Category Archives: Grady J. Lee

Ogień świętości, a duch perwersji

29 września 2010

J. Lee Grady

Moralne upadki w naszych szeregach stały się plagą – jedynym rozwiązaniem jest zesłane z niebios duchowego oczyszczenia domu.  Jestem pewien, że, podobnie jak ja, odczuliście ukłucie w serc, gdy usłyszeliście o koszmarnych oskarżeniach skierowanych przeciwko kaznodziei z Atlanty, Eddiemu Longowi, z New Birth Full Gospel Baptist Church. Na dwóch kolejnych lotniskach mojej podróży CNN nadawało wstrętne szczegóły sprawy wytoczonej przez dwóch młodych mężczyzn, którzy oskarżają Longa o zmuszanie ich do seksu. Ostatnio jeszcze dwóch młodzieńców wystąpiło z podobnymi oskarżeniami.

Bez względu na to czy są one prawdziwe, czy nie (proszę módlcie się o Longa i jego kościół w czasie tej próby), kłopotliwe jest wysłuchiwanie prezenterów wiadomości, sugerujących, że żonaty biskup zielonoświątkowy wykorzystał swoją władzę i dopuścił się gejowskich romansów. Tak naprawdę smutne jest to, że w naszej seksualnie znieczulonej kulturze, ludzie nawet rumieńców nie dostaną, słysząc takie rzeczy o duchownym.

„Musimy głosić pełną ewangelię, nie wersje neutralną, która unika jakichkolwiek wzmianek o grzechu, sądzie i świętości. Odkupienie Jezusa nie daje nam zgody na grzeszenie, a ci, którzy nauczają takiej herezji będą szczególnie na to narażeni”.

W ostatnią niedzielę, w czasie kazania Long oddalił zarzuty i przysięgał walczyć ze swymi oskarżycielami. Większość członków jego 25-tysięcznego kościoła stanęła za nim, pomimo tego, że zaczęły krążyć zdjęcia. Long nie wyjaśnił niczego na temat tych sugestywnych zdjęć ani tego w jaki sposób młodzi mężczyźni je zdobyli, lecz ogłosił, że on „nie jest mężczyzną” ze zdjęć, który ma być poddany procesowi. W tej chwili mamy słowo biskupa Longa przeciwko 4 mężczyznom i wkrótce będziemy znosić ambaras cywilnej rozprawy, która może być bardzo szpetna, nawet jeszcze bardziej, jeśli dowody poprą oskarżenia. Podobnie jak w przypadkach katolickich księży wykorzystujących dzieci, które były latami ukrywane, oraz licznych ostatnich skandali wśród chrześcijańskich przywódców, imię Jezusa będzie tarzane w błocie a chrześcijanie będą powszechnie przedstawiani jako hipokryci, którzy co innego głoszą, a co innego robią.

Zacząłem obserwować pewien niepokojący trend jeszcze zanim zarzuty przeciw biskupowi Longowi wyszły na światło dzienne: złowrogi duch perwersji najechał ranki charyzmatycznych kościołów. Oto tylko kilka przykładów, które były przekazane mi przez ludzi zaznajomionych z takimi sytuacjami:

– Lider podobno chrześcijańskiej służby zachęcał żony dwóch mężczyzn, aby popełniły cudzołóstwo a następnie prosił je o przekazanie mu szczegółowych opisów ich czynności.

– Grupa podróżnych duchownych rutynowo spotykała się na weekendowe ucieczki, na których dochodziło do wymiany żon.

– Przywódca „proroczego” kościoła na Zachodnim Wybrzeżu uwiódł kilku mężczyzn ze swego głównego zespołu. (Kościół został zamknięty, gdy ten grzech został ujawniony.)

– Pewien pastor dowiedział się, że członkowie jego zespołu mają romanse w ich kościele i nie zrobił niczego, aby powstrzymać tą rozpustę.

– Pewien kościół na Południowym Wschodzie prowadził seminarium dla małżeństw w czasie którego chrześcijańskie pary były zachęcane do umieszczenia w sypialniach rur, aby żony mogły na nich tańczyć przed współżyciem. (Pytanie: Czy taniec na rurze pochodzi z klubów striptizowych?)

Przepraszam za taką wyrazistość, nie znajduję żadnej przyjemności w opisywaniu grzechów, które w ogóle nie powinny być nawet wymieniane wśród wierzących, a szczególnie wśród tych, którzy twierdzą, że są „napełnieni Duchem”. Przywódcom, którzy angażują się lub tolerują takie zachowania nie wolno wkładać swych brudnych rąk na ludzi w kościele i udawać, że mają Ducha Świętego. Duch perwersji jest działa w oddawaniu czci kultu Baala, który spowodował, że starożytny Izrael odpadł na stałe. W Nowym Testamencie jest łączony z Izabel, kapłanką Baala, i manifestuje się wtedy, gdy fałszywi nauczyciele nawiedzają kościół i prowadzą ludzi do bałwochwalstwa i niemoralności (p. Obj. 2:20). Atakuje przywódców kościoła, ponieważ celem przeciwnika jest zanieczyścić ludzi przez zbrukane kazalnice.

Bóg wzbudził Eliasza, aby przeciwstawił się Baalowi i Jezebel. Aby zburzyć warownie perwersji w dzisiejszym ugodowym kościele, musimy mieć armię nieustraszonych mężczyzn i kobiet, którzy żyją w ogniu świętości i którzy bezkompromisowo głoszą Słowo.  Ludzi, którzy nie są doskonali, lecz pozwalają na to, aby Ten, który oczyszcza, pochłonął ich egoistyczna dumę i materialistyczną chciwość, glebę na której rośnie perwersja. Nie mają to być ludzie sprawiedliwi we własnych oczach, lecz pokorni, złamani, jak Eliasz, którzy będą gotowi udać się na pustynię, zanim skonfrontują się z prorokami Baala na Górze Karmel.

