Świadectwo Romana

     Urodziłem się i wychowałem w rodzinie katolickiej, gdzie były tylko formy religijności. Nic więcej. Nie pamiętam nawet rodziców chodzących do kościoła z wyjątkiem religijnych świąt. Gdy ojciec, który był bardzo surowym i srogim człowiekiem musiał odejść z domu i wyjechał na drugi koniec Polski, ja zachłysnąłem się wolnością. Niestety źle ją wykorzystywałem. W tymże czasie na skutek pewnego przeżycia odrzuciłem istnienie Boga, którego i tak nie znałem. Zostałem ateistą. To dawało mi poczucie wyższości nad innymi. Miałem ok. 12 lat i wystąpiłem przeciwko czemuś przed czym drżało otoczenie. Poza tym nawet nie każdy z moich rówieśników nawet wiedział co to jest ateista. Kiedyś słyszałem., że ateista to człowiek, który całe życie zwalcza to w co sam nie wierzy. To nie jest ateizm, ja byłem prawdziwym ateistą. Nie zaprzątałem sobie głowy czymś czego nie ma.

    I tak sobie wspaniale żyłem odrzuciwszy nawet pozory praworządności. Bo jeżeli nie ma Boga, nie ma też sądu sprawiedliwego, nie ma nieba, piekła, nie ma innego życia po śmierci jest tylko koniec. A więc hulaj dusza piekła nie ma. Zacząłem żyć bardzo źle, stopniowo staczałem się coraz niżej, chociaż otoczenie nawet nie zauważało tego. Ja sam zresztą też. Czyniłem coraz gorsze rzeczy; zacząłem opuszczać szkołę, później rzucałem pracę, żonę, paliłem już w wieku 12 lat nałogowo papierosy, popijałem alkohol, kradłem. Z kradzieży zrobiliśmy z kolegami rodzaj sportu. W kilku chodziliśmy po sklepach, jeden kradł a inni odwracali uwagę obecnych. Nie było ważne co się ukradło, liczył się tylko fakt, mógłby to nawet być kawałek sera czy długopis. Żyłem coraz gorzej lawirując na pograniczu prawa. Nigdy nie zostałem na niczym przyłapany i to niestety dawało mi poczucie bezkarności.
Wiecie, czasami nie chciałem tak żyć, ale jedyną motywacją był lęk przed ujawnieniem mojego prawdziwego JA. Ale to za mała motywacja. Wiecie, dziś patrząc z perspektywy wielu lat chyba nie było żadnego grzechu, którego bym nie popełnił. I co gorsza byłem cały czas bezkarny. Imałem się wszystkiego, kradzieży, alkoholu, bójek, byłem w takim stanie, że mógłbym zabić dla zysku pod warunkiem, że nikt mnie nie złapie. Żadnych wartości w życiu, nic co dobre, pozytywne. Życie bez Boga jest straszne. Mój ateizm doprowadził mnie do tego, że znalazłem się w wieku 32 lat na ławce dworcowej. To było dno. Żyłem z dnia na dzień, zbierając butelki aby przeżyć. Żyłem też nadzieją wygrania głównej wygranej w totolotka. Marzyłem wtedy zasypiając na ławce, ( skąd te marzenia nie wiem nigdy nie dawałem) że otworzę schronisko dla bezdomnych. I co bardzo dziwne w opracowywanym w marzeniach regulaminie tego schroniska był zakaz alkoholu. U mnie, który przecież był alkoholikiem. Widocznie Bóg już pracował w moim sercu. W Biblii jest napisane, że Bóg da się odnaleźć tym, którzy szukają Go. Całe szczęście, że to tylko część prawdy bo On objawia się także tym co Go nie szukali. Jak ja. On jest cudowny. Czasami jak bardzo w życiu „nawywijałem” czułem wiele pomocy. Miałem świadomość, że jakaś potężna siła mną się opiekuje. Tylko ja nie wiedziałem, kto to jest. Bo byłem też zaangażowany w okultyzm, wróżby, horoskopy, numerologię , karate itp. Czasami głównie w weekendy spałem na klatkach schodowych w obawie przed pobiciem przez młodzież wracającą z dyskotek. To był ich sport pobić kogoś za kim nikt nie stoi. Pewnego razu jakiś gość z piętra poniżej, a ja spałem przy strychu, wygonił mnie mówiąc, że jego dzieci boją się, gdy ja tu śpię. A gdyby spał tu pies? Pies mógłby! Byłem gorszy od psa. Wiecie, ja już nie chciałem żyć. To było tym łatwiejsze, że przez około 20 lat nieustannie podejmowałem bardzo poważne próby samobójcze. Więc tak leżąc na dworcu a już miałem świadomość, że w totolotka to ja nie wygram, rozważałem dwa wyjścia. Popełnić jakieś drobne przestępstwo i przezimować w więzieniu lub już skończyć z sobą. A miałem bardzo silną truciznę. Zdecydowałem się na to drugie. Wybaczcie to niesmaczne ale zwracałem przez całą noc obiema częściami ciała. Bóg po raz kolejny nie dał mi umrzeć w potępieniu. A ja głupiec zamiast się cieszyć chodziłem wkurzony, że znowu się nie udało.

