Category Archives: Bauder Kevin

Trzy Boże Narodzenia


Kevin T. Bauder

Jedna z ulubionych, odwiecznych dyskusji wśród konserwatywnych chrześcijan dotyczy obchodzenia Bożego Narodzenia. O ile większość chrześcijan obchodzi je z radością i entuzjazmem, niewielka mniejszość odrzuca na podstawie jednej lub kilku podstaw. Niektórzy mówią, że to jest pogańskie święto, inni upierają się przy tym, że jest to święto kościoła rzymskiego (dowodem ma być „mass” (msza) na końcu nazwy), jeszcze inni wnoszą zastrzeżenie, że ono łamie Zasadę Przepisu, czy jak nazywają to Reformowani, Zasadą Regulacji. Jest to zasada, która ogranicza porządek kościoła do elementów, które są bezpośrednio autoryzowane przez Pismo, a w szczególności przez Nowy Testament.

Twierdzenie, jakby Boże Narodzenie było pogańskim dniem wydaje się godne niepokoju. Spora część tego opiera się na spekulacjach. Najczęściej powtarzane jest to, że data Bożego Narodzenia oraz zwyczaj dawania prezentów zostały skopiowane z rzymskich saturaliów to właśnie przykład takiej spekulacji. Istnieją nieliczne rzeczywiste dowody, które to popierają. Prawda, wydaje się, że Rzymianie wymieniali dary w okolicach saturaliów, które były obchodzone pod koniec grudnia i na początku stycznia. Niemniej, faktycznym problemem jest kto na kogo miał wpływ. To, że chrześcijanie zapożyczyli owe święta od pogan jest urojeniem Oświecenia. Równie dobrze mogło być na odwrót.

Nie sugeruję, że Boże Narodzenie nie ma korzeni sięgających pogańskich obchodów. W cywilizacji, która pożycza nawet nazwy dni i miesięcy z pogańskiego politeizmu, byłoby dziwne, gdyby przed chrześcijańskie zwyczaje nie zostały przekazane chrześcijańskim obchodom. Jednakże to, samo w sobie, niekoniecznie oznacza, że te zwyczaje są bardziej złe niż nazywanie dni tygodnia Wednesday (Wotan’s Day) czy Thursday (Thor’s Day).

Zanim pójdziemy dalej, prawdopodobnie powinniśmy rozróżnić trzy różne znaczenia zwrotu Boże Narodzenie. Różnią się one od siebie tak bardzo, że w rzeczywistości odnoszą się do trzech oddzielnych świąt. O ile te święta przypadają na ten sam czas, każde z nich ma swoje własne rytuały i zwyczaje. Możemy przyznać to, że one na siebie zachodzą, lecz ten fakt nie usuwa ogromnych różnic między tymi trzema świętami.

Po pierwsze: Boże Narodzenie jest świętem komercyjnym. Ten dzień został przyjęty w drugiej połowie dziewiętnastego wieku wraz z pojawieniem się popularnej kultury i jej wykorzystania przez handlowców. Komercyjne Boże Narodzenie zostało wymyślone i wypromowane przez Tomasza Nesta, Currier’a i Ives i im podobnych. Do końca XX wieku poddało się duchowi zachłanności. Jest to dzień, który igra na ludzkiej chciwości. Zamienił się w dawanie prezentów w oczekiwanie prezentów i w ten sposób domaganie się prezentów. Pozostaje w naszej cywilizacji najważniejszym świętowaniem chciwości. Choć nikt nie może protestować przeciwko dawaniu darów, trudno jest zrozumieć to, jak jakikolwiek chrześcijanin może wejść w Ducha Komercyjnego Bożego Narodzenia, bez zanieczyszczenia się.

Po drugie: Boże Narodzenie jest świętem kulturalnym. Jest to dzień czerwieni i zielenie, ostrokrzewu i bluszczu, eggnog (gęsty napój z mleka i jaj serwowany w czasie Bożego Narodzenia – przyp.tłum.),  kolędowania, błyskotek i światełek. Takie zwyczaje jak bożenarodzeniowe wycinanki, szopki i chodzenie po kolędzie, świece, dzwoneczki, renifery oraz Święty Mikołaj są częścią tego święta. Niektóre z tradycji kulturalnego Bożego Narodzenia sięgają starożytności i być może mają pogańskie pochodzenie. Inne są relatywnie młode, a jeszcze inne (np. Rudolf) pojawiły się jako zapożyczenie z tamtego komercyjnego święta.

Z praktycznego punktu widzenie obchodzenie kulturowego Bożego Narodzenia prawdopodobnie nikomu nie krzywdy nie zrobi, a jest wspaniałą zabawą. Nawet (prawdopodobne) pogańskie pochodzenie niektórych tradycji nie jest niczym poważnym. Ostatecznie nikt tych kostiumów nie traktuje w jakimkolwiek pogańskim sensie dziś i niemal lub całkowicie straciły jakiekolwiek bałwochwalcze powiązania. W najgorszym przypadku są one moralnym odpowiednikiem mięsa, które było składane bałwanom tak dawno temu, że nikt z żyjących dzisiaj tego nie widział (ani ich dziadkowie).

Niebezpieczeństwo kulturowego Bożego Narodzenia pojawia się wtedy, gdy zostaje zmieszane z chrześcijańskim świętem, które z braku lepszej terminologii powinno zostać nazwane teologicznym Bożym Narodzeniem. Teologiczne Boże Narodzenie jest świętowaniem wcielenia, skupia się na tajemnicy wiecznej Drugiej Osoby dodającej do Swojego bóstwa całkowicie ludzką naturę. To jedno jest zasadniczym wydarzeniem w historii zbawienia, wydarzeniem takiego rodzaju, że chrześcijanie musza zastanawiać się nad tym bardzo często i bardzo głęboko.

To jest całe usprawiedliwienie, którego chrześcijanie potrzebują, aby świętować teologiczne Boże Narodzenie (tak przy okazji, ta „msza” na końcu słowa oznacza po prostu kościelne nabożeństwo i nie jest formalnym rytuałem obejmującym domniemaną transsubstancjację). W zasadzie i w pewnym sensie właśnie to robimy. W okresie Bożego Narodzenia zwyczajnie kierujemy swoją uwagę w szczególny sposób na cud wcielenia, oddzielając czas na  dobrowolne zastanowienie się nad tym. W zasadzie każdy okres roku nadawałby się do takiego świętowania wcielenia, a końcówka grudnia jest równie dobra, jak każdy inny miesiąc. Dość interesujące jest to, że niektórzy z najlepszych naukowców wskazują na to, że rzeczywiście mógł to być czas narodzin Jezusa.

Właściwie przeprowadzone obchody wcielenia mogą być wspaniałym okresem kontemplacji, nauki, refleksji i oddania. Niemniej w tym właśnie miejscu pojawia się niebezpieczeństwo ze strony kulturowego Bożego Narodzenia. Nadmierne podkreślanie tego elementu świąt rozproszy większość ludzi i uniemożliwi im skupienie się na teologicznej części. Będą myśleć o reniferze, gdy powinni zastanawiać się nad Bogiem w ciele. Ich umysły będą zajęte kartkami świątecznymi i ciastami, podczas gdy powinny być skupione na uniżeniu Chrystusa.

Nie znaczy to koniecznie, że owe kulturowe Boże Narodzenie jest złe, lecz musi być utrzymane na właściwym dla niego miejscu. Nie jest nim kościół. Jedynym sposobem na uniknięcie pomieszania teologicznego i kulturowego Bożego Narodzenia jest utrzymywanie każdego z nich we właściwej sferze. Kulturowe Boże Narodzenie, jakkolwiek jest radosne, jest świecką działalnością (w sensie „powszechności”), która znajduje się poza rozmyślnym oddawaniem czci. Nie cieszy w domu, na sali, lecz niech nie wtrąca się do świątyni. I nie popełniajcie tu błędu: każdy nowotestamentowy kościół jest świątynią, w rzeczywistości: miejscem Najświętszym.

Musimy poważnie traktować ostrzeżenie Jana: „Dzieci, unikajcie bałwochwalstwa”. Musimy strząsnąć z siebie bałwochwalstwo komercyjnego Bożego Narodzenia. Niemniej możemy obchodzić tradycje i zwyczaje kulturowego Bożego Narodzenia dopóki utrzymujemy je tam, gdzie ich miejsce. Jeśli chodzi o teologiczne Boże Narodzenie, prawdziwe chrześcijańskie Boże Narodzenie, powinniśmy uchwycić się tej idei. Data i okres nie są biblijnie nakazane, lecz temat sprawy tak. Cud wcielenia powinien ująć nas choć jeden raz w roku.

Tak więc, bez przepraszania czy wahania, życzę wam Szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia.

– – – – – – – – – – –

Kevin T. Bauder był do niedawna dyrektorem Central Baptist Theological Seminary — www.centralseminary.edu

бесплатно продвижение сайта в интернете

Tolerancja; wyznaczanie granic

Kevin T. Bauder

Nie ma takiego społeczeństwa, które może tolerować wszelkie pomysły czy zachowania, ani też żadne dotąd tego nie robiło. Bez najmniejszego wyjątku każdy społeczny porządek ustanawia pewne granice akceptacji mowy i zachowania. Społeczność całkowicie pozbawiona państwowej interwencji w podejściu do tolerancji będzie przechodzić do anarchii i szybko przestanie istnieć jako społeczeństwo.

Jeśli nieograniczona tolerancja jest śmiertelnym zagrożeniem dla społeczeństwo to brak tolerancji jest równie śmiercionośny. Żadne dwie ludzkie jednostki nie zgodzą się w żadnej sprawie i co do żadnego zachowania. Brak tolerancji dla odchyleń od własnych zasad prawdy i prawa to skazanie się na funkcjonowanie jako samotna wyspa, czy nawet gorzej, jako jednoosobowa armia. Oznacza to ogłoszenie wojny z całą resztą ludzkiej rasy i dopuszczanie do społeczności tylko tych jednostek, które poddadzą się akceptowanym ideom i zachowaniom. To jest tyrania.

Istotne jest więc posiadanie pewnej miary tolerancji po to, aby uniknąć tyranii, lecz równocześnie konieczne są również pewne jej ograniczenia, aby uniknąć anarchii. Sprawiedliwość wymaga właściwej miary tego, co powinno być tolerowane, zatem wyznaczenie granic tolerancji jest ważnym przedmiotem troski każdego społeczeństwa.

Refleksja nad tym prowadzi do kilku odkryć. Tolerancja nie sugeruje zgody, a niezgoda nie buduje nietolerancji. Idee mogą być tolerowane w większym stopniu niż działania. Mimowolne społeczeństwa muszą być bardziej tolerancyjne; dobrowolne – mniej. Granice tolerancji muszą być określone przez dozwolone władze, a tym władzom nie wolno przekraczać ich ograniczeń.

Biorąc pod uwagę te odkrycia pozostaje zadać ważne pytanie: Jakie są właściwe granice tolerancji? Na jaki standard należy się powoływać, aby uznać, że granice są do przyjęcia lub nie? A ujmując to bardziej precyzyjnie, jakie granice i standardy są właściwe dla mimowolnych społeczności takich jak rządy?

Wielu chrześcijan usiłuje odpowiedzieć na to pytanie, odwołując się bezpośrednio do Biblii. Jeśli Biblia mówi, że jakieś zachowanie jest grzechem to, wnioskują, nie powinno ono być tolerowane przez społeczeństwo. Państwo powinno wymuszać wszelkie biblijne standardy moralności i sprawiedliwości.

Takie podejście do biblijnego objawienia jest formą teokracji. Ostatecznie, taki kształt przyjmie światowy rząd Mesjasza. Gdy Mesjasz przejmie panowanie nad politycznymi i społecznymi strukturami ziemi to posłuszeństwo boskiemu prawu będzie wymagane od wszystkich ludzi. Post-milenialiści chcą to boskie panowanie przyspieszyć, wierząc, że może zostać ono ustanowione przed powrotem Chrystusa na ten świat. Pre-milenialiści naciskają na to, że nie da się boskiego panowania wprowadzić przed powrotem Chrystusa i będzie sprawowane z Tronu Dawidowego w Jeruzalemie. Niemniej zwolennicy obu wersji tysiącletniego królestwa zgadzają się co do tego, że ta teokracje zostanie ustanowiona w jakimś historycznym okresie i obie zgadzają się na to, że reprezentuje to idealny społeczny porządek.

Co jednak z współczesnym wiekiem? Czy chrześcijanie powinni starać się ustanawiać biblijną moralność i standardy, które określają te granice tolerancji? Czy wszystkie niebiblijne idee i zachowania powinny zostać zakazane? Pozytywna odpowiedź na to pytanie wywołuje kilka poważnych problemów.

Po pierwsze: pojawia się problem praktyczny czyli fakt, że chrześcijanie nie zajmują pozycji, która umożliwia wymuszanie boskich praw na swoich społeczeństwach; brak im takich możliwości zarówno pod względem liczbowym na świecie, jak i wpływów jakie w nim mają. Oczywiście, post-milenialiści wierzą, że Chrystus ostatecznie te wpływy zdobędzie, lecz nie ma jasności w jaki sposób. Czy chrześcijanie zdobędą dominację nad społeczeństwem ponieważ lepiej myślą? Bo są lepszymi ludźmi? Ponieważ szybciej się rozmnażają niż świeccy? Czy też tylko dlatego, że lepiej strzelają? Różnią się między sobą w swym własnym obozie i nic dziwnego. Biblia nie oferuje żadnego sposobu przejęcia przez Bożych ludzi społeczeństwa. Ci, którzy decydują się na coś takiego, są skazani sami na siebie.