Potrzebujemy świętości i to prawdziwej świętości, a nie legalizmu. Głosimy miłosierdzie krzyża i cudowną Bożą łaskę dla grzeszników. Oferujemy przebaczenie i uzdrowienie tym, którzy byli niemoralni. Krew Jezusa i odświeżająca moc Duch mogą uwolnić każdego, kto pokutuje ze związania seksualnym grzechem, lecz musimy również ostrzec wierzących, którzy odwracają się od Chrystusa i zwracają się ku perwersji, że depcząc Jego krew „znieważają ducha łaski” (p. Hbr. 10:29). Musimy głosić pełną ewangelię, nie wersje neutralną, która unika jakichkolwiek wzmianek o grzechu, sądzie i świętości. Odkupienie Jezusa nie daje nam przyzwolenia na grzech, a ci, którzy nauczają takiej herezji będą szczególnie na to narażeni.

Pełen desperacji modlę się o to jedno: Panie, ochrzcij nas ogniem Twojej świętości!

Mam nadzieję, że z równą zaciętością pragnienie tego samego płomienia. Proście go o ponowne rozpalenie ognia Odlewacza w was.

————————-

J. Lee Grady jest redaktorem pomocniczym magazynu Charisma. Ostatnia jego książka to: The Holy Spirit Is Not for Sale.

Follow him on Twitter at leegrady.

сайта

Jak apostolska odwaga przemienia peruwiańską dżunglę

15 września 2010

Pokorna para misjonarzy z Peru, Jaime i Telma Gomes, pokazali mi w tym tygodniu co to znaczy z pasją podchodzić do Chrystusa.

Peruwiański nauczyciel Jaime Gomez wraz z żoną, Telmą, oddali swoje serca Jezusowi w 1969 roku dzięki działalności baptystycznych misjonarzy, którzy przyjechali ze Stanów Zjednoczonych do amazońskiego miasta Jurimaguas. Po swym nawróceni Jaime odczuł silne powołanie do służby, choć wiedział, że nie ma mocy do tego, aby być świadkiem. Bez jakichkolwiek zielonoświątkowych wpływów otrzymał od Boga wskazówki, że może zostać ochrzczony w Duchu Świętym. Po kilku latach, gdy zobaczył w wizji, jak Bóg dotyka jego ust, Jaimy został pokonany niebiańską mocą. „Mówił językami sześć dni z kolei” -powiedziała mi jego żona w wywiadzie w Tarapoto, mieście na północy Peru, gdzie Gomezowie zaczęli swoją służbę zakładania kościołów.

Aby dotrzeć do Santa Sofia, Gomezowie wraz z grupą musieli dwa dni podróżować łodzią przez dżungle pełne tarantuli, aligatorów, wężów, piranii, wielkich nietoperzy i chmar moskitów.

Dziś 'Smyrna of Peru Christian Mission Association’ ma 160 kościołów, wiele z nich w trudnych do zdobycia wioskach peruwiańskiej, amazońskiej puszy. Sami Gomezowie, obecnie po sześćdziesiątce, pokazują nam Południową Ameryką jako przykład autentycznej apostolskiej odwagi w czasie, gdy my, w Płn. Ameryce cierpimy na wyraźny brak gorliwości.

Jaimy to drobny, krucho wyglądający mężczyzna o czułym uśmiechu, nie przechwala się trudnościami przez jakie przeszli w służbie, w tym dwa lata w areszcie marksistowskich w terrorystów w latach 80tych. (Partyzanci dwa razy przykładali mu do głowy pistolet, lecz w końcu zdecydowali nie zabijać go.) Po tych wezwaniach śmierci, zaczęli wraz z żoną systematycznie szkolić uczniów w Tarapoto, ponieważ zdali sobie sprawę z tego, że większość ewangelików miało bardzo płytką wiarę i nie wypełniało Wielkiego Nakazu.

Gdy założyli jeden solidny kościół zaczęli sięgać do sąsiednich miast. Często spotykali się z demoniczną opozycją, z powodu wdzierających się czarów na górskich obszarach. Zdobywając indiańskie wioski, do których nie było dróg, musieli również pokonywać przeszkody nie do pokonania. Na przykład, aby dotrzeć do Santa Sofia, Gomezowie wraz z grupą musieli dwa dni podróżować łodzią przez dżungle pełne tarantuli, aligatorów, wężów, piranii, wielkich nietoperzy i chmar moskitów. Gdy rzeka zwężyła się w jednym miejscu, cała ekipa musiała wyjść z czółen. Gdy docierali do autochtonów, mieszkańcy byli całkowicie otwarci na ewangelię i przyjmowali ewangeliczną wiarę. „Dziś całe miasteczko jest chrześcijańskie” – mówi Telma, która, jak tylko nie zostaje ze swymi wnukami lub nie karmi licznych gości, którzy przewijają się przez ich skromny dom Tarapato, nadal głosi z pasją.

W 1998 Gomezowie zwrócili swoje oczy na odległe indiańskie siedlisko, prowadzone przez patriarchalnego wodza, który miał siedem żon. Podobnie jak w innych peruwiańskich wioskach w tej okolicy Parinari było opanowane przez silny napój alkoholowy zwany masato. Wytwarzają je kobiety, które przeżuwają kawałki korzeniu juki, po czym wypluwają sok do misek. Całość fermentuje przez kilka dni. (Pomyślcie o tym jako o formie piwa robionego ze śliny.)”Gdy się tam pojawiliśmy, oczekiwano, że będziemy pić masato. Odmowę uważano za niegrzeczność” – wyjaśniła Telma. Dziś, dzięki odwadze z jaką Gomezowie i ich grupa ze Smyma pokonali z ewangelią dżunglę -głosząc często przy pomocy prymitywnych megafonów -cała populacja tego miasteczka, w liczbie około383, uczestniczy w kościele, a miejscowy pastor, którego Jaime i Telma wyszkolili przerwał koło poligamii, kształtując chrześcijański model małżeństwa z jedną żoną.

