Category Archives: Tyra Stan

Stan 03.12.2019

Stany Tyra

3 grudnia
„….Komu zaś mało się odpuszcza, mało miłuje” (Lu 7:47).
Często zastanawiam się czemu ludzie, którzy nazywają siebie
„chrześcijanami” i uważają się za „naśladowców Chrystusa” są
bardzo często najbardziej osądzającymi, potępiającymi, niemiłującymi,
niemiłosiernymi i niewspółczującymi ludźmi na tej planecie. Myślę,
że w swej istocie jest to wynik wiary, której brak osobistego doświadczenia.
Fundamentalizm, podobnie jak większość religii, wyznaje, że dużo wie o

Bogu, mnóstwo o sobie, lecz jest to wszystko czymś obiektywnym, a nie
osobistym, jest więc relatywnie bezużyteczne. Na przykład, każdy, kto
nazywa siebie „chrześcijaninem”, powie, że wie o tym, że Bóg
przebacza.
Niemniej, brak przebaczenia innym mówi mi, że ci sami ludzie nie przeżyli
przebaczenia osobiście, a zostali jedynie intelektualnie
przekonani. Powtórzę: gdyby znali przebaczenie jako osobiste
doświadczenie, byliby skandalicznie przebaczający.
Wszyscy chrześcijanie zgadzają się z tym, że Bóg jest miłością,
lecz również i ta wiara nie jest czymś przeżytym osobiście. Aby poznać
miłość naprawdę musimy ją przyjąć w stanie bezbronności, w podatności na zranienie „takiego jaki jestem”.

Jeśli wydaje nam się, że w jakikolwiek sposób „zarobiliśmy” na
Boża miłość czy przebaczenie, nie możemy jej przyjąć w stanie bezbronnym, lecz przyjmujemy jako zapłatę, należność; „zrobiłem coś, a to jest Boże odpowiedź”. Takie podejście nie daje niczego oprócz dalszego
umacniania się w oszustwie wyimaginowanego ja. Prawdziwie przemieniające poznanie jest zawsze osobiste, nigdy zwyczajnie obiektywne.
Obejmuje ono poznanie KOGOŚ/CZEGOŚ, a nie wiedzę O KIMŚ/CZYMŚ, a to
zawsze wiąże się z relacją.
Poznanie obiektywne ma miejsce zawsze, gdy obserwujemy, rozpatrujemy
coś z dystansu. Jest to poznanie, które jest niezależne od nas, w
przeciwieństwie do poznania, które jest wplecione w nas.
Kiedy poznajemy z doświadczenia, jest to głęboko w nas zakorzenione i
to, co znamy, wychodzi poza przekonanie. W przeciwnym wypadku, będziemy zastępować bezpośrednie doświadczenie ideami o Bogu i cenić je bardziej niż miłość. To w jaki sposób odnosisz się do innych i jak ich kochasz bezpośrednio odzwierciedla to, czy znasz miłość Boga, czy też tylko wiesz coś o niej. Człowiek, który tego doświadczył/przeżył, nigdy nie znajdzie miłosierdzia u tego, który dysponuje wiarą i wersem z Biblii.

Jezus powiedział: „tych, którzy mnie kochają poznacie po tym, jak
kochają innych
” (J 13:35). Ten wers jest oczywistym aktem oskarżenia
przeciw chrześcijaństwu, jakie znamy.

< | >

Stan 1/2.12.2019

Stan Tyra

1 grudnia
Pozwólcie, że rozwinę nieco więcej to, o czym pisałem wczoraj. Twoja podróż przenosi cię z izolacji do społeczności, do jedności. Idąc dalej za porównaniem do wody, ty, jako pojedyncza kropla, zaczynasz na szczycie góry, tylko po to, aby po drodze zostać przyłączonym do innych pojedynczych kropli, z których wszystkie schodzą się razem aż staniecie się częścią oceanu. W taki sposób ta „chwała” pokrywa ziemie, jak wody (liczba mnoga) stają się morzem.

Ta podróż w dół przemienia nas z egocentryzmu do prawdziwego ja i uzdalnia nas do ucieczki z więzienia izolacji i indywidualizmu. Nie tworzymy tego większego ja, ani go nie osiągamy, jest ono budzone do rzeczywistości, w której odkrywasz, że już jesteś w oceanie, którego szukasz.

Jest to podróż od fragmentacji ku integracji, od alienacji do dostrojenia, od rzekomej separacji do jedności – nie tylko ze sobą, lecz ze wszystkim. Poznasz ten stan po pokoju, który będzie twoim udziałem, gdy już więcej nie będziesz prowadził wojny ze sobą samym i nie będzie już więcej dwóch (czy więcej) umysłów na każdy temat i każdego. Tylko wtedy będziesz żył z niepodzielonym sercem i nie będziesz już więcej „rzucany tam i z powrotem” przez cokolwiek (Ef 4:14).