Po drugie, biblia sama nie daje nam wyraźnego mandatu do wymuszania biblijnej sprawiedliwości w ramach naszego obecnego społecznego porządku. Nie tylko Biblia nie artykułuje planu przejęcia społeczeństw przez Chrześcijan, lecz nigdy nawet nie mówi o tym, że chrześcijanie powinni to robić. Prawda, Bóg ustanowił teokrację w ramach starotestamentowego Izraela, niemniej byli to szczególni ludzi i unikalny naród. Bóg nigdy nie sugerował tego, aby Izrael wymuszał swoje prawa na wszystkich pogańskich narodach. Biblia nigdy nie daje najmniejszej wskazówki ku temu, aby uważać, że cały kod synajski był przeznaczony dla wszystkich ludzi.

Każdy przykład działania izraelskiej teokracji rozpada się przeniesiony do nowotestamentowego chrześcijaństwa. Wyraźnie widoczne jest dla każdego, że model i porządek Bożego ludu zmienia się wraz ze zmianą Testamentu. Nawet jeśli Izrael i Kościół to ci sami ludzie, kształt tej społeczności zmienił się i wszelkie próby ustanowienia teokracji muszą ograniczać się do społeczności rzeczywiście objętej przymierzem, a nie do społeczeństwa jako całości. To ograniczenie było niezmiennie respektowane przez apostolski kościół, który nigdy nie starał się wprowadzać chrześcijańskich wartości czy biblijnych praktyk odwołując się do cywilnych władz.

Po trzecie: sami chrześcijanie nie zgadzają się, i prawdopodobnie nie mogą zgodzić się, między sobą co do tych biblijnych granic tolerancji. Tak więc, gdyby jakakolwiek grupa chrześcijan zdobyła władzę musiałaby przymusić nie tylko niezbawiony świat, lecz również tych chrześcijan, którzy się nie zgadzają z nimi. Takie podejście jest wyraźnie widoczne w czasach purytańskiej teokracji Nowej Anglii. Z powodu swej wizji chrześcijańskiej sprawiedliwości purytanie zmietli baptystów a nawet skazali Rogera Williamsa na zagłodzenie i zamarznięcie na odludziu.

Oczywiście, największy problem z wprowadzeniem biblijnej sprawiedliwości przez cywilny rząd jest taki, że jest to po prostu nie do wykonania. Można podać najbardziej oczywisty przykład, najbardziej grzeszny akt jaki człowiek może popełnić czyli odrzucenie Jezusa Chrystusa jak Zbawiciela. Czy więc chrześcijanie powinni starać się o prawa sprzeciwiające się odrzuceniu Chrystusa, w tym silne represje przeciwko tym, którzy nie wyznają wiary? Bardzo niewielu, nawet wśród antynomistów, stanęłoby za takimi drakońskimi metodami.

Chrześcijanie, którzy chcą, aby państwo wymuszało biblijną moralność często powołują się na rozróżnienie między zewnętrzną uległością, którą możne wymusić, a wewnętrzną akceptacją, której nie można. Niemniej, takie rozróżnienie nie jest tak bezsporne jak się wydaje. W niektórych przypadkach jest to de facto zgoda tylko na to, aby niektóre biblijne moralne standardy zostały wprowadzone przez cywilne władze. Taka zgoda prowadzi bezpośrednio z powrotem do pierwotnego pytania: jaki jest standard według, którego określamy granice tolerancji, które powinny być wyznaczone. Jeśli tylko część biblijnej moralności może być wymuszona, to biblijne objawienie moralności nie jest samo standardem.

W teokracji Tysiącletniego Królestwa taka niejasność nie będzie stanowiła problemu. Kiedy Mesjasz będzie rządził z tronu, cały świat całkowicie przyłączy się do stosowania boskiego, objawionego prawa. Niemniej, dopóki nie przyjdzie Mesjasz, przyszłe próby wymuszenia biblijnej moralności przez władze państwowe nie przyniosą prawdopodobnie więcej sprawiedliwości i nie będą bardziej skuteczne niż było to w przeszłości.

Pewne wykroczenia muszą być tolerowane, inne nie mogą. Biblijne objawienie Bożych moralnych wymagań samo w sobie, nie określa, które są które. O ile chrześcijanie muszą wierzyć w Biblijne objawienie i żyć zgodnie z nim, o tyle nie mają zgody na wymuszanie go na swoich społeczeństwach kaptując sądym, należy znaleźć jakiś inny grunt.

Kevin T. Bauder jest dyrektorem Central Baptist Theological Seminary

—————————————————————————————

Kevin T. Bauder © 2007, „Tolerance: Deciding the Boundaries”.

Biorąc pod uwagę te odkrycia pozostaje zadać ważne pytanie: Jakie są właściwe granice tolerancji? Na jaki standard należy się powoływać, aby uznać, że granice są do przyjęcia lub nie? A ujmując to bardziej precyzyjnie, jakie granice i standardy są właściwe dla mimowolnych społeczności takich jak rządy?seo продвижение стоимость