Spędziłem w tym tygodniu kilka godzin z Gomezami, słuchając ich opowieści o masowych nawróceniach i cudownej ochronie. Są prawdziwymi generałami w wierze, mają głębokie charaktery, które dorównują ich duchowemu autorytetowi. Nie obchodzą ich upoważnienia czy egotyzm, który czasami jest widoczny wśród Amerykanów, którzy drukują sobie tytuły „APOSOTŁ”, na wizytówkach.

Jaime i Telma Gomez są prawdziwi. Po tej wizycie u nich zostałem pobudzony do postu i modlitwy o mój własny poziom oddania sprawie ewangelizacji. Zapytałem Brata Jaime czy ma jakąś radę dla Amerykanów, którzy wydają się być bardziej rozkochani w byciu trendy, zawsze gotowi do występu przed kamerą, w XXI wiecznej wierze, zamiast jej autentycznej wersji z I wieku.  Łagodny apostoł powiedział, odnosząc się do przypowieści Jezusa o niewiernym słudze: „Amerykański kościół otrzymał talent, lecz zakopaliście go. Moc, którą czerpiemy do tego pochodzi z napełnienia Duchem Świętym. Gdy mężczyzna i kobieta są napełnieni Duchem, nie mają innego wyboru jak tylko iść i dzielić się Chrystusem. Gdy zostaniesz napełniony Duchem, masz pasję, aby wypełniać Wielki Nakaz”.

Po spotkaniu tych prawdziwych duchowych generałów i obejrzeniu trwałych owoców ich służby w Peru, proszę Pana, aby dał nam wszystkim świeżą dawkę apostolskiego ognia, który rozpalił ich serca ponad 40 lat temu.

J. Lee Grady jest redaktorem pomocniczym magazynu Charisma. Głosił w Peru w Limie i Tarapoto w zeszłym tygodniu. Follow him on Twitter at leegrady.

реклама продвижение сайтов

Po prostu powiedz „NIE” anty muzułmańskiej bigoterii

08 września 2010 J. Lee Grady

Pastor Terry Jones, który chce spalić egzemplarze Korany w dniu 9/11, nie mówi w imieniu charyzmatycznych chrześcijan.

Większość z nas, gdy dowiedzieliśmy się o tym, że pastor małego charyzmatycznego kościoła w Gainesville, Florayda, powiedział, że planuje spalić Koran 11 września zareagowała zbiorowym westchnieniem. Osobiście byłem tym szczególnie zawiedziony, ponieważ mieszkałem w Gainesville, gdy miałem 20 lat. Nieodpowiedzialny spisek tego człowieka wystawił to uczniowskie miasteczko na celownik prawdopodobnych ataków terrorystycznych i sprawił, że ewangeliczni chrześcijanie wyglądają jak nietolerancyjni durnie.

Powiem nawet więcej: wielebny Terry Jones nie mówi za charyzmatycznych chrześcijan a jego ziejące ogniem osądzanie nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina przesłania Jezusa Chrystusa. Modlę się o to, aby pokutował i wyrzekł się swych oburzających zamiarów, zanim przyjdzie czas na zapalenie pierwszej zapałki.

Powiem nawet więcej: wielebny Terry Jones nie mówi za charyzmatycznych chrześcijan a jego ziejące ogniem osądzanie nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina przesłania Jezusa Chrystusa.

Podczas gdy umiarkowani muzułmanie w Stanach Zjednoczonych postrzegają to jako ponure przestępstwo nienawiści (pomyśl o tym, jak czułbyś się, gdyby muzułmanie planowali palenie Biblii w Boże Narodzenie), to ich radykalna odmiana, dżihadyści, w innych częściach świata już anonimowo straszyli bombowymi atakami na kościół Jones’a (od chwili ujawnienia jego planów ilość członków spadła do 30).  Większość ludzi, w tym większość chrześcijan z Gainesville, uważa Jonsa za zwiedzionego religijnego zelotę. Członkowie jego kościoła noszą T- shirty z napisem „ISLAM IS OF THE DEVIL” (Islam pochodzi od diabła), mają nawet filiżanki do kawy z tym tekstem. W zeszłym tygodniu The New York Times przekazał, że Jones z powodu gróźb zabicia go nosi pistolet. Powiedział też tej gazecie, że zamierza spalić Koran, nawet jeśli lokalna straż pożarna odmówi zgody na to.

National Association of Evangelicals (NAE), która reprezentuje liczne zielonoświątkowe denominacje i charyzmatyczne społeczności, potępiła działania Jonesa w najnowszym oświadczeniu, w którym czytamy: „NAE wzywa swoich członków do kultywowania relacji ufności i szanowania swoich sąsiadów innej wiary. Bóg stworzył ludzkie istoty na Swój obraz a zatem wszyscy powinni być traktowani z godnością i szacunkiem”.

W przeciwieństwie do tego, w co uczniowie Jones wierzą, Jezus Chrystus potępił nienawistną religijną nietolerancję. Gdy szedł z uczniami do samarytańskiej wioski a ci byli mało gościnni, Jakub i Jan powiedzieli, że chcą ściągnąć z nieba ogień na to całe miejsce (Łk. 9:54). Jezus stanowczo zgromił ich, mówiąc: „Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować” (w. 55-56, NASB).

Zwróćcie uwagę na to, że Jakub i Jan chętnie zapaliliby zapałkę i zrobili swoje własne mściwe ognisko. To brak dojrzałości doprowadził ich do wniosku, że postępy królestwa Chrystusa można dokonać walcząc z ogniem przy pomocy ognia. Jezus przeciwstawił się ich źle skierowanej gorliwości i pokazał im, że jedynym sposobem na sprzeciw wobec nas jest cierpliwość, współczucie i przebaczenie.