Nic z tych rzeczy nie zdarzy się dopóki nie podniesiemy białej flagi poddania się w walce z naszym życiem. Musimy zostać uwolnieni od żądań, aby życie przychodziło do nas na naszych warunkach wściekając się za każdym razem, gdy wychodzi na to, że uporczywie nie poddaje się twojej kontroli. Pokój wokół ciebie nigdy nie będzie miał miejsca, dopóki nie będzie pokoju w tobie. Nie jest to „pokój jaki świat daje”, który nie jest niczym więcej, jak tylko chwilowym brakiem konfliktu. Boży pokój wykracza poza wszelkie konflikty, ponieważ nie jest przywiązany tylko do jednej strony. Tylko wtedy dokonasz przemiany ze ściany w most, który łączy dwie strony wszystkiego i pozwala sobie chodzić po obu. Jest to życie Chrystusa z rękami wyciągniętymi w obu kierunkach z miejsce pełnego miłości poddania.

2 grudnia
Sugestia mówiąca, że poznanie Boga jest ważną częścią duchowości nie będzie zaskakująca dla nikogo. Niemniej, sugerować, że poznanie siebie samego odgrywa równie ważną role, wywołuje u wielu alarm ostrzegający przed herezją

Autentyczna duchowość wymaga przemiany siebie, co ma miejsce wyłącznie wtedy, gdy Bóg i ja, są dogłębnie poznani. Nie da się głęboko poznać Boga bez głębokiego poznania siebie samego, jak i nie ma głębokiego poznania siebie, bez głębokiego poznania Boga. Patrząc na to z historycznego punktu widzenie nigdy nie było żadnych sporów o to, a jednak współcześnie w zachodnim kościele zostało to niemal całkowicie zignorowane. Faktem jest, że skupiliśmy się na poznawaniu Boga całkowicie oddzielając to od poznawania siebie i ogłosiliśmy, że ja to „ciało”. Ta iluzja stwierdza, że ja nie jestem przyjacielem Boga, lecz Jego wrogiem.

Jezus ostrzegał nas przed niebezpieczeństwami prowadzenia ślepego przez ślepego (Mt 15:14),Powiedział, że obaj wpadną do dołu. Normalną reakcją na ten wers jest oskarżanie poprzedniego lidera czy pastora, jako tego, który był ślepy i wprowadził mnie do dołu. Jakże szybko gramy kartą potępienia, a z siebie robimy ofiarę. Najbardziej zwodniczym liderem duchowego rozwoju jest fałszywe ja. Jest to ślepe ja biorące na siebie rolę duchowego lidera i budujące plan jak „stać się podobnym do Boga” (Rdz 2:17).

„Niejedna droga zdaje się człowiekowi dobra, lecz jej końcem jest śmierć” (Przyp 14:12). Poznanie Boga, bez poznania siebie prowadzi do sprawiedliwości własnej ponieważ usuwa potrzebę pokory i sprawia, że wiedza staje się cenniejsza od miłości. Czujemy się wtedy bardzo święci, jeśli chodzi o wiarę, lecz nie jest to w ogóle wiara, tylko prosta, zadowolona z siebie, religijna pewność siebie czy wiara w swoją wiarę. Wkrótce przestaje się nawet próbować poznać Boga, ponieważ człowiek jest zbyt zaabsorbowany realizacją stworzonego przez siebie planu stawania się „dobrym chrześcijaninem”.

< | >

Stan 27/30.11.2019

Stan Tyra
27 listopada

Często mówię o mocy poddania. Prawdopodobnie dobrze będzie jak rozwinę nieco ten temat. Instynktownie staramy się i unikamy poddania, ponieważ wygląda to na porażkę. Uciekinierzy poddają się, gdy nie ma innego wyjścia. Tak więc, kulturowo rzecz biorąc, możemy założyć, że poddanie to uległość wobec władzy/mocy. Niemniej, poddanie władzy nie ma nic wspólnego z poddaniem, które jest kluczowe dla duchowej przemiany. Mężczyźni mają szczególnie wielką awersję do uległości, ponieważ męskie ego kwitnie na kontroli i władzy. Mamy skłonności do pysznienia się ze sprawności Supermena i dyrygowanego przez ego sposobu życia w stylu:
„Zirytowany wysadzę twój dom w powietrze”.