Wtedy to przez kolegę, który miał kontakty z zielonoświątkowcami , zostałem zaproszony do jednego z domów. Nie chciałem tam iść. Ja ateista u ludzi religijnych, a jeszcze u zielonoświątkowców. Nic złego o nich właściwie nie słyszałem ale wiedziałem na pewno, że to źli ludzie. Straszny byłem prawda. I totalnie głupi. Zresztą Biblia o mnie mówi w 14 psalmie 1 wierszu. Jak nie wierzysz to sprawdź. Ponowne zaproszenie przyjąłem, ale myślałem sobie niech tylko zaczną o Bogu to ja im pokażę. Nie zaczęli, dali mi kanapki, herbatę i nic. A ja nawet nie chciałem jeść, tylko chłonąłem atmosferę tego dziwnego domu. Jakiś pokój, coś dziwnego. Nie umiałem tego nazwać ale coś tam było. Czułem się tak dobrze, bezpiecznie, spokojnie jak nigdy w życiu. Dziś wiem,, że był tam Duch Święty. Chcieli mnie zaprosić na noc ale zdecydowanie odmówiłem. Nie dlatego, że się czegoś obawiałem ale musiałem przemyśleć to czego doświadczyłem. Na odchodne gospodarz wcisnął mi do kieszeni jakieś pieniądze. Nie chciałem ich wziąć ale nalegał. Zastanowił mnie ten gest, widziałem, że nie przelewa się u nich. W drodze kolega zapytał mnie: dali ci. Tak odpowiedziałem(on zaprowadził mnie tam aby wyłudzić jałmużnę, posłużył się mną bo sam był „spalony’) ale nie interesowało mnie to. Bardzo przeżywałem pokój tego domu. Może nie wszyscy pamiętacie, ale za mojej młodości do odtwarzania muzyki były adaptery. Były tam ustawienia obrotów płyty 33,45 i 78 obr/min. I porównując gdy świat obok mnie żył na 45, ja żyłem na 78 oni żyli na 33. Coś niesamowitego. Kolega wyciągnął z mojej kieszeni pieniądze. To było dawne 100.000 zł. Ja potrzebowałem wtedy na życie ok.. 20.000. Na bochenek chleba, pół kilo kaszanki i paczkę papierosów. Dwa razy w tygodniu jeszcze na totolotka. A tu taka kwota. Wiecie, serce mnie boli, gdy piszę te słowa, ale za namową kolegi przepiliśmy te pieniądze, ale miałem okropne samopoczucie, że bardzo źle robię. Wstydziłem się jednak odmówić, zresztą to o mnie tam zaprowadził. Po wypiciu 2 butelek wina położyłem się i intensywnie myślałem nad tym, co dzisiaj przeżyłem. To było coś zdecydowanie nowego w moim życiu. Na drugi dzień zgodnie z daną obietnicą poszedłem tam z kolegą i już zostałem. To niepojęte ale ci ludzie przygarnęli pod swój dach 3 bezdomnych, a mogłem być złodziejem, mordercą. Mogłem mieć wszy!!! Później dowiedziałem się, że to Bóg pokazał im mnie i oni często modlili się o mnie. Modlitwa jest potęgą. Będąc u nich w domu dostałem gedeonitkę i pasjami ją czytałem. Były wspólne rozmowy, modlitwy, pieśni. Uczestniczyłem w tym z radością.Duch Święty pracował nade mną.

Zbliżała się niedziela. Bałem się jej bo mieliśmy iść na nabożeństwo. Ale nadeszła, szedłem z opuszczoną głową, aby mnie nikt nie rozpoznał (ja ateista u zielonoświątkowców). Wiecie zostałem tak mile przywitany przez jakiegoś bardzo miłego starszego pana jakby specjalnie na mnie czekał. Do dziś go wspominam. Zacząłem chodzić na nabożeństwa, spotkania młodzieżowe, czytać Biblię, składałem świadectwa. Ba już zwiastowałem Tego, którego sam jeszcze nie znałem, a który już stał przy drzwiach mojego serca. Nadeszła ewangelizacja, piłem prosto do serca słowa ewangelisty. Wszystko do mnie trafiało, wszystko było dla mnie. Gdy było wezwanie już wiedziałem, że wyjdę. Niestety ewangelista wymieniał różne rzeczy, ale nie to, co było do mnie. Gdy usłyszałem Słowo do mnie dosłownie pobiegłem i tam w poczuciu Bożej świętości po prostu uklękłem mimo, iż wszyscy koło mnie stali. Poczułem taki ogrom mojej grzeszności, że nawet pozycja na kolanach wydawała mi się niegodna Tego, przed którym klęczałem. Potem dziękując z całego serca za zbawienie wołałem: Boże jestem Ci tak wdzięczny, że chciałbym Ci coś dać. Ale co jak nie mam dosłownie nic. Mam tylko siebie jak chcesz to weź mnie. Wiecie, wziął mnie przygarnął, przytulił i do dziś jest ze mną. Takiego Romka ze śmietnika przytulił. Moje serce jest Mu tak wdzięczne, że brakuje mi słownictwa. A nawet najwznioślejsze słowa wydają się puste i małe. Później były kłopoty, odrzucenie, osamotnienie, ale Ten, który mnie przygarnął, nigdy mnie nie opuścił i nie opuści!!!! Podnosi ze śmietnika ubogiego, aby go posadzić z dostojnikami!!!

ALLELUJA!!!!

seo оптимизация сайта

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *