Category Archives: Bauder Kevin

Wypróbowany ogniem, mam to!

Kevin T. Bauder
30 sierpień 2019

Czy poleganie na sobie jest cnotą czy wadą? W Biblii znajdujemy fragmenty, które wydają się odpowiadać na to pytanie pozytywnie i takie, które negują to.

Na rzecz polegania na sobie, Księga Przypowieści doradza, powiadając że pracowitość jest sposobem na uniknięcie ubóstwa (Przyp 6:6-11). Ciężka praca prowadzi do bogactwa, podczas gdy lenistwo do wstydu i ubóstwa (Przyp 10:4-5). Leniwy pożąda, lecz nic nie ma, podczas gdy cierpliwy/pracowity jest spełniony. Praca daje zysk, lecz pusta mowa ubóstwo (Przyp 14:23). Ludzie leżący odłogiem powinni spodziewać się tego, że będą głodni (Przyp 19:15). Ten, kto porzuca prace zbyt wcześnie, nie będzie miał niczego, choć powinien mieć dostatek (Przyp 20:4). Ci, którzy głupio wydają, ubożeją (Przyp 23:20-21), jak też ci, którzy lekceważą możliwości (Przyp 24:30-34).
Nowy Testament naucza tego samego. Ludzie powinni dbać o samych siebie, a ci, którzy nie pracują nie być karmieni (2Tes 3:10-12). Fakt, ten, kto nie dba o własną rodzinę, porzucił wiarę i jest gorszy od niewiernego (1Tym 5:8).

Nacisk położony w tych i podobnych wersach wydaje się oczywisty. W normalnych okolicznościach Bóg chce, aby ludzie brali odpowiedzialność za swoje powodzenie. Chce, aby ciężko pracowali, mieli uporządkowane życie, planowali je, byli zdyscyplinowani i oszczędni oraz korzystali z dobrego czasu, aby przygotować się na zły. Faktycznie Pismo zabrania chrześcijanom ochraniać tych, którzy w tym sensie nie dbają o siebie. Ich zabezpieczeniem jest nauczyć się porządku i pracowitości.

Z drugiej strony Biblia uznaje również to, że siła do zdobywania Bogactwa pochodzi od Boga (Pwt 9:18). Konsekwentnie, ci, którzy chcą pełnych stodół i kadzi muszą zacząć od zaufania Bogu i uznania raczej Jego niż polegania na swoim rozumie (Przyp 3:5-10). Dzięki temu, że ufają Bogu mogą osiągnąć powodzenie (Przyp 3:27-28). Okazywanie szczodrości ubogiemu jest nazwane pożyczaniem Panu, który odpłaci (Przyp 19:17).
Dokładnie tego samego nauczał Jezus rozszerzając temat w Nowym Testamencie: ci, którzy najpierw szukają Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, otrzymają wszystko, czego potrzebują, więc nie muszą się martwić o swoją przyszłość (Mt 6:33-34). Tacy ludzie nie polegają tak bardzo na sobie samych, lecz całkowicie na Bogu.

Choć to paradoksalne, te dwie perspektywy (polegania na sobie i na Bogu) nie są sprzeczne ze sobą. Ludzie, którzy rzeczywiście polegają na Bogu, będą żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami w każdej dziedzinie czy to pracowitości, oszczędzania, porządku i dyscypliny. Innymi słowy: osoba prawdziwie polegająca na Bogu będzie starała się polegać na sobie, zdając sobie równocześnie dobrze sprawę ze swej całkowitej zależności od Boga. W konsekwencji nawet nawrócony złodziej będzie pracował po to, aby mieć na zaspokojenie potrzeby tych, którzy nie mają (Ef 4:28).
Wszelkie zdolności, przywileje i obdarowania pochodzą od Boga, podobnie jak całe powodzenie. O ile możemy cieszyć się Bożymi darami, to okazuje się, że jakoś trudno pamiętać o tym, jak bardzo jesteśmy od Niego uzależnieni. Tak naprawdę to nigdy nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak absolutnie jesteśmy uzależnieni od Niego, musi więc nas czasami trochę tego nauczyć.
Nie chodzi o to, że musimy zależeć od Boga, w rzeczywistości zależymy od Boga w każdej chwili, absolutnie we wszystkim, bez względu na to czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Czasami, aby nam przypomnieć o tej prawdzie Bóg decyduje się na to, aby nas jakiegoś daru, którym cieszyliśmy się wcześniej, pozbawić (czasowo czy na stałe), lub może nas umieścić w takich okolicznościach, w których nie możemy funkcjonować bez daru, którego nie posiadamy.
Doświadczamy takich wyzwań jako utrapienia czy próby. Czujemy to, że zostaliśmy pozbawieni czegoś, na czym polegaliśmy, bądź zostajemy zmuszeni do zrobienie czegoś, co wychodzi poza nasz możliwości. I tak jest! Lecz o co chodzi? Bóg uczy nas tego, że tak naprawdę jesteśmy uzależnieni od Niego i że On może pracować w nas i przez nas bez względu na nasze braki.

