John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Część 1
Część 3
Zastanawiam się…
Pewna kobieta z jednego z naszych kościołów domowych, podzieliła się historią o tym, jak przez około rok pozostawała w śpiączce. Powiedziała, że w czasie śpiączki słyszała wszystko, co się wokół niej działo. Powiedziała też, że jej umysł pracował tak wolno, że sformułowanie w umyśle odpowiedzi na pytanie matki, podczas każdej wizyty, zajmowało tydzień. Powiedziała, że jeśli jej matka odwiedzała ją we wtorek i pytała się, jak się czuje, to dopiero około następnego wtorku jej mózg mógł udzielić odpowiedzi, że np. bolą ją plecy. Oczywiście nigdy nie była w stanie wypowiedzieć tego na głos.
Jej matka również należała do kościoła domowego, więc ciekawe było słyszeć tę historię z obu perspektyw. Z jednej strony udręczona matka, która nie wiedziała, co się dzieje z córką, ale modliła się i miała pozytywne nastawienie w czasie odwiedzin. Z drugiej strony młoda kobieta, która nie mogła reagować fizycznie, ale słyszała i reagowała w umyśle a nawet przyłączała się do matki w modlitwie.
Pozostając w zawieszeniu między życiem a śmiercią, mówiła, że Pan przyszedł do niej dwa razy i rozmawiał z nią o jej przyszłości. Raz nawet zabrał ją do nieba i powiedział, że jej czas jeszcze nie nadszedł. Zawsze wiedziała, że się w końcu przebudzi.
Co jednak by się stało, gdyby umarła? Nikt po tej stronie nieba nie wiedziałby nic o tym, że wszystko słyszała w swoim otoczeniu, słyszała każde słowo, przyłączała się do modlitwy z matką i widziała Pana dwa razy w tym czasie. Gdyby umarła, nic z tego nie byłoby nam wiadome. Ile podobnych historii będziemy w stanie usłyszeć, gdy znajdziemy się po drugiej stronie?
Wiedząc, że każdy człowiek ma taką samą możliwość wyboru życia lub śmierci, jaką mieli Adam i Ewa, zastanawiam się, ilu ludzi, którzy zderzyli się z własną śmiertelnością i leżą nieprzytomni, w ostatniej chwili podejmują decyzję i zwracają się do Pana? Gdy coś takiego robią, to nikt z tej strony nieba nic o tym nie wie.
Pamiętam jedną osobę w śpiączce, która leżała na swym łożu śmierci oraz człowieka, który się o nią modlił i poprowadził w „modlitwie grzesznika”. Przerywał po każdym zdaniu, pozwalając śpiącej osobie powtórzyć modlitwę – chociaż oczywiście osoba ta nie była w stanie odpowiedzieć w słyszalny sposób. Na koniec, po tym jak człowiek powiedział ‘amen’, natychmiast obecność Ducha Świętego wypełniła pokój, a osobie w śpiączce drgnął kącik ust, jakby się uśmiechnęła i wtedy zmarła. W innych identycznych przypadkach, takim osobom na łożu śmierci spływały łzy. Widziałem to kilka razy.
Myślę, że wiele jest ludzi, jak złoczyńca na krzyżu, którzy mogą w ostatniej chwili podjąć decyzję o zwróceniu się do Pana a o czym nie będziemy wiedzieli aż do chwili, gdy znajdziemy się po drugiej stronie. (Mam nadzieję, że nie wyskoczę wtedy z pytaniem ‘a co ty tu robisz’ lub ‘o, udało ci się’ lub może ‘o, wpuścili cię?’ 😊 okazując zaskoczenie Bożą łaską okazaną człowiekowi.)
Uwaga, poniższe może poważnie namieszać w twojej teologii, ponieważ tak było w moim przypadku
Służyłem w kościele w pobliżu Spencer w Tennessee – małym zborze liczącym około 40 osób. Pewnego razu Duch zwrócił moją uwagę na kobietę siedzącą z parą dzieci z lewej strony w połowie sektora. Patrząc na nią nagle miałem wizję, która rozgrywała się ponad nimi – wszystko tak, jak w jakimś telewizyjnym show. Zobaczyłem mężczyznę o ciemnych włosach, z rozpaczą na twarzy. Był wyraźnie udręczony, gdy bujał się na fotelu na werandzie swego domu. W ręku trzymał broń. Gdy przyłożył ją do skroni wizja się skończyła.
