg, że potrzebujemy zachęty innych wierzących. . . Tak, ale Biblia mówi, abyśmy nie opuszczali zgromadzeń wzajemnych, jak to jest u niektórych w zwyczaju. . . Tak, ale mamy być częścią Ciała Chrystusa. . . Tak, ale jest coś w gromadzeniu się podobnie myślących wierzących. Tak, ale nie rozumiesz tego, jak to jest”. Tak, ale rozumiem – przechodziłem przez tą część pustyni wcześniej i próbuje powiedzieć ci, że Bóg chce wiedzieć czy kochasz Jego, czy kochasz społeczność z innymi; chce wiedzieć czy kochasz Jego, czy to, co Jego dotyczy; chce wiedzieć czy szukasz Jego, czy spotkań na Jego temat.

Są takie czasy i okresy, gdy On wzywa cię do samotności i oddzielenia dla Siebie. Nie mówię, że zawsze tak będzie, lecz co, jeśli tak? Co, jeśli On wzywa cię do samotnej drogi z Nim na resztę twojego życia? Czy Jezus wystarcza ci?

Zadałem takie pytanie kiedyś grupie chrześcijan: „Czy Jezus wam wystarcza?” ponieważ większość chrześcijan nie wierzy w to. Chcą Jezusa, lecz chcą również społeczności z innymi. Rzeczywiści, czy wiecie czego chcą chrześcijanie? Nie społeczności z innymi. To brzmi tak duchowo. Tak naprawdę to oni chcą akceptacji innych chrześcijan. Jeśli sięgniesz głębiej to właśnie tego chcą, chcą czuć się zaakceptowani przez innych chrześcijan. Tak, mogę ci powiedzieć, że narażasz się na wielkie zniechęcenie. Ewentualnie przyjdzie taki czas, że będziesz musiał wybrać między prawdą, którą Bóg ci objawił i akceptacją innych chrześcijan. Wiem, że brak akceptacji innych chrześcijan jest bolesny. Boli to, gdy inni chrześcijanie nie rozumieją cię i mówią o tobie wszelkie złe rzeczy, choć ty mówiłeś do nich w miłości prawdę.

Istotą jest jednak twoje duchowe życie a chodzenie z Bogiem nie zależy od akceptacji innych chrześcijan. Może ci się tak wydawać, z pewnością też znacznie ułatwia wiele rzeczy, lecz nie jest to warunkiem chodzenia z Chrystusem, tzn.: staranie się o to, aby inni chrześcijanie rozumieli i akceptowali cię. Im głębsze będzie twoje chodzenie z Bogiem, tym trudniejszy będziesz do zaakceptowania przez innych chrześcijan. Nasz Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus: „wzgardzony był i opuszczony, Mąż Boleści, doświadczony w cierpieniu” (Iz. 53:3). Jezus nie był i nie jest akceptowany przez większość chrześcijan i, czy wiesz o tym, że to nie zmienia Jego Samego ani Jego relacji z Ojcem? On jest Panem bez względu na to czy zaakceptujesz Go, czy nie, przyjacielu. Jeśli jesteś Jego uczniem, wtedy On akceptuje ciebie bez względu na to czy akceptuje cię cała reszta chrześcijańskiej populacji, czy nie.

Odkryłem, że za każdym razem, gdy ignoruję taki okres, do którego Bóg mnie wprowadził i usiłuje stworzyć społeczność bądź szukam społeczności poza czasem i miejscem wyznaczonym przez Mojego Ojca, zawsze kończy się to katastrofą, zawsze stwarza problemy, rozczarowanie i powoduje zakłócenie w tym, co Pan chce w moim życiu zrobić.

A jest to szczególnie prawdziwe wtedy, gdy jesteś świeżo po wyjściu z religijnego systemu. Trwałeś pod religijnym duchem przez tyle lat i nie myślałeś o tym, że któregoś dnia możesz wstać, nie iść do kościoła, być wolnym od religijnej postawy. Myślisz, że potrzebna ci jest społeczność, że potrzebujesz spotkań, że potrzebujesz innych ludzi i tego wszystkiego, ale jesteś w błędzie. To jest religijny system myślenia, jest jak narkotyk.

