Category Archives: Brogden Chip – artykuły

Drzewo figowe nie ma fig

Chip Brogden

Wzrastająca ilość ludzi dochodzi do wniosku, że socjalne korzyści z chodzenia do kościoła nie są w stanie już więcej rekompensować braku duchowego życia.

I ujrzawszy przy drodze jedno drzewo figowe zbliżył się do niego, ale nie znalazł na nim nic oprócz samych liści” (Mt 21:19).

Ludzie są już zmęczeni przychodzeniem do drzewa figowego, które wydaje się obiecywać owoce, lecz nie oferuje głodnemu do jedzenia nic innego poza liśćmi. „Nigdy więcej. Cokolwiek to miejsce znaczyło dla mnie, jakiemukolwiek celowi służyło, nie jest to już miejsce, które reprezentuje Pana Jezusa. Nie jestem w stanie tego wyjaśnić dokładnie, nie rozumiem dlaczego i jak, lecz religia kościoła utrudnia moją relację z Panem i już czas, żebym stąd odszedł”.

W Księdze Objawienia widzimy dwie grupy wierzących, którym dobrze szło, których Pan nie napomniał, a otrzymały  od Niego pochwałę; tylko dwie spośród siedmiu, które Go satysfakcjonowały. Zanim zaczniesz myśleć, że to twój kościół należy do tej grupy, pozwól, że powiem ci o jednej rzeczy, która była dla nich wspólna: w obu przypadkach wierzący cierpieli prześladowania. Czy nie jest to interesujące w jaki sposób prześladowanie wymusza reorganizację priorytetów? Czy nie jest zdumiewające to, że jedyne zbory, które całkowicie zadowoliły Pana, przechodziły przez głębokie doświadczenia i prześladowania? Prześladowanie wymusza modyfikacje, przynosi poczucie wiecznego celu.

Pracując w ramach pewnej denominacji miałem służbę skierowaną na wypalonych pastorów. Jakże wspaniała służba: nigdy nie braknie wypalonych pastorów. Przejmowałem na jedną czy dwie niedziele kazalnicę, aby dać im czas na odpoczynek, spędzałem czas z ich rodzinami, prowadziłem poradnictwo czy cokolwiek było w danym miejscu potrzebne, a na co nie mogli poświęcić czasu, gdyż byli zbyt pochłonięci prowadzeniem swego kościoła. Otwiera to oczy na wiele rzeczy.

Pamiętam, jak zadzwonił do mnie pastor średniej wielkości kościoła i zaprosił mnie na obiad. Zgodziłem się, ponieważ pochlebiało mi to i naprawdę byłem ciekaw, gdyż uważałem go za kogoś odnoszącego sukces – kościół wzrastał, mieli ładną kaplicę, jeździł porządnym samochodem i nosił dobre ubrania. Miałem z tym wszystkim problemy, więc był kimś na kim należałoby się wzorować.
Miałem nadzieję, że otrzymam jakieś słowo wiedzy czy myśli, które pomogą mi  być jak on. Continue reading

Czy należy „bać” się Boga?

http://chipbrogden.com/wp-content/uploads/chipbrogden-logo-sticky.png

Chip Brogden

Usłyszałem szelest twój w ogrodzie i zląkłem się, gdyż jestem nagi, dlatego skryłem się(Rdz 3:10). 

W Biblii strach po raz pierwszy jest wspomniany w kontekście człowieka obawiającego się Boga. Zastanówcie się nad tym przez chwilę. To jest pierwsza fobia w zarejestrowanej historii Teofobii – strachu przed Bogiem. Jest to właściwe określenie – Teofobia. Znajdziesz ten wyraz w medycznym słowniku, a oznacza on: „chorobliwy strach przed Bogiem”.

Człowiek niemal od samego początku swego istnienia cierpiał na Teofobię, a to wskazywałoby na to, że praktycznie każdy strach, który odczuwamy – nie wszystkie, ale większość z nich – wiąże się z tym nadrzędnym, przytłaczającym strachem przed Bogiem. W większości opiera się on na niewiedzy – obawiam się tego, czego nie wiem, czego nie rozumiem. Skoro więc nie znam Boga i nie rozumiem Go, a religia karmi mnie nieustanną dietą nieprawd i półprawd o Bogu, grając na moich obawach,to oczywiście będę się bał Boga. Ten strach sprawia, że albo będę uciekał przed Bogiem, albo będę podejmował starania, aby się Mu podobać, na przykład: może pójdę do kościoła, ponieważ myślę, że Bóg z tego powodu ucieszy się.

