Mężczyźni, których wybrał Jezus nie byli religijni.
Ron Wood
Nie byli to kaznodzieje, kapłani czy seminarzyści. Zwykli ludzie pochwyceni przez niezwykłe powołanie Chrystusa. Stali się fundamentem Jego nowej kultury królestwa na ziemi. Nic się nie zmieniło, nieprawdaż? Gdy dorastałem, mój tato wierzył w Boga, lecz nie chciał mieć nic do czynienia z kościołem, uważał, że kościół jest dla głupich niewiast i słabych mężczyzn. Mój ojciec był mężczyzną wśród mężczyzn; nie stroił swojej swojej komody w koronki. Pomimo całej jego niechęci do kościoła, ostatecznie doszedł do porozumienia z Panem Jezusem i został cudownie zbawiony.Gdy byłem pastorem kościoła baptystycznego na Florydzie, pewien mężczyzna ze zgromadzenia zaprosił mnie na wspólne polowanie i łowienie ryb. Nigdy nie ustrzeliłem nawet królika, lecz przeżyłem wspaniałą przygodę wśród pustynnych drzew i bagien, które były mi dobrze znane, ponieważ dorastałem w takim środowisku jako chłopiec. Wędkowaliśmy w Suwannee River i złapaliśmy setki bluegill (b. popularne drobne ryby, średnio wagi ok. 0.3 kg – przyp.tłum.). Na wielkich ulicach Dallas stałem się mieszczuchem i potrzebne mi było przeorientowanie na drogi pustyni. Delton cierpliwie znosił, gdy ponownie zapoznawałem się z drogami wśród drzew i nie naśmiewał się ze mnie, ale też wiedział dobrze o tym, że nowicjusz z bronią może być niebezpieczny.
Bardzo kochał swoją żonę Enę, która była bardzo oddaną Panu i kościołowi, a Delton jej. Wiernie siadał obok niej co niedzielę, lecz nigdy głośno nie wyrażał się w sprawach dotyczących Boga. Lubił piwo i palił papierosy, lecz nigdy nie oszukał swojej żony, ani też nigdy nie słyszałem, aby wzywał imienia Pańskiego na próżno.
Zabrał mnie na polowanie pewnego sobotniego poranka do miejsc, które znał z tego że będzie tam dobra okazja do zabijania. „Zabierz swoje buty” – powiedział. Zastanawiałem się, o co mu chodziło? O 5.00 rano otworzyłem drzwi samochodu i stanąłem na w zimnej wodzie głębokiej na 30cm,s świecąc wokół latarką. Musieliśmy się przedostać przez zwalone cyprysy, słone wody i ciemności wśród drzew. „Uważaj na mokasyny i aligatory” – rzucił Delton. Po przejściu około 4 km wśród drzew powiedział: „To twoje drzewo. Ja będę jakieś 1,5 kilometra stąd”. Zniknął w gęstwinie pozostawiając mi wydrapanie się z bronią na drzewo i oczekiwania na wschód słońca z nadzieją na jakąś zwierzynę łowną. Przygotowałem sobie stanowisko z drzewa o dwóch paniach, aby móc wspiąć się po miękkiej korze palmy. Gdy to już zrobiłem, strzelba wyślizgnęła mi się z dłoni i spadła na dół na miękką, wilgotną ziemię. Stała tam wbita w ziemię jak oznaczenie grobu na polu bitwy. Do pełnego obrazu brakowało tylko kombatanckiego hełmu. Oczyściłem ją z ziemi, zauważyłem, że zatkała się błotem; wiedziałem, że próba strzelania teraz byłaby samobójstwem. Ułamałem kawałek gałęzi, zaostrzyłem i próbowałem odetkać lufę. Bez powodzenia… teraz wewnątrz tkwił złamany patyk. Stałem tam zastanawiając się, co robić. Ostatecznie zdecydowałem wrócić do samochodu i wziąć moją śrutówkę, ale klucze miał Delton. Więc poszedłem, zagubiony jak ptak w śnieżycy, usiłując znaleźć mojego partnera. Kiedy byłem już bliski rezygnacji, usłyszałem głos dobiegający z góry: „Potrzebujesz czegoś?” Spojrzałem w górę i