Pan Jezus Chrystus nigdy nie osądzał nikogo na podstawie stosunku tej osoby do Niego. W sposób naturalny osądzamy innych zgodnie z tym, jak nas traktują a miarą ich charakteru i wartości czynimy nasze zainteresowanie nimi. Lecz Pan taki nie był. Bóg jest Bogiem wiedzy i działania są ważone przez Niego. On rozumie każde działanie w pełni. We wszystkich moralnych aspektach On rozumie to i zgodnie z tym rozważa. Jako obraz Boga wiedzy widzimy naszego Pana Jezusa Chrystusa w dniach Jego służby tutaj. Mogę zwrócić się do 11 rozdziału Ewangelii Łukasza.
Kurtuazja i chęć wywarcia dobrego wrażenia spowodowały, że został zaproszony do domu faryzeusza na obiad, lecz Pan jest Bogiem wiedzy i On rozważył tą sprawę w pełnym moralnymcharakterze tej sytuacji.
Miód kurtuazji, który jest najważniejszym składnikiem życia społecznego tego świata, nie powinien zakłócać Jego smaku czy osądu. On aprobował rzeczy, które są doskonałe. Człowiek, który zaprosił Go na obiad, nie miał oceniać sądów Tego, który miał wszelkie miary i wagi świątyni Bożej. To z Bogiem wiedzy miał okazję skonfrontować się ten człowiek inie dał rady, nie mógł.
Jeżeli dokładnie prześledzimy tę sytuację zauważymy jak bardzo jest ona dla nas pouczająca. W zaproszeniu ukryty był cel. Jak tylko Pan wszedł do domu, gospodarz zadziałał jak faryzeusz, a nie jak gospodarz. Dziwił się, że jego goście nie umyli rąk przed jedzeniem, a charakter, który tutaj na początku ukazuje, w pełni wychodzi na jaw na końcu. Pan zaś podejmuje całą scenę zgodnie z tym co się dzieje, ponieważ On rozważają jako Bóg wiedzy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że kurtuazja z jaką został przyjęty powinna sprawić, aby milczał. Lecz Pan nie mógł patrzeć na tego człowieka, tylko z punktu widzenia jego relacji do Pana. Pan nie mógł zostać odwiedziony od sprawiedliwego osądu. On obnaża i gromi, a zakończenie tej sceny ukazuje, że Jego działanie było w pełni sprawiedliwe.
Agdy stamtąd odchodził, „zaczęli uczeni w Piśmie i faryzeusze gwałtownie nań napierać i wypytywać go o wiele rzeczy, czyhając nań, by go przychwycić na jakim słowie”.
Zupełnie inaczej zachowywał się w domu innego faryzeusza, który również zaprosił Go na obiad (Łukasza 7), ponieważ Szymon nic nie ukrywał pod zaproszeniem, wręcz przeciwnie. Również działał jako faryzeusz, w cichości oskarżając biedną grzesznicę i swego gościa za przyjęcie jej. Lecz okoliczności nie są dobrym gruntem do wydawania sprawiedliwego sądu. Często te same słowa, w różnych ustach mają różne znaczenie. Tak więc Pan, doskonały Mistrz ważący sprawiedliwie i według Bożej myśli, pomimo, że mógł zgromić Szymona i obnażyć go, zwraca się do niego po imieniu i opuszcza jego dom, tak jak zazwyczaj opuszcza go gość. Rozróżnia tych dwóch faryzeuszy, choć spożywał obiad z nimi obydwoma.
Możemy teraz spojrzeć na Pana i Piotra w 16 rozdziale Mateusza. Piotr wyrażaswoje przywiązanie do swego Mistrza mówiąc: „Miej litość nad sobąPanie, nie przyjedzie to na Ciebie”. Lecz Pan osądził słowa Piotra wyłącznie w ich moralnym kontekście. Widzimy tutaj jak powinniśmy postępować w przypadku, gdy jesteśmy w jakąś sytuację osobiście zaangażowani.
„Idź precz, Szatanie”; nie była to odpowiedź, którą określilibyśmy jako zwykłą, naturalną uprzejmą, do jakiej mogłyby zachęcać wcześniejsze słowa Piotra. Lecz ponownie mówię, Pan nie słuchał słów Piotra tak jak zostały one wyrażone z osobistej dobroci i dobrej woli względem Niego. On osądził je. Zważył jak należało w obecności Bożej i natychmiast odkrył, że to wróg je poddał, ponieważ ten, który zamienia się w anioła światłości bardzo często czai się pod słowami kurtuazji i dobroci.
W ten sam sposób poradził sobie Pan Jezus z Tomaszem w 20 rozdzialeEwangelii Jana. Tomasz właśnie uwielbił Go: „Pan mój i Bóg mój”. Lecz Jezusa nie pociągało moralne wywyższenie jakie czuł ani z tego co słyszał, ani z tego co widział, ani przez słowa takie jak te. To była prawda, słowa umysłu, które były pokutą wobec zmartwychwstałego Zbawiciela, zamiast wątpliwości, uwielbiły Go. Lecz Tomasz nie poddawał się tak długo jak mógł. Wszyscy uczniowie nie wierzyli w zmartwychwstanie, lecz on upierał się przy tym, że nie uwierzy, dopóki jego zmysł i oczy nie uwolnią go. To był jego moralny stan, a Jezus miał to przed sobą i ustawił Tomasza na właściwym dla niego miejscu,podobnie jak wcześniej zrobił to z Piotrem. „Tomaszu, ponieważ mnie zobaczyłeś uwierzyłeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli”.
W takich przypadkach jak te, nasze serca byłyby zaskoczone, mogłyby nie wytrzymać wobec takiego ataku, gdy dobra wola Piotra czy chwała Tomasza, zostałaby im z powrotem zwrócona. Lecz nasz doskonały Mistrz stał za Bogiem i Jego prawdą, a nie za sobą samym. Stara arka przymierza nie miała być celem pochlebstw. Izrael mógł czcić ją i przynosić na pole bitwy, mówiąc, że teraz, w jej obecności, już wszystko będzie dobrze. Lecz nie tak się mają sprawy z Bogiem Izraela. Izrael uciekł przez Filistynami pomimo, że arka była na polu bitwy. Piotr i Tomasz zostali zgromieni pomimo, że Jezus, ciągle Bóg Izraela, był przez nich czczony.
Aniołowie radują się, gdy nawracają się grzesznicy. Taka jest radość aniołów wniebie, gdy nawraca się jeden grzesznik. Posiadanie takiego sekretu jest wielkim szczęściem dla nas, jak i możliwość przeczytania ilustracji tego w 15 rozdziale Ewangelii Łukasza.
Lecz jest coś więcej poza tym. Ta radość, choć w niebie, jest publiczna, brzmi sama z siebie i ma towarzystwo. Tak bardzo prawdziwa jak powinna być, tak bardzo właściwa, że cały dom powinien się nią dzielić i znaleźć w niej wspólną radość. Lecz jest jeszcze coś ponad tym. Jest to zarówno radość Boskiego łona, jak i radość niebios. Ewangelia Jana 4:27-32 oraz Łukasza 15 pokazuje to. A muszę powiedzieć, że owa radość Boskiego łona jest czym znacznie głębszym, jest pełna, cicha i osobista. Nie stara się o to, aby być wzbudzana i podtrzymywana przez innych, “Ja mam pokarm do jedzenia,o którym wy nie wiecie”, to jest język serca Chrystusa i On zakosztował tej radości. Chwała wypełniała dom tak, że usługujący musieli stanąć z boku na chwilę. Pasterz właśnie przyniósł do domu zagubioną owcę, trzymając ją na ramionach i radując się a ta radość była całkowicie Jego. Domownicy nie byli zaproszeni do tej radości z Nim, gdy kobieta zostawiła Mu zbawionego i szczęśliwego grzesznika. Uczniowie odczuli znaczenie tej chwili, nie przeszkodzili. Tłuszcz był zarezerwowany dla ołtarza, najbogatsza część święta. Pokarm Boży był rozdawany i uczniowie milczeli stojąc z boku. To była wspaniała chwila niewiele jest takich. Możemy tutaj poznać głęboką, niewypowiedzianą radość Boskiego, podobnie jak publiczną, ekstatyczną, radość niebios w 15 rozdziale Ewangelii Łukasza.