Wydaje się że wielu z tych, którzy nie byli na tyle twardzi, żeby w szkole być awanturnikami decyduje się iść do polityki:). Jako dzieci jesteśmy chwaleni za umiejętność kontroli nazywani wspaniałymi chłopcami i dziewczynami, gdy kontrolujemy swój pęcherz, język i zachowanie. Kontrola jest nagradzana, a brak kontroli karany. Uczymy się tego, że miłość i akceptacja są związane z umiejętnością kontrolowania siebie.

Życie ma swoje sposoby, aby przypominać nam o tym, że tak naprawdę nie mamy pełnej kontroli, co powoduje, że wielu żyje w strachu i niepokoju. Niemniej, widzę te chwile jako drobne miejsca o ogromnym potencjale. W naszej podróży reprezentują chwile przemiany. To, co znane rozpada się,a my instynktownie staramy się łapać te kawałki i odbudować ponownie po to, aby wróciło poczucie bezpieczeństwa. Niektórzy wpadają w złość,gdy stają wobec faktu, że nie są tak silni, nie tacy „wielcy i odpowiedzialni”, jak udawali czy myśleli o sobie samych.
O ile takie chwile wydają się być wielką stratą, są w rzeczywistościchwilami wielkiej obietnicy. Im bardziej się sprzeciwiamy tym bardziej zatwardziali i zrogowaciali stajemy się. Nasz nieustanny opór powoduje,
że, zdarzenie po zdarzeniu, sami sobie budujemy więzienie, aż do chwili, gdy już nie jesteśmy ludźmi wolnymi, lecz więźniami strachu. Nie przeżywamy i nie cieszymy się życiem i rzeczywistością, lecz boimy się i opieramy.
Myśląc, że opierasz się zmianie, w rzeczywistości więzisz siebie w jednostajności. Bycie w pełni ludzkim i w pełni boskim wymaga ogromnego ryzyka i podatności.
Czym więc jest poddanie?

28 listopada
Prawda jest taka, że wszyscy musimy się poddać czemuś lub komuś zwanemu Życiem. Jeśli nie, nigdy nie nauczymy się jak żyć ponad swoim ego i złudzeniem, że coś kontrolujemy. Powiedzieć Życiu „tak” jest postawą nie opierania się, a nie rezygnacji. Rezygnacja jest postawą zewnętrzną, poddanie wewnętrzną. Rezygnacja, to zaniechanie; poddanie to
zaakceptowanie bez gniewu, zgorzknienia i nieprzebaczenia, jeśli czegoś zmienić nie można.
Jeśli nie mogę zmienić spraw pojedynczych nadal można starać się zmienić sytuację ogólną. Na przykład, jeśli bank
przejmuje moją niezapłaconą własność, stracę dom. To jest obecna rzeczywistość, którą muszę zaakceptować. Niemniej, nie znaczy to, że nie mogę zmienić swojej ogólnej sytuacji w taki sposób, aby nie postępowała dalej. Poddanie jest akceptacją tego, co jest, nie jest rezygnacją opierającą się na historii bądź strachu o przyszłość. Ustąpienie wobec
tego, co jest, lecz nie rezygnowanie z tego, co może być. To jest odroczona nadzieja i jest tragiczną chorobą serca.

Zgoda na życie, po jednej chwili, tworzy wspaniałe momenty życia pełnego pokoju. Życie w sprzeciwie i wypieraniu się prowadzi do przekory, gniewu, zgorzknienia i wzrastającego chłodu serca, coraz twardszego i kruchego na wszystko co nowe. Amerykańscy politycy ukazują na wielkim ekranie jak wygląda życie, na które składa się sprzeciw i wyparcie. Oddzielenie, zgorzknienie i gniew są owocami tego, przy czym równocześnie niewiele się w ten sposób osiąga.
Gdy przyjrzysz się historii to największymi rewolucjonistami byli pokojowi ludzie poddania, którzy nie zajmowali stanowiska w każdej sprawie, lecz wybierali większe dobro i robili to, co mogli, aby mieć na nie wpływ, w aktualnej rzeczywistości.
Większość z nich nie została zauważona, ponieważ to właśnie ci głośni i wstrętni zyskują najwięcej pogłosu w prasie, wywołując najmniej zmian. Niemniej, bądź pewien: cisi i wspaniali rewolucjoniści są pośród nas i podobni do
kwasu są ukryci w całym chlebie życia, wpływając na wszystkie dziedziny życia, przy bardzo niewielkiej uwadze innych.
Za co być wdzięcznymi dziś? Bądź wdzięczny za to, że ludzie ukrytego kwasu są obecni. Dwa kwasy, przed którymi ostrzegał Jezus przejawiają się na zewnątrz; kwas Heroda (polityka) oraz kwas faryzeuszy (religia).
Nie mają mocy ku przemianie, to co ukryte uzdalnia do wszelkiej zmiany.