Trzeba koniecznie zrozumieć, że religijna osoba starająca się przypodobać Bogu jest równie nieświadoma, jak „grzesznik” starający się ukryć przed Bogiem – ani jeden, ani drugi rozumieją poprawnie Boga. Wszystko, co robią jest zbudowane na strachu. Jeden nie chodzi do kościoła, bo boi się Boga, drugi chodzi z tego samego powodu. Czy nie jest to ciekawe, jak strach prowadzi ludzi do zupełnie przeciwnych postaw!

Bóg nie prowadzi nas według naszych obaw. Jakże łatwo jest usprawiedliwić różne lęki pod pretekstem: „Czuję się tak prowadzony”. Czy rzeczywiście jesteś tego pewien? Wielokrotnie bywa tak, że nie jesteśmy prowadzeni przez Boga, lecz przez nasze obawy. Weźmy na przykład kogoś, kto ma objawienie Chrystusa, ma objawienie Ciała Chrystusa, Kościoła, który Jezus buduje, lecz trzyma się tego miejsca, gdzie jest, pomimo że jest to całkowicie dla niego martwe. Jaki podaje powód? „No, obawiam się. Dokąd pójdę. Co pomyślą przyjaciele?” Pastor dowiaduje się o tym i mówi, że musisz przecież być pod duchową ochroną, a wilki lubią polować na odizolowane owce. Jeśli więc, nie zostaniesz w kościele, diabeł dorwie cię i Bóg nie będzie z tego zadowolony itd., itp. Wtedy racjonalizuje się całą sprawę, mówiąc, że Bóg chce, aby pozostał tam, gdzie jest, aby „być światłem w ciemnym miejscu”, kwitnął tam, gdzie jest zasadzony, no i te wszystkie bezsensowne rzeczy. Nie twierdzę, że tak się nie może stać, pytam czy rzeczywiście Bóg chce, abyś trzymał się tego, czy też poddajesz się strachowi?

Bóg nie dał nam ducha strachu. To jest istota – nie chodzi o to czy właściwe jest pozostać bądź wyjść, czy nie – lecz raczej, co tobą kieruje? Jakie są twoje motywacje. Co cię kontroluje?

Biblia mówi, że „Bóg jest miłością”. Mówi również, że „doskonała miłość usuwa strach”. Bóg jest doskonały i Bóg jest doskonałą miłością. Tak więc, miłość, a nie strach, powinna być cechą charakteryzującą przyjaźń z Bogiem. Naszą motywacją działania ma być miłość, a nie strach. Weźmy pod uwagę codzienny czas poświęcany Bogu. Mnóstwo ludzi modli się i czyta Biblię kilka minut dziennie na początku dnia. Wielu tego nie robi i czują się z tego powodu winni. Chciałbym, abyś zaczął badać motywacje, które stoją za tym. Zapytaj samego siebie: Dlaczego? Pytając, zacznij grzebać coraz głębiej i głębiej. Tu nie chodzi o to, co robisz, czego nie robisz, lecz o to, dlaczego? Bardzo łatwo przychodzi nam zmienić coś duchowego w coś religijnego. Wtedy, gdy zdarzy się nam ominąć taki modlitewny poranek, jesteśmy poirytowani i źli przez resztę dnia, bądź odczuwamy poczucie winy, że tego nie zrobiliśmy. Możemy czuć się dobrze, bo zrobiliśmy to i myśleć, że jesteśmy bardziej duchowi od tych, którzy nie robią tego. Łatwo jest popaść w coś, co miłością nie jest. Zaczynasz modlić się z obawy przed tym, co może się stać, jeśli tego nie zrobisz. Sugerowałbym, że jest to zła motywacja do modlitwy.

Bez względu na to czy modlisz się, czy czytasz Biblię, jest tylko jedna motywacja: kocham Boga i chcę lepiej Go poznać. O to chodzi. Nie boję się tego, co się może stać, gdy czegoś nie zrobię. Nie staram się pozyskać Jego uznania. Wiem, że mnie kocha tak samo, bez względu na to czy się modlę, czy nie. Lecz, dochodząc do lepszego poznania Boga możesz odpuścić sobie te nieuzasadnione obawy, co do Boga. W zależności od religijnego wychowania może zająć dużo czasu uwolnienie się od tych wszystkich błędnych informacji o Bogu. Jest to w porządku, należy to do procesu uczenia się.