Lecz Ten, który mógł tak ucztować był czasami zmęczony, głodny i spragniony. Widzimy to w 4 rozdziale Ewangelii Jana i ponownie w 4 rozdziale Ewangelii Marka. Lecz te dwa przypadki są różne. W Ewangelii Marka 4 Jezus zasnął, aby odpocząć i zregenerować siły. Jest to coś całkowicie niezależnego od przypadku w Ewangelii Jana 4. Dlaczego? W Ewangelii Marka 4 znajdujmy Go po całym dniu trudu i wieczorem był zmęczony, jakto jest naturalne po całym dniu pracy. Wtedy (rano) człowiekwychodzi do codziennej pracy, by trudzić się, aż do wieczora (Psalm 104:23). Tak więc sen został Mu zapewniony w celu odnowienia siły do usługiwania, gdy nadejdzie poranek. Jezus to wykonał całkowicie, spał w łodzi. W Ewangelii Jana 4 znów jest zmęczony, głodny i spragniony, siedzi na brzegu studni jak zmęczony podróżnik, czekając na uczniów, aż przyjdą z sąsiedniej wioski z jedzeniem. Lecz gdy przychodzą, okazuje się, że On jest nakarmiony i wypoczęty i to bez jedzenia, picia czy spania. Jego zmęczenie znalazło inny sposób odświeżenia, niż mógłby Mu dać sen. Został uszczęśliwiony owocem w postaci dzieła dokonanego w grzesznicy. Kobieta została odesłana w wolności zbawienia Bożego. Lecz nie było samarytańskiej kobiety w Ewangelii Marka 4 i dlatego w swym zmęczeniu musiał skorzystać ze snu.
Lecz jak prawdziwe jest to wszystko dla naszego wspólnego odczuwania człowieczeństwa. Wszyscy to rozumiemy. Serce Pana było szczęśliwe w 4 rozdziale Ewangelii Jana, lecz nie było nic, co by Go uszczęśliwiło w 4 rozdziale Ewangelii Marka, a jesteśmy nauczeni tego, że (i naszedoświadczenie zgadza się z tymi słowami): „Gdy serce jestszczęśliwe, ciału również dobrze, a duch przygnębiony wysusza kości”.(Przypowieści 17:22). Tak więc, Mistrz mógł raz powiedzieć: „Ja mampokarm, którego wy nie znacie”; podczas gdy innym razem, skorzystał ze snu, który „ugasił” Jego zmęczenie.
Jak doskonale to zgadza się z człowieczeństwem, które odwieczny Syn Boży przyjął na siebie! Z pewnością, było to pełnowartościowe człowieczeństwo, z wyjątkiem grzechu. On zna nasze słabe ciała i współczuje z naszymi słabościami, lecz nie współczuje z naszymi grzechami.
Obecnie, w czasie zamieszania i tak wielkiego odstępstwa przychodzi pokuszenie, aby to wszystko rzucić jako beznadziejne i odejść od precyzyjnego trzymania się Słowa Bożego. I być może ktoś pod wpływem takich myśli powie, że to rozróżnianie jest niepotrzebne i nigdy się nie kończy. Wszystko jest i tak w nieporządku i odstępstwie, po cóż więc w ogóle próbować rozróżniać.
