Category Archives: Fenn John

Świadectwo Barb i Johna Fenn – Epilog 1

John Fenn
Jak wytrwać w małżeństwie
Mam nadzieję, że czytając nasze świadectwo, mogliście nas lepiej poznać i wynieść z tego coś pomocnego dla samych siebie.  W tym epilogu chciałbym skupić się na tym, co robiliśmy źle i dobrze, aby pozostać małżeństwem i wciąż kochać się przez wszystkie te lata.

50 lat randkowania
W październiku 2024 Barb wspomniała, że właśnie obchodzimy 50 rocznicę naszego chodzenia ze sobą, ponieważ to w październiku 1974 poprosiłem ją, aby została moją dziewczyną. Często otrzymuję e-maile od ludzi, którzy albo chcą się pobrać, albo zastanawiają się, czy osoba, z którą się spotykają, jest „tą jedyną”, albo z drugiej strony -zastanawiają się nad rozwodem lub też odczuwają tęsknotę za współmałżonkiem, który odszedł.

Pierwszym elementem jest to, że my wciąż ze sobą ‘randkujemy’. Nadal otwieram przed nią drzwi auta lub drzwi wejściowe tak, jakbyśmy dopiero zaczęli ze sobą chodzić. Idąc chodnikiem, idę od strony ulicy, aby ją chronić. To moja dziewczyna. Regularnie znajdujemy czas na nasze ‘randki’. Gdy Chris był w domu i mieliśmy jego młodszych braci, którzy mogli go przez chwilę przypilnować, mogliśmy wtedy pójść na spacer niedaleko domu, wybrać się do restauracji albo na fast-food – aby choć przez chwilę móc cieszyć się naszą relacją ze sobą.

Świętujemy słowa „kocham cię” bardziej niż trudne chwile, przez które przeszliśmy, ale to właśnie trudności sprawiają, że słowa „kocham cię” nabierają głębszego znaczenia.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 5

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Zakończyłem w zeszłym tygodniu obrazem 5-letniego Chrisa siedzącego w swoim łóżku, który po raz pierwszy zaczyna mówić. Wkrótce potem zaczął chodzić przy pomocy chodzika i ortez wykonanych z formowanego plastiku, które obejmowały jego stopę, piętę i tylną część łydki. Nie był całkowicie uzdrowiony, ale stał się „do ogarnięcia”.

Chris widział dzieci biegające w telewizji i mówił rzeczy w stylu: „Kiedy pójdę do nieba, będę tak biegać”. Każdego wieczoru, gdy jest w domu i kładziemy go spać, mówię:
„Przez Jego rany…”, a Chris odpowiada: „Zostałem uzdrowiony”. Ale został pozbawiony zdolności rozumienia czasu w taki sposób, że coś, co wydarzyło się 2000 lat temu, ma wpływ na niego teraz. Gdy miał 21 lat, pewnego dnia był bardzo podekscytowany, kiedy przyczołgał się do mnie korytarzem (jak żołnierz): „Tato! Tato! Wiesz, co Jezus mi powiedział? Powiedział, że będzie chodził ze mną po górach! Tak, naprawdę! Yahoo! Tak właśnie mi powiedział (śmiejąc się i chichocząc z radości), będzie chodził ze mną po górach!” (śmiejąc się z podekscytowania).

W międzyczasie Pan ukazał mi się wyjaśniając, dlaczego ludziom z długotrwałymi lub przewlekłymi chorobami trudno jest doznać uzdrowienia. W czasie tych odwiedzin Jezus stał po mojej lewej stronie, gdy siedziałem, a Chris był na wózku inwalidzkim po mojej prawej. Chris jest pogodzony z tym, że poczeka na niebo. Nie ma zdolności umysłowej, by „uwierzyć” w uzdrowienie, i my jako rodzice akceptujemy to — nie możemy narzucić mu naszej woli ani przekazać mu głębszej wiedzy o wierze.