Niemniej, wierzę, że jest to kluczem do pokonania wszelkiego strachu i zmartwienia – wyjście poza Teofobię, nasz strach przed Bogiem. Gdy już wiesz, że Bóg jest po twojej stronie, gdy już wiesz, że nie czeka gdzieś tam, aby cię walnąć w głowę za każdym razem, gdy popełnisz błąd, jesteś na dobrej drodze do pokonania strachu przed wszystkim innym.

Cel wszelkiej służby

Doskonalenie świętych oznacza to inaczej ich dojrzewanie, proces prowadzenia od duchowej niedojrzałości do skoncentrowanej na Chrystusie dojrzałości i to jest właśnie celem wszelkich darów usługiwania.

On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej” (Ef 4:11-13).

Po co Bóg dał apostołów, proroków, ewangelistów, pastorów i nauczycieli? Wers 12 mówi nam, że są oni po to, aby „aby doskonalić świętych do dzieła usługiwania, do budowania ciała Chrystusowego” (w wersji ang.) . Nie oznacza to święci mają być doskonali w tym sensie, że nigdy nie popełniają błędu bądź nie uczynią czegoś złego. „Doskonalenie” oznacza tutaj „dojrzałość” i dobrze byłoby pamiętać po prostu o tym, że wszędzie, gdzie spotykamy się z wyrazem „doskonałość” w tym kontekście, powinniśmy myśleć: „duchowa dojrzałość”.

Nie rodzimy się dojrzali, musimy „wzrastać w łasce i poznaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa” (2Ptr 3:18a). W biblijnym języku być „doskonałym” oznacza być w pełni rozwiniętym. Na przykład: „Moc bowiem w słabości się doskonali” (2Kor 12:9 in. BT). Co to znaczy? „Moja moc dojrzewa poprzez twoje słabości i rozwija się w pełni w tym, kto dochodzi do kresu swoich naturalnych możliwości”.

Po niemal 20 latach chrześcijańskiego życia Paweł wyjaśnia, że ani tego nie osiągnął, ani już nie jest doskonały (p. Flp 3:12a). Wyraźnie widać, że oczekuje na to, że któregoś dnia będzie doskonały, lecz jeszcze tego nie osiągnął. Niemniej, do czego zmierza? Do bezgrzesznej doskonałości? Nie. Zmaga się z dojściem do duchowej dojrzałości, którą określa jako praktyczną, intymną i całkowicie rozwiniętą relację z Jezusem Chrystusem („aby poznać Go”). Następnie mówi, że wszyscy, którzy są doskonali (tj.: duchowo dojrzali) będą podobnie myśleć o swym dążeniu do poznania Chrystusa.

Continue reading

Ufaj Mojemy Życiu


Chip Brogden

Stale uczę się coraz bardziej i bardziej tego, że koniecznie trzeba pozwolić Bogu, aby działał we mnie na Swój sposób, a to znaczy, że nie zawsze wtedy, kiedy powinienem, pozwalam Mu żyć przeze mnie.

Obym był tak poddany przez cały czas, bez zawodu. Niemniej, w tych przypadkach, gdy pozwalam Jemu reagować przeze mnie, skutki są tak zdumiewające. Właśnie dzięki temu wiem, że On żyje. Jestem w stanie obserwować jak On pracuje przeze mnie, niemal tak, jakbym stał z boku i obserwował samego siebie.