Lecz Pan nie był taki. On był wśród zamieszania, lecz nie pochodził z niego; był na świecie, lecz nie ze świata, jak już wcześniej o Nim powiedzieliśmy. Spotykał ludzi wszelkiego rodzaju, w każdym stanie, lecz On stale trwał przy swej równej, wąskiej i nie zakłóconej drodze przez to wszystko. Pretensje faryzeuszy, światowość herodianów, filozofia saduceuszy, kaprysy tłumów, ataki przeciwników, ignorancja i niedołęstwo uczniów, były tym moralnym materiałem, z którym się nieustannie musiał spotykać i reagować każdego dnia.
A to wszystko, stan rzeczy, jak i ludzkie charaktery, doświadczały Go: moneta Cezara, krążąca w ziemi Immanuela, rozwalenie murów w ruiny, Żydzi i Poganie, czyści i nieczyści, zakłopotani lecz bezpieczni w swej religijnej arogancji, mogli nadal zatrzymać ją na swój własny sposób. Lecz złota zasada Pana Jezusa Chrystusa, wyrażona w doskonałości Jegodrogi przez to wszystko brzmi: „oddawajcie co cesarskie, cesarzowi, a co Boskiego Bogu”.
Resztka w dniach niewoli, podobnie jak w dniach zamieszania, zachowała się wspaniale, rozróżniając rzeczy, które się różnią od siebie, a nie porzucając wszystkiego w beznadziei. Daniel mógł doradzać królowi, lecz nie korzystać z jego pokarmu. Nehemiasz mógł służyć w pałacu, lecz nie cierpiał Moabitów czy Amonitów w domu Pańskim. Mordochaj mógł strzec życia króla, lecz nie kłaniał się przed Amalekitą. Ezdrasz i Zorobabel przyjmowali przychylność od Persów, lecz nie pomoc od Samarytan. Uprowadzeni do niewoli mieli modlić się o powodzenie Babilonu, lecz nie śpiewali tam pieni Syjonu. To wszystko było wspaniałe i Pan Jezus Chrystus w Swoim czasie był doskonały w tym charakterystycznym dla resztki działaniu.
A to wszystko przemawia do nas, ponieważ do nas należy dzień dzisiejszy, ze swym utrapieniem, nie gorszym od tych dni w jakich żyli uprowadzeni do Babilonu, czy od czasu w jakim żył Pan Jezus. I my, podobnie jak oni, nie mamy działać na beznadziejnej scenie, lecz zawsze wiedzieć jak oddawać co cesarskie cesarzowi, a co Boskie Bogu.
Całe Jego moralne piękno jest dla nas przykładem, lecz widzimy Go również stojącego w Bożym stosunku do zła i jest to miejsce, którego oczywiście my nigdy nie będziemy mogli wypełnić. Mógł dotykać trędowatego czy martwego i pozostać nie zanieczyszczonym. On miał Boży stosunek do grzechu. Znał dobro i zło, lecz był w Boskiej supremacji nad nim, wiedząc takie rzeczy, o których wie Bóg. Gdyby był inny niż był, dotknięcie zmarłego czy trędowatego zanieczyściłoby Go. Musiałby wtedy być odsunięty poza obóz i przejść przez cały proces oczyszczania jaki przewidywało prawo. Lecz nic z tego nie widzimy u Niego. Nie był nieczystym Żydem, nie był też tak po prostu czysty, bo nie było możliwe zanieczyszczenie Go, a jednak taka była tajemnica Jego Osoby, taka doskonałość Jego człowieczeństwa w połączeniu z Boskością w Nim, że pokuszenia w Nim były równie realne jak niemożność zanieczyszczenia Go.
Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Naszą powinnością wobec tego wszystkiego, pomimo tajemnic i głębokich, drogocennych prawd, jest raczej przyjęcie ich i uwielbianie, niż dyskusja nad nimi i analiza. Śmierć Pana Jezusa Chrystusa – mam tuokazję, aby to powiedzieć – była doskonałym wyrazem Jego moralnejchwały, o której mówię (uczy o tym Filipian 2 rozdział). Oczywiście wiem, że miała ona o wiele większe znaczenie, ale między innymi świadczyła ona o moralnej chwale Pana Jezusa Chrystusa.
Dla każdej duszy jest największym szczęściem, aby zwrócić uwagę na Pana Jezusa Chrystusa, który jest centrum pragnień każdej duszy ludzkiej. Czasami jako ludzie tak bardzo mieszamy prawdy w mądrości, że w końcu pozostajemy z przekonaniem, że nie sięgnęliśmy do Niego Samego, do Pana Jezusa Chrystusa, choć tak bardzo byliśmy zajęci tematem o Nim. Okazuje się, że wałęsaliśmy się niejako „dookoła”.
Pan był ubogim, a jednak ubogacającym; nie mający niczego, a jednak wszystko posiadający. Ten cudowny i wysoki stan objawiał się w Nim w sposób który był i musiał być osobliwy, generalnie Jego własny. Pan Jezus mógł przyjmować usługiwanie pobożnych kobiet z ich własnego stanu posiadania, a jednak usługiwać wszystkim potrzebom wokół, bez korzystania ze skarbów ziemi. Mógł nakarmić tysiące na pustynnych miejscach, a jednak być głodnym Samemu, oczekującym na powrót z sąsiedniej wioski uczniów z jedzeniem.
To właśnie oznacza nie mieć niczego, a jednak posiadać wszystko.
Nigdy nikogo o nic nie błagał, choć nie miał ani grosza, ponieważ gdy chciał zobaczyć pieniądz (nie dla własnego użytku) musiał o niego poprosić, aby mu pokazano. Nigdy nie uciekał, choć Jego życie było narażone na szwank tam gdzie był. Wycofywał sięlub przechodził nie zauważony. Wielkość i moralna chwała Jego Osoby była łatwa do zauważenia każdego dnia.
Błogosławiony i wspaniały! Któż uchowałby się przed naszym wzrokiem tak doskonały, wyśmienicie niesplamiony, delikatnie czysty w każdej minucie i we wszelkich szczegółach codziennego ludzkiego życia! Paweł nie jest taki, nikt taki nie jest, oprócz Jezusa, Boga-Człowieka. Cechy szczególne Jego cnót, pośród powszechności Jego otoczenia mówią nam wiele o Jego Osobie. To musi być szczególna Osoba, to musi być Boski Człowiek, jeśli mogę to tak wyrazić; Osoba, która mogła nam dać i pokazać w swym działaniu tak wiele szczególnych i nadzwyczajnie wspaniałych cech w tak zwyczajnym otoczeniu. Paweł nic takiego nam nie daje, mówię to po raz wtóry. Była w nim wielka pobożność i moralna wielkość, wiem. Gdyby ktokolwiek miał być pokazywany jako taki to z pewnością, zgadzam się, byłby to on, Paweł. Lecz jego drogi nie są takie jak drogi Jezusa Chrystusa. Gdy Paweł był w niebezpieczeństwie, posłużył się siostrzeńcem do ochronienia się. Przyjaciele spuścili go w koszu przez mury, nie twierdzę, że prosił lub żebrał o pieniądz, lecz potwierdzał, że zostały do niego wysłane. Nie zarzucam tu, jakoby Paweł ogłosił się faryzeuszem w mieszanym towarzystwie, aby się uchronić, czy też jakoby mówił źle o arcykapłanie, który go sądził. Takie zachowania byłyby moralnie złe i nie ma świadectwa w Piśmie na to, aby miały miejsce. Mówię tutaj tylko o takich przypadkach jakie były, nawet jeśli moralnie nie były złe, były poniżej pełnej osobistej i moralnej chwały jaką może nieść tylko Boskość, którą były naznaczone tylko drogi Chrystusa. Nie była ucieczka do Egiptu, jak mówimy, wyjątkiem w tym charakterze Pana, ponieważ była to podróż w celu wypełnienia proroctwa i pod autorytetem Bożego nakazu.