Gdy Jezus miał być aresztowany, porywczy Piotr chciał ratować Go i odciął prawe ucho jednego z sług. Jezus natychmiast uzdrowił biedaka (czy nie jest wspaniałe to, że Jezus może naprawiać nasze głupie błędy?) i zgromił szalony militaryzm Piotra, mówiąc: „Włóż miecz swój do pochwy; wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają,od miecza giną„. (Mat.26:52).

Jezus nigdy nie prowadził protestów ani nie organizował palenia ksiąg. Gdyby taka miała być Jego strategia to Jego uczniowie maszerowaliby przez Jerozolimę z transparentami typu: „PROSTYTUCJA JEST OD DIABŁA”, „NIESPRAWIEDLIWE PODATKI SĄ OD DIABŁA” czy „CZEŚĆ DLA CEZARA JEST OD DIABŁA”. Te wszystkie grzechy rzeczywiście są diabelskie, lecz nie da się zmieniać ludzkich zachowań potępiając ich działania. Jedynym sposobem, jaki ktokolwiek kiedykolwiek znajdzie na uwolnienie od grzechu i szatańskich warowni to osobiste spotkanie z Chrystusem.

Apostoł Paweł, którego mamy naśladować, nie potrząsał mieczami ani nie organizował protestów. Nawet wtedy, gdy był wewnętrznie poirytowany bałwochwalstwem Ateńczyków (p. Dz. 17:16), głosił ludziom na Marsowym Wzgórzu o nieznanym Bogu, który ich kocha. Nie obrażał ich, nie wzywał ognia na nich, ani nie wyciągał broni. Wiedział, że nasza chrześcijańska „wojna” – te niewidzialne zmagania z grzechem, zwiedzeniem i fałszywymi bożkami – to „nie walka z ciałem i krwią” (2Kor. 10:4). Wymaga to raczej pokornych aktów takich jak modlitwa i ewangelizacja przez przyjaźń.

Być może żenujące fiasko w Gainesville przypomni nam o tym w jaki sposób mamy dzielić się ewangelią z niewierzącym światem. Czynimy to z taką samą bezwarunkową miłością jaką okazywał Jezus grzesznikom, celnikom, prostytutkom, trędowatym, rzymskim żołnierzom, poganom, bezdomnym żebrakom i religijnym hipokrytom, których odmienił.

– – – – –

J. Lee Grady był przez 11 lat redaktorem magazynu Charisma, obecnie jest redaktorem pomocniczym. Jego nowa książka „The Holy Spirit Is Not for Sale” jest obecnie dostępna w księgarniach. Zachęca do modlitwy 9/11 za całą światową muzułmańską społeczność.

You can follow him on Twitter at leegrady.deeo.ru

Przywróćmy zagubiony dar przyjaźni

25 sierpnia 2010 07:51

J. Lee Grady

Jeden z moich najlepszych przyjaciół pokazał w zeszłym tygodniu, co rzeczywiście oznacza bezinteresowne złożenie swego życia. Chris Maxwell zorganizował specjalnie dla mnie dwudniowe spotkanie modlitewne w Płn. Georgii, gdzie służy jako pastor chrześcijańskiego koledżu. Przez wiele miesięcy Chris wysłuchiwał moich opowiadań o tym, jakie mam zamieszanie co do mojej przyszłości. Wziął na siebie, aby skontaktować grupę moich przyjaciół, którzy zgodzili się zrobić sobie przerwę w pracy, aby się modlić ze mną o kilka ważnych decyzji. Chris nie tylko zorganizował 9 mężczyzn na modlitewne rekolekcje, lecz również zwrócił się o radę do innych przyjaciół, którzy nie mogli uczestniczyć, oraz mojej żony. Gdy siadłem razem z nimi w pokoju tego pierwszego wieczora, wsadzili mnie pod mikroskop i wtrącali się do wszystkich moich spraw. Odbyło się 48 godzinne sondowanie, usłyszałem mądre rady, poważne ostrzeżenia, wylewne zachęcanie a był to czas dzielenia braterskich uczuć i bezpośredniej szczerości. Nieprzyjemne? Zdecydowanie. Krępujące? Czasami? Upokarzające? Całkowicie. Lecz ból wart był osiągniętego na końcu zysku.

Prawdziwi przyjaciele modlą się o siebie. Prorok Samuel napisał: „Daleki jestem od tego, aby zgrzeszyć przeciwko Panu przez zaniechanie modlitwy za wami” (1 Sam. 12:23).

Jedną z ważnych rzeczy, które zdobyłem to ponowne zrozumienie tego, jak ważna jest w życiu prawdziwa przyjaźń. W czasach tak bezprecedensowej społecznej izolacji (gdy wielu pastorów przyznaje, że nie mają z kim porozmawiać) i w tym czasie tragicznego moralnego upadku (gdy przywódcy kościołów zbyt długo czekają, aby ujawnić komukolwiek swoje słabości) nauczyłem się tego, że nie można długo przetrwać bez bożych przyjaźni. Oto kilka cech, które musimy odnowić:

1. Prawdziwa przyjaźń wymaga ofiary. Powaliło mnie to, że dziewięciu chłopaków z czterech stanów mogło wykroić ze swoich bardzo zajętych planów czas, aby się za mnie modlić. Jeden z nich przyjechał z Pensylwanii, dwóch jechało siedem godzin. Gdy skończyliśmy, niektórzy byli zdumieni tym, że Chris podjął tak wielki trud. „Lee, to wielkie błogosławieństwo, mieć takiego przyjaciela”. – powiedział jeden z nich.

Prawdziwi przyjaciele robią ekstrawaganckie rzeczy, aby okazać swoją miłość. Nie robią tego, czego można by się spodziewać, idę jedną milę dalej. Prawdziwa przyjaźń zawsze idzie wbrew samolubstwu. Jezus powiedział Swoim najbliższym przyjaciołom: „Nie ma większej miłości niż tak, gdy kto życie swoje wydaje za przyjaciół” (Jn 15:13). Kilka godzin później został aresztowany, zbity i przybity do krzyża.

2.Prawdziwa przyjaźń wymaga przejrzystości. Jonatan i Dawid są wzorami przyjaźni, ponieważ nie pozwolili na to, aby ich pozycje, tytuły czy ambicje oddzieliły ich. Pomimo że Jonatan był synem Saula, prawowitym dziedzicem tronu, rozpoznał powołanie Boże na swym przyjacielu Dawidzie i odłożył na bok własne interesy.

Biblia mówi (1Sam. 18:3-4): „Zawarli tedy Jonatan z Dawidem związek przyjaźni, ponieważ umiłował go jak siebie samego. Jonatan zdjął płaszcz, który miał na sobie, i dał go Daqwidowi, tak samo odzież, aż do swego miecza i łuku, i pasa”. Jonatan nie przechodził przez punkt kontrolny na lotnisku; zdjął z siebie swoje zewnętrzne ubranie i broń, ponieważ te rzeczy reprezentowały jego przyszły status żołnierza króla. W ten sposób mówił Dawidowi: Ciebie stawiam na pierwszym miejscu. Taka sama pokora jest wymagana od nas, jeśli chcemy prawdziwej przyjaźni.

W pewnej chwili, w czasie tych modlitewnych rekolekcji, chłopaki zaczęli dzielić się swymi najbardziej poważnym troskami modlitewnymi. Zanim zatoczyło to pełny krąg, przysięgliśmy sobie, że nie ujawnimy tajemnic żadnego z nas. Wtedy, z pełnym przekonaniem, że nikt z nas nie potępi drugiego, zdjęliśmy nasze zbroje, opuściliśmy swoje gardy i wylaliśmy przed sobą wnętrza. Nie trzeba było wiele czasu, aby popłynęły łzy. Nie wiem czy widzieliście kiedykolwiek grupę dorosłych płaczących mężczyzn, lecz powiem wam, że jest to jeden z najpiękniejszych widoków na ziemi. Jeden z nas bez zawstydzenia zaoferował paczkę higienicznych chusteczek tym, którzy nie mogli swych emocji utrzymać pod kontrolą. Nie obchodziło nas to, że wyglądaliśmy na słabych, wiedzieliśmy, że Ojcu sprawiła przyjemność ta grupa mężczyzn, którzy odkryli, że prawdziwa męskość to wrażliwość, a nie udawanie twardego.

3. Prawdziwa przyjaźń wymaga modlitwy. Od czasu, gdy zostaliśmy z Chrisem przyjaciółmi w późnych latach 90tych, modlił się o mnie wiernie. Często otrzymywałem od niego proste smsy, mówiące: „MODLĘ SIĘ O CIEBIE”. Przypomina mi to o sercu apostoła Pawła, który pisał do swego duchowego syna, Tymoteusza: „Dziękuję Bogu, któremu z czystym sumieniem służę, tak jak przodkowie moi, gdy nieustannie ciebie wspominam w modlitwach moich, we dnie i w nocy” (2Tym. 1:3). Spokojnie można powiedzieć, że miłość do przyjaciół i rodziny może być mierzona twoimi modlitwami o nich. Prawdziwi przyjaciele modlą się o siebie. Prorok Samuel napisał: „Daleki jestem od tego, aby zgrzeszyć przeciwko Panu przez zaniechanie modlitwy za wami” (1 Sam. 12:23).

Rzadko zdarza się, aby umówić się z przyjacielem na kawę po czym nonszalancko zapomnieć o tym, lecz jak często powtarzamy przyjacielowi: „Pomodlę się za ciebie” i zapominamy później wydać z siebie choćby jedno słowo modlitwy? Wróciłem ostatnio do spisywanej listy, która pomaga mi pamiętać o potrzebach moich przyjaciół i zapisywać odpowiedzi.

W zeszłym tygodniu moje życie uległo zmianie, dzięki temu, że kilku przyjaciół zatroszczyło się o mnie na tyle, aby stanąć ze mną twarzą w twarz, postawić moje stopy w ogniu oraz udzielić biblijnej zachęty i rady. Jeśli nie masz takich przyjaciół, modlę się o to, abyś ich wkrótce znalazł, a co ważniejsze, modlę się o to, abyś ty był tego rodzaju przyjacielem dla kogoś innego.

– – – – – –

J. Lee Grady współredaktorem magazynu Charisma i autorem książki „The Holy Spirit Is Not for Sale”. Follow him on Twitter at leegrady.

aracer.mobi

Moc i ból prawdziwego proroczego głoszenia

J. Lee Grady

Nigdy prawdziwe Boże przesłanie nie popłynie przez kogoś, kto jest zadowolony i pewny siebie. Jeśli chcesz mówić dla Niego, przygotuj się na śmierć! Właśnie znowu umarłem. Ostatniej niedzieli stanąłem za kazalnicą, spojrzałem na zgromadzenie przeważnie obcych mi ludzi, przełknąłem ślinę i głosiłem przesłanie z Biblii, które Pan położył mi na sercu. Tysiące mężczyzn i kobiet mówi publicznie w ten sposób co tydzień. To jest robota kaznodziejów. Nic wielkiego.

Nie mierzymy wpływu kazania tym ile serc zostało zgładzonych przez przekonanie Ducha Świętego, lecz tym, jak głośno kaznodzieja krzyczał, bądź jak wysoko ludzie skakali, gdy ten powiedział im to, co chcieli usłyszeć.

Lecz pomimo tego, że często przemawiam, odkrywam, że głoszenie ewangelii jest jednym z najtrudniejszych, najbardziej przerażających i bolesnych zadań do jakich w ogóle można przystąpić. Nie jest to zabawne. Czuję się tak jakbym umierał tysiącem śmierci zanim to zrobię i umieram jeszcze kilka razy, gdy już znajduję się w domu i wracam od tego, co się wydarzyło.