Mam serce do służby, ale jednak trzeba wykarmić rodzinę – dostarczanie pizzy
W 1984 roku zaczęliśmy uczęszczać do kościoła, który wkrótce zaproponował mi stanowisko pastora pomocniczego, ale nie mogli mi za to zapłacić. W tym czasie prowadziłem restaurację z dostawą pizzy i utrzymywałem się z tego źródła.
Pastor złożył mi obietnicę, że sprzeda swój biznes i przejdzie na emeryturę, przekazując mi stanowisko pastora głównego z pełnym wynagrodzeniem. W poniedziałki zacząłem prowadzić popołudniowe spotkania „szkoły uzdrowienia”. Zawsze przychodziło 15–20 osób, siadaliśmy w kręgu, a ja nauczałem co tydzień jednego aspektu uzdrowienia. W tym czasie zacząłem poruszać się w darze Ducha, który Biblia nazywa rozeznawaniem duchów. Z otwartymi oczami widziałem świat naturalny, ale jednocześnie widziałem także wymiar Pana. Czasami rozeznawałem prawdziwe motywy ludzi, którzy coś mi mówili, ale najczęściej miałem wgląd w sferę duchową.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 4

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Pobraliśmy się we wrześniu 1978 roku, a w marcu następnego roku Barb zaszła w ciążę z Chrisem. W maju, gdy była w trzecim miesiącu ciąży i doświadczała wszystkich dolegliwości związanych z pierwszym trymestrem – mdłości, wahania nastroju i ogólnego złego samopoczucia – przejechaliśmy przez całe Stany Zjednoczone z Charlotte w Karolinie Północnej do Tulsa w Oklahomie (1640 km). Ja prowadziłem wynajętą ciężarówkę przeprowadzkową, a ona jechała za mną naszym małym autem. Nie była to przyjemna podróż – zatrzymywaliśmy się, żeby Barb mogła wymiotować na poboczu, a pomiędzy wymiotami groziła, że wróci do mamy :).

Zanim opuściliśmy Charlotte, poprosiliśmy Ojca, że nie chcemy wynajmować mieszkania, lecz dom, ponieważ Chris miał urodzić się w grudniu. Ojciec odpowiedział mi: „Możecie wynająć dom… a potem dam wam ranczo”. Wzięliśmy z tego naukę – ranczo pojawiło się dopiero po 19 latach. W Bożym zwyczaju, między obietnicą a jej spełnieniem, często upływa sporo czasu.

Zgodnie z naszym zwyczajem, który praktykujemy do dzisiaj – zapisaliśmy nasze potrzeby na kartce papieru.

Już w wieku 22 lat nauczyliśmy się, aby uczciwie podchodzić do modlitwy, aby rozróżniać pomiędzy potrzebą a pragnieniem. To wymaga szczerej rozmowy z samym sobą. Jeśli mówisz Ojcu, że czegoś potrzebujesz, kiedy to tak naprawdę tylko pragnienie – On nie zawsze na to odpowie, zwłaszcza jeśli to źródłem tego pragnienia jest pożądliwość lub chciwość. Jeśli jednak pragnienia są właściwe, to zauważyliśmy, że często na nie odpowiada. Psalm 37:4 mówi, że On spełnia pragnienia naszego serca, a nie to, czego nasze serce pożąda. Muszą to być właściwe pragnienia, zazwyczaj bezpośrednio związane z jakąś potrzebą. W Flp 4:19 czytamy, że On zaopatruje nasze potrzeby według swojego bogactwa w niebie.

Naszą potrzebą było: 3 sypialnie (jedna dla nas, jedna dla dziecka, jedna dla odwiedzających nas rodziców), co najmniej jedna główna łazienka i druga dodatkowa dla dwóch pozostałych sypialni, garaż oraz sprzęty AGD – poza pralką i suszarką, które mieliśmy zamiar kupić na miejscu.