Nawet apostoł Paweł przechodził przez tego rodzaju doświadczenia. Bóg powołał go do trudnej publicznej służby. Podróżował tysiące kilometrów po lądzie i morzu, stawał przed wiodącymi intelektualistami swoich czasów, bronił siebie i swego przesłania przed królami. A jednak Bóg dał Pawłowi „cierń w ciele” i „posłańca Szatana”, który wywoływał nieokreślone fizyczne osłabienie (2Kor 12:7). Innymi słowy: Bóg spowodował utrapienia, które działały wprost przeciwko misji, którą mu zlecił do wykonania.
Paweł prosił Pana przy trzech różnych okazjach, aby zostało to usunięte (2Kor 12:8), lecz tak się nie stało. Zamiast tego, Pan powiedział Pawłowi: „Dość masz, gdy masz łaskę moją, ponieważ moc doskonali się w słabości” (2Kor 12:9). Paweł zareagował w ten sposób, że będzie chlubił się ze słabości swoich, aby moc Chrystusa mogła na nim spocząć.
Nie chodzi o to, że Paweł potrzebował mocy Chrystusa, gdy był słaby, lecz o to, że potrzebował jej zawsze. Ten „cierń w ciele” nie stworzył sytuacji, w której jej potrzebował, a tylko uwypuklił tą potrzebę. Łaska, której Paweł potrzebował w chwilach słabości była dokładnie tą samą łaską, której potrzebował zawsze.
O ile cieszymy się Bożymi darami, czasami czujemy, że damy sobie radę ze wszystkim. Zapominamy o tym, że nawet te dary są przejawem łaski Bożej, a my potrzebujemy Jego łaski zawsze. Nigdy nie jest tak, że możemy sobie pomyśleć: „mam to”. Gdy tak się dzieje, gdy wydaje nam się, że możemy polegać na sobie, pojawiają się trudności, ból i próby, abyśmy nauczyli się polegać na Jego łasce i mocy. Bóg chce, abyśmy polegali na Nim nie tylko w czasie ucisku, lecz zawsze. Podobnie jak w przypadku Pawła, musimy nauczyć się znajdować przyjemność w słabościach, potrzebach, prześladowaniach i uciskach. Dzieje się to ze względu na Chrystusa, ponieważ gdy jesteśmy słabi On okazuje się być mocny.

Czy więc powinniśmy polegać na sobie? Odpowiedź na to pytanie jest pozytywna w tym sensie, że nie powinniśmy oczekiwać od innych ludzi, że wezmą na siebie to, za co my jesteśmy odpowiedzialni, a nawet wtedy nasze poleganie na sobie powinno być ugruntowane w stałym poleganiu na Bogu. Znajdziemy się w takich okolicznościach, gdy nie będziemy wiedzieli, co robić, nie będzie kogo pójść a wszystkie nasze dary, przywileje i powodzenie zawiodą. Wtedy będziemy wołać do Boga: „Nie mogę tego zrobić, nie mogę tego znieść!” Będziemy wtedy czuć się tak, jakbyśmy zaczynali spadać swobodnie.
W takich chwilach Bóg uczy nas tego, że to On to ma, a tak naprawdę zawsze i we wszystkich okolicznościach On jest tym, który to ma. Zawsze jesteśmy zależni od Niego, a te przypadki cierpienia po prostu przypominają nam o tej prawdzie.