„O, bracie Chip, jestem taki samotny. Chodziłem do kościoła co niedzielę przez 20 lat a teraz siedzimy w domu w niedzielę i czujemy taką pustkę w środku!” W porządku, chwała Panu, jeśli jest to miejsce, do którego Pan cię zaprowadził teraz, dziękuj za nie Bogu. Przestań szukać innych ludzi, aby wypełnili pustkę, którą może wypełnić wyłącznie Chrystus. Przedtem wypełniałeś tą pustkę mnóstwem religijnego śmietnika i On to wszystko usuwa. Usiłuje coś w tobie zbudować, więc pozwól Mu na to zgodnie z czasem i okresem, który wyznaczył. Nie poganiaj tego procesu, bądź zadowolony; tylko ty i Bóg. Mój Boże, nawet nie masz pojęcia jak to jest chodzić z Bogiem i być ukrytym w Nim, ponieważ przez całe swoje życie chodziłeś z Nim w tłumie, uwielbiając Go w tłumie, modląc się do Niego w tłumie, ucząc się o Nim w tłumie.

Enoch chodził z Bogiem i nie było nikogo więcej, aby miał z nim społeczność.

Noe chodził z Bogiem i nie było przy nim nawet nikogo z rodziny.

Abraham chodził z Bogiem i nie miał domowego kościoła, do którego mógł chodzić.

Mojżesz spędził 40 lat na pustyni i to nie zraniło go ani trochę a wracając z pustyni był lepszy niż wtedy, gdy się tam udawał.

Jezus chodził z Bogiem a wszyscy Jego przyjaciele i uczniowie wyparli się Go, i uciekli wtedy, gdy tego najbardziej potrzebował.

Za dużo zasług co do twojego duchowego powodzenia przypisujesz ludziom, a nie masz wystarczająco dużo zaufania do Boga. Wolałbym być z Bogiem sam, niż w tłumie ludzi bez Niego.

To nie pomniejsza niczego, co Biblia mówi o Ciele Chrystusa, lecz musisz nauczyć się tego, w jaki sposób być połączony z Głową, zanim będziesz próbował łączyć się z Ciałem. Życie Ciała jest tylko tak dobre jak dobra jest relacja Ciała z Głową. Ciało nie ma żadnego życia samo w sobie bez Głowy. Jeśli czytasz to, czego Biblia naucza na temat Ciała Chrystusa, wiesz, że nie mówi nam, abyśmy szukali swojego miejsca w Ciele czy próbowali wstawić siebie samych na jakieś miejsce. Pismo mówi, że On buduje ciało Chrystusa zgodnie ze Swoją wolą – Jego wolą, nie naszą. Gdy ty próbujesz się gdzieś umieścić, pobłądzisz.

Biblia nie mówi „trwajmy mocno w Ciele” czy „trzymajmy się mocno członków Ciała”, lecz mówi „trzymajmy się mocno Głowy”. Biblia nie mówi: „szukajcie najpierw społeczności innych”, lecz mówi „szukajcie najpierw królestwa Bożego i Jego Sprawiedliwości, wszystko inne będzie wam przydane” (w tym społeczność. Nauczysz się to robić a cała reszta sama się zatroszczy o siebie w taki sposób i w takim czasie, jak Bóg uzna za właściwy.

Zabierz swoje ręce z całej sprawy społeczności i zrzuć swoją troskę na Pana. Powiedz Mu: 'Panie, jestem tu, na pustynnym miejscu, jest sucho, jest samotnie i wygląda na to, że nie ma żadnej społeczności, lecz Ty jesteś moją Skałą, moją Twierdzą i moim Miejscem Schronienia, Ty prowadzisz moje kroki. Ty bądź moją społecznością. Jeśli uznasz to za właściwe, abym miał społeczność z innymi, w porządku, jeśli nie, ufam Tobie, bo Ty znaczysz znacznie więcej, niż potrzeba na zaspokojenie moich duchowych, emocjonalnych i socjalnych potrzeb. Mogę funkcjonować bez społeczności Pańskiej, lecz nie mogę żyć bez Ciebie!”

Proszę państwa byłem w tym miejscu wielokrotnie i nawet nie muszę się o to modlić więcej. Po prostu nauczyłem się ufać Bogu w tej dziedzinie i wiem, że On wystarcza. Zostało to we mnie ustabilizowane. Nawet o to się nie modlę więcej. Chciałbym, aby zostało tu ugruntowane również w waszych sercach. Niech pustynia wykona swoją pracę.

продвижение сайта эффективно