Wśród pragnień zapisaliśmy: kolorystyka w odcieniach ziemi, wykładzina zamiast drewnianej podłogi czy kafli, kominek, okno nad zlewem w kuchni. Przekazaliśmy obie listy Ojcu, wzięliśmy autorytet nad diabłem, zakazując mu psucia czegokolwiek, i poprosiliśmy Ojca, by posłał swoich aniołów do działania. Już po tej modlitwie, dodałem potem w swoim wnętrzu (później powiedziałem o tym też Barb): „Byłoby miło, gdyby tam był też gotowy ogród, skoro przyjedziemy w maju”.

Po przybyciu do Tulsy, umówiliśmy się na oglądanie domu na wynajem. W drodze na to spotkanie zauważyłem w pewnej chwili znak „do wynajęcia”, stojący przed domem po lewej stronie. Moje serce podskoczyło i zahamowałem. „To jest to. To dom, który Ojciec dla nas przygotował”. Uznaliśmy, że właściwym będzie mimo wszystko pójść na wcześniej umówione spotkanie, więc tak zrobiliśmy. Kiedy tam dotarliśmy, odczuliśmy duchową pustkę – nie było tam życia – więc wiedzieliśmy, że mamy wynająć ten pierwszy dom. I tak też się stało – miał wszystko, co było na naszej liście potrzeb i pragnień: kolory ziemi, wykładzinę, kominek, okno nad zlewem.

Dom miał nawet ogród rosnący z tyłu, i byliśmy tym zachwyceni. Kilka dni później, gdy się wprowadziliśmy, wszystko było wysprzątane, ale ogród został wycięty do zera. Byłem zszokowany. „Co się stało?” – zapytałem Ojca. Tego dnia nauczyłem się kolejnej rzeczy:

„Nie pomyślałeś na tyle, by uwzględnić ogród w swojej modlitwie (choć go dla ciebie miałem), więc został nie chroniony i diabeł nakłonił ludzi, by go zniszczyli”.

Najpierw pojawia się łaska – czyli objawienie, które daje nam Ojciec lub Pan. Wiara jest naszą odpowiedzią na tę łaskę/objawienie. Gdy Ojciec powiedział: „Możecie wynająć dom w Tulsie” – to było objawienie/łaska. Jak powiedział Jezus w J 15:7 – kiedy On coś mówi do człowieka, ten może poprosić o coś, co się z tym wiąże i to się stanie.

Przykład: Noe otrzymał objawienie o nadchodzącym potopie i nakaz zbudowania arki – więc cokolwiek potrzebował do wykonania tego zadania, zostało mu zapewnione. My otrzymaliśmy nakaz, że możemy wynająć dom – więc powinniśmy byli odpowiedzieć na to objawienie/łaskę wiarą wystarczającą, by uwzględnić także ogród. O ludzie małej wiary…

Grudzień 1979 – Chris pojawia się na tym świecie cały siny.

Po ponad 15 godzinach porodu, Chris urodził się przez cesarskie cięcie. Wokół szyi miał owiniętą pępowinę. Jego wynik APGAR wynosił 4. Będąc rodzicami po raz pierwszy, nie wiedzieliśmy, co to znaczy. Gdy miał 4 miesiące, moja mama zauważyła, że coś jest nie tak z jego napięciem mięśniowym – ale zignorowaliśmy to. Jednak w wieku 6 miesięcy nie potrafił jeszcze samodzielnie usiąść, leżał jak szmaciana lalka, nie wypowiedział ani jednego słowa.

W czerwcu 1980 roku Barb zabrała półrocznego Chrisa do lekarza. Przeprowadziliśmy się wówczas w okolice Boulder w stanie Kolorado, nie mieliśmy tam żadnej rodziny i dopiero zaczynaliśmy poznawać ludzi w kościele, do którego chodziliśmy – City on the Hill z pastorem Steve Shank’iem. To był dobry kościół i dobrzy pastorzy. W czasie wizyty lekarz powiedział Barb, że Chris ma porażenie mózgowe (MPD) – uszkodzenie mózgu powstałe podczas porodu. Powiedział jej, by oddała go do ośrodka i „zapomniała, że go kiedykolwiek miała”. Dodał, że nie ma powodu, abyśmy nie mogli mieć zdrowych dzieci – więc powinniśmy to dziecko oddać i żyć dalej.

Zapłakana i zdruzgotana Barb zadzwoniła do mnie do pracy. Tego wieczora wykąpaliśmy 6-miesięcznego Chrisa, położyliśmy go na puszystym dywaniku, aby wysechł i położyliśmy na niego ręce, odrzucając diagnozę i poradę lekarza, i rozkazaliśmy, aby Chris był zdrowy. Ale 5 lat później Chris nadal nigdy nie usiadł, nie wypowiedział ani słowa, potrafił tylko turlać się po podłodze jak kłoda, zmieniając kierunek odpychając się ramionami.

Pewnej nocy, kiedy pracowałem do późna, Barb doszła do kresu swych sił.

Chris spał na górze w łóżeczku – mimo że miał prawie 5 lat – ponieważ z normalnego łóżka by się sturlał. Wylała przed Ojcem całe swoje serce, płacząc i błagając o odpowiedź na modlitwę, o uzdrowienie. Nagle z góry usłyszała głos: „Mamusiu! Mamusiu, patrz!” Pobiegła na górę i znalazła Chrisa siedzącego na łóżku, który mówił. To był prawdziwy cud, ale z jakiegoś powodu – został tylko częściowo uzdrowiony.

Od tego momentu Chris prawie nie przestaje mówić 🙂 – cały czas komentuje ciężarówki, auta, pociągi, ludzi – wszystko, co się wokół niego dzieje. Nie spotkał nigdy nikogo, nawet jakiegoś zwierzaka, którego by od razu nie polubił. Umysłowo zatrzymał się na poziomie 4-latka, jednak pewne rzeczy rozumie ponad to.

Lata 1984–1985
Wielu ludzi z ruchu „Słowo Wiary” zastanawiało się w tamtym czasie, czy chodzenie do lekarza, posiadanie ubezpieczenia lub przyjmowanie leków nie jest przypadkiem „brakiem wiary”. Nowy lekarz Chrisa przepisał mu fizjoterapię, terapię zajęciową i logopedię. Chris miał już wtedy 6 lat, był gadatliwy, ale potrzebował pomocy w wymawianiu niektórych głosek.

Przyszedłem z tym do Pana, ponieważ to Jego rany przyniosły nam uzdrowienie jako część odkupienia. Powiedział mi: „Terapia nie jest 'brakiem wiary’, ponieważ współpracuje ona z uzdrowieniem, a nie jest mu przeciwna”. Zapytałem, co ma na myśli? „Terapia sprawia, że części ciała poruszają się tak, jak zostały zaprojektowane – więc współdziała z uzdrowieniem”. Poprosiłem o fragment z Pisma, na poparcie tego, a On odpowiedział: „Czy nie rozumiesz, dlaczego powiedziałem człowiekowi z uschłą ręką, żeby ją wyciągnął, albo chromemu – by wziął swoje łoże i chodził?” (Mk 3:1–5, 2:1–12)

W czasie tej podróży odrobiliśmy wiele lekcji w temacie Bożych dróg. Mam nadzieję, że dzieląc się nimi, także i ty poznasz Jego drogi.

W przyszłym tygodniu – Chris skupia się na niebie zamiast swoim uzdrowieniu oraz upływ czasu między obietnicami i ich realizacją i dużo więcej!

< Część 3 | Część 5 >

Wiele błogosławieństw.

John Fenn

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 3

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Prowadzę Barb do Pana
Barb i ja od początku naprawdę się polubiliśmy. Rozśmieszaliśmy się nawzajem i dużo śmialiśmy – i wciąż to robimy po tylu latach. Kochamy przyrodę i na wielu randkach spędzaliśmy czas rozmawiając o budowaniu wspólnego życia, dzieciach, wychowaniu i wszystkich rzeczach, o których młoda para powinna rozmawiać gdy poznają się nawzajem. Jedną z rzeczy, o których z nią rozmawiałem, był Pan.