Esej napisany przez Kevin T. Bauder, profesora Historycznej i Systematycznej Teologii na Central Baptist Theological Seminary. Niektórzy profesorzy, studenci i absolwenci tego Seminarium mogą nie zgadzać się z każdą opinią która jest tutaj wyrażona.

Starsi rządzą! Lecz zgromadzenia decydują

Kevin T. Bauder

[Pierwotnie opublikowano w lutym 2014.]

Przekonanie o tym, że kościoły powinny być zarządzane przez komitety starszych, działających w systemie, który w zasadzie uniemożliwia zmiany, a nowe rzeczy tworzy podobne do tych starych, opiera się na dwóch argumentach. Po pierwsze: owce (tj. zwykli wierzący znajdujący się pod opieką pastora czy starszych) nie mają kompetencji do podejmowania decyzji na rzecz całego kościoła. Nawet przy powierzchownym czytaniu Nowego Testamentu, łatwo jest to odrzucić. Nowy Testament nie tylko regularnie podkreśla duchowe kompetencje każdego wierzącego, lecz daje również liczne przypadki zgromadzeń (kościołów) wybierających sługi czy nawet starszych, wykluczających i ponownie przyjmujących członków i decydujących o doktrynie. Co najmniej kilka fragmentów wyraźnie pokazuje, że te decyzje były podejmowana przez większość zgromadzenia.

Adwokaci zarządzania starszych czasami próbują odeprzeć ten jednolity wzór nowotestamentowego nauczania przykładowo odwołując się do tego, że Paweł, Barnaba i Tytus ordynowali starszych.Te fragmenty nie przedstawiają jednostek wymuszających starszych na niechętnych zgromadzeniach. Teksty są raczej niejednoznaczne i nie wskazują na to, aby były niespójne z apostolskim powołaniem, które następuje po wyborze dokonanym przez zgromadzenie. Innymi słowy: te teksty nie stanowią rzeczywistego argumentu ani za, ani przeciwko zarządzaniu przez starszych.

Postawieni wobec tych faktów (a są to fakty), zwolennicy rządu starszych szybko uciekają do swego drugiego argumentu, a mianowicie do tego, że starsi mają rządzić, a zgromadzenie ma być posłuszne, przy czym przez „posłuszeństwo” rozumieją to, że zgromadzenia jest zobowiązane do poddania się decyzjom podjętym przez starszych. Powstaje pytanie, czy ten wniosek rzeczywiście jest wobec dowodów właściwy. Baptyści wierzą, że nie jest.

Continue reading

Serce, a wygląd zewnętrzny


Kevin T. Bauder

W każdej kampanii politycznej niektórzy politycy chcieliby zredukować deklaracje do sloganów i chwytliwych haseł. Niemniej, chwytliwe hasła, niczego nie określają ani nie wchodzą w szczegóły. Opierają się zbadania i omijają uważną myśl. Nie przydają się do umiejętnego rządzenia państwem. Nie nadają się również do teologii czy kościelnego porządku. Weźmy na przykład coś takiego, zaczerpnięte z prawdziwego kazania, wygłoszonego przez prawdziwego kaznodzieję:

Co mówi Słowo Boże na temat uwielbienia? Mój Bóg mówi: „Patrzcie na serce, a nie na zewnętrzny wygląd. Czy tak się dzieje w twoim kościele?”

Takie oświadczenie nie jest czymś unikalnym. Erupcja tego rodzaju zazwyczaj dotyczy zastrzeżeń do kultury „garnituru i krawata”, która tradycyjnie funkcjonuje w większości amerykańskiego chrześcijaństwa. Kiedy jednak już raz przyjmie się taką linię myślenia, czemu by na tym poprzestać? Na przykład, mówca, który wygłosił to stwierdzenie znany jest z tego, że w czasie głoszenia ma na sobie T-shirt z „Nastoletnimi Żółwiami Nindża” i często, aby zwrócić na to uwagę, ironicznie prosi publiczność do przyjrzenia się jego zewnętrznemu wyglądowi.