30 listopada
Podróż duchowa i człowiecza to jedna i ta sama podróż, nie da się ich oddzielić od siebie, choć cielesne myślenie często próbuje. Aby lepiej ją zrozumieć i to, w jaki sposób „jest to nam robione” przyjrzymy się podróży wody.
Woda znajduje się w niekończącym się okrężnym procesie. Stale jest unoszona do góry tylko po to, aby być uwolniona w dół. Ten sam wzór znajdujemy w życiu Jezusa, ponieważ on często udawał się wieczorem na szczyt góry na czas rozważania, po czym rano wracał na dół, aby ponownie wylać siebie dla ludzkości.
Życie, powtórzmy: to jest całe życie, nie tylko twoje duchowe życie oraz ludzkie osobno, jest stałym ruchem i procesem stawania się. Twoje życie jest podobne do tego okrężnego procesu wody. Jakub zobaczył ten proces we śnie, patrząc na niewidzialny proces życia, jako na wstępowanie i zstępowanie. Pierwszy musi stać się ostatnim, który to staje się
pierwszym, po czym znowu staje się ostatnim, aby stać się pierwszym i tak ten proces trwa.
Podobnie jak woda, jesteś wylewany i sączysz się w dół, wynajdując swoje ścieżki, które prowadzą do niewielkiego stawu, gdzie stajesz się częścią czegoś większego, a gdzie musisz się zatrzymać na chwilę. Zaczynając od kropli do strumyka, następnie do rzeki ten zstępujący strumień rozwija nas i uzdalnia.
Niedojrzała religia zawsze chce być na szczycie góry, ponieważ kocha osiągnięcia i przebywanie na górze. Jest to interpretowane jako pozycja władzy w ramach religii zbudowanej jak piramida. W autentycznej duchowości nie ma szczytu piramidy, ponieważ jest ona zaprojektowana jako coś cyklicznego i wyraża się jako „Jedno”. Szczyt góry jest
miejscem bezpłodnym. O ile możne on być miejscem początkowym strumyka, nic tam nie rośnie. Obfite życie znajduje się w poniżej, w dolinie, tam, gdzie zbiera się woda.

Takie jest miłosierdzie i łaska Boża, że On zaprojektował życie w taki sposób, że woda życia płynie ku najniższym twoim miejscom i tam zbiera się. Wyłącznie w Chrystusie twoje najniższe miejsce może być najbardziej
owocnym miejsce, ponieważ w twej słabości, okazuje się Jego moc. Ta woda może być niewidoczna, lecz nigdy nie jest poza zasięgiem. „Jak wody napełniają morze tak ziemia będzie napełniona poznaniem chwały Pana” (Hab 2:14).

<|>

Stan-24/26.11.2019

Stan Tyra

24 listopada
Ostatnio kilka osób pytało mnie o rolę „cienia” w duchowym rozwoju. Spróbuję zachować prostotę.
Każdy z nas jest pewną mieszaniną sprzeczności i, jeśli mamy kiedykolwiek poznać pełnię, musimy to wszystko wziąć w objęcia. Są to te plewy i chwasty, które rosną na naszych osobistych polach. Jezus mówi: „Nie rosną razem” (Mt 13:30).
Tak, Jezus, podobnie jak my, również znajdował się pośród przeciwności, podobnych do naszych. Przeważnie był najbardziej łagodną, pokojową osobą na ziemi, lecz były takie chwile, kiedy musiał używać ostrego języka i wybuchowego charakteru. Przymykamy na to oczy i nazywamy to „sprawiedliwością” czy jakkolwiek inaczej, jak tylko potrzebujemy, aby stały się święte.
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nie były to słabości charakteru, lecz po prostu interesujące wymiary siebie, które zazwyczaj nie są oczywiste. To samo dotyczy nas. Carl Jung te części, które nie bardzo pasują do osoby, którą chcemy okazywać, nazywał naszym „cieniem”.
Cień to ciemna strona naszej osobowości. Ciemna nie dlatego, że jest zła, lecz dlatego, że osądziliśmy ją czy odrzuciliśmy a zatem odmówiliśmy jej dostępu do światła świadomości i uchwycenia pełni swego ja. Aby doświadczyć pełni, właśnie te odrzucone części ja muszą zostać zintegrowane w nas. Dlatego właśnie fundamentalizm jest tak totalnie nieskuteczny w tworzeniu wolności. Nigdy nie będziesz wolny dopóki tłumisz, ukrywasz czy wyrzekasz się części siebie. W rzeczywistości to właśnie te najbardziej nikczemne strony siebie muszą być najbardziej szanowane i akceptowane (1Kor 12:23).
Akceptacja tych części, które są nie do zaakceptowania i są niechciane jest jedyną drogą do wyeksponowania ich na akceptację i miłość, tak aby zostały przemienione. Wyrzekając się ich, wyrzekamy się siebie, a nie znać siebie samego to poddać się temu, co ignorujemy.