Wiele naszych randek, szczególnie przez pierwsze 6 miesięcy, wyglądało tak, że siadaliśmy razem na kanapie w jej piwnicy, a ja odpowiadałem na każdy argument, jaki miała przeciwko wierze w Boga. Gdy ją poznałem, była ateistką, a co gorsza – zajmowała się bardzo ciemnymi rzeczami. Jednak w czasie jesieni i zimy 1974–75 zaczęła dostrzegać obecność Ojca i Jezusa w moim życiu. Pewnego dnia, gdy była całkowicie sama, powiedziała:
„Boże, jeśli jesteś prawdziwy i to, co mówi o Tobie John, jest prawdą, to lepiej teraz mi się objaw…” Powiedziała, że natychmiast pojawiła się chmura, z której spłynęła na nią Jego bezwarunkowa miłość i wtedy już wiedziała, że Jezus i Ojciec istnieją naprawdę. Nigdy już nie oglądała się za siebie. Od samego początku miała serce dla sprawiedliwości, pokuty i świętości – i dziś jest równie żarliwa, jak wtedy.

Latem, kiedy kończyłem szkołę średnią (Barb była rok niżej), razem z dwoma innymi chłopakami pojechaliśmy do domku nad jeziorem, aby tam pościć i nawzajem ochrzcić się w wodzie. To właśnie w ten weekend po raz pierwszy usłyszałem głos Pana. Ojciec przemawiał do mnie wiele razy, ale nigdy wcześniej nie słyszałem Jezusa. Ostatnia piosenka albumu „Evergreen” Nancy Honeytree, autorstwa Larry’ego Normana, nosiła tytuł: „I Am Your Servant” (Jestem Twoim sługą).

Miałem niskie poczucie własnej wartości i nie wierzyłem, że Pan mógłby mnie do czegoś użyć.
Że tak się wyrażę – złożyłem swoje życie na ołtarzu, po raz kolejny prosząc Go, by mnie użył, jeśli tego chce. Jednak w duchu nie wierzyłem, że jest to możliwe. Gdy piosenka „I Am Your Servant” dobiegła końca, nagle w sobie usłyszałem głośny głos: „Kocham cię, John”. Byłem tak zaskoczony, że odpowiedziałem: „Ja… ja… ja też Cię kocham, Panie”.
„Otwórz Jana 14:27”. „Teraz, Panie?” „Tak, teraz”.

Więc otworzyłem: „Pokój zostawiam wam; pokój mój daję wam. Nie tak, jak daje świat, ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”. W tej chwili wiedziałem, choć dalej wydawało się to niemożliwe, że On przyjął moją ofertę.

Rodziny Barb i moja miały związki z Uniwersytetem Indiana, więc wybór uczelni był w zasadzie przesądzony. W sierpniu 1977 zaczynałem drugi rok studiów, a Barb pierwszy. Mieszkałem w domu bractwa studenckiego, a ona w akademiku – dzieliło nas ok. 5 km. We wrześniu modliliśmy się w moim pokoju o naszą przyszłość. Wiedzieliśmy już, że jesteśmy powołani do służby, więc dyplom ukończenia uczelni nie miał dla nas większego znaczenia, jednak pozostaliśmy tam z posłuszeństwa rodzicom.

Continue reading

Świadectwo Barb i Johna Fenn – część 2

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Rozwód sprawia, że dzieci zaczynają myśleć o różnych rzeczach.
Odejście taty wpłynęło na nas – czwórkę dzieci, w różny sposób. Mieliśmy wtedy odpowiednio 11, 9, 7 i 5 lat i idealnie wpisywaliśmy się w role dzieci z rodzin dysfunkcyjnych: byliśmy bohaterem, klaunem, kozłem ofiarnym, a nasza najmłodsza siostra była maskotką – w takiej właśnie kolejności. Ale w głębi serca szukałem ojca. Moje życie właśnie się zawaliło. W gronie naszych znajomych byli chłopcy w moim wieku: Emerson i Trip, z który przyjaźnię się do dzisiaj. Ich rodziny były na tyle uprzejme, że często zapraszały mnie do wspólnych aktywności rodzinnych. Rodziców Tripa nazywaliśmy „wujek Del i ciocia Betsy” i byliśmy naprawdę blisko.