Lecz to wszystko jest w rzeczywistości nietylko moralną chwałą, lecz jest i moralnym cudem, czymś wspaniałym, wspanialszym niż to co pióro trzymane ludzką ręką mogłoby w ogóle nakreślić. Jest to o wiele bardziej piękne. Możemy to wyjaśnić tylko wtedy gdy, jak to już było wcześniej przez innych zaobserwowane, jeśli uznamy to za prawdę i żywą rzeczywistość. Musimy zamilknąć wobectej błogosławionej potrzeby. Więcej jeszcze:gdy będziemy podążać za tą błogosławioną prawdą, jak jest napisane: „Niech mowa wasza, zawsze będzie zaprawiona solą, abyście wiedzieli jak komuś odpowiadać”. Nasze słowa powinny być właśnie takie – zawsze z łaską, usługując drugim dobrem, łaską dla słuchaczy. To również często będzie w ostrych słowach napomnienia, czy zgromienia, a czasami zdecydowanie czy surowo, z oburzeniem czy zapałem; dzięki czemu będą zaprawione solą, jak mówi Pismo. A mając te ostateczne cechy, będące łaską i osolone, będą niosły świadectwo, że wiemy jak odpowiadać każdemu. Pośród wszystkich innych form doskonałości moralnej, Pan Jezus Chrystus charakteryzował się tą cnotą. Wiedział jak odpowiadać każdemu tak, aby było to zawsze z korzyścią dla duszy słuchającego, bez względu na to, czy ów człowiek tego wysłuchał, czy też wstrzymywał się od posłuszeństwa, lecz zawsze odpowiadał na czasie i każda Jego wypowiedź była dobrze zaprawiona solą. Dlatego, odpowiadając na pytania ludzi, Pan nie był tak bardzo zainteresowany usatysfakcjonowaniem ich, jak dotknięciem ich sumienia czy stanu.
Również w Jego milczeniu, czy też odmowie odpowiedzi, gdy stał przed Żydami czy poganami, przed kapłanami, Piłatem czy Herodem, możemy prześledzić dokładnie takie samo doskonałe dopasowanie Jego słów i odpowiedzi. Jest to wspaniałe, że co najmniej Jeden pośród synów ludzkich wiedział kiedy jest czas milczenia, a kiedy czas mówienia.
Olbrzymia różnorodność Jego tonu i sposobu mówienia również widoczna jest w tym wszystkim. Cała ta różnorodność, jak to miało miejsce i było wielkie, była częścią jego „wonności” przed Bogiem. Czasem Jego słowa były uprzejme, czasem nie znoszące sprzeciwu; czasem wnioskował na głos, a czasami gromił; czasami wyciągał wnioski po cichu, aż do chwili, gdy decydował się na to, aby kogo ostro potępić. Było tak ponieważ zawsze moralność była tym najważniejszym czynnikiem, który decydował w działaniu.
15 rozdział Ewangelii Mateusza jest rozdziałem, który uderzył mnie jako ten, w którym ta doskonałość, w różnorodności piękna i wspaniałości, może być dostrzeżona. W trakcie wydarzeń opisywanych przez ten rozdział, Pan Jezus był wzywany do udzielenia odpowiedzi faryzeuszom, tłumom, obcej kobiecie z okolic Tyru dotkniętej nieszczęściem i Swoim uczniom, stale i wciąż objawiającym swą głupotę i egoizm. Możemy tu zauważyć jak różny jest styl Jego napominania, wyciągania wniosków, uciszania, cierpliwego nauczania i wiernego, mądrego, łaskawego ćwiczenia duszy i nie możemy na to inaczej zareagować, jak tylko odczuwać doskonałość dopasowania tej różnorodności do miejsca i sytuacji jaka tego wymagała.
