Strach, a głupie decyzje_3

Logo_FennC_2
John Fenn
Pisałem o tym, jak strach powoduje, że podejmujemy decyzje, których inaczej nie podjęlibyśmy, a które często maskowane są jako duchowe. Dziś o rodzinie i pieniądzach.

Jednak najpierw… czy kiedykolwiek odbyłeś taką rozmowę

Kiedy to czytacie, my spędzamy ostatnie dwa tygodnie na rozbieraniu sypialni Chrisa (syna – przyp. tłum.) istniejącej łazienki oraz mojego biura pod przyszłe wyposażenie specjalistycznego łóżka i łazienki dla niesprawnego syna. Razem z tym, co już zostało zrobione i pudłami stojącymi wszędzie w kolumnach, nasz dom przypomina magazyn przeprowadzającej się firmy. Niemniej po jakimś czasie przestaje się dostrzegać te rzeczy i po prostu rusza dalej jakby na auto-pilocie. W takich to warunkach odbyła się następująca rozmowa między mną i Barbarą w moim biurze, przy pudłach ustawionych niemal pod sam sufit:

„John, jestem gotowa, możemy przenieść teraz te pudła”
„Dokąd?”
„Do naszej sypialni, oczywiście. Mówiłam ci już”.
„Gdzie?” (Równocześnie wykrzywiłem twarz, jak mąż, który chce powiedzieć: „Patrz, nie mam najmniejszego zamiaru tego zrobić”.)
„W sypialni!”
„Gdzie? Już w tej chwili muszę przemykać się drogą wąską jak olimpijska równoważnia gimnastyczna, aby dostać się po bieliznę”.
„Dasz sobie radę, po prostu rusz je”.
„Nie, ty idź, rozejrzyj się po sypialni i powiedz mi, gdzie twoim zdaniem będą pasować”.
(Po krótkiej przerwie idzie i wraca.)

„Masz rację”.
(Ach, jak uwielbiam słyszeć te słowa z ust mojej żony.).

Po czym:
„W porządku, więc, póki co, postawimy je w gościnnym naprzeciw piecyka, zrobimy miejsce w twoim warsztacie i tam je przeniesiemy”.


(Nadzieje zawiodły, a przeleciały mi przez umysł wizje moich narzędzi znikających aż do następnej wiosny pod kartonowymi pudłami i plastykowymi workami.)

W końcu przeniosłem na chwilę pudła pod piecyk i poświęciłem jeszcze więcej miejsca w moim warsztacie, choć należy przyznać Barbarze, że zrobiła ogromną robotę sortując, układając i aranżując rzeczy tak, że miałem miejsce, gdy nosiłem owe pudła do warsztatu.

Podejmowanie decyzji może być podobne do tej sytuacji, a dla naszych celów wyobraźmy sobie, że każda z powyższych możliwości ma doczepiony do niej strach, co powoduje, że ruch w jednym kierunku konfrontuje nas z jednym strach, więc następuje powrót i ruch w innym kierunku, gdzie również spotyka nas inny strach. Co robić? Gdzie się skierować? Z jednej strony jest strach przed minięciem się z Bogiem, a z drugiej, strach przed popełnieniem wielkiego błędu i wykonania czegoś od diabła.

O strachu

Istnieje naturalny rodzaj strachu, np. nie wchodź pod autobus. Istnieje też naturalny strach, który ma doczepionego ducha, który powoduje, że człowiek rozwija coraz większe obawy. Nie wchodź przed autobus, a następnie: trzymaj się z daleko od przystanków autobusowych, ponieważ przerażają, a dalej: nie wybieraj się na dworce autobusowe czy perony, bo one są jeszcze bardziej przerażające, bo znacznie większe, jest tam mnóstwo obcych, po czym już każda grupa ludzi jest straszna, a ostatecznie nigdy nie powinno się wychodzić na zewnątrz ze strachu przed ludźmi. To wszystko zaczęło się od strachu przed autobusem.

 Hbr 2:15 mówi o dziele Jezusa: „Który uwolnił tych, którzy przez całe życie byli związani strachem przed śmiercią”.

