Kevin T. Bauder
[Artykuł napisany i upubliczniony w sierpniu 2008]
Fundamentaliści notorycznie odmawiają dialogu z tymi, którzy mają inny punkt widzenia. Niektórzy obserwatorzy – i niektórzy fundamentaliści – uważają, że ta odmowa jest częścią definicji fundamentalizmu, jest aspektem tego, kim oni są, ich tożsamości. Właśnie dlatego są tym, kim są.
Niektórzy fundamentaliści uważają, że każda forma dialogu jest pewnym kompromisem przekonań. Wierzą, że już posiadają „tą prawdę”, a każda dyskusja z „odrzucającymi prawdę” byłaby po prostu kwestionowaniem tej prawdy. Tacy fundamentaliści chętnie będą ogłaszać tą prawdę, lecz nie będą chcieli rozmawiać o niej, prawdopodobnie poza tymi, którzy też już ją posiedli. Ci, którzy tej prawdy nie posiadają są wyłącznie przedmiotem krytyki.
Oczywiście, są takie rodzaje dialogu, w których żaden chrześcijanin nie może brać udziału. To nie są dialogi o prawdzie, lecz o syntezach. Uczestnicy mogą przynosić ze sobą swoje tezy i antytezy, lecz nikt nie przynosi „tej prawdy”, chyba, że „prawda” jest tylko innym wyrazem określającym punkt widzenia. Taki relatywizm jest skrajnie wywrotowy nie tylko dla chrześcijan, lecz również dla całego dialogu. Chrześcijanie nigdy nie powinni uczestniczyć w żadnym dialogu, gdy warunkiem wstępnym jest, aby wyrzec się swoich przekonań, jeśli traktują je jako uniwersalne czy absolutnie prawdziwe.
Prawdziwy dialog nie wymaga od uczestników pomniejszania ich oddania swoim przekonaniom. Przeciwnie, taki dialog daje możliwość wyrażenia najgłębszych, najbardziej cennych elementów wiary w najbardziej przekonujący sposób. Prowadzony przez wprawnych i wnikliwych uczestników, może być niezwykle pouczający.
Jakie są warunki takiego dialogu? Po pierwsze: uczestnicy muszą znać i rozumieć dokładnie swoje własne pozycje. Po drugie: muszą być wprawnymi słuchaczami, którzy potrafią uchwycić i właściwie przetrawić pozycje interlokutora. Po trzecie: muszą być wystarczająco opanowani i wyrozumiali, aby łagodnie prowadzić dyskusję z ludźmi, którzy opowiadają się za wyraźnie błędnymi, dziwnymi, a nawet obraźliwymi ideami. Po czwarte: muszą być na tyle ugruntowani, aby nie dać się zmieść z chwilą, gdy usłyszą przekonująco brzmiącą prezentację alternatywnego punktu widzenia.
Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć brać udział w takiego rodzaju dialogu, a w szczególności, jakie korzyści mają nadzieję odnieść chrześcijanie, angażując się w takie konwersacje? Nawet silny chrześcijanin może mieć kilka powodów wejścia w szczery dialog.
Pierwszym powodem jest po prostu zrozumienie. Gdy trafiamy na skomplikowane mechanizmy, chcemy wiedzieć, dlaczego one działają, a nikt nie wyjaśni tego lepiej niż projektant. Systemy myślenia to skomplikowane mechanizmy, a ich projektanci (czy ich zwolennicy) najlepiej nadają się do wyjaśnienia nam, w jaki sposób się to trzyma razem. Nawet błędne idee muszą mieć w sobie coś przekonującego, ponieważ w przeciwnym razie straciłyby swój wdzięk. Ich wiarygodność zazwyczaj ukryta jest w tym, jak zostały skonstruowane. Obrońca prawdy jest zainteresowany tym, jak to się dzieje, że fałszywe idee trzymają się kupy, a nikt nie potrafi tego lepiej wyjaśnić niż ci, którzy je popierają.
Rozmowa z ludźmi mających inne punkty widzenia może również ujawnić dziury w naszym własnym myśleniu. Sami z trudnością odkrywamy słabości i wady sposobu prezentacji naszych własnych idei, nawet jeśli są to bardzo dobre idee. Wiemy o tym, że nie jesteśmy niezawodni, lecz często nie jesteśmy w stanie powiedzieć, gdzie pobłądziliśmy. Nie znamy granic własnego myślenia i argumentacji. Spotkanie z rozmówcą, który odrzuca nasz sposób myślenia, daje nam możliwość wskazania na nasze słabości. Oczywiście, musimy osądzać czy jakaś szczególna krytyka rzeczywiście wskazuje na słabość, czy też po prostu jest odzwierciedleniem uprzedzeń krytyka. Jeśli nasz krytyk faktycznie ujawnia nasze słabości to mamy możliwość naprawienia ich. Dzięki temu, mamy możliwość wzmocnienia sposobu prezentacji prawdy.
Ujawnianie naszych słabości jest żywotną funkcją oponenta. W idealnym przypadku to nasi przyjaciele powinni pomagać nam zobaczyć je. Niemniej, jeśli są oni zbyt do nas podobni, mogą być nieświadomi tych samych niedociągnięć. Jeśli (niestety) przyjaciele kierują się błędnie pojmowanym miłosierdziem to nie wskazują na nasze słabości, nawet jeśli je widzą. Przeciwnicy zaś nie pozwolą nam odejść wraz z tymi słabościami, dla których przyjaciele znajdują czasami wymówki.