Kiedyś, po pewnym bardzo zniechęcającym przeżyciu, gdy słuchacze spoglądali na mnie zimno z założonymi rękoma, zdecydowałem, że głoszenie z pewnością nie jest moim powołaniem. Podzieliłem się tym zmaganiem z pewnym starszym pastorem.  „Czasami czuję się tak zniechęcony po kazaniu. – powiedziałem mojemu przyjacielowi. – Czy zdarza ci się coś takiego?” Byłem pewien, że poradzi mi, abym przestał głosić, ponieważ oczywiste było, że to nie jest mój duchowy dar.  Odpowiedź zszokowała mnie: „Synu, czuję się tak w każdy poniedziałek odkąd jestem na służbie”.

Gdy mówię moim przyjaciołom, że nigdy nie czułem się obdarowany, aby mówić, i że uporczywie sprzeciwiam się powołaniu Bożemu nad moim życiem z powodu braku przekonania, są zaskoczeni. Większość przypuszcza, że ludzie, którzy stają za kazalnicami, chce tam być.

Przemyśl to jeszcze raz!

Moc proroczego głoszenia w rzeczywistości działa przeciwnie do tego, jak wydaje nam się, że powinno. Jeśli mamy cielesne postrzeganie, wierzymy, że Bóg wybiera obdarowanych mówców, którzy ostrzą i kształtują swoje umiejętności, tak jak lekarz, który uczy się operować czy aktor, który uczy się sztuki scenicznej. Lecz prawdziwe kaznodziejstwo nie jest naturalnym ćwiczeniem, jest ono tak naprawdę jednym z najbardziej nadnaturalnych zadań do jakiego ktokolwiek kiedykolwiek może zostać powołany. Wymaga ono niedoskonałego ludzkiego naczynia, aby poddało się wypowiadaniu słów Bożych. Jeśli robimy to według ciała, skutki są żałosne, lecz jeśli całkowicie zaufamy mocy Ducha, prorocze głoszenie uwolni Boga o poruszania się tak, jak On chce.  Jeśli zawiedziemy w tym procesie, zostajemy upokorzeni. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć głosić?

Nic dziwnego, że w większość przywódców, których spotkamy w Biblii, byli niechętna przemawianiu. Mojżesz wymawiał się jąkaniem, Gedeon usiłował sam się zdyskwalifikować a Jeremiasz narzekał Panu na odpowiedzialność noszenie proroczego ciężaru. Jonasz kupił sobie bilet w jedną stronę w przeciwnym kierunku Morza Śródziemnego, aby nie przekazywać niepopularnego kazania.

Apostoł Paweł, który zanim spotkał Chrystusa, był złotoustym faryzeuszem, został obdarty z całej światowej elokwencji, po czym głosił w całym Rzymskim Imperium. Powiedział do Koryntian: „A mowa moja i zwiastowanie nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, aby wiara wasze nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” (1Kor. 2:3-5).

Charyzmatyczny przebudzeniowiec, Arthur Katz, który zmarł trzy lata temu, napisał w 1999 roku książkę o mocy prawdziwego głoszenia pt.: Apostolskie Fundamenty, a tam czytamy: „Jedynie ten, który chce uciec w przeciwną stroną, jak Jonasz, ma kwalifikacje do głoszenia. Natomiast człowiek, który kocha gadać, kocha być widoczny publicznie, cieszy się tym, że jest widziany i słyszany, nie może liczyć na to, że takie słowo zostanie kiedykolwiek wydane z jego ust. Ten, kto wzdycha i jęczy, gdy zostanie wezwany do mówienia, ten, kto nie chce tam być, kto czuje straszliwą niewygodę, kto wie, że nie będzie zrozumiany, ten będzie najprawdopodobniej człowiekiem, z którego ust popłynie prawdziwe głoszenie”.

Z pewnością większość z nas nie postrzega w ten sposób służby kaznodziejskiej we współczesnej Ameryce. Celebrujemy to, co gładkie i wypolerowane. Nie mierzymy wpływu kazania tym ile serc zostało zgładzonych przez przekonanie Ducha Świętego, lecz tym, jak głośno kaznodzieja krzyczał, bądź jak wysoko ludzie skakali, gdy usłyszeli od niego to, co chcieli.

Tego rodzaju cielesne głoszenie może zdobyć uznanie ludzi, pomnożyć współczynniki oglądalności TV, a nawet zbudować mega kościoły, lecz królestwo nie jest budowane na zadowolonej pewności siebie. Potrzebujemy Bożego słowa. Kościół będzie żył o duchowym głodzie, dopóki złamani, oporni, słabi i drżący kaznodzieje nie pozwolą, aby Jego święty ogień wyszedł z ich ust.

Jeśli takie jest twoje zadanie, umrzyj dla swoich strachów, wątpliwości i wymówek, napij się z kielicha cierpienia, które towarzyszy każdemu prawdziwemu powołaniu Bożemu.

– – – – – –

J. Lee Grady jest zastępcą redaktora naczelnego i autorem książki The Holy Spirit Is Not for Sale.

You can find him on Twitter at leegrady.

сайта

Ostrzeżenie: wchodzisz na Boży plac budowy

07 lipca 2010

J. Lee Grady

Zrób miejsce dla buldożerów Ducha Świętego, On chce wykonać gruntowną przebudowę.

W lecie zeszłego roku w czasie wizyty w Charlotte, N.C. Zatrzymałem się w Bibliotece Billy Grahama, aby zwiedzić dom dzieciństwa ewangelisty i zobaczyć jego biura. W zacienionym zagajniku na tej posiadłości trafiłem na grób jego żony, Ruth Bell Graham. Na kamieniu nagrobkowym widniał niezwykły napis: „KONIEC BUDOWY. DZIĘKUJEMY ZA CIERPLIWOŚĆ”.

Pani Graham (zm. 2007) widocznie widziała te znaki na trasach szybkiego ruchu i powiedziała przyjaciołom, że chce, aby znalazło się to na jej grobie. Przesłanie stawiane przez brygady budowy dróg przypominało jej o cierpliwości trosce Bożej w przygotowywaniu jej na niebiosa.