Wszyscy moi przyjaciele mieli ojców obecnych w ich życiu, więc ja czułem się bardzo niepewnie i samotnie. Kiedy tata powiedział: „Rozwodzę się z twoją mamą i z wami, dzieciakami” – cały kontekst, przez który patrzyliśmy na świat, zawalił się. Przestałem interesować się szkołą, zrezygnowałem z harcerstwa, lekcji rysunku, perkusji, pływania (nauczyciel chciał, żebym trenował wyczynowo), a później także z kursu nurkowania i lekcji pilotażu. Po prostu nic już mnie nie obchodziło. Tkwiłem w apatii, w głębi duszy pragnąc ojca.

Gdy miałem 14 lat, gdy w sklepie zoologicznym w centrum handlowym zobaczyłem małą małpkę na sprzedaż i bardzo jej zapragnąłem. Była najmniejsza z kilku dostępnych, najbardziej wątła i przestraszona, kurczowo trzymająca się innych – emocjonalnie była jak ja. Utożsamiałem się z nią. Na początku lat 70. można było jeszcze kupować egzotyczne zwierzęta w sklepach zoologicznych. Mama zauważyła, że cierpię, i później powiedziała, że miała nadzieję, iż opieka nad nią choć trochę mnie ukoi. I miała rację.

Nazwałem ją Tilly. Sąsiad (ojciec mojego przyjaciela) zbudował dla niej dużą klatkę. Tilly i ja staliśmy się nierozłączni. Szybko nauczyłem ją załatwiać się do klatki, a na zewnątrz wyprowadzałem ją w uprzęży i na smyczy. Uwielbiała wspinać się na drzewa, a wieczorami jeść ćmy i chrząszcze krążące wokół światła na ganku.

Z perspektywy czasu widzę, że to Ojciec (Bóg) zatroszczył się o mnie, stawiając na mej drodze ojców moich przyjaciół, oraz także Tilly.

Ona dała mi powód, by żyć. Miałem ją tylko przez około rok. Padła na moich kolanach w drodze do weterynarza. Weterynarz później powiedział, że miała wrodzoną wadę jelit, które z czasem się skręciły i to doprowadziło do jej śmierci. Kilka tygodni później, w maju, skończyłem 15 lat.

Był już rok 1973 – początek mojego drugiego roku liceum, a Barb zaczęła pierwszy. Nadal byłem apatyczny – w pierwszym semestrze dostałem z algebry ocenę niedostateczną i wciąż szukałem ojca. Chodziłem na lekcje niemieckiego – to był jedyny przedmiot, który naprawdę mnie interesował, bo prawie urodziłem się w Niemczech. Tata służył w pobliżu Stuttgartu w latach 1957–58, gdy mama wróciła do USA, żeby mnie urodzić, a tata w tym czasie kończył służbę. W tamtym czasie młodzi mężczyźni musieli odsłużyć obowiązkowo dwa lata w wojsku. Kiedy rodzice chcieli powiedzieć coś, czego nie powinniśmy słyszeć jako dzieci, przechodzili na niemiecki – dlatego bardzo chciałem się go nauczyć.

Na lekcji niemieckiego poznałem Janny, katoliczkę, z którą nadal się przyjaźnimy. Pracując razem nad projektami klasowymi, zaprzyjaźniliśmy się. Pewnego dnia porównywaliśmy nasze kościoły – ona była katoliczką, ja episkopalnym – i zauważyliśmy, że nasze niedzielne nabożeństwa mają tę samą liturgię. Jednego dnia powiedziała: „Znam Boga, który stoi za tą liturgią”. Zaintrygowało mnie to. Pragnąłem poznać Boga Ojca, ale nie byłem pewien, jak. Obserwowałem, jak Janny i jej chłopak Vic (późniejszy mąż) modlili się o różne sprawy, i wszystkie modlitwy były wysłuchiwane – jedna po drugiej. Po pewnym czasie, widząc to wszystko, oddałem swoje serce Panu i Ojcu.