Ojciec powiedział do mnie: „To jej mąż. Zastrzelił się, ale jest ze Mną i chcę, żebyś jej to powiedział, ponieważ bardzo zamartwiała się kwestią zbawienia męża i chciałbym jej na to odpowiedzieć.” Właśnie wtedy zobaczyłem go (męża) stojącego w pobliżu miejsca, gdzie siedziała kobieta z dziećmi. Uśmiechał się szeroko, gdy na nich spoglądał. W jego oczach była miłość, współczucie i smutek z powodu bólu, który spowodował. Wszystko to było bardzo wyraźne na jego twarzy a dodatkowo Duch Święty pozwolił mi odczuć jego uczucia. To tak, jak w modlitwie wstawienniczej, często doświadczajmy emocji lub czujemy ciężar, który niesie na sobie osoba, o którą się modlimy. Intensywność żalu, który odczuwałem był tak ogromny, że zalałem się łzami.
Zapytałem Ojca: „Jak to możliwe? Zawsze myślałem, że ludzie, którzy popełniają samobójstwo nie trafią do nieba. Robiłem to na podstawie wersetu z I Kor. 3:17, który mówi, że kto niszczy ciało sam ulegnie zniszczeniu. Odpowiedział na to: „To inny kontekst. Ten człowiek nie był przy zdrowych zmysłach. Był emocjonalnie chory. Czy potępiłbyś go za to, że był chory na umyśle bardziej niż kogoś, kto zmarł z powodu choroby ciała?” „Och, przepraszam. Masz rację. To ma sens”.
Stoją za pulpitem podzieliłem się tym, co zobaczyłem, starając się jak najbardziej wiernie przekazać poczucie winy, które odczuwał z powodu krzywdy, którą wyrządził jej i ich dzieciom. Oczywiście kobieta wybuchła płaczem i potwierdziła, że tak się właśnie stało i jak go znalazła, gdy wróciła do domu tego dnia. Powiedziała, jak się o niego martwiła, jak nie spała będąc przerażona z powodu jego alkoholizmu, gniewu i samobójstwa. Gdy tylko otwierała rano oczy, ten ciężar natychmiast ją przytłaczał, ponieważ tak bardzo go kochała i chciała, żeby był w niebie.
Jeśli nie byłbyś obecny na tym nabożeństwie i tylko znałbyś jego alkoholizm, jego złość i to, że się sam zabił, to mógłbyś założyć, że skończył w piekle. Samobójstwo to morderstwo, a morderstwo można wybaczyć. Zapytaj o to Mojżesza i króla Dawida. Tylko odrzucenie Jezusa jest grzechem nieprzebaczalnym, gdyż odrzucenie dzieła Ducha Świętego, który przynosi zbawienie, oznacza odrzucenie Jezusa.
Czasami to my jesteśmy problemem a nie oni
Jedna kobieta z naszego kościoła wychowała się w katolicyzmie, lecz później narodziła się na nowo i została wypełniona Duchem Świętym. Jej matka jednak pozostawała w kościele rzymskokatolickim, bo dla niej był to jedyny, prawdziwy kościół. Kropka.
Gdy matka zaczęła podupadać na zdrowi i została przeniesiona do domu opieki, najważniejszym dla jej córki było upewnienie się, że trafi ona do nieba. Nie miała w tym pewności, ponieważ chociaż mama twierdziła, że wierzy w Jezusa, w dalszym ciągu słuchała się księży, modliła się do Maryi, paliła świeczki, chodziła do spowiedzi i nigdy nie opuściła mszy.
Poszedłem z nią do domu opieki, aby spotkać się z jej matką. Matka szanowała mnie, ponieważ byłem „Bożym mężem”, choć nie jestem pewien, czy nie myślała, że jestem i tak poniżej poziomu jej proboszcza. Moją rolą było posłuchanie mamy i ustalenie dla córki, czy znajdzie się w niebie.
Ponieważ córka porównywała swoje doświadczenie zbawienia z życiem matki w Kościele katolickim, martwiła się o jej zbawienie. Rozmawiałem z mamą, a jej córka siedziała tuż obok. Mama wyznawała silną wiarę w Pana, powiedziała, że znała Jezusa, odkąd była małą dziewczynką. Tak, modliła się do Maryi i świętych, jak nakazywał Kościół, ale wierzyła, że Jezus jest jej Panem i czuła Jego obecność w swoim sercu. Koniec tematu – sprawa zamknięta.
Głównym powodem naszej wizyty był strach córki o zbawienie matki, ponieważ miała większe poznanie niż ona. Często martwimy się o zbawienie osób, które kochaliśmy i które straciliśmy, ponieważ, jak ta córka, mamy większe poznanie Pana i widzieliśmy bałwochwalstwo i błędy w kościele swojej matki. Na szczęście Pan patrzy na serce, a nie na przynależność do kościoła, a ignorancja człowieka naprawdę ma tu znaczenie.
John Fenn