Czy więc Bóg mówi to, co ów mówca powiedział, że mówi? Czy Bogu chodziło o to samo, o co chodziło mówcy? Powyższe hasło odnosi się do 1Księgi Samuela 16:7. W tym tekście Pan posłał Samuela do domu Jessego, aby tam wyznaczyć na króla mężczyznę, który zastąpi Saula. Na Samuelu zrobił wrażenie wygląd pierwszego syna, jego wysokość i zachowanie, więc przyjął, że to Pan wybrał Eliaba. Niemniej, Pan przerwa, mówiąc: „Nie patrz na jego wygląd i na jego wysoki wzrost; nie uważam go za godnego, albowiem Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce”.

Continue reading

Dialog?

Kevin T. Bauder
[Artykuł napisany i upubliczniony w sierpniu 2008]

Fundamentaliści notorycznie odmawiają dialogu z tymi, którzy mają inny punkt widzenia. Niektórzy obserwatorzy – i niektórzy fundamentaliści – uważają, że ta odmowa jest częścią definicji fundamentalizmu, jest aspektem tego, kim oni są, ich tożsamości. Właśnie dlatego są tym, kim są.

Niektórzy fundamentaliści uważają, że każda forma dialogu jest pewnym kompromisem przekonań. Wierzą, że już posiadają „tą prawdę”, a każda dyskusja z „odrzucającymi prawdę” byłaby po prostu kwestionowaniem tej prawdy. Tacy fundamentaliści chętnie będą ogłaszać tą prawdę, lecz nie będą chcieli rozmawiać o niej, prawdopodobnie poza tymi, którzy też już ją posiedli. Ci, którzy tej prawdy nie posiadają są wyłącznie przedmiotem krytyki.

Oczywiście, są takie rodzaje dialogu, w których żaden chrześcijanin nie może brać udziału. To nie są dialogi o prawdzie, lecz o syntezach. Uczestnicy mogą przynosić ze sobą swoje tezy i antytezy, lecz nikt nie przynosi „tej prawdy”, chyba, że „prawda” jest tylko innym wyrazem określającym punkt widzenia. Taki relatywizm jest skrajnie wywrotowy nie tylko dla chrześcijan, lecz również dla całego dialogu. Chrześcijanie nigdy nie powinni uczestniczyć w żadnym dialogu, gdy warunkiem wstępnym jest, aby wyrzec się swoich przekonań, jeśli traktują je jako uniwersalne czy absolutnie prawdziwe.

Prawdziwy dialog nie wymaga od uczestników pomniejszania ich oddania swoim przekonaniom. Przeciwnie, taki dialog daje możliwość wyrażenia najgłębszych, najbardziej cennych elementów wiary w najbardziej przekonujący sposób. Prowadzony przez wprawnych i wnikliwych uczestników, może być niezwykle pouczający.

Jakie są warunki takiego dialogu? Po pierwsze: uczestnicy muszą znać i rozumieć dokładnie swoje własne pozycje. Po drugie: muszą być wprawnymi słuchaczami, którzy potrafią uchwycić i właściwie przetrawić pozycje interlokutora. Po trzecie: muszą być wystarczająco opanowani i wyrozumiali, aby łagodnie prowadzić dyskusję z ludźmi, którzy opowiadają się za wyraźnie błędnymi, dziwnymi, a nawet obraźliwymi ideami. Po czwarte: muszą być na tyle ugruntowani, aby nie dać się zmieść z chwilą, gdy usłyszą przekonująco brzmiącą prezentację alternatywnego punktu widzenia.

Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć brać udział w takiego rodzaju dialogu, a w szczególności, jakie korzyści mają nadzieję odnieść chrześcijanie, angażując się w takie konwersacje? Nawet silny chrześcijanin może mieć kilka powodów wejścia w szczery dialog.