Pozwólcie, że posłużę się zwykłym zdarzeniem, aby zademonstrować wam, w jaki sposób Jego Życie, jeśli Mu tylko na to pozwolimy, reaguje w nas, zamiast nas. Sprowadźmy to do praktyki. Z natury nie należę do osób cierpliwych, mam skłonności do lenistwa i irytacji. Czasami mogę być najtrudniejszą osobą do zniesienia w życiu, co z pewnością moja żona poświadczy. Pewnego razu byłem szczególnie rozzłoszczony i na samym skraju reakcji takiej jak zwykle się zdarza, wprost z Adamowej zamiast Chrystusowej natury. Jenak, aby sprawdzić wystarczalność Życia Chrystusa we mnie, zwróciłem się wewnętrznie do Pana i otwarcie wyznałem swoją niezdolność do kontrolowania swego gniewu, języka. Po prostu zrzuciłem to wszystko na Pana, mówiąc: „Ponieważ ja nie mogę, Ty musisz. Ponieważ jest to ponad moje możliwości, więc polegam na Tobie w tym, czego sam nie mogę”. Jeśli Ty tego nie zrobisz to ja nie mogę”. Nie było to powiedziane w arogancki sposób, lecz w rzeczowym tonie, którym po prostu przedstawiałem fakty. Dopóki myślimy, że MY możemy, czy nawet myślimy, że Bóg uzdolni nas do czegoś, ciągle zmagamy się. Musimy przestać to robić i pozwolić zrobić Jemu. Już dobrze wiedziałem, jak to się skończy, gdybym próbował poradzić sobie po swojemu. Po wyszeptaniu tej modlitwy, nie zajmowałem się tą myślą więcej, lecz czekałem, aby zobaczyć, co Pan zrobi we mnie. Za każdym razem, gdy umysł podejmował sprawę ponownie, cichy głos mówił: „Ufaj Mojemu Życiu”. W ciągu ostatnich tygodniu te łagodne podpowiedzi stale i wciąż prowadziły mnie przez niemożliwe do opanowania sytuacje i przenosząc mnie znacznie ponad jakiekolwiek krótkoterminowe zwycięstwa, które byłbym w stanie wyprodukować o własnych siłach. Wiemy o tym, że Chrystus był kuszony we wszystkim, podobnie jak my, a jednak grzechu nie popełnił. On jest ponad wszystkim, nie ma takiego pokuszenia, takiej sytuacji, problemu czy okoliczności, których On by nie opanował już. Nie martwimy się to, że Chrystus może potknąć się, zgrzeszyć czy zostać zaskoczony przez przeciwnika. Dlaczego? Ufamy Jego Życiu; znamy Człowieka, wierzymy, że On wystarcza – nie, więcej niż wystarcza, aby odpowiedzieć na każdy test, sprawdzian i pokuszenie. Skoro On żyje we mnie, a ja jestem naczyniem, które zawiera Jego Życie to czemu nie zaufać Chrystusowi na ziemi? Czy to nie jest ten sam Duch? Zdecydowanie tak!

Continue reading

Ojciec wie najlepiej

Chip Brogden

Aby być braćmi i siostrami, musimy uniżyć sami siebie i uznać to, że to nie my jesteśmy Rodzicem w Bożej Rodzinie, a inni nie są naszymi dziećmi. Mamy Jednego Ojca i to On jest odpowiedzialny za korektę, ochronę, dyscyplinę i wskazywanie kierunku Swoim własnym dzieciom.

Pewien brat podzielił się ze mną wielkim objawieniem: Bóg mówił mu i pokazywał różne rzeczy, a celem tego była wyłącznie nauka dla niego. W przeszłości, zawsze przekazywał te lekcji innym braciom i siostrom w postaci słów, napomnień, ustawiając siebie czymś w rodzaju „Policji Ducha Świętego” (to jego słowa), aby upewnić się, że każdy robi to, co on uważał, że powinien robić. Od tamtej pory nauczył się jednak, że większość tych lekcji miało na celu jego własny wzrost i dojrzałość, a nie były przeznaczone dla innych.
To, o czym ten brat mówi jest zilustrowane w epizodzie, w którym brały udział siostry: Maria i Marta. Pouczające jest nie tylko to, co Maria robi, lecz również to, co mówi (Łu 10:40):

Marta zaś krzątała się koło różnej posługi; a przystąpiwszy, rzekła: Panie, czy nie dbasz o to, że siostra moja pozostawiła mnie samą, abym pełniła posługi? Powiedz jej więc, aby mi pomogła.

To, że Marta jest rozproszona nadmiarem służby, mówi nam o religijnym duchu, który tak wielu uniemożliwia prawdziwie zasiąść u stóp Jezusa i słuchać Jego Słowa.

Continue reading

Któż zatem może być zbawiony?

http://www.chipbrogden.com/wordpress/wp-content/uploads/chipbrogden-logo-small.png

Chip Brogden

Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli ktoś się nie narodzi na nowo nie może oglądać Królestwa Bożego” (J 3:3, ESV).