Zwróć uwagę na to, że strach przed śmiercią związuje ludzi. Grecki wyraz tłumaczony jako „związanie” to „douleia”, pochodzący od „doeo” – „wiązać” i przede wszystkim używany jest w znaczeniu „stanu bycia niewolnikiem” (Vine).

Strach przed śmiercią sprawia, że ludzie żyją jak niewolnicy strachu. Jak to się dzieje?

Drzewo strachu

Pomyśl sobie o drzewie wraz z systemem korzeniowym, który jest niewidoczny, znajduje się pod ziemią – tym systemem korzeniowym jest grzech. Pień to strach przed śmiercią, który przenosi „składniki odżywcze” z korzeni grzechu poprzez strach śmierci do owocu. Owocem tego drzewa są wszelkiego rodzaju lęki jak: strach przed pająkami, przed małą przestrzenią, lęk wysokości, strach przed psami, przed wychodzeniem na zewnątrz, lęk przed ludźmi, wężami, innymi rasami ludzi, szpitalami, rakiem,… każdy lęk, który możesz sobie wymyślić jest owocem drzewa karmionego strachem przed śmiercią, który jest żywione przez grzech.

Można prześledzić strach przed pająkami do strachu przed śmiercią; pająk może cię ugryźć i zatruć, co oznacza szpital, co oznacza pożerające ciało bakterie, a to znaczy, że można stracić kończynę lub umrzeć. Lęk przed lataniem samolotem? To nie jest lęk przed lataniem, lecz strach przed śmiercią w wypadku samolotowym. Lęk przed psami? Może cię któryś ugryźć, a to boli… może to doprowadzić do szpitala, a co z wścieklizną,.. można od tego umrzeć.

Zostaliśmy uwolnieni od strachu przed śmiercią, więc nie jesteśmy już w więzach lęków.

Gdy więc duch strachu działa na twoich emocjach, jest to bezpośredni atak na dzieło Jezusa dokonane w twoim życiu – a ty będąc duchem, stajesz wobec decyzji wyboru swojej woli przeciwko jego woli. Musisz nauczyć się forsować swoją wolę przeciwko lękowi, w taki sam sposób jak odpychałbyś kogoś, kto chciałby cię zepchnąć ze skały i nie chodzi tu o modlitwę, ponieważ Jezus powiedział, że mamy je wypędzać, rozkazując w Jego imieniu. Przejmij władzę nad swoimi strachliwymi wyobrażeniami, zmuś się do myślenia o Panu, czcij i uwielbiaj.

Ze strachem przed śmiercią radzimy sobie w taki sposób, że umacniamy się w fakcie, że już znajdujemy się w wieczności, już jesteśmy obywatelami nieba. Przeniesienie jednak tej duchowej prawdy do naszego życia i serca jako rzeczywistości wymaga wysiłku. Tak więc, trzeba się wysilić, aby raz na zawsze ustalić, że bez względu na to, co się dzieje, idę do nieba, nie mam więc czego się obawiać, ponieważ w najgorszym przypadku będę z Jezusem.

Osobista odpowiedzialność

Powiedzmy, że z jakiegoś powodu otworzyłeś drzwi swojego domu; dorosłemu, dziecku, przyjacielowi czy komuś innemu, załóżmy, że ta osoba ma problemy z różnymi grzechami typu: prochy, złe relacje, kiepska praca.

Pojawia się obawa przed tym, co się stanie, gdy nie będziesz mu dalej udzielać gościny? Wyląduje na ulicy, może gdzieś w schronisku? Lecz Panie, co z nim zrobić? Jeśli go wykopię to będzie to moja wina, gdy umrze, lecz nie mogę trzymać go tutaj dalej, a on wprowadza zakłócenia w całym moim życiu. Niemniej jednak faktem jest, że swoje własne dzieci wychowujemy tak, aby były samowystarczalne. Każdy przy zdrowym ciele i umyśle powinien troszczyć się o siebie. Jest czas na to, aby przyjąć kogoś u siebie w domu, aby pomóc stanąć na własnych nogach, lecz nie zrozumcie mnie źle. Jezus powiedział, że mamy oddać jeden płaszcz, a nie całą szafę oraz iść jedną milę, a nie na maraton.