25 listopada
Zdarza się, ze rozmawiam z kimś i zauważam, że w ogóle nie słucha, nawet jeśli wcześniej zadał mi pytanie. Niektórzy zadają pytania tylko po to, aby dać sobie miejsce na odpowiedź bądź na spór, który chcą projektować na mnie. Zatem, w czasie, gdy ja odpowiadam, oni przygotowują sobie szczegółowo to, co mają następnie powiedzieć. To samo dzieje się niemal codziennie pod moimi postami na FB. Piszę ten blog, który jest, dla mnie osobiście, naładowany spojrzeniami gdzieś poza, a ktoś wybiera jedno słowo czy zdanie i zaczyna mnie uczyć, poprawiać, potępiać, czy nawet wszystko razem. Takie to głupie i małe.
Nigdy nie będziesz obecny wobec siebie, dopóki nie nauczysz się być obecny dla innych i, podobnie, nigdy nie nauczysz się być obecny dla innych, dopóki nie nauczysz się być obecny dla siebie. Być w pełni obecnym to coś znacznie trudniejszego niż się wydaje, a żadną miarę nie piszę tego, jako ktoś, kto to już osiągnął, po prostu jestem coraz bardziej świadom ważności tego.
Jedną z przyczyn tego, że tak zmagamy się z naszą obecnością dla innych jest to, że tak wiele nas wewnętrznie rozprasza. Nasz wewnętrzny świat wiruje planami, obawami, urazami i rzeczami, które powtarzamy sobie stale i wciąż, i wkoło… Nasz wewnętrzny świat jest tylko odbiciem tego zewnętrznego. Czytałem kiedyś o ptakach, których naturalne zachowania zostały zastąpione miejskim hałasem i po jakims czasie zapomniały swego śpiewu, zaczynając udawać dźwięki miasta. Obawiam się, że robimy to samo.
Czasami mówimy, że tęsknimy do milczenia i nawet gotowi jesteśmy udać się do jakiegoś cichego miejsca, lecz gdy już się tam dostaniemy okazuje się, że ten hałas idzie za nami, ponieważ nie pochodzi z zewnątrz, lecz z wewnątrz nas. Próbujemy oskarżyć o nasz brak wewnętrznego spokoju, zabieganie, ale fakt jest taki, że to nie ono jest przyczyną, lecz ogromne starania, aby go uniknąć. Możemy być pociągani do samotności i milczenia, lecz równocześnie bardzo niekomfortowo czujemy się z tym, ponieważ przychodzi z nimi konfrontacja ze wszystkim, czego usiłujemy uniknąć. Zewnętrzna cisza konfrontuje nas z hałasem naszego wewnętrznego świata.
Musimy udać się na naszą własną pustynie i spotkać z demonami, które nieustannie produkują nasz wewnętrzny hałas. Dopóki tego nie zrobimy, nie będziemy chodzić w mocy i nie będziemy tymi, którzy uzdrawiają. Jezus nie uzdrowił nikogo dopóki nie przeszedł przez swoją osobistą konfrontację i nie poszedł poza nią.