Podobne było dopasowanie i piękno całej sytuacji, gdy ani nie nauczał ani nie uczył w 2 rozdziale Ewangelii Łukasza, gdy tylko słuchał pytań i udzielał odpowiedzi. Nauczanie w tej chwili nie byłoby we właściwym czasie, gdyż był dzieckiem pośród starszych. Uczenie się nie byłoby zgodne z pełnią wierności światłu, które świeciło jasnym blaskiem, a które, jak wiedział, niósł Sam w Sobie. Z pewnością moglibyśmy o Nim powiedzieć, że był mądrzejszy niż wiekowi, i więcej rozumiał niż nauczyciele. Nie mam na myśli Jego jako Boga, lecz tego, który był napełniony wszelką mądrością, jak o Nim powiedziano.
Lecz On w doskonałości łaski wiedział w jaki sposób korzystać z tej pełni mądrości, tak więc nie jest nam przez ewangelistę przedstawiany w świątyni, w otoczeniu doktorów, w wieku dwunastu lat jako nauczającylub uczący się, lecz po prostu jest o Nim napisane, że słuchał izadawał pytania. Mocny w duchu, pełen mądrości, a łaska Boża była nad Nim jest to Jego opis, gdy wzrastał w latach. Gdy jako Człowiek rozmawiał ze światem, Jego mowa zawsze była pełna łaski, zaprawiona solą, jako kogoś, kto wie jak odpowiadać każdemu. Jakież piękno i doskonałość dopasowana do tych różnych okresów zarówno dziecięctwa jak i męskości.
Idźmy dalej. Widzimy Go, oprócz tego co powyżej już zaznaczyliśmy, w różnorodnych innych okolicznościach. Czasami niewiele znaczy, znieważany, śledzony i nienawidzony przez przeciwników, ustępuje, aby zachować swe życie przed ich atakami i zamiarami. Bywa słaby. Idą za nim tylko najbiedniejsi ludzie. Zmęczony, również głodny i spragniony, jest „dłużnikiem” miłujących Go kobiet, które Mu usługują, które czują, że zawdzięczają Mu wszystko. Czasem współczuje tłumom w pełni łagodności, czy też towarzyszy uczniom w ich posiłkach czy w drodze, rozmawiając z nimi tak, jak człowiek rozmawiałby z przyjaciółmi. Bywa też wobec nas w mocy i czci, czyniąc cuda, pozwalając wydobyć się odrobinie promieni chwały, ciągle pozostając w Swej osobie i okolicznościach nikim i niczym w oczach świata, synem stolarza, bez wykształcenia czy majątku, a jednak czyniący więcej ruchu między ludźmi, a także czasami, w umysłach rządzących, niż jakikolwiek człowiek, kiedykolwiek uczynił.
Dzieciństwo, dorosłość, ludzkie życie we wszelkiej różnorodności, takiego nam Go przedstawia. I takim powinno Go widzieć nasze serce! Jest to doskonałość, która pokazuje nam niezbicie na to, że cokolwiek On czynił było działaniem Boga. Nigdy nie było widać w działaniu Pana Jezusa jakiegokolwiek najmniejszego kroku, o którym nie byłoby pewności, że całkowicie było kierowane przez Ducha Bożego. Bardzo wiele okazji pokazało nam to w Ewangeliach.
Gdy Pan Jezus chciał przy odpowiedzi posłużyć się współczesnym na danym obszarze pieniądzem, poprosił, aby mu pokazano go, bo nie miał przy sobie. Rzeczywiście możemy być pewni, że nie nosił przy sobie żadnych pieniędzy. Moralne piękno tego dzieła, płynęło z moralnej doskonałości Jego wewnętrznego stanu.