Pierwszym powodem jest po prostu zrozumienie. Gdy trafiamy na skomplikowane mechanizmy, chcemy wiedzieć, dlaczego one działają, a nikt nie wyjaśni tego lepiej niż projektant. Systemy myślenia to skomplikowane mechanizmy, a ich projektanci (czy ich zwolennicy) najlepiej nadają się do wyjaśnienia nam, w jaki sposób się to trzyma razem. Nawet błędne idee muszą mieć w sobie coś przekonującego, ponieważ w przeciwnym razie straciłyby swój wdzięk. Ich wiarygodność zazwyczaj ukryta jest w tym, jak zostały skonstruowane. Obrońca prawdy jest zainteresowany tym, jak to się dzieje, że fałszywe idee trzymają się kupy, a nikt nie potrafi tego lepiej wyjaśnić niż ci, którzy je popierają.

Rozmowa z ludźmi mających inne punkty widzenia może również ujawnić dziury w naszym własnym myśleniu. Sami z trudnością odkrywamy słabości i wady sposobu prezentacji naszych własnych idei, nawet jeśli są to bardzo dobre idee. Wiemy o tym, że nie jesteśmy niezawodni, lecz często nie jesteśmy w stanie powiedzieć, gdzie pobłądziliśmy. Nie znamy granic własnego myślenia i argumentacji. Spotkanie z rozmówcą, który odrzuca nasz sposób myślenia, daje nam możliwość wskazania na nasze słabości. Oczywiście, musimy osądzać czy jakaś szczególna krytyka rzeczywiście wskazuje na słabość, czy też po prostu jest odzwierciedleniem uprzedzeń krytyka. Jeśli nasz krytyk faktycznie ujawnia nasze słabości to mamy możliwość naprawienia ich. Dzięki temu, mamy możliwość wzmocnienia sposobu prezentacji prawdy.

Ujawnianie naszych słabości jest żywotną funkcją oponenta. W idealnym przypadku to nasi przyjaciele powinni pomagać nam zobaczyć je. Niemniej, jeśli są oni zbyt do nas podobni, mogą być nieświadomi tych samych niedociągnięć. Jeśli (niestety) przyjaciele kierują się błędnie pojmowanym miłosierdziem to nie wskazują na nasze słabości, nawet jeśli je widzą. Przeciwnicy zaś nie pozwolą nam odejść wraz z tymi słabościami, dla których przyjaciele znajdują czasami wymówki.

Continue reading

Cywilne nieposłuszeństwo

Kevin T. Bauder

Był rok 1986. Pomimo tego, że Ronald Reagan był prezydentem już drugą kadencję, aborcja na życzenie była świetnym biznesem w każdym stanie. Wtedy właśnie Randall Terry zdecydował się zapoczątkować bardziej gorliwy rodzaj anty-aborcyjnej działalności. Przykuł się do zlewu w klinice aborcyjnej, skutecznie uniemożliwiając dostęp do aborcji do chwili, gdy został usunięty i aresztowany przez policję. Założył fundacje „Operation Rescue” (Operacja Ratunek), która wsławiła się łamaniem praw własności, blokując wejścia do aborcyjnych klinik. Terry był aresztowany co najmniej 40 razy.

Terry łamiąc prawo do swobodnego przejścia szedł zgodnie z tradycją amerykańskiego nieposłuszeństwa cywilnego. Na przykład, Henry David Thoreau, który w proteście wobec niewolnictwa odmówił płacenia swoich podatków. Spędził w więzieniu całą noc, zanim ktoś zapłacił za niego, lecz Thoreau upierał się przy tym, że jest gotowy nawet na dowolnie długi uwięzienie, dla zasady.

Nieco ponad jedno stulecie później odbywały się pozbawione przemocy marsze, oraz rozsiadanie się na ulicach, jako kluczowe narzędzie ruchu praw cywilnych. Dr Martin Luther King Jr. wyjaśnił rozszerzył rolę tych protestów poza prawa cywilne na politykę ekonomiczną. Przed śmiercią pomagał w zaplanowaniu „Poor Peopler Campaing” (Kampania Ubogich), zachęcając biednych ludzi, aby przybyli do stolicy kraju na wózkach ciągniętych przez muły, starych samochodach, każdym transportem jaki są w stanie znaleźć i, jeśli to będzie konieczne, rozsiadać się na środku ulic. Celem było „zdezorganizować funkcjonowanie miasta, nie niszcząc go”, w przeciwieństwie do uczestników zamieszek, którzy uciekali się do przemocowej formy cywilnego nieposłuszeństwa. Po zamachu na Kinga została przeprowadzona pod przewodnictwem Ralpha Abernathy.