zobaczyłem Deltona. „Potrzebne mi są kluczyki do samochód, później powiem ci dlaczego”. Bez słowa rzucił mi kluczyki i wskazał: „Jeśli pójdziesz tędy, trafisz na tory. Stamtąd na prawo w rogu zobaczysz samochód”. Skierowałem się w poszukiwaniu starego torowiska, o którym wspominał. Po chwili zobaczyłem go, lecz było zalane wzdłuż wzdłuż drogi. W poprzek leżał przewrócony pień drzewa i myślałem, że sobie poradzę. Idąc po mokrym pniu, poślizgnąłem się i wylądowałem w głębokiej, lodowatej wodzie. Zdeterminowany, wyruszyłem wzdłuż torowiska w stronę samochodu, końcu wyciągnąłem swoją broń i ponuro szedłem dalej. Wchodząc między drzewa cudem znalazłem nasz poprzedni szlak i w kilka minut dotarłem z powrotem do bazy, gdzie czekała moja strzelba i sprzęt. Jak się tu teraz bezpiecznie dostać ze śrutówką na drzewo? Wpadłem na pomysł. Przywiązałem do niej sznur i pozostawiłem ja na ziemi, sam zaś wpełzłem na górę, na moje stanowisko na drzewie, jakieś 3 metry nad ziemią. Ustawiłem mocniej stopy, odwróciłem się i usiadłem, wyciągnąłem śrutówkę i ułożyłem ją na kolanach. No, wreszcie byłem przygotowany. Zrelaksowałem się, rozejrzałem wokoło i zobaczyłem przełamujące się światło świtania. Liście spływały z wysokich drzew na dół w zacienionym lesie. Czuło się atmosferę sanktuarium, było tak cicho, nieskazitelnie, panował taki pokój. Spojrzałem w dół na kolana i zobaczyłem, że moja śrutówka ciągle jest zabezpieczona. Zastanawiałem się jak głośne jest to kliknięcie, jeśli ją odbezpieczę? Lepiej zrobić to chyba teraz, zanim jakaś zwierzyna będzie mogła to usłyszeć. Odbezpieczyłem. BUUUMM!! Rozległ się głośny wybuch i odrzut wyrzucił strzelbę około dwóch metrów w poziomie, po czym spadła 3 metry na dół, lądując swobodnie na ziemi odbezpieczona z sznurem ciągle zaczepionym o ochronę spustu, skąd zapomniałem ją odwiązać. Byłem zszokowany, przerażony, zmieszany i natychmiast wściekły jak diabli. Gdybym był choć odrobinę dobry w tłumieniu złości, zrobiłbym to. Wiedziałem, że popsułem polowanie Deltona i swoje. Jedyna zwierzyna łowna, jaką moglibyśmy spotkać tego ranka, musiałaby być całkowicie głucha.
Dokładnie w takiej chwili ostatecznego upokorzenia i niewygody, Bóg powiedział do mnie wyraźnie: „Wściekałeś się nieco ostatni, prawda?” Natychmiast zmiękłem pod Jego napomnieniem. Odpowiedziałem: „Tak jest, Panie, … tak było”. To było wszystko, co powiedział na ten temat, lecz już sam fakt, że to obserwował, wystarczył, aby pokutować. I wtedy, jakbym widział Jego twarz zwróconą w stronę, gdzie był Delton, Pan zapytał mnie: „Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak niewygodnie czujesz się w tym łowieckim środowisku? Delton równie niewygodnie czuje się w twoim kościelnym środowisku”. Siedziałem tam, zdumiony i natychmiast pojąłem. Zdałem sobie sprawę z tego, że na tych drzewach jest pełno mężczyzn, którzy kochają Boga, lecz nie czują się wygodnie w sfeminizowanym kościele, jaki im oferujemy. Być może to nasze religijne tradycje muszą zostać tak przystosowane, aby mężczyźni mogli się dopasować i iść za męskim Zbawicielem. Jeśli taka jest prawda, to musimy zapytać samych siebie: Czy jest coś w naszych religijnych strukturach zachęcającego mężczyzn do przemiany? Jakiego rodzaju aktywność marnuje nasz czas i energię?