26 listopada
Odpuszczanie (uwalnianie) jest ważną duchową praktyką. Wydaje się jednak, że większość z nas przyjęła postawę przeciwną – trzymania się, a nie uwalniania. Aby być całkowicie obecnym dla siebie samego, a w konsekwencji dla innych, musimy dać sobie spokój z zaabsorbowaniem, które utrzymuje nas w nieustannym ruchu i rozproszeniu. To są te hałasy, które tłumią wewnętrzną ciszę i spokój.
Pierwszą rzeczą, którą prawdopodobnie musimy zostawić jest własna ważność. Często jesteśmy tak pełni siebie, że nie jest możliwe, aby być dostępnym dla kogokolwiek innego. Niektórzy, z tych, których znam, tak ciasno trzymają się swoich skłonności, maski publicznej czy reputacji, że nie ma w ich duszy miejsca na nikogo innego. Jest to coś, co nazywamy sarkastycznie: „large and in charge” (wielki i zajęty).
Szczera obecność duszy wobec siebie i innych musi zacząć od wyczyszczenia, a co najmniej odstawienia na bok, bałaganu ducha, czyli tego, co zazwyczaj napełnia nas, rozprasza i odłącza. Jeśli nie praktykujemy sztuki odpuszczania to zaczniemy absorbować czy asymilować to i po pewnym czasie nazwiemy to „mną”. Biblijna historia Gedareńczyka jest bardzo żywym przykładem tego, do czego asymilacja i wewnętrzne gromadzenie może nas doprowadzić.
Gdy Jezus zapytał go o imię, ten przedstawił siebie jako sumę tego wszystkiego, co wewnętrznie nagromadził, nazywając siebie „wiele” czy „Legion”. Gdy przebywał sam, nie było milczenia, pokoju i obecności dla siebie czy kogoś innego. To, że wewnętrznie przylgnął zarówno do opinii innych jak i swoich własnych uprzedzeń doprowadziło go do miejsca śmierci (cmentarza). Gdy przybył Jezus, ten człowiek został skonfrontowany z autentyczną obecnością, co jest podobne do zaglądania do pielęgnującego, spokojnego strumyka i zobaczenia swego prawdziwego odbicia. Oto zobaczył swój obraz w spokoju wody życia i ten spokój uwolnił go od wszystkiego czego się trzymał.
Pytanie? Co odzwierciedla twój obraz? Co inni wokół ciebie doświadczają? Czy potrafią oni znaleźć w tobie spokojne miejsce, gdzie mogą zobaczyć samych siebie bez tych wszystkich dodatków, które nazbierali czy też spotkanie z tobą jest „festynem” nagromadzonego bólu? Niektórzy będą się sprzeciwiać i żądać uznania i czczenia wszystkich ich rupieci. Ich założenia, uczucia, wartości, zranienia itp. Zamiast odpuścić im, chcą abyś ty przyjął ich w sobie i niósł ten ciężar razem z nimi.. Są przekonani o tym, że jeśli zdobędą innych do przyjęcia ich bólu to w jakiś sposób będą się mieli lepiej i będą wolni. Problem jest w tym, że nie chcą zrezygnować, lecz po prostu pomnażać go i dzielić się nim. Jest to droga, która nigdy nie prowadzi do wolności i dlatego przebaczenie sobie oraz innym jest istotą wszelkiej duchowej przemiany.

< | >

Stan 19/23.11.2019

Stan Tyra
19 listopada

Nie zbawiamy naszych dusz tylko je odkrywamy. Nie próbujemy siebie uświęcać – nasze dusze są przebudzane. Już jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, po prostu nie wiemy o tym. Wyzwaniem jest zaufanie. Ufać, że jestem jedno z Bogiem, bez względu na swoje własne starania ku uświęceniu jest bardzo upokarzające dla ego. Stąd też pojawia się pokusa taka sama jak u Ewy: jak mogę stać się podobny(a) do Boga.
Jeśli przylgniemy do niego to pozytywny obraz siebie samego jest równie
uzależniający jak negatywny. Jezus powiedział, że błogosławieni ubodzy w duchu. Cała nasza duchowość polega na odpuszczaniu; własnego poczucia bezpieczeństwa, dobrej reputacji i samo-rozwojowych projektów, które nazywamy swoim własnym ja. Doszedłem do przekonania, że religia jest najczęściej najbezpieczniejszym miejscem, w którym można uniknąć Boga, ponieważ Bóg chce poprowadzić nas ku poddaniu siebie, podczas gdy religia często uczy nas kontrolowania siebie.
Aby spotkać się z naszymi demonami, które kuszą nas do tego, abyśmy
wykazywali swoją tożsamość przez osiąganie sukcesów, musimy zostać
poprowadzeni na pustynie. W przeciwnym razie będziemy używać ewangelii do ukoronowania siebie, zamiast uwolnić siebie do uwalniania innych.
Podobnie jak w przypadku Mojżesza; niewolnik nie może uwolnić niewolników. Z miejsca niewinności i słabości musimy być
„spławieni” w dół rzeki do miejsca wolności, gdzie nasza tożsamość jest
potwierdzona. Tylko wtedy możemy prowadzić ludzi do wolności.

Continue reading

Stan 15-17.11.2019

Stan Tyra

15 listopada
Z całą pewnością zachodni kościół, i większość światowych religii, uczy duchowości uzależnienia. Innymi słowy: zaczyna się od miejsca braku i usiłuje pomóc sobie dodając „wszystkie te rzeczy”. Staliśmy się religijnymi kapitalistami, którzy zawsze utrzymują ego na swoim miejscu i usiłują udobruchać je rupieciami. W ten sposób wszystko, w tym Bóg, staje się produktem konsumpcyjnym, który może być „nabywany i sprzedawany”, a kościół staje się biurem maklerskim. To są te stoły, które Jezus powywracał w świątyni, a które muszą być stale wywracane w naszych osobistych, zbudowanych przez siebie świątyniach.