Stojąc w swoim domu, upewniwszy się, że jestem sam, powiedziałem na głos:
„Jezu, jeśli to Ty masz ostatnie słowo w moim życiu, to sensowne jest, abym zaczął Ci teraz służyć. Nieważne, co inni o mnie pomyślą – ostatnie słowo należy do Ciebie i stoisz po mojej stronie, to oddaję Ci swe życie. Zrób ze mną, co chcesz”.

Continue reading

Świadectwo Johna i Barb Fenn – część 1

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Czuję potrzebę, by podzielić się naszym świadectwem i doświadczeniami, jakie mieliśmy z Panem, a także dobrymi i złymi decyzjami, które podejmowaliśmy, by inni mogli się z nich wyciągnąć jakąś naukę.

Znamy się z Barb od dziecka
Nasi rodzice należeli do tej samej grupy towarzyskiej i znali się, gdy dorastaliśmy w połowie lat 60., więc wszystkie rodziny miały dzieci w podobnym wieku. Dodatkowo, mój dziadek był lekarzem rodziny Barb i mieszkał zaledwie dwie przecznice od nich.
Bycie częścią tej samej grupie towarzyskiej oznaczało, że Barb i ja bywaliśmy razem na tych samych urodzinach naszych wspólnych przyjaciół. Pamiętam ją dopiero od około ósmego roku życia, ale w tym czasie była tą „okropną dziewczyną”, więc nie zwracałem na nią uwagi.

Przenieśmy się do czasu, gdy mieliśmy po 12 lat. Barb miała najlepszą przyjaciółkę – Margaret, która mieszkała obok mnie i chodziła do tego samego kościoła co ja (do dziś jesteśmy bliskimi przyjaciółmi). Barb uczęszczała do innego kościoła. Tak więc ja i Margaret przyjaźniliśmy się, lecz Barb jeszcze wtedy bliżej nie znałem — pozostawała tylko we wspólnym kręgu towarzyskim.

Barb i Margaret były bardzo psotne i znane z tego w okolicy. W niedziele po nabożeństwie często chodziliśmy do dziadków na obiad, a widzieliśmy, jak Barb i Margaret bawiły się na podwórku. Moi dziadkowie uważali je za niegrzeczne dziewczyny i nie pozwalali mi wychodzić na zewnątrz, by się z nimi bawić. Jednak widziałem je przez okno. Ważne jest, by zrozumieć, że Barb była „niespodzianką” dla swojej mamy, urodzoną w wieku 40 lat – więc tak naprawdę nie była chciana. Miała siostrę i brata starszych od niej odpowiednio o 9 i 12 lat. Rodzice Barb zaczynali dzień od picia alkoholu i robili to aż do późnej nocy. W tym domu było wiele dysfunkcji i przemocy, więc Barb była bardzo nieszczęśliwa.

Moi rodzice zbudowali dom na wsi, około 4 mile (6,4 km) na zachód od dzielnicy Barb, w innym okręgu szkolnym. Jestem najstarszym z czwórki rodzeństwa, a mój tata odziedziczył po swoim ojcu i dziadku zakład pogrzebowy. W tamtych czasach Fenn Funeral Home prowadził także pogotowie ratunkowe, więc w naszym domu był oddzielny telefon służbowy. Gdy ten telefon dzwonił, wszyscy musieliśmy uciszyć się, jakby tata był w biurze. Odbierał telefon swoim „biurowym głosem”: „Zakład pogrzebowy Fenn, w czym mogę pomóc?” Po zakończeniu rozmowy mogliśmy znów się bawić, oglądać telewizję lub rozmawiać.
Tata był wymagający i chodził do naszego kościoła episkopalnego (anglikańskiego), bo było to dobre dla jego interesów. Mama chodziła, bo naprawdę wierzyła. Mieszkaliśmy w dwupoziomowym domu, gdzie dolna kondygnacja miała drzwi prowadzące na zewnątrz. Tata miał warsztat w piwnicy i tam strzygł nam włosy. My, trzej chłopcy, mogliśmy mieć dowolną fryzurę — pod warunkiem, że była to fryzura wojskowa. Wyglądaliśmy jak żołnierze na szkoleniu podstawowym. Nasza siostra była najmłodsza i doskonale to wykorzystywała.