Co chrześcijanie powinni myśleć o cywilnym nieposłuszeństwie? Krótko mówiąc: nie da się jej lekko odrzucić. W Biblii pełno jest przykładów wierzących, którzy dla zasady odrzucali mandat cywilnych władców. Rodzice Mojżesza ukryli go wobec rozporządzenia faraona. Szadrach, Meszach i Abednego odmówili zgięcia kolana przed figurą Nabukadnezara. Dzieci Izraela budowały świątynię pomimo zakazu cesarza. Piotr i apostołowie nie przestali głosić Jezusa mimo tego, że Sanhedryn zażądał tego od nich. Paweł odrzucił propozycję rady Filippi, aby po cichu wyjechał z miasta, domagając się uznania tego, że zostali wraz z Sylasem źle potraktowani.
Wszyscy zgadzają się z tym, że ludzkie prawa czy zarządzenia należy ignorować jeśli w wyraźny sposób prowadzą do nieposłuszeństwa wobec praw Bożych. Ludzkie prawo, które zmusza ludzi do zrobienia tego, czego Bóg zabrania, bądź prawo zakazuje robić to, co Bóg wymaga, jest prawem, które nie ma moralnej mocy. Naruszanie takiego prawa może prowadzić do surowych konsekwencji ze strony cywilnej władzy, lecz takie naruszenie będzie błogosławione przez Boga.

Co więcej, Pismo sugeruje, że to rządzący są związani prawami. To dlatego dzieci Izraela nadal budowały świątynię, gdy przyszedł zakaz budowy – dysponowali zarządzenie poprzedniego władcy Persji ( „prawo Medów i Persów”), które wymagało od nich, aby tą budowę kontynuowali. Zatrzymanie pracy byłoby zarówno nielegalne jak i niemoralne, a zarządzenie domagające się powstrzymania pracy ostatecznie zostało unieważnione. Niższe prawo, które zaprzecza wyższemu może być złamane w sposób moralny.

Wielu chrześcijan dowodzi, że prawa nie obowiązują tam, gdzie cywilna władza przekracza swój prawnie nadany autorytet. Często znalezienie tego właściwego zakresu władzy jest kontrowersyjne, lecz większość chrześcijan uznaje to, że jest coś takiego jak przekroczenie władzy przez rządzących oraz to, że „irlandzka demokracja” (czyli traktowanie prawa tak, jakby bo nie było) jest co najmniej czasami właściwą moralną reakcją.

Wracając do Randall Terry, Henry David Thoreau, Poor People’s Campaign. Istotą, która tutaj wyróżnia te sytuacje jest to, że oni nie łamali niesprawiedliwego prawa. Korzystali z łamania prawa sprawiedliwego, aby zaprotestować przeciwko temu, co było uważane za niesprawiedliwe. Jest to gigantyczna różnica. Pismo nigdzie nawet nie sugeruje, aby słuszne prawa można było łamać z moralną bezkarnością. Wręcz przeciwnie – właśnie te prawa miał na myśli Piotr, gdy pisze o tym, aby ludzie poddawali się każdej ludzkiej instytucji (1Ptr 2:13-17).