Musimy w jakiś sposób przejść do duchowości ujmowania. Niemniej, nie jest tak, że podejmiesz decyzję, aby stać się bezsilnym. Jeśli tego próbujesz to jedynie wzmacniasz swoje własne ego. Nikt nie jest w stanie nawrócić siebie samego, możemy tylko „zostać” nawróceni, bądź może to „być nam zrobione”, nie z własnej woli.
Musimy w taki sposób patrzeć na życie i rzeczywistości, abyśmy zostali przekonani do gotowości znaczącej przemiany.

Właśnie dlatego mało kto zostaje nawrócony w lokalnym kościele czy plemiennym środowisku. Gdy wszyscy jesteśmy tacy sami, dochodzimy do tych samych wniosków i zachowujemy te same skłonności, wszyscy wszystkich sankcjonujemy, bez względu na to w jak egoistycznym „nienawróconym” stanie każdy jest. Ekklesia oznacza tych, którzy zostali wywołani. Problem polega na tym, że nie zostaliśmy wywołani czy wyprowadzeni. Zostaliśmy wprowadzani i „straceni” w identyczności, którą teraz nazywamy „Kościołem”. Lata wewnętrznego rozmnażania się (kazirodztwa) spowodowało szokujące deformacje, których ci „wewnątrz” nawet nie zauważają, ponieważ jest to dla nich „normalne” czy święte.

16 listopada
Ponieważ straciliśmy sztukę obiektywizmu, staliśmy się uzależnieni w uzależnionym społeczeństwie. Przywiązujemy się do rzeczy, które wydaje nam się, że mamy, podczas gdy to one w rzeczywistości mają nas, a może to być wszystko, zaczynając od kościoła, przez uczucia, opinie do posiadłości czy pozycji.

Gdy Jezus powiedział bogatemu młodzieńcowi, aby sprzedał to, co ma, nie tyle chodziło Mu o pieniądze, co o nauczenie wypuszczania (z rąk). Jezus chciał pomóc mu nauczyć się sztuki obiektywizmu. Młody człowiek chciał się dowiedzieć w jaki sposób dodać Boga do swego życia, jako kolejną posiadłość. Na tym polega kapitalistyczne chrześcijaństwo, o którym ostatnio wspomniałem.

Ze względu na liczne kulturowe i chrześcijański filtry bardzo trudno jest nam zrozumieć, że nie można znaleźć czegoś, co się już ma, można to tylko odkryć. Nie możesz możesz przekonać Boga, żeby „wszedł” do twojego życia czy serca przy pomocy poważnej, bardziej naglącej modlitwy. Wszystko, co możesz zrobić to stać się mniejszym, spokojniejszym i mniej przepełnionym sobą oraz swymi nerwowymi opiniami, wnioskami, ideami i uczuciami. Wtedy Bóg stanie się dla ciebie oczywisty w teraźniejszości, ponieważ wyciszysz się na tyle, aby usłyszeć ten stały cichy głos, który zawsze był w tobie.

Dotyczy to również śpiewania pieśni uwielbienia, cytowania Pisma i udziału w rytualistycznych ceremoniach powtarzalnie bezwartościowych. Dopóki się nie wyciszysz i opróżnisz na tyle, żeby rozpoznać obecność, nie jesteś w stanie być obecny wobec czegokolwiek boskiego czy przemieniającego. Ten bogaty młodzieniec (1) przyszedł do Jezusa, co wygląda bardzo duchowo, i (2) zapytał, jak być zbawionym, co brzmi duchowo, lecz ani w jednym, ani w drugim przypadku nie było. Tak więc, odszedł zasmucony tym, że nie mógł skorzystać z okazji z Bogiem. Poddanie się to było coś więcej niż chciał zapłacić.

Problemów ducha nie da się rozwiązać przy pomocy mózgu i przemyśleń. Nie da się kupić swojej drogi, wymyślić tej drogi czy posiąść drogi do przemiany. Musisz swoją drogę przeżyć ku nowemu sposobowi myślenia a dzieje się to przez pełne przeżywanie swoich doświadczeń i uczenie się z nich. Obawiam się, że jesteśmy tak zajęci uwielbianiem Jezusa, czego On nigdy nie zalecił, że całkowicie zignorowaliśmy Jego przesłanie. Wydaje się, że na szczęście, jesteśmy nawracani wbrew sobie.

Ewangelia jest dobrą nowiną wyłącznie dla ubogich, a nie dla tych, którzy mają wiele do stracenia.