Continue reading

Czym jest szabat – część 2

John Fenn
Tłum.: Tomasz S.
Gdy uświadomimy sobie, że Chrystus jest w nas — a Chrystus JEST Szabatem — zyskujemy wtedy wielką wolność. Nie wszyscy jednak mają tę świadomość. Czują wewnętrzny przymus, wynikający z osobistych potrzeb emocjonalnych, aby zrobić coś dla Boga. To oczywiście jest w porządku, jak to wyjaśnia Paweł.

Kroczenie w miłości, przy jednoczesnym zrozumieniu postępowania innych ludzi przez pryzmat Nowego Testamentu
W Rz 14 Paweł mówi o tych, którzy jedzą lub nie jedzą mięsa, którzy oddają Bogu cześć w określony dzień lub w inne, lub którzy piją wino albo nie.
Rz 14:1–2: „A słabego w wierze przyjmujcie, nie wdając się w ocenę jego poglądów. Jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada. […]” Kontynuuje od wersetu 5: „Jeden robi różnicę między dniem a dniem, drugi zaś każdy dzień ocenia jednakowo. Niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Kto przestrzega dnia, dla Pana to czyni, kto je, dla Pana je, dziękuje bowiem Bogu; a kto nie je, dla Pana nie je i dziękuje Bogu”.

Reszta 14 rozdziału to wezwanie do chodzenia w miłości, rozumiejąc, że każdy czyni to, co czyni, dla Pana, i że Pan go przyjmuje — zatem my również powinniśmy. Już w pierwszym wersecie Paweł pisze, aby przyjmować słabych w wierze, ale nie wdawać się w spory o poglądy. To przesłanie powtarza także w Kol 2:14–23, gdzie pisze o doskonałym dziele Chrystusa na krzyżu.
W wersetach 16-17 pisze:
Niechże was tedy nikt nie sądzi z powodu pokarmu i napoju albo z powodu święta czy nowiu księżyca, czy szabatu. Wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością (tych rzeczy) natomiast jest Chrystus”.

(Odniesienie do nowiu księżyca wiąże się z ‘pochwyceniem’, które według tradycji żydowskiej związane jest z Świętem Trąb – jedynym świętem rozpoczynającym się podczas nowiu, kiedy księżyc jest niewidoczny. W judaizmie księżyc symbolizuje wierzących — tych, którzy rządzą nocą, odbijają światło słońca i zostaną ukryci w Mesjaszu podczas „natzal” — tego, co Kościół nazywa pochwyceniem.

Czego Ojciec nauczył mnie o osobistym szabacie
Kiedy poświęcamy jeden dzień w tygodniu na odpoczynek — czyli zaprzestajemy pracy, tak jak uczynił to Bóg — oddajemy Mu tym cześć. Każdy dzień odpoczynku jest obrazem naszego zbawienia, ponieważ to Jezus zapłacił za nasz pokój z Ojcem, zakupił nasz odpoczynek w relacji z Bogiem.

Przez wiele lat pracowałem bez przerwy. Próbowałem raz w tygodniu odciąć się od wszystkich wiadomości, ale zawsze kończyło się na tym, że siedziałem odpowiadając na e-maile, wiadomości, SMS-y. Nie potrafiłem naprawdę w pełni wziąć wolnego dnia. W Wj 20:8–11 — gdzie po raz pierwszy nakazane jest przestrzeganie szabatu — czytamy, że ‘nie będziesz pracował’. Hebrajskie wyrażenie oznacza dosłownie: „niczego nie uczynisz” tego dnia. Zarówno moja żona Barb, jak i Ojciec, coraz bardziej nalegali, abym nauczył się odpoczywać. Ale to nie leżało w mojej naturze, aby niczego nie robić przez cały dzień.

Continue reading