Co więcej, nie chodzi o to czy protest nie stosuje przemocy. Różnica między ‘przemocowym’ i ‘bezprzemocowym’ łamaniem prawa jest tego rodzaju, że uczestnicy zamieszek łupią sklepy i wynoszą ze sklepów produkty, podczas gdy protestujący, którzy blokują ulicę pozbawiają kupca klientów. W każdym przypadku sklepikarz jest pozbawiany środków utrzymania. Widoczna tutaj różnica jest to sprawa taktyki, a nie moralności. Ta myśl została uchwycona przez współczesne ruchy różnych form protestu nie korzystających z przemocy. Na przykład: Soulforce, grupa popierająca gejów, opublikowała ostatnio następujące przemyślenia na temat akcji prowadzonych przez „Black Lives Matter”:

Dla nas brak przemocy należy do zasad organizacji, które były skuteczne w działaniu Soulforce w przeszłości, i jest strategią, która, jak mamy nadzieję, pomoże jak największej ilości naszych ludzi bezpiecznie ujawnić się, gdy domagamy się tych zmian, których pragniemy. Uznajemy i potwierdzamy to, że nie korzystanie z przemocy może być sposobem na wyrażenie osobistego stanowiska moralnego. Równocześnie NIE do nas należy potępianie tych, którzy decydują się na inną niż my strategię działania.

Innymi słowy: dla takich grup jak Soulforce protesty pozbawione przemocy nie są w jakimś ogólnym czy obowiązującym sensie, moralnie wyższej wartości do tych drugich. Skoro więc pozbawione przemocy nieposłuszeństwo wobec sprawiedliwego prawa jest moralne to dla kogoś innego może być moralne użycie przemocy. W tym punkcie Soulfroce ma rację: jeśli chodzi o łamanie słusznego prawa, rozróżnienie między użyciem przemocy i jej brakiem jest sprawą wygody, a nie zasady.
Randall Terry zmusił w latach 80-tych i na początku 90-tych konserwatywnych ewangelików do przemyślenia tego problemu. Ostatecznie, niektórzy z nas doszli do wniosku, że nie jest właściwe łamanie słusznego prawa po to, aby uzyskać jakieś dobro. Jeśli prawo jest jawnie niesprawiedliwe to możemy słusznie łamać to prawo, lecz Bóg nie gwarantuje zgody na łamanie sprawiedliwego prawa, aby oprotestować to niesprawiedliwe. Doszliśmy do wniosku, że słuszne wtedy jest dla władzy aresztować Terry’ego i oskarżyć go o łamanie prawa. Jest to właściwa reakcja cywilnej władzy na wszelkiego rodzaju cywilne nieposłuszeństwo, której wymaga łamanie sprawiedliwych praw.

Prawdopodobnie spotkamy się z tym problemem w znacznie większym natężeniu w przyszłości. Postawa amerykańskiej cywilizacji wobec chrześcijaństwa zmienia się. Sądowe decyzje, polityka wykonawcza oraz postanowienia legislatywne w coraz większym stopniu marginalizują chrześcijańską praktykę oraz perspektywę. Równocześnie ludzie posiadający sumienie muszą przeciwstawiać się pewnym prawom. Tradycja cywilnego nieposłuszeństwa mówi nam, aby łamać sprawiedliwe prawa po to, aby pozyskać uwagę, podnieść stopnień świadomości oraz zaprotestować wobec niesprawiedliwości. Jest to tradycja, którą powinniśmy odrzucić. Musimy zapewnić to, aby akty cywilnego nieposłuszeństwa były skierowane wyraźnie i wyłącznie przeciwko niesprawiedliwym prawom. W przeciwnym razie zasługujemy na takie samo traktowanie jak zwykli przestępcy.

Biskupi i ojcowie

nick_wide_header
Kevin T. Bauder
Dyskusje nad kongregacjonalizmem i rządem starszych wcześniej czy później kończą się na 1Tym 3:4-5. W tym wersie Paweł stwierdza, że biskup musi dobrze zarządzać swym domem, ponieważ mąż, który nie wie, jak zarządzać domem, nie będzie w stanie troszczyć się o kościół Boży. Wśród licznych rzeczy wymienione jest to, że dzieci biskupa mają być posłuszne (dosłownie w ang. oryg.: pod kontrolą – przyp. tłum.) Ludzie wierzący w to, że biskupi/starsi powinni podejmować decyzje w sprawach zgromadzeń uwielbiają wskazywać na te wersy, obstając przy tym, że autorytet/władza męża i ojca, w szczególności wobec dzieci, jest taka sama, jak w przypadku autorytetu/władzy starszych w podejmowaniu decyzji w kościele.

