Wkrótce po tym, jak Rzeka uderzyła na nasz kościół mój mąż modlił się:
– Panie, czy to zbuduje mój kościół:
Bóg zaskoczył go odpowiedzią:
– Nie, to zbuduje Mój Kościół
Bill wierzy w to, że jednym z powodów zesłania przez Boga tego przebudzenia
jest wypuszczenie „kadry szczęśliwych misjonarzy.” Pełnych radości dlatego, że cieszą się ostatecznym „produktem.” Nie dlatego, że nie wysyłaliśmy grup misyjnych w przeszłości, lecz różnica jest teraz taka: zamiast odczucia obowiązku, że musimy to robić, jesteśmy uszczęśliwieni robiąc to.
Bill zostawia na stoliku z literaturą podania o paszport. Niemal na każdym nabożeństwie przypomina, każdemu:
– Weź swój paszport.
Jeśli go nie masz, automatycznie zamykasz drzwi i stawiasz ograniczenie tego, jak Bóg może użyć ciebie, jeśli zaś masz, to otwierasz sobie szerzej drzwi możliwości na cały świat.
Niemal dwanaście lat temu wyrobiliśmy sobie przez wiarę, wraz z Billem paszporty. Przez wiele lat były stemplowane wyłącznie w jednym kraju. Od chwili, gdy zalała nas Rzeka w ‘94r. strony w naszych paszportach były pokrywane wieloma pieczęciami, pamiątkami potężnych spotkań w takich miejscach jak: Japonia, Kosta Rika, Hiszpania, Norwegia, Kanada, Indie, Uganda Mozambik i Anglia. Przejechaliśmy wzdłuż i wszerz Amerykę wielokrotnie, oglądaliśmy poryw Rzeki w więzieniach w innych stanach.
Dorastałam w małym miasteczku, gdzie najwyższym miejscem była górka rozrządowa kolei, a może estakada szosy. Często modliłam się o to, abym mogła jeździć do różnych miejsc. Gdy tylko tata jechał do sklepu spożywczego, biegłam do drzwi i błagałam go, abym mogła z nim jechać. Powiedzmy, że nigdy nie udało mi się uzyska zgody. Pewnego dnia, gdy mąż głosił, zobaczyłam siebie, jak biegnę do drzwi za ojcem, błagając go, żeby mnie zabrał ze sobą. Nagle, usłyszałam jak mój Niebiański Ojciec powiedział do mnie:
– Usłyszałem cię.
Dwa tygodnie później obudziłam się w Mozambiku w chwili, gdy słońce pojawiało się nad horyzontem, na dźwięk setek sierot radośnie śpiewających pieśni dla Pana. Zdumiewałam się nad dobrocią Ojca, nad tym, jak zabrał mnie z małego miasteczka, ochrzcił w Rzece Swojej obecności i zabrał mnie ze sobą na krańce świata, aby być błogosławieństwem i być błogosławioną.
Rzeka, którą widział Jan, wypływała spod tronu Bożego. Rzeka, którą widział Ezechiel wypływała spod bramy świątyni, wychodząc z przybytku wewnętrznego. Płynęła i stawała się coraz głębsza, aż dotarła do Morza Martwego. Wszystko co znajdowało się w jej strumieniu żyło, lecz bagna pozostały słone i nigdy nie odnowione. Rzeko Bożej obecności odświeża każdego, kto zanurza się w jej życiodajnym strumieniu. Jeśli jesteś jej poddany i nasiąkasz Jego miłością, to zostaniesz przeniesiony do Morza Martwego, do zgubionych i ginących, którzy marzą o Jezusie Chrystusie.
To wydanie Spread the Fire poświęcone jest Panu, który przejmuje panowanie „od morza do morza i od Rzeki, aż do krańców świata” (Ps. 72:8). Norman Benz pastor z Florydy opowiada w jaki sposób Rzeka zrewolucjonizowała ich wyprawy ewangelizacyjne do innych narodów. Georgian Banov wraz z żoną, Winnie, opisują ich zadanie zaniesienia „ucztowania” do biednych w ich krajach. Ed Bragg, więzień, składa świadectwo o tym, co znaczyło dla niego jako nowego wierzącego zaniesienie Rzeki do więzienia.
Czemu nie wyrobić sobie paszportu, wejść do rzeki i nie popłynąć na krańce ziemi?
Melinda