Rick Fruech
Fil 2
(3) I nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie.
(4) Niechaj każdy baczy nie tylko na to, co jego, lecz i na to, co cudze.
(5) Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie,
(6) który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu,
(7) lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem,
(8) uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej.
Gdy mówimy o przykładach i wzorach, te wersy objawiają zdumiewającą prawdę, która sięga znacznie głębiej niż wszystko, co może pojąć ludzki umysł. Samo wcielenie jest niepojęte, a uchwycenie tego, że Bóg przyszedł w ciele po to, aby zginąć z rąk grzeszników, aby wycierpieć poniżenie i straszliwe cierpienie krzyża, jest poza naszymi możliwościami. Tak, możemy to zrozumieć teologicznie, lecz nigdy w pełni nie pojmiemy głębi natury tej historii. Jeśli już sam fakt, że Bóg jest duchem nie da się zdefiniować w ludzkiej terminologii to jak możemy uchwycić wcieloną pasję?
Gdy już jesteśmy zafascynowani i przygnieceni niewymownymi emocjami, poruszanymi ofiarą Jezusa, naszego Pana, zostajemy postawieni wobec wezwania niemal nie do pokonania: „Takiego bądźcie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie”. Co? Już wielkim wyzwaniem jest zrozumieć ogrom tego zniżenia się, gdy Bóg stał się człowiekiem i umarł za Swoich wrogów, lecz naśladować tą rewolucję, wydaje się nieosiągalną podróżą, co w niczym nie zmienia faktu, że właśnie tam Duch prowadzi. Jest to miejsce tak świętej pokory, że każdy wzdryga się przed pełnym pojęciem tego, co się nam nakazuje. Tego rodzaju pokora wychodzi daleko poza zgodę na to, że ktoś nam się wepcha do kolejki z przodu, weźmie ostatni kawałek ciasta, czy poza dziękowanie zawodnikom z grupy za twoje zwycięstwo. Tego rodzaju boskiej pokory nie da się nawet rozważać między wszystkimi ziemskimi definicjami pokory. Aby choć częściowo uchwycić tą zasadę, musisz cierpliwie szukać tego rodzaju pokory, a kiedy już wyraźnie zrozumiesz ogrom natury takiego poszukiwania, wtedy zadanie praktycznego jej zastosowania jest wyzwaniem niewygodnym, niekonwencjonalnym i całkowicie dziwacznym w stosunku do wymagań kultury. Kościół niemal całkowicie ignoruje ten temat, a gdy zajmuje się już pokorą, nauczanie jest żenująco letnie i obliczone na korzyści własne.
Lecz życie zgodne z usposobieniem Chrystusa i przeniesienie się dzięki temu do działań i słów, jest wielką tajemnicą. Niemniej jednak, nawet jeśli pragniesz choćby zbadać tą tajemnicę, musisz odłączyć się do instytucjonalnego kościoła, ponieważ tenże kościół w ogóle nie ma rozumie takiego poświęconego duchowego gruntu i może stanowić tylko przeszkodę na drodze do prawdziwego dążenia do życia w mocy pokornej miłości i ofiary Chrystusa. Tylko w duchowym środowisku, które jest wolne od presji utartych i kościelnych norm, możemy szukać tego, co zostało stracone i jest całkowicie zakryte przez zachodni ewangeliczny twór, praktykę i nauczanie.
Wyobraź sobie jakim objawieniem ofiary jest to, że ktoś oddaje życie za innych. Następnie wyobraź sobie, że ta osoba oddaje życie za swoich wrogów. Jakkolwiek odbiera to dech w piersiach, wyobraź sobie, że tą osobą oddającą życie jest Bóg Stwórca. Nikt nie jest w stanie w pełni zrozumieć wszystkich konsekwencji tego, choć możemy starać się zrozumieć. Jednak w dzisiejszej utylitarnej (użytkowej) atmosferze usposobienie Chrystusa zdefiniowane jest jako obrona życia (pro-life), obrona tradycyjnego małżeństwa czy finansowy konserwatyzm. Taka postawa nie tylko całkowicie mija się z istotą, lecz jest wręcz afrontem wobec ofiary Chrystusa. W ten sposób rozwadnia się i rozbraja wezwanie skierowane do wszystkich, którzy starają się naśladować Jezusa i być tacy jak On. Podobne to jest do udziału w biegu na 1500m, kiedy po dwóch krokach ogłoszono, że to już koniec.
Gdzie znaleźliby miejsce politycy w życiu człowieka, chodzącego w takiej pokorze? Gdzie byłoby miejsce na rozwód? Komu byłaby prezentowana ewangelia miłości własnej, gdyby była obecne usposobienie Chrystusa? A ewangelia sukcesu? Gdyby kościół chciał myśleć i żyć zgodnie z usposobieniem Chrystusa, jakże dramatycznie zmieniłoby to nas zarówno osobiście jak i jako społeczność? Nie mówię tutaj z punktu widzenia osobistego doświadczenia, jakobym już osiągnął taką pokorę, bo gdybym takie coś sugerował, byłbym kłamcą. Lecz sugeruję to, że istnieje taki duchowy koszt, który jest niewykorzystany i w którym ukryty jest drogocenny klejnot zawierający Osobę i Ducha Jezusa Chrystusa.