Religijność nadal stoi na tej samej pozycji co Nikodem – ludzie przychodzący do Jezusa, uznający Go za kogoś szczególnego, dyskutujący Jego nauczanie, lubiący je, a nawet dzielący się nim z innymi, lecz ciągle niezdolni do tego, aby wejść do Królestwa, niezdolni, aby zobaczyć Królestwo. Nie pojmują nic z rzeczy duchowych czy niebiańskich, nie są wstanie rozeznać czy przyjąć prawdziwego znaczenia Bożego Celu w Chrystusie, nie dają rady wyjść poza to, co umysłowe, emocjonalne, poza fizyczną rzeczywistość swojej religijności.

Nikodem nie pojął duchowych konsekwencji i wymagań nieba, aby „narodzić się na nowo”, ani nie był w stanie pojąć potrzeby narodzenia na nowo. Obawiam się tego, że zbyt wielu tych, którzy dziś twierdzą, że „narodzili się na nowo” nie jest, jeśli chodzi o widzenie Królestwa Bożego, ani trochę dalej od Nikodema. Przecież właśnie dlatego, aby widzieć i wejść do Królestwa Bożego, Jezus powiedział, że MUSIMY się narodzić na nowo.

Continue reading

Głupota Krzyża

Logo_TheSchoolOfChris

Chip Brogden

Chciałbym, żeby tak było, że branie Krzyża jest to akt raz na zawsze, abym mógł ukrzyżować swoje Ego i przekazać je złapane na krzyżu Bogu, otrzymać na nim wydrukowany Krzyż i dostać je z powrotem w postaci zmartwychwstałej.
Niestety zawsze jest jakaś głębsza śmierć, którą trzeba umrzeć i większe Życie, które pochodzi z tej śmierci, więc odkryłem, że ten proces musi być nieustannie powtarzany.
Służba (a może, co ważniejsze, usługujący) będzie przechodził przez okresy śmierci, pogrzebu i zmartwychwstania. Nawet w tym widzę, że Pan nie zamienia „brania Krzyża” na dzieło ciała, choć nie odrzuca naszych nieudolnych prób zrobienia czegoś, co wydaje nam się właściwe, nawet gdy jest to częściowo bądź całkowicie motywowane przez ciało.
Bóg musiał znosić Abrahama, gdy śmiał się w niewierze, znosił go, gdy szukał schronienia w Egipcie i kłamał na temat swojej żony, Sary. Znosił go, gdy wziął sobie za żonę Hagar i spłodził z nią Ismaela. Moglibyśmy powiedzieć, że to wszystko dowodzi, że Abraham nie był mężem wiary, czy mężem Krzyża, że jego Ego było bardzo żywe, lecz spójrzmy na te wszystkie jego upadki. Bóg jest jednak cierpliwy i wyprowadził go z nich, poprowadził dalej, a ostatecznie doprowadził do miejsca, w którym miał się znaleźć.
Zastanawiam się nawet nad tym, że nawet wtedy, gdy my sami wychwalamy siebie za swoją umiejętność zapierania siebie, osądzając Ego w sobie i innych, będąc nieco dumni z tego, że nie jesteśmy tak egoistyczni jak cała reszta, to Bóg przez ten cały czas musi znosić równocześnie nas i ich z wielką cierpliwością i miłością, aż do czasu, gdy doprowadzi nas stopniowo, codziennie, przez wiele różnych okresów pod Krzyż.
Jest tylko Jeden Jednorodzony Syn, Który żył w doskonałym posłuszeństwie, a my wszyscy, cała reszta, potrzebujemy tak wiele łaski. Skoro nawet ten Abraham jest rzeczywiście ojcem tych, którzy uwierzyli to jest w tym zachęta jak i przyznanie się, że jesteśmy takimi jak on, cielesnymi stworzeniami, które codziennie przychodzą pod władzę Ducha Świętego, lecz z całkiem sporym bagażem upadków po drodze.
Krzyż jest czymś ekstremalnym sam w sobie. Jest podstawą wszystkiego innego. Nie zamierzam przestać głosić go tylko dlatego, że kilu ludzi przedstawia go w fałszywy sposób. Niektórzy są obżartuchami, lecz to nie przeszkadza mi w jedzeniu. Niektórzy umarli z powodu nadmiernie długiego postu, lecz to nie zatrzyma mnie przed poszczeniem. Paweł napisał: „Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie”. OTO JEST miejsce na twoją równowagę. Jest wielu ludzi, którzy bardziej skupiają się na „umiem” niż na „w Chrystusie”.
Continue reading