17 listopada
Księga Przypowieści 4:7 powiada nam: „Zdobywaj mądrość ponad wszystko inne”. Jestem przekonany, że należy to do najbardziej deficytowych rzeczy, poza wiarą, a „kościół” zdaje się być miejscem, w którym ten brak jest największy. Zamiast przekazywać mądrość, uczymy ludzi myśleć jak to oni są w porządku, a ktoś inny w błędzie.

Zarządziliśmy pewne rzecz a inne zakazali, lecz rzadko się zdarza, abyśmy wskazywali ludziom drogę do wielkiej mądrości. Jest tak dlatego, że do tego potrzeba upadków, błędów i ryzyka błędu, coś do czego kościół nie znosi i ma do tego cierpliwości. Niemniej, w taki właśnie sposób zdobywa się mądrość i dlatego kościołowi bardzo jej brakuje. Ponieważ ważniejsza jest reputacja niż droga do prawdziwej mądrości, zamiast robić miejsce na mądrość, aby wyglądać na „Święty”, ukrywa upadki, karze je i wypędza nieudaczników. Ciągle jest przekonany o tym, że jeśli dotknie trędowatego to się zarazi. Nigdy nie szedł za Jezusem do miejsc, gdzie możesz dotknąć trędowatego, a on zostanie uzdrowiony.

Wielką pokusą każdej religii jest uwięzienie ewangelii w głowach, gdzie możemy mieć rację lub nie. Skutek jest taki, że rzadko widzimy nasz własny grzech, a tak naprawdę to mamy tendencję do nazywania go cnotą. W jakiś sposób całkowicie zignorowaliśmy nauczanie Jezusa, aby kochać jedni drugich, a zastąpiliśmy to przez „będziesz miał rację”.

W ciągu lat zdałem sobie sprawę z tego, że ludzie, którzy wierzą, że są święci, nie są nimi, a ludzie, którzy myślą, że są grzesznikami, są tymi najbardziej świętymi. Przecież Jezus powiedział współczesnym sobie liderom: „prostytutki i celnicy wejdą do Królestwa, przed ludźmi siedzącymi w synagodze”. Co!!!??? Tak się dzieje, gdy robimy z Jezusa religię, zamiast iść za Nim do upadłych miejsc pokory. Nie może być prorokiem, ktoś kto najpierw nie zobaczy w sobie tego, na co chce wskazywać u innych.

< | >

Stan 8/9.11.2019

Stan Tyra

8 listopada
Otrzymałem ostatnio sporo pytań dotyczących świadomości. Ludzie chcą wiedzieć, czym rzeczywiście jest świadomości i jak osiągnąć/otrzymać. Poświęćmy na to kilka postów i spójrzmy na świadomość na nowo, zobaczmy czy da się rozjaśnić nieco zamieszanie wokół tego.

Często, gdy mowa jest o świadomości, używa się terminu „rozszerzenia/rozwinięcia” i chcecie wiedzieć, co zrobić, aby ona wzrosła czy rozwinęła się. Może to być szokiem, lecz nie da się. Świadomość nie jest jakimś celem, zatem nie możesz go „osiągnąć. Twoja świadomość jest tym, czym jest, nie rośnie coraz bardziej, a jest tak dlatego, że spoczywa ona w twojej duszy, a dusza nie wzrasta. To umysł wzrasta/rozszerza się.

Świadomość spoczywa w duszy, a uwaga w umyśle. Obecnie masz w życiu do czynienia z tym, że zwracasz większą uwagę na świadomość, nie ignorując jej. Połączenie świadomości i umysłu nazywamy samowiedzą/przytomnością/trzeźwością… Jest to obecność Adama i Ewy w każdym człowieku. (Jest to historia, która nie ma nic wspólnego z tożsamością płciową.) Jedno jest ciekawskie, zadające pytania i łatwo ulegające, a drugie niezachwiane i zawsze znające się na rzeczy. Umysł (Ewa) da się zwieść, lecz Adam (dusza) „jest rozmyślne/świadome”. Pamiętaj o tym, że w tej metaforycznej opowieści o ogrodzie, wąż pojawił się nagle, gdy ci dwoje nie byli razem. Gdy ta para chodzi po ogrodzie razem, jedno jest nieustannie świadome drugiego i w pełni świadomy „JA JESTEM”, natomiast wąż nie „plącze” się w pobliżu. Umysł pozbawiony świadomości duszy interpretuje życie jako „diabeł”. Ci dwoje nigdy nie poznali „winy/potępienia/nagany” dopóki nie znaleźli się w tej podróży nie „razem”.

Continue reading