„Duch Święty, podobnie jak Nehemiasz, przychodzi do naszego życia jako Boży brygadzista. Oczyszcza rumowisko, wywozi śmieci, zakłada nowe fundamenty, zawiesza ponownie drzwi, odbudowuje bramy i odnawia zniszczone mury naszego życia”.

Podobne myśli zawsze przebiegają mi przez głowę, gdy przejeżdżam różowe stożki ustawione na drodze. Na Florydzie, gdzie mieszkamy, wydaje się, że ekipy remontowe nigdy nie kończą swojej roboty. Jak tylko jedna cześć drogi zostanie poszerzona to jest to czas na poszerzenie następnej. Potrzebne są dodatkowe buldożery, a więcej budowy oznacza więcej korków i opóźnień ruchu, co z kolei wymaga więcej cierpliwości od kierowców.

W podróży ku duchowej dojrzałości wszyscy musimy nauczyć się tej lekcji, które jest wygrawerowana na kamieniu nagrobnym Ruth Bell Graham. Musimy nauczyć się przyjmować wiecznie działające Boże ekipy budowlane. Jeśli naprawdę chcemy być ukształtowany na podobieństwo Jezusa Chrystusa, musimy serdecznie przyjmować wszelki ciężki sprzęt, który Pan nam przysyła.

Czy słyszysz hałas? W naszym życiu słyszę dźwięk pracy buldożerów, młotów pneumatycznych, oraz brukarzy. TO jest praca Ducha Świętego, jest to proces, który zaczyna się, gdy zapraszamy Chrystusa, aby zajął miejsce w naszych sercach i nie kończy się aż do ostatniego tchnienia.  Zazwyczaj myślimy, że Duch Święty jest łagodny, lecz czasami to on sprowadza oczyszczający ogień świętości, który wypala z nasz nieczystości. Czasami On zarządza niewygodne okoliczności, aby nas ścisnąć, wstrząsnąć, urobić i ukształtować. A czasami narzekamy na utrudnienia, opóźnienia, objazdy i wstrząsy, które sprowadza na nasze życie dla naszego dobra.

Nie często słyszymy kazania na temat Bożej strefy budowlanej. Niektórzy kaznodzieje wierzą, że podróż wiary jest jak lekkie podskakiwania przez 'LaLa Land’. Nie spodziewamy się, że ludzie będą kształtowani na obraz Chrystusa; nie ostrzegamy ludzi, że podobieństwo do Chrystusa wymaga złamania; nie uczymy, że złamanie przychodzi wtedy, gdy przyjmujemy próby i cierpienia.  Biblia mówi: „Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu, ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili” (1Ptr. 4:12-13).

Gdy Bóg chciał odbudować zniszczoną Jerozolimę, wzbudził męża imieniem Nehemiasz, który miał zająć się organizacją projektu budowlanego. Ciekawe jest to, że imię „Nehemiasz”, znaczy „ten, który pociesza” lub „pocieszyciel”; To samo imię w Nowym Testamencie zostało dane Duchowi Świętemu. W grece „Pocieszyciel” to Paraklete lub inaczej „ten, który jest powołany do pomocy”.

Tak, ten Święty Pocieszycie, który został powołany, aby mieszkać w nas nie jest jakimś ciepłym kocem bezpieczeństwa. Ten Duch jest również inżynierem budowlanym zdumiewającego lecz wymagającego wiele pracy projektu. On rozjeżdża buldożerem nasze życie, aby wydrążyć, gruntownie przejrzeć i przemienić. On wzywa Swoje ekipy budowlane, wypuszcza swój ciężki sprzęt i zaczyna to, co możemy nazwać Kompletną Przebudową – Niebiańska Edycją.

Nie róbcie, proszę, tego błędu, aby myśleć, że ten Pocieszyciel jest zwykłym odświeżającym podmuchem czy bierną siłą, dzięki której odczuwamy gęsią skórkę czy ekstatyczne uczucia.

Duch Święty, podobnie jak Nehemiasz, przychodzi do naszego życia jako Boży brygadzista. Oczyszcza rumowisko, wywozi śmieci, zakłada nowe fundamenty, zawiesza ponownie drzwi, odbudowuje bramy i odnawia zniszczone mury naszego życia.

Odbudowa Jerozolimy w czasach Nehemiasza nie obeszła się bez cierpienia, trudności i walki, lecz na zakończenie wynikiem było odnowienie Bożej chwały. Tak samo będzie z nami, jeśli zaprosimy Pocieszyciela.

Czy pozwolisz Mu na inspekcję twoich postaw, motywacji, myśli, niepoddanej woli i uzależnień, tych wszystkich obszarów, które wymagają przemiany. Czy będziesz miał cierpliwość, gdy On stawia pomarańczowe pachołki na drodze twojego życia? Pozwól Mu dokończyć dobrego działa, które rozpoczął w tobie.

– – – –

J. Lee Grady współredaktorem magazynu Charisma oraz autorem nowej książki The Holy Spirit Is Not for Sale (Duch Święty nie jest na sprzedaż). Follow him on Twitter at leegrady.

раскрутка

To, że Bóg się ociąga, nie znaczy, że odmawia

Lee J. Grady

Czy ufasz Bożemu rozkładowi czasu? Droga do duchowej dojrzałości wymaga poddania naszych egoistycznych terminów ostatecznych.

Gdy Maria i Marta posłały do Jezusa wieści o tym, że ich brat, Łazarz, jest umierający, Jezus nie odpowiedział tak, jak spodziewali się Jego przyjaciele, a tak naprawdę to potraktował ich prośbę z góry. Biblia mówi, że gdy Jezus usłyszał o tym, że Łazarz zachorował, „pozostał jeszcze dwa dni na miejscu, gdzie przebywał” (Jn 11:6).   Dla Marii i Marty, to były bardzo długie dwa dni.