Wyciąganie wniosków z 3 rozdziału 1Listu do Tymoteusza na podstawię wadliwego widzenia rodzicielskiej władzy, utrzymuje błędną teorię na temat przywództwa pastora. Te argumenty dzielą się co najmniej na trzy rodzaje.

Po pierwsze: jest to źle zrozumiana biblijna rola przywódcy, którą Biblia przypisuje mężowi i ojcu. W anachroniczny sposób przypisuje współczesnej, drobnomieszczańskiej rodzinie nowotestamentowy termin „domostwo”. W Nowym Testamencie oikos składa się z większej ilości członków niż mama, tata i 2.5 dziecka. O ile typowe jest to, że obejmuje zarówno męża i żonę, jest tam znacznie więcej osób. Nie było czymś dziwny, gdy dorośli synowie i córki otrzymywali osobne pomieszczenia w ramach tego samego domostwa (monai z J14:2). Ostatecznie, mogli tam również zamieszkiwać małżonkowie i dzieci tych synów i córek. Co więcej, mogli również znaleźć tam miejsce starzejący się rodzice zarówno męża jak i żony. Jeśli w tym domu była prowadzona jakaś działalność gospodarcza to taki oikos mógł również obejmować zamieszkujących w miejscu pracy pracowników czy służących. W bogatszych domach również niewolnicy mogli stać się uczestnikami oikos. W końcu mogli tam również przebywać goście, którzy mieli prawo do skorzystania z gościnności, być może nawet na dłuższy okres. Na elastyczność tego nowotestamentowego pojęcia wskazuje domostwo Lidii, która wydaje się pojawiać w tekście bez męża i dzieci, a jednak całe domostwo zostało ochrzczone wskutek zwiastowania Pawła i Sylasa, którzy później przyłączyli się do jej domostwa na chwilę.

Continue reading

Moc Boża


Kevin T. Bauder
[Artykuł pierwotnie pojawi się w In the Nick of Time 26 stycznia 2007.]

„Czy masz moc Bożą?” Wielki Mąż wrzasną te słowa z szydzącym, meksykańskim akcentem. Z nabrzmiewającymi żyłami i chrapliwym głosem wydzierał się po raz drugi: „Powiedziałem, czy masz MOC BOŻĄ?” Najwyraźniej myślał, że łatwowierny młodzieniec do którego mówił, nie miał tej mocy. Mówił dalej o tym, jakąż to bandą nieudaczników większość z nich prawdopodobnie zostanie (no, nie tacy jak on). Boża moc była przede wszystkim zarezerwowana dla Nielicznych. Przychodziła tylko do tych, których można porównać z Abrahamem Lincolnem i Douglasem MacArthurem. Podszedłem do niego, a ten raczył swoich słuchaczy opowieściami o przebudzeniach, których dokonał. Teraz prowadzi szkołę, której całym celem jest przygotować tych Nielicznych; inni uczniowie będą traktowani jak plewa na wietrze. Następnie zmienił swój głos na coś między szlochem a szeptem, aby zadać ostatnie pytanie: „Czy masz moc Bożą?”

Czy pytanie było wykrzyczane czy zadawane z uczuciem wydawało się sugerować to, co wychodziło z ust Wielkiego Męża. Był to ten rodzaj pytania, które mogłoby posłać bezbronnego dorosłego do piwnicy w akademiku, aby się mógł wypłakać i wołać do Boga, aby wylał choć trochę Swej mocy na niego. Ach, mieć moc Bożą!

Kto z nas miałby na tyle bezczelności, aby faktycznie twierdzić, że posiada moc Bożą? Czy u każdego, poza Wielkim Mężem, takie twierdzenie nie trąciłoby arogancją, a być może nawet megalomanią?

Nie, nie byłoby tak. A tak naprawdę to czy ktoś posiada moc Bożą jest raczej prostą do uzyskania informacją. Ty również wiedzieć czy posiadasz moc Bożą, odpowiadając na kilka prostych pytań.

Continue reading