Wskazuję, że sama istota chrześcijańskiego życia została zdziesiątkowana przez projekty ludzi, którzy potraktowali kościół jak biznes. Wykorzystali go bardziej jako polityczną i moralną siłę, niż jako klepisko, które stale przesiewa wierzących, usuwając plewy, i wysyłając ich dalej jako stosy pszenicy, która zawsze wzrasta i zawsze obumiera. Straciliśmy z widoku, co to znaczy naśladować Jezusa. Nasza definicja naśladowania Jezusa jest obecnie ziemska i zagracona wszelkiego rodzaju chwilowymi troskami. Zamiast być żywymi ofiarami, jesteśmy obecnie moralną, polityczną i patriotyczną siłą, z którą należy się liczyć, a to jest wielka tragedia.
Czy umarłeś? Powiedz mi, gdzie i kiedy umarłeś. Nie mówię o twoim pierwotnym nawróceniu, ponieważ to miało miejsce w Duchu, lecz kiedy i gdzie złożyłeś swoje pragnienia, zachcianki, opinie, perspektywy i samo swoje życie? Jezus przychodzi w postaci jednego ze Swoich wrogów i umiera również za nich. Czy można tak powiedzieć o nas? Czy jakieś narzekanie wyszło z twoich ust w ciągu ostatniego miesiąca? Jak wielu wierzących marudziło, narzekało i krytykowało w marcu a równocześnie można było usłyszeć jak z tych samych ust wychodziły pieśni chwały w „wielkanocny” poranek? Czyż nie jest w tym wszystkim najdziwniejsze, że takie coś nazywamy „kościołem”? Możemy być wierni organizacji, nie będąc wierni jej założycielowi.
Tak więc ta zbita i poraniona postać wlecze Swoje własne narzędzie śmierci na Swoje własne miejsce egzekucji. Zakrwawiony jest tak, że nie można Go poznać i choć już jest na granicy śmierci, nadal jest wyszydzany i przeklinany. Nie zrobił niczego złego i wie o tym. Tak naprawdę to właśnie zamierza umrzeć za tych, którzy szydzą z Niego, a przez cały ten czas dysponuje mocą, zdolną zatrzymać to szaleństwo i zniszczyć Swoich wrogów, lecz On postanowił kochać tych, którzy Go nienawidzą.
I w tym tkwi wezwanie i wyzwanie, które z taką łatwością zostało odsunięte jako coś, bez związku z byciem uczniem Jezusa. Sprowadziliśmy uczniostwo do umiejętności zdania egzaminu z chrześcijańskiej dzierżawy i doktrynalnego licencjatu, które dają się zaliczyć piórem na papierze. Niemniej, tak naprawdę nie chodzi o to, jak dobrze potrafisz wytłumaczyć wcielenie i odkupieńcze cechy ofiary Golgoty, lecz to w jaki sposób te zewnętrzne rzeczy znajdują swój wyraz w twoim życiu. Możemy wprowadzić doktrynalne prawdy do komputera i wydrukować je, lecz przykazano nam, abyśmy te prawdy przełożyli na słowa i uczynki, które są odbiciem boskiego światła jakie wytwarza żar.
Czy, postawieni wobec tego monumentalnego lecz bezspornego wezwania, błagamy w dzień i w nocy naszego Niebiańskiego Ojca, aby dał nam Swoją siłę do spełnienia Jego woli? Czy mamy w sobie tą odpowiedzialność, aby być Jezusem we współczesnym świecie? Czy pragniemy i tęsknimy do większego objawienia, co znaczy być Jezusem tam, gdzie krzyżuje się duchowość i praktyka? Czy nienawidzimy ciała i wszystkich jego prób narzucania nam siebie? Czy odrzucamy brzmienie naszego własnego głosu, na rzecz głosu Boga? Jeśli zostaliśmy wezwani do tego, aby naśladować tą samą postawę, zgodnie z którą żył ukrzyżowany Chrystus to jak możemy cieszyć się z tego, że jesteśmy jednym z długiego szeregu niedzielnych lemingów, których życie odzwierciedla narcyzm, charakterystyczny dla tej kultury?
Czy możemy bronić swoich praw, bronić Konstytucji i dalej być podobni do Jezusa? Czy możemy wypluwać z siebie poniżające słowa o grzesznikach i nadal być podobni do Jezusa. Czy możemy zachwalać naszą własną heteroseksualną sprawiedliwość i nadal być jak Jezus? Czy możemy upierać się przy naszych ekonomicznych prawa i dalej być jak Jezus? Czy możemy formować nasze własne moralne kliki i nadal być jak Jezus? Czy możemy śmiać się z ludzi i dalej być jak Jezus? Czy możemy umieszczać naszą lojalność na różnych poziomach i ciągle być jak Jezus?
Czy możemy mówić, że wierzymy w Jezusa i nie być podobni do Jezusa? Czy to wystarczy, aby podobać się Bogu? Czy to wystarczy, aby zdobywać innych? Jeśli masz potwierdzenie swojego lokalnego kościoła czy to wystarczy i czy jest to odbiciem Pism? Czy tego jest wart twój Pan i Zbawiciel? Co zrobiliśmy z chrześcijańską wiarą, jeśli każdego kto wymamrocze jakieś wyznanie wiary ogłaszamy zbawionym i gotowym na niebo? Dziesiątki tysięcy kościołów uważa chrzest, dziesięcinę oraz udział w nabożeństwach za zadowalające znaki wiernego uczniostwa Jezusa Chrystusa, choć pokora, nie wspominając nawet o tej pokorze, o której mowa w Liście do Filipian, rzadko kiedy jest w ogóle wymieniana zza kazalnicy, a jeszcze mniej okazywana w ławach.
Tak, kościół przeszedł długą drogę, lecz my przeszliśmy długą drogę o własnych siłach.