Jeśli poddasz się strachowi to niektórzy sprowadzą na siebie materialne i emocjonalne zranienie przez to, że nie dajesz dorosnąć. Jeśli nie płaci za siebie po tym, gdy przeszedłeś z nim dodatkową milę i oddałeś mu jedne płaszcz to tym, że pozwalasz na uzależnienie od siebie, zamiast od Boga, zmieniasz się się z dawcy łaski na kogoś, kto umożliwia grzeszenie.

Kryjąc się pod chrześcijańską „miłością”, możesz w rzeczywistości uniemożliwiać mu wzrost jako człowiekowi i człowiekowi Pańskiemu. Jak powiedziałem poprzednim razem, zazwyczaj, gdy jest wygodnie to nie ma wielkiego wzrostu, a gdy wzrastamy to często nie jest zbyt wygodnie. Czasami musisz zignorować lęki i sprawić, aby taki człowiek cierpiał niewygodę, która spowoduje jego wzrost, powiedzieć mu, że przeszedłeś z nim dodatkową milę, że oddałeś własną koszulę, a teraz już czas na to, aby ruszył samodzielnie i zarobił na swoje własne ciuchy.

Odpowiedź

Odpowiedzią jest przejść przez strach i pozwolić, a może lepiej byłoby powiedzieć „przymusić”, taką osobę do tego, aby stanęła na własnych nogach. Ostatecznie może płacić część swego czynszu, mediów oraz koszty przewozu, podczas gdy ty robisz plany i pilnujesz go w wykonywaniu ich. Coś w rodzaju: „Do dwóch tygodni będziesz miał pracę, do czterech – otrzymasz swoją pierwszą wypłatę, a je dostanę ½ zwrotu za twoje mieszkanie i wyżywienie”.

Tak, pomoc może okazać się konieczna do chwili, gdy otrzyma wypłatę, lecz jeśli po jakimś czasie nie ma ani pracy bądź nie wstaje i nie wychodzi z domu do 8, próbując znaleźć pracę tak, jakby ta praca była, nie wraca po wypełnianiu aplikacji aż do 5 po południu, musisz określić granicę.

Strach cię wykorzysta, demon strachu to zrobi, aby utrzymywać go w stanie dziecięctwa, zależnego i niedojrzałego. Przejście przez strach, aby powstrzymać lenistwo czy uzależnienia jest trudne, lecz trzeba to zrobić.

Rozumiesz, Bóg daje nam możliwości, lecz to my musimy zdecydować, aby je podjąć. Sparaliżowani strachem nie możemy innemu człowiekowi, któremu chwilowo pomagamy, przedstawić Bożych sposobności do wzrostu. Tak naprawdę to staje się w ten sposób na drodze Bogu, walcząc z Nim przez cały czas, równocześnie zastanawiając się, jaka jest Jego wola. Często jesteśmy zarówno odpowiedzią jak i problemem.

Podejmę ten temat następnym razem, … mam nadzieję, że było to błogosławieństwem.

Strach, a głupie decyzje 4

Wiele błogosławieństw

    John Fenn

email me at cwowi @ aol.com

aracer

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 4.7]