Gdy spotykamy się z frustrującymi opóźnieniami, automatycznie zakładamy, że Jezus odmawia nam, lekceważy i odrzuca nas. Bawimy się wtedy w dziecięcą grę użalania, zamykamy się w pokojach, zamykamy w bólu i trzymamy się od innych tak daleko jak to tylko możliwe.

Wątpliwości dręczyły ich. No w końcu, co to za przyjaciel z tego Jezusa? Dlaczego zignorował ich pilną prośbę. Dlaczego nie rzucił wszystkiego innego i nie pospieszył do nich na pomoc? Maria była szczególnie sfrustrowana i zakłopotana wyraźnie pozbawionym wrażliwości opóźnieniem Jezusa.

Gdy w końcu cztery dni po śmierci Łazarza przybył do Betanii, całun przygnębienia pokrywał całe miasteczko. Wszyscy byli w żałobie, Maria została przytłoczona smutkiem i zniechęceniem, jej wiara była tak zimna jak ciało Łazarza. Nawet nie wyszła porozmawiać z Jezusem. Ta kobieta, znana jako żarliwy uczeń Pański, pozostała w domu wtedy, gdy jej siostra wyszła zapytać Jezusa, dlaczego zajęło mu to tyle czasu (w. 20). Nie wiemy właściwie, co Maria robiła w domu. Najprawdopodobniej dąsała się, może nawet zmagała z uczuciem gniewu wobec Jezusa, ponieważ nie przyszedł wtedy, gdy Go wezwała.

Może rozumiesz Marię. Wielu z nas utknęło w tym samym miejscu rozczarowania. Przeżywamy wstrząs i zamieszanie, gdy Bóg nie działa zgodnie z naszym rozkładem.

Być może prosisz Jezusa o interwencje w osobistej sytuacji. Może potrzebujesz Go, aby wyratował kapryśne dziecko, uzdrowił ciało, zaspokoił finansową potrzebę, odnowił rozbite relacje czy ocalił marzenie, które właśnie kona. Może wydawać się, że Jezus stracił wspaniałą sposobność, albo był tak zajęty zaspokajaniem potrzeb innych, że zrzucił ciebie ze swojej listy priorytetów. Podobnie jak Maria z Betanii, możesz czuć, że Jezus za czekał za długo. Już jest po wszystkim. Teraz to już twój problem nie jest tak poważny, a twoje marzenie tak pozbawione życia, że Jezus nie może już nic na to poradzić.

Gdy spotykamy się z frustrującymi opóźnieniami, automatycznie zakładamy, że Jezus wypiera się nas, lekceważy i odrzuca. Bawimy się wtedy w dziecięcą grę współczucia, zamykamy się w pokojach, zamykamy w bólu i trzymamy się od innych tak daleko jak to tylko możliwe. Okazuje się, że za trudno jest nam modlić się w czasie kryzysu wiary. Przeciwnik dusz naszych mówi nam, że Jezusa to nie obchodzi, że nasze modlitwy są bez znaczenia, i że nie ma nagrody za wiarę w Niego. Jeśli ktoś ma melancholiczne tendencje, bije samego siebie podobnymi tekstami w stylu: „Podejrzewam, że po prostu nie mam na tyle wiary”.

Na szczęście Maria nie pozostała w stworzonym przez siebie więzieniu depresji. Biblia mówi, że gdy Jezus szedł do ich domu i zbliżył się do grobu łazarza, aby powąchać tego smrodu, Maria pobiegła do niego, uklękła u Jego stóp – w miejscu, gdzie zaczęła swoją podróż jako uczennica (Łk. 10:39). Po całym tym rozczulaniu się, odłożyła na bok grę oskarżania i wróciła do jedynego miejsca, gdzie wszelkie życiowe zmagania nabierają sensu.

Uklękła w Jego obecności, nie po to, aby zapytać Go, dlaczego Łazarz umarł, lecz po prostu po to, aby otrzymać wzmocnienie z tytułu samego przebywania z Nim.

Zdecydowała się wzrosnąć, zostawiła za sobą lamenty niedojrzałości, która domaga się od Jezusa działania w taki, a nie inny, sposób. Złożyła w Nim swoje zaufanie na nowo, pozwalając odejść egocentrycznym oczekiwaniom. Gdy tego dnia poddała Panu swoje życie, mówiła przez to, że będzie podążać za Nim nie tylko w dobrych czasach, lecz również w najciemniejszych dniach, gdy przez chmury śmierci, cierpienia i bólu nie będzie dostrzegać Jego miłości.

Tam, u stóp Jezusa, Maria uchwyciła w oczach Jezusa spojrzenie, którego nigdy wcześniej u Niego nie widziała. Zapłakał za swoim przyjacielem, Łazarzem, po czym nakazał jego martwemu ciału wyjść z grobu. Maria straciłaby ten cud, gdyby pozostała w domu w osamotnieniu. Musiała zobaczyć na własne oczy, że Boże opóźnienia to nie odmowa oraz to, że czas Jezusa jest doskonały nawet wtedy, gdy wydaje się, że zapomniał o sprawie.

Czy czujesz się tak, jakby Jezus zignorował twoją prośbę? Czy nie wydaje ci się, że twoje przesłanie do Niego zostało przechwycone? Czy toniesz w zniechęceniu, ponieważ twoje marzenia umarły, a Jezusa to nie obchodzi?

Wróć do Niego biegiem i zajmij miejsc u Jego stóp. Prawdziwi uczniowie wiedzą, że życie funkcjonuje zgodnie z Bożym planem, a nie naszym. Przebij się przez swoje wątpliwości, poddaj swoje nieprzekraczalne terminy, odrzuć zniecierpliwienie i odnów zaufanie do Pana, który jest suwerennym Panem naszych okoliczności.

– – – – – – – – – – – – – – – – –

J. Lee Grady drugim redaktorem naczelnym magazynu Charisma i autorem nowej książki pt.: The Holy Spirit Is Not for Sale. Follow him on Twitter at leegrady.

aracer.mobi