W godzinie Gestemane poprosił swych uczniów, aby czuwali z Nim, lecz nie prosił, aby się modlili o Niego. Mógł domagać się współczucia. Ceniłby sobie wysoko w godzinie słabości i ucisku to, aby serca uczniów były związane wokół Niego. Takiepragnienie wywodziło się z moralnej chwały jaka była uformowana w Jego ludzkiej doskonałości. Lecz jeśli tak czuł i czynił, to nie mógł, jako Boska osoba, prosić ich, aby stanęli wraz z Nim w Jego sprawie. Mógł więc chcieć tego, aby się oddali Jemu, lecz nie mógł starać się, aby się oddali Bogu za Niego. Tak więc, prosił ich ponownie o to, aby z Nim czuwali, lecz nie prosił ich, aby się modlili o Niego. Toteż wkrótce czy też zaraz po tym, gdy przyłączył się do nich wmodlitwie, powiedział za nich i o nich: „módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie”.
Pawełmógł powiedzieć do swych przyjaciół – świętych: „wspierajcie nas w modlitwach zanoszonych do Boga za nas, ponieważ ufamy, że mamy czyste sumienie”.
Lecz nie taki był język Jezusa. Nie muszę mówić o tym, że nie mógł być taki, lecz pióro, które opisuje dla nas takie życie i oddaje nam taki charakter, jest wiedzione przez Ducha Bożego. Nikt inny prócz Ducha nie mógł tego napisać.
On czynił dobrze i pożyczał nie licząc na odpłatę. Dał, a Jego lewa ręka nie wiedziała, co robi prawa. Nigdy w żadnym, nawet pojedynczym stwierdzeniu, jak wierzę, nie domagał się od jakiejkolwiek osoby, którą odnowił czy uwolnił, rekompensaty lub jakiejkolwiek usługi.
Jezus nie po to kochał, uzdrawiał, zbawiał, aby mieć z tego jakiś zysk.
Nie pozwolił na to, aby ten, w którym był legion demonów pozostał z Nim. Dziecko uzdrowione u podnóża góry zwrócił ojcu. Córkę Jaira zostawił na łonie rodziny, a syna wdowy z Nain oddał matce. Od nikogo z nich nie żądał rekompensaty. Czy Chrystus dawał po to, aby otrzymać coś zpowrotem? Czy On (doskonały Mistrz) nie ilustruje swej własnej zasady: czyńciedobrze, pożyczajcie nie spodziewając się zwrotu? Natura łaski jest ważna dla innych, a nie po to, aby ubogacić siebie: a Pan przyszedł, aby w Nim i w Jego drogach, łaska mogła błyszczeć we wszystkim w bogactwie obfitości i chwały, które do niej należy. Znalazł w tym świecie sługi: lecz nie uzdrowił ich najpierw, aby następnie wymagać od nich. Powołał ich i następnie wspierał. Byli owocami działania energii Ducha Świętego i uczuć rozpalonych w ich sercach przez Jego miłość. Wysyłając ich powiedział do nich: „Darmo wzięliście darmo dawajcie”.
Z pewnością w opisie takiego charakteru jest coś więcej ponad ludzkie zrozumienie i powtarza się to stale i wciąż. Szczęśliwie można dodać, że takie formy, w najbardziej prostej nawet postaci, ta moralna chwała Pana, świecąca czasami: są zupełnie nie do przyswojenia dla wszelkich dążeń i pojęć serca.
Pan Jezus Chrystus nigdy nie odmawiał najsłabszej wierze, chociaż akceptował i odpowiadał, i to również z rozwagą, gdy zwracali się do Niego z żądaniami najodważniejsi.
Mocna wiara, która zbliżała się do Niego bez ceremonii i przeprosin, z bezpośrednim przekonaniem, była przez Niego chętnie witana, podczas gdy cicha dusza, która przystępowała do Niego, jako zawstydzona i przepraszająca, że żyje, była zachęcana i błogosławiona.