One comment

  1. Jakbym czytał historię mojego życia.
    Otwarty dom, osoby bywające codziennie na spotkaniach domowych.
    Posiłki dla głodnych i tak przez lata. Pieniądze, które odbieramy rodzinie by pozyskać „jednego skazańca” do Królestwa Bożego.
    Ludzie z „marginesu”społecznego, których nikt nie przyjmie do swego domu, ponieważ mogą zabrudzić dywan lub dom obrócić w pył.
    Czy to ma coś wspólnego z Bożym Królestwem?
    Czy w tym wszystkim towarzyszył nam strach?
    Czy mieliśmy wątpliwości, że to co robimy może nie podobać się Bogu?
    Nigdy !!!
    Nie braliśmy także pod uwagę samooskarżenia za to, że któraś z osób uczestniczących w naszych spotkaniach odeszła do świata.
    Byli przecież dorośli.
    Decydowali sami za siebie.
    Będąc pod wpływem naszych nienawróconych rodzin, naszych sąsiadów, którzy z „dobrego serca ” nazywali nas naiwniakami, potrafiliśmy stawić czoła temu właśnie strachowi.
    Do grona przeciwników naszego działania dołączali oczywiście także członkowie
    zborów do których chodziliśmy w niedzielne poranki.
    I ciekawe, osoby będące uczestnikami naszych spotkań, te z „marginesu „po jednej wizycie w zgromadzeniach niedzielnych, nie chciały już tam powrócić.
    Czy domyślacie się dlaczego?
    Niestety przeciągu ponad 30 lat ” Kościół” przybrał postać podobną do KRK.
    Ograniczył się do systemów nauczania, do coniedzielnych z góry wiadomych obrzędów.
    Wielkie wiejące chłodem (nie koniecznie z zimna) kaplice dla rozgrzania proponują szklaneczką kawy lub herbaty wypitej w stworzonych sztucznie kółkach zainteresowań.
    I jeśli znajdzie się wśród bywalców tych „mszy protestanckich” jakaś osoba z „marginesu „, to zapewne wypije „rozgrzewający napój obłudy” samotnie podpierając jedną ze ścian kaplicy.
    STRACH!!!
    Z jakiego powodu mieli być zastraszeni pierwsi chrześcijanie, z których wielu nie posiadało swego majątku?
    Ówczesne prześladowanie zamiast wybić ich z chęci niesienia Ewangelii, potęgowało ich do jeszcze obfitszego działania.
    A dziś, strach jest nieodzownym elementem „chrześcijaństwa” .
    „Chrześcijanie” boją się o swoje mieszkania, samochody, o dywany, które mógłby podeptać potencjalny kandydat do Królestwa Bożego, który wywodzi się „marginesu”.
    Nie ma Bożej bojaźni tylko STRACH!!!
    Zatem pod czyim działaniem jesteśmy ulegając strachowi?
    Czy nie diabeł jest nośnikiem strachu?
    Nie wierzę, by odrodzony człowiek, który doznał w swoim życiu Bożego działania żył pod presją strachu.
    Należy jednak przemyśleć swój stosunek do Boga i ludzi, do których Bóg nas może posłać.
    Co tak naprawdę jest powodem STRACHU???
    Czy bojaźń o to, czy jesteśmy wykonawcami Bożej woli, czy może boimy się utraty naszych dóbr materialnych, pozycji w świecie, intratnej posady w kościele…..???
    I na koniec z „Życia wzięte”
    Będąc kiedyś u „wierzącej osoby” (przynajmniej tak się określała), usłyszałem takie oto słowa:
    Ponieważ zbliżały się święta mieli przyjechać zaproszeni goście.
    Kilka dni przed wizytą gospodarz poważnie spojrzał na mnie i powiedział :
    Ponieważ mają do mnie przyjechać „mądrzy ludzie” ( nie pojmuję do dziś co oznaczał termin „mądrzy ludzie”), proszę Cię byś nie rozmawiał z nimi o Bogu.
    Jako, że byłem także gościem w tym domu zachowałem milczenie.
    STRACH Bożych Dzieci, to jak knebel w ustach przemawiającego.
    Nauczono człowieka bojaźni.
    Wielkie świątynie w historycznych kościołach. po to by stwarzając pozór wielkości pokazywały małość człowieka.
    Czarne szaty przedstawicieli „kościołów”,
    Wywyższenie człowieka (jednostki, pastora , księdza) ponad pospólstwo.

    Będąc na delegacji za granicą postanowiliśmy odwiedzić kilkutysięczny zbór.
    Kiedy po kilkugodzinnym oczekiwaniu na „audiencję” u pastora tego zboru weszliśmy do jego biura, zobaczyliśmy przygotowany tron ze stojącym obok pastorałem.
    Zrozumiałem wtedy jak tworzy się „WIELKOŚĆ” jednostki , której celem jest władanie i zastraszanie maluczkich.
    Jeśli zatem są ludzie, którzy boją się czegoś innego niż grzechu, to zapewniam Was, że takim zgromadzeniem włada Szatan a nie Bóg.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.